-
Postów
23 366 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Wreszcie dzień, by nadrobić meczyki, bo były mocne. Starcie Warriors-Grizzlies było historyczne jak oczekiwałem, wycisk Grizzlies kontra polot Warriors czyniły te mecz bardzo śmiesznymi. Kurde, Warriors nawet wczoraj momentami mieli takie sekwencje, że rzucali piłką po krzakach kompletnie losowo, jakby się gubili we wszystkim. A potem nagle mają rzut po rzucie czysty i trafiony i wydaje się, że oni mogą zdobywać 3 punkty co 10 sekund. Momentami wydają się nie do pokonania, jak w 2016 roku... Kto by pomyślał kilka dni temu, że rozwalą ich grając Kevonem Looneyem, z Poolem oddelegowanym na ławkę... Jednak dobrze mieć 4 maksymalne kontrakty, Wiggins dobra seria. Klay dobry... wczorajszy mecz... Oczywiście jeden mecz zagrał dobrze to kozaczy. Tatum musiał zagrać coś wielkiego, żeby fani wzięli go poważnie, no i zagrał. Jednak Game 7 zadecyduje, czy ktokolwiek to zapamięta na dłużej. Wiemy już, że Middleton nie zagra, i prawdopodobnie w razie awansu też nie zagra w Miami. Ego graczy codziennie dostarcza. Co za śmieszna liga. Wojenki Warriors-Grizzlies to cała saga. Zaszły do momentu, że Ja Morant odpisał jakiemuś randomowi krtytykującemu go na Twitterze, że zazna smaku kul (chyba pierwszy przypadek że zawodnik NBA publicznie grozi fanowi śmiercią za to że tamten nazwał go pantoflem, ale spoko, sytuacja w kulturze NBA jest rozwojowa). Jimmy Butler po latach nadal przeżywa, że Sixers go nie przedłużyli, oczywiście musi to robić dokładnie jak przechodzi przed kamerą. Draymond (który oczywiście robi karierę podcastera bo ktoś spytał czy nie mógłby być bardziej irytujący i więcej gadać) wyśmiał pewnego ogra, który nie doceniał jego umiejętności, a Perkins poczuł się tak urażony, że musiał w środku nocy stanąć na tle pustej ściany i mu odpowiedzieć "ty to też piękny nie jesteś chłoptasiu" mdr.
-
16 stron i okładka o symulatorze chodzenia? Na podstawie książki która głównie składa się z opisów wszystkiego dokoła? Oczywiście. - główna inspiracja growa - bez ukrywania: Firewatch. - druga w kolejności to chyba Alien Isolation, ale tutaj tylko w sensie metod budowania nastroju w grze, rozgrywka nie będzie raczej nic z Alienem miała wspólnego - tak że, jeśli chodzi o interaktywność, rozgrywkę - to jest gra, gdzie chodzisz naukowcem i uprawiasz naukę. Sprawdzasz jakieś pomiary itp. Nie wygląda, jakby na jakimkolwiek etapie miał się z tego zrobić Half-Life - scenariusz opiera się na nowych postaciach. Na planetę Regis przylatuje nowy, trzeci statek, z ledwie kilkuosobową załogą, w tym naszą bohaterką. [Oczywiście ich cele i los można przewidzieć] - nowy jest też wątek dwóch mocarstw, które wysłały swoje pojazdy w kosmos. Inspiracja jest oczywista, ale nie będą to 1:1 odpowiedniki USA i ZSRR - kluczowe jest znane z wielu książek Lema wyobrażenie Obcego jako dość realny randomowy efekt praw fizyki, a nie ludzi z czułkami. Tutaj obce formy życia (jeśli można to tak nazwać) to coś innego - nie da się ich zrozumieć, nie da się z nimi walczyć, nie da się z nimi komunikować, w ramach praw fizyki on/to uszkodzi twój mózg i ciało na poje'bane sposoby, ale kompletnie jest mu to obojętne - ważny jest też pewien naukowy realizm przedstawienia wszystkich sprzętów, tutaj też wiadomo, jaki jest Lem. Twórcy przestudiowali grafiki sci-fi, ale też m.in. twórczość Galiny Bałaszowej, opierając design wszystkiego w tej grze na faktycznych urządzeniach z tamtych czasów i tego, jak wtedy wyobrażano sobie możliwy postęp technologiczny. To może być najmocniejsza strona gry. - Duża część tekstu poświęcona jest zachwytom nad tym, jak cool wyglądają różnorakie gadżety, ekrany, slajdy i rysunki - w zapowiedzi niewiele jest o samych postaciach... - "Niezwyciężony pokazuje nam historię bardzo dobrze (...) szkoda, że tyle o niej też gada. Postaci komentują wszystkie wydarzenia tak uporczywie, że na myśl przychodzi nowy Horizon (...) średnia angielszczyzna pisarzy nie pomaga, ale studio mówi, że pracuje nad tym" Ogólnie to w całej zapowiedzi nie za bardzo pada nawet standardowe zdanie o tym, żeby gra zapowiadała się dobrze mdr. Bardziej wygląda to dobry materiał żeby pokazać różne ładne grafiki przygotowane przez twórców. Podśmiechu'jki ze scenariusza gry opartej tak mocno na opowieści też trochę zastanawiają, no a przecież można spodziewać się, że tak jak to robili kiedyś w CD Projekcie, twórcy lekko jednak Lema "zamerykanizują".
