-
Postów
23 357 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Kurde no, zaje'bista jest ta gra. Wygląda cienko, ale nie można powiedzieć, że treść nie jest większa niż na Xboksie 360 mdr, większe lokacje, różnice rozmiarów, w drugim rozdziale już jakaś destrukcja otoczenia, z czasem sporo innych detali. Bardzo wiele się nie zmieniło, ale trochę tak. Rozwala mnie to połączenie tempa gry z przywiązaniem do różnych detali. Bayonetta jest taka szczęśliwa jak znajdzie żabkę czy kruczka. Przeszedłem drugi raz pierwszy rozdział i byłem zaskoczony, że nadal dobrych kilku rzeczy nie znalazłem. No i oczywiście walki, możliwości są ogromne, mogę w nieskończoność. Najlepsze walki jakie stworzono. Nie-zboczuchy nie wiedzą co tracą...
-
Niezbyt, nie rozumiem do końca jak to działało na PSP (serio, można grać i dalej do końca nie rozumieć), ale tutaj będzie jeszcze inaczej, chyba będzie po prostu jeden level do każdej postaci. Zmiana klasy to chyba po prostu zmiana klasy, nie przenosi się chyba nic, robi się to chyba tylko po to by zamienić stare tatystyki, ekwipunek i umiejętności na te z nowej klasy.
-
Kurde gdzie ci wszyscy fani liczenia klatek byli, kiedy mieli Vitę i jakoś dziwnym trafem nie było tutaj liczenia klatek i porównywania z dużymi konsolami jakie wtedy były, jeszcze by się zdziwili ile tam było klatek i pikseli ale dziwnym trafem tego nie robili nigdy. Dopiero włączyłem grę, tak mnie odstraszyło to jęczenie. Dobrze że od razu nie sprzedałem hehe. Na razie same scenki z sekundowymi przerwami na granie. Ale jak już zaczęła się walka, to ginąłem w ciągu 5 sekund lol. Jednak człowiek się odzwyczaił przez te 10 lat hehe. Nowe mechanizmy też są wprowadzane od początku bez wielkiej celebracji, aż się zastanawiam, które z nich są nowe, a które były zawsze tlylko zapomniałem. Do scenek też trzeba się na powrót przyzwyczaić. W sumie przecież w poprzednich częściach też były godziny durnowatych scenek, w których niepowiązane tematy wylatują niz gruchy ni z pietruchy, ale jednak człowiek się odzwyczaił, że to jest AŻ TAKIE. Ogólnie to plus, ale aż dziwne, że gra nie pokazuje samouczków prawie niczego, tak się dzisiaj nie robi hehe. Np. zdobywamy lizaka i nie ma żadnego napisu konkretnie jak te lizaki działają. Także nowe rzeczy są staroszkolnie lekko do domyślenia się. Podszedłem do pierwszego nifelheimu i NIE UMIEM? Jest jakiś samouczek jak ja mam wykonać to złapanie zębami potwora i rzucenie nim? Technicznie kilka rzeczy na razie uderza bardziej niż piksele. Np. mix dźwięku. Bardzo dziwny. Serio nie pamiętam kiedy ostatnio włączyłem grę i tak kompletnie czułem że głosy i odgłosy postaci są gdzieś płasko z oddali jak w tanim anime. Nie wiem o co chodzi... wiem że jest dziwnie i mnie to męczy. Ogólnie gra wygląda i brzmi dziwnie, nie wiem... rzeczy nie ruszają się tak jak powinny, kamera, efekty na powierzchni modeli, ruchy itd.
-
Groteskowy koniec Kloppa? Ok, to jest chyba jednak dno: - ciśniesz ale Meslier wszystko broni - przegrywasz z Leeds u siebie - gol z końcówce - strzela go koleś który nazywa się Crysencio Jilbert Sylverio Cirro Summerville - walka o 6. miejsce - - Crysencio Summerville
-
Bez wątpienia seria ma swój charakter i te dwie gry są podobne. Nie wiem, czy te filtry graficzne i mówione dialogi to dla mnie bardziej plus, czy minus. Myślę, że dla większości ten remake to najlepszy kompromis, by doświadczyć tę grę mniej więcej taką, jaka była te 30 lat temu, ale z sensownymi zmianami które pozwolą w to grać bez wkurzania się na śmierci, niejasne mechanizmy czy też kompletnie nieczytelne piksele. Zwłaszcza system cofania czasu przyda się jako koło ratunkowe, bo gra jak to w latach 90. wymaga sporo precyzji i bywa niesprawiedliwie karząca. To oraz przyspieszenie tempa (bodajże 2x) samo w sobie sprawi, że gra będzie bardziej nowoczesna niż teraz jest FFT. Do tego autosave i inne unowocześnienia tego typu. W samym systemie jest sporo zmian, niektóre wręcz idą bardziej w kierunku wersji SNES niż PSP. Ale celem jest też inny horyzont czasowy dla gry. Ta wersja Tactics Ogre ma być podstawą do robienia masy misji, po zakończeniu gry fani będą mieli jeszcze masę zawartości do szlifowania swojej ekipy i ci chcący zrobić wszystkie zadania na pewno spędzą na tym setki godzin. Właściwie już na PSP tak było, ale teraz jeszcze bardziej.
