-
Postów
23 366 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
No z pierwszą piątką też nie wiadomo. Głównie dlatego, że właśnie są kombinacje z pozycjami. Wielu zawodników można wpisać na różnych pozycjach, ALE będą w piątce tylko na tej pozycji, na którą dostali większość głosów. Dlatego nie będzie Embiida i Jokicia, tak jak było rok temu - część osób wpisze jednego z nich jako skrzydłowego (co nie ma sensu IMO...), ale nie zrobi tego WIĘKSZOŚĆ głosujących. Rok temu Embiid otrzymał o wiele więcej punktów, niż Kawhi, ale znalazł się w drugiej piątce (podobnie jak Lillard zresztą) - analogicznie będzie w tym roku. Giannis i Jokić to IMO pewniaki. Tak jak pisano wyżej - dla mediów to jest superważne, że przyszedł Harden. Wielka gwiazda u twojego boku, to jakiś wielki minus "wartości" w kulturze NBA. Harden i Embiid wyglądają razem bardzo dobrze, zagrali 18 meczów razem, wygrali 12. Ale mam wrażenie, że fani oczekiwali w tym czasie 18 zwycięstw, bo jakoś troszeczkę opadł entuzjazm Embiidem. Doncić raczej też pewniak. Koleś dwa razy już był w pierwszej piątce All-NBA, a teraz Dallas ma świetny sezon, no i co jakże dla nich ważne - bez innej gwiazdy w zespole. Można go wpisać jako F, ale większość głosów dostanie jako obrońca. Wydaje mi się, że już na pewniaka wyrósł Jayson Tatum. Jego forma w marcu była zabójcza. To on ma najwyższe +/- w lidze - a Boston, rozwalający przeciwników w pył od trzech miesięcy, ma nadal wynik punktowy na minusie w czasie, gdy Tatuma nie ma na parkiecie. W tym momencie Tatum prezentuje wszystko - więcej rozgrywa jak w zeszłym sezonie, ale teraz bez utraty jakości ani indywidualnej efektywności, 27 punktów na mecz, niezła skuteczność rzutów (taka sama jak Booker czy Ja), świetna defensywa. Szczerze to chyba MVP ostatnich miesięcy w lidze. We wspomnianej ankiecie, Tatum był piąty, a wobec kontuzji Ja można uznać, że jest czwartym zawodnikiem w lidze według mediów. I, tak, w jego przypadku też NBA udostępniła wpisywanie go jako obrońcę, i część osób to zrobi żeby zmieścić Embiida. Ostatnie miejsce w sumie zostaje dowolne z puli, bo ktoś wpisze Embiida albo Jokicia na F, inni jednak wybiorą prawdziwego rozgrywającego. Wydaje się, że Curry i Ja już nikogo nie interesują, nie na ten moment. Ja był mocnym faworytem, ale zagrał na ten moment mniej niż 50% minut w sezonie, a przez pozostałe 50% Memphis grali po prostu lepiej, to jest jednak trudne do zignorowania w ocenianiu go najwyżej w lidze. DeRozan grał świetnie, ale spadek Bulls w tabeli zmniejszył jego popularność. Stawiałbym, że to musi być teraz Devin Booker. Niegdyś w Clippers, Chris Paul był wysoko w notowaniach MVP, ale doznał kontuzji. Pod jego nieobecność, Clippers nadal wygrali większość meczów - i za to na top wskoczył Blake Griffin, który skończył na 3. miejscu w głosowaniu MVP. Tutaj jest nieco podobna historia.
-
Dzisiaj Lakers próbowali grać dwoma centrami, bo nie wiem czy Davisa z obecnym rzutem można nazwać skrzydłowym (litościwie nie rzucał w tym meczu z dyustansu). Wydaje mi się, że nie była to kwestia rozwalania bezpośrednio Jokicia. Bardziej tego, że AD mógł łatwo być kryty przez JaMychala Greena, a ten to nie ma z takim gigantem szans. W każdym razie udało się go objeżdżać i trafiać spod kosza. Szczerze to nie wiem, czemu ostatecznie Dwight Howard usiadł, a Jokicia zaczęli kryć przy kolejnych switchach tacy kolesie jak Westbrook czy Carmelo mdr. No tak, Jokić rzucał jakby nie był kryty przez nikogo, bo właściwie nie był. Nie wiem, jaki był plan Lakers. Jokić popunktował pod koniec co chciał, i z wyrównanego meczu zrobiła się kolejna klapa w Jezioranach. Lakers to bekowy team w tym sezonie. Szkoda że jeszcze LeBrona nie było, to by Nuggets może do 150 punktów dobili. Sprawdziłem statsy i Jokić grał bez Howarda na parkiecie przez 12 minut, trafił 5-5 z gry, i dostał 7 wolnych. Gdy był Howard, było dużo lepiej dla Lakers, Jokić czasem pudłował, miał też liczne straty. No właśnie.
