-
Postów
23 367 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Ja jestem wielkim fanem takiego sterowania (o niczym nie marzę jak o świecie, w którym kiedyś jednak to będzie standard w FPP), ale i tak dla mnie ono nie jest oczywiste. Nie analizuję jak wszyscy grają, ale wydaje mi się, że podstawowy instynktowny problem dotyczy względnej pozycji willota/joycona w momencie, w którym gra zaczyna to śledzić. Ten moment nie zawsze jest oczywisty i nawet człowiek nie myśli, że teraz oto jest punkt 0 i następna aktywność wymaga ruchu względem danej pozycji. I teraz sobie np. włączyłem Okami na Switcha i znowu nie miałem instynktu. Trzymam jocyona luźno, nie jest on oczywiscie poziomo względem podłogi, i moje ciało zapomnialo, że jak wcisnę przycisk malowania, to od tego momentu orientacja kierunków będzie względem pozycji joycona w momencie wciśnięcia tego przycisku. Robię kreskę poziomą względem podłogi, nie względem jocyona. Na ekranie pojawia się kreska krzywa. Gra nijak tego nie mówi, może tego się nawet nie da łatwo wytłumaczyć. Zresztą to chyba normalne, jeśli ja grałem kiedyś dziesiątki godzin w Okami na Wii, z celowaniem względem telewizora, opartym na podczerwieni, i mam ten inny instynkt z tego powodu. Niemniej od razu nie mam wątpliwości, że to jest najlepsza metoda grania w Okami. Dużo łatwiej jednak się nauczyć sterować ruchowo, niż wrócić do malowania gałką, które jest niezwykle ślamazarne w porównaniu. Walki są tak gdzieś 15x szybsze ze sterowaniem ruchowym. Ciach-ciach i po demonach. Nie byłbym w stanie wrócić do siekania ich gałką, nie w tej grze gdzie nie da się tego zrobić tak szybko.
-
1. Granie w Zeldę na 5,5 calach jest męczące, i będzie męczące na 7 calach. Ta gra ma dużo detali na ekranie, ogrom świata przed tobą i obserwowanie co jest gdzie to duża część gry... Ja nie byłem w stanie grać przenośnie, to było jakieś absurdalne uczucie dla mnie. Wszystko się da, oczywiście, kwesta indywidualna - ludzie oglądają nawet filmy na komókach, grają w gry na komórkach itd. Dla mnie osobiście Zelda to była jedna z dość wielu gier, w które nie ma sensu grać przenośnie, bo tylko się traci właściwą grę. Sterowanie też jest ciężkie. Oczywiście większy Switch będzie nieeeco lepszy, ale nie będzie "dobry" do Zeldy. Takich gier jest moim zdaniem niemało, natomiast Hades akurat jest świetnie dostosowany do grania przenośnego, wszystko jest duże i wyraźne, sterowanie jest idealnie zrobione pod wygodne granie z użyciem przycisków frontowych, duża część sukcesu tej gry to perfekcyjne dopasowanie do Switcha. Niestety nie ma opcji podłączenia słuchawek do pada i ogólnie nie ma opcji na bezprzewodowe granie na słuchawkach. Jedyna opcja, żeby to się udało, to użycie uniwersalnego adaptera, który sam zrobi całe nadawanie, a podłączy się do albo do jacka, albo do USB w docku. Jest na to kilka opcji, które kosztują od 100 zł. 2. Szyny też się wyrabiają i czasami zaczynają się luzować i joycon może ci przestać czasem "klikać" w trakcie gry. Nie jest to tak częsty problem, jak wyrabiające się gałki czy nawalający bluetooth, ale też dotyka część osób z czasem. 3. Kto właściwie napisał, że nie poleca się ładowarek telefonu, a poleca powerbanki? Chyba prędzej odwrotnie. Nintendo samo oczywiście napisze, że nie poleca nic poza ich własną ładowarką. Żaden typ urządzenia nie uszkodzi Switcha, jeśli jest dobrze zrobiony. Ładowarki do telefonu i powerbanki z oryginalnym kablem nikomu nie uszkodziły Switcha. Były uszkodzenia z powodu niektórych docków, bo Switch jest dość wybredny pod względem parametrów w trybie dock.
