Skończyłem sobie Resident Evil Dead Aim gdyż wychodzi na to że w residenta grać muszę bo inaczej się udusze
Mega śmieszna gierka, ukończyłem ją dokładnie w 2 godziny i 34 minuty zabijając przy tym 234 wrogów. Są w niej 3 lokacje: statek,kanały i tajne laboratorium klasyka gatunku dla residentowców xD sterujemy dwójką bohaterów Leonem i Adą Brucem i fongling czy tam inną czingczong i walczymy przeciwko Morfeuszowi który po wstrzyknięciu wirusa T(rans) staje się elektryczną babą, cutscenki i aktorstwo w tej grze to top krindżu i chyba walczy z moją code veronicą o pierwsze miejsce w tej serii xD
Gameplayowo jest to rozwinięcie pomysłu z survivor tylko że tym razem w fpp tylko strzelamy, poruszanie bohaterem jest w tpp. Wyszło to co najmniej koślawo, dopóki walczymy z powolnymi zombiakami to jest okej ale jak na tapete wjeżdżają jakieś szybkie stworki to jest mega przypał ale ogólnie przy grze idzie się dobrze bawić bo przez to jest taka krótka to ani nie znudzi ani nie zmęczy tymi swoimi archaizmami. Uwielbiam jak w tej grze zombiaki po postrzale wpadają na ścianie i zostaje za nimi plama krwi, mega płynnie to wyszło i tak na szybko z głowy nie powiem wam czy widziałem w jakiejś innej grze żeby to tak fajnie wyglądało a to jakaś gówno gierka z 2003 roku wgl graficzka trzyma poziom jak na takiego starocia.
A lore mojego zagrania w to coś jest takie że słuchałem motywy sejw roomów z residentów i się zakochałem w tym z dead aim. Wczesne lata 2000 skondensowane do plumkania, obok cv mój ulubiony theme a konkurencja w tej serii jest spora
Podsumowując gra tylko fanów residenta i ultrasów celowniczków czyli standard jeśli chodzi o spinoffy tej serii. Ehh teraz mam ochote na te celowniczki z wii ale nie ma jak zagrać