-
Nie, nie kilka. Jeden. To był pierwszy mecz od lat, gdy Klay wygrał mecz bez Curry'ego. Warriors co prawda wycisnęli bez Curry'ego już kilka cudownych zwycięstw w tym sezonie, ale tylko w meczach, w których nie grał też Klay. Utah nie próbuje chyba już teraz wygrać mistrzostwa, bo ostatnio wyglądają jakoś cienko no, i nie ma jakiegoś łatwego powodu, czemu. Próbowałem to zrozumieć i wydaje mi się, że kryzys zaczął się od... poprzedniego meczu z Warriors. Od tego czasu defensywa na obwodzie jakoś tak leży, rozgrywanie nie takie jak było, nie trafiają już tak dobrze rzutów.... Nie wiem no, od tego momentu Utah nie wygląda jak kandydat na mistrza. Może brak Inglesa. Wiem że w tym sezonie był w cienkiej formie, no ale nikt go nie zastąpił. A jednak Ingles robił to wszystko w poprzednich latach, świetnie podawał, bronił, rzucał. Ludzie się mogą śmiać, że Ingles ich czynił najlepsżą ekipą ligi, a teraz są dość średni... Ingles, lepszy Conley i tego typu rzeczy... Wszystko zwalą na gwiazdy, bo zawsze historie o gwiazdach odpowiedzialnych za wszystko na parkiecie są popularne w NBA... Ale nie wiem, dobry byl ten Ingles. Tej "ciekawostki" latającej dzisiaj po sieci kompletnie nie rozumiem. Serio nie wiem czemu dzisiaj nagle ktoś się obudził że center stojący pod koszem i trafiający spod kosza wszystko jeśli tylko dostanie piłkę, nie dostaje wielu podań od kolesia, który nawet nie jest ich rozgrywającym, tylko rzucającym obrońcą, który głównie myśli jednak o trafianiu a nie kombinowaniu naokoło. Tak samo Whiteside nie dostaje od Mitchella wielu podań. Albo DeAndre Ayton nie dostaje wielu podań od Devina Bookera. Podobne liczby. Itd. Kurde no dobre mecze dzisiaj. Dallas straszy. Teraz Jokić szkoli Anthony'ego Davisa, ale aż tak łatwo jak z Embiidem czy Giannisem to mu nie idzie. Szczerze to dziś jeden z tych meczów, że no widać że defensywnie to jednak Jokić ma braki, których pewnie nigdy nie przeskoczy, mimo postępów.
-
Okej, muszę oddać, niesłusznie wątpiłem w Warriors i Klaya Króla. Jednak wygrali jakiś mecz. I to jaki! Na zawsze go zapamiętamy. Ten rozpad Utah był nie do uwierzenia dla nikogo po obu stronach meczu. Draymond, Wiggins i reszta zamykają drzwi do jakiegokolwiek podawania, wyizolowany pod koszem Gobert, Snyder wypluwający gumę krzycząc z wściekłości i wsadzający ją z powrotem do ust, Utah trafiające ZERO RZUTÓW PRZEZ SIEDEM MINUT, ten moment gdy obie ekipy chyba spudłowały po 10 rzutów zanim ktokolwiek coś trafił, Poole chyba nowy Curry... Na dziś znowu na wokandzie pierwsza runda Warriors-Nuggets i patrząc na to, że większość ekip już trochę odpuszcza poważne granie, to może tak zostać.
-
Dla mnie bezpośrednie starcie nieco rozwiało wątpliwości co do tego. Jednak gdy Jokić jest naprzeciwko takich graczy jak Giannis czy Embiid, to IMO widać różnicę. Punktów w tabeli może mniej. Z Miwaukee, Jokić oddał tylko kilka rzutów w ciągu meczu (trafił 7 na 9). Ale trudno mi nie czuć, że on ich rozwala indywidualnie. Nie wiem jak to dokładnie lepiej opisać, bo IMO u Jokicia to jest tak - każda rzecz wspomaga skuteczność kolejnej. Nie tylko dla niego, ale całej akcji. I to jak rzuca, i jak podaje, co robi w którym momencie, że jest duży i można z nim wystawiać na parkiet takie piątki, w który nikt inny w NBA nie może grać, bo ma osobno dużego kolesia i osobno rozgrywającego. Jednak ruch po ruchu, dla mnie Jokić rozwalał Giannisa 1-na-1, chociaż w sumie fakt, że Giannis więcej punktów rzucił... ale poza tym to IMO nic nie robił lepiej od niego. Kurczę, Jokić ma true shooting na poziomie 66%, co jest jakimś rekordem, liczba niedawno do wyobrażenia tylko u centrów wsadzających tylko piłkę do kosza. Można by obstawiać kogoś kto tylko wsadza, albo wyciska masę wolnych (bo TS% liczy rzuty z gry i wolne, a wiadomo, te drugie są bardzo efektywną metodą punktowania). Tymczasem Jokić ma tę historycznie wysoką skuteczność chociaż w sumie rzadko cokolwiek wsadza z bliska, a i wolnych nie dostaje jakoś ogromnie dużo. To mówi wiele o tym, jakim zagrożeniem koleś jest na przestrzeni całego parkietu. Giannis ciągle robi postępy i jest niesamowity, ale też o jego ograniczeniach mówią same komplementy, jakie słyszę. "Jak Giannis trafia wolne, to strach się bać". "Jak Giannis trafia z półdystansu, to strach się bać". "Wow, podania Giannisa są czasami niedoceniane i przeoczane". Chociaż wygląda to kapitalnie i Giannis jest bardzo atletycznym i bystrym zawodnikiem w ataku i obronie, to też trochę ich ofensywę ogranicza fakt, że niektóre podstawowe elementy nie są jego najmocniejszą stroną. Trochę. Troszeczkę.