-
W ogóle to ogłoszono wyniki MVP, o których tyle rozmawialiśmy. Chyba bez zaskoczeń - większość głosów na Jokicia (chociaż jak na historię tej nagrody, tylko 65% głosów to stosunkowo mało). Prawie wszyscy wpisali Jokicia, Embiida i Giannisa jako top 3. Za nimi Booker i Doncić. Pojedyncze głosy na Ja, Curry'ego, Chrisa Paula, DeRozana, LeBrona i Duranta, czyli dokładnie spodziewana lista. Jedyne co jest inaczej, niż pisałem, to że jednak Booker spokojnie na czwartym miejscu, nawet przed Donciciem, a Tatum bez szans, mała liczba głosujących wpisała go w ogóle w top 5. Obaj pozostaną pewnie kontrowersyjnymi graczami i nawet w trakcie playoffów sam nie wiem, czy ich "notowania" rosną, czy spadają. Tatum chyba spada, bo jednak Giannis gra bardziej imponująco, Tatum nadal solidniak w obronie i opoka Celtów, ale, no, przegrywają tę serię. Booker niby dobrze gra, ale czy gra jak zawodnik numer 4 w lidze, czy ktokolwiek tak ogólnie uważa? Jak dla mnie, w serii z Dallas pokazuje się znowu znaczenie Mikala Bridgesa. Trochę mnie zawodził z Pelicans, nie był w stanie postawić mocno swojego piętna na charakterze gry, ale z mniej intensywnymi ofensywnie Mavs już jednak koleś rządzi.
-
Ciężko już się te mecze nadrabia w takich godzinach, ale każda seria to jednak zacięta walka i każdy zespół pokazuje wiele determinacji i jakości. Bardzo mocna koszykówka ogólnie, każdy zawodnik ma znaczenie, zwłaszcza w obronie. Dzisiaj mogą się skończyć dwie serie, ale tutaj też wiemy, że chyba wszystko jest możliwe. Obie ekipy mogą wygrać różnicą 30 punktów i nie będę w szoku. Embiid po zostaniu kompletnie zdominowanym w game 5 mówi: "nie mogę wygrać. Jeśli nie zagram, powiedzą, że jestem soft. Jeśli zagram, będą krytykować i wymyślać, że zagrałem źle". Szanujący się gracz NBA w 2022 roku mówi głównie o swojej reputacji. Świetne jest to jak Embiid cały rok jak zawsze przeżywa to MVP i gada o swojej reputacji i dziedzictwie i że media nienawidzą takich jak on i cały ten patos, a Jokić jak go pytają to wzrusza ramionami i mówi że go specjalnie nie obchodzi nagroda i w sumie nie kojarzę żeby przez cały sezon rzucił jeden barwny cytat o tym jaki to jest najlepszy. ESPN napisał cały artykuł o tym ile DeAndre Ayton gra w gierki. "Nie jest skupiony na nadchodzącym meczu z Lakers, nie na nadchodzących playoffach, ani nie myśli o negocjacjach kontraktowych z Suns. W tym momencie, najważniejsza dla niego sprawa to w którą gierkę zagrać najpierw". "Jestem chyba jedynym zawodnikiem NBA, który wyciągnął Legendę w 2K. Nie wiem, jak to zrobiłem, mając świeżo urodzone dziecko, ale to zrobiłem". "Nie miałem konsoli, nic. Myślę sobie: nie mam nawet konsoli? Tylko koszykówka i książki. Zająłem się koszykówką, bo nie miałem innego zajęcia" "W wieku 15 lat dostałem w końcu PS4. Dbałem o to PS4 codziennie, czyściłem wywiew każdego dnia" Why Phoenix Suns star Deandre Ayton can't live without video games (espn.com) Koleś ma teraz w domu HC room z ekranem 500 cali mdr.
-
Z tego co mi się wydaje to razie chyba najmocniejszy "pokaz mocy PS5" to po półtora roku nadal remake Demon's Souls oraz to że FF7 trochę lepiej chodzi i ma lepsze drzwi (i Kena trochę lepiej chodzi, ale chyba nadal nieidealnie, nie wiem czy spatchowali).
- 281 odpowiedzi
-
- shinji mikami
- tango gameworks
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Trochę banał, ale jednak Giannis Antetokounmpo wygra tę serię. Nie żeby Milwaukee jakoś słabo grało, bo wiadomo od lat że są topowym zespołem. Ale myślę, że bez Giannisa to by byli bez szans w żadnym z tych meczów. Nie wiem, dzisiaj chyba jest ten dzień, że Milwaukee wskakuje u wielu osób na pierwsze miejsce jako faworyt do mistrzostwa. Mimo że rotacja ma 7 osób, że tylko jedna z nich naprawdę regularnie i niezawodnie trafia do kosza (chociaż z Bostonem to i o Giannisie nie można tego powiedzieć)... W Memphis, Ja Morant po prostu nie jest takim graczem. Cały rok dostajemy dowody, że to że ktoś jest gwiazdą i rzuca punkty wspaniale nie znaczy, że bez niego ekipa jest 100 razy gorsza, jak niektórzy myślą. W playoffach, tym kluczowym graczem Memphis jest jednak Desmond Bane. Bez niego jednego, być może Grizzlies nie mieliby też szans wygrać nawet jednego spotkania.
