Mały apdejt ostatnich dzbanków. Nie opisałem najnowszych, bo już trochę za dużo tego wyszło. Może niedługo uda się wrzucić kolejnego posta
Aliens: Dark Descent - dla mnie pretendent do gry roku, ale sporo bugów na starcie pewnie odrzuciło wielu graczy. Co by nie było, klimat Alienów oddany równie dobrze co w Izolacji. Prowadzimy nasz mały zespół, gdzie cały czas trzeba uważać na patrole obcych. Do pomocy mamy masę rzeczy, jak czujniki ruchu, ciekawy arsenał wraz z akcesoriami i umiejętnoścami (wieżyczki, miny, miotacze, rakietnica, granaty spowalniające, itd.), ale najważniejsi w zespole są snajperzy z tłumikami. Dzięki nim możemy kroić patrole z daleka bez podnoszenia alarmu, bo jakikolwiek alarm uruchamia polowanie, które nie dość, że zwabia wszystkich przeciwników to jeszcze podnosi stres naszych żołdaków, a im większy stres tym coraz większa szansa na wejście nagatywnych perków. Mapy są duże, wiele pomieszczeń do eksploracji, kóra jest nagradzana narzędzami, amunicją czy apteczkami. Po powrocie do bazy musimy ulepszać nasz zespół, kupować im nowe bronie, wybierać nowe perki, itd. Gra jest genialna i bawiłem się świetnie. Platyna wymaga ukończenia gry na najwyższym, gdzie nie ma auto-zapisu w trakcie misji (tylko ręczne zapisy poprzez zaspawanie się w odpowiednim pomieszczeniu), ale mimo wszystko gra jest uczciwa i pomimo najwyższego poziomu jesteśmy w stanie sprawnie wykonywać misje i dbać o nasz stres jeśli tylko wiemy co robimy. Ostrożne granie i planowanie do przodu to tutaj podstawa, więc zapomnijcie o radosnym waleniu przed siebie. Trudność oceniłbym na 7/10, najwyższy nie jest aż tak trudny, ale tak jak mówię, trzeba planować i robić zapis do chmury w razie w, tym bardziej że od połowy gry wieżdża zegar zagłady i nie można marnować dni na zbyt długie przebywanie w bazie czy zbyt częste powroty w trakcie misji.
Bloodborne - soulsy nie są moim ulubionym gatunkiem, dlatego też podejście do tego tytułu zajęło mi tak dużo czasu. Początkowo trochę męczarni było, ale jak zaczęły wpadać ulepszenia + odblokowałem te dungeony z kielichów, gdzie można było nabić sporo dusz, to zaczęło to jakoś lecieć. Potem jak jeszcze dorwałem "pizza cuttera" z dlc to już w ogóle moja postać była tak op, że żaden boss nie stanowił większego wyzwania. Nie będę się rozpisywał o samej, bo tutaj zostało już wszystko powiedziane, świetny klimat i jak zwykle bardzo dobry movement i czytanie przeciwników, ale archaizmów wciąż nie brakuje u Mijazakiego (brak możliwości przerwania animacji ataku strasznie wnerwia, albo idealny tracking przeciwników, bez względu na to co robimy). Platyna może być tutaj trudna, albo łatwa, wszystko zależy czy lubimy sobie utrudniać życie. Osobiście dałbym 6/10.
Ascent - pięknie wyglądający stick shooter w klimatach cyberpunku, ale czar pryska dość szybko, gdy zdajemy sobie sprawę, że cała gra to taka trochę wydmuszka, gdzie biegamy od punktu A do B i rozwalanie wszystkiego co się rusza. Problemem jest też okropny backtracking, które atakuje nas raz po raz. Mapy są duże i brak tutaj szybkiej podróży, co powoduje efekt nudy jeszcze szybciej. Po drodze znajdujemy i ulepszamy nasz sprzęt oraz odblokowujemy kolejne perki. No sztampa goni sztampę i gdyby nie oprawa wizualna z kosmosu, to pewnie nikt by nie pamiętał już o tej grze.