-
Heh, jak ogłosili datę premiery Xenoblade 3 to dziwiłem się tu, że miałby być tak blisko Zeldy i ogólnie po spojrzeniu na listę wydawniczą na ten okres coś nie pachnie rychłą premierą. Nawet nie wiem co to studio może robić przez 6 lat, skoro nawet pierwszy Breath of the Wild stworzyli w krótszym okresie, mimo że był to tak bardzo nowy tytuł, zmiana planów związana z dodaniem nowej platformy, pierwsza Zelda HD itd. (kurde, jak to dzisiaj brzmi, że nadal powstała tylko jedna Zelda w rozdzielczości wyższej niż 480). A ten sequel, to miało być tylko nieco większe DLC, na jedną, znaną już im doskonale konsolę.
-
Ostatnie 5 meczów bez Moranta, Memphis wygrało średnio różnicą 25 punktów. W tym rozjechali Nets z Durantem, a teraz będących ostatnio w gazie Bucks. Dalej się nie liczy bo większość pokonanych ekip nie była mocna (co można powiedzieć o każdym, większość ekip pokonanych przez Suns też nie jest mocna, ot matematyka)? Mój "ulubiony" stat chyba to: kiedy Steven Adams jest na parkiecie, Memphis zbierają prawie 38% własnych pudeł. Kurde, nawet jeśli taka ekipa średnio rzuca, to ciężko pokonać kogoś, kto dostaje piłkę z powrotem w blisko 40% swoich własnych akcji. Wycisk tego zespołu jest niesamowity, a Tyus Jones jest po cichu dużo lepszym obrońcą od Moranta i gdy go zastępuje, to ekipa nie wydaje się tęsknić. Można patrzeć na to ile kto ma punktów na mecz i powiedzieć, że najlepsi gracze Memphis to Morant i Desmond Bane i pewnie to oni najwięcej im dają, razem z JJJ który dostał wiele poparcia na All-Stara w telewizji. Tymczasem nawet taka piątka jak Tyus-Melton-Brooks-Anderson-Adams to czysty horror dla przeciwników i może długo grać i wygrywać. Fundamentalnie mocna ekipa.
-
Jednak 1 zespół vs 29 to jest tak nierówne pole, że nigdy nie poweim "będę zaskoczony, jeśli to nie oni zdobędą mistrzostwo". Ostatecznie, jak długo pamiętam (20 lat), tylko kilka razy mistrzostwo NBA zdobyła najlepsza ekipa sezonu regularnego (bodajże 6 razy). W sumie chyba tylko dwa razy była taka sytuacja że ekipa wydaje się nie do podje'bania i faktycznie jest, byli to Heat LeBrona w szczytowym momencie (chociaż akurat te finały wygrali o włos, powinni przegrać), oraz Warriors z Durantem (którzy tylko raz mieli w sezonie bilans na poziomie obecnych Suns). Dużo więcej było rozczarowań. Oczywiście topowa ekipa będzie faworytem, ale playoffy to dość losowy wycinek czasu, a kandydatów jest wielu. Też uważam, że Jokić jest najlepszych graczem ligi. Ot, wizualnie. W sumie ludzie go trochę nie szanują bo nie rzuca najwięcej punktów na mecz, ale to nawet nie jest jego specjalność. Jokić to szaleństwo. Jokić to nowy Magic Johnson. A Magic był niegdyś uważany za najlepszego koszykarza wszech czasów, chociaż rzucać za bardzo nie umiał, i każdy to przyznawał. Jokić tymczasem rzuca "tylko" te 26 punktów na mecz, ale z zabójczą skutecznością, koleś może jeszcze skończyć jako najbardziej efektywny punktujący wszech czasów (obecnie ma % w karierze troszkę niższy tylko od Curry'ego i Townsa). Pomijam centrów tylko robiących wsady, mówię o gwiazdach ligi. Tylko Curry i Towns, ale Jokić jeszcze robi postępy. 25 graczy w lidze oddaje więcej rzutów od Jokicia, ale tylko 9 graczy ma więcej punktów. Koleś punktuje jak mało kto w historii... A to nawet nie jest jakiś szeroko komentowany aspekt jego gry. No kurczę. Przecież on umie wszystko. Jego chwyt z piłki wodnej i podanie - brak już komentarza. Jak wyprzedza wszystkich na parkiecie myśląc o akcji. Stawiając zasłonę nie tylko odciąga najgorszych obrońców, ale też jeszcze sam jak dostanie piłkę to zmieści milimetrowe podanie do kogoś, kto będzie kompletnie otwarty pod koszem, nie musi tego robić rozgrywający w danym