Pora na małe podsumowanie z mojej strony, nie wiem czy to rok, czy więcej lub mniej, w każdym razie zacznę tam gdzie skończyłem ostatnio Jeśli coś powtórzyło to sorki, sam już tego nie pilnuję, co opisałem, a czego nie.
Ghost of Tsushima - co prawda wcześniej zrobiłem inne platyny, ale musiałem zacząć listę od tego arcydzieła. Sucker Punch po prostu zniszczyło końcówkę generacji tą produkcją. Jeśli chodzi o ilość zrobionych screenshotów, to Tsushima pewnie u wszystkich wygrywa bez większego problemu. Artyzm tej gry to coś, o czym będziemy mówić jeszcze przez długie lata. Sama rozgrywka również wprowadza trochę nowości do skostniałego już gatunku open worldów. Przede wszystkim minimalny HUD i wykorzystanie otoczenia do nawigacji to strzał w dziesiątkę. Podczas walk brak autonamierzania (co początkowo też mnie irytowało), a cała walka polega na wyczekiwaniu na ataki przeciwnika oraz dobraniu odpowiedniej postawy. Obserwacja przeciwników to klucz do ich pokonania. Nawalanie w jeden przycisk tutaj nie przejdzie. Platyna jest bardzo przyjemna, tym bardziej że nie da się niczego pominąć, jej poziom to spokojne 3/10. Problem pojawia się, gdy chcecie zrobić 100%, ponieważ trzeba ukończyć raid w trybie kooperacji Legends. Wymaga 4 zgranych osób na wysokim poziomie z bardzo dobrym sprzętem oraz dobrego ogarniania sytuacji. Raid jest podzielony na 3 części i zajmuje spokojnie około kilku godzin. Poziom trudności również jest znacznie wyższy niż w podstawowej grze. Ostatni boss na szczęście nie jest trudny, ale łatwo się na nim wyłożyć w kluczowym momencie. Zrobienie 100% to już takie 7/10 wg mnie.
F1 2020 - w końcu CM poszło po rozum do głowy i dało normalne trofea, bez głupich wymagań w trybie online czy walenia kilkunastu sezonów w singlu. Warto się również pochwalić, że wg PSNProfiles jestem pierwszym zdobywcą platyny na całym świecie. Sama gra to kopiuj/wklej z poprzednich wersji, jedyna zmiana to tryb Mój Zespół, gdzie zamiast domyślnym bolidem jedziemy własnym. Do tego mamy coś w rodzaju kalendarza zarządzania zespołem, gdzie ustalamy priorytety dla naszego zespołu. Niby fajna sprawa, ale tak naprawdę niewiele to zmienia, tym bardziej, że rozwój samego bolidu to również kropka w kropkę ten z poprzednich wersji. Widać, że CM się tutaj nie ma zamiaru przemęczać... Wracając do platyny to uznaję jej poziom za 4/10, jak nie mniej.
Zombie Driver: Immortal Edition - gierka zombie, tyle że w wydaniu samochodowym. Długo czaiłem się na tę grę, ale jak zobaczyłem, że wersja na PS4 jest za friko (jeśli się miało na PS3) to wziąłem bez zastanowienia. Liczyłem, że to będzie takie Dead Nation z autkami, a niestety gra jest dość jałowa i nudnawa. Mamy co prawda kilkanaście aut, jakiś tam rozwój i mapy średnich rozmiarów. Są nawet zróżnicowane misje, a nie tylko czyszczenie miasta. Na szczęście platyna to max 10 godzin zabawy, a jej poziom również jest bardzo niski, nie ma tutaj nic wymagającego, takie 3/10.
