W-F to największe gufno z czasów szkoły , do dziś pamiętam jak to wyglądało , 3 godziny z rzędu wypadały dostawaliśmy piłkę i mogliśmy robić co chcemy . Nic nie można było wynieść z tych lekcji , co innego koleś mój z zawodówki , mieli do dyspozycji calutką siłownie na 1 godzinne co drugi dzień a dodatkowo zniżki jeżeli chcieli nabyć karnet . Niestety dla mnie sporty drużynowe to gufno i nigdy nie czerpałem z nich przyjemności a wf był kompletną stratą czasu . Od 2 gimnazjum miałem ogarnięte zwolnienie z lekcji WF aż do 4 klasy technikum , jedynie wychowawca się czepiał bo jak to codziennie chodzę na siłownie a w siatkówkę nie chcę grać. W sumie jakby zamiast tego grania w siatke była chociażby gimnastyka z kimś ogarniętym to bym chodził bo coś tam bym z tego wyniósł.