-
Dillon Brooks legendarna seria
-
Już się zaczyna sportowa rywalizacja mdr. Luka jakby nie wsadzał wszędzie łokci i po każdej akcji leciał do sędziów oburzony to by nie był sobą.
-
Szanuję obie te ekipy, dzisiaj grunt żeby wygrała koszykówka i sportowa rywalizacja. I Miami Heat. Wczoraj w obu parach nerwy zrobiły się trochę przesadne. Bardziej wśród kibiców niż graczy, mam wrażenie. Ale zawodnicy każdej ekipy też zaczynają trochę szaleć. Widzimy, jaka jest teraz NBA - każdy zespół, jeśli tylko lekko odpuści, może w ciągu dosłownie minuty albo dwóch stracić 10 punktów prowadzenia. Gracze z przeszłości byliby oszołomieni tymi akcjami. Bez twardej gry i flirtu z decyzjami sędziowskimi, można po prostu przegrać mecz, cały czas. Nikt może nie chce sprawiać kontuzji, ale taka gra zwiększa szanse na wypadki. Zagrywka Poole'a nie była tak koszykarska jak fani próbują wyśmiewać. Ale Grizzlies też mieli wczoraj sporo takich. Niebezpieczna gra to na dłuższą metę większe ryzyko na faktyczne kontuzje, dlatego kurde jest teoretycznie karana.
-
No wiadomo jaką konstrukcję ma dok... Można tak wyjmować żeby niczego nie dotykać, to wtedy nie wiem, co by się miało stać. Chociaż jeden tutaj pisał, że mu kurz niszczy ekran, ale nie wiem, czy w to wierzę. Odstęp to dobrych kilka milimetrów, koleś może miał jakiś zmutowany kurz w domu (nie wiem czy ktoś potrzebuje tip: lepiej czasem przedmuchać docka, tak samo jak wejścia w Switchu... i każdej elektronice). Jak widzimy na powyższym teście, powłokę ekranu Switcha OLED można zarysować kluczami, może monetami, ale chyba nie kurzem. Więc jak ktoś podnosi do góry niczego nie dotykając, to nie wierzę że może pojawić się ślad na ekranie.
- 129 odpowiedzi
-
No jeśli wyjmujesz Switcha na siedząco prosto do siebie tak jak ja, to ocierasz ekran, wiadomo. Na mojej folii zostawia to ślady, ale to nie jest coś co Nintendo mogłoby "naprawić". Co do samego ekranu, ja nie używałem Switcha bez folii i wyjmując w ten sposób na tyle długo, żeby to sprawdzić, ale patrząc po ludziach, powiedziałbym - tak, pewnie wyjmując w ten sposób bez folii, miałbym po jakimś czasie widoczne ślady na samym Switchu. Przez "ekran" mam w sumie na myśli to, co pokrywa oryginalnie ekran, to też jest z tego co rozumiem jakaś ochronna warstwa tak naprawdę, i w praktyce jest to folia. Ta folia chroni nie przed zarysowaniami, tylko przed rozpryskiem szkła w razie rozbicia go. Może Nintendo ją wymienia jakby co, nie pytałem. Tutaj koleś ma swoją "skalę twardości" i powierzchnia Switcha OLED jest bardzo mało twarda, jak na dzisiejsze czasy łatwa do zarysowania (UWAGA wideo nie dla wrażliwych, zawiera naprawdę bolesne sceny gore przemocy na Switchu):
- 129 odpowiedzi
-
Gra wyszła i już nikt nie pamięta mdr. Nintendo nawet w materiałach promocyjnych chwali się, że jakaś tam jedna pomniejsza stronka dała 4/5 i powiedziała że całkiem sympatycznie się gra hehe. W sumie to nie wiem, czemu Nintendo nie wrzuciło zawartości z Wii Sports Resort jakoś tam tylko dostosowując sterowanie, czy to byłoby aż tak trudniejsze? Jeśli nawet ktoś grał w Wii Sports Resort to już nie pamięta. Więcej zawartości przekonałoby więcej osób do kupna, i do abonamentu online, na którym gra mocno bazuje, ku hejtowi niektórych fanów. Pewnie i tak za rok Nintendo randomowo wrzuci raport że sprzedali 10 milionów sztuk.
-
Dla mnie folia matująca była jednak drugim niezbędnym akcesorium dla Switcha (po futerale). Nie jest to rozwiązanie estetycznie bez wad (ponadto trudno je kupić i założyć), ale ostatecznie nie mogłem zaprzeczyć, że mi się tak lepiej gra na co dzień. Na lewym boku ma oczywiście, jak popatrzyć przy wyłączonym ekranie, masę rys od wyjmowania z doku mdr.
