-
Postów
7 261 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
2
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Farmer
-
Znaki mogą wkurzyć trochę na Skellige bo sporo nurkowania jest plus syreny nie ułatwiają sprawy. Ale w większości przypadków są okraszone krótkimi listami więc nie są typowymi znajdźkami.
-
Kazub już zdał maturę z Uncharted. Teraz uczy innych jak być zajebistym.
-
Chyba już wiadomo kogo Thor odwiedzi w Nowym Jorku
-
Suicide Squad/Legion Samobójców (2016) - Były spore oczekiwania wobec obrazu głównie przez wcześniejszy film od DC Comics, czyli "Batman v Superman" czy raczej przez to, że obraz nie spełnił oczekiwań fanów w wystarczającym stopniu. Toteż Ayer miał trudne zadanie. Jego film miał poprawić wizerunek DCEU. Czy tak się stało? I tak i nie. Suicide Squad miał być z założenia luźną i rozrywkową adaptacją komiksów. Po części udało się to osiągnąć. Ot zbieranina wyjętych z pod prawa dziwaków i odmieńców ma wbrew swojej woli uratować świat. Standard. Ale jest jeden element na którym większość reżyserów wykłada się. A mianowicie duża liczba postaci na ekranie. Nie jest łatwym zadaniem przedstawić i ucharakteryzować kilka postaci w półtora godzinnym filmie. Ayer niestety poległ w tej sprawie. Po pierwsze niepotrzebnie rozbudowywał rodzinny wątek Deadshota i "romansu" Harley z Jokerem. Przez to reszta postaci wylądowała na marginesie w szczególności Boomerang i Killer Croc. Każda postać powinna być równie ważna i dla każdej powinno starczyć czasu. idealnie wyważony został El Diablo. Meta-human z przeszłością i charakterem. Krótkie wspominki z przeszłości, które ukierunkowały jego decyzje. Proste i skuteczne. Ale przede wszystkim nie rozwleczone. Motyw, że Floyd co 5 minut tęskni za córką z czasem zaczyna drażnić. Nie kupuję też tego związku Jokera z panną Quinn. Komiksowa "miłość" pary szaleńców była i jest wielowarstwowa i choć dość łatwo rozwikłać motywacje Harley to nigdy tak na prawdę nie wiadomo czemu Mr J trzyma się wariatki. Boomerang trzyma się dzięki dobrej interpretacji postaci. Może wreszcie "syn Johna McClane'a" znalazł rolę dla siebie? Kapitan jest prawie identyczny jak jego komiksowy pierwowzór: opryskliwy, arogancki, pozbawiony jakiejkolwiek godności i honoru. Miał być jak Bill Paxton w Aliens: typowy śmieszek w drużynie. I spełnił zadanie. Jego ciągłe popijanie czy podrywy Katany dają radę. Brakowało mi też słownych potyczek z Floydem i ogólnej walki na kutasy o to kto jest lepszym "strzelcem". Delevingne wypada dobrze jako Enchantress trochę gorzej jako June Moone. Przede wszystkim nie widać tej chemii z Rickiem. Sam Flag zły nie jest ale mogli darować te jego późniejsze ckliwe gadki i łezki w oczach. Nie tak nadaje się wiarygodność postaci. Killer Croc to niestety dramat. Po Mr Eco można było spodziewać się więcej. Nie wiem czy chciał nadać gadzich ruchów postaci czy po prostu bujał się do hiphopowych kawałków. Design postaci to też strzała w kolano. Nie rozumiem czemu ostatnio tak popularne jest przedstawianie gado-ludzi jako goombasów z filmu Mario. No i najgorsze. Killer Croc jest potrzebny w tym filmie tak jak wcale. A mogła być Killer Frost No ale wtedy albo Margot przestałaby być maskotką drużyny albo panna Frost stałaby się ładną laską w kostiumie i nic poza tym. Boli mnie też sprowadzenie Katany do roli ochroniarza. I żeby nie było, że jest na doczepkę Rick Flag tłumaczy ekipie każde jej zachowanie. Zmarnowany potencjał. Za to Amanda Waller to już klasa sama w sobie. Zimna i wyrachowana sucz, która ma większe jaja