Od kilku dni nic nie pisałem o grze, a więc czas na krótkie podsumowanie mojej przygody.
Po około 35-40h spędzonych w grze podtrzymuję wcześniejszą opinię, która brzmiała iż jest to najlepsza gra w jaką grałem ever.
Nawet nie wiem kiedy ten czas leci, a gram w głównie w trybie przenośnym.
Ostatnio skończyłem jeden dungeon i aż zacierałem ręce aby udać się do kolejnej krainy :D
Wsiadłem więc na Płotkę i pomknąłem na chybił trafił nie przejmując się zbytnio gdzie mnie wiatr poniesie.
Padło na wulkaniczne klimat i cóż aktualnie jestem po 3 dungu i teraz uzmysłowiłem sobie, że jest to zdecydowanie najtrudniejszy teren pod względem przetrwania. Nie dziwie się, że dostawałem tam srogie baty. Z drugiej jednak strony to właśnie tam ubiłem swojego pierwszego guardiana (pająka). Na początku jak tam wpadłem to oczywiście musiałem zawrócić z racji wysokich temperatur... jak to ja zamiast wybrać się główną drogą, przy której znajdowała się stajnia i handlarka z eliksirami to ubzdurałem sobie wejście na jakąś górę (chciałem zrobić sobie skrót) i szybowanie do wioski Gora. Plan ten już po 30 sekundach spalił na panewce. Najlepsze jest to, że wdrapywałem się na ten szczyt dobre 10 min xD Moja mina po nieudanej akcji była bezcenna. Jednakże i to miało swoje plusy, ponieważ przypadkowo podczas lotu odnalazłem ukrytą Kapliczkę.
(tutaj już przed Etną)
Udałem się więc do jednej z wież. Wsiadłem znowu na Płotkę po czym galopem udałem się ku głównej drodze. Wszystko szło dobrze, zbliżałem się do celu, aż tu nagle sensor zaczął pikać, a mi brakowało 1 orba do ulepszenia w kapliczce mocy. Oczywiście zboczyłem z obranego kursu i obrałem nowy w poszukiwaniu owego Shrina. Błądząc po kolejnych pagórkach i łąkach natrafiłem na bardzo sielankowe wspomnienie, w którym to Zelda przedstawiała przekrój botaniczny krainy naszemu głównemu bohaterowi. Gra świetnie tonuje emocje gracza - raz dostajemy po dupsku, a za moment trafiamy na tak odprężające momenty. Coś fantastycznego :)!
Po chwili spokoju i zbieraniu kwiatków na polanie udałem się w dalszą podróż ku dymiącym się na horyzoncie szczytom. Wreszcie wróciłem na główną drogę i dojechałem po chwili do wyżej wspomnianej stajni. Zakupiłem potrzebny sprzęt, nagotowałem potraw, pobrałem quesciory i jazda przygodo! Pierwsze chwile w tej rozgrzanej do czerwoności krainie były cóż przyjemne i nawet zapomniałem o wcześniejszym niepowodzeniu ;D Gra jednak jak zwykle sprowadziła mnie na ziemie i to tak, że poszło mi w pięty. Najpierw na mojej drodze spotkałem guardiana pająka, z którym stoczyłem bój na śmierć i życie. Wybrałem elektryczne strzały, uniknąłem lasera, a następnie wpakowałem mu trochę voltów prosto w oko. Chwilowy paraliż, a ja już byłem przy nim ucinając kolejne odnóża i wywracając dziada na plecy. Później niestety kutafon dostał "rage moda" i musiałem tak czy siak odbić jego wiązkę z gwiazdy śmierci w jego mechaniczny odwłok pozbywając się przy tym 1 tarczy, ale i tak było warto! Zadowolony z wyniku potyczki zabrałem fanty i ruszyłem dalej z myślą, że gorzej już być nie będzie
Cóż znów się myliłem Przebiegłem dosłownie kilkadziesiąt metrów po czym usłyszałem w słuchawkach muzykę, która nie zwiastowała niczego dobrego. Odwracam się, a tam:
Na początku nie wiedziałem jak sobie z bydlakiem poradzić, tym bardziej że już na początku dostałem lufę bez pytania, która zwaliła mnie z nóg niczym Bonusa BGC. Postanowiłem się jednak ogryźć wapniakowi - wyciągnąłem lodowe strzały i zacząłem naparzać jedną za drugą w jego magmowe cielsko. Taktyka okazała się skuteczna Po chwili byłem na jego grzbiecie i niczym polski górnik pracujący dla czeskiego inwestora napierdalałem ile wlezie, aż kamień rozłupałem.