- 129 odpowiedzi
-
- 1
-
Jednak nie przeszedłem, zdałem sobie sprawę, że gra... Jest nudna? W RPG-ach, marchewkę zapewniają walki i rozwój postaci, w Chrono Cross to jest kompletna ściema. Rozwój postaci praktycznie nie istnieje, nie ma leveli, nic nie można zmienić. Ekwipunek - tylko kilka konkretnych akcesoriów daje w konkretnych przypadkach jakiś znaczący efekt. Zostają techniki, którymi niby można się bawić długo. Ale tutaj dochodzimy do sedna - po co? Ta gra nawet na automacie sama się przechodzi. Nie robiłem praktycznie nic specjalnego, specjalnie by nie mieć zbyt mocnej ekipy - ot, czary i przedmioty zbierane po drodze, żywioły jakiekolwiek na pałę. I... ciągle wydawało się, jakbym był przepakowany o 20 leveli? Wielu bossów rzucało czar i zadawało mi może 4 HP obrażeń? Większość walk nie daje żadnego powodu, by robić cokolwiek poza wciskaniem A (w dowolnym tempie...). Te najtrudniejsze - właściwie też wiele się nie da zrobić, ale pewnie pomiędzy wciskaniem A trzeba kilka razy będzie rzucić czar leczący. Istnieją niby różne taktyki, ale nie wiem po co, skoro wszystko i tak się wygrywa bez nich. Doszedłem do etapu, gdzie chciałem rzucać przyzwania, z oczywistego powodu. Jednak to było bardzo trudne, bo przeciwnicy w lokacji, która była następna w grze, nie byli w stanie przeżyć tak długo, żebym rzucił 4 czary w ciągu walki. Ich ataki nic mi nie robiły, oni padali po jednym kombosie. Kurde no, w tej grze nie ma levelowania, to jest naturalny balans tej gry dla każdego gracza w tym momencie... Żeby "farmić", musiałbym specjalnie układać sobie żywioły i bronie, żeby być jak najsłabszym... Żeby dostać najsilniejszą broń, której po nic nie potrzebuję bo już ze zwykłą jestem zbyt silny... Kompletne wypaczenie. Naprawdę bezsensowny system. Wybory mi się ogólnie podobają. "Wybory" w większości gier nie znaczą wiele, właśnie dlatego, że nas to nie boli. Nawet los Barona, to tylko inna scenka w tej samej grze. Tutaj jednak naprawdę trzeba żyć ze stratą, co idealnie tworzy temat tej gry, i jest geniuszem opowiadania historii dalece poza czymkolwiek co znajdziemy w Baldurze czy Falloucie. Są decyzje, których faktycznie nie chcę podejmować, w sensie wpływu na grę. Zostawić kogoś, by umarł, ale nie dostaniesz w zamian najsilniejszej techniki? Przepadnie ci jedna postać albo inna? Nie możesz mieć wszystkiego? Faktycznie jest tutaj uczucie, że wybieramy pomiędzy alternatywnymi historiami, a nie tylko detalami w naszej jednej głównej historii. Narzekałem tylko na to, że NIE WIEMY co się dzieje i serio grając samemu bez internetu człowiek nawet nie miałby pojęcia o większości takich rzeczy w tej grze. Nawet teraz grając po 20 latach, masę rzeczy sprawdzałem w necie i bym je normalnie przegapił bez niego. Bo nie, nie grałbym 10 razy wszystko sprawdzając w różnych wariantach, żeby się przekonać. Wtedy tak rozumiano "replayability" i było dość typowe dla każdej gry, no ale wtedy minęło. Świat CC, muzyka itd. tego wszystkiego nie nadrabiają, podtrzymuję zdanie, że to nie jest produkt na miarę Fajnali z tego czasu ani na miarę wybitnego poprzednika.
-
Ja nie mogę, co niektórzy forumowicze mają z tą koniecznością ciągłego podkreślania, że developer jest "leniwy", "brakuje umiejętności" (Monolith brakuje umiejętności technicznych? Aha) bo "wszystko się da" i "ja nie widzę przeszkód", wy jesteście ich prezesami? Janusz Shen, CEO, Monolith Soft? Napisałem, że port (dobry) byłby bardzo trudny, suchy fakt, byłby stosunkowo trudny, tyle. Po 20 godzinach grania, nie byłbym nadal w stanie choćby jednym zdaniem scharakteryzować żadnej postaci w Xenoblade X. Serio jest masa jakichś ludzi i trudno ich nawet od siebie odróżnić. Najważniejsze, że... mi to nie przeszkadza. W Xenoblade 2 poszli bardzo w taką stronę, żeby wszystko miało swoją opowieść, nie ma questów opisanych jedną linijką, tylko zawsze jest sporo gadania, co tam się stało, że musisz te dwa robaczki zebrać na dalekim brzegu jeziora. W Xeno 2 dodali tyle rzeczy, że myślałem: kurczę, czy poprzednie części nie będą "biedne" w porównaniu? Odpowiedź: nie, bo dla mnie to jest w sumie kosmetyka. Grunt rozgrywki to latanie po pięknym świecie i poznawanie zakątków, a to co oni tam gadają jest głównie pretekstem/wskazówką żeby tam pójść. Ich sturktura wiele nie zmienia. W Xenoblade 2 są dużo bardziej barwne postaci, 30 blade'ów i każdy ma swój charakter, no szkoda. Ale "zwykłe" Xeno, ze z-RPG-izowaną siatką relacji między ludźmi, tysiącami achievementów, listą przedmiotów do zebrania itd. o dziwo nadal jest ogólnie podobnie