-
Postów
23 366 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Ten mecz fani BVB zapamiętają na zawsze. Działo się sporo (co się nie działo! Gole! Zwrot akcji! Drama! Horror! Gołębie!), ale rozumiem wściekłość, najpierw mecz w LM ze Sportingiem, a teraz to. Łatwo poczuć, że w absolutnie najważniejszych momentach sędziowie uwzięli się na Dortmund. Zwłaszcza że dzisiaj podopieczni Rosego momentami cisnęli Bayern aż miło. Koniec końców, obie ekipy swoje pokazały i wygrana Bayernu nie jest jakoś bardzo niezasłużona. No ale niesmak pozostał. Dla takich meczów się żyje.
-
Chociaż nasz Robert został spoliczkowany przez Francuzów, to trzeba grać dalej, zostało jeszcze sporo meczów w tym roku do rozegrania. Dzisiaj z Dortmundem. BVB ma tylko jeden punkt straty, dzielnie przeszli przez kontuzję Haaland. Teraz niesamowity Norweg już biega po boisku, a w międzyczasie, olaboga, parę dobrych meczów zagrał Donyell Malen. Strach się bać. Bayern nadal się męczy bez Kimmicha. Cała ekipa polegała na tym jak niebotycznie dobry jest to piłkarz (który nota bene nie był nawet nominowany od 30 Złotej Piłki i nikt z "ekspertów" za tym jakoś nie płacze). Sabitzer jest okropny. Prasa spekuluje, że Bayern może zagrać dziś 3-2-4-1, by wzmocnić środek. Coman i Davies na flankach w takim układzie. Cokolwiek nie będzie, dzisiaj zdecydowanie najważniejszy jak na razie mecz dla Lewandowskiego w tym sezonie. Cóż za okazja, by pokazać Cleberowi Machado, na kogo tak naprawdę powinien głosować znający się na piłce, mający TV dziennikarz....
-
Ayton to gracz trudny do wyceny. Kontrakt, jaki dostał od Suns, był przez wielu ogromnie krytykowany - że powinni po prostu mu dać maxa. No ale kurczę, on często nie rzuca się w oczy. Rzuca punkty głównie wtedy, jak mu podasz piłkę pod koszem - nie ma ani wielkiego dystansu żeby faktycznie rzucać (zdaniem fanów ma zasięg, tylko tego nie pokazuje bo nie ma po co, ok... często jednak ukrywa tego asa w rękawie), ani rzadko kiedy nawet raz nie zakozłuje, a dwa to już chyba byłby jego rekord życiowy. Fakt, że we wsadzaniu piłki spod kosza to jest być może najlepszy w lidze. Podania też niezbyt nie ma, ostatni gracz Suns, żeby coś próbował ruszać akcję. Dzisiaj jednak zaczyna się budowanie ekipy od innych graczy. Suns mogli wziąć w tamtym drafcie Doncicia czy też Trae Younga, nieco dalej był też dużo bardziej imponujący skillem i generowaniem akcji Shai Gilgeous-Alexander. Ale były też dwa Bridgesy - jeden oddany też do Suns, drugi obecnie wymiatający w Charlotte - i też nie wiem, czy wolałbym mieć ich w ekipie, czy Aytona, mimo że niektórzy by mnie tylko wyśmiali za takie pytanie. Z takim Brooklynem to miał typowy mecz, gdzie Ayton był sobie w tle - trafił 5 rzutów (wszystkie albo spod kosza albo szybki Curry z odległości trzech metrów), nie miał ani jednej zbiórki ofensywnej, wszystkie podania to było tylko pozbywanie się piłki. Taki no niezbyt gracz na maksa. Zazwyczaj tak to wygląda. ALE te playoffy jednak pokazały, że jak nie masz metody na Aytona, to bardzo źle dla ciebie. 230 cm zasięgu ramion, jeśli tylko trzyma się odpowiedniego rywala i nie fauluje, to jednak spora zapora w obronie. Wielu graczy jednak nie potrafiło w playoffach takiej zapory postawić. W ataku - każdy rywal po kolei się przekonał, że jeśli dasz mu oddać 10 rzutów, to pewnie trafi z nich około 10.