Days Gone - długo czekałem z zabraniem się za ten tytuł, no ale w końcu przyszła pora. Bawiłem się wyśmienicie w tej grze i zrobienie platyny to był wręcz obowiązek. Sama platyna nie jest trudna, taki standard od Sony, czyli zrobić fabułę, wyczyścić mapę i jakieś tam parę dodatkowych trików na motorze. Problem zaczyna się, gdy chcemy zrobić 100%, ponieważ trzeba zrobić tryb wyzwań, a te są cholernie frustrujące. Zrobienie czasówki na złoto to spore wyzwanie i trzeba znać każdy challenge od podszewki, nie obejdzie się również bez wykorzystywania terenu na swoją korzyść, itd. Trochę mi zajęło przebrnięcie przez niego, ale jakoś poszło. Tak naprawdę to pierwsze wyzwania były najtrudniejsze, później już to jakoś leciało. Najlepszym było zdecydowanie parodia Crazy Taxi, gdzie rozwozimy ludzi melexem w akompaniamencie podobnych nutek. Takich wyzwań powinno być znacznie więcej, a nie wkurwianie gracza na każdym kroku. Dochodzi jeszcze tryb Survival, ale jeśli gracie go w Nowej Grze+ to nie sprawia on żadnych problemów. Największym było brak podświetlania przedmiotów, przez co sporo omijałem. Platyna to takie 5/10, ale 100% to już spokojnie 8/10.
Resident Evil 7: Biohazard - na klatę poszła rzecz jasna wersja Gold, ze wszystkimi dodatkami i podobnie jak wyżej, sama platyna to pikuś przy robieniu 100%... Przejście na tryb FPP wg mnie dużo dało, odświeżony koncept, nowe środowisko, no bawiłem się naprawdę dobrze. Jednak więcej tutaj biegania i unikania niż samego strzelania, no ale w sumie w RE zawsze tak było. Fajna sprawa to bonusy za kończenie gry w dany sposób lub zrobienie speed runów. Brakuje mi tego w innych grach, a RE jak zwykle dostarcza. Podstawkę można machnąć w parę godzin, jak już wiemy co robić i gdzie biec i jak rozwiązywać zagadki. Jak już mówiłem, problem zaczyna się przy DLC, bo niektóre są cholernie trudne, a do tego dochodzi jeszcze losowość, czyli najgorsza mieszanka. Na pierwszy rzut poszło u mnie dlc z pokerem, które wielu uznaje za najtrudniejsze. Trzeba przejść kilkanaście run pod rząd bez utraty życia, a to już nie w kij dmuchał. O dziwo, bawiłem się tutaj bardzo dobrze i jak się wciągnie w pokerka to potem już leci. W dodatku wersja w grze działa na jednej talii, więc na luzie można ogarnąć jakie karty ma przeciwnik. Później już robiłem z nim co chciałem. Kolejnym głupim dlc było coś w rodzaju rogalika, gdzie umieramy na strzała. a sprzęt podnosimy z losowych skrzynek. Trzeba znać na wylot mapę, rozkład skrzynek i przede wszystkim sposoby na każdego bossa. Trzeba zabić Jacka w garażu, później Jacka w piwnicy i jeszcze jego żonkę w tym jej ogródku. Reszta dlc była już w miarę spoko, chociaż to z tym dziadkiem w lesie i krokodylami również trochę napsuło mi nerwów. Co by nie było, 100% wpadło. Sama platyna to 5/10, może 6/10, zaś 100% to miejscami nawet 9/10.
Gravel - leżało na półce i stwierdziłem, że w końcu pora chyba to ograć. Nie miałem żadnych oczekiwać i w sumie dokładnie to dostałem, prostą średnią gierkę w temacie off-road. Gra jest banalnie prosta, trasy są szersze niż niemieckie autostrady, a cała trudność polega jedynie na przebrnięciu przez wydłużony do bólu tryb singlowy. Podczas bicia platyny, trzeba jeszcze natłuc kilometrów, gdzie po zrobieniu wszystkiego nie jesteśmy chyba nawet w połowie, więc jeździmy w kółko po jakiejś zimowej mapce jak te debile. Platyna to 2/10, ale radzę uważać bo jest nudna jak flaki z oleju.
