-
Postów
7 261 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
2
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Farmer
-
Wreszcie nawalanka X-Men vs Avengers na srebrnym ekranie stałaby się faktem.
-
Z znikającymi npc-tami był problem na początku przy okazji karczmarki z Białego Sadu i kogoś tam jeszcze. Wynikało to z postępów w grze. Łatka pozwoliła zebrać brakujące karty. Jedną posiada sprzedawca obok wspomnianej gospody, a druga (karta Zoltana chyba) obok Drzewa Wisielców v Vellen (zaraz na początku jak docieramy po raz pierwszy do Vellen). Z kartami Skellige nie było problemów. Karty od druidów można chyba wygrać od Germisty oraz Myszowora. Złamas Germista jest zdaje się w jaskini pod drzewem (albo siedzi przed nią).
-
Pytanie czy widz, który widział "The Book of Life" del Toronie nie będzie odczuwał deja vu przy seansie. W końcu obie animacje mocno czerpią z meksykańskich wierzeń i kultu śmierci.
-
Najlepiej by zrobili jakby jeszcze port Okamiden dorzucili do gry Gierka wprawdzie wyszła na DS-a ale bym zagrał.
-
No właśnie. Brenton nie miał pierwotnie zagrać Nightwinga? No chyba, że to zdjęcie Robina w retrospekcjach.
-
Batman Arkham Knight "Downside you're dead. But the upside? We've got each other, Bruce. Forever!" Zwieńczenie trylogii (pomijam Origins), która bardzo dobrze oddała klimat zarówno komiksowego Batmana jak również wersje od pana Burtona i Nolana ale dając też sporo od siebie. Seria Arkham cieszy się popularnością dzięki właśnie klimatowi, świetnemu gameplayowi i światu przedstawionemu. Skąpane w wiecznym mroku Asylum, Arkham City oraz całe Gotham są pełne zła, zepsucia, korupcji, mordu i... szaleństwa. Nie oszukujmy się, to teatr dwóch aktorów. Cała reszta to tylko żart. "Prepare yourself, Batman. My reign of terror starts now." Największą rewolucją w AK jest oddanie do naszej dyspozycji Batmobilu i ulic całego Gotham. Niestety ten manewr okazał się również pietą achillesową tej części. Możliwość kierowania pojazdem wymusiła powiększenie terenu działań Batmana. To też sprawiło, że klimat i urok miasta nieco się rozwodnił. Niestety Batmobil pełni niemalże kluczową rolę w grze więc lwia część zadań opiera się właśnie na użytkowaniu samochodu. Tryb bojowy to połączenie starej gry Tank i w pewnym stopniu turowości rozgrywki. Wprawdzie mamy całkowitą kontrolę nad pojazdem i terenem działań ale w praktyce wygląda to następująco: unik ---> strzał ---> unik ---> strzał. My strzelamy do przeciwników, oni strzela do nas. Właściwie tak wygląda walka na ulicach Gotham. Tylko w dwóch czy trzech momentach walka przybiera rodzaj zabawy w kotka i myszkę, a to i tak wszystko opiera się o powyższy schemat (hit&run). Najgorsze jest to, że praktycznie wszystko w mniejszym bądź większym stopniu korzysta z dobrodziejstw samochodu. Fabuła, misje poboczne, zagadki, wyzwania... Jest tego za dużo. Gdyby Batmobil był dostępny jako rozszerzone DLC z dodatkowymi mapkami to sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Kogoś jazda Batmobilem po ulicach Gotham i wykonywanie za jego pomocą różności może bawić i cieszyć ale mnie to osobiście męczyło. Samo poruszanie się pojazdem mógłbym przyrównać do prowadzenia mydelniczki. Nic specjalnego. "Look at me while you die, Batman. LOOK. AT. ME." Gameplayowo gra nie różni się od poprzedniczek. Nietoperz znów może używać gadżetów, wykonywać combosy lub likwidować zbirów po cichu. I tutaj mam lekki niedosyt. W Arkham City to była kwintesencja gry. Eliminowanie zbirów jednego po drugim przy pomocy gadżetów i otoczenia było tym co nietoperze lubią najbardziej. Dziką, wręcz niezdrową satysfakcję dawało