-
Jak dla mnie to za bardzo się przejmujesz tym skradaniem. To wszystko jest okazjonalny, powierzchowny dodatek typu QTE, do gry która nadal polega na tym że idziesz do przodu i toczysz walki i oglądasz masę dialogów. Przewaga w walkach jest przydatna, ale po prostu czasami jest a czasami nie ma. Gra się może "rozkręca" w tym sensie że historia jest długa i różne rzeczy się dzieją (chociaż po 60 godzinach nadal postaci spędzają większość czasu tłumacząc sobie nazwajem wszystkie oczywiste podstawy całej historii), a dzięki kolejnym umiejętnościom walki wprowadzają znacznie większe możliwości. Natomiast eksploracja poza walkami zawsze pozostaje pewną podstawową planszą, z dość ograniczonym gameplayem podporządkowanym pod estetykę i opowieść.
-
W końcu przeszedłem to góvno! Powiem szczerze, ostatecznie FF XV mi się podoba. Jest po prostu dużo fajnych i pięknych rzeczy. Gra nie została specjalnie dopracowana przez te lata. Wprowadzone zmiany są stosunkowo małe. Najwięcej zmieniają rzeczy drobne typu możliwość wybrania większej liczby huntów, czy też przedmiot (który NIE należy do Royal Edition tylko osobnego darmowego dodatku) który w praktyce daje nam 2 AP po niemal każdej walce. Doszło sporo możliwości w post-game, w tym sterowanie każdym członkiem (ciekawe, ale NIE do przechodzenia gry bo wymagania AP żeby to odblokować są spore). Drobne rzeczy, gdy gra nadal jest absurdalnie zbugowana. Po 100 godzinach gry, nadal nie nauczyłem się takiej niesamowitej rzeczy jak WCIŚNIĘCIE IKSA. Serio zazwyczaj jak chcę z kimś porozmawiać czy podnieść przedmiot, to podskakuję. Strasznie jest to koślawe. Przez 15 lat pracowania nad grą i comiesięczne pacze nie dopracowali takiej rzeczy jak wciśnięcie A, niesamowita sprawa. Ogólnie wszystkie interkacje są dziwne. Szukanie ukrytych przedmiotów jest niesamowicie ciężkie. (Jeśli ktokolwiek tutaj sam z siebie bez podpowiedzi znalazł wszystkie 15 części mapy skarbów, to ja kurde nie wiem, brzmi jak niemożliwa tortura żeby chodzić po każdym krzaku na nogach aż się to znajdzie). Do tego gra wielokrotnie mi się zwiesiła na amen. Jeśli gra się wiesza, to chciałbym, żeby miała bardzo często autosave... ...Niemniej mimo tego typu frustracji, zostałem z grą, bo jest IMO po prostu fajna. Historia jest oczywiście dziwnie skonstruowana, ale szczerze to mnie to już nie obchodzi. To jest nawet piękne, że ta gra tak wygląda. Jesteśmy młodzi, świat stoi otworem, wszystko wydaje się możliwe, można pójść w różnych kierunkach i co chwila coś odwraca naszą uwagę. Ale potem coś się dzieje i wkraczamy na pewne tory. Drogę bez odwrotu. Ta droga szybko zostawia na nas ślady, zniszczenia. Ostatni rozdział jest pod wieloma względami wzruszający. Długo by o tym opowiadać... Mi historia się podoba. Na pewno lepsza niż Wiedźmin 3. Ciekawsza. Wiele tekstów jest głupkowatych, ale takie jest życie. Cały koncept jest estetycznie wartościowy, muzyka jest piękna, są wielkie sceny wyreżyserowane tak jak żadna zachodnia gra nie jest wyreżyserowana... Nie mogę jakoś nie czuć, że to JEST Final Fantasy. Cztery postaci są jednak mocne jak na grę wideo. I w sumie to może być jednak moja ulubiona obsada w jRPG-u od bardzo bardzo dawna. Niby proste i prostackie, Gladiolus jest przypakowany, Ignis cool inteligentny, a Prompto to taki marny typ który się zawsze kręci wokół naszej grupki przyjaciół aż zaczyna do niej należeć. I fakt, że nie zachodzi to daleko. Jednak wiele uroczych detali i niby prostych dialogów po drodze sprawia, że w mało której grze podobało mi się tak spędzanie czasu z postaciami. Mają też one ze sobą prawdziwą historię, co wcale nie jest częste w grach. Po tym wszystkim, nie da się do końca powiedzieć, że będą się nadal lubić. Ale nie o