niż cały oddział sił specjalnych. Viola Davis świetnie sprawdziła się w tej roli. No i czas na główne trio tej zbieraniny: Deadshot, Harley i Joker. Prym wiedzie tutaj oczywiście dziewczyna klauna. Na przestrzeni lat zmieniał się głównie design panny Quinzel ale wciąż pozostawała tą mocno jebniętą w dekiel prawą ręką Jokera. Margot skupia w sobie wszystkie te lata i wiernie odzwierciedla komiksowy pierwowzór dodając co nie co od siebie. Do pełni szczęścia brakuje tylko słodkiego głosu Tary Strong albo Arleen Sorkin. Floyd Wilson aka Deadshot. Interpretacja wg Willa Smitha mnie nie przekonała i wcale nie chodzi tu o kolor skóry. Chodzi o Willa. Wczoraj z Ukyo trochę dyskutowaliśmy na jego temat i obaj zgodziliśmy się, że gra ostatnio z tą samą mimiką i zachowaniem. Jak Will Smith ma zagrać Willa Smitha to wypada bardzo dobrze ale Deadshot to nie Will. No i kreowanie go na dobrego człowieka. Deadshot to zabójca, zimny i skuteczny ale i kochający ojciec tyle, że jak wyżej wspominałem ten wątek zdecydowanie zbyt mocno wałkowany. Joker to temat na pracę magisterską. Przez lata wykreowało się kilku godnych Jokerów. Każdy różnił się od poprzedniego ale wszyscy mieli wspólny element, który kształtował ich na Jokerów. Mark Hamill swoim głosem, Jack Nicholson w burtonowskiej wizji, kontrowersyjny Heath Ledger i wreszcie Jared Leto. Były obawy czy Leto podoła wyzwaniu. Pierwsze niepokojące newsy dotyczyły jego wyglądu. Grill na zębach, tatuaże... Bardziej przypominał Mansona niż Jokera. Podobnie było w przypadku Ledgera ale on rozwiał te obawy swoją genialną interpretacją. Jego postać była też dobrze napisana. W Suicide Squad tego nie widzę. To już nie jest książę chaosu i destrukcji. Brak tu jakiejś motywacji jego działań. Bo nie kupuję love story jakie nam twórcy serwują. Siłą rzeczy miał dość czasu by pokazać się z jakieś strony. Są pewne świętości których nie powinno się zmieniać. Jeszcze nie skreślam Leto ale na chwilę obecną brakuje w nim tego elementu, który posiadali Hamill, Nicholson i Ledger. Brak równowagi w przedstawieniu postaci to niestety nie jedyny problem filmu. Ayer nie wytrzymał presji i dał wejść sobie na głowę. Skutkowało to wciśnięciem Batmana do filmu. A będąc szczerym to jest on zupełnie niepotrzebny. I źle przedstawiony. Nie wiem w którym kierunku idą z tym Batmanem ale nie podoba się mi to. Dodatkowo wcisnęli go tylko by powiązać uniwersum. Strona techniczna niestety też pozostawia wiele do życzenia. Zacznijmy od muzyki. Ktoś chyba pozazdrościł Deadpoolowi i Hardcore Henry'emu i wplecionym w nie klasycznym kawałkom popkultury. Wszystko fajnie ale po co aż tyle? "Bohemia" wystarczyła by w zupełności. A tak co scena to inny kawałek wyrwany z kontekstu. Do montażu zatrudnili chyba Reksia. Dali mu nożyczki, klej i dali się pobawić. Jak ktoś już wspominał przypomina to trochę teledysk i plątaninę scen. Widać to podczas przedstawiania "głównego złego". Pokazują przeciwnika i nagle bum!, chaos, panika i chmura z piorunami na niebie. Jest jeszcze jedna rzecz która mnie niepokoi. I tutaj może być problem z interpretacją czy to rzeczywiście zarzut. Chodzi o scenariusz. Co trzecia scena to prawie zrzynka z animacji "Batman: Asalut on Arkham". Nie czytałem praktycznie nic z komiksowego Suicide Squad (New 52) i nie wiem na ile fabuła animacji to dzieło samodzielne i czy historia nie opiera się o jakieś zeszyty. Bo jeśli to zapożyczenie z komiksów to chyba nie ma problemu bo oto przecież chodzi w adaptacji komiksów. Gorzej jeśli animacja to samodzielny twór to wtedy Ayer