Mutant Year Zero: Road to Eden - uwielbiam turówki, więc Mutanta nie mogło zabraknąć na mojej liście, tym bardziej, że XCOM 2 już zrobiony. Różnica tutaj jest taka, że turowa jest tylko walka, normalna eksploracja odbywa się płynnie. Dlatego każdego przeciwnika możemy podejść od pasującej nam strony i przechodzimy prosto do walki. Można to fajnie wykorzystywać i flankować przeciwników. Jak to w tego typu grach bywa, nie mogło zabraknąć pucharków za Iron Mana i najtrudniejszy poziom. Na szczęście jest tryb Nowej Gry+, w którym możemy zrobić najtrudniejszy poziom. Mamy już najlepsze giwery i pancerze, a to już spora dogodność. Klimat gry jest naprawdę dobry, fajnie poznawało się opinie bohaterów na temat urządzeń codziennego użytku ludzi, np. toster został określony jako "ogrzewacz do rąk" i nie mogli się doczekać aż go przetestują. Smaczków jest dużo i warto zwiedzać mapy. DLC to mniej więcej ten sam poziom co podstawka, zaczynamy tam, gdzie skończyliśmy i poznaje historię do samego końca. Ostatni boss niestety jest banalnie prosty i więcej problemów sprawia użeranie z masą zwykłych przeciwników niż sam boss. Platyna i 100% to takie 6/10, albo miejscami 7/10.
Mass Effect Andromeda - wiem, że narażę się pewnie wielu użytkownikom, ale nie grałem w trylogię... Kiedyś liznąłem jedynkę, ale tylko pobieżnie. Dlatego Andromeda dobrze mi weszła, bo porusza zupełnie nowy wątek. Ile jaj było z tą grą to już chyba każdy wie, materiał na memy był gruby. Grałem w grę już po wszystkich patchach, a i tak miejscami chodziła tragicznie. Przechodziłem na PS4 Pro, a i tak musiałem wyłączyć wszelkie ulepszacze graficzne, bo konsola wyła jak szalona. Wracając do gry, to bawiłem się nawet przyzwoicie, ale nic poza tym. Na każdej planecie robimy zawsze to samo, czyli kilka głównych zadań, kilka pobocznych, wyczyszczenie reszty i dawaj dalej. Fabuła klasyk, źli obcy próbują przejąć technologię innych obcych dla siebie, a my mamy im w tym przeszkodzić. Główne postaci jak i towarzyszące bez polotu, taka całkowita mieszanka wszystkich ras, ale wyruchać można prawie wszystkich, chociaż rudej pilot się nie dało, bo woli muszelki. Pochwalić muszę jednak za przerywniki, było ich mało, ale jak już wjeżdżały to było czuć ten wysoki budżet na każdym kroku, szczególnie pod koniec gry. Trofea na szczęście nie są trudne, ale trzeba uważać w kilku miejscach. Dodatkowo możemy zrobić bardzo prosta koksa postać, która ściąga wszystko praktycznie na jeden strzał, ale to już dla bardziej zatwardziałych graczy. Poziom platyny to maksymalnie 5/10.
The Surge 2 - kontynuacja mojej ulubionej gry w klimacie soulslike. Uwielbiam klimaty brudnego science-fiction, a ta gra dowozi w tym temacie mocno. Sam gameplay to mniej więcej to samo co ostatnio, czyli odcinanie kończyn, kombosy, itd. Na początku jest trochę trudno, ale jak tylko dorwiemy odpowiedni sprzęt to już lecimy przez całą resztę. Trzeba się nauczyć schematów każdego przeciwnika, bo jak to w tego typu grach bywa, nawet zwykła płotka może nas położyć bez większego problemu. Nie wiem jak Was, ale mnie największą frajdę sprawia tutaj eksploracja, odkrywanie nowych skrótów oraz rozpracowywanie nowych przeciwników. Bossowie jak zwykle na wysokim poziomie, potrafią napsuć sporo krwi, nawet jak doskonale znacie ich schematy. Podobnie jak w pierwszej części i tutaj bawiłem się wyśmienicie. Jest to jedna z moich ulubionych serii i z otwartymi rękami czekam na kolejną. Wpadło również DLC, które ma klimat całkowicie inny niż reszta gry. Trafiamy na statek Krakow, na którym jest coś co przypomina miasteczko z amerykańskich przedmieść. DLC jest bardzo krótkie, ale bardzo fajnie poznaje się jego tajemnice i nie zabrakło również miejsca na parę nowych pancerzy oraz broni. Trudność platyny oceniam na 5/10.
