-
Postów
7 261 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
2
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Farmer
-
Kuuur.... Coś trzeba zrobić z tym podglądem postów w nowej zawartości. Nadziałem się na spoiler I jak tu teraz obejrzeć odcinek z zapałem?
-
W 2016 roku będą aż 3 filmy z mutantami. Oprócz Apokalipsy i Deadpoola potwierdzono też przygody Gambita. Tak wygląda lista:
-
Już widzę oczami wyobraźni te wykręcone sekwencje walk z mieczami świetlnymi
-
Kurde, nie wiem jak to mnie ominęło... Z tego wszystkiego nabrałem chęć na kolny raz z Cienką Czerwoną Linią.
-
Dobra, czas na drugą część świąteczno-noworocznych filmowych wrażeń. Godzilla (2014) - Rebbot, który miał przywrócić chwałę gadowi udał się ale tak pól na pół. Screen Junkies jak zwykle idealnie podsumowali cały obraz. Zacznijmy od tego co nie wyszło. Największą bolączką jest sama Godzilla, a raczej jej brak. Potwór pojawia się w jakiś 20% całego filmu, a połowa tego czasu gad chowa się w pyle, mroku, wodzie itd. Druga sprawa to postacie ludzkie. Rodzinka żołnierza jest tak potrzebna w tym filmie jak majtki prostytutce. Sam wojak też. Saper, który zamiast Ken Watanabe to dobry aktor ale jego postać w tym filmie robi tylko dwie rzeczy: nadaje imię potworowi i robi minę stylu "Czy wyłączyłem żelazko?". Ok to teraz to co wyszło. Pierwsze sceny są optymistyczne. Dają wrażenie, że będzie klimatycznie i sensownie. Postać Joe'a Brody'ego ładnie nacechowana (choć szybko ucinają ją bo tak). Sceny batalistyczne są świetne. Potwory ładnie niszczą Ziemię (nie to co ta jaszczurka z 1997, która rysuje przypadkowo dwa wieżowce w NY). Godzilla choć pojawia się krótko to jednak robi to z kopem godnym bomby atomowej. Pierwszy ryk i pierwszy promień z paszczy zrobił mi konkretne ciary na plecach. Osome! Cieszy również design gada. Twórcy pamiętali o spuściźnie japońskiej kultury. Także powrót króla na ekrany choć z problemami to jednak ładnie wyszedł. Ot niewykorzystany w pełni potencjał. Ocena: 8-/10 (za sceny z Godzillą) Predestination/Przeznaczenie (2014) - Można by rzec, że motyw podróży w czasie został wyczerpany. Jednak zdażają się reżyserzy, którzy coś jeszcze potrafią wyskrobać z oklepanego motywu. Choć w trakcie seansu dość łatwo domyślić się dalszego przebiegu wydarzeń to jednak ogląda się całość zaskakująco przyjemnie. Obraz jest oszczędny. Nie epatuje nachalnym CGI, a raczej skupia się na efektach owych podróżach w czasie. I to nie w otoczeniu, a w postaciach. Jest niejako podróżą człowieka przez życie. Dobre twisty fabularne. Dobre role Hawke'a i Snook choć lepiej wypadł Noah Taylor jako szef projektu. Idealny aktor pod postać. Na pewno jest najlepszym filmem sci-fi minionego roku. Przynajmniej na razie bo nie widziałem jeszcze Interstellara. Ocena:8+/10 John Wick (2014) - To nazwisko zna każdy. I każdy sra w gacie na jego dźwięk. Jeśli jesteś na liście Johna to nie uciekaj, nie chowaj się bo to bezcelowe. Przedłużasz tylko nieuniknione. Keanu miał ostatnio pecha na filmy. Po mocno słabych 47 Roninach i Man of Tai Chi nie sądziłem, że da radę wrócić do dobrych obrazów i to tak szybko. A jednak dzięki odpowiedniej roli i kumatemu reżyserowi pokazał się od fajnej strony. I jako najlepszy płatny zabójca radzi sobie świetnie. Postać Johna pomimo 5 lat przerwy wciąż potrafi z gracją rozwalać rzeszę przeciwników. Plus nie pierdzieli się z jakimiś one-linerami czy monologami. Tylko w kościele wygłasza krótkie kazanie i tyle. I całe szczęście. Im mniej Reeves ma do gadania tym lepiej jego role wypadają. Cały film to maraton zabijania. I nic więcej. Ale nic więcej nie potrzeba bo taki patent sprawdza się znakomicie. Otwarcie jest szybkie i treściwe. Motyw z hotelem i etykietą zabójców ładnie urozmaica przerwy w zabijaniu. Cała procedura powrotu Johna do "zawodu" to taki swoisty akcent humorystyczny (motyw z interwencją glin w domu Johna świetny). Ja bawiłem się świetnie i chętnie zobaczyłbym kontynuację poruszającą wątki z przed "emerytury", rozwinięty motyw z monetami i "niewykonalne" zadanie od bossa rosyjskiej mafii. Ocena: 8+/10
-
Jakie pierwsze Trophy / Achievment taki cały rok
Farmer odpowiedział(a) na Pryxfus temat w Graczpospolita
The Third Degree Correctly branch every question in every interview in a single story case. Zdobyte w L.A. Noire. Nie mam pojęcia coby to miało oznaczać. Pewnym raczej jest, że nie zarucham... -
Dzięki Sep. Lifting twarzy i głosu to go nie poznałem. @kotlet_shabowy, podstawą jest zadanie sobie pytania czego oczekujemy od blockbusterów? Akcji? Humoru? Epickiej opowieści? Przy Strażnikach Gunn wywiązał się z zadania znakomicie. Spójrzmy na rok 2013. Raczej żaden nie był wybitny. Fakt kilka z nich to kawał rzemieślniczej roboty i nawet bardzo dobre filmy ale jednak były pewne elementy, które zostawiały plamy na białej koszuli. I to z buraków. Ale może lepiej wpierw napisz czego się obawiasz? Co ci w Guardians of the Galaxy nie zagrało?
-
Okres świąteczno-noworoczny jak co roku upłynął pod znakiem blockbusterów jak i innych, luźnych dzieł. Sporo tego było więc podaję całość w kilku partiach. Guardians of the Galaxy/Strażnicy Galaktyki (2014) - Jeden z najbardziej kasowych filmów Marvela jak i chyba najlepszy blockbuster ubiegłego roku. I chyba jeden z najbardziej nieprzyjaznych subuniwersów Marvela. "...Star-Lord. -Who?" Nieprzyjazny dla laika co to z Marvela kojarzy tylko kto to Spider-Man, Thor, Cpt. America, Nick Furry, Hulk czy Iron Man. Ale to nie przeszkadza świetnie się bawić podczas seansu. Sam muszę przyznać, że praktycznie nic nie wiedziałem o świecie Strażników prócz tego, że drużynę tworzą złodziej, asasyn, maniak, szop i drzewo. Mogłoby się wydawać, że to nie ma prawa się udać. A jednak. James Gunn wie jak sprawnie poprowadzić nową space operę by zarówno bawiła, czarowała ale przede wszystkim podobała się. "They call themselves the Guardians of the Galaxy" Cały film choć wrzuca nas na głęboką wodę rzucają co chwilę dziwno brzmiące imiona czy nazwy jest czytelny. A to dzięki sprytnej zagrywce. Reżyser nie zagłębia się w miejsca i postacie poboczne całkowicie skupiając naszą uwagę na drużynie. Sprawdony patent z całkowitymi indywidualistami zawsze działa. Wszyscy mają swoje 5 minut. Quill wprawdzie budowany jest na niepisanego lidera ale jest na równym poziomie z resztą. Każdy na drobny fragment z przeszłości wyjaśniający delikatnie motywy ich działania. Show kradną zdecydowanie Rocket i Groot. "I can't believe I'm taking orders from a hamster" Cały świat Strażników jest wręcz zjawiskowy. Piękne plenery są ważnym elementem tego filmu. Kolory pieszczą oczy. Design miast, lokacji jest zachwycający. Nova Corps, więzienie, kosmos wszystko. Również dalsze budowanie sprawy z Infinite Stones jak i sama postać Tanosa dodają smaczku filmowi. Scena po napisach to już w ogóle ukłon po same jajca. "Uga Chaka, Uga, Uga" Od strony muzycznej jest bajecznie. Skubani ładnie wpletli klasowe kawałki z lat 80-tych do już typowych epickich dźwięków. Całość nadaje obrazowi unikalności. Blue Swede, David Bowie, Jackson 5. No nogi same rwą się do pląsów. "WE are Groot" Podsumowując, Strażnicy Galaktyki to nie tylko świetne kino rozrywkowe ale wyznacznik standardów dla przyszłych blockbusterów. A co ważne wszyscy będą się świetnie bawić. Nawet ci niezbyt zaznajomieni z uniwersum. Jeśli na siłę miałbym się czegoś uczepić to trochę miałkiego antagonisty ale przy takiej ekipie to się nie ma co dziwić. Ocena: 10/10 Pytanko mam: Nathan Fillion się kiedyś chwalił, że go zobaczymy w Guariansach ale jakoś go nie widziałem. Był? X-Men: Days of Future Past/X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (2014) - Po świetnym wprowadzeniu w postaci First Class przyszła pora na pogrzebaniu paluchem w przeszłości i przyszłości prowadząc do sporych zmian jak i wymazaniu złych wspomnień ("hush, Wolverine it's was just a bad dream" hehe). W ponurej przyszłości jedni z największych wrogów X-Menów, Sentinels, sprowadzili mutantów na listę gatunków grożących wyginięcie. By temu zapobiec ekipa znana z trylogii przenosi świadomość Rosomaka do czasów po FC. A tu również nie jest różowo (nawet jak na czasy hipisowskie). Wolverine musi zebrać i pogodzić zwaśnionych liderów, Charlesa i Ericka jak i zapobiec powstaniu zagrożenia, które szybko urośnie w siłę. Fabularnie jest doskonale. Biorąc pod uwagę ilość postaci jak i czyszczenie w 4 filmach z serii jak i spinoffa, który o mało nie pogrzebał mutantów to naprawdę należy się szacun dla reżysera i scenarzysty. Można powiedzieć, że wyszli obronną ręką z niełatwego zadania. Choć były drobne błędy to są one zbyt małe by popsuły odbiór. Technicznie to poziom FC, a więc bardzo dobrze (choć brakowało mi motywu muzycznego na miarę Magneto Theme). Najlepszą sceną jest oczywiście pokaz i kunszt umiejętności Quicksilvera. Co do postaci to wszyscy będą zadowoleni. Mamy praktycznie komplet bohaterów znanych z wszystkich odsłon. I tu mała dygresja. Natłok postaci tak kluczowych powoduje, że niektóre z nich (zwłaszcza obaj Magneto) są mocno okrojone pomimo ich ogromnego talentu. Najbardziej boli mnie sprowadzenie Fassbendera do roli filmowego psuji. Lekko zmarnowany potencjał. Mogliby bardziej przybliżyć narastający konflikt na płaszczyźnie Xavier-Lensherr. Co do postaci Mystique to nie chcę się zagłębiać w to czy jej postać jest zbyt ważnym spoiwem wydarzeń. Ocena: 9/10 Mam parę dygresji. Co z obiecywaną sceną Rogue na dvd? Wprawdzie przeleciałem przez dodatki tak na szybko ale nigdzie tej sceny nie widziałem. Druga sprawa, która mnie nurtuje to szpony Rosomaka. W "Wolverine" zostały złamane, a zregenerowały się tylko kości, więc skąd w przyszłości ma adamantium na nich? Edge of Tomorrow/Na Skraju Jutra (2014) - Dzień świstaka był już kilkakrotnie przytaczany w filmach. Tu również zastosowano ten motyw jednak jest on tak zaserwowany, że trudno tu mówić o nudzie. Reżyser szkrzętnie przyrządza danie dodają w odpowiednich proporcjach akcję, dramat, humor i elementy miłosne. Nawet Cruise ładnie wychodzi (co ostatnio często mu się zdarza). Zaskoczyła mnie za to Emily Blunt. Z kościstej, mało atrakcyjnej babki zrobiła się z niej całkiem konkret dupa. Zasługuje na miano Full Metal Bitch. Od strony technicznej oszczędnie ale i z klasą. Design egzoszkieletów na plus. Obcy ładnie zrobieni. Sekwencje wybuchów, strzałów itd. również. Innymi słowy dobry blockbuster z dobrą historią, dobrymi aktorami i dobrymi efektami. W sumie nic więcej nie trzeba. Ocena7+/10
-
No wiem. Ciężko trafić. Po księgarniach powęszyć. Może gdzieś na półkach zalega.
-
Się zapomniałem pochwalić zakupem na święta Jeszcze pozostało zdobyć tom 2 z KzK i resztę Batmanów...
-
Zaraz w tv Salma Hayek zrobi erotyczny taniec na scenie. So hard :seksoholik:
-
Czekamy do 12.01 Podobno pierwszy trailer Ant-Mana ma pojawić się wraz z pierwszym odcinkiem Agent Carter
-
Zastanawialiście się kiedyś co robią teraz niektórzy rysownicy? Dalej rysują? Co innego robią? Zapili/zaćpali się? Jakiś czas temu zagłębiając się z nudów w czeluści internetów natknąłem się między fap materiałami, a komiksami na znaną mi kreskę. Głębsza analiza tejże kreski ujawniła nazwisko autora. Jim Balent. Rysownika mogą kojarzyć nieco starsi fanatycy obrazków z dymkami. Otóż Balent ongiś rysował dla samego DC Comics, a były to wtedy lata epickie dla wielbicieli bohaterów w trykotach. Superman zaliczył wtedy zgon, a Batman z(a)łamanie. Jim w tym czasie rysował Catwoman (plus okazyjonalnie Batmana i Lobo), która lubowała się szlajać w jednym z kultowych ciuchów. Tak, chodzi o ciasny, purpurowy kostium Styl Jima jest łatwo rozpoznawalny. Chłopak zawsze lubował się w krągłościach dlatego też i postacie przez niego tworzone były pozbawione jakichkolwiek ostrych krawędzi na sylwetkach. Ogólnie postacie (zwłaszcza kobiece) odzwierciedlały symbole seksu lat 90-tych. Balentowi dobrze szło rysowanie przygód panny Seliny aż do roku 1999. Po czym opuścił ciepły stołek w DC i założył własny biznes Broadswords Comics i zaczął wydawać nowy komiks pod własnym nazwiskiem. Czemu dał sobie spokój z rysowaniem dla DC? Nie wiem. Choć jak przy każdej większej katastrofie winna pewnie była kobieta. Żona Balenta ściślej mówiąc - Holly Golightly. Ona musiała nasyfić mu w głowie bo po jej zdjęciach łatwo dojść do wniosku, że to typowy gotycki pasztet. I tu dochodzimy w końcu do owego "dzieła", na które wpadłem. Tarot: Witch of the Black Rose. Seria,która jest chyba wydawana do dzisiaj opowiada o przygodach nowoczesnej wiedźmy i jej rodziny jak i przyjaciół. Cała fabuła kręci się wokół magii i równowagi pomiędzy światem śmiertelników, a wymiarem elfów, goblinów, czarownic, smoków itd. Całość skierowana jest do psychofanów kultu magii (goci czy im podobni). Nie żebym zaraz polecał komiks bo po kilku nr człowiek ma ochotę żygnąć tęczą od tego ciągłego pieprzenia o równowadze i jedności z naturą. A sporo numerów napakowanych jest ścianą tekstu (bezwartościowego w dodatku). Zapytacie zaraz to po uj walę ścianę tekstu o (pipi)e marynie jak nie warto tego tykać. Ano właśnie jest jeden element, który nieco wyróżnia jego komiks od pozostałych, a który w wystarczającym stopniu zaciekawił mnie do pogrzebania głębiej w temacie. DUPA, CYCKI! Już od pierwszego nr postacie walą do nas potężnym zasobem mleczarów i wyuzdania. Pierwsze kilka numerów jeszcze zawiera pewne dozy cenzury w postaci "listka" w wiadomych miejscach ale później już jest tylko ładny, okrągły cyc i zero cenzury (jeśli chodzi o nagość bo seks to typowy softcore). Wiem, tani chwyt ale wystarczający do tego bym "zaliczył" kilka zeszytów. Jednak nie ma co się oszukiwać. Tytuł jest adresowany do konkretnej grupy społecznej i przeciętnemu fanowi Logana, Clarka Kenta, Profesora X czy Darkseida próżno szukać czegoś ciekawego w tym (no chyba, że jarają was tylko nagie wiedźmy, a fabuła to tło to ok). Jak już wcześnie napisałem moją uwagę przykuły znajoma kreska i cycki. Tyle.
-
No kolejnego Rambo już potwierdzono z podtytułem "Last Blood". Kto wie, może Sly znów będzie zabijał na amerykańskiej ziemi.
-
Też go zauważyłem. Best Diabeł ever! (zaraz obok Crowley'a)
-
Prawde mówie Na początku serial nie za bardzo wiedział czym chce być, potem znalazł sobie tożsamość dzięki motywowi i właśnie dzięki temu się trochę wybił ponad przeciętność, ale po 3 sezonie już zaczynało widać nudą i nic ciekawego się nie działo, a 5 sezon to już w ogóle słabizna (aczkolwiek szacun za wszelakie zmiany). ogólnie to druga połowa 1 sezonu, oraz cały 2 i 3 były dobre, w porywach bardzo dobre, ale reszta meh. Plan z był przecież od początku wprowadzany w życie. A pierwsza połowa sezonu 1 (podobnie jak większość seriali) powoli wprowadzała do całego tego evenu. Mnie osobiści bardzo podobały się "case of the week" z motywami z pogranicza nauki i sci-fi. Dodaj do tego zakodowane wiadomości w "pauzach", szukanie Obserwatorów wśród tłumów i genialną postać Waltera i mamy goty serial. 4 na 5 sezonów zarąbistych? Dla mnie ok. Dahaka łykaj LSD i handluj z tym...
-
Liczę, że jakieś nowe fakty wypłyną nt Starka i rozbudują jego postać w serialu.
-
Luthera nie oglądałem i nie znam talentu Elby. Przynajmniej nie jest Australijczykiem i ciągłość brytyjskich aktorów byłaby zachowana.
-
Nowe arty z Age of Ultron Więcej tutaj: http://www.comicbookmovie.com/fansites/JoshWildingNewsAndReviews/news/?a=112938 Plus zarys postaci Ultrona i Visiona:
-
No ja również bez problemów. Stawiałbym na przebieg konsoli. Co do Pre-Sequela to będąc szczerym nie śpieszyłbym się z kupnem. Szanuję serię ale jednak uważam, że najnowsza odsłona nie spełnia oczekiwań. Nie po ograniu dwójki.
-
Od Joe Lyncha (gość popełnił m.in. Drogę bez Powrotu 2) W VOD pod koniec stycznia i w wybranych kinach pod koniec lutego.
-
Dahaka czemu herezję rozsiewasz? Fringe to był bardzo dobry serial. Duchowy następca X-Files. Ostatni sezon może trochę słabo zamknął serial ale i tak goty.