wciągające. Serio na razie największa różnica dla mnie jest taka, że po prostu Switch jest dużo lepszą konsolą do trzymania, ale z drugiej strony Xeno X przypomina, jak powoli poruszały się postaci w "dwójce" i jak rozmyta/kreskówkowa była grafika. Rozgrywka w takiej grze MUSI być przyjemna, bo inaczej nie dało by się grać. Gra opiera się w głównej mierze na bieganiu dokoła do momentu, aż pamiętasz gdzie są wszyscy i wszystko. Gdyby bieganie nie było fajne, nie miałaby sensu. Świat NA RAZIE jest żywy i mam uczucie bycia jego częścią, chociaż z tego co pamiętam, w dalszej części Xeno X mogę już nie mieć tego uczucia. Ogólnie - jestem nastrojony pozytywnie, że Xeno 3, bez blade'ów i znowu z "normalnymi" postaciami, jednak nie będzie wypadać "biednie" w porównaniu do dwójki. Wszystkie trzy dotychczasowe części Xeno są mocno różne od siebie, wiele fajnych rzeczy z jednej gry nie jest obecnych w następnej - i choć jedynka jest dużo dużo lepsza od następnych, to fakt faktem, że jednak wszystkie trzy są wielkim osiągnięciem na swój sposób, są ogromne i wciągające. Werdykt: jednak Monolith geniusze. Są jednak rzeczy, które widzę teraz jako niepokojące bolączki Monolith. Prawie wszyscy krytykowali, ile jest klikania bez sensu po menusach w Xeno X, i w dwójce nadal tego nie uniknęli - jest INNE klikanie po menusach, ale obie gry mają swoje absurdy. Zarządzanie składem ekipy poprzez CHODZENIE DO NICH ZA KAŻDYM RAZEM i liczba klikania żeby ich znaleźć nigdy nie przestaną być chu'jowe, nie wiem jak można to było połączyć z koniecznością ciągłego zmieniania ekipy (cholera, mamy questy typu "musisz odłączyć Irinę od ekipy bo ten quest wymaga max 3 postaci [nie jest zaznaczone na mapie ani żadnej liście, musisz chodzić w miejsce questa i sprawdzać], jak zaczniesz questa to Irina się do ciebie dołącza". Ogólnie wiele rzeczy związanych z mapą, lokalizacjami i rzeczami do zrobienia w Xeno X wymaga kompletnie niewiarygodnej ilości bezsensownego klikania. Podobnym absurdem już zawsze zostanie instrukcja obecna tylko w formie osobnego pliku online, no nie wiem, w to się nie da uwierzyć. Nie w pudełku, nie w grze - instrukcja tylko w internecie, opisująca co te wszystkie słowa i ikonki znaczą (ok, nawet nie wszystkie są w instrukcji, ale duża część). Jaki może być powód tego pomysłu, że tego tekstu nie wrzucili normalnie do jakiegoś menu w grze? Jak oni to uzasadnili w studiu? Nikt tego do dziś nie wie. I co zrobili w następnej grze? Grę, która - jeśli ktoś ominie wszystkie poboczne aktywności i skupi się na głównym wątku - jest w większości planszą tutorialową. Co było decyzją... kontrowersyjną. Na szczęście jest internet, a gry są na tyle popularne, że każde pytanie ma dziś odpowiedź. I każdy może sam zdecydować, co chce wiedzieć i na ile szukać i sprawdzać, a na ile zajrzeć w internet gdzie dokładnie znajduje się żuczek do questa. Długi okres "doszlifowywania" Xeno 3 jednak daje mi nadzieję, że ta gra nie stanie się bardziej znośna dopiero po masie patchów i DLC, jak to było w przypadku Xeno 2... Nie lubię kupić gry na premierę i się poczuć jak frajer po paru miesiącach...
-
Kupiłem Wii U w ekscytacji, że dam grze szansę tak jak Xenoblade 2, z którym spędziłem ponad 200 godzin. Ogólne uwagi: - z tą grą będzie ciężko spędzić 200 godzin przed premierą "trójki", jednak ja chyba nigdy nie spędzę 200 godzin z grą, której nie mogę ogrywać w podróży - Wii U to BARDZO zła konsola. Jej porażka jest kompletnie zasłużona i to niewiarygodne, że Nintendo zrobiło tak zły produkt pod tyloma względami. Dzisiaj to jeszcze większa pokraka, niż się wydawało - konsola tak nowa, że potrzebuje internetu i ma masę pierdół, ale tak stara, że to wszystko chodzi beznadziejnie - lista wad WIi U jest nieskończona. Gamepad jest okropny do normalnego grania w normalne gry, w porównaniu do pada a nawet CAŁEGO SWITCHA, a jednak wymagany do grania w Xeno X (chociaż i tak chyba lepiej jest grać na Pro i trzymać gamepad obok na kanapie). Nie pamiętam czy ma wibracje (w Xeno?), ale dobrze że jest stylus, 15 czujników chujwieczego, wypustki które po 10 latach nadal nie wiem po co są, itd. To góvno wymaga takiego wyciągania rąk i wykręcania bazy dłoni, jakby ktoś miał zaraz za nie zapłacić 600 euro Gabe'owi. Wciśnięcie szybko B? Nikt nie mówił że granie ma być przyjemne. Wciśnięcie Start? Wal się na ryj. Sterowanie jest ciulowe, gamepad jest niewygodny i jego funkcje są totalnie tego niewarte. Trzeba go co chwila ładować, specjalnym kablem do prądu z ogromnym zasilaczem. Można podłączyć słuchawki do pada, ale grają