oglądanie przemiany pewnych siebie gangsterów, którzy z minuty na minutę, człowiek po człowieku zmieniali się na obesranych se strachu mięczaków błagających Gacka o litość. W AK tego nie uświadczysz. Wymusza to fabuła. Nie walczymy już z ulicznymi hultajami (a przynajmniej nie zawsze) tylko z wyspecjalizowanymi żołnierzami, znającymi taktyki Batmana. Plusem tego jest ciągłe dostosowywanie się do sytuacji bo przeciwnicy szybko się adaptują i drugi raz nie dadzą się wciągnąć w tą samą pułapkę. Jednak brak jest właśnie tego strachu w przeciwnikach. Odrywa to nieco klimatu starciom. Niestety misje poboczne również dostają po dupie. W większości rozwiązywanie spraw jest słabe i pozbawione nutki dramaturgii. Starcia z bossami to lekka kpina. Gdzie taktyczna walka z Mr Freezem, gdzie psychologiczna wymiana ciosów z Ra's al Ghulem, gdzie gra w kulki z Grundym z AC? Tutaj po prostu albo klepiemy przydupasów rezydentów Arkham Asylum albo dojeżdżamy ich za pomocą Batmobilu. Zagadki Riddlera choć w sporej ilości również wymagają używania Batmobilu, wydają się być łatwiejsze niż w AC. Kilka prób by zapamiętać trasę lub lekko pogłówkować i trofea Zagadki wpadają. Właściwie tylko z kilkoma miałem problem (głównie z znajdowaniem miejscówek z zagadek). "When you see my Puddin', tell him Harley sent you...and she says hi!" Kolejną "strzałą w kolanie" okazała się fabuła. Już od pierwszej minuty czytelnik komiksowych przygód Nietoperza wie doskonale kto kryje się pod maską Arkham Knighta. Dlatego też dziwi potraktowanie postaci po macoszemu. Zwłaszcza końcowa faza gry kompletnie ignoruje postać, która notabene miała być główną osią fabuły. O ile 3/4 gry wszystko ma jeszcze jakiś sens tak sam finał wydawał się mi kompletnym nieporozumieniem. Zero wyjaśnień, zero konsekwencji. Żeby nie było, że tylko narzekam. Największą zaletą są relacje z samiwieciekim. Dzięki tej specjalnej więzi cholernie satysfakcjonujące jest oglądanie Batmana balansującego na krawędzi.Tak bardzo pragnął oderwać się od niego, a tymczasem zbliżył się w sposób o jaki się nie podejrzewał. Troy I Hamill jak zwykle dostarczają spektakl wart owacji na stojąco. "Riddle me this: What's dead? You!" Cóż, tak miedzy nami uważam, ze AK to solidny tytuł i wielu ludziom na pewno przypadnie do gustu przemierzanie ulic Gotham Batmobilem. Mnie nie podeszło. Nie wiem, może stary się już robię, może gierki nie satysfakcjonują mnie już tak jak kiedyś, może seriia mnie zmęczyła (choć obok AC jest to drugi ograny Batman), może po prostu się czepiam... Zdecydowanie zbyt wiele sekwencji z użyciem Batmobilu jak dla mnie przez co gra straciła nieco z klimatu. Brak tu miejscówek, które zapadają w pamięć. Próżno tu szukać lokacji jak Cudowne Miasto, kryjówka Jokera albo mroźne leże Mr Freeza. Jest dobrze ale mogło być lepiej. EDIT: Może jeszcze doprecyzuję zarzuty względem fabuły. Gdyby usunąć całkowicie wątek Arkham Knighta i dokładnie przeanalizować dialogi Batmana w grze fabuła przestaje być naiwna, a zakończenie robi się intrygujące. Ale do tego dochodzimy zagłębiając się w serię. Tutaj całość psuje właśnie wątek Arkham Knighta. Komiskowo to była ciężka chwila dla Nietoperza. W grze tożsamość wroga nie ma praktycznie wpływu na Batmana. Podejrzewam, że twórcy mieli pomysł na zakończenie ale nie wiedzieli jak do niego doprowadzić fabularnie by po wydarzeniach z AC przykuć uwagę graczy. Youtubowe analizy "true endingu" bardzo skrupulatnie rozkładają na czynniki pierwsze fabułę i w wielu miejscach mają rację. Tak po prawdzie ciekawi mnie jaki kierunek teraz obejmie Rocksteady bo to, że robi grę w uniwersum DC jest już wiadome.