Moonlighter - bardzo przyjemy rogalik, gdzie zbieramy sprzęcik i materiały, które później sprzedajemy w naszym sklepiku. Ulepszamy nie tylko nasz przytułek, ale również okoliczne stragany, dzięki którym mamy coraz lepsze ulepszenia. Pixelowa oprawa, a kolorowe mapki w stylu starej Zeldy mocno na plus. Gra nie stanowi jakiegoś wielkiego wyzwania, chociaż później trzeba trochę pogrindować materiałów, żeby móc kupić ulepszenia sprzętu, bo bossowie potrafią dokopać, ale też nie jest to jakiś mocny grind. Jest nawet glitch na kasę jak komuś nie chce się zbierać, dzięki czemu można skrócić sobię drogę do platyny jeszcze bardziej. Trudność oceniam na 5/10, a z glitchem to 4/10, albo jeszcze mniej.
Aliens: Fireteam Elite - tytuł mocno jechany i w sumie nie dziwię się. Nostalgia do marki to jednak nie wszystko. Graliśmy ze znajomymi, więc wiadomo że wspólne cierpienie zawsze łagodzi niektóre niedociągnięcia i zaparliśmy się, że wbijemy platyny. Graliśmy w wersję PS5, więc jeśli chodzi o stabilność to nie było tak źle. Samo strzelanko było nawet niezłe, ale zachowanie obcych czy tych syntetyków to już była totalna parodia. Na wyższych poziomach czasami trzeba była kampić za drzwiami i ściągać wszystko pojedynczo, bo wejście do pomieszczenia było równoznaczne ze zgonem. Gra oferuje również karty, które mogą nieco ułatwić rozgrywkę, co na najwyższych poziomach jest wręcz wymogiem. Problem w tym, że są one losowe więc trzeba było poświęcić trochę czasu na ich farmienie, na szczęście każdy może odpalić kartę przed misją, więc farmę można podzielić na 3 osoby. Ze względu na zjebany design niektórych etapów na najwyższym poziomie to platyna spokojnie 8 albo nawet 9/10. Bez ekipy nawet nie podchodźcie.
Back 4 Blood - znajomy namówił mnie na to "arcydzieło" i myślieliśmy, że pogramy sobie całość w coopie i będzie zabawa, tym bardziej że sporo mieli poprawić od premiery. O ile podstawkę jeszcze można było ogarnąć razem, tak schody zaczynają się wraz z dlc i niektórymi trofeami, które wymagają przejścia rozdziałów na najwyższym poziomie. Przejście ich w 2 osoby + 2 boty jest nierealne, ponieważ boty gdy gramy solo, a gdy gramy z kimś w zespole zachowują się zupełnie inaczej. Gdy gramy solo to boty nas podnoszą, otwierają zamknięte drzwi, ogólnie potrafią pomóc. Jedak, gdy gramy z kimś to tak jakby ich nie było, nie potrafią nawet nas podnieść, gdy padniemy obok nich. O ile jeszcze żyją, bo mają tendencje do szybkiego umierania. Skończyło się na tym, że te etapy z dlc musiliśmy rozgrywać solo z botami, bo nie było innej opcji. Może jakbyśmy mieli pełny zespół 4 osób to by było inaczej, no ale nie mieliśmy. Bardzo doskwierał również brak balansu na najwyższym poziomie, gdzie jedyny słuszny build to ten pod melee + leczenie się z uderzeniem, dzięki któremu jesteśmy w stanie przetrwać to co gra nam rzuca. Buildy pod bronie zupełnie nie działały, nawet grając w kooperacji. Platyna i 100% oceniam również 9/10, trzeba się nastawić, że te najtrudniejsze trofea i tak będziecie robić sami, co wyklucza trochę sens grania w tę grę.
Torchlight 2 - wspominam ten tytuł z uśmiechem na ustach, bo grało się w niego dawno temu, gdy Torchlight okazał się bardzo udanym klonem diablo. Dlatego też chętnie powróciłem do niego w wersji konsolowej. Powrót okazał się trochę bolesny, bo jest tutaj masę nudnego grindu, szczególnie poziomów pod koniec gry. Do tego przestarzałe UI i zarządzanie ekwipunkiem też nie należało do najprzyjemniejszych. Chociaż można było szybko pozbywać się śmieci, który przybywa tutaj w zastraszającym tempie. O ile pierwsze przejście gry jest bardzo fajne, tak dociągnięcie do 100% to już męczarnia, przez co gierka straciła trochę w moich oczach. Torchlight III podobno okazał się strasznym kupsztalem, w dodatku z zepsutymi trofeami, więc nawet go nie ruszałem. Platyna w T2 to banał, spokojne 4/10, ale trzeba pamiętać o tym tragicznym grindzie poziomów na sam koniec.