-
Dla mnie Suns to jedna z tych ekip, gdzie zawodnik, który rzuca najwięcej punktów, nie jest jakimś wyjątkowym powodem jakości całej ekipy. Chociaż niektórzy te dwie rzeczy zrównują. Book nigdy sam z siebie aż tak wiele nie zmieniał. Mają za to kilku idealnych graczy typu "nie zdobywa wiele punktów, ale zazwyczaj ekipa jest z nimi przypadkowo znacznie lepsza". A Mikal Bridges to chyba gracz nr 1 tego typu w całej lidze. Gdy Bridges jest na boisku, rozgrywający przeciwników nie może sobie dryblować tak jak zawsze. Jeśli jest mądry, to szybko oddaje piłkę komuś innemu. To zaczyna całe domino gorszej jakości akcji dla rywala na każdym etapie. A z drugiej strony - sam Bridges zdobędzie w całym meczu 2 punkty, więc dla niektórych najgorszy ich gracz. Curry był wręcz zdziwiony: o fak, zazwyczaj idzie mi to tak łatwo, a teraz tak szybko mam nagle ręce tuż przed sobą, co ja mam z tym zrobić. Rzucał się do przodu panikarsko, oddawał rzuty nieprzygotowane, z kiepskich pozycji, dobrze bronione. Chris Paul to geniusz, widać, że przygotowywał się do tego meczu, znał charakterystykę każdego zawodnika. Gdy piłkę dostawał np. Draymond i było wiadomo, że nie rzuci, to już od dawna nie było na nim nikogo z Suns, a Chris Paul bardziej czekał już, żeby przechwycić podanie, które Draymond od razu instynktownie rzuci. To "piękno" stylu Warriors ma też to do siebie, że stosunkowo łatwo na nich wymusić 20 takich głupich, szybkich strat w meczu, zazwyczaj prosto w ręce rywala. Ciężki był też Ayton. No a Curry'ego trochę zniszczył Bridges. Koleś zniszczył wiele gwiazd w ostatnim czasie, Harden, Trae, Lillard, Fox (ok tych dwóch to w sumie każdy niszczy ostatnio), LeBron w sumie trochę też. Może rzucać i 0 punktów na mecz, ale starcia Bridgesa z gwiazdami rywali to smakołyk NBA. Oczywiście zależy to od przeciwnika. Przy niektórych dużo lepiej jednak mieć Bookera, niż nie mieć. Ale widzimy po grze, że to nie jest jakieś uniwersalne. Warriors akurat mają wielu obrońców, na których Booker nie robi takiego wrażenia. Za to na Aytona nie, ich centrzy jednak chyba są za mali, no wchodził w nich jak chciał... Jeśli te ekipy zetrą się w playoffach, to Ayton może być podobnym problemem, co dla kolejnych rywali w playoffach 2021.
-
Cały świat jednak jest lekko oburzony. Masa trenerów i piłkarzy z europejskiego topu wsparła Lewandowskiego. Taki Klopp powiedział: "jeśli Lewandowski w tym roku nie mógł wygrać z Messim, to znaczy, że bardzo ciężko będzie komukolwiek wygrać". On akurat pracował z Polakiem, ale też wielu takich, którzy nie pracowali, sugerowało podobnie. Właściwie to aż się zastanawiam, kto na tego Messiego głosował. No i po co. Koleś ma już tyle tych nagród, no niemiła sprawa. Z drugiej strony, Lewandowski i tak odniósł niesamowity sukces jak na gracza Bundesligi. Bardzo często on jest jedynym zawodnikiem z Niemiec, który w ogóle jest w top 20 czy 30 nominowanych. Tylko kilka razy Aubameyang się zaplątał. Gracze niemieccy i Robben jechali mocno na medalach Mundialu. Nawet gdy w 2013 roku Bayern wygrał w wielkim stylu Ligę Mistrzów, a Ribery grał niesamowicie, to skończył tylko na trzecim miejscu. Za rok chyba będą musieli tę nagrodę opóźnić, bo trochę dziwne by było nie wliczać Mundialu w podsumowanie roku. Tutaj niestety spory pech, bo szanse Lewandowskiego na medal są mniejsze niż Alphonso Daviesa. Ponadto Katar będzie cały rok pompował Messiego, Neymara i pewnie jednak Mbappego. A gdyby nie to, to przecież Lewandowski w obecnej formie byłby faworytem i na przyszły rok...