-
Na pewno gry będą lepiej graficznie chodzić, niż na Switchu. Zwłaszcza jak kupisz wersję za 680 euro... Switch Lite kosztuje 200 euro. Deck jest dużo większy i dużo cięższy. No podejrzewam że będą chodzić lepiej. Switcha się kupuje głównie dlatego, że to konsola przenośna, nikt nie ściemnia, że gry na tym jakoś lepiej chodzą. Jak ktoś np. chce grać tylko na TV, to nie ma wiele powodów grać na Switchu, zwłaszcza jeśli ja tutaj kurde gadam o kupieniu ciekawej gry za 160 zł, a ktoś odpowiada, że na Xboksie sobie włączył, bo oczywiście jest w Game Passie. Microsoft zabił rynek i Xbox jest stacjonarną konsolą idealną. Switcha warto używać, żeby używać Switcha. To jedyna mała i uniwersalna konsola. Zależy kto czego chce. Dla niektórych to Deck będzie optymalny, jest na pewno postępem w dziedzinie przenośnych pecetów do grania. Z wieści Switchowych, jutro wychodzi w końcu The Great Ace Attorney Chronicles. Zdaniem wielu, najlepsze gry z serii, po latach w końcu przetłumaczone na angielski. Chciałbym zaznaczyć, że ta gra nie wymaga znajomości przygód Phoenixa Wrighta, natomiast chyba wymaga lekkiego zamiłowania do czytania po angielsku.
-
Recenzje umiarkowane, średnia jest w okolicach 8/10. Niestety mówią to, na co się nastawiałem trochę po demku: ta gra to przede wszystkim genialny album muzyczny oddający vibe nowoczesnego Tokio, natomiast jako gra RPG, w której się steruje bohaterem, ma sporo problemów z tempem, wyzwaniem i zaangażowaniem gracza. Czytane dialogi w tym nie pomogły, bo oznaczają masę jeszcze dłuższych scenek, zwłaszcza na początku gry. Na Switcha chyba styknie, do pogrywania na luzie. Ale zapłacę bardziej za fanostwo niż żebym nastawiał się, że mnie wciągnie i rozwali jak "jedynka".
-
Kurde bardzo fajna giereczka. Prosta akcja, cały czas nowy pokój, idziemy dalej. Ciągle jakieś nowe zagrywki. Wiadomo, że przejdzie się to w kilka godzin, a trochę jednak kosztuje. Mimo wszystko nie żałuję za bardzo. Premiera ostatnich tygodni to oczywiście Cris Tales. Czekałem na tę gierkę i faktycznie - jest to przepiękne odwołanie do tradycji prostych jRPG-ów z czasów SNES-a i PSX-a, które jednocześnie wnosi wiele nieoczywistych elementów od siebie. Szkoda, że gra również z PSX-a wzięła koncept tego, jak często i jak długie są loadingi. Co chwila (przejście do nowej lokacji, każda walka, zapis gry - ten tylko na mapie świata, swoją drogą...) dostajemy po oczach białym ekranem ładowania, który na Switchu pozostaje tam przez jakieś 15-20 sekund. Trochę masakra. Nie wiem, czy lepiej w to grać stacjonarnie, bo też loadingi są krótsze, ale swoje trwają, a trochę nuda tak siedzieć przed TV i je oglądać. Stosunkowo najlepiej wypada wersja na PC, gdzie loadingi mogą trwać jakieś 5-7 sekund. Sporo zależy od cierpliwości. Niektórzy się nie przejmą i pokochaj Cris Tales. Inni będą wkurzeni na maksa tymi loadingami. Nie wiem, czemu developer to zaakceptował, bo naprawdę zaczynając grę (gdzie jeszcze w pierwszej scenie dosłownie od razu mamy bodaj 6 krótkich tutorialowych walk, z loadingiem pomiędzy każdą z nich...) trudno jest mówić o czymkolwiek innym, niż te loadingi. Dla mnie takim Cyberpunkiem Switcha było Ittle Dew 2. Fajna gra, natomiast te loadingi przy każdym wejściu do pokoju mnie rozwalały. Nie byłem w stanie w to grać kompletnie. Ostatnio się dowiedziałem, że gra została wycofana z eShopu, a później sam developer przejąwszy prawa wypuścił nową wersję, która ma znacznie krótsze loadingi (i kilka innych poprawek). Teraz Ittle Dew 2 na Switcha jest całkiem warte uwagi, loadingi nie są nadal natychmiastowe, jak by się chciało, ale całą grę się zupełnie inaczej odbiera.