-
I w tym momencie mam mieszane uczucia. Niby kostium zbliżony do tego z serii Arkham ale fryz i ta gładka twarz wypełniają mnie niepokojem. Nie chcę by Tytani zostali przeniesieni z kart komiksów w skali 1:1 bo to najzupełniej w świecie nie wyjdzie. Jak nikt inny, oni zasługują na nieco poważniejszy i mroczniejszy ton. Ale nie oszukujmy się. Po kastingach można śmiało założyć, ze będzie w chooj szkolnej dramy, niespełnionych miłostek (bo laska chodzi z kapitanem drużyny footbolowej) i perypetii rodem ze Zmierzchu
-
Podziwiam samozaparcie. Mnie żyłka na dupie pękła momentalnie jak Pingwin zaczął rozdawać pozwolenia na zbrodnie i odpadłem. Może na wiosnę jak będą wszystkie odcinki, a będę w desperacji czy coś...
-
@Kalel loaded-weapon-shoot-him.gif
-
Thor Ragnarok (2017) - Pan Piorunów nie miał łatwego życia. Jego filmy solowe były średnie. Cierpiały też na brak ukierunkowania. Pierwszy był kompletnie nijaki. Przy ekranie trzymały tylko momenty na Asgardzie, zaś drugi starał się być mroczną stroną fantasy. Niestety słabo napisany scenariusz pogrzebał obraz. W końcu postanowiono zmienić koncepcje i postawić na to co Thor robi najlepiej - bić i dobrze się bawić. Nie przypadkowo padło na humor. Wypuszczane serie animowane z Avengersami i Spider-Manem były swoistym testem. Widzowie dali jasno do zrozumienia, że obrany kierunek i styl pasuje poszczególnym postaciom. Następnie przeniesiono to na ekrany kin. Najpierw w Homecoming, a teraz w Ragnaroku. I w obu przypadkach wyszło to na dobre. Już od pierwszych minut reżyser wykłada kawę na ławę dostarczając mocarne otwarcie. Później jest tylko lepiej. Taika doskonale wyważył akcję i humor od czasu do czasu doprawiając wszystko szczyptą dramatu i nostalgii. Nie bez kozery przyrównuję kręcenie filmów do gotowania bo podobnie jak w przypadku kucharzenia, obraz również musi posiadać odpowiednio dobrane składniki by spełnił oczekiwania głodnych widzów. W przypadku kina elementy są przeważnie takie same (zależnie od tego czy robimy kino mocne, lekkie, dramaty, komedie, itd.) zmieniają się tylko proporcje. Istotne jest by wiedzieć co chce się pichcić bo to pozwala dobrać odpowiednie składniki, a w kwestii reżysera leży zaś jakość tychże składników. Scenariusz jest swoistym przepisem. Ważne jest by był dobrze napisany, zawierał dokładne kryteria co, jak i kiedy podać by uzyskać odpowiedni wygląd, kiedy podkręcić ogień, a kiedy przytłumić by nie spalić "posiłku". Najlepiej by składniki w postaci aktorów, muzyki, itd. były jak najlepszej jakości. Wrzucając miernego aktora do świetnie przygotowanego obrazu zaburzy się harmonię smaku psując całość. Reżyser niczym kucharz musi wiedzieć co robi. Nie może spanikować gdy Gordon Ramsay w postaci producentów będzie mu wrzeszczał nad uchem. Taika Waititi doskonale odnalazł się w tej roli. Wiedział jakich użyć składników, co i kiedy dorzucić. Po prostu wiedział co chce osiągnąć i do tego dążył. Oczywiście klimat filmu od razu narzuca skojarzenia z pierwszym GotG. Jest to jak najbardziej zrozumiałe i nawet zamierzone jednak niektóre elementy w Ragnaroku wyszły po prostu lepiej. Na pierwszy plan wyłania się główny przeciwnik. W GotG był przeciętny (by nie powiedzieć słaby). Hela zaś od razu przypada do gustu. Jest dobrze napisana i elegancko zagrana choć chyba nie do końca wykorzystano potencjał Cate. Jednak nie zmienia to faktu, ze zapada w pamięć i rukałbym mocno. Nie jest