nie najlepiej się zachował kopiując żywcem sceny. Jeżeli scenarzysta już musiał kopiować to mógł to robić poprawnie. Sceny z przedstawianiem ekipy znacznie lepiej wyglądają w animacji. Ściana tekstu o wadach ale czy film miał jakieś pozytywne aspekty? Ano było kilka. Scena jak Deadshot naparza z dachu samochodu do głutoludzi, Boomerang, Waller, El Diablo, Harley, Enchantress... Ogólnie rzecz ujmując film sprawdził się jako kino rozrywkowe ale zawiódł w wielu aspektach jako film na motywach komiksów. Do obejrzenia i praktycznie można zapomnieć. Jako fan trochę się zawiodłem ale też po materiałach promocyjnych nie oczekiwałem cudów. Jeszcze prościej. Wracając z kina miało być tak: A nie było... Ocena: 3/6
-
Ja po kilku meczach awansowałem z II srebrnej na I i uważam to za sukces Będąc szczerym to czynnikami, które odbierają chęć do grania są te (pipi)e eliminacje co poziom. Grając z randomami to czysty totolotek jeśli chodzi o awans. Męczysz się przez kilka meczy by dojść do eliminacji po czym przez leszczy cały dorobek idzie w pizdu i znów lądujesz poziom niżej z okrojoną punktacją. Eliminacje powinni ograniczyć tylko do przejść z lig np. z brązowej do srebrnej, srebrnej do złotej, złotej do platynowej, itd. Grałoby się znacznie przyjemniej. Ale coraz więcej ludzi zaczyna dobrze grać i nawet z randomami da się cosik uzyskać. Oczywiście pod koniec sezonu jak kozaki są już na szczycie i dopiero tam rozpoczyna się anihilacja. Po restarcie to chaos na kółkach i potrawka z leszczy dla koksów. @Square, ładnie wyczyściłeś. Biorąc pod uwagę twoje dość luźne poruszanie się musiałeś kilka podejść robić, c'nie?
-
Mortal Kombat na TNT teraz. Fight!!!
-
Oddałem głos na The Thing choć nie lubię porównań. Każdy z tych obrazów broni się własnymi pomysłami i każdy jest na swój sposób wyjątkowy. "Cosia" szanuję za klimat i muzykę. Pierwszy i chyba jedyny film gdzie motyw przewodni gniecie jaja choć jw budowie jest prosty.
-
Wonio to typowym proceduralem ale pilot obejrza. McGyver to tera bardziej agent niż konsultant.
-
O, a to z racji BF1 i przemodelowania czy permanentnie?
-
Nie tyle fake co fanowska robota.
-
Czyli czarny strój z rezurekcji. Niech włosy zapuszcza lepiej.
-
Kuuuurde. Miałem życiowego headshota w BF4. Ponad 650m, a share zamiast zapisać mi ten wybitny moment zapisało mi 3 sekundy po Edit: Filmiku nie ma ale przynajmniej ślad na battlelogu
-
https://youtu.be/LT3bzXXKtrs
-
Ostatnio znów maraton z animacjami DC/WB. Batman vs Robin (2015) - Nie wszystko zagrało tak jak trzeba. Brakowało konkretnego, mrocznego tonu, a przecież Court of Owls do tego zachęca. Ocena: 3/6 Batman: Bad Blood/Batman: Mroczne Czasy (2016) - Fajna kontynuacja Son of Batman choć nieco zmarnowany potencjał Heretica. Świetna kreacja Mad Hattera. Ilość postaci nawet nie przytłacza, a każdy ma swoje 5 minut. Ocena: 4/6 Justice League: Gods and Mosters/Liga Sprawiedliwości: Bogowie i Potwory (2015) - Trzy krótkie specjale ładnie podbudowały mi hype na tą animację. Świetne patenty jak np. interpretacja Hawkinga wg Luthora czy origin eSa. Noi ładnie zbudowana fabuła. Ocena: 5/6 Justice League: Throne of Atlantis/Liga Sprawiedliwości: Tron Atlantydy (2015) - Kontynuacja JS: War wypada dobrze. W sumie ten sam poziom co "Wojna". Ocena: 4/6 Justice League vs Teen Titans/Liga Sprawiedliwości kontra Młodzi Tytani (2016) - Szczere to już trochę się gubię kto należy do Tytanów, a kto do Młodych. Niezbyt mi pasowali odmłodzeni Beast Boy i Raven (biorąc pod uwagę, że teoretycznie byli kiedyś w wieku Starfire i