tylko dźwięk z gamepada i nie wiadomo dlaczego, skoro większość gier i tak pozwala ten dźwięk przerzucić, ale tylko razem z obrazem. Menusy i internet działąją KOSZMARNIE powoli i z koszmarnym lagiem. Ściągnięcie DLC to długi proces. Konsola nieraz mi się zawiesiła w trakcie gry, co zmusiło mnie do włączania CAŁEGO godzinnego ściągania DLC jeszcze raz bo błąd danych. Ogólnie problemy z wybudzaniem są nagminne, czasami trzeba spędzić wiele minut by normalnie włączyć grę (porównanie na Switchu: zawsze 0 sekund by wrócić do gry w dowolnym momencie tam gdzie byłem). Gamepad tylko do mapy, nie można nawet na nim klikać dialogów ani nic... Nie mogę no... Nie mam już siły dalej wymieniać, wszystko jest słabe. Jedyna zaleta Wii U to że dało nam tak fenomenalną i perfekcyjną konsolę jak Switch, który robi dobrze prawie wszystko to, co wkurza w Wii U (włącznie z tym, że Wii U warto dziś mieć dla tej jednej gry, a Switcha warto mieć dla dosłownie tysięcy gier). - testy na wciskanko B są absurdalnie szybkie w porównaniu do dwójki, wtf, ćwierć sekundy na reakcję - gra bardzo kiepsko tłumaczy te wszystkie zawiłości, ale gdy się gra tak jak ja, nie na szybciora, to w sumie nie ma znaczenia. Podobnie jak w Xeno 2 - rozumieć można, ale nie trzeba, bo nawalanie randomowo w walce oraz ignorowanie 90% menusów pozwala grać prawie tak samo, a wszystkie te zawiłości z czasem się powoli rozjaśniają gdy się napie'rdala te tysiące questów - gra wygląda zarąbiście. Nie ma się co dziwić jak twórcy mówili, że trudno by im było to sportować na Switcha, bo wycisnęli z Wii U co się dało. - ogólnie z wykonania ta gra zachwyca, niesamowite że oni zrobili taki świat na Wii U w kilka lat, gdy Xenoblade jednak nadal był stosunkowo niszową grą i odniósł kompletnie nieoczekiwany sukces (wlaściwie sukcesem pierwszego Xenoblade'a było to że w ogóle wyszedł poza Japonią) - tymczasem świat jest zachwycający, grafika dobra, muzyka robi wrażenie (na pewno ma więcej charakteru niż w Xeno 2) - no i postaci zasuwają po tym świecie, nie jak w Xeno 2! Wszystko rusza się szybciej, zwłaszcza my. Skok jest tak daleki, że początkowo można instynktownie omijać wzrokiem miejsca, do których na luzie się doskakuje i tak naprawdę są dostępne - na ekranie czasami jest dużo postaci, znacznie więcej niż w Xeno 2. Ogólnie to trochę dziwny przeskok, gra w ogóle nie traci płynności, nie ma masowego rozmycia potworów będących dalej niż kilka kroków przed nami, aż tak dużo się dorysowuje cały czas. Normalnie... jakbyśmy naprawdę sami chodzili po tej krainie pełnej potworów! Jeśli Xeno 3 ma naprawdę mieć najwięcej postaci na ekranie w historii serii, to mam podjarę - i fajnie, że większość z nich ma na nas wyje'bane. Ale nawet jeśli nie mają i nas zabije potwór 30 levelów za mocny, to wracamy natychmiast. To wiele znaczy. Konsole Nintendo dopiero teraz nadrabiają koncept naprawdę natychmiastowego powrotu po śmierci, ale zazwyczaj nadal im brakuje trochę do tego stanu - fajne uczucie, że na samym początku że gra pozwala od razu grać i nie ma aż tak dużo scenek co dwa kroki, w pierwszej godzinie jest więcej xenomięska, czyli więcej zarąbistego biegania po świecie, niż w bodaj pierwszych 5-10 godzinach dwójki. Oczywiście, bardzo szybko Xeno X to mocno nadrabia, gdy tylko wejdziemy do miasta i scenki o chujwieczym się nie kończą... (Ja nie mogę, np. ta liczba bełkotu w jednej scence jak tłumaczyli 8 frakcji to coś niesamowitego) - różnica klimatu z dwójką jest naprawdę zabawna. W Xeno 2 pierwsza napotkana postać to Ripapipa, Noppon mówiący "ja hodowanko rzodkiewki! Jupi rzodzkiewki dużo lubić jeść!", w Xeno X pierwsza napotkana postać nazywa się Joe Evans i jest generalnie człowiekiem co sobie żyje - prawie tęskniłem za tymi dziwacznymi twarzami jak z horroru hehe. W Xeno Jedynce na Switcha zmienili postaciom twarze na bardziej akceptowalny na Zachodzie styl mangowy, ale to był charakter serii - zaznaczmy że gra chodzi z płytki i praktycznie nie ma loadingów, na Wii U. Monolith jest za dobry. Opóźnienia mają głównie rzeczy związane z architekturą tej beznadziejnej konsoli; internet, zapisywanie gry itp. - dobrze że jest tyle ustawień kamery, bo domyślne są dziwaczne - przy każdym włączeniu gry trzeba przeklikać komunikaty o tym że Miiverse nie działa i nie ma online xD - ręka mnie boli Ogólnie różnica konsoli wiele zmienia. W Xeno 2 cyknąłem ponad 200 godzin, ale też to ma wiele związku z tym że jest na Switchu. Tutaj chyba będzie ciężko to ciągnąć, nawet jeśli gra mnie przekona. Zobaczymy. Na razie bolą mnie plecy i ręce.
