Napisałem już wcześniej post, ale trochę rzeczy nie dawało mi spokoju i stwierdziłem, że napiszę trochę dłuższy post na temat Wołynia.
Wybrałem się dziś na Wołyń wiedząc w sumie czego mogę się spodziewać, ale to co zobaczyłem siedzi mi nadal w głowie. Trudno mi pisać o tym filmie. Ten kto go widział, wie na pewno o czym mówię.
Na wstępie podkreślę, że sam film jest GENIALNY, ba uważam że to najlepsze dzieło Smarzowskiego, które każdy powinien zobaczyć, przeżyć na swój własny sposób.
Czytałem wiele wypowiedzi na temat filmu przed pójściem do kina i faktycznie prawda okazała się brutalna. Smarzowski perfekcyjnie oddał ducha tamtych czasów, swoistej beczki prochu, która w dowolnym momencie mogła eksplodować. Dodatkowo nie da się odrzucić przesłania dot. ruchów nacjonalistycznych, które reżyser w swej wizji oczywiście piętnuje. Wielkie brawa należą się również za ukazanie różnych postaw moralnych wśród odmiennych narodowości. Tutaj nic nie jest białe albo czarne, każdy niezależnie czy to Polak czy Ukrainiec zostaje przedstawiony w wiarygodny sposób (wiele postaci czeka niestety tragiczny koniec). To, co mnie jednak najbardziej ujęło to postać Zosi, która została zagrana przez jakąś debiutantkę. Wizja przedstawiona jej oczami, oczami dziewczyny, kobiety, matki po prostu wgniata w fotel i łapie widza już od pierwszych minut. Gra aktorska tej dziewczyny, cóż czapki z głów. Wszystko było takie naturalne, a przy tym niestety prawdziwe.... Dawno nie widziałem tak udanego debiutu. Co do pozostałych aktorów to oni również dali radę, naprawdę nie wiem, w którym miejscu mógłbym się doszukać jakiś minusów. Perfekcjonizm w każdym wydaniu!
Teraz pora na mniej przyjemny temat czyli brutalność, okrucieństwo i cierpnie. Trudno mi o tym pisać, ponieważ wiele scen naprawdę mroziło krew w żyłach. Parę osób z widowni zresztą nie wytrzymało i opuściło sale, inne zakrywały oczy lub odwracały głowę. Facet siedzący obok mnie po seansie był blady. Zrywanie skóry na żywca, skalpowanie, wydłubywanie oczu, obcinanie części piersi, wyrywanie żył.... Ten film uzmysławia bestialstwo jakiego dopuścili się Banderowcy. Polacy oczywiście nie byli bez winny, ale sceny które ujrzałem na pewno nie będą mostem ku pojednaniu z Ukraińcami. Ten film w wielu aspektach łączy Polaków, Żydów i Ukraińców, w innych jednak dzieli. Te drugie oczywiście przeważają w czasie seansu. Ostatnia godzina filmu sprawiła, że włos zjeżył mi się na głowie, w sumie to nadal kiedy o tym myślę i piszę ten post odczuwam to samo uczucie.
Najlepszym podsumowaniem filmu była grobowa cisza w czasie, a w szczególności po seansie (pełna sala). Ludzie wychodzili smutni, obejrzeli wielkie kino, byli usatysfakcjonowani, a z drugiej strony przygnębieni. Sam wychodziłem taki lekko podłamany, a może to był szok? Człowiek dopiero po obejrzeniu tego wszystkiego uświadomił sobie, że nie minęło nawet 100 lat od tych makabrycznych wydarzeń.
Gdyby ktoś mnie zapytał abym podał jedną rzecz, która mnie ujęła powiedziałbym tylko "autentyczność".To właśnie ona jest największą zaletą Wołynia. Autentyczność, to słowo klucz tego, co chciał przedstawić Smarzowski i zrobił to szczerze, bez pójścia na kompromis, bez politycznej poprawności.
Dziękuję Panie Wojciechu.