-
W tej grze prawie nie ma co nawet szukać w poradniku, zwłaszcza jeśli chodzi o pokonywanie bossów. Wszystko jest tak jasno opisane. Jeden spyglass w sumie mówi nam wszystko, co musimy zrobić, a ścieżka na skróty już nie istnieje, bo wszystko jest i tak łatwo dostępne - mamy przejrzyste kompendium, gdzie od razu widzimy wszystkie skille każdego możliwego demona, jak tego demona zrobić jeśli go nie mamy, mamy esencje, przedmioty zmieniające postać walki jak dampenery itd. No, nawet nie ma co dawać tipsów na bossa, bo widać jak na dłoni, co możemy zrobić, żeby go najlepiej rozwalić. Nawet ich superataki są od razu opisane po jednym spyglassie. W porównaniu z poprzednimi częściami, to luksus. Ok, zobaczyłem w necie, że są nawet 4 zakończenia, w tym jedno "ukryte" i wyróżnione przez twórców (chociaż tutaj wyżej czytam, że jest chyba "najgorsze", z tego co rozumiem, bo nie ma nawet bossa. Ej, chyba chcę bossa). Trochę kiepska sprawa dla kogoś, kto chce zrobić 100%, ale jednak nie zużywać na to masy czasu. Lista warunków i zmian niby krótsza niż zazwyczaj, ale jednak tak naprawdę bardzo długa. Ponadto niby "alignment" zbierany przez grę na nic nie wpływa, ale gdy nie będzie odpowiedni, to musimy zapłacić 666 tys. złotych, co nie brzmi jak drobna kwota. Summa summarum, nie mam pojęcia co robię w zakresie tego, jak to się wszystko skończy, ale skoro to jest gra o Bogu i piekle i niebie, to może nawet to pasuje.
-
Ale z drugiej strony to trochę też rzygam tymi wyliczeniami, próbami sprowadzania wszystkiego do jakiejś nauki, i to takiej prostackiej "nauki", ale żeby wyciąć całą magię i kulturę piłki z równania. "A bo Messi strzelił 47,5 gola i asysty, a Cristiano tylko 66,18 gola i asysty, ponadto był 2. w lidze ale z pięcioma punktami straty więcej, jak wyliczyłem jest gorszy". Nie wiem, czy to ogólna zmiana, czy po prostu ludzie się zestarzeli, bo kiedyś nie byłem otoczony takimi komentarzami. Ludzie byli fanami Zidane'a, Ronaldinho, Figo, Bekchama, Nedveda, Ballacka czy coś, nie tylko dlatego, że oni bili jakieś rekordy strzeleckie. Wcześniej Maradona czy Cruyff. Oczywiście gole też robią wrażenie i wielu najlepszych graczy też ich dużo wali, ale to nie jest jakoś tożsame. Po prostu to byli piłkarze, że jak widziałeś ich grę to japa opadała, i chciałeś być jak oni, i chciałeś oglądać ich mecze, a nie inne. Nie wiem, czemu teraz na tylu stronkach widzę obśmiewanie takiego podejścia. Co jest złego w tym że ktoś po prostu lubi Messiego czy Neymara bo zarąbiście im się podoba ich gra? W końcu można zadać pytanie, czemu w ogóle śledzimy futbol. Bo ktoś jest wydajny? W każdym sporcie ktoś jest wydajny i ktoś kręci liczby, nawet w rzutkach, ale jednak rzutek nikt nie ogląda i nikt nie śledzi, jaki zawodnik wygrał Flechette d'Or. Włączamy mecz futbolu, a nie innego sportu, żeby jednak zobaczyć jakiś ciekawy pokaz futbolowych umiejętności. A inni włączają, bo interesuje ich kulturowa walka narodów, klubów, interesuje ich drama, może interesują ich gwiazdy itd. I tutaj też nie widzę powodu aż tak śmiać, że dla kogoś najważniejsze w futbolu jest coś takiego jak wygranie finału Mundialu, finału LM, że to jest mecz który