-
Postów
284 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Renton
-
Zakładam, że gdyby japońscy twórcy nie siedzieli jeszcze w epoce dinozaurów (z deko przesadzam), to takich gier byłoby więcej ;] gdyż - jak nie trudno zauważyć - elementy, które wymieniłem na taką skalę występują w zasadzie wyłącznie w zachodnich produkcjach i to...w dość niewielkiej bądź, co bądź ilości, jak słusznie zresztą Ty zauważyłeś. Lepszy jednak rydz niż nic, jak to mówią, chociaż nie ma też się co oszukiwać - potencjał tkwiący w obecnych konsolach jest ogromny, szkoda tylko, że tak niewielu developerów potrafi go wykorzystać (stąd zaledwie te rodzynki Bethesdy i BioWare'u). A z japońskich to już chyba nikt. Final Fantasy XIII? Star Ocean 4? Resonance of Fate? Wszystkie są dobre (mniej lub bardziej), ale pod względem zastosowanych rozwiązań każda tkwi w ubiegłej generacji. Osobiście nie wierzę, że nie dałoby się zrobić naprawdę dużego japońskiego projektu, łączącego powiedzmy gameplay takiego Fallouta i bajkowy klimat magicznego świata i dobrze tego nie sprzedać (tym bardziej gdyby opatrzyć taki projekt stosowną metką, np. z nazwą Final Fantasy). Dałoby się, ale do tego potrzeba by naprawdę zdolnego teamu, a te zapewne wolą tworzyć kolejne "popi'erdółowate" (cudzysłów użyty mocno nad wyraz) Dragon Questy albo SMT na DeeSa. Stąd po części moje narzekanie na kieszonsolki. W tym momencie skłamałbym pisząc, że przy większości z tych tytułów nie bawiłem się wyśmienicie (tym bardziej przy takim TWEWY albo Jeanne d'Arc, które w moim mniemaniu stanowią absolutną czołówkę rpg na handheldach), jednak...no właśnie - ogółem i tak nie potrafiłbym wrażeń z tych rozgrywek przyrównać do grywalności jaką dały mi obecne tuzy pokroju Fallouta (do takiego FFXIII natomiast jak najbardziej). "Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma", no tak, tylko że jak już wcześniej napisałem - jestem trochę taką rozpieszczoną k*rwą i to mnie w pełni nie zadowala, po prostu chciałbym mieć więcej tego co lubię bardziej ;]
-
Cycuchy w cosplayu są fajne, wiadomo, ale to i tak zaledwie (niepotrzebny) dodatek do całości. Pierwsze skrzypce oczywiście gra odwzorowanie ogólnego wyglądu (strój, fryzura, często też mimika twarzy) i jeżeli ten element leży, to nawet największe arbuzy nic tu nie pomogą. Nie da się też ukryć, że w wielu przypadkach atrybut ten ma za zadanie wyłącznie przyciągnięcie uwagi. Ale żeby nie było - ta Frost wyszłaby fajnie nawet i bez tego. Przy okazji, Shizuka, zważ na to, że jesteś na wybitnie samczym forum i nic nie poradzisz na to, że większość tutaj wyżej będzie sobie stawiać mocno cycate laski od najlepiej odwzorowanych postaci ;]
-
Wprawdzie nie grałem w FFXIII, ale wydaje mi się, że ta po prawej wcieliła się w postać Lightning - jak najbardziej kobiecej bohaterki tejże gry. A obściskujące się dwie dziewczyny? Czemu nie ;] E: No i wyjaśnione.
-
Ale te powyżej, to raczej obie są laski, Psyko...
-
Nie widzę nic złego w przebieraniu się za ulubione postacie z gier czy anime, nawet jeżeli są to przychlasty w stylu Clouda czy Tidusa. Ot, chwila zapomnienia ;] Zresztą, warto dobitnie zaznaczyć, że męski cosplay nie kończy się na przebierankach za japońskich bishounenów.
-
Mi w sumie też wyczyny tych umarlaków jakoś szczególnie nie przeszkadzają, ostatnie filmy podejmujące tematykę zombie wystarczająco mnie do tego typu akcji przyzwyczaiły (kto by tam się przejmował jakąkolwiek logiką ;] ). Mogą sobie biegać, pływać, ba - niech sobie nawet między sobą gadają, grunt żeby rozbiły niezły rozp'iździel i z impetem zgarniały kolejne headshoty. Zresztą, w przypadku tego serialu design maszkar i tak nadrabia wszystko.
-
Opening rzeczywiście świetny. Zaraz zasysam soundtrack, jeżeli cały trzyma podobny poziom, to mogę odetchnąć z ulgą i z czystym sumieniem powiedzieć - "mistrz stanął na wysokości zadania".
-
O rewolucjach w tym przypadku raczej mowy być nie może, jednak jakiś tam krok na przód widać, tym bardziej względem poprzedniej generacji, że o uwstecznionych w rozwoju kieszonsolkach nie wspomnę. I bynajmniej nie mam u na myśli tylko oprawy wizualnej, ale też znaczące (te trochę mniej też) elementy gameplayu. Sporych rozmiarów światy (nie mylić z ułomnym, przerywanym loadingami skakaniem od miejscówki do miejscówki i całe planety składające się z czterech lokacji), wypełnione masą NPCów z którymi można zamienić kilka słów oraz ogromem przeróżnych, najrozmaitszych questów. Nieliniowość, która nie zna granic - od samego początku do końca tylko gracz decyduje jaką ściężkę sobie obierze, gdzie się najpierw uda i czy w ogóle skupi się na wykonywaniu głównego wątku fabularnego czy utonie w morzu zadań pobocznych, a fabułę zostawi sobie na "deser". Pełna customizacja postaci (wybór rasy, edytor twarzy, dobór ciuchów i tym podobnych głupotek). Rozbudowane opcje dialogowe pozwalające m.in. kształtować charakter swojego bohatera, wpływać na relacje z innymi ludźmi (nie tylko z członkami swojej drużyny), a także mające znaczenie czysto fabularne (wykraczające daleko poza oklepane "good ending/bad ending"). Pewnie coś jeszcze by się znalazło, ale na tym poprzestanę. A teraz chciałbym od Ciebie, Suavek, dostać odpowiedź na pytanie - czy erpegi na kieszonsolki oferują takie "bajery"?
-
Temat o fajnych laskach jest w HP, jakby co ;]
-
Chyba mniejsza z tym co to jest, w każdym razie jest martwe - a skoro jest martwe, to się rozkłada, a to oznacza, że gniją mu ścięgna, mięśnie i te sprawy, co z kolei znaczy, że po jakimś czasie może mieć problemy z bieganiem, skakaniem i tym podobnymi zadaniami. Przynajmniej według odgórnie przyjętych norm. No, chyba że to jednak nie jest martwe, chociaż utrzymywanie się przy życiu będąc w połowie rozchlastanym wydaje mi się mało prawdopodobne...
-
Ta, tylko pytanie ile tych stunów możesz mieć naraz w ekwipunku i czy ta liczba ci wystarczy, żeby dojść na samą górę ;] przyznam, że o ile na normalu schody przechodzi się jeszcze w miarę bez większych problemów, tak na Expercie jest to najbardziej miażdżący kawałek (nie polecam Ci raven-raven)
-
To może jakieś Wormsy?
-
Jeżeli trójka Ci się nie spodobała, to raczej mierne szanse, żeby New Vegas zmieniło ten stan rzeczy. NV, to właśnie taki Fallout 3 na sterydach - niby bardziej dopakowany, ale jednak w wielu miejscach cholernie podobny (i nie mam tu na myśli tylko kwestii graficznej).
-
Nom, trzeba przyznać, że obecne odcinki nieźle gniotą kulki. A jak odpalili ten kozacki kawałek muzyczny kiedy Aizen , to poziom zaj'ebistości już w ogóle sięgnął maksimum. Power. Nie da się ukryć, że co większe walki w tym animcu powalają epickością (Byakuya, Grimmjow, Ulquiorra), jednak od finałowej batalii z tym skurczybykiem oczekuję kompletnego zmasturbowania mojego mózgu :] Ostatnio złapałem się na tym, że nawet za nowym odcinkiem One Piece'a (gdzie zresztą jest nie mniejsza rozwałka) już tak nie czekam jak za Bleachem.
-
Totalny strzał - katamari damacy?
-
Służę uprzejmie - screen przedstawia mocny zoom na lecący w telewizorze program. Jak nie będzie wystarczyć, to znowu coś podpowiem. Ale zakładam, że będzie ;]
-
A czy cały system walki kończy się na szybkości walk i impecie ciosów? Btw, mieliśmy pisać w sąsiednim temacie.
-
Odpowiem Wam w Console Wars 2.0 (chyba dobre miejsce zważywszy, że i tak przewija się tam cała masa bzdetnych, offtopowych tematów?).