picku. Tak czy siak dasz piłkę Jokiciowi i coś będzie. Podwoisz go, on bez patrzenia (albo specjalnie patrząc na innego kompana) poda tam gdzie się zwolniło miejsce. No, Magic, tylko zabójczo dobrze punktujący. Może nie rzuca z dystansu tak jak Towns, ale gdy zostanie sam na obwodzie, to trafia przyzwoicie (zobaczymy jak w playoffach, bo zazwyczaj w nich trafia trójki jak szalony). Jego fizyczna energia w tym sezonie jest zabójcza, biega jak sarenka, ale zostawiony z mniejszym obrońcą może go też staranować jak czołg. Jak nie idzie wejść w post, to trafia z półdystansu jak Dirk. Koleś został wybrany MVP i jeszcze zrobił spory postęp. IMO żaden zawodnik nie ma takiego wpływu na koszykówkę obecnie, choć jest kilku porównywalnych, wiadomo, jak Durant czy Curry. MVP według dziennikarzy, a to oni głosują, może pójść tylko do trzech graczy. Embiid, Giannis albo Jokić. Są blisko siebie. Miejsca 4 i 5 to będzie wolna amerykanka, masa kandydatów. Głosy dostaną na pewno Curry, Ja, Tatum, CP3, Booker, Doncić, DeRozan, pewnie coś tam LeBron i Durant z rozpędu. Niemniej głosujący zdecydowali, jaka jest czołowa trójka bez wątpienia. Myślę, że żaden zawodnik Suns nie będzie w czołówce.
-
Mam lekkie obawy do potwórki z Yoshiego, z Paper Mario, i paru innych gier Nintendo na Switcha. Oceny 9/10, w sumie urocze pomysły, ładnie pomalowany plastik, ale gra tak prosta i banalna, że tylko sobie idziesz po płaskim, zbierasz zbieradełka i w sumie nie wiesz po co. No bo jak słucham o tym to jest urocze słuchać, że Nintendo ich pytało o więcej przeciwników, a oni odpowiadali że nie mieli serca otaczać biednego Kirby'ego tabunem przeciwników mdr. Ask the Developer Vol. 4, Kirby and the Forgotten Land | News | Nintendo Ale chyba się kupi, tak jak tamte, i sprzeda. Żadna strata, ludzie kupujący gry dla dzieci zawsze są liczni na Allegro.
-
Minęło 5 lat od premiery Breath of the Wild. Perspektywa czasu tylko lepiej pokazuje, czemu to najlepsza gra wszech czasów. Nie wiem czy nawet w latach 90. była taka gra, że 5 lat po premierze inne nowości nadal wzbudzają tylko tęsknotę do tej bardziej rozwiniętej. Weźmy takiego Horizona. Wychodzi nowy Horizon i w sumie nadal jest zabawą w podświetlanko, rzadkie punkty interakcji. Oczywiście to gra nastawiona na co innego, na realistyczne twarze, filmowy show, poświetlanko, znaczniki pokazujące gdzie iść, bohatera mówiącego nam cały czas monologi co się dzieje, to czego chcą posiadacze PlayStation. Inna gra. Wielu znajomym sam prędzej polecę Horizona niż Zeldę w ich gusta. Ale, tak technicznie... gra też próbuje jakiegoś gameplayu jak z Zeldy. Zachodzi niedaleko. Po 5 latach, minimalny jest postęp systemów interakcji w grach 3D. Bo jak widzę hookshota z Horizona, to w sumie mam głównie myśl: "kurde, ale będzie fajnie jak kiedyś w Zeldzie będzie hookshot, który łapie się wszystkich powierzchni, ale to da możliwości". W Horizonie jest głównie powierzchowny, jest kilka wyznaczonych punktów do łapania się, kilka razy się tego używa jak developer chciał, podświetlasz punkt, używasz go. Podobnie ze wspinaniem. Nawet nie liczę że filmowe gry 3D to zrobią, tylko no właśnie może któraś kolejna Zelda. Taki właśnie hookshot może kiedyś będzie, to sobie myślę widząc te bajery. Albo myślę: kiedyś, na mocniejszej konsoli, może w Zeldzie będzie można np. lać wodę. To by było fajne, móc tak nalać wodę gdziekolwiek, zamrozić, rozmrozić.
-
Zawsze była regulacja głośności przez konsolę, nie było przez przyciski na słuchawkach przez AVRCP.
-
Ja szanuję że im się udało to wciepać na 3DS-a, jako jakieś osiągnięcie techniczne, ale grać w to bym nie był w stanie. Nie za bardzo widać co jest na ekranie, ale największą barierą jest jednak sterowanie.