-
Ogólnie najbardziej polecane gry z tej serii to Dynasty Warriors 8 oraz Warriors Orochi 4, z czego ten pierwszy ma być bardziej umiarkowany i przystępniejszy dla nie-fanów. No i nie kosztuje 280 zł jak WO4 mdr. Tylko na przecenach bliżej stówki. Nintendowskie wersje, Fire Emblem i Zelda, ogólnie nie są uważane za jakoś słabsze, dla wielu fanów to są najlepsze spin-offy serii, chociaż wiadomo że są lekko inne.
-
O czymś to jednak świadczy, że na forum PSX Extreme tylko kilka osób opłakuje koniec serii Pro Evolution Soccer. Kto by kiedyś pomyślał? Nie wiem, ile mogę mieć pretensji do Konami. Zrobili najlepszą grę piłkarską, to chyba jest osiągnięcie. FIFA wiele z nich skopiowała, dołożyła sporo promocji zapodawanej przez giganta EA i w sumie dobrze na tym wyszła. Sam fakt, że FIFA zmieniła nazwę z "soccer" na "football" już 20 lat temu, a PES robi to teraz, mówi wiele o talencie marketingowym tych firm w sensie globalnym. Tak jak to opieranie się na Messim, które niby ma sens, ale on ma już tyle tych reklam, że trudno nadążyć, zresztą przez kilka lat był też twarzą serii FIFA i nie wiem, ile osób to rozróżnia. Konami głównie tylko umiało zrobić PES-a i niewiele poza tym robili dobrze. Model wydawania co roku nowej gry też ma w tym gatunku od dawna coraz mniej sensu z roku na rok. Oczywiście gra się stoczyła przez ostatnie lata, a w trakcie 2021 roku sytuacja pogarszała się tak, że ten krok wydawał się nieunikniony. Nie tylko kiepska gra, ale też brak reakcji ze strony Konami. Na ten moment większe szanse na zrobienie doskonałej gry piłkarskiej ma EA, niż Konami. Fani PES-a mogą tylko wrócić do 2019, 2016, może nawet do 2009 by chcieli wrócić, nie wiem, jakie są opcje. Nie wiem no, chyba dobrze że to skończyli. Ten eFootball to, jak rozumiem, ma być kontynuacja wersji mobile, na Unrealu, która jest generalnie rozproszeniem uwagi i ludzie w to grają tylko dla nagród?
-
Bryan Gil chyba w Tottenhamie. Do Sevilli powędruje Erik Lamela oraz 25 milionów. Kurczę no, trochę dziwny ruch. Nie wiem, jakim cudem Sevilla widzi to jako dobry zysk. Hiszpan może naprawdę wyrosnąć na gracza pierwszej klasy, a pod pewnymi względami już nim jest. Aż go szkoda na Tottenham. Blisko przyjścia jest Cristian Romero. Oczywiście Romero jeden z najlepszych stoperów Serie A w zeszłym sezonie, no i wszedł z marszu do jedenastki Argentyny, będąc czołowym ich graczem na Copa America, zatrzymując też w finale Brazylię. (Drugim stoperem Spurs może jeszcze być np. Takehiro Tomiyasu, zwłaszcza że odchodzi Alderweireld). Atalanta za dużo gwiazd wypromowała ostatnio. Ciekawe ile z nich zatrzyma, zanim sezon się zacznie. Na Euro wyróżniali się Maehle, Gosens, Pessina, Miranczuk, Malinowskij, Freuler, Toloi, Paszalić... No i ich bramkarz Gollini został już oficjalnie pozyskany przez Tottenham. Atalantę łączy się, oczywiście, z kupowaniem graczy, którzy nie łapią się do składu Juventusu: pozyskaniem Demirala na środek i Frabotty na lewą stronę obrony.
