Ukończyłem sobie przed chwilą Call of Juarez Gunslinger. Grałem w każdą część oprócz tego szrota we współczesności i tej chociaż bardzo chciałem ale wiecie jak to jest, odkłada się i jakoś mija 10 lat od premiery Na szczęście dzięki najlepszemu efektowi graficznemu w historii czyli cell shadingowi gra nie zestarzała się nawet o jeden dzień, jest na czym zawiesić oko.
Historia to klasyczek dzikiego zachodu o zemście, nic ciekawego ale ma wpływ na gameplay bo cała gra prowadzona jest w formie opowieści a że nasz bohater przy jej opowiadaniu nie wylewa za kołnierz więc ciągle coś przekręca i w real timie gra nam pokazuje zmiany w opowieści. Przykład chłop znalazł się pod ostrzałem bez drogi ucieczki, wjeżdża slow mo, narrator mówi o tym że nie zauważył ścieżki i pyk na naszych oczach pojawia się droga ucieczki, świetny motyw. Sama gra to klisza na kliszy westernu ale dla mnie spoko bo lubie takie klimaty.
Samo strzelanko bardzo przyjemne, podobał mi się motyw wymijania kul jak w jakimś matrixie, i tryskająca krew jak w django. Z minusów śmiesznie mały wybór broni. z 3 rewolwery, obrzyn, strzelba i klasyczny winchesterek+złote warianty do odblokowania w bezużytecznym systemie umiejętności. powiedzieć że jest źle w grze gdzie tylko się strzela to nie powiedzieć nic. Drugi zarzut to właśnie brak urozmaicenia rozgrywki. Idziesz, strzelasz i na koniec misji klasyczny pojedynek i tak przez 4 i pół godziny. Podsumowując fajna gierka nawet po tej dekadzie od premiery. Dla westerno fagów raczej must have a reszta też się powinna dobrze bawić ale jak sie to ominie to nic w naszym zagrajmerskim życiu się nie zmieni.
Największy minus to że grałem na laktosie i miałem 120fps i nie umiałem ich zmniejszyć a od takiej szybkiej gry mi się wzrok męczył. ehh