to chodzi w życiu. Po zakończeniu, aż prosi się o powrót do tego otwartego świata, bo mamy jeszcze setki rzeczy do zrobienia. Ale to nie znaczy, że możemy cokolwiek zatrzymać czy cofnąć, do tych czasów wolności i wyborów można powrócić tylko we wspomnieniach... Wspaniałe połączenie formy i treści. Byłem zadziwiony, że w grze jest aż tak dużo rzeczy poza główną ścieżką, a właściwie zaplanowanych głównie z myślą o takiej eksploracji na wysokim levelu po zakończeniu gry. Ponad poziomem finałowego bossa jest jeszcze tyle wyzwań, różnych rzeczy, punktów do zdobycia. Są całe sekcje gry, które lecąc po łebkach można w ogóle przegapić. Dobrych kilka dungeonów, o których istnieniu nie wiedziałem, bo chyba nikt zbyt dosłownie nam o nich nie mówi, nie ma questów ani znaczników, po prostu musimy chodzić po bezdrożach aż je zobaczymy. Zwłaszcza muszę wspomnieć o RUINS OF PATAPISS (czy jakoś tak). To jest dla mnie absolutnie niesamowite, że twórcy schowali TAKI dungeon w taki sposób. Serio wpadłem na niego zupełnie przypadkiem, nawet nigdy nie wiedziałem, że to jest w tej grze aż do teraz XD. Szukałem zupełnie czego innego i natknąłem się w internecie na informację o tym, że jak pójdę do jednego okna w nocy to mogę podsłuchać o tym mdr. Co za absurdalnie nieprawdopodobny scenariusz. Ale ok, znalazłem to okno i faktycznie jak się super odpowiednio przy nim stanie (to sterowanie i interfejs interaktywnych elementów...), to pojawia się opcja podsłuchania o tych ruinach. Wtedy trzeba wylądować tam Regalią. O ja pie'rdolę. Latanie by było nawet fajne, gdyby nie fakt, że wylądowanie tym jest kurna trudniejsze niż prawdziwym samolotem, a kara za brak precyzji jest taka sama, UMIERASZ i musisz powtarzać od save'a. Loading... wejść do samochodu... loading... transformacja w latanie... loadingi... nie pamiętam już, ile tych loadingów. Potem trzeba powoli nakierować na cel i wylądować na małym pasie. Jezus. Oczywiście jak raz w końcu wylądowałem (i wygrałem kilka wyczerpujących walk), to gra mi się zcrashowała i powtarzaj to wszystko mdr. Sam dungeon jest genialny. Co to kurna jest. Przejście tego zajęło mi bodajże sześć godzin pocenia się. Bez save'a. Byłem jakoś w połowie gdy musiałem iść spać... Xbox nie zrobił quick resume i musiałem wszystko jeszcze raz powtarzać. Jezu. Znalazłem chyba wszystkie skarby, albo prawie wszystkie. Było to bardzo ciężkie. Przecież to jest lepsze niż Soulsy. Pomysł na budowę każdego etapu, granie z oczekiwaniami widza, momenty typu "mam zrobić CO z JAKĄ PRECYZJĄ???", geometria tego wszystkiego, wyciskanie z każdego skoku co się da. Ogromne emocje że to jest się w stanie zrobić. Prawdziwe granie. No i opowieści o L O R E miejsca Story within Pitioss Ruins - Final Fantasy XV Wiki - FF15 / FFXV Wiki and Guide (ff15wiki.com) To chyba dobrze podsumowuje tę grę, którą stać na wiele wspaniałych scen, momentów, utworów, pomysłów. Sklejonych ze sobą w bardzo dziwnego Frankensteina. Za wiele tak naprawdę nie naprawiono w tej niezwykle hejtowanej grze - pokochałem ją bardziej za sam fakt, że do niej może dojrzałem. Lubię dopracowane gry, ale gdy się wszystko robi tak żeby było dopracowane, to traci się ten element sztuki, element szaleństwa. Gra nie zaskakuje. Taki Wiedźmin 3 nie ma większych problemów niby, ale jako gra niczym nie zaskakuje, godzina po godzinie. Podobnie Dragon Quest XI. Final Fantasy XV jest zupełnie wyjątkową grą o której można gadać w nieskończoność, i to równie dobrze chwaląc jak kompletnie hejtując. Dla mnie, jest coś pięknego w tym co widzę za każdym razem jak odpalam Overwhelm. To tylko seria ataków, ale czuć w niej dramat, braterstwo, charakter każdej postaci. Ten pierwiastek artyzmu, z którym kojarzyłem zawsze Square.