-
Obie gry łączy zaskakująco wiele, ale też Tunic jest bardziej wyrafinowane. Gra ma w sobie mistykę niemal na poziomie Feza. Czytanie tej "instrukcji" jest wybornym pomysłem i, gdy działa, daje niezapomniane wrażenie. Wiele osób w naszym wieku pomyśli to samo - przypomną im się czasy grania jako dziecko w gierki, z których nie wszystko się rozumiało... Czasami mocną przesadzają (brak opisów przedmiotów to nawet dobre prowo, ale nienawidzę mieć np. 1 sztukę przedmiotu który się ZUŻYWA i nie mieć powiedziane co on robi, czy wybuchnie czy doda mi sił...). Ale w dobrych momentach, jest prawdziwy klimat przygody. To i wada i wielka zaleta, że nikt nie mówi: o tu jest sekretne przejście. Po prostu jest sekretne, i je odkrywasz na czuja albo nie. Po kilku godzinach z grą wiesz, że są w niej rzeczy, których NA PEWNO nie odkryjesz jeśli ktoś ci nie powie. Mechanizmy, przedmioty, lokacje, treści itd., pewnie każdy człowiek przegapi niemałą część z nich, i gra nie będzie się chwalić. Niestety wiele indyków nie ma tej prostej przyjemności bycia faktycznie zarąbistą grą, jaką miał Fez, i do skomplikowanych meandrów nawigacji i lo-re dodaje gameplay, który skomplikowany wcale nie jest, i nie ma żadnej głębi. Tutaj i Death's Door, i teraz Tunic mają IMO dość mało do zaoferowania. Przez większość gry po prostu idziemy. Nie czuć wagi postaci, żadnej fizyki. W Tunic nie można nawet zeskoczyć z najniższego murku i nie ma skrótów aż tak często co 5 metrów jak w DD, więc o dziwo wychodzi, że niejedna sekcja pomiędzy danymi lokacjami to funkcjonalnie rzecz biorąc korytarz. Można powiedzieć, że nawigacja w grze jest wymagającym zadaniem dla gracza, ale przez większość czasu tego wyzwania nie myślimy nad niczym, postać nie ma żadnej interakcji z niczym - przez większość czasu powoli idziemy do danego miejsca, to jest główna wymagana aktywność, po czym rozwiązanie zazwyczaj jest oczywiste (albo tak nieoczywiste, że nie zrobimy nic innego tylko pójdziemy z powrotem). Nagradzana jest nie tyle ciekawość gracza, co raczej gruntowność, cierpliwość do niuchania. Odskocznią są jednak w Tunic walki, które są całkiem ciekawe. Mamy szybkie tempo ataków, bardzo silne turlanko, możliwość zablokowania tarczą nawet kilku ataków bossa, a ponadto atak nie zużywa staminy (ale niska stamina obniża obronę) - co łącznie pozwala na wiele i gracz o pewnych ruchach będzie w stanie szybko i efektownie rozprawiać się z przeciwnikami, bo dobre wyczucie rytmu pozwoli na bardzo ofensywną grę. Z drugiej strony, granie cienko zostanie szybko ukarane nawet przez zwykłe potwory. Tutaj jest dużo ciekawiej niż w DD. Niestety cieszę się, że walki nie są zbyt trudne ani zbyt liczne, bo gdyby były, to by mnie szlag trafił od chodzenia daleko od ogniska, zwłaszcza że przeciwników nie zawsze da się ominąć i trzeba ich wysiekać ponownie, bo inaczej będą za nami łazić (albo i strzelać zza ekranu). Gra wygląda bardzo porządnie i trudno uwierzyć, że to robota jednego kolesia. Okej, niektóre rzeczy są tanie, np. wibracje pada zdarzają się dość randomowo i nie ma wiele ruchomych elementów, ale niektóre efekty graficzne są wręcz spektakularne,
-
Ok odkryłem jak się biega, też było ciężko xD
-
Okej, inaczej, nie ma mapy która by mi w tym specjalnie pomagała. Przy tej grze Eldenik to czysta ubisoftówka. Już teraz nie mam pojęcia gdzie jestem i co robię i gdzie był "ten pokój że zanim poszedłem na tę całę plażę to był korytarz w lewo", zobaczymy jak będzie w momencie typu "zrobiłem 9/10, pytanie gdzie ominąłem ten dziesiąty", bo w tego typu światach zazwyczaj ten etap mnie dobija. Ogólnie na razie niepewne uczucia.