Quake 2 - no co tu dużo pisać, król powrócił. Chociaż zawsze byłem zwolennikiem Unreal i Unreala Tournamnet, tak do Quake wracam z uśmiechem na ustach. Remaster pierwszej części był genialny i tutaj też jest świetnie. To ta sama genialna gra co kiedyś, ale z usprawnieniami pod obecne standardy, jak chociażby kompas, dzięki któremu wiemy gdzie iść (kto grał kiedyś i biegał jak debil po pokojach szukając przełącznika doceni ten "ficzer"). Poza tym banalne trofea, powiedziałbym że aż za łatwe, bo wystarczy ukończyć grę na dowolnym poziomie i tyle. W pierwszej części trzeba było przejść na najtrudniejszym + sporo ciekawych trofeów związanych z odpowiednim ukończneiem etapów. Świetny remaster, ale platyna to 1/10.
Fort Solis - najnudniejsza gra roku? Dla mnie zdecydowanie tak. Trailery sugerowały, że dostaniemy coś w klmiacie Dead Space, ale nic bardziej mylnego. W tej grze nie oddamy ani jednego strzału bo po prostu nie ma żadnej broni. To symulator chodzenia, w dodatku bez opcji biegania... To może chociaż graficznie robi? No też nie, bo nawet grając w trybie płynności i tak były potężne dropy. Widać, że gierkę robili amatorzy, sporo do poprawy jeśli myślą o pozostanie w branży. Plus, że całość można ogarnąć w 4-5 godzin, ale minus to masa znajdziek do pominięcia, a brak tutaj rozdziałów, więc jak coś pominiecie to cała gra od nowa... Platyna 2/10, ale trzeba uważać na te nieszczęsne znajdźki.
Angry Video Game Nerd I & II - chyba jeden z najpopularniejszych kanale na jutubie doczekał się swojej gierki. Otrzymujemy szpil w starym stylu z wieloma nawiązaniami do popkultury, klasycznych gierek, a nawet największych kupsztali. Można się pośmiać, a przy tym o dziwo dobrze bawić. Po drodze odkrywamy nowe postacie, które mają dodatkowe umiejętności, jak wyższy skok czy możliwość rozwalania ścian. Dla wielbicieli retro gierek pozycji obowiązkowa. Platyna wymaga co prawda ukończenia etapów bez umierania, ale są one o tyle krótkie, że nawet porażka nie jest aż tak bolesna i można szybko próbować ponownie. Truność to takie 5/10, jest może jeden trudniejszy etap, ale tak jak mówię, kwestia kilku powtórzeń i z głowy.
EA Sports WRC - Codemasters wraca do tematu WRC za sprawą licencji, którą kupiło im EA. Ich ostatnia rajdowa gierka to DIRT 5, który nie był niczym specjalnym. Za to Dirt Rally 1 i 2 to świetne gry, więc była nadzieja na coś konkretnego. Na ogromny plus długie trasy (odcinki pod 10 minut), gdzie trzeba jechać na pełnym skupieniu, szczególnie bez żadnych asyst z wysokim AI. Bawiłem się świetnie, ale jednak na trasach mogłoby dziać się znacznie więcej, bo trochę wieje nudą, gdy cały czas jedziemy przez las czy wokół skałek. Na trasie mogliby pojawiać się kibice, jakiś przelatujący helikopter, rozwalony samochód innego zespołu, no ogólnie niech się coś dzieje. Jest też bardzo fajny edytor naszej fury, ale dostępne części są tak generyczne i nudne, że wolałem jeździć oryginalnymi wózkami, szczególnie tymi ze złotego okresu WRC. Mają bardzo dobry fundament, teraz kwestia co na nim zbudują (o ile w ogóle, bo gra nie sprzedała się jakoś dobrze). Platyna nie jest trudna, ot wymaka ukończenia mistrzostwa WRC na dowolnym poziomie, potem kilka pomniejszych trofeów i tyle. Najgorsze jest zdecydowanie zrobienie dystansu, bo nawet po zrobieniu wszystkiego, mamy niecałą połowę, więc trzeba sporo się najeździć. Można powtarzać najszybsze odcinki w Estonii, albo po prostu bawić się w online. Trudnść to 4/10, ale jest grind kilometrów (swoją drogą nie wiem skąd ta debilna moda na acziki z dystansem...).