zapamięta na lata i bohater tego meczu dla niego będzie piłkarzem roku. Niezbyt się z tym zgadzam, ale nie uważam, że to jest jakieś okropne podejście, że to są jakieś głupki. Futbol to jednak rozrywka, piłkarze zarabiają te miliony za to, że ktoś chce włączyć mecz. Perfekcyjny piłkarz bez publiczności byłby niczym. Lewandowski IMO osiągnął perfekcję w ostatnim czasie, ale też przyznam, że blisko perfekcji sięgnął Karim Benzema, a ten to w ogóle żadnych nagród nie dostał. Czy Benzema jest indywidualnie gorszy od Lewandowskiego? Czy Bayern straciłby na wymianie tych piłkarzy? Nie jestem taki pewien. Ale też Benzema nigdy nie robił aż takiego show. Już widzimy, że Vinicius może w wieku 21 lat może przyciągnąć do Realu ludzi, których Benzema nigdy nie przyciągnie. Nie bez powodu prezes Realu marzy o takich piłkarzach, teraz marzy o Mbappem, który może nie miał najbardziej wydajnego roku, ale jak się go widzi to trudno odmówić, że po prostu jest geniuszem. Albo taki De Bruyne, piłkarz niesamowity. Jego klub wygrał najpopularniejszą ligę świata, dotarł do finału LM, De Bruyne też regularnie zachwyca w reprezentacji Belgii, podnosi jej wartość ogromnie. Może to wina Pepa Guardioli, że zrobił go środkowym pomocnikiem, a nie jak z Messim, że kompletna wolność, "masz piłkę i graj".
-
Stało się. Polska okradziona. Messi 613 pkt., Lewandowski 580 pkt. Kurde było blisko. Niby wiadomo, że to tylko jedna nagroda, ale jednak najbardziej słynna.
-
Tak jak chwalę design prawie wszystkiego w świecie i jestem pod wrażeniem, to jedno na pewno tu nie pasuje. Anzu. - lata praktycznie wszędzie przez większość trzeciego świata - wiecznie wlatuje pod nogi, nie można iść spokojnie - wysokie agility, zazwyczaj ma pierwszą turę i ma grupę mającą łącznie 4-5 ataków, która jeszcze zaje'bie mi krytyka albo seala na 3 postaci - silny, trochę czasu schodzi je rozwalić Nie wiem no, dziwna sprawa, dalece najbardziej irytujący przeciwnik w grze. Z którym stoczyłem dalece najwięcej walk. Zbieram tyle klejnotów (aquamarine itd.), że aż się zastanawiam, co będzie za nie nagrodą. W końcu większość mocnych itemek w tej części jest do kupienia za 500 makki mdr. Bo zakładam, że jakiś sklep na nie w końcu będzie.
-
Napoli nawet jak przegrało, to w wielkim stylu. Szokująco efektowna ekipa w tym sezonie. Dzisiaj po prostu miażdżą Lazio, mimo wielu kontuzji. Inter też imponujący. Liga stała się wyjątkowo ciekawa, a co najlepsze Juventus wydaje się w tym sezonie kompletnie nie być częścią stawki. Ani nie mają jakiejś dominacji nad piłką w meczach, ani nie tworzą jakoś sporo okazji. Poza Dybalą, żaden piłkarz nawet się specjalnie nie wybija w lidze. CHYBA w ostatnich meczach poprawili obronę na solidny poziom, no i głównie tyle. Nic ciekawego, poza tym że na koszulce napisane Juventus.
-
Zazwyczaj "Edge" drukuje kalendarz na nowy rok z obrazkami z 12 różnych gier, ale w tym roku wszystkie ilustracje są z jednej. Tak jakby sprawa była jasna - to będzie ROK ELDEN RING. Trochę jak kiedy wyszło Breath of the Wild, wszyscy fani dobrych gier różnego typu będą chyba grać w to samo i kojarzą cyferki 2022 z tym samym. Oczywiście ja nie używam to komuś oddam kalendarz.