-
Włączyłem, nie mam jakiegoś uczucia relaksu. Gra stawia od prawie początku przed graczem wiele możliwych dróg i jest to uczucie "kurde, ten korytarz wziąłem w lewo, ale potem jeszcze jeden wybór, teraz za daleko się wracać, ciekawe co tam było, ale w sumie już nie pamiętam dokładnie jak tam wrócić". Na razie wałęsam się randomowo. Masa sekretów, zazwyczaj opartych na zasadzie "wejdź tam gdzie dosłownie nie widać z powodu ustawienia kamery", ale nie tylko. Teraz wpadłem np. na taką obracającą się kostkę i już mnie trafia, bo nie mam pojęcia, co z nią zrobić. Dość łatwo można trafić na coś ponad nasz stan i czasem zginąć, po śmierci tracimy dusze, ale nie wszystkie, tylko małą część. Tak że z tym luzik, natomiast czasami boli wracanie się powolnym krokiem tą samą ścieżką, w porównaniu do Soulsów tutaj odrodzeni przeciwnicy potrafią długo za mną gonić (typowo dopiero przejście drabiną albo drzwiami zatrzymuje ich zbiorową szarżę). Uczucie z Death's Door w sumie jest podobne, idę bardzo powoli po tym izometrycznym rzucie, nie ma mapy, a widać od razu od początku, że gra chce, żebym bardzo często się tu wracał, jak dostanę bombę, jak dostanę hookshota itd. No, nie wiem jak to będzie. Nawet jak jest sklep, to nie że stoi, tylko wchodzisz do jednego korytarza, przechodzisz nim, do drugiego korytarza, i na końcu tego korytarza powoli pojawia się sklepikarz... Każdy pokój ma krótki loading... No porównanie z Death's Door jest, dużo się chodzi tam i z powrotem.
-
Raczej nie, każda konsola ma inne wymiary stylusa. Czego żałuję, bo mały New to mój ulubiony model, a rysiki które da się kupić zazwyczaj są średniej jakości i rysują szybko folię.
-
No dla mnie to brzmi nieco jak ubisofciak. Nie kojarzę tego słowa z naprawdę ogromnymi grami gdzie idziesz i idziesz, jak Skyrim, chociaż może obecnie większość gier Ubi robi i to, fakt. Ładna graficzka, różne questy różnego typu, wypełnianie słownika w menu opisującego wszystkie rodzaje elementów wraz z liczbami że zebrałeś już 13/78, po trochu wszystkiego w nawalonej mapie którą odkrywamy po kawałku zdobywając dane punkty, brak napięcia, masa zbieractwa, gra na sto godzin chociaż nie było rozgrywkowo sensu jej robić na sto godzin - trochę tak mi się kojarzy to słowo. Nie wszystkie bramy będą dostępne od początku gry, świat będzie się otwierał bardziej w kolejnych rozdziałach historii, ale to też chyba standard. Ogólnie każdy porównuje Ghostwire Tokyo do Crackdowna, co nie brzmi jak jakiś straszny hype. Większym wyróżnikiem ma być i treść, i walki. Opinie o odwzorowaniu Tokio są zachęcające, gra pozwoli na niespotykaną do tej pory eksplorację prawdziwego (choć fantastycznego) miasta pod kątem graficznym. Jakość dźwięku oraz DualSense chyba też wniosą wymiar nieznany z dotychczasowych japońskich gierek. "Techniczni" powinni czekać na tę grę, bo Tango korzysta z cech PS5 i rzuca na ten open worldowy schemat tak dużo setek tysięcy elementów, tak dużo ray tracingu, HDR-u, 4K, i wszystkich innych hasełek, jak chyba żadna gra do tej pory. Walki też brzmią w miarę ciekawie, i choć nie widziałem tego porównania, to ja doprawdy widzę w tym opisie kilka zalet z Soulsów - AI oparte głównie na dystansie od twojej postaci, przeciwnicy próbujący cię zaskoczyć zamiast czekać na swoją kolej, konieczność identyfikowania gdzie są straszni wrogowie po dźwięku.
- 281 odpowiedzi
-
- shinji mikami
- tango gameworks
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
- BG3 to męcząco duży projekt dla studia. Z racji przede wszystkim na kinową prezencję, budżet jest nieporównywalny do Original Sin 2. Studio ma teraz prawie 400 pracowników. - niemniej projekt wie dokąd zmierza, cel jest jasny i idą ku niemu. Obecny stan Early Accessu wreszcie jest zadowalającym dla twórców. - klasa, rasa czy pochodzenie postaci mają tu dużo większe znaczenie w każdej scenie niż w grach takich jak Cyberpunk czy Mass Effect. To jest główny powód wysokiego budżetu gry: dość łatwo jest napisać, że np. w tym momencie barbarzyńca może zareagować tak i siak, ale w BG3 oznacza to też konieczność robienia do tego wszystkiego głosów, animacji, efektów, oświetlenia, sceny itd. "Mocno niedoszacowaliśmy, ile to jest pracy". - co z tymi Wrotami Baldura? "Nie wyciągajcie wniosków pochopnie". W samym mieście zobaczymy więcej nawiązań do poprzednich gier z serii. Mamy widzieć tam efekty tego, co się działo 100 lat wcześniej w świecie przedstawionym. - "Gra nadal będzie gęsta, w naszym stylu. W OS2, miasto to było osiem budynków. Nie pokażemy całego miasta Wrót Baldura, ale jego kawałki, w których jednak będzie się działa masa rzeczy". - finalna wersja? "Naszym celem nie jest żadna data, ale osiągnięcie konkretnego poziomu". Niemniej spodziewają się, że będzie w 2023.
