Skoro mowa o "męczeniu się" z grą...
Mafia III
Obecność kawałka z drugiej Mafii jest dość istotna głównie za sprawą tego, że sąsiedzi z południa zachowali się troszkę po chamsku dostarczając nam trzecią odsłonę ale nie wyprzedzajmy faktów. I żeby była jasność: gra nie męczyła mnie jako tako. Męczyły mnie mechanizmy w niej zawarte.
Trzecia Mafia rzuca nas na zupełnie nowe wody do miasta New Bordeaux wzorowane na Nowym Orleanie u schyłku lat 60-tych. Bohaterem nie jest już narwany młodzik włoskiego pochodzenia ale czarnoskóry Amerykanin Lincoln Clay. Po powrocie z wojny w Wietnamie wplątuje się w kradzież złota z banku rezerw federalnych, a następnie... cóż potem zaczyna się zemsta pełną gębą i właściwa gra. Tym razem grę wydało 2K Games ale robił ją Hangar 13.
Tak się bawi, tak się bawi po E-LES-DI! Best stypa ever.
Zacznijmy od tego, że fabuła jest na przyzwoitym poziomie ale wielu aspektów nie rozwinięto przez co po napisach końcowych ma się mieszane uczucia. Jeśli zaś chodzi o całokształt to prym wiedzie tutaj rozczarowanie. Fabuła opowiadana jest w formie reportażu, a wszystkie postacie są dobrze przedstawione. Najlepiej wypada wg mnie Donovan. Postać elegancko napisana. Ten z pozoru lekkoduszny pracownik jednej z agencji rządowej to rodzaj faceta niebezpiecznego. Wiecie, taki gostek z filmów, którego widać na zdjęciach z kluczowych wydarzeń, gdzieś tam na trzecim planie, ukryty w tłumie, a gdy bohater ułoży równanie i powiąże gościa z faktami wie, że jest już za późno bo typ stoi w półmroku z tyłu i przykłada broń do potylicy.
Problem gry pod względem fabularnym polega na zignorowaniu cliffhangera z dwójki. Każdy fan Mafii liczył na zamknięcie historii Vitta, a tym czasem dostajemy nową postać w nowych realiach. Tak, tak zaraz ktoś napisze, że przecież wątek ten jest zawarty w grze (jeden ze współpracowników Clay'a to postać z dwójki) i wszystko zostaje dopowiedziane. Nawet sama końcówka przynosi wyjaśnienia. Nie zmienia to jednak faktu, że 2K Games troszkę zawiodło fanów po 16 latach oczekiwań.
Szkoda też, że potencjał drzemiący w samym Lincolnie nie zostaje w pełni wykorzystany przez twórców. Nie wiem co chcieli zrobić z Caly'a bo jest w nim troszkę z Rambo z First Blood (wojna wciąż się nie skończyła), troszkę z Walkera ze Spec Ops The Line, a troszkę z typowego nijakiego bohatera. Niestety żadna z cech nie zostaje rozwinięta. Ani wspomnienia z wojny, ani powiązania z "dzielnią", ani też to, że mowa jest o Afroamerykaninie na przełomie lat 60-tych i 70-tych w południowym stanie USA. Rasizm to wciąż silne słowo nawet dziś. Tutaj warto się na chwilę zatrzymać gdyż nawet twórcy informują gracza, że nie można ignorować faktów historycznych nawet w fikcyjnym mieście choć są developerzy, którzy tak właśnie czynią by być na bieżąco z trendami. W grze pada często "the N-word", a w grze da się odczuć segregację rasową ale oprócz wstawek fabularnych, kilku misji oraz zakaz wstępu dla "kolorowych" do jednego z lokali na mieście nie widać za bardzo tego ciężkiego klimatu. Ale też nie to jest najważniejsze.
A jak wygląda gameplay?