- 7 627 odpowiedzi
-
- 1
-
- from software
- miyazaki
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Długofalowe myślenie też się liczy. Taki Arsenal wypadł z czołówki i może nigdy do niej nie wróci - nie ma gwarancji. No ale taki mecz dziś, jak na nich... - wygrali - bardzo solidny mecz, dominacja piłki, dużo okazji do bramek, niewiele okazji dla Newcastle, a co było, to obronił bramkarz który jest wreszcie dobry - prawie cała jedenastka to dzieci 21-23 lata A Man United co? Sama lista kontuzjowanych na ten moment ma dużo większe zarobki, niż te 9 dzieciaków z Arsenalu razem wziętych. Każdy w Man United przychodził tam jako gwiazda, a teraz jest wyklinany, ostatnio padło na Maguire'a, ale przecież również Bailly czy Lindelof kiedyś BYLI świetni. Taki Telles długo wymiatał w Porto, a w Manchesterze jakby skończył karierę. Krysztiano tak naprawdę gra cienko. Sancho okropnie, wiadomo. Nawet Bruno Fernandes nie zachwyca zbyt często ostatnio, choć i tak jest chyba najlepszy z tej paczki. Ogólnie jest... spory potencjał do poprawy.
-
To w sumie dobrze wiedzieć, chociaż to że nie będę miał pełnego pokedexu to trochę irytujące, nie powiem. Tak to by ładnie wpadło po raz pierwszy 100%, chyba, nie wiem jak jest ze zbieraniem kasy pod koniec gry.
-
Ewolucja kapeli postępuje. Mastodon zrobił już tak wiele, ale tym razem zrobił coś, czego jeszcze nigdy nie osiągnął... Nagrał album, które niezbyt mi się chce słuchać. Przede wszystkim, sprawa jest naprawdę smutna i smętna. O każdym albumie od czasów "Crack the Skye", kapela mówi, że jest zainspirowana śmiercią którychś bliskich, a i tak dopiero tym razem serio nastrój całego niemal albumu można by opisać jako "kto umarł?". Stosunkowo proste riffy czołgają się w żałobnym tempie, a gdzieś w tle słychać jakby echo ducha, jakiś pogłos... A tak, to wokale. "Teardrinker" faktycznie okazuje się najbardziej przebojowym momentem albumu, a to mówi wiele. Kiedy jeszcze niedawno ta kapela kończyła jeden utwór cheerleaderkami krzyczącymi "hej, ho, let's fakin goł!" do chorego kwaśno-uderzającego riffu "Aunt Lisa", by tuż potem od razu odpalić z dwururki rozpie'rdalające spirale riffu do "Ember City", z Brannem Dailorem nie zostawiającym złudzeń gdzie jest moc od pierwszej sekundy serią pier'dolnięć w talerze i rollem typu "50 na sekundę". Nie mam tego chłopakom jakoś za złe. Ja sam mam 30 lat i już czuję, że głos ani palce nie wyrabiają tego, co kiedyś, no a oni mają blisko 50. Taka zmiana w ich muzyce na rzecz bardziej posępnego mroku jest oczekiwana. Płyta brzmi trochę za bardzo, jakby była nagrywana w domu. W tym roku zrobiła to masa kapel, ale rezultaty są różne. W przypadku Mastodona, gitary są wyjątkowo mało soczyste, a całość ma lekki posmak demka - ciche i stłamszone wokale (nie wiem czemu, bo są bardzo ważne dla piosenek!), sporo bliżej nieokreślonego midowego pogłosu i hissu który nie wzmacnia żadnej partii, jeśli się nie skupisz to głównie słyszysz talerze. Mastodon uczcił 10. rocznicę wydania płyty "The Hunter" kolejnym albumem, który nie jest tak wybitny jak pozostałe.
-
Xavi stwierdził na konferencji, że mecz z Villarrealem będzie ciężki, bo mają małe boisko. [Villarreal ma zupełnie standardowe boisko 105x68, tak jak Barca i w sumie każdy klub który gra w europejskich pucharach] DNA Barcelony czujne od pierwszych dni. Oczywiście, na razie jest etap dawania mu czasu by rozwijać swoje idee i koncepty. Z Benficą nawet były dobre momenty.
-
Ale wyobrażacie sobie co ludzie piszą o trenerze i ekipie na forach Psxextreme.PT i Psxextreme.IT, że te dwie ekipy przegrały kwalifikacje odpowiednio z Serbią i Szwajcarią? Jakimiś no name'ami. Teraz na pewno przynajmniej jedna z nich nie pojedzie na mistrzostwa. A to dwaj ostatni mistrzowie Europy, nie kraj, który przez ostatnie 40 lat jeden raz wyszedł z grupy, oczekiwania fanów chyba trochę większe niż w Polsce.
-
Jakiś element z geniuszu pierwszego Xenoblade'a tutaj nawet jest, w następnych lokacjach. Ależ ta gra jest WERTYKALNA. Faktycznie można się pogubić, nie idziesz po mapce (chociaż jest ona stosunkowo dobra, fajnie że zaznacza większość znajdziek i wysokość gruntu) tylko patrzysz dokoła siebie, są różne rzeczy, eksploracja, teren, nie tylko ścieżki. Na tle dotychczasowych gier Atlusa, to normalnie horyzont jest tutaj nieskończony. Tyle rzeczy przed tobą! Nawigujesz. Aż bym nagrał wideo jak gdzieś wchodzę, a tam, do diaska, nie ma nawet mimana, no ale gra nadal nie ma nagrywania wideo.
-
E dobra, mam pytanie w sumie. W pierwszym świecie na wschodzie lata takie coś bardzo szybko po mapie. W tym samym niemal miejscu lata jeden ze smoków z questu "4 smoki", a może thunderbird... no ich tory się nawet przecinają, ale ten drugi lata tak szybko, że go nie widzę nawet. Gdzie ja mam stać, żeby to coś złapać?
-
Jeśli nie będziesz nic robił poza parciem do przodu prostą linią w głównym wątku, to raczej będziesz miał za niski level, żeby pokonać bossa i pójść dalej. Tylko tak się zastanawiam, po co ogólnie włączać grę w takim przypadku, jeśli chcesz jak najbardziej uniknąć grania w nią i kontaktu z tym co jest w niej ciekawe. Nie ma nagrody pieniężnej za skończenie, ba, na Switchu nawet nie ma achievementów. To nie jest ewidentnie "grind" ponieważ grind polega na powtarzaniu jakiejś pracy tylko po to, żeby zebrać jej benefity. Xenoblade ma duży świat w którym możesz iść w różne miejsca. To że możesz np. wejść na jakąś górę, na którą jeszcze nigdy nie wszedłeś, nie staje się "grindem" tylko dlatego, że ty nie masz ochoty tam wchodzić, bo np. nie ma na tej górze jakiegoś dialogu o tym z kim się gziła ciotka koniokrada. To nie jest właściwe słowo, no ale niektórzy nie mają wiele zamiłowania do używania słów zgodnie z ich znaczeniem. Na siłę to można by i faktycznie powiedzieć, że w Forzie trzeba "grindować" jeżdżenie samochodem, żeby dojść do końca, a w Wiedźminie słuchanie dialogów, a potem pójście do podświetlonego punktu na mapie, zaciachanie wrogów i ponowne słuchanie dialogów. No... na tym polega gra, to nie jest środek do celu tylko cel. Ja nigdy w Xenoblade nic nie powtarzałem tylko po to, żeby zebrać jakiś surowiec, to jest właśnie wyjątkowo, wyjątkowo mało "grindowa" gra open-world jak dla mnie. Jedna z 2-3 najmniej "grindowych" jakie widziałem. Pomijając nabicie levelu typu "ponad 100" na kilku dodatkowych opcjonalnych bossów, tutaj może nie być naturalnej opcji, ale to detal.
-
No ale jest jeszcze taki detal jak cała reszta świata, która generalnie się zgadza. Moja opinia to już mniejsza z tym, ale ogólnie mieszanie XB2 do jedynki jest trochę odjechanym pomysłem. Ta gra nie ma prawie żadnych zalet jedynki. Jest znacząco inną produkcją, która nie ma nic za co większość ludzi kochała jedynkę. Ma powolne tempo, które kompletnie zmienia wyraz eksploracji świata, strasznie ciężki słodko-cyckowaty anime klimat, niesamowicie głupie dialogi, ogrom niepotrzebnych tutoriali do przetrwania przez pierwsze 50 godzin gry, bardziej nasycone w kolorki, ale ogólnie brzydsze... wszystko, nie ma muzyki ani świata z jedynki. XB2 jest grą, w której jest strasznie dużo gadania... gadania, które wygląda i brzmi jak z bajki dla przedszkolaków, świetna kombinacja! Chociaż jest to gra chyba robiona z myślą o fanach Disneya, to dodatkowo jest też niesamowicie, obsesyjnie, prześmiesznie skupiona na robieniu ciągle na siłę wrażenia, jakby była skomplikowana. Ten temat na forum to pułapka, tak tylko mówię osobom z zewnątrz. "Jedynka" to gra z Wii która wyszła na Switcha bez niemal żadnych poważniejszych zmian po 10 latach i zebrała miażdżąco lepsze recenzje od "dwójki", to chyba mówi wszystko.
-
Nowym forumowiczom przypominam tylko, że to jest pułapka i tak ogólnie w normalnym świecie nikt nie uważa, że następne części Xenoblade'a są dobre.
-
Jeśli już przed zaczęciem gry interesuje cię tylko jak najszybsza metoda, żeby zacisnąć zęby i ją jak najszybciej przejść do końca, to nie lepiej, nie wiem, w ogóle w nią nie grać? Spora oszczędność cennego czasu. Nie rozumiem nigdy tego sposobu objeżdżania Xenoblade. To trochę jakby krytykować Forzę, że wsadzili strasznie dużo jeżdżenia. Albo Wiedźmin spie'przony, bo dużo jest stania i słuchania jak gadające głowy mówią i trzeba przez to przebrnąć żeby przejść grę. Jakby... na tym polega gra. Jeśli komuś nie podoba się latanie po świecie i walki w Xenoblade, to po prostu nie podoba mu się Xenoblade, nie znaczy to że jest jakaś inna "prawdziwa" gra, której te okropne aktywności stoją na drodze.
-
No w sumie fakt. Czyli kolejność 1-2-3-4 w grupie ustalona, ostatnią kolejkę można grać jako sparingi niczym Sousa z Węgrami.
-
Wśród forumowiczów ekstrima dwójka jest lepsza, i to chyba jedyne takie miejsce w necie. Dla mnie to jeden z najlepszych jRPG-ów w historii, dwójki nie będę nawet komentował, bo ile można. Brr. Nie uważam żeby walki w "jedynce" były proste. Ogólnie raczej must have, nie wiem czy od czasu co najmniej fajnali na PS2 wyszedł jRPG który był tak jednogłośnie ceniony. Może Persony ewentualnie. Co do ogólnego opisu - gra była chwalona/krytykowana jako "single playerowe MMORPG". Otwarty świat, masa drobnych questów. Jest też główny wątek ze scenkami, i dla niektórych to on jest atrakcyjny, dla mnie najfajniejszy był sam świat i questy typu "zbierz 5 kwiatków, żeby je zebrać przy okazji zwiedzisz przepiękne widoczki". Gra nie jest oklepana. Gra jest bardzo długa i to jest przewalone, jak cię wciągnie to możesz pożegnać się z życiem bo Xenoblade jest dużo fajniejszy niż życie. Ja prawie nigdy nie gram w coś 100 godzin, a już na pewno nie robię tego z przyjemnością, ale Xenoblade, jak Zelda - no kurde za dobry, żeby po włączeniu jednak nie wtopić tej setuni czy dwóch.
-
Podstawowe skille typu "Ice Block" pojawiają się w miarę wcześnie, wiem że są, no ale nie ma potrzeby ich używania, skoro jest przedmiot. Ponadto kosztują sporo many i są dość rzadkie, więc żeby na nich jakoś mocniej polegać, trzeba by się postarać pod tym kątem. Też dobry balans, można sobie zrobić, ale do normalnego grania nie jest konieczne nic grindować.