Nightwinga). Ładna parodia Czarodziejek z Księżyca i Power Rangers gdy ekipa "przemienia się" w bojowe ciuchy. Fabuła ciekawa choć brakowało mi Brother Blooda i jakiś fanatyków Trigona. Ocena: 5/6 Nie opisywałem obszernie po kolei wszystkich pozycji gdyż moje poniższe przemyślenia dotyczą wszystkich wyżej wymienionych animacji, a różnice w ocenach polegają w głównej mierze na nierównościach scenariuszy, prowadzenia akcji czy po prostu przyjemności płynącej z oglądania. Ale do rzeczy. Podoba mi się to dokąd zmierza i w jaki sposób budowane jest animowane uniwersum DC Comics. Na chwilę obecną wygląda to sporo lepiej niż filmowe adaptacje. Zmiany można było zauważyć już przy wczesnych obrazach jak np. Batman: Year One czy Batman: The Dark Knight Returns ale dopiero Justice League: Flashpoint Paradox wykreowało fundamenty pod obecne standardy. Każda kolejna animacja z uniwersum Ligii czy Batmana była kontynuacją, którą najlepiej porównać do Marvel Cinematic Universe. Wszystkie elementy są powiązane, a zdarzenia w jednym filmie mają konsekwencje w kolejnym. Oczywiście są perełki jak powyższe Gods and Monsters czy Asalut on Arkham, które nie łączą się bezpośrednio z głównymi filami ale wciąż są bardzo dobrymi animacjami. Nowy trend to zasługa głównie Jay'a Oliva i Sama Liu. Obaj reżyserzy trzymają wysoki ale przede wszystkim równy poziom. Jay ma na swoim koncie prześwietne BTDKR, a Sam Batman: Kiling Joke (choć kwestia jak dobre to temat na inną okazję jak już zaznajomię się z animacją). Włodarze DC/WB stawiają również na sprawdzonych aktorów, którzy użyczają swoich głosów dla postaci. Ikony takie jak Mark Hamill nie trzeba nikomu przedstawiać. W rolach Batmana już od kilku ładnych lat niezmiennie Jason O'Mara i Kevin Conroy zaś eSa raz Alan Tudyk, innym razem Jerry O'Connell. To ważne kto podkłada głos bo to nie jest łatwe zajęcie i nie każdy się nadaje. O'Mara i Conroy to już weterani i chyba nikt nie wyobraża sobie by ktoś inny mógł przemawiać z pod maski Batmana niezależnie czy w grze czy animacji. Inną kwestią jest samo prowadzenie fabuły. Widać, że animacjami celują bardziej w dorosłego widza. Przemoc na ekranie jest momentami dosadna, a posoka leje się gęsto. Większa "otwartość" w kwestii relacji damsko-męskich to też wiadomość, że obrazy są dla nieco starszego odbiorcy. Co najważniejsze i czego brakuje filmom z kinowych ekranów to odpowiednie wyważenie akcji, humoru i drama. Animacje ładnie przeplatają akcję z humorem dodając szczyptę dramatu dzięki czemu nie nudzą widza i są idealne na wieczorne seanse. Jedyne czego mi brakuje to muzyki z pod batuty Christophera Drake'a. Zawsze szanowałem jego wkład w animację i to jak wspaniale potrafił podkreślić to co dzieje się na ekranie. Nie rozumiem czemu DC/WB nie kontynuowało współpracy artystą po Dark Knight Returns gdzie przecież stworzył dzieło wręcz artystyczne. Naprawdę podoba mi się kierunek w którym zmierzają z animacjami i liczę, że w najbliższym czasie doczekamy się bomby pokroju BTDKR. Na razie czekam na Justice League Dark, nowych Teen Titans i rzekomy duet Batmana z Harley Quinn.
-
Chciałeś chyba napisać trylogii I-III. Niemniej śmierć Bakera to smutna wiadomość. Teraz sam stał się częścią Mocy.
-
Newsy idą konkretne od stajni CW. Potwierdzono, że 2 sezon LoT będzie miał 13 epizodów, ponadto pojawi się wielu członków JSA. M.in. Dr. Mid-Nite, Star Girl (podobno zagra ją Sarah Grey) oraz Obsidian, którego zagra sam Bishop z Aliens
-
Dolph Lundgren będzie miał cameo w Arrow. Szkoda tylko, że w flashbackach. Ale dobre i to.