DiRT 4 - po ograniu Dirt Rally, przyszła pora na coś luźniejszego. Co prawda gra daje możliwość odpalenia poziomu symulacji samochodu, ale i tak nie ma to nawet podejścia do DR. Plusem jest to, że gra skupia się wciąż na rajdach, ale nie zabrakło innych dyscyplin, takich jak baja, durne gymkhany czy rallycross. Samej gry opisywał nie będę, bo każdy wie czego się spodziewać, ale muszę ostrzec jeśli ktoś planuje robić platynę. Gra wymaga zrobienia kilkunastu rajdów w trybie online ProTour, co obecnie jest cholernie trudne, bo już nikt nie gra w tę grę. I tak, żeby to zrobić to czasami siedziałem w lobby nawet 30 minut, żeby tylko pojawiło się minimum 4 graczy (takie było chyba minimum do odpalenia). Cała reszta jest banalnie prosta i spokojnie można ograć to na padzie. Jedyny minus to ten online, który z dnia na dzień jest coraz bardziej pusty. Jedyna nadzieja, że gra trafi kiedyś do Plusa, ale chyba marne na to już szanse. Platyna to 4/10, ale przez martwy online może być bardzo trudna do zrobienia. Można się w sumie ustawić z paroma osobami i liczyć, że Was znajdzie w trakcie matchmakingu.
Final Fantasy XV - na strzał poszła wersja ze wszystkimi DLC, łącznie z tym Comrades. Już na samym początku muszę Was ostrzec, że dlc Comrades (online) jest normalnie już niedostępne i nie zrobicie w ten sposób 100%. Z pomocą przychodzi trik, w którym musicie obniżyć wersję gry do takiej, gdzie to dlc jeszcze działało i zrobić wszystko solo (da się). Cała operacja obniżania wersji nie jest skomplikowana, trzeba puścić połączenie przez kompa, zrobić proxy i wymusić w konsoli, aby pobrała odpowiedni patch. W razie czego są proste poradniki jak to zrobić. Wracając do gry to o mój boże, ale co tu się dzieje... Gdzieś tak już w połowie przestałem śledzić co się dzieje, bo burdel był niesamowity, a jak doszło jeszcze to przesunięcie w czasie to już w ogóle pukałem się głowę. Do tego te mega nudne fetch questy, na zasadzie idź zabij potwora, wróć i tak w kółko. Japończycy mocno przekombinowali tę część, a szkoda, bo sama eksploracja i poruszanie się naszym pojazdem zostały zrobione naprawdę solidnie. Jest również kilka mini gier, jak wyścigi chocobosów, łowienie czy podobno nawet kasyno, ale nie dostałem się do niego. Skupmy się jednak na trofeach, bo po to tu jesteśmy. Zarówno podstawka jak i pozostałe dlc są bardzo proste, jedyny minus, że całość pochłonie spokojnie 100 godzin, jak nie więcej. Samo dlc Comrades to spokojnie 10 - 15 godzin farmienia, żeby wszystko zrobić, ale muszę przyznać, że jest to chyba najlepiej zrobione dlc ze wszystkich. Fajny rozwój broni (powinno to być w podstawce), idea podobna jak w Monster Hunter, czyli idziemy na potwory farmić materiały, a potem pakujemy je do postaci. Grając to w kilka osób musiała być fajna zabawa. Reszta DLC to historyjki każdego z bohaterów, głównie w momencie, gdy się rozdzielili. Są krótkie i proste, każde można machnąć w przeciąg 2 - 3 godzin. Trudność platyny jak i całości to tak około 6/10, trzeba pamiętać, że do 100% trzeba bawić się w obniżanie wersji gry.