-
Kurde znowu masakra w trzeciej, gorsza ceglarnia niż Miami wczoraj. Milwaukee oczywiście korzysta z możliwości "fizycznej playoffowej gry", może być ciężko. Jednak Giannis i Jrue to jedni z najlepszych defensorów w NBA, jak trzeba.
-
"Growo-filmowe doświadczenie" do Square-Enix, od twórców FF XV, jest o wiele ciekawsze niż nowy singlowy Fajnal od twórców FF XIV? No, coś nie tak z marketingiem.
- 2 174 odpowiedzi
-
- 1
-
- play station 5
- jrpg
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ludzie się jarają, jak bardzo Embiid pomógł Sixers, a Dallas kto pomógł? Oba mecze jak z innej paki. No ale na razie mój dream-typ że Miami będzie robić kółka wokół Embiida trochę nie wypalił, nie wiem kiedy ostatnio ktokolwiek w NBA zdobył 79 punktów w meczu mdr. Dobrze że chociaż Celtics na razie nie pękają na wyjazdach, ta sama mocna ekipa w każdym meczu. Dobrze jednak że Smart wrócił, bo jeśli w całym meczu wystawiasz 7 zawodników i jeden z nich to Pritchard to nigdy nie brzmi tak dobrze.
-
Szczerze to jeszcze nie jestem, po ogłoszeniu premiery Xeno 3 na wrzesień wolałbym nie mieć tego ciśnienia naraz. No i chciałbym w sumie jeszcze jednak przejść piętnastkę, ot dla kompletności, bo o tym żeby ogarnąć całe XIV przed emeryturą to już nawet nie marzę... Ten koment że muszą zmienić strategię promocyjną to też ważna rzecz. Dobrze że to rozumieją chociaż mdr. Square-Enix w ostatnim czasie nawet jak wydaje kapitalne gry, to jakoś nie ma wielkiego hype'u i sprzedają się one nie najlepiej, strasznie ciency są w marketingu.
- 2 174 odpowiedzi
-
- play station 5
- jrpg
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
To ciśnienie fanów gierek na newsy hehe. Koleś sam napisał "gra praktycznie skończona", po czym sam odpisuje w komentarzu "dosłownie to Yoshida powiedział: gra bardzo ładnie się składa do kupy, ale chciałbym, by zespół jeszcze spędził trochę czasu dopracowując ją". Co może znaczyć wszystko, Hollow Knight 2 to chyba od 15 lat jest w fazie doszlifowywania.
- 2 174 odpowiedzi
-
- play station 5
- jrpg
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nawet nie zakładałem, że ma szanse wrócić dzisiaj, bo były newsy, że nie ma (Sixers podali w protokole, że jest "out", co zazwyczaj jest dość definitywne). Teraz jednak widzę, że jednak się rozgrzewa i spróbuje zagrać. Brzmi to mocnym wymuszaniem, żeby zagrać, co często nie najlepiej się kończy. Ale czysto pod względem wyniku, oczywiście może to uczynić serię znacznie ciekawszą...
-
Sekiro było dla mnie tysiąc razy łatwiejsze niż Soulsy. Ujmijmy to tak - wszystko możesz zrobić. Masz tę samą postać, co każdy inny w tym momencie. Nie ma niczego, czego ci brakuje (no ok, masz parę skillsów które teoretycznie są opcjonalne, a naprawdę kluczowe, ale chyba gra sama mówi że LEPIEJ masz je wykupić i każdy to zrobi, głównie ta kontra na dźganko bez której gra jest pewnie sto razy trudniejsza). Ujmijmy to tak - jeśli obejrzysz 10-minutowe wideo "jak rozwalić bossa X w Sekiro", to to naprawdę powie ci wszystko jak rozwalić danego bossa. Jednocześnie piękne jest to, że RÓWNIEŻ gra daje sporą wolność. Można opanować wszystkie ataki bossa i go rozwalić w minutę, ale można też unikać wszystkich ataków (co jest łatwe, nie ma staminy jak w Soulsach), poza jednym, który akurat łatwo ci się kontruje, i go rozwalić w pół godziny. Dla mnie to było piękne z tymi trudniejszymi walkami, że mogłem znaleźć taką swoją drogę, co mi nie idzie, a co się łatwo kontruje, i kiedy odpalają każdy atak. Balans tej gry jest IMO wspaniały - praktycznie zawsze unik jest łatwiejszy od parowania, i zawsze daje mniejszy postęp w walce, ale też zawsze daje jakiś postęp, zawsze możesz po nim zaatakować. Zatrzymanie ataku własnym atakiem zawsze daje najwięcej i najszybciej, ale jest najtrudniejsze. Rezurekcja daje też dużo większe możliwości zarządzania ryzykiem, co daje bardziej emocjonujące ORAZ mniej chamskie walki. Podobnie jak fakt, że jeśli nie omijaliśmy ulepszeń, to nikt nie ma żadnego ataku, który nas zabije z pełnego HP (poza może naprawdę wolnymi atakami które są tylko po to, by karać za naprawdę przesadzone próby kozakowania). Są dodatkowe techniki, jak używanie gadżetów, skillsów, może przedmiotów, ale to nie są Soulsy, tutaj one mają marginalne znaczenie. W żadnej walce nie są jakoś bardzo przydatne (hm, może poza przeciwnikami "widmowymi"). Głównie wcisnąć parowanie jak dotyka cię atak przeciwnika, albo unik w niemal dowolną stronę z drogi od ciosu. Ta kontra dźgania z Sekiro do dzisiaj przywołuje uśmiech na mej twarzy, przepiękny mechanizm. Taki... łatwy. Wciskasz B jak dotyka cię włócznia i przeciwnik dostaje srogą karę, a jeszcze można wbić zawsze 1-2 ciosy. Wygląda też coolersko. Dalej nie wierzę, że From Software nam dało takie gamingowe cudeńko.
- 3 919 odpowiedzi
-
- 2
-
- sekiro
- shadows die twice
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Te mecze GSW-Warriors są legendarne. Co tu mówić. Trochę aż szkoda, że jeden faul nieco zdominował dyskusję, bo kurna co tam się działo w obu meczach i jak... Mniej więcej tego oczekiwałem. Grizzlies liczą na to, że to będzie tak wyglądać, żeby mieli szanse. Znowu tolerancja sędziów dla "fizycznych playoffów" wiele znaczy i mam wrażenie, że na wyjeździe chyba nie będą w stanie się postawić Warriors grając w ten sposób... Dzisiaj dwie serie na 2-0, które wydają się niemal skończone. Ktoś wierzy w Sixers, w Dallas? Niewielu wierzyło jeszcze przed tymi 2-0, a obie ekipy przegrały gładziutko. Podstawowe piątki obu ekip zostały zdemolowane w obronie przez rywali wyglądających teraz bardzo mocno. Jeśli chodzi o Miami, to mam nawet wrażenie, że ich druga piątka by ich pykała (okej, może jakby tylko nie wstawiać Dedmona za Bama). Phoenix i Heat dominują fizycznie, dominują na deskach, nie dają przeciwnikom miejsca i czasu rozegrać kilku podań. Ale może i to trochę się zmieni wraz ze zmianą gruntu? Na razie ta para par wygląda na dni, które można przespać. Nie to co jutro...
-
Te dwie walki (w sensie dwie ostatnie) były dla mnie trudne, ale w przyjemyny sposób. Są trudne, no bo i Sowa Ojciec, i Isshin mają bardzo dużo staminy i życia i bardzo mocne ataki. Trick jest taki, że żaden z ich ataków sam w sobie nie jest jakoś specjalnie trudny. Dzięki temu można w pełni rozwinąć maestrię Sekiro i się poczuć jak wymiatacz. Kilka wieczorów uczyłem się ich wszystkich ataków, aż stały się dość banalne, i nawet zanim się zaczęły to już ze swojej pozycji czułem, jaki będzie ich następny atak. Jak ekspert miecza parowałem, odbijałem, następowałem na ich dźgania. Duże błędy kosztowały mnie dużo, mniejsze można było skorygować ucieczką, tchórzostwo spowalniało walkę, zaś prawdziwa maestria każdego ruchu sprawiała, że byłem w stanie bardzo szybko skończyć walkę (szalenie eskcytujące jest to, że jak ktoś ma jaja, to prawie każdego bossa w Sekiro, nawet Ojca Sowę, można przyprzeć do muru i atakować z takim wyczuciem, że sam atak przerywa jego atak, a to pozwala rozpie'rdolić go szokująco szybko i... w pewnym sensie łatwo, ale kara za utratę wyczucia w dowolnej sekundzie jest wtedy zazwyczaj ogromna). Te walki i ich zaje'bistość to jeden z powodów, dla których jednak ciężko mi było wrócić do ociężałej, niezbalansowanej soulsowości Elden Ring. W Sekiro po prostu... kurde, jak wciskałem parowanie w momencie uderzenia, to parowałem, zawsze. Byłem w stanie przez długi czas walczyć z bossem bez jednego błędu. (Isshina rozwaliłem w niesamowicie ekscytującu sposób: miałem końcówkę HP, on też i... spadłem z krawędzi. W Soulsach - game over, powtarzaj pół godziny. Tutaj wróciło mnie na krawędź i tak się zastanawiam, gdzie ten koleś teraz jest w tej trawie i czy mnie zaraz z dupy zetnie, czy nie. Cudem odratowałem te jego przerażająco wyglądające wielkie zamachy i nadziałem sukinsyna mając końcówkę HP, co za uczucie hehe. Uwielbiam to uczucie w Sekiro jak wielki wróg zamachu'je się potężną włócznią, a ty tylko robisz kontrę i delektujesz się widokiem szoku na jego twarzy i widocznie spadającą staminą)
- 3 919 odpowiedzi
-
- sekiro
- shadows die twice
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami: