-
Postów
23 366 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Ja chyba żartowałem, a tu ludzie naprawdę typują Atlante czy Denver. Nie wiem czy się napalać na takie cuda. Ale na pewno dawno nie było takiej pierwszej rundy, że większość ekip jest taki blisko poziomem. Ten run bez Moranta był piękny, czyste Memphis, rzucać nie jest umieją ale zabiorą ci piłkę i wycisną stratę z każdej akcji tak że będą mieli dwa razy więcej akcji niż ty w meczu, i to jeszcze takich że tylko dwóch przeciwników jest na swojej połowie.
-
Niezbyt nam pomysły na konkretne typy, chociaż w sumie je i tak napisałem dla jaj. Jakby co to Atlanta in 6, Nuggets in 7 i, eee... Dallas in 6. Posts nie edytuje bo nie mam takiej możliwości.
-
Dla mnie specyficzna zabawa, bo już zaczyna się jak co roku - gdybanie. Zach Lowe zapowiada serię i mówi "jak Doncić zagra 3 mecze, to stawiam na Utah, jak 5 meczów to stawiam 4-3 dla Utah, a jak będzie w pełni formy na game 2 to stawiam na Dallas...". Kontuzje chyba jak zawsze zadecydują o prawie wszystkim, i będzie gdybanie zamiast pewności. Tak jak Cleveland będzie zawsze mówić "a jakby nie kontuzja Allena". Kurczę, zawodnicy i trener Clippers byli dziś dumni po porażce, więcej niż o meczu mówili o tym, że nie grali Kawh i Paul George. Miami-Atlanta - kurde trochę kusi postawić na Atlantę. Różnica 1-8 rzadko jest tak mała. Boston-Nets - też łatwo mogę sobie wyobrazić niespodziankę, ale jednak na tyle chcę porażki Nets, że muszę patriotycznie dać ze 4-1 Bucks-Bulls - wierzyłem w Bulls z duetem Lonzo-Caruso. Bez niego obrona jest po prostu za cienka, żeby nie czuć lekkiego zapaszku sweepa. Bulls od czasu All-Star mają DWUDZIESTY ÓSMY bilans punktowy w całej lidze. Nikt inny z tych 16 ekip nie jest w nawet porównywalnie słabej formie. Sixers-Toronto - fascynujące starcie, bo Sixers są bardzo dobrzy w podstawowym ustawieniu, ale Doc Rivers nie słynie z dobrego dostosowywania w trakcie serii. A Raptors nieco odwrotnie, głębia. Brak Thybulla znaczy wiele, koleś był fenomenalny ostatnio, on może być serio najlepszym defensorem w historii NBA tylko nie wiemy bo gra po 20 minut. Więc niech będzie typ 4-3, mecze z Thybullem wygrane, bez przegrane. Suns-Pelicans - chciałbym wygranej Herberta Jonesa, ale bez reszty tej ekipy. 5-0 dla Suns. Grizzlies-Minnesota - no tutaj to wszystko sobie mogę wyobrazić. Ale Grizzlies są bardziej gotowi na wszystko. Ktokolwiek nie gra z pierwszej albo drugiej piątki, Grizzlies dominują fizycznie, zabierają ci piłkę spod nosa i nie odpuszczają. Wolves mają dużo lepszą pierwszą piątkę, ale gorsze wszystko inne. Nie wiedząc, co się zdarzy, trzeba dać większe szanse Grizzlies, ale bez pewności. Liczę na 4-1 jeśli Towns znowu będzie ceglił. Warriors-Nuggets - Ludzie przeceniający hurraoptymistycznie Warriors w internecie w głupi sposób sprawiają, że trzymam tu kciuki za Denver. Tak, to jest tak naciągane, że nawet przestałem być psychofanem Warriors z tego powodu. A że to tylko internet, to mogę nawet postawić na wygraną MVP, choć jeśli Curry będzie w formie, to pewnie nie mają szans. Dallas-Utah - Conley i całe Utah wyglądało ostatnio nieco lepiej, a Dallas nieco odpuściło z tej niesamowitej intensywności defensywnej, jaką miało przez część sezonu. Jednego jednak nie stracili - wyciskania maksa z meczu i wygrywania. Szkoda mi Utah, bo w razie porażki będą znowu objeżdżani, ale jednak Dallas wygląda mi nadal na solidniejszą ekipę od stóp do głów.
-
Na Switcha pojawił się 13 Sentinels: Aegis Rim! Jeden z głównych powodów, by kiedykolwiek mieć PS4, nareszcie na platformie, na której zawsze chciałem. Byłem wręcz wściekły, że nie mogłem tej fenomenalnie wciągającej historii zabrać ze sobą, a teraz można. I podobno nawet nie tnie tak bardzo jak na PS4! Na Switcha są teraz dostępne chyba wszystkie najlepsze gry wszech czasów. Wydano Nobody Saves the World. Całkiem fajna gierka w której sobie latasz i zbierasz rzeczy w świecie, zmieniasz postaci, nabijasz ciągle masę leveli. Jak dla mnie dość bezmózgie, substancji raczej jeszcze mniej niż w Severed i Guacamelee (nawet na Xboksie czasami grałem oglądając jednocześnie film mdr), ale jakość i tempo bardo przyjemne, i nabijanie leveli wciągające (kurczę, pierwsze 50 leveli nabiłem w czasie, gdy większość gier nadal tłumaczy ile lat ma córka bohatera). Tormented Souls - gra która ma całkiem spory fandom tu na forum. Czemu, to ich pytajcie, ale niejeden tu mówi, że geniusz, zagadki wymagające IQ może jeszcze wyższego niż walki w Xeno 2, nowy SIlent Hill itd. Według recenzji, gra wygląda i działa dobrze na Switchu, a ponadto dodano przycisk otwierający mapę. Gotta Protectors: Cart of Darkness! Tak, po cichu wydano następcę jednej z uroczych przeoczonych gierek na 3DS-a. Teraz jest czas na takie giereczki. Wykonanie jest bardzo retro, ale idzie się przyzwyczaić (np. ściszając dźwięk...) i okazuje się, że Gotta Protectors to całkiem fajna mieszanka nawalanka i strategicznego budowania swojej bazy. Tymczasem sequel na Switcha zbiera również bardzo dobre opinie, choć podobno jest bardziej nastawiony na co-opa. Osobiście jeszcze nie grałem, ale będę.
-
Nawet nie wiedziałem, że cena się tak różni w zależności od kraju zamówienia. W Holandii zamawiasz dzisiaj z francuskiego Amazona i płacisz 310 euro (z czekaniem kilka tygodni), w Polsce klikasz ten sam link i pokazuje tylko co najmniej 350 euro z czekaniem, i co najmniej 390 euro bez czekania. No, nie dziwię się że ktoś wyczuł tu biznes.
- 129 odpowiedzi
-
Dopiero teraz przeczytałem, że Paradise Killer ma teraz cały zestaw nowych kawałków. Kurde, co za czasy, by doświadczyć jednej z najlepszych gier wszech czasów (albo 2020 roku). About That... Paradise Killer B-Sides | Barry "Epoch" Topping | Kaizen Game Works (bandcamp.com) Może to nie takie jak oryginalne, ale nadal miły bonus. Podobno jest nawet ray tracing, który nie wiem co robi w takiej grze! Może pogarsza sprawę! Co za czasy. Kurczę, to jest uczucie, doświadczyć świata Paradise Killer po raz pierwszy.
-
Opis źródłowy w sensie że to jest opisane. Link do oryginalnego opisu. Bo tylko napisałeś "jakiś koleś wymyślił fixa". Ciekawość oczywiście wzbudzona.
-
Ale jakiś opis źródłowy konkretnie gdzie to jest opisane?
-
W tym roku chyba znowu będzie ceremonia nagród NBA. Dla mnie bez sensu. Te nagrody ludzi obchodzą TERAZ. Po playoffach, gdy pewnie wszyscy zwycięzcy będą leczyli rany odpadnięcia - to praktycznie najgorszy moment, by celebrować nagrody za sezon regularny. Kompletna anty-kulminacja tematu o którym niektórzy klepią cały rok... Mogliby zrobić jakąś przerwę po sezonie, przed playoffami, które tak są hype'owane cały rok. Tymczasem przerwy... dosłownie nie ma. W piątek poznamy ostatnich uczestników playoffów, a już w sobotę 4 mecze pierwszej rundy. Kurde, już w sobotę! A w tym roku naprawdę jestem ciekaw niemal każdej serii. W NBA rzadko faworyt przegrywa, ale... w tym roku nie ma wielu faworytów. Popatrzmy np. na parę Memphis-Wolves. Niby 2. miejsce kontra 7. miejsce, a obie ekipy nie są przedzielone jakąś przepaścią. W swoich dobrych momentach, Wolves są praktycznie tak samo dobrzy, jak Grizzlies w swoich średnich momentach. Ich pierwsza piątka jest idealnie dopasowana i bardzo mocna (kto ma lepszą? Może Boston, może Philly, może Dallas), a Anthony Edwards trochę pachnie jak tegoroczny Ja Morant, czyli koleś, który wskoczy na wyższy poziom reputacji dzięki wybijającym się występom w playoffach. Nie wiem, czy tak będzie, ale nie zdziwiłbym się. Edwards może mieć to coś, co oddziela te kilka największych gwiazd od reszty, ale w wieku 20 lat trudno jeszcze powiedzieć. Wschód jest tak blisko, że Cleveland chyba nie wejdzie do playoffów... A przecież nie tak dawno pisałem, że mogą zająć 1. miejsce w konferencji. Seria Boston-Brooklyn wydaje się poje'banie mocna, Nets potrafią grać tak że wydaje się to niesprawiedliwe na nich trafić w pierwszej rundzie lol.
-
Przyznam, że zacząłem grać z jednego powodu. Główna bohaterka jest niesamowicie atrakcyjna. Jest lekko azjatycka i ma wielkie okulary. I słucha muzyki, której w rzeczywistości absolutnie żadna taka kobieta w 2022 roku nie słucha. Widać, że w animację postaci, twarze, dialogi itp. poszło niesamowicie dużo pracy studia. Aż człowiek się zastanawia, na którym etapie nie lepiej będzie po prostu nakręcić te sceny jako film z aktorami. Reszta w sumie meh, głównie śmieszna. Z tych "mocy" wyglądających tak, że jak bohaterka widzi kolesia ze wściekłą twarzą, który na kogoś zamachuje pięścią, to odczuwa "o, odczuwam w nim gniew", to czasem nieźle prychłem. Wielkich emocji jak na ironię nie ma tu za wiele, nawet w porównaniu do poprzedników True Colors to relaksik na zadu'piu, nie za wiele zagrożeń czy faktycznie trudnych wyborów. Może to dobrze, rozwija się subgatunek gier mumblecore stawiających na normalność normalsów (bardzo dobrze wyglądających).
-
Ja nawet chwalę tę grę tutaj, ale kurde, te teksty o "głębi" i że "większość nie jest w stanie tego zrozumieć" mnie nadal dość rozwalają. Nie może być po prostu gra którą lubisz, musi też świadczyć o twojej wyższości, być niedostępna dla gupiego plebsu. Ten system to szerokość, szerokość, szerokość, natomiast niemal zero głębi. To niesamowite cancelowanie, no kurde. Gra mówi w jednym tutorialu "wciśnij następny atak w momencie jak auto-attack uderza w przeciwnika, wtedy od razu się zrobi". I tyle. Przez całą grę to samo do końca, wciskasz atak w tym momencie i się robi od razu. No fajne, że jest co robić z palcami zamiast tylko oglądania, ale głębi? Głębi w tym prawie żadnej. (To że część osób przeklikała ten komunikat, to inna sprawa. Ja nie przeklikałem, przeczytałem go raz, całą grę wciskałem ten przycisk na czas. I też jeśli jeden z TRZECH ataków które ma postać miał napisane cały czas na ekranie przez 200 godzin "mocniej wali z boku", to wiedziałem, że mocniej wali z boku, co nie zmieniało losów żadnej walki, ale ok, czyniło ją troszeczkę szybszą. Wow, inteligentna sprawa, The Witness się chowa). Nic w tym złego, MMORPG-i zazwyczaj stawiają na ilość, a nie głębię, i to nie jest jakoś dziwne. Nikt nie wymaga od Animal Crossing czy Final Fantasy XIV, by były jak partia szachów z Kasparowem, bo to niszczyłoby fun. Toczyłem przez te ponad 200 godzin jakiś milion walk i każda generalnie wyglądała tak samo - co pasuje do założeń gry, bo gdyby te walki faktycznie miały jakąś głębię, to przy tej ilości byłoby nieznośnie męczące. Nie da się zrobić gry typu "farm 100 kryształków" żeby była głęboka, i dobrze. To też mocno jest związane z nie-liniową, nie-otwartą strukturą gry, którą omawiałem. W praktyce, dla osób faktycznie wgłębiających się w grę, mało która walka w ogóle jest kompetetywna. To po prostu jest gra o zwiedzaniu społecznego świata przez małe historie, a nie o walczeniu. Prawie wszystko ma albo dużo niższy, albo dużo wyższy level. Myślenie nad ustawieniem na daną walkę byłoby bez sensu, bo więcej da po prostu zdobycie dwóch leveli więcej, niż jakiekolwiek dodatki. Teoretycznie ci "superbossowie" na 120 levelu mogliby stanowić taktyczne wyzwanie... ale nie stanowią, można ich pokonać prawie wszystkich tymi samymi sposobami, które nie wymagają korzystania z nawet 1% pierdół w grze. W patchu dodano opcje regulacji trudności, ale nie jestem zachęcony z nich korzystać, bo wydają się sztuczne i nie mają nic wspólnego z treścią. Teoretycznie mógłbym np. podwyższyć zadawane obrażenia, aż walka zrobi się ciekawa, ale to jest kompletnie poza celem gry. Tutaj znów mogę tylko wspomnieć o geniuszu NEO WEWY w tym porównaniu. Gdyby np. była opcja podwyższenia ryzyka w trakcie walk, by je przyspieszyć (DUŻO przyspieszyć, w przypadku Xeno 2). Albo podwyższenia ryzyka, ale w zamian dostajesz więcej legendary crystali -to by było świetne. Xeno 2 to jednak gra spacerowa, która wymaga głównie klepania. Dobry przykład to np. finishery blade combosów. Teoretycznie mają jakiś efekt. Gdy człowiek widzi tutorial o tym, to myśli sobie: "wow, ale będzie myślenia nad tym". W praktyce, przez 200 godzin właściwie nic to nie znaczy. Po pierwsze, w 99,9% walk naprawdę nic to nie zmienia, że zrobiłeś sobie affinity down seal. Po drugie, jeśli już faktycznie chcemy z tego skorzystać w paru przypadkach gdzie niby coś tam minimalnie daje, to jest przecież skrajnie prostą instrukcją. Masz zrobić np. fire-light-fire, i tyle. Jest tylko jedna metoda to zrobić, mało interaktywna. To bardziej ogranicza w konstrukcji składu, niż cokolwiek otwiera. Zwłaszcza w połączeniu z innymi ograniczeniami - np. wspomniany fakt, że driver combosy są przewalenie mocne, ale przecież tylko kilka broni na postać pozwala je w ogóle robić, więc dla każdej postaci jest tylko kilka naprawdę sensownych blade'ów... O ile w ogóle tyle ich zebrałeś... Bo jak nie, to możesz równie dobrze używać jednego, który ma 3 ataki, i tak przez całą grę... Jak często w MMORPG-ach (albo innych grach opartych na ilość, czyli np. karcianki "na żywo" i komputerowe, choć w nich jest "meta" i różni przeciwnicy, w Xeno 2 właściwie każda walka wymaga tego samego), widać od razu, że istnieje kilka sensownych tzw. buildów i wychodzenie poza nie właściwie nic nigdy nie daje poza tym, że będziesz walczył słabiej.
-
Głównie żeby było szybciej. Jeśli jesteś w stanie przeżyć walkę, to niewiele możesz zrobić żeby mieć wpływ na wynik, ale można przyspieszyć pewne rzeczy. Jeśli nie grałeś to powiem tyle, te rzeczy które opisał Jaczes jako niesamowite są... niesamowicie proste i oczywiste? Np. cancelowanie. No fajny bajer. Wciskasz przycisk w danym momencie. Dzięki temu atak jest nieco szybciej i lepszy. Niesamowity mechanizm znany od czasów Super Mario RPG. No wciskamy te przyciski w danym momencie i cancelujemy. Żadnej niesamowitej głębi w tym nie ma. Masz wybór cancelować i jest lepiej, albo nie cancelować i jest gorzej, nie ma żadnego powodu żeby tego nie robić. Ustawienie... no niektóre ataki mają napisane "mocniej wali z boku", to stoisz z boku i walisz i atak jest trochę mocniejszy, potem czekasz aż się znowu załaduje i też jak stoisz z boku to będzie mocniejszy, i tak sobie walczysz z każdym przeciwnikiem w grze tak samo, najlepszy system w historii jRPG, najgłębszy, niesamowita głębia której brakowało w jedynce lol.
-
Są NAWIĄZANIA, a nawet można powiedzieć że obie historie ostatecznie są w zaskakująco mocnym dialogu z sobą i pozwalają docenić obie bardziej. Ale jak ktoś pyta "czy jest sens bez grania najpierw w Chrono Triggera" to dla mnie nie ma o czym mówić, gra w swoim sednie jest zupełnie czym innym. 99% nawiązań jest trudna do dostrzeżenia dla przeciętnej osoby nawet jeśli ledwo co przeszła Triggera. Ja np. dalej nie rozumiem masy rzeczy w Chrono Crossie, IMO to nie jest gra z której da się coś zczaić bez starania się. I w gameplayu i w historii. Trochę to podobne do serii Xeno w pewnym sensie. Po części to zaleta. Inna sprawa, że odpowiedź w sumie brzmi: nie, nie ma sensu grać bez znajomości Chrono Triggera, bo w ogóle nie ma sensu żyć bez znajomości Chrono Triggera, no ale to inna sprawa.
-
Tak jak zawsze, rok jarania się co to będzie, a masa kontuzji nieco psuje show. Dziś Cleveland-Nets. Niedawno byłaby podjara. Dziś Cavs nie są w formie, brak Allena i nie tylko. Ogólnie w ostatnich miesiącach słabo no. Nikt nie daje im szans w starciu z Durantem. Clippers-Wolves chyba jednak hicior o 3 w nocy. Obie ekipy obecnie są bardzo dobre i nie wydają się łatwym łupem dla nikogo w playoffach. Myślę, że najwięcej uwagi musi zbierać Karl Anthony-Towns. Towns bez wątpienia jest zawodnikiem o fenomenalnym repertuarze zagrań do zdobywania punktów - może żaden center/big man w historii koszykówki nie miał tak bogatego zestawu, bo koleś umie zdobywać punkty w każdy sposób na każdym. Towns ma wielu wielbicieli głosujących na niego w All-NBA. ALE... nie da się ukryć, że brak sukcesu nieco zgrzyta, nie tylko mi. Koleś ma 26 lat i nadal zagrał tylko jedną serię w playoffach, w której Houston nie dało im szans, a sam Towns nawet nie zdobywał punktów. Teraz Wolves grają solidną defensywę, znajdując dobry system, by ukryć wady Townsa, który dość dobrze wypada latając po parkiecie jak jeździec bez głowy. Ich cała piątka idealnie się uzupełnia, o dziwo, głównie dlatego że D'Angelo Russell okazał się szokująco herosem łatania dziur i defensywy. ALE... Tutaj dopiero zaczyna się przygoda Wolves ze zrobieniem jakiegoś wyniku. Nadal mogą to kompletnie zwalić, jak to Wolves! Ale ich pierwsza piątka wygląda cały sezon naprawdę mocno. Jedna z ekip na które czekam najbardziej.
-
Ten cały system jest oparty na zasadzie kuli śnieżnej. Niestety przez pierwsze kilkanaście/-dziesiąt godzin nie mamy kuli śnieżnej. No ciężko mi się z tym żyło, zaczynasz walkę, oglądasz jak chłop bierze zamach... ciach... ciach... Serio wiele mi pomogło odkrycie, że jak będę robił jeden krok po ciosie, to podstawowy combos głównego bohatera się resetuje i wtedy następny cios następuje nieco szybciej, a to zbliża mnie do możliwości użycia jakiejś techniki i żeby wreszcie COŚ się wydarzyło w tej walce. Oczywiście z czasem zyskujemy umiejętności pozwalające coś robić od początku walki. No fajnie, mogę sobie pójść zrobić herbatę. Ludzie to mówili o wielu grach od czasów FF XII, ale w Xenoblade 2 serio w większości walk można zostawić konsolę samą, robienie czegokolwiek zazwyczaj może przyspieszyć nieco walkę, ale jeśli twój team ma przeżyć, to pewnie przeżyje sam. IMO kiepski balans. Walka, której nie mam szans przegrać, nie powinna tyle trwać. Oczywiście można się ustawić bardziej ofensywnie, ale zawsze jest pewien limit. Są walki, w których przeciwnik po prostu mnie nie będzie trafiał i mnie nigdy nie zabije, a nadal trwają dość długo. Moje "ulubione" momenty to oczywiście: - jak walczysz z potworem i wypada z niego masa rzeczy, ale walka trwa. No a te przedmioty znikają, a nasz bohater w trakcie walki porusza się jakby miał na sobie metalowe buciki. Człapiesz desperacko... Bardzo ciężkie wyzwanie. - jak walczysz blisko krawędzi z kimś, kto ma knockback. Z racji na wspomnianą muchosmołowatość, czasami bardzo trudno jest uniknąć ciosu, który nas zbije w przepaść. I lecisz... I pół godziny walki zmarnowane, bo cię zwalił z krawędzi. W sumie lepiej chyba stać daleko i pozwolić kompanom go rozwalić, bo oni jak spadną - także jak ktoś ci ginie i zaczyna się błędne koło. Po odrodzeniu postaci, wszystkie techniki ładują się od zera. Duże uczucie bezradności wobec sporych szans, że zaraz zginiesz ponownie i nic z tym nie możesz zrobić. Zazwyczaj to się dzieje podczas walk trudnych, z mocnym przeciwnikiem... a więc tych które już trwają od pół godziny... Szacun dla Monolith za to, że czyta recenzje. Widać to w DLC i patchach, ale zwłaszcza w Tornie. Kurczę, Torna w porównaniu do dwójki jest jak rakieta. Nawet trudno mi było wykonywać zadania polegające na zrobieniu jakiegoś combo finishera, bo w Tornie z kolei walka z potworami na równym poziomie, albo kilku wyżej, kończy się w ciągu sekund. Rach, ciach, plach. Nawet specjalni przeciwnicy kończą walkę szybko, w tę stronę albo we wtę. W Tornie ani razu nie spadłem z krawędzi. Żadnych losowań, zbierania tony rzeczy, tony misji, field skillsów, itd. Jako że nie ma tych dodatków, pod koniec Torny zrobiłem generalnie wszystko, co jest w grze - te kilka blade'ów rozwinięte na maksa bez wysilania się, wszystkie sekrety odkryte, zrobiłem praktycznie wszystko bez grindu, dość dobre uczucie. Gra jest stosunkowo płytka (choć nadal kompleksowa w sam raz, jakiś Fajnal czy Ys mógłby tak wyglądać). Miasto jest bardzo żyjące, masa postaci które mają swoje drobne znaczenie. Widać bardzo, że niezbyt dokończona - wiele jest śladów, że planowano więcej lokacji i tak ze 2x więcej głównego wątku. Brakuje nieco mocniejszych przeciwników, jest ich tylko kilku, na bardzo odległych levelach tak że levelowanie na pewnym etapie polegać może wyłącznie na pokonywaniu tego jednego potwora na naszym poziomie. Tego całego etapu "late game", który mi zajął 100 godzin w podstawce, tutaj w ogóle nie ma. Ale Torna to i tak świetna gra swoją własną miarą i must-play dla fanów i nie-fanów Xenoblade 2.
-
A no faktycznie, to w ogóle niegrindowe xD Już wolę klepać tego jaszczura. W sumie nawet fajnie było klepać jaszczura, jest pewna radość ze smashowania go co 5 sekund (nie największa w historii, jak poczuł Jaczes, ale jakaś...). To nie zbieranie tych crystali jest nudne, tylko niekończące się klepanie w menusach, potwierdzanie kolejnego gównoblade'a i potem jeszcze konieczność wywalania ich z ekipy, bo jest limit ile możesz mieć. W grze jest "licznik litości" (rosnące szanse z każdym pudłem), choć nie wiem, czy na wszystkie blade'y, czy tylko na kilka pierwszych. Niestety jest też mechanizm przeciwny, z każdym posiadanym blade'em szanse spadają. Tak czy siak, z DLC początek gry jest naprawdę wypasiony. Najpierw bierzemy commony i dzięki temu licznikowi, mamy kilka blade'ów po pierwszych kilkunastu losowaniach. Potem bierzemy rare i legendary z DLC i mamy kilka kolejnych. Do tego są blade'y gwarantowane i z DLC, jak Fessette, Corvin, (spoiler) itd., bardzo mocne. Ogólnie zebranie POŁOWY blade'ów jest szybkie (i ta pierwsza połowa będzie różna dla różnych graczy, szanse na poszczególne blade'y ustalane są losowo w grupach osobno dla każdego save'a). Ale potem się zaczyna... Dopiero ostatnich kilka wymagało naprawdę otwierania setek tych gówien. I potwierdzania w menu... Wszyscy na to narzekają od zawsze, ale jak mówię - Monolith chciał wzbudzić pewną ekscytację społeczności, że ktoś napisze ci że wylosował dziś Vale, a ty jemu że wylosowałeś Perun. To też jest doskonale znane fanom MMORPG-ów, i, cóż, dzisiaj każdy twórca gier AAA musi coś robić, żeby jego gry "żyły", były częścią regularnego życia a nie że tylko przejdziesz w weekend i zapominasz. Dlatego opisałem to w ten neutralny sposób. Ja bym wolał, żeby ta sama gra trwała 100 godzin, a nie 200. Ale wydawcy gier czują, że lepiej żeby było 200 niż 100. Myślę, że gdyby gra była na konsoli stacjonarnej, to by się nie odważyli. A tak, może usłyszeli "hybryda", pomyśleli: "o, to nasi rodzimi tokijczycy w domu przed TV będą podziwiać widoczki, a w pociągu do pracy będą klepać menusy".
-
Nie wiem, co jeszcze może zrobić Booker. Sukces w playoffach osiągnął. Doszedł do finałów, gdzie postraszyli Bucks - to więcej, niż kiedykolwiek osiągnęli Embiid, Jokić i wielu innych. Grał świetnie, i to w sposób, który łatwo skomentować, nawet patrząc na punkty. Pod względem punktowania, Booker zaliczył chyba najlepszy "debiut" playoffowy w historii NBA (oczywiście, w późnym wieku). Tylko Giannis zdobył więcej punktów w playoffach 2021. Booker stał się jednym z kilku zawodników w historii, którzy pod rząd w Finałach NBA zdobyli po 40 pkt. w meczu. Nie były to też puste punkty, bo on po prostu grał dobrze i wykorzystywał zachowanie obrony rywala w dobry sposób. Booker jest też dość dobrym defensorem. Booker był najlepszym zawodnikiem Suns w finałach NBA, nie Chris Paul. Był też najlepszym zawodnikiem podstawowej piątki Suns w finałach konferencji. To wszystko niby brzmi mocno. Mimo tego wszystkiego, w tym sezonie nadal większość ludzi uważała, że to Chris Paul jest najlepszym zawodnikiem Suns. No, nie ma tego czegoś. Booker po prostu... nie robi takiego wrażenia na ludziach. Kurczę, nawet Jimmy Butler był ewidentnie wyżej ceniony tuż po tym jak Miami doszło z nim do Finałów. Chyba zresztą się z tym wszystkim zgadzam. Booker rzuca dużo punktów, ale zazwyczaj nie w jakiś niesamowicie niewiarygodny sposób. W epoce tego, co robią Jokić, Embiid, Giannis, KAT czy Durant, a nawet dziadek LeBron, to jakoś nie wygląda aż TAK niesamowicie. W innych elementach gry, jest bardzo solidny, ale też nie... genialny. Nie wiem no. Tak to wygląda. Suns mają trzech świetnych graczy, w sumie to cała ich piątka jest idealnie dopasowana (ale myślę, że jakiegokolwiek dobrego 3-and-D wsadzisz za Crowdera, i jakiegokolwiek solidnego centra za Aytona, to wyniki byłyby podobne). Kiedy ludzie mówią, że nikt by w życiu nie wymienił Doncicia, Curry'ego, Duranta itp. za Bookera, to w sumie myślę, że to prawda. Pierwsza piątka All-NBA i szóste miejsce w MVP to nadal spore osiągnięcie.
-
W sumie zależy, ale niejeden produkt SE został znacznie poprawiony. Przykładowo, Chrono Trigger w wersji PC pierwotnie doczekał się jakiejś kompletnie asburdalnej konwersji z komórek. Którą poprawiono znacząco w patchach na normalny, sensowny port. Nawet jakiś miesiąc temu, ponad 4 lata po premierze, pojawił się kolejny patch, dodający możliwość przyspieszenia walki czy też obsługę 21:9. W przypadku Crossa jednak, nie wiem, chyba nastawiałbym się na cuda. Nie wiem, na czym pracują twórcy tego portu, ale nie zdziwiłbym się jakby nie dało się z tym nic wielkiego zrobić. Półgodzinne wideo Digital Foundry dość konkretnie to omawia, nie wiadomo czy jest jakieś dobre rozwiązanie na uaktualnienie tej gry. Osobiście chyba najchętniej bym w to zagrał jakby zrobili megapiksele jak we współczesnych indykach (tak, niech wygląda jak Olija), i spędzili masę czasu którego nikt w SE nie spędzi robiąc jakiś CRT shader - żadnych zmian, tylko pikseloza. Nie każdemu by się to podobało, wyglądałoby na dużym TV też do kitu, a i też nie było takie łatwe do zrobienia... Wszelkie unowocześnienia wydają się trudne, jeśli są one w pewnym sensie "naklejane" na oryginał, bo SE chyba nie ma żadnego kodu źródłowego ani niczego poza gotową grą, którą każdy może sobie zgrać. A CC już w momencie premiery chodził beznadziejnie. Może jest jednak możliwe, że da się zrobić coś, żeby gra nie skakała BARDZIEJ niż na PSX-ie i nie miała DODATKOWEGO opóźnienia. Kto wie?
-
Okej, pora na ostateczne rozliczenie ogóra z Xeno 2. Kontekst: jestem znanym hejterem tej gry od dnia premiery. Jako lawer "jedynki". Spędziłem z Xenoblade Chronicles 2 ponad 200 godzin. Kontekst: to dużo. Staram się grać mało. Jak gra mnie nie wciąga, bez żalu ją wyłączam na początku, w połowie albo pod koniec. Rzadko gram w gry więcej niż kilka godzin. Nie wiem, czy od dzieciństwa spędziłem z jakąkolwiek grą 200 godzin. Moooooże tylko Breath of the Wild. Nic więcej. Zznaczmy, że bez DLC byłoby tych godzin jeszcze więcej. Doceniam, że DLC i patche naprawiły część bolączek oryginalnej premiery, na które wszyscy narzekali. Mapa wiele zmienia, dodatkowe przedmioty też - naprawdę fajniej startować w grze mając ten zapas złota, kilka blade'ów, kilka przedmiotów do zmiany drivera itd. Przyspiesza to grę znacznie. Dobrze jest pod koniec gry mieć możliwość w miarę szybkiego robienia przedmiotu dającego 3000 trusta. Tryb challenge zachęca do wtopienia dodatkowych godzin, bo wymaga przechodzenia gry drugi raz, ale oferuje najważniejszy przedmiot w grze - strój kąpielowy dla Morag. Naprawiło to część bolączek, choć przyznam - tylko część, bo jest ich jeszcze wiele. Ale, tak, możliwość dodania sobie 3000 trustu zamiast 10 trustu ułatwia zwiększanie trustu, dzięki. Xenoblade 2 pokazuje przyszłość jRPG-ów, ale też przeszłość. Od pierwszych momentów triumfalnej muzyki, starwarsowego gwaru targowiska i tlumu dobrze napisanych "śmiesznych" postaci, myślałem: w takim kierunku mogłoby pójść Final Fantasy po "dziewiątce". FF IX-2. Tak myślałem wiele razy, bo inspiracje są ewidentne (komu np. Torna nie pachnie "trzynastką"). Ktoś powie, że seria FF od dawna stawia na bardziej filmową prezencję, realistyczne twarze postaci, zachodni klimat akcji itd. Trochę prawda, ale... co najwyżej w wersji offline. Bo jednak najbardziej udany "fajnal" ostatnich 15 lat to bez wątpienia FF XIV, a ten nie stara się rywalizować z Last of Us. Zamiast tego dając graczom mocny główny wątek w nieco skromniejszej oprawie, bardzo słodki i akceptujący klimat wielkiej społeczności, a do tego masę repetytywnych, ale uroczych aktywności i małych wątków, tworzących przebogaty, wszechogarniający świat gry. Xenoblade 2 jest w wielu, wielu względach jak MMORPG offline. Dużo bardziej niż jedynka, która też była często określana tym mianem. Podobnie jak w obecnej wersji FF XIV, jest jednak wybór. Można się skupić na parciu do przodu, bo przez bardzo mocne skalowanie doświadczenia gra nie wymaga nigdy wielu walk, by być na zakładanym poziomie, a podstawowe blade'y w zupełności wystarczą, by przejść grę (by nie powiedzieć, że dwa z nich mogą spokojnie to zrobić w pojedynkę). Tak chyba zrobiła większość osób tutaj. Można też jednak zagłębić się w świat... Świat wielu AKTYWNOŚCI... I niekończącego się grindu. Tego w "jedynce" nie było. Tutaj jest. Część rzeczy, jak w MMORPG, po prostu wymaga powracania do tych samych miejsc 100 razy i klepania tego samego przedmiotu. Takie jest jednak życie, kowal kuje, ciastkarz robi ciastka. Dopełnia to świat. W dobrym MMORPG, jeteśmy zalewani questami nie bez powodu. Stanowią one dobry pretekst - żeby nacieszyć się grą. Dają zawsze powód, żeby po coś toczyć te kolejne walki, próbować różnych postaci, czarów i przedmiotów, po coś zwiedzać to wszystko, po coś kompletować tabelki. Są treścią gry, a jak dobrze pójdzie, to mają w sobie zabawną i robiącą klimat historyjkę. Świetny przykład to quest typu "zbierz kwiatek" w pierwszym Xenoblade. Nie był to jakiś wielki quest Barona, sam w sobie - miałem wziąć kwiatek, nic więcej mnie nie obchodziło. Ale ten kwiatek był tylko do zebrania na szczycie góry o świcie. W ten sposób gracz mógł nienachalnie się przekonać, jak przepiękne jest to miejsce i jak zarąbiście wygląda ten szczyt góry o świcie. W Xenoblade 2, widoczki rzadko są aż tak ekscytujące, a każdy quest wypełniony gadaniem (niepotrzebnie aż tyle). Ale większość lokacji jest wystarczająco ciekawa, by questy miały sens. Masa powiązanych systemów sprawia, że robiąc typowe zadania, zyskujemy pod wieloma względami - zbieramy przedmioty do walki, zbieramy składniki do tworzenia, zbieramy żetony do losowania blade'ów, nabijamy drzewko blade'om, nabijamy drzewko postaciom, toczymy trochę walk, słyszymy trochę historii. i tak dalej. To wszystko sprawia, że świat żyje jak w mało której grze, i rozwijamy więź z nim w sposób, który nie jest bardzo monotonny. Przykładowo, ciągle odwiedzamy te same miejsca, ale postaci tam stojące zazwyczaj mają coś nowego do powiedzenia, w reakcji na ostatnie wydarzenia. Jest też jednak nadal czysty grind, którego nie cenię zbyt wysoko, i w jedynce go nie było. Tutaj część rzeczy da się zrobić TYLKO powtarzając to samo masę razy. Znamienny przykład to wątek Vess. Jej historia jest dość ciekawa i słodka, jak wiele w tej grze. Na koniec dołącza ona do naszej ekipy. I... kurde, co się stało? Od tego momentu Vess ciągle gada tylko o jednej rzeczy, o robieniu pierogów. Na KAŻDĄ okazję ma tekst skupiający się na robieniu pierogów. Rozwinięcie jej drzewka na maksa wymaga zrobienia masy pierogów, które są do chu'ja nikomu niepotrzebne, a ponadto nie da się ich zrobić w żaden inny sposób, jak ciągle teleportując się w 1-2 miejsca, oglądając loadingi, i zbierając z tego samego miejsca ten sam Salty Soil. To skrajny przykład, dotyczący zdecydowanie najbardziej absurdalnego grindfestu w grze, ale elementy tego designu są obecne wszędzie. No i oczywiście losowanie blade'ów. Boże. Ileż godzin gry mam na koncie tylko z tego powodu. Nie ma drogi naokoło. Musisz farmić setki rare crystals, i je otwierać do wyrzygu, aż ci wypadnie wszystkie 30 postaci. Ale CHCĘ mieć te 30 postaci! Większość z nich jest naprawdę fajna! Ma fajne historie! Ciekawie jest je mieć w ekipie! Byłaby szkoda je ominąć. Twórcy chcieli zrobić grę ekscytującą do omawiania w społeczności - ja ci opowiem quest Sheby, ty mi opowiesz KOS-MOS (szanse są tak zaprojektowane, że różne grupy graczy losowo natrafią na początku na inne blade'y). Niestety ja taki nie jestem, ja chcę mieć wszystko sam. No i oczywiście field skills. Pomysł naprawdę fajny w zarysie, kręci mnie takie rpg-izowanie wszystkiego. Kurna, ile z tych 200 godzin spędziłem tylko zmieniając nieustannie blade'y w menusach. Żeby chociaż to trzeba było robić raz, a nie że np. ile razy wchodzisz pod tę samą górę i musisz za każdym razem grzebać w menu, żeby ustawić wind mastery... No i oczywiście menusy. Nawet teraz, spędzimy wiele godzin gry po prostu potwierdzając: tak, chcę wysłać na misję... tak, chcę wylosować blade'a... nie, nie chcę ustawić go teraz w składzie... tak, chcę sprzedać ten przedmiot... Xenoblade 2 nie jest grą open world, ale nie jest też więc grą liniową. Od początku widzimy potwory, których nie możemy jeszcze pokonać, i szkatuły, które będziemy w stanie otworzyć dopiero za 100 godzin. System rozwoju w tej grze zakłada nieustanne podróżowanie po tych ośmiu lokacjach w tę i z powrotem, robiąc nie tyle krok naprzód, w górę ani wstecz, co ciągle krążąc, po bardzo, bardzo powoli idącej w górę spirali. Walki na przykład niby dają masę możliwości, ale... po co? Każda postać może mieć masę sprzętu i blade'ów, ale 99% z nich nie ma po co używać. Czy ktokolwiek kiedykolwiek założył core dający 25% do ataku przeciwko insektom? Na szczęście gra da ci ich jeszcze 200 dla pewności, i każdy z nich musisz osobno sprzedać, potwierdzając w menusach. Jak to bywa w grach MMORPG, walka w Xenoblade 2 udaje głęboką, ale skłania do bardzo ustandaryzowanych rozwiązań i robienia ciągle tego samego. Cała masa ustalonych z góry combosów i ich siła mówi za siebie. Zwłaszcza driver combos - nie tylko potężny, ale też, co najważniejsze, pozwalający uzyskać masę przedmiotów (w tym setki rare i legendary crystali. No i tutaj pada na ryj atrakcja, że każda postać może używać wszystkich broni. Nie ma sensu, skoro tylko kilka z nich daje możliwość wykonywania driver combosów. Większość z nich daje rozkoszny wachlarz 4 kompletnie bezużytecznych skilli - pasujące w grze, w której bezużyteczne jest też 99% prawie identycznych przedmiotów, wypadających w liczbie 10 na sekundę podczas każdej walki. Zazwyczaj jeśli z kimś walczymy, to albo i tak nie ma szans przegrać, albo szans wygrać. Jeśli jesteśmy faktycznie na granicy, to jest kilka prostych metod, najbardziej skutecznych, by tę granicę przekroczyć. Cała reszta jest więc głównie ciekawostką. Nie możemy jako gracz tak naprawdę zrobić wiele, mimo całego tego zalewu opcji w menu i całego krzyczenia i tysiąca kolorowych ikonek na ekranie. Nie nazwałbym tego genialnym system walki, jak w FFVII Remake czy WEWY. Jest jednak całkiem dobry, i będzie mi go brakować w innych grach. Na pewno jest go... dużo. Xenoblade 2. Wiele mówi fakt, że ostatecznie najlepiej całą grę może rozwalić nam sam Tora, czyli jedyna postać, której nie można prawie nic zmienić. Nie tylko może on sam rozwalić wszystkich superbossów, ale też, co ważniejsze, wytrzepać z nich setki rare i legendary crystali. Ustawiony na AI zrobi całe combo do smasha lepiej, niż 99,9% możliwych ustawień drużynowych. Oczywiście, Tora do wymaksowania też wymaga tony grindu - w postaci mini-gierki na 30 sekund, którą masz powtarzać przez 15 je'banych godzin, jeśli chcesz naprawdę zebrać wszystkie najlepsze elementy. Taki właśnie jest Xenoblade 2. Mini-gierka nawet jest fajna, ogólnie jej pomysł mi się bardzo podoba! Spędziłem z nią wiele czasu, by zebrać trochę elementów, ale nawet nie zbliżylem się do wszystkich. Nie jest to konieczne do osiągnięcia ww. celów. Ot, jeśli ktoś chce robić więcej, to w Xeno 2 ma co robić. Oczywiście nie używałem Tory tak wiele, bo różnorodność była celem samym w sobie. Miałem sporo frajdy z eksplorowania wszystkich postaci, wszystkich blade'ów i wszystkich questów. Jednak Xenoblade 2, inaczej niż jedynka, dość mocno mnie za to "karał". Bo na koniec i tak NADAL nie miałem wszystkich bladeów, mimo że zrobiłem WSZYSTKIE questy, i nadal musiałem po prostu pójść do tego jaszczura w jaskini na 104 levelu dziesiątki razy, napieprzając ciągle smash, smash, smash... Rare crystal, rare crystal, legendary crystal, rare crystal... Aż KOS-MOS była moja. Xenoblade 2 jest grą typu "ale najpierw...". Ciągle miałem to wciągające uczucie. Chcę zrobić X - ale najpierw muszę pokonać potwora Y w innym miejscu cztery razy, by zdobyć Fortitude level 3... I dokończyć quest dający Lockpicking 2... Ale żeby dokończyć ten quest, muszę mieć Fire Mastery 5... Co osiągnę gdy skończę quest innego blade'a... Ale to wymaga najpierw skończenia misji mercenaries... Do tego potrzebuję mieć więcej elektrycznych blade'ów... Polosuję je, ale najpierw zwiększe szanse na elektryka boosterami... Więc najpierw zrobię trochę salvage'u... Wszystko się zazębia w ten sposób bez końca, co jest i geniuszem, i nieco przekleństwem tej gierki. Ostateczny werdykt... grałem w tę grę ponad 200 godzin, jaki może być werdykt? Jest dużo słabsza od "jedynki", postaci chodzą powoli, ale muszę przecież oddać, że mnie wciągnęła na tyle, że mimo powolnego tempa grałem. A w żadną inną grę tego typu jednak aż tyle nie grałem. Ba, szczerze mówiąc to chciałbym grać jeszcze więcej, ale postanowiłem dać sobie spokój. Głównie dlatego, że musiałbym przechodzić grę od początku, a to jednak oznacza masę powtarzania. Ostatecznie: - estetycznie gra dużo poniżej jedynki, ale szczerze to chyba i tak jakaś czołówka gier które wyszły w ostatniej dekadzie - Monolith ma nadal unikalny talent do robienia tych lokacji. Jest coś pięknego w tym, patrzeć przed siebie i widzieć jak to wygląda z efektami, oświetleniem, i te piękne punkciki światła do zbierania przedmiotów - jednak te muzyczki słuchane TYLE razy ile ja ich słuchałem w kółko nie mogą robić specjalnie świetnego wrażenia. Lepiej by było, jakby było więcej utworów, albo subtelniejszych - narzekania na grafikę z premiery świadczą o nierealnych oczekiwaniach wobec Switcha. Ludzie myśleli że gry na Switcha będą jeszcze lepsze, mdr. Dzisiaj, Xeno 2 nadal robi świetne wrażenie w trybie handheld. Stacjonarnie trochę mniej, głównie dlatego, że naprawdę zwalnia, momentami czułem się jakbym włączył pecetową grę na sprzęcie dużo poniżej wymagań. Kamera jest tak ustawiona, a wszystko tak duże, że granie w trybie handheld nic nam raczej nie odbiera - do stylu wykonania postaci się przyzwyczaiłem - twarze i ich ekspresje są jednak świetne - cycki i ich animacje nadal są dość absurdalne, ale grałem w życiu w setki jRPG-ów, więc widziałem gorsze rzeczy. Nasz blade jest kapitalną postacią i kapitalną waifu, piękna twarz, piękny charakter, piękny głos (jak słyszę "don't worry, I'll protect you from the scary dark", no ciepło na serduszku...), relacja z nimi jest opowiedziana zaskakująco subtelnie i uroczo... te cycki niezbyt pasują i są dziwną decyzją - ogólnie gra jest dużo mniej "japońska" niż się wydawało bez kontekstu; ogólnie raczej inteligentnie i zimno podchodzi do różnorakich śmiesznych i zboczonych wątków, zwłaszcza w angielskim tłumaczeniu; uwielbiam nopony - gra ma wiele wspaniałych momentów, małych i dużych, poważnych i śmiesznych - scenki są długie, zazwyczaj nie wiem o co w nich chodziło - dialogi poza scenkami zazwyczaj mają dobre tempo i często nie są czytane, ogólnie bardzo fajnie, cieszę się że zrobiono tak dużą i fajną grę 3D bez konieczności słuchania ciągle gadających głów - obsada 30 blade'ów i naszych postaci jest wspaniała... postaci, wygląd, animacje - mimo wszystko, wiele z nich to pociągające waifu - ogólnie scenariusz jest dobry pod względem jakości słowa, a cudowny pod względem rozpisania na świat gry i główne i poboczne historie - walki są dość fajne. Jest co robić. Świetny jest system skalowania doświadczenia połączony z faktem, że słabsze potwory po prostu nas po prostu olewają. Wiele innych gier zyskałoby na takim oczywistym rozwiązaniu - niech potwory, które są na strzała, nie męczą mnie już co 5 sekund - 200 godzin i chciałbym więcej, więcej blade'ów, więcej walk, więcej Zek'a, więcej Morag, więcej noponów, Vale, Sheby, Zenobii, Kos-mos, itd.... - 9/10? - w sumie mógłbym powiedzieć, że Xeno 2 to GOTY i Torna też GOTY następnego roku - "meh meh" to świetny tekst, będę go używał - nie mogę się doczekać Xeno 3, to teraz moja najbardziej oczekiwana gra To tak w skrócie. Trochę głupio napisane ale za długie żeby poprawiać mdr.
-
No ale ty podałeś Fallouta i Baldur's Gate'a jako przykłady gier które są z kolei dojrzałe i bogate, więc chyba to nie jest twój target, delikatnie mówiąc. Nie wiem co jest. Fallout. Jednak sam w sobie, Chrono Cross IMO trochę jedzie na tytule i zeitgeiście, gra była ambitnym bałaganem na swoje czasy, szczerze to nigdy nie myślałem żeby do niego wracać przez te 20 lat. Ma wiele ciekawych pomysłów (więcej niż Fallout) i wiele ładnych scen. Ta gra miała pokazać, na co stać PSX-a. Ostatecznie IMO wyszło średnio, ale też nie pamiętam wielu gier z tych lat, które by wyglądały dzisiaj niby lepiej. Niektóre ich ambicje są tak głupie że aż chyba dobre, np. język którym mówi każda postać (a w planach miało być ich jeszcze więcej). Teoretycznie fajny pomysł i w sumie go nawet szanuję, no ale jest trudno zrobić coś takiego naprawdę dobrze... Niektóre zagrywki scenariusza są fantastyczne, i bardzo nastrojowe, nie mogę tego odmówić. Melancholijne. Powieściowe. W sposób którego Baldur's Gate nigdy nie próbował, że tak powiem. Gra nie ma nic wspólnego z Chrono Triggerem, poza tym że czasami ma nieco podobny nastrój. Przypomnijmy, że kiedy ekipa od Chrono Triggera tworzyła sequel, to za pierwszym razem skończyło się na tym że gra została nazwana Xenogears. Za drugim razem chyba uznano, że jeśli już kolesie mają tendencję do robienia przesadnie ambitnych, niedających się dopracować na czas nowatorskich jRPG-ów z ogromnym budżetem, to może chociaż powinien mieć chwytliwy tytuł.
-
"Gra robi się lepsza po tym jak całą przejdziesz" to nie jest aż tak jarająca zachęta, jak myślicie. Jakoś źle nie było, ale i pożegnać się szło bez żalu, i gra jest już w rękach pewnej siwowłosej klientki, która kupiła dla dziecka. Powinienem chyba ustawić wyższą cenę, bo była masa wiadomości w ciągu godziny od wystawienia. I to już na pewno jest niezaprzeczalna magia Nintendo.
-
Jaką grę wybrać? Czyli nie wiem co dobre, a mam ochotę zagrać...
ogqozo odpowiedział(a) na Agent007 temat w Nintendo 3DS
Wersja na 3DS nie zmienia prawie nic. Są czytane dialogi, co może dla niektórych wiele znaczy. Ogólnie ta wersja to głównie taki pretekst, żeby sprzedać grę, która okazała się bardziej popularna niż Atlus się spodziewał wydając oryginał. Np. może to samo zrobią z 13 Sentinels, bo nie każdy zczaił podczas premiery że to najlepsza gra jaką zrobiono na PS4 i nie kupił. Od Etrian Odyssey Untold jest opcja automatycznego rysowania ścian. Ogólnie im nowsza gra, tym więcej opcji "ułatwiających życie". Samo pełzanie po lochach też ogólnie coraz prostsze. Większość różnic opisywanych przez fanów dotyczy rzeczy, które wychodzą po kilkudziesięciu godzinach. Chyba trudno powiedzieć o tak, która by cię się bardziej spodobała. Nexus chyba jest najlepszy dla nowego gracza którego nie obchodzi "tru Etrian", choć też jest chyba jeszcze dłuższy, niż reszta. -
No ale na ten moment, po tym wszystkim, w tym oficjalnym wyścigu MVP... sorry, KIA MVP, Curry był już w ogóle poza dziesiątką. We wspomnianej ankiecie był bodaj ósmy, a od tego czasu tylko był kontuzjowany. Ja nie mówię czemu bo to inny temat (tak samo jak np. osobiście mnie nieco dziwi gdzie jest notowany Herb Jones wśród najlepszych pierwszoroczniaków, i wiele innych rzeczy), ale jednak o dziwo, on też wydaje się być w tej stawce, o pierwszą piątkę. Głównie tyle w tym widzę, że sporo osób jednak wątpi w Bookera, i nadal piszą, że najlepszym graczem Suns jest kto inny. W ogóle to sezon się kończy, wygląda na to, że pierwsze miejsce na Wschodzie (i trzecie w całej lidze) utrzyma Miami Heat i... zdaje sobie sprawę, że przez cały rok widziałem bardzo mało gadki o Miami Heat. Także te nagrody są popularnym tematem, a żaden zawodnik Heat nawet nie pojawia się w żadnych wspomnieniach o MVP. Właściwie to zrozumiałe, bo też nie umialbym wymyślić żadnego ich gracza, który indywidualnie jakoś się wybija ofensywnie ponad resztę. Dobrym podsumowaniem jest fakt, że koleś, który grał dla nich najwięcej w tym sezonie, dostanie nagrodę dla najlepszego rezerwowego. Miami wygrywa w sposób, który mało kogo interesuje.
-
Wreszcie włączyłem po ukończeniu Xenoblade 2, i potwierdziły się moje obawy. Vibe z ostatniego Paper Mario, Toada itd. mocny. Wysokie oceny - jednak zaskakujące. Gra jest bardzo prosta. Kirby zajmuje pół ekranu, mimo przejścia w "3D" to jest ogólnie jedna szeroka ścieżka którą idziesz, idziesz do przodu powoli, w sumie nic nie robisz, tylko czasem są jakieś interaktywne elementy. Sterowanie nie wiem, czego ode mnie chce. Brakuje jakiejś większej fizyki, mają ją niektóre moce Kirby'ego, ale prawie nic dokoła nie reaguje, więc niewiele można zrobić poza tym człapaniem sobie do przodu i lataniem i okazjonalnym pojedynczym smaczkiem, kilka razy na planszę są takie fajne motywy, ale pojedyczne. Nie ma tak, że np. jak jest spadający kamień na drodze, to on uderzy w potwora - przenikną się jak powietrze, itd. Motywacja do powtarzania bossa, żeby dostać medal za rozwalenie go bez zebrania obrażeń IMO minimalna, za wolno to się wszystko dzieje, a Kirby w każdej wersji ma dwa ruchy na krzyż. Ludzie mówiący zawsze "hehe to jest Kirby tak ma być cepie hehe" jakby coś odkryli wiele nie wnoszą - no tak, każda gra jest taka, jaka miała być w założeniu. Nie znaczy że ma mi się podobać. Ogólnie gram w masę gier które są jasne i relaksujące i same się przechodzą - jak Xenoblade 2 - a nawet w gry, w których tylko się przewija tekst; jest różnica między grą niewymagającą, a grą banalną, nieintrygującą. Nie wiem no, jak dla mnie jest wiele ciekawszych indyków za 40 zł. Może Lego Star Wars zaoferuje więcej.
-
Patrzę na te głosy i mimo polecenia NBA, by "głosować na pozycji, na której zawodnik zazwyczaj gra" (to po co w ogóle opcja wybierania na innej? Embiid i Jokić zagrali może ze dwa posiadania w końcówkach w roli, którą można by naciągając nazwać "skrzydłowym"), to jeszcze więcej osób niż rok temu wsadzi Embiida i Jokicia naraz, bo chcą żeby głosowanie MVP i All-NBA było w praktyce tym samym. Ale raczej nadal nie będzie to większość. I wygląda na to, że Curry jest na szóstym miejscu, a nawet wydaje się zbierać podobną liczbę głosów co Booker (z tych co się finalnie wypowiedają na razie). Jednak może nie wszyscy podzielają ten kompletny spadeczek zainteresowania, jaki widziałem w największych mediach od miesięcy. Pewne zaskoczonko dla mnie, to że widzę głosy na Jarena Jacksona Jr. w kategorii najlepszego defensora. Szczerze to jakoś myślałem, że liczy się tylko pięć nazwisk... i może Draymond, mimo że nikt nie dostał nigdy żadnej nagrody grając tak mało spotkań w sezonie. Tutaj wydaje się, że tych 5-6 kolesi ma prawie takie same szanse.