The Last of Us Remastered - Cóż, długo czekałem by zagrać w Mesjasza poprzedniej generacji ale, że planowałem się przenosić na czwórkę to olałem wersję na ps3. Duży wpływ miała na to informacja o remasterze właśnie na nadkonsolę. Ogólnie to chciałem zagrać już w maju zeszłego roku ale Square namówił mnie na Przystojną Kolekcję. Dopiero świąteczny okres nicnierobienia dał okazję do rozpoczęcia przygody w post-apokaliptycznej Ameryce. I co to była za podróż
Ale po kolei. fabularnie to swoiste kino drogi. I tak są tu nawiązania do tak tu hejtowanego filmu "The Road". Ale w przeciwieństwie do filmu ta droga jest podana przez skąpo odziane kelnerki na złotym talerzu w cholernie drogiej restauracji dla elity. Relacje dwojga bohaterów, ich mozolna przemiana... Człowiek się zastanawia: czy to ma jakiś sens? Musi. To musi mieć jakiś sens.
USA. Rok 2033. Ziemia zniszczona przez grzyba, który brutalnie zabił większość populacji. Reszta albo ukrywa się w pseudo bezpiecznych strefach, albo prowadzi koczowniczy tryb życia w niegościnnych reliktach przeszłości zwanych miastami albo poluje na innych...
Świat przedstawiony przez Naughty Dog powala... pięknem. Choć jest brutalny, brudny i morderczy jest też piękny. Zrozumiecie o co mi chodzi jak będziecie przedzierać się przez las stając na chwilę by złapać kilka promieni słońca, które leniwie przedzierają się przez gałęzie. Będziecie przypatrywać się faunie i florze, dzikiej naturze, która upomniała się o swoje. Doskonale widać to w miastach. Roślinność przebijająca się przez grube tony betonu i stali. Rozrywające wieżowce na części. Cały ten świat pokazuje jak ludzkość walczy każdego dnia z naturą, która chce odzyskać to co jej. Nawet sam winny tej tragedii, czyli grzyb jest na swój sposób piękny. Ukwiecone ciała martwych ludzi pokryte grzybnią są zarówno piękne jak i przerażające.
No właśnie. Widoki grzyba mogą przerazić z prostego powodu. Tam gdzie jest grzyb są też zarażeni. A ci nie są zbyt gościnni. Chociaż śmiertelnie lubią się przytulać. Design owych zarażonych ładnie ukazuje rozwój grzyba w ciele gospodarza. Od powierzchownych zmian, poprzez rozerwane czaszki klikaczy aż po... sami zobaczycie ND skutecznie uniknęło sztampowego podejścia do tematu post-apo i zombie. Nie ma tu wolnego mięsa armatniego. To nie wczasy pod gruszą. Jeden błąd i kończysz martwy lub zarażony (co jest gorsze). Od czychaczy, przez biegaczy aż po klikacze. Klik, klik, klik...Ten jeden dźwięk będzie sprawiał, że pot pojawi się wam na czole. A każdy ruch będzie śmiertelną grą w chowanego. Gdy słyszysz klikanie wiesz już, że masz przejebane.
Jak żyć? W grupie? Albo w parze? Może jednak samotnie? Nie mając o kogo się martwić nie trzeba się bać, że coś mu się stanie. Bo prędzej czy później i tak umierasz brutalnie i samotnie. Tylko jaki jest sens żyć samemu nie mając do kogo się odezwać.
Joel i Ellie. Dwa trybiki napędzające tę podróż. Pierwszy to stary i zmęczony facet, któremu zaraza brutalnie odebrała wszystko. Druga to małolata. Stary świat zna tylko z opowieści. Sporo się musi nauczyć ale wie jak przetrwać. A przecież o to chodzi. Tych dwoje ludzi nada sens swojemu życiu. I Twojemu też. Dialogi jakie prowadzi tych dwoje pozwalają odsapnąć od brutalnej rzeczywistości. A suchary Ellie sprawią, że nawet lekko się uśmiechniesz.
Podróż. Początkowo to tylko zlecenie. Później coś się zmienia. Coś pcha bohaterów dalej przez tabuny zarażonych i ludzi. Tylko kto jest gorszy? Zarażeni kierują się tylko bólem i instynktami ale ludzie to inna bajka.
Ludzkość od zarania dziejów dąży do samozagłady ale też walczy nawet do ostatniego tchu. Tylko do czego zdolny jest człowiek przyparty do muru? Głodny, zmarznięty. Czy zatraci resztki człowieczeństwa byle tylko najeść się? Jedz albo zostań zjedzony. Odwieczne prawo natury. Podczas swojej podróży przez Amerykę odkryjesz, że zaciera się różnica pomiędzy zarażonymi, a ludźmi. Zaś u kresu swej podróży spojrzysz w lustro i przypomnisz sobie pewne słowa Billa, jednego ze spotkanych "znajomych".
Czy to ma jakiś sens? Podróżując przez zniszczone miasta, lasy wsie i inne tereny będziesz walczył o przetrwanie. Polecam mocno grać od razu na trybie "survival". W tej grze będziesz miał najwyższe accuracy aniżeli w innej grze. KAŻDA KULA SIĘ LICZY. Jedna kula, jeden trup. Ale czasem lepiej jest nie walczyć. Czasem lepiej uciec by przeżyć. W swojej przygodzie będziesz zmuszony do penetrowania domów, mieszkań, pomieszczeń w celu znalezienia zapasów. I to, moi drodzy, jest cholernie intymne przeżycie. Przeczesując pokoje będziecie zastanawiać się kto tam mieszkał. Czy udało im się przeżyć apokalipsę? Gdzie są teraz? Będą też widoki, przez które zadawać będziecie sobie pytania. Czy to ma jakiś sens? Zrozumiecie o co chodzi jak wybijecie grupę zarażonych w jakimś lokalu, a potem znajdziecie rysunek dziecka.
Znajdźki. W sporej mierze to one budują tło. Listy, notki, broszurki opisujące marzenia, obawy, chęci zwykłych ludzi.
Technicznie to majstersztyk. To remaster, a wygląda obłędnie. Psiaki wycisnęły chyba wszystko z ps3. Ta gra świateł. Cudo. Chyba ćwierć gry biegałem z włączoną latarką. Kurz, który się unosi w starych, stęchłych pomieszczeniach. Promienie słońca wśród koron drzew, roślinność itd. Bajka po prostu. Animacja postaci to już prawie, że znak rozpoznawczy ND. A wszystko dzięki sesjom montion capture. I co najważniejsze, dialogi odbywają się na planie dzięki czemu czuć naturalność w wypowiadanych kwestiach. Gdy postać jest zmęczona słychać to w głosie. Dlatego też dubbing wypadnie zawsze słabiej niż oryginalny voice acting. Dźwięk. Gustavo Santaolalla dostarczył i to mocno. Proste nuty odzwierciedlają uczucia bohaterów oraz wydarzenia na ekranie. Motyw przewodni skłania do refleksji. Gdy walczymy z ludźmi muzyka jest rytmiczna zaś przy starciu z zarażonymi wyłącza się. Słychać tylko stęki, jęki i klikanie.
The Last of Us jest przede wszystkim opowieścią o duecie Ellie i Joela. Drugim aktorem są postacie. Ich zachowanie i światopogląd wpływają zarówno na bohaterów jak i na gracza. Po wszystkim będziecie się zastanawiać czy ludzkość zasługuje na ratunek? A może zaraza tak naprawdę zrzuciła zasłonę przykrywającą prawdziwe oblicze ludzi. Przyroda zawsze znajdzie sposób na przetrwanie. Może to ludzkość jest największą zarazą?
Można by esej napisać o tej grze zresztą sporo dyskutowałem o niej na party z m.in. z Ukyo czy Kazubem. Jedno jest pewne. Ta gra dostarcza emocji.
Kurde, mocno chcę napisać o końcówce ale tego nie zrobię. Cobym nie napisał nawet nie spoilerując mogłoby wpłynąć na odbiór tej przygody. To trzeba przeżyć samemu bo przecież... to musi mieć jakiś sens... prawda?
Ocena: 10-/10
A jeszcze słówko o multi. Pomysł ciekawy, wykonanie również tylko jedna kwestia może zaważyć o chęci zagłębienia się w potyczki. To nie Uncharted. Nie jest tak dynamiczna. Walka jest mocno stonowana. Metodyczne poruszanie się, planowanie kolejnego ruchu, polowanie na przeciwnika. Zapomnij o bieganiu na pałę. Szybko zginiesz. Multi na pewno nie dla wszystkich. Z pewnością nie dla Ukyo