-
A to news? Było tylko powiedziane 2023.
-
Gra ładna, ale też nie daje wyboru - trzeba lubić jak to wszystko wygląda. Gra głównie polega na tym, że chodzę wte i wewte powoli i oglądam powolne animacje kolejnych urządzeń, które w tym momencie nic nie robią, tylko gdzieś się ruszają i wracają. Może jakbym miał mózg to ogarniać to by się okazało że faktycznie scenariusz niesamowicie powalający, ale jakoś zbyt to nudne żebym czuł ochotę próbować.
-
W sumie ciekawe, bo Nets mają 29. wynik punktowy w lidze (przed Pistons), ale spory plus w minutach gdy nie ma na boisku Duranta. Porażki nie zaskakują, bo rywale to były 4 ekipy, które mogą o wiele powalczyć w tym sezonie, ale to że Nets tak się męczą z punktowaniem zwłaszcza gdy gra Durant jest dość nietypowe. Nash już traci kontrolę, koledzy krzyczą w trakcie meczu na Simmonsa żeby rzucał, bo ten dalej gra swoje: wyprowadza piłkę... i tyle, potem oddaje i się chowa przed akcją, to jest lekka parodia. Ale też gdy Simmons siada, to jakoś wcale nie zaczyna to wyglądać dużo lepiej, a porządna ekipa nie powinna opierać się na jednym graczu... zwłaszcza na Benie Simmonsie. Trudna sprawa może być ze znalezieniem jakichś rotacji wykorzystujących zawodników. Niby jest kilku innych rozgrywających, Kyrie trochę, Durant trochę, jest Patty Mills który niedawno jeszcze był dobry. Póki co Royce O'Neal, Simmons i Claxton to jakaś padaka. Imponują za to wyniki Cavs. Przecież oni nie mają Garlanda, tylko Mitchella, którego styl można opisać jako dość prymitywny. Jednak Mitchell ma tyle talentu do punktów, że to wystarcza, kiedy cała ekipa tak mocno walczy, broni i zbiera. Po powrocie magika Garlanda to może być naprawdę mocna ekipa z taką grą.
-
No trochę jak Barsa, albo jak ta Borussia 10 lat temu, niby emocje ale i tak daleko byłoby od awansu kogoś innego niż Brugia i Porto. Bruges dzisiaj wreszcie bez cudów Częstochowy Mignoleta i dostała 4-0 hehe. Pierwszy mecz ze straconym golem, ale każdy będzie chciał na nich trafić w 1/8 finału. Może to efekt wchodzenia na angielskie stronki, ale u bukmacherów Rangers mieli większe szanse na wygraną niż Benfica, Sporting czy Marsylia hehe. Tymczasem dostają kolejne lanie, tym razem od rezerw Napoli, jejku co za rzeź niewiniątek to są ich mecze. Okej, są ekipy które jeszcze bardziej się murują w tej LM (Szachtar, Kopenhaga, być może nawet Sporting CP), ale ten 40-letni McGregor to chyba przez ostatnie piętnaście lat nie miał tyle do roboty co te nieustające ataki przeciwników na bramkę Rangers.
-
Okazje były, gdyby tylko jakieś 10 goli wpadło w inną stronę to równie dobrze Barcelona mogłaby awansować.