Doom Eternal - moja perełka i obok Tsushimy, GOTY 2020. Jest jeszcze lepiej niż w wersji z 2016, szybciej, krwiściej, a mapy są jeszcze większe. Niestety weszły jakieś dziwne elementy platformowe, ale na szczęście nigdy z tym problemów nie miałem, chociaż rozumiem tych, którym się to może nie podobać. Ograłem grę na Ultra-Violence i uważam, że to idealny poziom dla tej gry. Nawet w Slayer Gate'ach trzeba się niesamowicie uwijać, żeby nie paść. Jak tylko się zrozumie, że trzeba mieć motorek w dupie i zasuwać po całej mapie jak szalony, to nagle wszystko staje się proste o oczywiste. Wprowadzono kilku nowych przeciwników (np. węże, albo znany już wszystkim Marauder) oraz rozwinięto znane już nam pukawki + wprowadzono kilka nowych sztuk. Jest co robić, jest co rozwijać, a przede wszystkim jest komu wyrywać bebechy. Tryb online jest niestety mocno in minus, bo jakieś dziwne asymetryczne zabawy, czyli potwory kontroa Doom Slayer. Rozumiem, że nie chcieli robić konkurencji Quake'owi, no ale wciskanie takiego czegoś na siłę to też trochę nie halo, spokojnie można było dorzucić zawartości do singla. Nie ograłem jeszcze DLC, ale niedługo to zrobię, jednak sama podstawka i platyna to około 4/10, bo można grać na dowolnym poziomie trudności.
SnowRunner - kolejna perełka na tej liście, jedna z gier, która ma specjalne miejsce w moim serduszku. Najwolniejsza gra roku? Zdecydowanie SnowRunner! Zabawa z brodzenia w błocie, wodzie, śniegu najróżniejszymi maszynami to frajda jakich mało. Dorzućcie do tego zabawę w coopie, gdzie jeden wywraca zestaw, a cała reszta jedzie na pomoc, przy czym mijają 2 godziny, a Wy wciąż leżycie w rowie popłakani ze śmiechu widząc podchody znajomych, albo toczącą się w dół ciężarówkę kolegi, który zapomniał zaciągnąć ręcznego. Takich akcji jest tu od groma, a do tego mapy są duże i piękne. Poprawiono dosłownie wszystko względem MudRunnera. Muszę jednak przyczepić się do ogromnej ilości bugów. Nie wiem jak teraz, bo już dawno nie grałem, ale wtedy to była masakra, szczególnie w trybie online, gdzie mogło nawet wywalić wszystkie zapisy z gry. Platyna to takie 4/10, ale jest czasochłonna i wymaga sporej ilości kilometrów w błocie.
Final Fantasy VII Remake - wiele zostało już powiedziane o tej grze, opinie są od zachwytów aż po srogie narzekanie. Osobiście zaliczam się bardziej do tej pierwszej grupy osób, co nie zmienia faktu, że jestem w pełni świadomy problemów tego remake'a. Największą zaletą są zdecydowanie bossowie, ale znowu z drugiej strony, podczas walk jest sporo chaosu, nad którym ciężko zapanować. Trzeba naprawdę mieć już wszystko w małym palcu, żeby ogarniać co i jak, szczególnie na poziomie Hard. Mojej pierwszej walki z domkiem długo nie zapomnę... Platyna wymaga podwójnego przejścia gry, ale na szczęście jest New Game+, dzięki czemu można wymaksować postać, zdobyć odpowiednie akcesoria, a następnie przelecieć przez poziom Hard. Także można sobie uprościć całość, a można próbować bez maksowania, jak kto woli. Platyna to spokojnie 6/10, bez maksowania postaci może nawet 7/10.