zresztą jedyną dobrze napisaną postacią kobiecą. Valkirie pomimo faktu, że daleko jej do nordyckich blond sióstr, skutecznie obala mit słabej płci. Tessa jest twarda, pewna siebie i nie wylewa za kołnierz. Jest przy tym naturalna i wiarygodna dodając oczywiście swojego kobiecego uroku. Reszta obsady w niczym im nie ustępuje. Każdy odnalazł się w swojej roli, a to dlatego, że Taika dał wszystkim sporo luzu często stawiając na improwizację. Dlatego Thor, Loki, Skurge, Grandmaster czy panikujący Banner są tacy naturalni. Mina Lokiego na widok Hulka bezcenna. Hulk zresztą został mocno rozbudowany pod względem osobowości co jest na plus. Walka na arenie to "truskawka na torcie". Kołysanka Thora miażdży Humor jest podany z gracją. Prosty ale nieżenujący jak momentami w GotG. Te cameo Cytując klasyka: "Taika, ty chory sku.rwysynu ". A więc nowy Thor nabrał wiatr w żagle stawiając na zabawę i humor, pozostawiając dramaturgię i sensację dla innych postaci. Tak jak bracia Russo wyznaczyli idealny kierunek dla Kapitana Ameryki, tak Watiti wydobył to co najlepsze w Thorze. Jeśli szukasz dobrego, rozrywkowego kina, a klimat pierwszych Guardiansów ci leżał to możesz śmiało atakować kina. "Książę Asfaltu" (ach te polskie tłumaczenia żartów ) zapewni ci dwie godziny intensywnego humoru na dobrym poziomie.
-
To pierdzielę. Nie czytam.
-
A nie ma tam spoilerów nt kto odpadnie? Bo nie chcę się władować na minę.
-
Kryzys zaliczony. Ktoś kiedyś powiedział, że CW ma lepszą Justice League niż WB. I jest w tym trochę racji. Pierwsza część dostarczyła i to mocno. Od samiutkiego początku akcja pędzi na złamanie karku, a sekwencja w to istna wisienka na torcie. Rory jak zwykle dostarcza najlepiej. W kolejnych odcinkach tempo nieznacznie spada ale jest dalej zadowalające. Podsumowując crossover był naprawdę solidny i równy. Forever Evil w wersji arrowverse przyzwoity choć zabrakło wyrazistości przeciwników oprócz Tera tylko czekać na ekranizację Kryzysu Tożsamości bo jest w tym potencjał i mają już prawie komplet by zrobić scenę JL vs Deathstroke. Szybki angaż Zatanny i resurekcja Hawkmana i da się zrobić. Tylko ktoś kumaty musi się za to zabrać.
-
Jak ja nienawidzę strzelać z shotgunów w BF-ie. Czasem ma się wrażenie, że strzelasz ślepakami jak z 3m nie można ściągnąć typa po czym kasuje nas inny typ z tego samego z kilku metrów przy pełnym zdrowiu
-
Pomijając końcowego mecha to
-
Ta. Ma go (power stone) już jak dociera na Ziemię więc zdobył go z Nova Corps. (stąd zapewne pojawienie się Guardiansów), Teserakt (space gem) ma od Lokiego, mind gem od Visona, time gem (zielony) zgarnie z Oka Agamotto od Strange'a. Reality stone (ten z drugiego Thora) póki co znajduje się w posiadaniu Collectora. Do tej pory zagadką była lokalizacja ostatniego kamienia - Soul Stone. Były teorie, że jest w albo, że ale ostatnio zakłada się, że jest w
-
No Niedźwiedź to ciężki typ rynsztunku. Mocna zbroja i silne ataki ale kosztem szybkości. Każda zbroja ma swoje atuty i wady i jest dobra na inną okazję, a w jukach ciężko nawet dwa komplety nosić by nie przekroczyć limitu wagi. Ech... może w 4 będzie możliwość zakupu wozu Drzymały do Płotki.
-
Może być tak, że w IW Thanos robi wjazd na chatę, zabiera kamyki i się ulatnia zostawiając wytłuczonych Avengersrów, a w drugim filmie ziemianie postanawiają rozegrać drugą rundę bo Thanos z rękawicą to zagrożenie dla wszystkich i nowi Avengersi lecą w kosmos.