Później poszło już górki - wioska, nowe ubranko chroniące przed wysoką temperaturą i nowe questy, które tylko zachęciły mnie do zbadania kolejnych połaci terenu, Pomogłem więc jednemu tubylcowi uratować brata - ten ugotował mu takiego kebsa, że nawet Mendrkowi by wypaliło du...
Nie będę tutaj zdradzał historii tego miejsca, bo każdy sam chce pewnie odkryć wszelkie smaczki dot. wulkanu, mieszkańców z wiochy i samego dunga.
Powiem krótko - drugi dung mnie mocno sponiewierał i był o wieeeele trudniejszy od mojego pierwszego (zora).
Pożegnałem się z wulkanicznymi klimatami i udałem dalej na północny zachód. Dotarłem dość szybko do grzybowego lasu oraz stajni, która znajdowała się nieopodal. Shrine, wieża, wróżka + quest i znów zamiast iść główną ścieżką do wioski to zboczyłem z trasy w poszukiwaniu wspomnień, kapliczek i nowych fantów.
Pokręciłem się po okolicy i powiem tylko, że było warto Znalazłem nawet pewną "kobietę?" i już wiem dlaczego Polygon dał 10/10.
Wracając jednak do mojej podróży. Cóż nie obyło się znów bez małych komplikacji, a mianowicie blood moon'a. Akurat byłem w miejscu pełnego przeciwników i cóż dwukrotnie musiałem stawać z nimi w szranki. Całe szczęście, że miałem zapasy żarełka, strzał oraz broni. Inaczej byłoby cóż licho ;(
Znów udałem się na główną drogę i powoli dojechałem do miasta pnącego się aż do nieba. Trochę tu zimno, więc musiałem kupić dodatkowe ubranko podtrzymujące odpowiednią temperaturę. Oczywiście wróciłem się szybko do wróżki aby je ulepszyć, a tu klops nie mam materiałów... owe znajdują się na pustyni :(
Po przygodach w gorącej krainie stwierdziłem, że jednak muszę ulepszyć wdzianko przed dalszą podróżą i udałem się na południe w kierunku piaszczystej pustyni w celu zdobycia roślinek wymaganych do upgrade'u. Jak zwykle nie mogło być za prosto - doszedłem ledwo do oazy (z wycieczenia prawie padłem). W oazie nie było żadnego handlarza sprzedającego eliksir ;/ Na szczęście udało mi się kupić jakieś owady i uwarzyć parę fiolek Dotarłem do miasta, ale mnie nie wpuszczono... Musiałem skombinować sobie odpowiedni strój, który no cóż
Zostawiłem temat fabularny związany z pustynią i ruszyłem na poszukiwania zielska, po które tu przybyłem. Niestety przemierzanie pustyni na piechotę to istna mordęga, więc musiałem skombinować sobie jakieś transport Zaraz znalazłem jakiegoś wieprzka i pomknąłem przed siebie.
Znalazłem zielsko, wybiłem pustynne gady, zaliczyłem kilka Shrineów i tym usatysfakcjonowany postanowiłem wrócić na północ aby wykonać w końcu powierzoną mi misje przez wielkiego pana sowę. Znów jednak zboczyłem z kursu A to jakiś widoczek, a może tutaj wspomnienie będzie do okrycia, a jakieś ukryte rzeczy etc. W końcu jednak dotarłem na miejsce.
Sam dungeon jak i jego otoczka znów dały rade. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem pacingu tej gry. Wszystko tutaj JEST IDEALNIE WYWAŻONE. Nintendo zrobiliście to dobrze. A recenzje na 6/10 czy tam 7/10 who cares?