-
To mówi wiele o tym, ile wiary i pewności było w talent Giannisa, jeśli koleś mający za sobą tylko trochę gry w drugiej lidze greckiej (wszak nawet pierwsza liga grecka nie należy do najlepszych w Europie) był wzięty tak wysoko, jak z numerem 15. Że większość klubów NBA wysyłała kogoś, żeby leciał oglądać drugą ligę grecką. Dla porównania, z 14 poszedł Shabazz Muhammad, który był w drugiej piątce All-American według SN, pierwszej piątce All-Pac-12, debiutantem roku Pac-12, Mr. Basketball dla licealnego gracza roku, MVP All-American Game, i tak dalej. Z 16 poszedł Lucas Nogueira, który dostał nagrodę dla defensora roku w ACB, najlepszej narodowej lidze w Europie. Tymczasem Giannis... Koleś tuż przed tym draftem dostał w ogóle obywatelstwo (pierwsze w życiu), tak żeby w ogóle mógł zostać wpuszczony do USA. Poleciał od razu na Eurocamp, wypadł na nim dość średnio (oczywiście "średnio" to był dobry znak, skoro grał z zawodnikami w większości rok starszymi i ogranymi na jednak zawodowym poziomie, ale nie rozwalał ich). Nagrania, którymi go promowano wcześniej, były tak rozmazane, że trudno było nawet numery na koszulkach rozpoznać. Gdyby on nie wypalił w NBA, byłoby ludziom BARDZO łatwo śmiać się z szaleństwa klubu, który go wziął z numerem 15. Ale gdyby Bucks go nie wzięli, to koleś na pewno nie poszedłby dalej, niż 20, wiele klubów było nim podjaranych. Większość osób (łącznie z jego agentem) oczekiwała, że on na pewno po drafcie zostanie w Europie na rok, a zapewne na kilka lat, zanim będzie gotowy na NBA, i to było odstraszające dla klubów mających czołowe picki, ale też kusił jego ogromny talent i potencjał, czym może być za kilka lat. Nawet nie wiem, do kogo go porównać - może tacy byli, ale ja nie pamiętam nikogo takiego, żeby był taką sensacją na takim szczeblu gry. Hasheem Thabeet grał normalnie przez wiele lat w amerykańskim liceum i college'u. Jokić był MVP ligi adriatyckiej. Oczywiście był Yao Ming, prosto z Chin, czyli ligi... nawet nie wiem jak dobrej, ale chyba nikomu nieznanej; ale w tych Chinach jednak miał on za sobą wiele lat kariery profesjonalnej, MVP, mistrzostwo itd., zanim poszedł do NBA.
-
PSV pokonało Galatasaray 5-1, z bardziej europejskich wieści. Mimo że nie grał Donyell Malen, który jest blisko przenosin do Dortmundu. No ale bohaterem był głównie były gracz BVB, czyli Mario Goetze. Ostatni gol? To chyba pierwszy gol strzelony lobem barkiem, który widziałem. Sam Goetze patrzy się w stylu "co ja w ogóle zrobiłem?". Hat-trick Erana Zahaviego, który może w końcu się rozkręci w Europie. Prawie 34 lata na karku, a sukcesy głównie w Chinach i Izraelu, w tym w meczach kadry narodowej. Próba w Palermo 10 lat temu się nie powiodła. W PSV radzi sobie całkiem, całkiem - może zastępując Malena jako ta główna "dziewiątka" (Gakpo to raczej wspierający napastnik, dziesiątka) jeszcze się w Eindhoven przyda.
