Batman Arkham Knight
"Downside you're dead. But the upside? We've got each other, Bruce. Forever!"
Zwieńczenie trylogii (pomijam Origins), która bardzo dobrze oddała klimat zarówno komiksowego Batmana jak również wersje od pana Burtona i Nolana ale dając też sporo od siebie. Seria Arkham cieszy się popularnością dzięki właśnie klimatowi, świetnemu gameplayowi i światu przedstawionemu. Skąpane w wiecznym mroku Asylum, Arkham City oraz całe Gotham są pełne zła, zepsucia, korupcji, mordu i... szaleństwa. Nie oszukujmy się, to teatr dwóch aktorów. Cała reszta to tylko żart.
"Prepare yourself, Batman. My reign of terror starts now."
Największą rewolucją w AK jest oddanie do naszej dyspozycji Batmobilu i ulic całego Gotham. Niestety ten manewr okazał się również pietą achillesową tej części. Możliwość kierowania pojazdem wymusiła powiększenie terenu działań Batmana. To też sprawiło, że klimat i urok miasta nieco się rozwodnił. Niestety Batmobil pełni niemalże kluczową rolę w grze więc lwia część zadań opiera się właśnie na użytkowaniu samochodu. Tryb bojowy to połączenie starej gry Tank i w pewnym stopniu turowości rozgrywki. Wprawdzie mamy całkowitą kontrolę nad pojazdem i terenem działań ale w praktyce wygląda to następująco: unik ---> strzał ---> unik ---> strzał. My strzelamy do przeciwników, oni strzela do nas. Właściwie tak wygląda walka na ulicach Gotham. Tylko w dwóch czy trzech momentach walka przybiera rodzaj zabawy w kotka i myszkę, a to i tak wszystko opiera się o powyższy schemat (hit&run). Najgorsze jest to, że praktycznie wszystko w mniejszym bądź większym stopniu korzysta z dobrodziejstw samochodu. Fabuła, misje poboczne, zagadki, wyzwania... Jest tego za dużo. Gdyby Batmobil był dostępny jako rozszerzone DLC z dodatkowymi mapkami to sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Kogoś jazda Batmobilem po ulicach Gotham i wykonywanie za jego pomocą różności może bawić i cieszyć ale mnie to osobiście męczyło. Samo poruszanie się pojazdem mógłbym przyrównać do prowadzenia mydelniczki. Nic specjalnego.
"Look at me while you die, Batman. LOOK. AT. ME."
Gameplayowo gra nie różni się od poprzedniczek. Nietoperz znów może używać gadżetów, wykonywać combosy lub likwidować zbirów po cichu. I tutaj mam lekki niedosyt. W Arkham City to była kwintesencja gry. Eliminowanie zbirów jednego po drugim przy pomocy gadżetów i otoczenia było tym co nietoperze lubią najbardziej. Dziką, wręcz niezdrową satysfakcję dawało oglądanie przemiany pewnych siebie gangsterów, którzy z minuty na minutę, człowiek po człowieku zmieniali się na obesranych se strachu mięczaków błagających Gacka o litość. W AK tego nie uświadczysz. Wymusza to fabuła. Nie walczymy już z ulicznymi hultajami (a przynajmniej nie zawsze) tylko z wyspecjalizowanymi żołnierzami, znającymi taktyki Batmana. Plusem tego jest ciągłe dostosowywanie się do sytuacji bo przeciwnicy szybko się adaptują i drugi raz nie dadzą się wciągnąć w tą samą pułapkę. Jednak brak jest właśnie tego strachu w przeciwnikach. Odrywa to nieco klimatu starciom.
Niestety misje poboczne również dostają po dupie. W większości rozwiązywanie spraw jest słabe i pozbawione nutki dramaturgii. Starcia z bossami to lekka kpina. Gdzie taktyczna walka z Mr Freezem, gdzie psychologiczna wymiana ciosów z Ra's al Ghulem, gdzie gra w kulki z Grundym z AC? Tutaj po prostu albo klepiemy przydupasów rezydentów Arkham Asylum albo dojeżdżamy ich za pomocą Batmobilu.
Zagadki Riddlera choć w sporej ilości również wymagają używania Batmobilu, wydają się być łatwiejsze niż w AC. Kilka prób by zapamiętać trasę lub lekko pogłówkować i trofea Zagadki wpadają. Właściwie tylko z kilkoma miałem problem (głównie z znajdowaniem miejscówek z zagadek).
"When you see my Puddin', tell him Harley sent you...and she says hi!"
Kolejną "strzałą w kolanie" okazała się fabuła. Już od pierwszej minuty czytelnik komiksowych przygód Nietoperza wie doskonale kto kryje się pod maską Arkham Knighta. Dlatego też dziwi potraktowanie postaci po macoszemu. Zwłaszcza końcowa faza gry kompletnie ignoruje postać, która notabene miała być główną osią fabuły. O ile 3/4 gry wszystko ma jeszcze jakiś sens tak sam finał wydawał się mi kompletnym nieporozumieniem. Zero wyjaśnień, zero konsekwencji.
Żeby nie było, że tylko narzekam. Największą zaletą są relacje z samiwieciekim. Dzięki tej specjalnej więzi cholernie satysfakcjonujące jest oglądanie Batmana balansującego na krawędzi.Tak bardzo pragnął oderwać się od niego, a tymczasem zbliżył się w sposób o jaki się nie podejrzewał. Troy I Hamill jak zwykle dostarczają spektakl wart owacji na stojąco.
"Riddle me this: What's dead? You!"
Cóż, tak miedzy nami uważam, ze AK to solidny tytuł i wielu ludziom na pewno przypadnie do gustu przemierzanie ulic Gotham Batmobilem. Mnie nie podeszło. Nie wiem, może stary się już robię, może gierki nie satysfakcjonują mnie już tak jak kiedyś, może seriia mnie zmęczyła (choć obok AC jest to drugi ograny Batman), może po prostu się czepiam... Zdecydowanie zbyt wiele sekwencji z użyciem Batmobilu jak dla mnie przez co gra straciła nieco z klimatu. Brak tu miejscówek, które zapadają w pamięć. Próżno tu szukać lokacji jak Cudowne Miasto, kryjówka Jokera albo mroźne leże Mr Freeza.
Jest dobrze ale mogło być lepiej.
EDIT: Może jeszcze doprecyzuję zarzuty względem fabuły. Gdyby usunąć całkowicie wątek Arkham Knighta i dokładnie przeanalizować dialogi Batmana w grze fabuła przestaje być naiwna, a zakończenie robi się intrygujące. Ale do tego dochodzimy zagłębiając się w serię. Tutaj całość psuje właśnie wątek Arkham Knighta. Komiskowo to była ciężka chwila dla Nietoperza. W grze tożsamość wroga nie ma praktycznie wpływu na Batmana. Podejrzewam, że twórcy mieli pomysł na zakończenie ale nie wiedzieli jak do niego doprowadzić fabularnie by po wydarzeniach z AC przykuć uwagę graczy. Youtubowe analizy "true endingu" bardzo skrupulatnie rozkładają na czynniki pierwsze fabułę i w wielu miejscach mają rację. Tak po prawdzie ciekawi mnie jaki kierunek teraz obejmie Rocksteady bo to, że robi grę w uniwersum DC jest już wiadome.