Ruiner - prosta gierka z kamerą "z góry" i skupienie się na nawalaniu. Miejscami mocno zalatuje Hotline Miami, bo sposób rozgrywki mniej więcej ten sam, tyle że nasz bohater nie umiera od jednego strzała. Za to machanie bronią białą sprawia już sporo frajdy i ciachanie kolejnych fal przeciwników odbywa się z uśmiechem na ustach. Obok broni białej mamy również palną i tutaj również nie zabrakło ciekawych projektów. Ciężki cyberpunkowy klimat również na plus, chociaż gra jest na tyle krótka, że ciężko się nim nacieszyć, szczególnie miastem, które robi za hub pomiędzy misjami. Rozwój bohatera jest spory, ale trzeba kombinować z różnymi buildami, bo ilość punktów jest ograniczona. Dlatego każdy music zrobić postać pod siebie. Platyna to 5/10, nawet przejście na najwyższym nie jest jakoś frustrujące, bo checkpointy są często i załadowanie poprzedniego stanu odbywa się w momencie.
Yakuza Kiwami - yakuzy darzę specjalnym uczuciem, ale od dawna już mówię, że co za dużo to niezdrowo, dlatego kolejne części przechodzę z dość dużymi przerwami, bo ileż można biegać po tym nieszczęsnym Kamurocho i za każdym razem rozwijać postać od nowa, bo coś tam coś tam. Fabuła jak zawsze stoi na wysokim poziomie, szczególnie jak ktoś lubi takie gangstersko polityczne rozkminy. Wersja Kiwami została zrobiona bardzo dobrze, jeśli dobrze pamiętam to chyba na silniku Yakuzy Zero? Kamurocho oraz cała reszta wygląda ślicznie, szczególnie za dnia, gdzie ilość kolorów oraz spora ilość przechodniów potrafią zrobić świetny klimat. Nie zdziwię chyba nikogo, jak powiem że platyna to męczarnia, szczególnie że grę trzeba przejść minimum 2 razy, a do tego trzeba wszystko na 100%, co już sprawi problem niejednemu. Najwięcej namęczyłem się z idiotycznym karaoke, ale nie dlatego, że nie umiem w rytmiczne, ale że wersja Kiwami ma jakiegoś dziwnego laga i wciskanie przyciski gra odbiera nieco później, przez co zrobić wysoki wynik jest bardzo trudno. Na szczęście da się to obejść, z czego też skorzystałem. Całość to spokojnie 8/10, a dla kogoś kto pierwszy raz gra w Yakuzę to i spokojnie 9/10, przy minimum 100 godzinach. Przez wielu, obok Yakuzy 3, ta część uważana jest za najtrudniejszą do platyny.
Need for Speed Hot Pursuit Remastered - oj jak bardzo było mi potrzeba starego dobrego NFS'a, to nawet sam nie byłem tego świadomy. NFS od studia Criterion to jedne z najlepszych części, a Hot Pursuit jest zdecydowanie w czołówce. Zmian względem oryginały nie ma aż tak wiele, ale jest za to 60 klatek i nieco poprawiona grafika i elementy środowiska. Nie przeszkodziło mi to jednak w mega zabawie i przechodzeniu kolejnych wyścigów z bananem na ryju. Pościgi policyjne to wzór do tego jak to powinno wyglądać, uparta policja, blokdy, kolczatyki, helikoptery, no jest tego sporo i jak się rozkręcą to ominąć to wszystko wymaga niemałego sprytu. Powraca również tryb online, w dodatku crossplay z PC, więc graczy długo nie zabraknie. Platyna wymaga rzecz jasna ukończenia całego singla + pogrania w trybie online. Tutaj zalecam znalezienie sobie kogoś do pomocy, będzie wtedy znacznie szybciej i prościej. Ocena trudności platyny to 4/10.
DiRT 5 - kolejny Dirt na liście... Tym razem CM powraca z zupełnie odmienioną wersją z numerkiem. Widać, że mocno chcieli wrócić do klimatów z DiRTa 2, ale coś poszło nie tak po drodze. Mamy ten cały festiwalowy klimat, ale co z tego, skoro większość zawodów jest po prostu nudna i oklepana? Chociaż muszę przyznać, że tryb Pathfinder i jazda po skałkach była ciekawa. Reszta to już najzwyklejsze wyścigi po błocie, tylko z różnymi nazwami. Co mnie najbardziej rozczarowało to brak klasycznych rajdów. Nie wiem jak mogli pominąć tak kluczową dyscyplinę, ale domyślam się, że nie chcą robić konkurencji Dirt Rally, chociaż z drugiej strony nikt nie miał by nic przeciwko rajdom z nieco bardziej arcadowym nastawieniem. Stawiam więc, że po prostu leniom z CM się po prostu nie chciało. Platyna wymaga przejścia całego singla, a przy tym nabicia 1000km (było wcześniej 10,000km), co już trzeba zrobić na odpowiednio przygotowanych trasach w trybie Playgrounds. Platyna to 3/10, jest banalnie prosta, powiedziałbym, że aż za prosta.
Cyberpunk 2077 - huehuehue, co tu się podziało... Od razu mówię, że grałem na PS5, więc problemy z płynnością i wczytywaniem mnie ominęły. Nie zabrakło jednak masy innych głupich bugów, które aż trzeba było uwiecznić. O grze i jej stanie zostało powiedziane już wszystko, więc skupmy się na trofeach. Niestety CDPR nie potrafi również w osiągnięcia, bo jest sporo, które można pominąć bardzo prosto, jeśli nie wiemy co robić. Najgorsze jest to, że takie pominięcie będzie wymagać ponownego ukończenia gry, co przy wielkości tego produktu jest dla mnie nie do przyjęcia. Dlatego warto przeczytać sobie wstęp do jakiegoś poradnika (najlepiej mojego, hue hue), żeby wiedzieć na co uważać. No chyba, że komuś nie przeszkadza kilkukrotne powtarzanie gry, wtedy nie ma problemu. Najbardziej trzeba uważać na trofea związane z zakończeniami, bo te wymagają zrobienia odpowiednio przejścia danych questów. Inne pucharku to te związane z zabijaniem w dany sposób oraz wymagające wymaksowanego danego drzewka umiejętności. Dlatego też koniecznie trzeba oszczędzić minimum 17 punktów atrybutów, żeby móc wszystko zrobić. Problem może sprawić również zakup wszystkich samochodów, co wymaga 1.8mln$, a bez glitchy zrobić taką kasę jest dość ciężko, dlatego nie można jej wydawać na głupoty. Najgorsze jest to, że po zrobieniu wszystkiego i wyczyszczeniu mapy, nie ma żadnego legalnego sposobu na zarabianie hajsu, co jest dla mnie nie do pomyślenia przy takiej produkcji. Zresztą wiele rzeczy jest tutaj nie do pomyślenia, ale to nie temat na takie dyskusje. Platyna to 4/10, ale trzeba uważać na trofea łatwe do pominięcia.