-
No widziałem trochę i takich opinii, ale szczerze to nie wiem na czym są oparte mdr. Trzeba mieć naprawdę instynkt do klasycznych gier 2D żeby niektórych momentów, zwłaszcza pod koniec gry, nie uznać za chamskie (chociaż zadania są proste i raczej oczywiste, prawie nic nie zabija nas jednym ciosem/upadkiem i jakaś tam możliwość comebacku prawie zawsze jest; nie jest w ogóle tak chamskie jak np. cały Blasphemous, podtrzymuję że grze bliżej Castlevanii niż Soulsów). Dla mnie to raczej plus, gra bardzo mnie wciągnęła. Niemniej część osób może np. dojść do końcówki i w ostatniej lokacji dać sobie spokój. Hollow Knight, jak większość gier tego typu, dawał większe pole manerwu jeśli chodzi o rozwój postaci. Kolejne znaleziska nie tylko otwierają konkretne drzwi, ale też znacznie wzmacniają postać w walce. Sławetni rycerze gnoju mogli być przerypani, gdy się na nich poszło za wcześnie, ale pójść gdzie indziej, zebrać odpowiednio wiele ulepszeń, zebrać dark dasha - nie byli już tacy trudni. Luźna struktura zachęcała do takich wyzwań, ale praktycznie nic w podstawowej wersji Hollow Knighta nie MUSIAŁO być trudne. W większości popularnych labiryntówek tak to wygląda, główna akcja może być trudna bez zbierania wielu dopałek, albo łatwa gdy je zbieramy. Tutaj... też tak jest, ale w mniejszym stopniu. Gra nie jest aż tak duża i przepastna, mamy przed sobą dość jasny cel, w danym momencie możemy eksplorować inne miejsca, ale nigdy nie zajdziemy dalej niż 2-3 pokoje w "niewłaściwej" lokacji (wydaje mi się, że siła przeciwników skaluje się do postępu, czyli generalnie jakiej kolejności nie wybierzesz przy przechodzeniu gry, to nowe pokoje i tak będą coraz trudniejsze). Mapa też sporo daje, bo chociaż recenzje na nią narzekają, to ona daje najważniejsze - wiemy w każdym pokoju, ile jest z niego wyjść, w jakim kierunku, czy już je otworzyliśmy, i czy zebraliśmy wszystkie znajdźki w tym pokoju. Bez słów, znaczników, nadal mamy dość oczywistą listę miejsc, gdzie możemy zaglądnąć. Dla mnie to chyba lepsze niż Metroidy AAA, gdzie wszystkie rodzaje barier są oznaczone innym kolorkiem, strzałka pokazuje na cel i w sumie nie dają nam już pozwolenia błądzić. Poziom trudności rośnie nawet dla gracza, który zbiera wszystkie dopałki (chociaż ostatecznie bardzo dużo one i tak dają - ale nie do stopnia, że będziemy se wymiatać bez spiny). Nadal sporo zmienia myślenie, bo czasami można ominąć pokój tuż za save pointem, który jest ciężki do przejścia, czasami można lepiej dobrać czary, bo one sporo dają, tylko łatwo o nich zapomnieć. Da się żyć, ale nie powiedziałbym, że jest banalnie.
-
Mam mgliste wspomnienia, jak te 8 lat temu Ojamaa po pewnych dobrych meczach był widziany jako zbawca Legii, a Maiden pisał o nieodkrywaniu kart przed poważniejszymi rywalami w kolejnych rundach. Chyba tak to było. Zresztą chłopak miał dobre momenty, Legia to chyba jeden z lepszych momentów w jego karierze (obejmującej już 16 klubów, na różnych sczeblach ligi polskiej, estońskiej, szkockiej, angielskiej, niderlandzkiej, austriackiej, norweskiej, fińskiej itd. - a także 44 meczów dla kadry Estonii, i jeden zdobyty gol).
-
Omg, im dalej w las, tym bardziej ta gra to jednak jest męczenie. Z lokacji na lokację, Ender Lilies coraz częściej zamienia się dla mnie w próbę dotrwania do następnego save pointa. Generalnie jest to raczej na plus, chociaż momentami jestem zmęczony. Nic rekordowego, w wielu oldskulowych grach mogę to powiedzieć. Tutaj jest to zbalansowane przez fakt, że nie tracimy postępu w razie śmierci, w ogóle niczego nie tracimy. Także bossowie są tuż za ogniskami, i dobrze, bo kolejni z nich zaczynają być ciężcy. Rozpacz i melancholia, która płynie z ich historii i wyglądu, jak i z muzyki podczas tych starć, przywołuje wiadomą serię gier, ale fakt, że starcia potrafią być niemal równie wzniosłe. To jest gra 2D, wiele zniuansowania gracz nie ma - trzeba po prostu skupić się na wyczuciu czasu, wiedzieć kiedy jest okienko zaatakować i unikać błędów, które zawsze są proste. Tylko że w końcowej części gry przeciwnicy kroją nam masę HP, nawet zwykli przeciwnicy zabiją mnie w 2-3 ciosach. Atakują szybko, wylatują z ciężkich miejsc i ciężko jest skupić się na waleniu ich i unikaniu przy jednoczesnym unikaniu problemów dokoła. Postęp poziomu trudności wraz z przechodzeniem gry jest dość spory i postęp statystyk postaci kompletnie nie ma szans za nim nadążyć. Do tego lokacje stają się coraz bardziej skomplikowane i przypominają doskonale, czemu przed upowszechnieniem słowa na "m" wszyscy nazywali ten gatunek gry "labriryntówkami". Nawet to, co na mapie jest pojedynczym pokojem, może mieć mnóstwo zakamarków, chodzenia dokoła i przesuwania dźwigni, kombinowania jak znaleźć drogę w jakieś miejsce. Bardzo fajna gra, natomiast już nie mam wątpliwości, że dla niemal nikogo nie będzie zbyt "lekka" i to nie jest tak, że przechodzi się sama gładko.