-
No jasne, bo przecież grafika W OGÓLE się nie liczy. Najlepiej wróćmy do czasów ZX Spectrum i udawajmy, że rozpikselowane ludziki bez jakiejkolwiek mimiki nam nie przeszkadzają, a nieprzerwane ramki z tekstami w miejsce zwykłych filimików są wręcz genialne :wink: Wprawdzie sam jestem graczem, który oprawę wizualną traktuje drugo (o ile nie trzecio)-rzędnie, ale mimo to nie mam zamiaru sam siebie oszukiwać, że poziom graficzny niektórych handheldowych gier oraz (a może raczej - przede wszystkim) związane z tymi konsolkami ograniczenia kompletnie mi nie przeszkadzają. Strzelę prosto z mostu - nie podoba mi się to, że kieszonkowe erpegi wyparły tytuły z tego gatunku na dużych konsolach. Jestem graczem od wielu lat, przez ten czas skończyłem całe mnóstwo erpegów (zresztą nie tylko tych, ale również produkcji innych typów) i jak zapewne większość innych graczy chciałbym, żeby mój ulubiony gatunek rozwijał się dalej - a nie cofał w rozwoju. Chcę ogromnych, rozbudowanych, pięknych światów, nieliniowości, mnogości wyborów, możliwości kształtowania własnego bohatera, jak najbardziej filmowego przedstawienia historii, w skrócie - wszystkiego tego co oferują najnowsze konsole. Nie znaczy to oczywiście, że przy takim DeeSowym The World Ends With You nie będę się bawił świetnie, jednak osobiście nie stawiałbym tego tytułu obok nowoczesnego molocha w stylu Fallouta 3 albo Mass Effect 2. Ramki z tekstami są irytujące, pikseloza nie pieści oczu, a totalna liniowość i brak wielkich, trójwymiarowych światów w żadnym wypadku nie działają na korzyść kieszonkowych produkcji. Pocket-RPG jest ok, ale nic ponad to. Skatujcie mnie, nazwijcie przyzwyczajoną do nowoczesnych "luksusów" dziwką, ale zdania nie zmienię.
-
Wiesz, ja tu nie mówię o jakiejś mega-rewolucji na skalę gatunku, tylko zmianach w obrębie danej serii. Sam przyznasz, że LoS ze swoimi prymitywnymi poprzedniczkami zbyt wiele wspólnego nie ma - albo w najgorszym wypadku stanowi jakieś rozwinięcie trójwymiarowych LoI i CoD. I to by mi w zasadzie wystarczyło w nowym GoW'ie.
-
Skoro takie wytłumaczenie Cię zadowala, to ok - ja jednak wychodzę z założenia, że jeżeli jakaś seria przestaje się rozwijać (lub co gorsza, nie rozwija się w ogóle od samego początku), do us'rania powtarza wciąż te same motywy, to w pewnym momencie najzwyczajniej w świecie staje się niegrywalna. Tak było dawniej chociażby z Residentami (kto już nie rzygał od nadmiaru schematyczności w Outbreakach ręka do góry) i Tomb Raiderami (pamiętne Chronicles oraz Angel of Darkness), tak jest obecnie ze wspomnianym przez Ciebie Metal Gearem (GotP, to już był w moim mniemaniu totalny średniak, jeno z ładnymi filmikami) oraz wałkowanym tu God of Warem. Na szczęście niektórzy twórcy zdają sobie sprawę z "czerstwości" swoich produkcji, dzięki czemu dzisiaj gramy w rewelacyjne rebooty takich serii jak Silent Hill (Shattered Memories anyone?) i Castlevania, a na horyzoncie majaczy już kompletnie nowy zarys Devil May Cry. No właśnie, a co z tym nieszczęsnym GoW'em? Czyżby na jakieś większe zmiany trzeba było czekać do dziesiątej odsłony? Chylę czoła przed wszystkimi fanami Kratosa, którzy dadzą radę czerpać frajdę z jego przygód do tego czasu. Jeżeli chodzi natomiast o strzelaniny, to już dawno temu przestałem interesować się tym gatunkiem właśnie z powodu tej "kopiowalności". Wszędzie biegający z blasterkami kosmici, odpierający ich ataki gracz w skórze twardego wojskowego madafaki, nudnawe stalowe konstrukcje pełniące rolę lokacji i multum tych samych patentów. Oczywiście czasem trafią się prawdziwe rodzynki jak np. Uncharted albo Portal (no, to już nie do końca strzelanina) ale....no właśnie rodzynki. Killzone, Resistance, Halo? Sorry my nigga, za stary jestem żeby powtarzać w kółko to samo.
-
Hitem, to z pewnością był podczas epoki ps2, teraz jednak jest już tylko odcinaniem kuponów oraz pokazem możliwości graficznych. Naprawdę nie ogarniam jak bardzo co poniektórzy potrafią spuszczać się nad kolejną kalką tej samej gry. - a żeby nie było, to napawa mnie OST do drugiego Silenta, który przed chwilą sobie zapuściłem - mistrzostwo świata
-
Dzięki za info. W sumie te najnowsze openingi cholernie spoilerują, strach oglądać. Inna sprawa, że pod względem muzyki i montażu prezentują się tak za(pipi)iście, że aż szkoda nie oglądać