Horizon Zero Dawn
O grze sporo się już powiedziało. Ostatnio nawet na poprzedniej stronie. Ja jednak chciałbym nieco rozwinąć myśli. Gra jest jednym z najładniejszych tytułów na obecnej generacji choć nie ustrzegł się kilku błędów i to nie tylko tych typowych dla open worldów.
Odległa przyszłość, dawny porządek pogrzebany tysiące lat temu, o którym dziś przypominają tylko pordzewiałe ruiny, ludność prowadząca koczowniczy tryb życia na nowo budując cywilizację, maszyny. Maszyny wyglądem przypominające dawne stworzenia, maszyny panujące na dzikich odstępach, maszyny, które nie służą już człowiekowi. Duże, małe, pływające, latające, piękne i... zabójcze. A w tym świecie Aloy - ładny bobas, brzydki gówniak, a później całkiem urodziwy i zarozumiały rudzielec z plemienia Nora, który nie przez przypadek zostaje wplątany wydarzenia decydujące o losie kreującego się świata.
Horizon to gra typu open world dostarczająca dość aktywności poza misjami głównymi ale nie jest to sandbox choć znalazło się tutaj sporo aktywności zapożyczonych od konkurencji. Po wyjściu z "białego sadu", który jest niejako tutorialem gra szybko rzuca nam w twarz niemalże farcry'owe elementy rozgrywki, o których wspomniał kolega stronę wcześniej: punkty widokowe odsłaniające mapę, oznaczanie wrogów, obozy, 3-drzewkowy rozwój postaci... znamy to. Człowiek w takim momencie kręci nosem widząc jak mapkę zalewa fala ikonek ze znajdźkami i innymi duperelami. Na szczęście HUD podlega customizacji i polecam od razu ustawić sobie go na dynamiczny.
Jednak to co najważniejsze w Horizonie to maszyny i walka z nimi. To jest rdzeniem rozgrywki i trzeba przyznać, że jest to cholernie dobre. Najważniejsze co musicie wiedzieć o maszynach to to, że przyjęły cechy dzikich zwierząt ale z zachowaniem swojej... "blaszanej natury". Mowa więc o działkach zamontowanych na poszczególnych egzemplarzach, radarach, kamuflażach i innych takich. Druga dość ważna rzecz to spora różnorodność maszyn, a z każdą walczy się zupełnie inaczej, każda posiada swoje mocne i słabe strony, jedne są podatne na ogień inne na mróz lub elektryczność ale wszystkie posiadają jedną wspólną cechę, zwłaszcza na najwyższych poziomach trudności: są śmiertelnie szybkie i groźne. Grając na przedostatnim z dedykowanych poziomów trudności szykujcie się na mocne dostawanie po dupie. Będziecie przeklinać, krzyczeć, rzucać padami i będziecie chcieli więcej. Walka jest intensywna bo rzadko się zdarza, że traficie na pojedynczą sztukę lub tylko jeden dany rodzaj. Te stalowe bestie trzymają się razem (choć i na to jest sposób). Niech was nie zmyli spokojne "wypasywanie się" biegunów na równinach. Sprowokowane przypuszczą atak, a harmider walki to wystarczający wabik dla innych maszyn. Szybko zrozumiecie jak mocno przeliczyliście się atakując jakąś maszynę gdy walka 1vs1 przemieni się regularną wojnę z kilkoma maszynami, często z innego rodzaju. A to nie są typowi przeciwnicy czekający na swoją kolej, o nie. Każda chce rozebrać cię na części pierwsze.
Jednak jest przeciwwaga dla brutalności i zajadłości maszyn. Choć fabuła często insynuuje coś innego, to świat nie składa się z pozbawionych jaj ludzików zamkniętych w osadach. To świat wojowników, a każdy szanujący się wojownik ma swój arsenał. Bronią podstawową jest wprawdzie łuk i włócznia (przez dubbing w Avengersach nie używam słowa "dzida", brrrrr) ale mamy sporo innych zabawek. Od typowo zaczepno-obronnych jak bomby pułapki, przez proce z elementarnymi ładunkami aż po liny krępujące ofiarę i ładunki rozrywające na strzałach, bo to maszyny, a maszyny składają się z części, które możemy odrywać z nich odsłaniając wrażliwe na atak miejsca bądź pozbawiając je broni (którą później możemy wykorzystać przeciwko nim).
Skoro jesteśmy przy częściach to trzeba zaznaczyć, że stanowią one formę waluty jak i budulca do amunicji. To właśnie za sprawą części z pokonanych maszyn możemy potem ulepszać arsenał, montować amunicję bądź kupować nowe stroje. Te zaś pełnią nie tylko formę odzienia ale też posiadają funkcję obronną przeciwko maszynom lub wrogim ludziom. Od odporności na elementy żywiołów jak ogień, mróz, elektryczność przez podwyższoną odporność na zatrucia lub strzały aż po maskowanie naszej obecności.