-
Relacja z pokazu w "Edge'u" bez jakiegoś wielkiego entuzjazmu. - to nie jest horror lecz gra akcji, trochę brzmi jak ubisoftówka w Tokio - łatwo mi pomyśleć o Personie, czytając ile tu jest demonów z azjtyckiego L O R E. Opustoszałe Tokio z tej gry wydaje się głównie mapą legend miejskich i strasznych opowieści o wszelakich potworach. Mimo odejścia Ikumi Nakamury kilka lat temu, to nadal głównie gra oparta na jej pasji - jedną z głównych atrakcji gry ma być znajdowanie tych bram torii. W prawdziwym Tokio często można omijać bez zauważania bramy i świątynie stojące w gęstej nowoczesnej zabudowie, albo po postawieniu wieżowca przeniesione na dach tego wieżowca itp. W Ghostwire, magiczne znaczenie tych miejsc staje się prawdą i dosłownie przenoszą cię do innego świata. Inspiracją dla gry jest takie myślenie chodząc po ulicach Tokio: jaki demon mógłby być w tym kącie? Co by robił - duże nastawienie na trójwymiarowy dźwięk. Brzmi to jak Dark Soulsy - że z racji opustoszałego terenu, będziemy słyszeli wszystkie stwory dokoła, gdzie jaki jest, i to nas będzie prowadzić do sekretów i w walkach. Miauczenie kota, trzepot skrzydeł itd. - świat nie jest taki przepastny jak w największych open-worldach, bardziej nastawiony na szczegóły i uważną eksplorację, różne dodatkowe smaczki i drobne rytualne praktyki. Jest dużo eksploracji pionowej, czasami kultowe miejsca z Tokio możemy zobaczyć z nieznanej w realu strony - magia oparta jest na gestach kuji-kiri, chociaż nie dosłownie, twórcy stworzyli oficjalnie własną religię która nie jest tożsama z żadną istniejącą, i te gesty są też ich własne - gesty wyglądają efektownie, ale ogólnie działają podobnie jak czary czy spluwy - "jesteśmy dumni z systemu zachowania dystansu w walce", opartego na maai, z podziałem na trzy klasy dystansu między walczącymi i ataku w krótkim momencie, gdy przeciwnik traci uwagę, mimo właściwego dystansu w danym momencie jest wrażliwy. Z opisu to w sumie trochę mi się kojarzy z Soulsami, ale nie wiem. Oficjalnie walka ma mieć jakiś własny nowy charakter - Tango zależy na zrobieniu czegoś nowego i pokazaniu się ze strony, z której nie jest ostatnio kojarzony Mikami
- 281 odpowiedzi
-
- 4
-
- shinji mikami
- tango gameworks
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Patrząc na to, jak grają Warriors bez Curry'ego i w jakiej formie jest siódma obecnie Minnesota, to będzie dobrze, jeśli Curry nie będzie musiał wracać na play-in. Szkoda że nie mogą zagrać w pełnym składzie, ale też wiele zespołów dzieli ten los w tym sezonie. Polecam nadal Laker show. Ich mecze są naprawdę zabawne. Od czasu kiedy to napisałem, LeBron już ZNOWU wziął sam zmianę bez pytania w trakcie akcji, nawrzeszczał na kolegów dokoła że nie pomagają mu kurva zbierać gdy stoi pod koszem, i tak dalej. Westbrook odpalił niejeden bezsensowny rzut z 10 sekundami na liczniku trafiający w górną krawędź deski, dzisiaj zrobił to pod sam koniec meczu gdy Lakers tracili 3 punkty, ale o dziwo zdążył jeszcze przechwycić piłkę w ostatniej akcji i trafić bardzo trudną trójkę i Lakers wygrali mdr. Jednak trudno byłoby opisać w skrócie kopalnię beki w ostatnich trzech meczach Lakers, ale ta liga ma w sobie spektakl coraz bardziej. Zawodnicy mają mocne ego. Odwracają się do fanów którzy ich krytykują i dogadują im z powrotem, liczą swoje "statsy" na bieżąco, zostawiają akcję tylko po to żeby stać i szydzić z tego jak bardzo spudłował Westbrook albo machać rękami do sędziów że byli faulowani... Jak nie kochać.
-
Ajax trochę beka sezonu, bili takie rekordy, grali tak genialnie, i odpadli na luzie kiedy tylko się dało z Benficą mdr. Która nic nie grała. Jednak nie będzie Ballon d'Or dla Hallera. (Swoją drogą, to Złota Piłka serio od tego sezonu ma być przyznawana za sezon piłkarski. Ominięto więc w ten sposób kwestię Mundialu w grudniu. Najbliższa nagroda będzie tylko za sezon od lata 2021 do lata 2022. Pismo ogłosiło też wiele innych zmian w przyznawaniu tej nagrody - zmiana podmiotu nominującego na bardziej niezależny, ograniczenie głosujących do czołowych 100 krajów świata, bardziej jasne "nastawienie na indywidualny poziom występów" cokolwiek to znaczy). Swoją drogą to Alex Grimaldo ma już 26 lat, co roku są plotki że Barsa go ściągnie z powrotem bo świetnie gra, no i chłop dalej w wieku 26 lat gra w tej Benfice. Chyba najlepszy zawodnik Benfiki w tym głównie częstochowskim meczu.