-
Już któryś raz trafiam na tą Syberię (pierwszy raz chyba reklama w jakimś magazynie). Podobno fabularnie bardzo dobra gierka.
-
Dzięki Ja próbuję zdobyć wszystkie części francuskiego noża rzeźnickiego, ale jak na razie mam tylko jedną część, za to uzbierałem wszystkie do rosyjskiego noża honorowego, także zawsze coś. A ja napieprzam ludki Bartłomiejem aż miło
-
I dlatego też WB/DC stoi tutaj na przegranej pozycji jeśli chodzi o JL vs Avengers. Marvel sukcesywnie budował to przywiązanie faza po fazie, film po filmie...
-
Raczej będzie to w jakieś mierze ziszczenie się wizji Starka z "Age of Ultron". Zbieżności są w kwestii drużyna ---> duży zły ---> inwazja---> armia jednego z drużyny ---> napierdalanka. Wątpię by chcieli zrobić mroczny świat jak w wizji Snydera. Marvel wie czego oczekują widzowie i to im dostarcza. Jedyne czego się obawiam to Guardiansi. Może się okazać, że wpadną na sam koniec albo będą przeskoki z Ziemi w kosmos i z powrotem. GotG śladem Thanosa i skradzionego kamienia z Nova Corps. docierają do Ziemi po drodze zbierają Thora bo braciszek oddał Teserakt by nie dostać wdupc, a potem w(pipi), a że po Ragnaroku Asgard w gruzach zakładam, że Heimdall jest na L4 to i z mostu Odynson nie skorzysta więc łapie stopa. Wiele się też spekuluje nt. tego kto odpadnie z MCU po IW. Rogers się poświęci? A może Iron Man odda zbroję komuś młodszemu? Hulka wywali w kosmos (Planet Hulk)? Thor obejmie władzę w Asgardzie i odda młot Jane? Osobiście obstawiam Iron Mana albo Rogersa. To idealny moment by w następnych Avengersach dowództwo nad drużyną objęła Danvers.
-
A patrz, nie wiedziałem. Punishera łyknąłem mało jeszcze za czasów TM-Semic. Od teraz zupełnie inaczej będę patrzył na tą scenę. Identyczne przełożenie kart było w drugim sezonie Daredevila w scenie z kominem i łańcuchami. Nie zmienia to faktu, że w tamtym filmie zabrakło pazura, a szkoda bo nawet wersja z Dolphem klimatem była sporo cięższa.
-
Ghost in The Shell (2017) - To mogło skończyć się w dwojaki sposób. Albo obraz okazałby się słabo zarabiającym duchowym powiernikiem mangi Masamune, albo płytkim blockbusterem dla mass. Sanders chciał znaleźć złoty środek by pogodzić fanów mangi oraz przy okazji sprzedać film, a tymczasem ironicznie film stał się tylko ładną wydmuszką, skorupą bez duszy. Już od pierwszych zapowiedzi fani (w tym ja) kręcili nosem na wieść o hollywoodzkiej ekranizacji Ducha w Pancerzu. Niepokój podbiła wieść o angażu Scarlett Johansson w roli Motoko. Internety zalewała fala hejtu zarzucając twórcom "wybielanie" pierwowzoru. Miotanie się Sandersa widać dobrze w obsadzie gdzie mamy kulturowy kocioł. A jak w ogóle wypadł film? Tak jak na wstępie napisałem obraz pod względem technicznym jest bardzo dobry. 110 milonów dolarów nie poszło na marne. Świat przedstawiony prezentuje się wybornie. Wprawne oko fana szybko dostrzeże znajome lokacje, architekturę, itd. Pod tym względem film stara się jak najlepiej odwzorować środowisko i klimat GitS. Jedyną rzeczą do jakiej mógłbym się przyczepić to cgi na kostiumie Scarlett. Problem ten sam co w przypadku Green Lanterna z Reynoldsem. Niepotrzebnie nałożono efekty komputerowe na kombinezon bo to zamiast poprawić wygląd tylko wydarło naturalność. No ale trzeba było jakość ukryć "krągłości" Johanson. Co więc sprawiło, że pancerz jest bez ducha? Tutaj jest prosta sprawa. Film poległ na płaszczyźnie scenariusza. Pierwszym błędem była próba