Mapa gry wzorem obecnych trendów podzielona jest na dzielnice, które możemy przejąć i oddać pod władanie jednemu z trzech swoich współpracowników. Współpracowników tylko z nazwy bo w praktyce to podlegli bossowie. Jest to też trzon rozgrywki i tutaj dochodzimy do głównego problemu Mafii III. Samo przejmowanie terenu jest zaprojektowane bardzo fajnie. W pierwszej kolejności kontaktujemy się z informatorem, który zaznajamia nas z tym kto rządzi daną dzielnicą, jak wygląda jego biznes i jak go wykurzyć z kryjówki. Następnie dopadamy podrzędnych kapusiów, którzy naprowadzają nas na okoliczne meliny, załatwiających interesy soldati czy magazyny. Teraz przystępujemy do likwidowania tych aktywności by wskaźnik szkód był wystarczająco wyskoki, a boss dzielnicy wyszedł z ukrycia. Gdy dowiadujemy się od informatora o lokalizacji bossa przystępujemy do mafijnego "hostile takeover" przy użyciu broni i wszystkich innych dostępnych środków. Po cichu albo z hukiem. Bossów i kapusiów możemy likwidować albo przeciągać na naszą stronę by robili to co robią tyle, że dla nas. I niestety o ile pierwsze dzielnice przejmuje się całkiem fajnie tak potem wszystko opiera się na schemacie kopiuj-wklej. Każda kolejna dzielnica to ten sam schemat, który prowadzi do głównej misji by następnie całość powtórzyć.
Samo miasto i przyległe tereny są zaprojektowane bardzo słabo. Nie ma tutaj jakiś szczególnych odniesień do Nowego Orleanu (oprócz designu kilku budynków no i bagien ma się rozumieć). Pod względem eksploracyjnym też jest słabo. W tym mieście oprócz misji i zbieractwa nie ma po prostu co robić. Strzela się jak u typowej gry R*, czyli nijako, jeździ się jak mydelniczkami ale tutaj z pomocą przychodzi spowolnienie czasu. Znajdźki nikgo (nawet playboye), miasto bez życia i charyzmy. Lusterko wsteczne to jeden z pierwszych elementów samochodu, który z chęcią bym wyrzucił. Znikający w nim horyzont i elementy bolą w oczy. Z przodu z dorysowującymi się elementami też nie jest wiele lepiej. Zresztą gra nawet dziś jest pełna bugów i glitchy od typowych jak klinowanie się w otoczeniu aż po niewgrywające się misje. Są też debilne rozwiązania jak np. gliniarze znikający po "telefonie do przyjaciela" albo zachowania npc-tów. Potrąć kogoś na jezdni i armagedon na ulicach ale zabij typa na terenie wroga i robi się śmieszna rzecz. Postronne ludziki uciekają w popłochu ale jeżeli żaden wróg tego nie widział jest spoko. Wrogowie kompletnie nie reagują na tłum.
Ale są też plus choć i tu zdarzy się łyżka dziegciu. Postacie to nie jedyny element gry, który jest dobrze zrobiony. Muzyka i pozorny klimat "ery dzieci kwiatów" robią sporą robotę. Człowiek nawet przymyka oko na niedoróbki, glitche, mydelniczy model jazdy i paskudne miasto gdy z głośników lecą szlagiery od takich ikon jak The Animals, Sam Cook, The Rolling Stones, Aretha Franklin, The Count Five, Creedence Clearwater Revival, Jefferson Airplane czy nieśmiertelny Elvis Presley. Niestety wydaje się, że kawałki lecą w kółko te same, a to z racji tylko 3 stacji radiowych. Fajna ciekawostka: radio gorzej odbiera w tunelach, pod mostami czy na wielopoziomowych parkingach. Właśnie takie smaczki budują klimat.
,
Oh shieeet... My bad, Walter.
Czym więc jest Mafia III? Przede wszystkim niewykorzystanym potencjałem. Grą zrobioną na odwal pełną błędów i z brzydkim miastem. Grą, która nie spełniła oczekiwań fanów zarówno pod względem fabuły (przyzwoitej ale ignorującą dwójkę) jak i gameplay'u. Grą pełną powtarzalności. Da się zagrać, a nawet czerpać z niej umiarkowaną satysfakcję ale nie oczekujcie klimatu gangsterki na wybitnym poziomie.
Mafia II nie była idealna, tu nie ma co się oszukiwać, jednak w pewnym stopniu grało się lepiej, a i klimat jakby głębszy. Ale jednak warto skończyć Mafię 3 chociażby dla epickiego zakończenia. Ale tego z napisów końcowych. Deep shit