Resident Evil 4 - mowa tutaj o oryginalnej wersji, a nie remake'u. Ubzdurałem sobie, że ogram sobie oryginalne Residenty przez ograniem remake'ów. Na pierwszy strzał poszły RE, potem RE0, a teraz RE4. Wiadomo, że 4 przyniosła chyba największe zmiany w serii i stała się hitem praktycznie z miejsca. Nawet dzisiaj gameplay nie zestarzał się ani trochę, nawet to celowanie w bezruchu nie było aż tak uciążliwe. Bardzo podobała mi się możliwość strzelania przeciwnikom po nogach, a potem wykańczania ich kopniakiem w łeb, dzięki czemu oszczędzamy sporo ammo. Legendarny już sprzedawca z masą ciekawych broni i ulepszeniami. Sama historyjka z wieloma absurdami, ale za to kochamy przecież RE. Gra nie posiada platyny i dosłownie kilka pucharków na krzyż, ale trzeba ograć ją na najwyższym poziomie. Nie jest on trudny, szczególnie gdy ograliśmy już wcześniej grę, ale trzeba uważać w kilku newralgicznych miejscach, wiedzieć gdzie się ustawiać i z jakich broni najlepiej korzystać. Trudność 100% obecnie to takie 5/10, może 6/10 jak ktoś ma problemy z tym celowaniem, ale tak jak mówię, po chwili grania już się o tym zapomina.
Resident Evil 0 - tak jak wyżej pisałem, wziąłem się za klasyki Residentowe. Z 0 nigdy nie miałem do czynienia, bo Gamecuba już nie posiadałem, dlatego było to moje pierwsze podejście. Największa nowość to korzystanie z dwóch postaci jednocześnie, co początkowo męczyło mnie mocno przy niektórych zagadkach, bo po prostu zapomniałem o przełączaniu. Strasznie głupia była też ta wyciągarka/hak, których można było używać dosłownie w kilku miejscach w całej grze i trzeba było marnować miejsce na nią. Dopiero potem jak się wiedziało co i jak to można było ją położyć w odpowiednich miejscach, bo skrzyń tutaj nie było. Mimo wszystko, jest to świetny Resident i jakby nie patrzeć prolog całej historii, więc chociażby z tego powodu warto się zapoznać. Platyna nie jest wymagająca, dałbym jej max 6/10, szczególnie gdy odkryjemy już nieskończoną rakietnicę, ale jak to w Residentach bywa, trzeba grę ukończyć wiele razy.
Resident Evil 2 - przyszła pora na jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) remake ostatnich lat. RE2 ma specjalne miejsce w moim serduszku, gdy ogrywałem go jeszcze na PSXie nie wiedząc zupełnie co robić, ale to było właśnie piękne. Remake wjeżdża na pełnej i oferuje świetną oprawę audio-wideo, a do tego fantastyczny model strzelania, co w połączeniu z taktycznym eliminowaniem przeciwników daje nam tak genialny szpil, że po ograniu wersji na PS5 wziąłem się jeszcze za tą z PS4. O dziwo wersja PS4 sprawiała wrażenie odrobinę ładniejszej, ale może mi się tylko wydawało (wersja na PS5 miejscami miała chyba problemy z HDRem). Powrót do legendarnych już miejscówek, odświeżone zombiaki, nowe segmenty, no poezja. Capcom nie bez powodu jest na fali. Już nie mogę się doczekać RE3, a potem RE4. Oby tylko zrobili remake Code Veronica, bo tą część też dobrze wspominam z czasów Dreamcasta.