przeniesienia fabuły 1 tomu. W oryginale fabuła jest trudna w odbiorze. Długie konwersacje nt. własnej tożsamości jak i rozważania o "Duchu" są niejako trzonem opowieści, który Oshii perfekcyjnie rozbudowuje. Ten materiał zdecydowanie nie nadawał się na typową ekranizację hollywoodzką. Zamiast skupić fabułę na nowej sprawie przemodelowano główną oś usuwając swoistą esencję GitS, a zastępując trącącą lekkim banałem historię o złej organizacji, wymazywaniu wspomnień i płytkiej rozterce nt. swojego miejsca w świecie. Tutaj dochodzimy do drugiej kwestii. Sporo scen to żywcem wyrwane katy z magi ale ma się nieodparte wrażenie, że sekwencje są identycznie jak w przypadku filmu Mamoru Oshii. Czasem to po prostu sceny przeniesione 1:1. Jest to problem bo w takim przypadku film traci indywidualność, a staje się kopią. Niestety braki w kwestii rozważań egzystencjalnych zastąpiono nieprzemyślanymi pomysłami. Najbardziej dostało się przeszłości Major, oczom Batou jak i reszcie ekipy Sekcji 9. Właściwie Sekcja 9 kończy się na Aramakim, Motoko i Batou z kilkoma krótkimi scenami Togusy. Ishikawa i Saito pojawiają się dosłownie na chwilę. Borme to lepiej przemilczeć. Nawet nie wiem czy Pazu się pojawia. Aktorsko jest różnie. Najlepiej wypadają azjatyccy aktorzy. Togusa i Aramaki wypadają przekonująco choć obaj za dużo do pokazania nie mieli. O dziwo również Batou wypadł dobrze. Duńczyk odnalazł się w roli i świetnie uzupełnia główną bohaterkę. No właśnie. Niedawno oglądałem Lucy i niestety utwierdziłem się w przekonaniu, że Scarlett nie pasuje do roli Major. Znów przyjmuje wyprany z emocji wyraz twarzy okresowo przerywany chyba strachem bo ciężko zinterpretować mimikę Johanson. I jak wiele aktorek wcielających się w postacie stworzone w umyśle mężczyzny nie potrafi jej zrozumieć co też przekłada się na nietrafioną interpretację. Warto poświęcić zdanie lub dwa kwestii whitewashingu. Pomijając już angaż Scarlett ciekawie prezentuje się wypowiedź (już nie pamiętam kogo) o tym, że Major w filmie jest "skorupą", naczyniem dla mózgu, a prawdziwa Motoko to Azjatka i właściwie nie ma znaczenia kto zagra postać agentki. Po seansie mam nieodparte wrażenie, że sceny z matką i przeszłością Kusanagi powstały właśnie z powodu kontrowersji w wyborze Scarlett. Nie poprawiło to fabuły. Podsumowując powyższe rozważanie dochodzimy do głównego zarzutu. Jak nie umiesz to nie tykaj dzieł kultowych. Ostatnimi czasy tylko Blade Runner spełnił oczekiwania krytyków i fanów tymczasem cała reszta to po prostu skok na kasę przy okazji grając na nostalgii. Ghost in The Shell miał być obrazem dla fanów jak i przeciętnego Kowalskiego, a okazał się raczej nudnym filmem z scenariuszem przepisanym od kolegi i to na kolanie na 5 minut przed lekcją. Braki filozoficzne nieudolnie chowa pod płaszczem nostalgicznych scen i choć świat przedstawiony odwzorowany jest szczegółowo i ma swój klimat to jednak za mało by przymknąć oko na spore błędy. Lepiej poświęcić czas na mangę jak i anime bo Oshii nie tylko idealnie przeniósł strony i filozofię mangi ale nadał też swój niepowtarzalny rys postaciom nadając im wiarygodności, a sam obraz stał się kamieniem milowym animacji.
-
To nie był fanowski film tylko produkcja od szanowanego producenta Adi'ego Shankara z Punisherem z 2004 Thomas Jane był dobrym Punisherem. Padł ofiarą słabego scenariusza i kategorii wiekowej gdzie zamiast przypalać palnikiem smarował gościa lodami.