-
Ogólnie tak, do tego właśnie używana była podczerwień. Można było nigdy nie centrować, bo gra to sama robiła na podstawie celowania w ekran. Wada taka, że to działało w ten sposób tylko gdy się celowało w TV, co jak dla mnie nie jest najwygodniejszą pozycją. Gra stała się dla mnie dużo, dużo fajniejsza gdy porzuciłem to, opuściłem ręce, pogodziłem się z centrowaniem i wszystko w tym sterowaniu zaczęło mieć idealny sens. Wciskasz ten przycisk i tyle, ruszasz jak chcesz względem pozycji kontrolera. Cały ten remaster przypomina mi tylko dokładnie, że Nintendo zrobiło cudowną grę, w którą nie nakłoniło ludzi do grania "właściwie". Nintendo jedno miało na myśli, a większość ludzi w ogóle tego nie chce. Gra była tak zrobiona, że brak ruchu kamerą nie był istotny prawie nigdy, ale to oczywiste, że każdy współczesny gracz ma ochotę kręcić kamerą cały czas. Recentrowanie to wciśnięcie przycisku i działa błyskawicznie, ale niektórzy w ogóle tego nie robili, chociaż jak dla mnie to dalece najwygodniejszy sposób grania - samo Nintendo zrobiło rozkrok w tej sprawie, bo ludzie byli przyzwyczajeni do celowania w ekran 5 lat, i niezręcznie to wyszło tak czy siak. Widzę też znowu w internecie komentarze np. o tym, że ludzie chcą latać machając na pałę, i ogólnie męczą się z różnymi innymi pojedynczymi elementami, z którymi nie ma potrzeby się męczyć. ALE gra nie mówi jak. Streamy z tej gry są często komiczne, ludzie obkręcają tego joycona dokoła, walą w to drewno jak pijak do drzwi monopolowego, w ogóle nie mają orientacji jaki ruch ma być wykonany. Gra ewidentnie nadal kompletnie nie komunikuje w jasny sposób graczom, jak w ogóle mają tym ruszać, względem jakiej osi. No to jest jakiś synonim porażki, zrobili grę, w której ludzie wolą rezygnować z jej głównego mechanizmu, na rzecz tego kalekiego sterowania gałkami.
-
Gra wyszła, i dostała dobre recenzje. A że to jakże oczekiwana japońska "metroidvania" (bodajże druga?), to ogór nie mógł nie kupić. I co? Na pewno Ender Lilies (nadal się zastanawiam, ile razy mam napisać tytuł tej gry... a wiecie, że ona ma podtytuł "Quietus of the Knights"? Tylko japońskie gry!) jest piękne, choć w podobnym sensie, co np. Forgotton Anne. Tła narysowane są bardzo ładnie, natomiast postać ma mało szczegółowe animacje i trwają one bardzo długo bez cancellowania czy przechodzenia w inne, fizyka postaci jakby zaczynała się od początku z każdym ruchem - dlatego też niektórzy będą narzekać na sterowanie. Powiedzmy, że jest ono przede wszystkim bardziej oldskulowe, co w połączeniu z ładną grafiką niektórych zaskoczy. Walki i platformowanie nadal mogą sprawiać przyjemność, ale trzeba się chwilę przyzwyczaić, co dokładnie jest możliwe, bo nie to co w większości współczesnych gier. Gra jako całkoształt ma najwięcej wspólnego po prostu z Castlevaniami z DS-a. Jak dla mnie mogłaby być wręcz sequelem serii Konami. Klimacik jest podobny, a może nawet bardziej upiorny. Cała gra opowiada o duchach, jakieś przekraczającej śmierć klątwie itd., standard. Można by się spodziewać klasycznego zestawu elementów soulsowych, ale na szczęście ich za bardzo nie ma. Owszem, ogniska pozwalają nam dostosować umiejętności, ulepszać je, ale w razie śmierci nic nie tracimy. Surowce czy przedmioty po prostu są w jednym miejscu, raz je zbieramy