-
Cały arc nosił tytuł "Millenium Orb" i był wydany z okazji roku 2000. Historia zaczyna się kiedy równolegle Donald i Miki wchodzą w posiadanie dziwnych, kamiennych kul, które z niewyjaśnionych powodów bez przerwy lgną do nich. Jak się później okazuje nie bez powodu, a sama historia sięga 1000 lat wstecz i tylko duet bohaterów może powstrzymać pradawne zło, które właśnie się zbudziło... Tu masz rozpiskę zeszytów. Daj znać jakbyś znalazł bo też chętnie bym sobie przypomniał https://coa.inducks.org/subseries.php?c=Millennium+Orb
-
https://twitter.com/mguggenheim/status/762741963892396032/photo/1?ref_src=twsrc%5Etfw No zobaczymy jak to wyjdzie. W Smallville JSA było jednym z najlepszych elementów serialu.
-
Crossovery był zarąbiste. Pamiętam jak kiedyś przedstawiali pojedyncze historie z kulami mocy (jak Infinity Stones) by potem połączyć to w mocarny crossover. Protoplasta marvelowskiego cinematic universe.
-
Wiedźmin 3: Dziki Gon Jakimś cudem udało mi się zdobyć platynę za pierwszym podejście ale polecam grać na dwa razy. Sam będę grał jeszcze by sprawdzić inne ścieżki przy dokonywaniu wyborów i sprawdzeniu zakończeń. Większość trofików nie stanowi problemu. Wpadają podczas gry, wystarczy robić wszystko i zaglądać wszędzie. Jednak są problematyczne trofea. Mianowicie "strzelec wyborowy" i "utrapienie koronera" choć ten drugi to przez opaczne zrozumienie ale po kolei. "Strzelca Wyborowego" trudno się robi bo kusza to strasznie (pipi)owa broń. Nawet z wyśmienitymi bełtami zadaje minimalne obrażenia. Do tego trzeba jeszcze zabijać headshotami. A te są paskudnie naliczane. By wpadł headshot ekran musi "zafalować", a żeby tak się stało trzeba trafić centralnie w środek dekla, a to łatwe nie jest bo przeciwnicy rzadko stoją nieruchomo, ale wykupienie odpowiednich umiejętności dla kuszy poprawia nieco celowanie. Z lekkim samozaparciem i wsparciem kolegów da się zrobić. Mnie wspierał Pawcio entuzjastycznie podnosząc na duchu. Co do drugiego trofeum to trudno nie jest. Wymagane jest dziesięciokrotne, równoczesne nałożenie efektu krwawienia, podpalenia i zatrucia. Dwa ostatnie zagwarantują petardy, a pierwsze odpowiedni bełt do kuszy. Trzeba tylko pamiętać by zakupić odpowiednie bełty. Mnie wydawało się, że to bez różnicy byle tylko posiadały 100% krwawienia ale jak się okazało chyba jednak nie do końca. Po kilkudziesięciu próbach trofik nie wpadał i już myślałem, że zbugowany i szlag trafi platynę na ostatnim trofeum. Dopiero po zmianie na inny bełt trofik wpadł. Ciekawostka bo oba bełty posiadały statystyki z 100% krwawieniem. Jednym z najbardziej czasochłonnym trofeum jest zebranie wszystkich kart (duplikaty się nie liczą). Podobno przed patchami można było przegapić kilka kart z racji tego, że dwie osoby posiadających unikaty znika i później nijak nie da się ich zebrać. Chodzi o kart jednej z karczmarek i pewnego poety z Białego Sadu. Patch naprawił ten problem. Kartę Zoltana znajdziemy pod Drzewem Wisielców w Velen, a karty babki u pobliskiego kupca w Białym Sadzie. Zebranie wszystkich kart jest czasochłonne i początkowo pojedynki są ciężkie bo nie mamy wystarczająco silnych kart. Dodatkowo trzeba grać praktycznie ze wszystkimi kupcami, kowalami i płatnerzami, brać udział w rozgrywkach i wielkim turnieju. Ale jak karcianka przypadnie do gustu gra się przyjemnie. Pojedynki pięściarskie są łatwe i tylko na Sellige eliminacje mogą sprawić problem bo przeciwnicy wykonują szybkie ciosy ale