ja po niedawnej serii stawiania sobie wyzwań w grach (crushing mode w Uncharted 1 i 2, K3 na elicie czy inne pierdółki) postanowiłem zabrać się za coś naprawdę ostrego; pierwszą konsolę (właśnie ps3) kupiłem jakieś półtora roku temu i niedługo potem zetknąłem się z opisami demons souls. Mówiłem sobie, że nigdy takiej gry dla masochistów nie kupię. Ale jak przeszedłem U1 na crush'u (blue room ssie i nienawidzę za to Naughty ) to zapragnąłem jakiegoś hardcore'u.
Kupiłem Demons Souls jakieś 2 tygodnie temu i niestety nie miałem specjalnie czasu dobrze do niego przysiąć (trochę pracy, trochę urlopu poza domem i tak wyszło), ale to co zdążyłem zobaczyć pozwala mi stwierdzić - gra warta każdej złotóweczki (BTW - 100zł mnie kosztowała nówka w folijce). Gra stawia na naprawdę duży szacunek do przeciwnika. Zanim w pierwszym zamku dojdziesz do szczytu murów i błękitnookiego rycerza, nauczysz się pewnych odruchów. Lockowanie na przeciwniku, ciągła obserwacja paska staminy (myślę, że spokojnie kilkanaście razy częściej niż obserwacja paska życia), trzymanie bloku przy przechodzeniu do nowego przeciwnika. Jednak radość jaką daje przejście jakiegoś tam niewielkiego skrawka danego etapu i odzyskanie pozostałości swojego ścierwa... nie no... coś wybitnie genialnego. Nie wiem co jest w tym tytule, ale powtarzanie tej samej sekwencji przez pół godziny w takim Uncharted doprowadzało mnie do szewskiej pasji i obawiałem się o los swojego telewizora, bo groziło mu spotkanie z padem. W DS nie mam tego problemu. Mam wrażenie, że w tym tytule towarzyszą zupełnie inne emocje. Jest strach, ale jednocześnie spokój. Wiesz, że nerwy nic nie dadzą.
Polecam, mimo że jestem dopiero na początku tej przygody.
(Może dziś po pracy uda mi się w końcu spokojnie przysiąść do tej gry na dłużej niż pół godziny...)