Sackboy - grałem na PS5, stąd już kwadratowa grafika. Nie spodziewałem, że mały gałganek dostarczy mi tyle frajdy. Myślałem, że dostaniemy kolejną zwykłą przygodówkę, a tutaj jakże miłe zaskoczenie. Ilość etapów jest spora, a każdy z nich wykonany z dużą dbałością o detale. Na największe uznanie zasługują taneczne poziomy, gdzie w tle lecą znane i oryginalne kawałki, odpowiednie zmiksowane pod grę. Gdy pierwszy raz odpaliłem taki etap i cały etap zaczął się bujać w rytm znanego kawałka, to moja ocena poszybowała spokojnie o kilka oczek w górę. Każdy kolejny świat to zupełnie nowe środowisko, mamy początkowe zielone etapy, potem podwodny świat, kosmos, a na końcu jakiś cukierkowy land, który jest bardzo trudny. Najwięcej problemów, przy robieniu platyny, na pewno zrobią wyzwania rycerzy, a szczególnie ostatnie, które jest połączeniem wszystkich poprzednich. Najważniejsza wskazówka to nie spieszyć się tutaj bo czasu jest pod dostatkiem, a na końcu dostajemy ogrom zegarków, które cofają czas ogólny. Całość można również grać nawet na 4 pady, więc jak macie tyle padów i znajomych to szykuje się dobra zabawa. Online również został już dodany, więc nie trzeba koniecznie siedzieć na jednej kanapie. Platyna to takie 6/10, głównie za sprawą wyzwań rycerzy, które mogą napsuć krwi sporej grupie osób.
Dirt Rally 2.0 - zostawiłem go sobie na koniec, bo zrobienie tutaj 100% to wyzwanie dla nielicznych. Sama platyna jest znacznie prostsza niż w poprzedniej części, spokojnie można ogarnąć ją na padzie, nie będąc maniakiem rajdówek. Nawet wyzwania online ograniczono tylko i wyłącznie do jednego trofeum, ale wymaga trochę wprawy. Trzeba ukończyć w Top Tierze używając Audi Quattro. Raz, że dzienne eventy z tym samochodem pojawiają się rzadko, to nawet jak się pojawią to wbić się do Top Tier wymaga nienagannej jazdy. Z pomocą przychodzi event Delta Daily, gdzie czas, który trzeba pobić jest w miarę prosty i wystarczy jechać bez popełniania błędów i spokojnie się to zrobi. Jazda zaczyna się, gdy chcecie zrobić 100%, a dokładnie to jedno trofeum Flatout, z dlc Colin McRae. Jest to seria scenariuszy, które trzeba zrobić na Bardzo Trudnym poziomie (minimum 91 poziom AI). Część z nich jest cholernie trudna i trzeba znać samochód jak i trasę od podszewki. Ilość powtórek wprawi w zakłopotanie nawet soulsy. Scenariuszy jego bodajże około 40, a sporo z nich składa się z kilku rajdów, które trzeba robić na pełnej bulwie, bo inaczej nie załapiecie na zrobienie tego. Od czasu wyzwań Vettela w Gran Turismo 5 nic nie sprawiło mi jeszcze takich problemów w samochodówkach. Z drugiej jednak strony, cała ta zabawa ze scenariuszami Colina bawiła mnie, więc powtarzanie niektórych wyzwań nie było taką katorgą. Najbardziej we znaki dało mi chyba ostatnie, gdzie trzeba jechać MG Metro w Szkocji, gdzie trzeba zrobić odpowiednią średnią prędkość i nie uszkodzić samochodu. Ta średnia prędkość wymaga jechania non-stop na najwyższych obrotach, a odcinek trwa około 7 minut. Wydaje się mało, ale wierzcie mi, że idzie się spocić lecąc 200km/h przez las dróżką o szerokości naszego auta. Piękne manewrowanie i opanowanie samochodu to konieczność. Po ukończeniu tego miałem mega satysfakcję, bo 100% na chwilę obecną ma raptem około 70 osób na świecie (wg PSNProfiles). Poziom platyny to 6/10, zaś 100% to już 9/10, albo nawet i 10/10.
To tyle z mojego "małego" podsumowania. Trochę gier pominąłem, bo uznałem, że nie ma tam o czym pisać. Ciekawe czy w tym roku znowu uda się zrobić tyle fajnych gierek. Liczę, że tak