metoda partyzanta: unik, cios, cios, unik daje efekty. Turniej konny jest prosty i tylko ostatni wymaga wyczucia trasy przez ostre skręty. Poziom trudności "Droga ku zagładzie" nie jest tak straszny jak sugeruje to opis. Najgorszy jest początek. Ginie się często głównie przez grupy wrogów (utopce, ghule, nekkery, zbóje), a długie wczytywanie po zgonie irytuje mocno ale wraz z ulepszaniem postaci i rynsztunku jest łatwiej. Pamiętać trzeba by przygotować się do walki odpowiednio: dobrać oleje na miecz, odwary, eliksiry (polecam szybko ulepszyć jaskółkę i grom), poczytać w bestiariuszu o przeciwnikach i ich słabościach oraz odnaleźć jeden z kilku dedykowanych wiedźmińskich rynsztunków. Są one sporo lepsze od zwykłych zbroi i mieczy. Ogólnie platyna nie jest trudna tylko trzeba poświęcić na nią trochę czasu. Ocena: 5/10
-
No wiem tylko się zastanawiam czy brać teraz czy może na święta jak hype znów podskoczy. Bo teraz to bym poprzechodził dla sprawdzenia innych zakończeń.
-
Na początku muszę się do czegoś przyznać. Mianowicie nie lubię rpgów. Zanim spora grupa z was wybiegnie na mnie z widłami i pochodniami pozwólcie, że się wytłumaczę. Najlepiej zacząć od początku, a żeby tak było musimy cofnąć się do końca lat 90-tych i kultowej gry jakim niewątpliwie jest Final Fantasy VII. Owe dzieło w wydaniu kilku płytowym pożyczył mi na psx-a kuzyn. Był to czas braku internetu toteż wiedzę z zakresu gierek czerpałem głównie z pism. I tu leży źródło problemu. Mechanika gry była dla mnie kompletnym novum. Nie wiedziałem jak podejść do konkretnych przeciwników, gdzie iść, co robić, jak rozbudować postać i po cholerę są te kulki materii. To oraz burzliwy charakterek smarkacza sprawiło, że zraziłem się do gier z pod znaku rpg na wiele lat. Ale ostatnio próbuję się przekonać do gatunku. Najpierw z f2p DC Universe Online (sprawdziłem tylko przez tematykę gierki) no i teraz z Wiedźminem po fali zachwytów na szanownym party. No ale do sedna... Wiedźmin 3: Dziki Gon - Sporo osób polecało mi gierkę więc postanowiłem sprawdzić będąc jednak sceptycznie nastawiony do rozgrywki ale kilka filmików przybliżających mi model gry sprawiło, że kopia wylądowała w czytniku. I z radością w sercu oznajmiam, że to były (i są nadal) jedne z najlepiej spędzonych chwil z gierkami. Bogactwo świata przedstawionego przytłacza pięknem i ilością detali tak bliskie sercu każdego Słowianina. Zacznijmy od fabuły i historii. Pogrążona w wojnie kraina, represje w "wolnym" mieście, rozgrywki polityczne na najwyższych szczeblach czy wreszcie proste życie prostych ludzi i rzesze potworów gotowych posmakować srebra. Sama główna ścieżka fabularna może nie wydaje się z początku jakoś specjalnie wybitna ale im dalej w las tym robi się ciekawiej. Należy w tym momencie napomnieć o misjach pobocznych czy nawet zleceniach bo te są na prawdę dobrze zrobione. Owszem można się czepiać, że większość zadań to "idź tam, zrób to, ubij tego i wróć po nagrodę" ale też nie do końca tak jest. Spora część zadań jest okraszona swoją własną fabułą. I to ciekawą. Nie zawsze trzeba wpierwy siekać potem pytać. Decyzja zawsze należy do nas, a konsekwencje mogą być długoterminowe. I to mi się podoba. W pewnej mierze to my budujemy historię w Wieśku. Oszczędzając kogoś lub też nie, robiąc coś lub pozwolić zadecydować losowi. To wszystko może mieć poważne konsekwencje, które możemy odczuć na samym końcu. Kilka razy moje czyny przybrały nieoczekiwany obrót. To nie "Spec Ops" gdzie właściwie ostatnia decyzja miała wpływ na zakończenie. Mechanika gry jest przystępna nawet dla takiego upośledzonego rpgowca jak ja. System walki jakoś specjalnie mi nie przeszkadzał. Ładnie wywijało się mieczami i po prawdzie tylko z kuszy strzelało się słabo. Fajne wykończenia przeciwników czy to poprzez odcięcie kończyny, czy też przez rozpłatanie delikwenta na dwoje. Bloki, parowanie, uniki i w końcu atak... Wszystko jest dynamiczne. Choć przy bossach najlepiej sprawdza się technika Szkoły Partyzanta, czyli "ciach-ciach-unik" i tak do końca walki. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie by kombinować. Zwłaszcza, że mamy czym. Znaki, odwary, oleje na miecz, eliksiry, petardy. Cały zestaw wiedźmińskiego juku jest do naszej dyspozycji. Rozbudowa odpowiedniego drzewka pozwala stać się prawdziwą maszyną do zabijania. Lubisz wywijać mieczem? Inwestuj w szermierkę. Wolisz podpalać przeciwników bądź wpływać na ich umysły? Rozwijaj znaki. Nie stronisz od wspomagaczy? Zestaw małego alchemika jest dla ciebie. Każdy znajdzie coś dla siebie. Mógłbym mieć zastrzeżenia do ilości slotów. Mogłoby być trochę więcej. System wykupywania umiejętności też jest trochę nie na rękę. Nie ma klasycznego, "drzewkowego" rozwoju umiejętności. By wykupić dalsze upgrady trzeba przekroczyć wymaganą ilość punktów w danym dziale co wymusza na nas zakup umiejętności innych, niekoniecznie takich, których chcemy używać. Z mniejszych przeszkadzajek to spóźnione reakcje Wieśka trochę irytują. Po rozpoczęciu walki wciskasz blok, a wiedźmak nic. I obrywasz niepotrzebnie. Jednak dwie rzeczy sprawiają, że Wiedźmin 3 nie jest grą GOTY. Są to niestety na tyle poważne rzeczy, że mają wpływ, zwłaszcza taki czas po premierze, na odbiór gry. Pierwszy grzech to loadingi. Niestety sporo czasu przy Wiedźminie spędziłem na oglądaniu ekranu wczytywania gry, który trwa coś około 2 minut. NO JA PIERDOLE! Przez ten czas mógłbym poruchać, wysrać się, zastanowić się nad sensem życia i zrobić kawę. Trzeba zaznaczyć, że chodzi o momenty po zgonie i przy przenoszeniu się na inną mapę. Ktoś mądry (Square :czesc: ) mógłby powiedzieć, że jest na to sposób: nie ginąć. No cholernie dobra rada milordzie, zwłaszcza w początkowej części gry i na najwyższym poziomie trudności. Mimo wszystko w XXI wieku takie coś nie powinno się zdarzać zwłaszcza tyle miesięcy po premierze i po takiej ilości łatek. Druga rzecz to koń. Po ograniu Red Dead Redemption żaden model jazdy na koniu nie był lepszy. Lubię i szanuję zwierzęta ale konia w Wiedźminie 3 to bym najchętniej oddał rzeźnikowi. Tragiczny model jazdy. Zwierz zachowuje się tak jakby bał się każdej przeszkody i daje po hamulcach co kilka metrów. Teoretycznie powinien trzymać się ścieżki co też nie zawsze się sprawdza. Skręca jak ma jechać prosto, jedzie prosto jak ma skręcać. W sumie to chyba najlepiej odwzorowany koń bo robi co chce. Niby trochę czepiam się na siłę bo przecież sporo rzeczy łatki naprawiły. Z podań forumkowych bardów wnioskować można, że Wiedźmin był surową grą na premierze: brak skrzyń na fanty, ciężar surowców, bugi, glitche, problemy z trofikami, itd. Jednak nawet tak irytujące rzeczy nie są wstanie przysłonić piękna wykreowanego świata. Pierwsza gra, która sprawia, że czuję się jak na wsi. No może z wyjątkiem Bab Cmentarnych. Zamiast nich mam Baby Moherowe. Lasy pełne brzóz, łąki pełne kwiatów, smagane wiatrem pola... to sprawia, że często stawałem