-
Dobrze że jest ta technologia pokazująca obrońcom Barcelony że to przez ich dłonie przegrywają 2-0.
-
Tylko w sezonie 2011-12, ostatnie miejsce w grupie i na koniec znamienna porażka 2-3 po prowadzeniu 2-0 z Marsylią. Nota bene ostro wtedy ludzie szydzili że taka niby ta Borussia dobra, taka rekordowa, taka nowa młoda fajna, taki Robercik niby dobry, a w grupie się zesrali na różowo heheheeh. A Robercik napompowany taki już miał być europejska czołówka, lol, chyba czołówka napastników urodzonych w lutym 1988, on niby do Realu ma iść, chyba Realu Saragossa XDDDD. Z tego właśnie powodu miałem taką satysfkację z tego co się stało rok później. Gra była lekko rozczarowująca, chociaż też zabrakło Dortmundowi szczęścia by nie przegrywać meczów w których dobrze grali w piłkę. No ale to był grudzień, teraz Lewandowski może doznać nowego wyzwania że musi skupić się na lidze już w październiku. La Liga to jednak nie przelewki.
-
Takie moemnty się ogląda najlepiej, choć wiadomo, że desperacja, bo przecież Juventus nawet gdyby wygrał 5-4 to szanse na awans miałby marne. Ten mecz sam w sobie nie zmienia raczej niczego w sytuacji Juve ani trenera. Jutro to samo Barcelona hehe. Tym bardziej dobitne, że pozostałe trzy ekipy z Włoch raczej dobrze sobie radzą, Napoli wiadomo, wymiata, Milan dzięki 4-0 w Zagrzebiu odrobił dwie porażki z Chelsea i ma prostą drogę do awansu z drugiego miejsca, a Inter mimo cienkiej gry pewnie skończy przed Barceloną. Tylko Juventus, cóż, i styl powala, i wyniki.
-
Nagle nie taki nudny ten Allegriball
-
Jak to będzie gra na poziomie Night in the Woods to połknę jajko.
-
- "mój pierwszy pitch do producentów to było: Night in the Woods spotyka Imię róży. Uwielbiam tę książkę, mam dwa tatuaże" - "kiedyś chciałbym zrobić duży historyczny RPG. Ale zainteresował mnie Game Pass i możliwość takiego eksperymentu. Czy praca z małym zespołem, w dużej firmie, dla ogromnego wydawcy jest możliwa. Chyba jest" - XVI wiek i Bawaria to ciekawy czas wielu przełomów. Opactwo, co było rzadkie w historii, ma i kobiecy i męski oddział obok siebie. Ponadto bohater tylko pracuje w opactwie, ale mieszka w miasteczku, więc będzie okazja poznać oba te światy - postaci inspirowane są filmową adaptacją Imienia róży, a więc są trochę przesadzone, groteskowe, ma być w tym dużo humoru - jest zaskakująco wiele smaczków w tym wykonaniu. Czcionki i sposób pisania odzwierciedlają daną postać. Także ich techniczne wykonanie, np. starszym postaciom blaknie czy odpada farba - dla osób męczacych się z czytaniem tej kaligrafii będzie jednak opcja zmiany czcionek na normalne - zaskakuje też ilość wyborów. Mamy pewne opcje tworzenia postaci: jego pochodzenie, wykształcenie itp. Wpływa to na opcje dialogowe i np. student biologii będzie miał dodatkowe komentarze na ten temat. Wiedza taka jak okultyzm czy astronomia przydać się może w mniej oczywistych momentach - nie znaczy to, że warto z dodatkowych opcji korzystać. "Zachowywanie się jak mądrala nie zyskuje przychylności ludzi" - około 200 postaci, których zachowanie ma też pewien rytm dobowy - ostatecznie, jak to u Obsidian, rozwiązanie całej intrygi nie będzie tu najważniejsze, a może nawet dojdziemy do błędnych albo żadnych wniosków - minigierka karciana oparta jest luźno na lancknechcie, choć i wiele tu z pokera. Wydaje się głównie przydatna do wyłapywania nowych informacji rzucanych przez postaci podczas gry
-
"Raczej dobre opinie" lol. Three Houses to jeden z największych sukcesów ostatnich generacji konsol. W sytuacji, w jakiej jest branża, w jakiej jest gatunek, w jakiej jest też trochę Nintendo - to dla mnie niesamowite, że wyszła gra, która pokazała, że jest jednak jeszcze po co robić taktyczne jRPG-i i że jeszcze wiele można z nimi zrobić oraz wprowadzić ulepszenia, na które zawsze czekałem. Mało która gra w ostatniej dekadzie poruszyła tak jakiś singlowy gatunek do przodu. Gra jest inna niż poprzednie Fire Emblemy i z tej racji niektórzy hardkorowi fani nie byli zachwyceni, ale poza tym nie ma specjalnie powiązania. Wręcz odwrotnie, Three Houses jest tak bardzo przystępne, że może być pierwszą lekcją na drodze do poznania tej serii stopniowo wstecz w coraz bardziej hardkorowe części, przy których coraz mniej jest fajnego klepanka a coraz więcej uczenia się statystyk i systemów które nie są nigdzie w grze pokazane.
-
W ogóle to Davis miał 5 fauli więc powiedzmy że da się tę jego końcówkę zrozumieć, ale LeBron broniący na krawędzi trumny przed wejściem pod kosz to już taki klasyk bycia łatwo oje'banym. Po prostu od zeszłego sezonu, jak musisz zdobyć punkty na LeBronie, to fajnie, bo zdobędziesz lol. Przez ostatnie miesiące sezonu robił to kto chciał, mój ulubiony to był oczywiście Desmond Bane jak Grizzlies ich kompletnie niszczyli a LeBron się z nimi kłócił obrażony. Tym razem zrobił to Jerami Grant. Nie wiem, czemu w internecie tyle osób nie widzi, że LeBron się starzeje i że niby wcale nie, dla mnie takie akcje to wręcz krzyczą. Jak na prawie 38 lat to i tak jest w niesamowitej formie.
-
W NBA są najlepsi koszykarze na świecie, ale koszykówka to chyba ciężki sport. Beznadziejny rzut LeBrona (który cegli te trójki cały mecz), beznadziejny rzut Westbrooka (który cegli wszystko cały rok), beznadziejna obrona Davisa... i wtedy bezsensowny faul Nurkicia w połowie parkietu. Beverley upada jak postrzelony po lekkim pchnięciu. ALE sędziowie uznali, że Beverley zanurował. Tylko Lillard nie zrobił nic beznadziejnego. Koleś nie zawsze tak naprawdę trafia TE rzuty, ale kurde, co za magia gdy ktoś w tak kluczowym momencie wbija coś tak trudnego pod takim naciskiem. LeBron wsadza bez nikogo z Portland w okolicach trumny. No bo po co stać na drodze LeBronowi Jamesowi wjeżdżającemu pod kosz? Ogólnie koszykówka to czasem dziwny sport. Lakers ogólnie mają IMO dobry pomysł. AD jako center, LeBron jako duży rozgrywający, trzech podających niskich graczy którzy ostro walczą. Mocna obrona, dużo ruchu wewnątrz i na zewnątrz. Niestety, to "zewnątrz" nic nie daje, jeśli dosłownie ŻADEN ich zawodnik nie jest dobry w rzucaniu z dystansu lol. Jeśli oni tak grając weszliby do playoffów, to rywal szybko by się dostosował do tego faktu i olał bronienie na obwodzie, i Lakers nie mieliby szans. Ale tak grając nie wejdą do playoffów, to wygląda jak najgorsza ofensywa ligi póki co. I to tak z dużym dystansem do 29. miejsca. Co za nędza.
-
Zależy gdzie jest granica normalności w dzisiejszych czasach. Wymaksowanie wszystkiego brzmi prosto, chociaż wypełnienie Sphere Gridu to faktycznie jakiś nieludzko nudny grind musi być. Tego dodatkowego bossa pewnie da się rozwalić metodą, walki są turowe i wielkiej filozofii pewnie nie ma. Najbardziej "nieosiągalne" jest chyba zrobienie tego unikania błyskawic, ale wiele osób to też zrobiło, jakieś 10-20% graczy się pokazuje dla każdego z nich (i prawie 10% ma wszystkie trofea, a jakieś 35% przeszło w ogóle grę). Nic specjalnego, choć osobiście sprawdzał nie będę.
-
Kurde już za miesiąc od teraz mecz Meksyk-Polska. Ogólnie jakoś mówiło się o Mundialu w zimie i myślałem, że będzie jakoś w grudniu. Ale zanim zima się zacznie, to MŚ już się skończą. A ostatni mecz Polski będzie jeszcze w lsitopdzie.