-
Caruso to to, czego brakuje Lakers. No bo tak, wszyscy się jarają LeBronem. Gracze w TV też. Koleś rzuca masę punktów. Grając 19. sezon w NBA! Coś niesamowitego. Wiadomo, że musi być zmęczony. Ale też co rzadko mówią... On robi to na takiej wyje'bce, że oglądając mecz jednak trochę trudno się dziwić, że Lakers grają kiepsko. Bron czasami przez wiele akcji z rzędu olewa kompletnie wracanie się do obrony. Po prostu nie wraca na połowę. Czasami nawet gdy stoi pod koszem i jego zawodnik zamiast wchodzić to wychodzi na obwód i rzuca trójkę, to LeBron... nie podąża za nim tylko stoi, te 2 metry to też za duży sprint. Jeszcze z taką obrażoną miną, panie, jak mi mogli Lakers coś takiego zrobić, że mój zawodnik jest kompletnie niekryty na obwodzie. Czasami już trochę tak grał, ale wtedy mówiło się, że oszczędza siły na playoffy. Teraz Lakers mogą nawet nie wejść do play-in, bo nawet tankujący Blazers przypadkowo wygrywają więcej meczów niż oni... A LeBron jakby odpuścił sezon. Nie wiem, ludzie w TV gadają tylko o jego triumfach, nawet te ww. zachowania opisują jako wręcz dobre ("bo ma większą motywację niż wygrywanie, jego motywacją jest bicie rekordów" mdr)... A na żywo to wygląda trochę smutniej. I w obronie, i w ataku Lakers czasem grają 4 na 5 przez minutę albo dłużej, bo LeBron nie wychodzi do zasłony, idzie spokojnym krokiem na drugą połowę, nie wyciąga nawet ręki gdy jego koleś rzuca... Wczoraj LeBron w pewnym momencie po prostu wziął zmianę, bez gwizdka, po prostu zszedł z boiska w trakcie gry i Vogel musiał wziąć czas. Jednak ciężko mieć 37 lat. Tak jak Caruso swoją energią zaraża i jego agresywna, inteligentna obrona zmienia momentalnie cały zespół (teraz Bulls), tak gracze Lakers pewnie nie mają łatwo się motywować do walki, gdy widzą, jak ich legenda odpuszcza i parska. Czasami broni, czasami nie. Czasami patrzy gdzie podaje piłkę, czasami rzuca w krzaki jakby miał dość. Mam wrażenie, że Westbrook i ekipa emerytów mogła mieć większe szanse, gdyby LeBron bronił jak w zeszłym sezonie, gdzie walczył niesamowicie. Jednak tym razem wyszło inaczej. Oglądanie całej trójki LeBron-Westbrook-Carmelo naraz to w ostatnich tygodniach czasami niezły ból.
-
Spencer Dinwiddie górą w meczu na szczycie. Wynik i walka na poziomie, którego można się spodziewać po dwóch ekipach wygrywających obroną. Świetny mecz pachnący playoffami. Czy Dallas zaczęli grać lepiej po odejściu Porzingisa? Nie powiedziałbym, bo wygrywają już od początku roku kalendarzowego. Niby Dallas nie wygrywa średnio aż tak wysoko, jak Boston, wiele meczów wygrało ledwo co, średnio rzucają mniej punktów i więcej tracą. Ale bilans w tym roku mają teraz jeszcze lepszy od Bostonu - 25-8. Ta ekipa potrafi przycisnąć w obronie i to chyba ich największa siła (w ataku ciśnie Doncić. Nadal mnie zadziwia, że zawodnik który niby "średnio" rzuca z dystansu, potrafi ciągle tworzyć takie ciśnienie i panikę w obronie rywali). I wydaje się, że znowu będzie wyjątkowo ciężka do pokonania w playoffach. A jednak to ciekawy rozwój wydarzeń, biorąc pod uwagę, co ludzie na początku sezonu mówili nieraz o Kiddzie. Dallas zmieniło najlepszego trenera ligi na Kidda... Komentarze były oczywiste... Tymczasem Pacers pod wodzą Carlisle'a na razie bez sukcesów (oni to odwrotnie - przegrywają maaaasę wyrównanych meczów cały sezon), a Dallas gra topową obronę i ogólnie wygląda to tak, że każdy zawodnik jest bardzo odpowiedzialny, zdeterminowany i nie odpuszcza. Kidd może teraz powiedzieć, że z ekipą pod wodzą Luki Donczicia czy Dinwiddie'ego ma czołową obronę... Pod wodzą Doriana czy innego Maxi Klebera. Teraz może mówić, jak dziś w wywiadach, że Dorian powinien być w pierwszej piątce All-Defense, a Luka w drugiej, z kamienną twarzą. To jednak jest gość...
-
Masa osób na świecie tak uważa, nie bardzo rozumiem związek z fandomem Soulsów ani czymkolwiek w tym temacie.
- 7 627 odpowiedzi
-
- from software
- miyazaki
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: