Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią w WWE. Babyface #1 w pół minuty wyczyści ring ze Złych i Brzydkich, a Babyface #2 rozda milion finisherów. Do tego WWE Champion nie wygrał chyba jeszcze żadnej walki bez interwencji kogoś z zewnątrz. Ja rozumiem, że takie zadanie heela, ale to co robią z Mizem (jak dla mnie materiał na US Championa i nic więcej) to już szmacenie pasa mistrzowskiego.
Na plus wczorajszego Royal Rumble zabawny Hornswoggle i duży pop publiczności dla Morrisona, który chyba na każdym PPV będzie odstawiał jakieś nietypowe akcje (dive ze scenografii na Hell in a Cell, dive z loga WWE bodajże na Survivor Series, teraz... sami zobaczcie). Fajnie też, że wygrał Del Rio, choć szału nie zrobił.