w drodze i obserwowałem otoczenie. Tak bogate i tak piękne. I tak pełne życia. Jest sporo zajęć dla Wiedźmina. Utopce nad zbiornikami wodnymi, ghule na polach bitewnych, upiory w ruinach czy drakonidy na polach. No i oczywiście dzikie zwierzęta w lasach czy zbóje przy drodze. Choć gra pozwalała przenieść się na wyspy Skellige dość szybko ja jednak postanowiłem trochę poczekać z tą podróżą i nie żałuję. Po dotarciu na miejsce gra otrzymała drugie tchnienie, a ja zakochałem się w tej surowej krainie. Ale ten świat nie byłby tak piękny gdyby nie NPC-ty i polskie dialogi. Kurde, widać kto robił tą gierkę. Przechadzając się po wsiach czy mieście co rusz słyszymy swojskie "kurwa", "ja pierdole", "spierdalaj". Ale nie same przekleństwa budują klimat. Głosy są naprawdę doskonale dobrane. Wreszcie wymawiane kwestie w naszym rodzinnym języku wyrażają emocje. Łezka zakręciła mi się w oku gdy mała dziewczynka nuciła sobie gdzieś pod chatą rymowankę o żabce. Rymowankę, którą ostatni raz słyszałem gdy sam byłem w przedszkolu. Po usłyszeniu jak jakiś żebrak woła: "Ludziska, poratujcie, chory jestem, na bide" przypominają mi się żule na Katowickim dworcu. Niesamowite ile ta gra wywołuje emocji w graczu. Niby ta sama lokacja ale jakby inna no i z końcówki gry więc lepiej daję w spoiler Emocje potęgują przepiękne nuty. Spokojne, klimatyczne brzmienia podczas podróży, mocne uderzenia podczas starć, radosne pląsy gdy przeciskamy się zatłoczonymi ulicami Novigradu aż po szybkie rytmy przy partyjce gwinta. A właśnie. Sam Gwint to bardzo ciekawa karcianka. Gdy już opanujemy co i jak i skompletujemy większość kart starcia są emocjonujące. Trzeba wykazać się strategiczną smykałką. Przeciwnicy tylko z początku są wymagający ale wystarczy rozpracować system jakim grają i odpowiednio przygotować talię. Dodać należy do tego masę ukrytych easter eggów i to nie tylko z światowej popkultury ale i z naszego rodzinnego podwórka. a jeszcze sporo nie odkryłem podczas moich wojaży. Boobies W trosce o bezstresowe wychowanie naszych wiecznie młodocianych użytkowników Pawcia i Ravena soczyste i jędrne sutki zostały ocenzurowane. Podsumowując. Wiedźmin 3: Dziki Gon to bardzo dobra gra z ciekawą fabułą zarówno w zadaniach głównych jak i pobocznych, przepięknym światem i masą rzeczy do robienia i zbierania. Są pewne błędy, które powinny być dawno rozwiązane łącznie z dwoma irytującymi aspektami. Jednak nie przysłaniają piękna tego solidnego, polskiego kawałka kodu. I powinniśmy być dumni z faktu, że to "nasza" gra. Ocena: 5+/6 A byłbym zapomniał. W najbliższym budżecie muszę uwzględnić zakup wypchanego jednorożca. Nigdy nie wiadomo kiedy jakaś czarodziejka zajedzie pod gościniec. Bywajcie.
-
Ja bym przywitał wieżowiec. Dobra, wielopoziomowa mapa.
-
Zaraz, zaraz... Hulk 1 lepszy od dwójki z Nortonem? Sporo lepiej Norton wypadł jako Banner niż Bana. Lepsza Betty i lepszy Thunderbolt. No i Abomination zamiast pudli. I sporo lepiej animowany Hulk. I scenariusz. Nie masz pomysłu na przeciwnika? Zrób zabójczą mgłę. Druga Fantastyczna 4, Green Lantern, pierwszy Hulk... Hulk z Baną był ciekawy tylko za sprawą przejść w formie komiksowych kadrów i świrowaniu Nicka. Iron Man 3 słaby? Bo więcej Starka od Iron Mana? Ale przecież Peper była w sports bra... Zyebali tylko sprawę z Mandarynem. Asgard najsłabszy w Thorach? To przecież chyba jedyny dobry element obu części. Może przenieśmy tą dyskusję do pieprzenia coby nie robić cw poza cw.