Jednym z największych wad gry jest element ludzki lub ściślej mówiąc walka z ludźmi. Przejmowanie obozów to dramat i tragedia w jednym, a do tego pozbawione jakichkolwiek emocji. Widać mocno jak bardzo na siłę wrzucony jest ten element w grze podkreślanych do tego świetną i emocjonująca walką z maszynami.
Do mniejszych wad zaliczyłbym trochę zbyt chaotyczne walki gdy przypałęta się kilka maszyn, wariującą kamerę przy intensywnych potyczkach z większymi maszynami lub nie do końca przemyślane koło ekwipunku. Wpakowanie pułapek i eliksirów pod krzyżak powoduje żonglowanie ekwipunkiem w poszukiwaniu odpowiedniego wywaru na daną sytuację, a trzeba pamiętać, że to nie zatrzymuje rozgrywki. Przytrzymanie koła wyboru broni tylko spowalnia odrobinę czas, a czasem przebieramy w nawet 10-11 wariantach uzbrojenia i amunicji. Jest to kłopotliwe.
Trochę blednie wypadają misje poboczne. Wszystkie praktycznie nie różnią się schematem: idź, zabij, przynieś/porozmawiaj. Nie są też specjalnie ciekawe. Podobnie zadania. Ta gra aż prosi się o "wiedźmińskie zlecenia". Możemy chociaż sprawdzać się w wyzwaniach łowieckich choć tylko pierwsze 3 są przemyślane. Pozostałe wbrew opisowi opierają się na brutalnej sile i walce o czas (jeśli celujemy w najlepsze odznaczenie) co prowadzi do dość frustrujących momentów na wysokich poziomach trudności.
Fabularnie gra nie jest jakoś specjalnie odkrywcza ale ładnie wyjaśnia upadek starej cywilizacji jak i obecność maszyno-zwierząt wśród ludzi. Ten element jest dobrze prowadzony, zaś co się tyczy samej akcji... jest różnie. No nie jest to poziom Druckmanna, ani nawet Barloga. Nawet obecność Lance'a Reddicka (John Wick, Fringe) nie ratuje scen gdy postać w milczeniu przez kilka sekund "wyraża emocje". Warto na moment zatrzymać się tutaj bo to ciekawy aspekt. Teoretycznie nie ma tutaj identycznych twarzy choć często pojawiają się podobne głównie u randomowych NPC-tach. Postacie są ładne, szczegółowe, ułożenie ust pasuje do wypowiadanych kwestii ale mimika twarzy nie zawsze dobrze oddaje emocje towarzyszące wypowiedziom. Często prowadzi to do dość dziwnych sytuacji głównie w przypadku bohaterki. Nie jest to element, który w jakimś znaczącym stopniu wpływa na rozgrywkę ale jest to zauważalne.
Oprócz walk jest jeden aspekt, który momentalnie trafia w gracza: oprawa wizualna. Tak jak pisałem na wstępie jest to jedna z najładniejszych gier generacji nie tylko za sprawą majestatycznie zaprojektowanych maszyn lub też pięknym krajobrazom ale też za sprawą kolorowej orgii świateł, błysków, iskier i cząsteczek. Walka z kolosami pokroju Thunderjawa napakowanego wszelakim uzbrojeniem lub Stormbirda o czerwonych ślepiach i pełnych wyładowań ogromnych skrzydłach, przyprawia ciary na całym ciele. Granica pomiędzy łowcą, a zwierzyną zaciera się w takich momentach. Na początku, widząc takie bydlaki oblepione zimnym i nieczułym metalem kroczące po świecie, człowiek się zastanawia jak w ogóle można mierzyć się z czymś takim, trzymając w ręku łuk i garść strzał. Toteż satysfakcja z pokonanego wroga jest ogromna, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności gdzie walki potrafią zająć dobre kilka-kilkanaście minut.
Podsumowując. Horizon Zero Dawn to mocarna dawka emocjonującej walki człowieka z maszyną. Niepozbawioną wprawdzie kilku błędów lub typowo farcry'owych rozwiązań ale ubraną w ciekawą fabułę i genialnie zaprojektowanymi maszynami. Do tego prezentującą się nad wyraz pięknie dostarczając wizualnego orgazmu. Grać.
P.S. Podziękowania i plusiki należą się @Square'owi za "pomoc w maturze" jak i innymi poradami, tipsami i trickami... oraz okazjonalnymi podśmie(pipi)kami przy streamach