i tyle. Efekt "uboczny" jest taki, że przeciwników właściwie nie ma po co pokonywać - trochę dziwne uczucie, bo grind jest tak wklepany we współczesne granie, że jednak pojawiło się wręcz lekkie rozczarowanko, jak rozwaliłem jakieś trudnego sukinsyna i zdałem sobie sprawę, że... mogłem go ominąć i efekt byłby ten sam. (Teoretycznie postać zyskuje "levele" pokonując potwory, ale nie wiem na razie, co one robią, bo jak na 1. levelu przeciwnicy wymagali 3 ciosów na zgon, to na 25. levelu też wymagają 3 ciosów. Postać zauważalnie ulepsza się tylko poprzez znajdowane trwałe dopałki i rzadkie akcesoria, ale też bardzo powoli). Pokonując kolejne potwory, zbieramy je jako czary, z których możemy naraz mieć założonych tylko 6 - i tak jak w Castlevanii, jeśli chodzi o walkę, z czasem możemy głównie oprzeć się na magii, albo pozostać przy standardowym, niezużywającym many ataku i radzić sobie klasycznie. Walka jest bardzo prosta, też rodem z DS-a. Poziom trudności jest rozsądny, taki Jarek nieco ginie, ale rzadko. Trzeba po prostu nieco uwagi, żadnego męczenia. Przede wszystkim, save pointy są rozstawione bardzo gęsto. Mapa jest komicznie pozbawiona typowych detali, ale po paru godzinach zacząłem to nawet szanować. Fast travel do każdej ławki, i to że one wszystkie mają nazwę, pomaga przy odrobinie pamięci orientować się w świecie dość sprawnie. Eksploracja jest standardowo pół-liniowa, możemy często pójść w dwie różne lokacje i je całe przejść, ale dość często nadal natrafimy na ścianę o nazwie "nie ma jeszcze umiejętności X". Nie można mówić o grze z bardzo intrygującą konstrukcją. Praktycznie od pierwszego pokoju założenia standardowej "metroidvanii" są jasne i nie ma tu jakiejś zaskakującej struktury rodem z Hollow Knighta czy innych gier, z których pewne powierzchowne elementy są tutaj zaczerpnięte. Mimo wszystko, bardzo szybko musiałem przyznać, że ten standard gatunku jest po prostu jak pizza - nawet jak nie jest wyjątkowy, to trudno nie wpie'rdalać. Gra jest zaiste wciągająca, bo jest ładnie wykonana i idzie do przodu. I chociaż jak na razie niby nie odkrywa koła na nowo, to prawda jest taka, że niewiele gier w tym roku mi się spodobało bardziej. Jeśli podobają wam się te klimaty, Ender Lilies: Quietus of the Knights wydaje się legitne. Idę grać dalej.
-
Porównaniu czego? Jest w ogóle jakiś "angielski trailer" w sensie materiału, na którym postaci mówią po angielsku? Wygląda na to, że jeszcze nie skończyli nawet robić angielskich głosów, bo nie kojarzę żeby je kiedykolwiek puścili. Więc większość ludzi się martwi odwrotnie od ciebie, że będzie tylko japoński. Ale na pewno zrobią wszystko, by się wyrobić na premierę. Na zwiastunie mówili po japońsku, a na dole było napisane małą czcionką "gra będzie dostępna w japońskiej i angielskiej wersji, z angielskimi napisami". Tylko narrator zwiastunu opowiadał o grze po angielsku.
-
Streets of Rage 4 za 60 zł. Czy ta gra naprawdę jest taka dobra, jak wszyscy mówią? Co jest w niej aż tak dobrego? Mówię serio bo jakoś ze wszystkich hiciorów ten jeden jakoś mnie nigdy nie skusił do zakupu. Fajnie mi się grało nawet w Wulverblade, ale Wulverblade był za bodaj 13 zł...
-
Działa, chyba wszyscy to robią. Tak samo z tabletów, chyba do 2,5 czy 3 amperów nie ma kwestii. Tylko że ładuje się wolniej, niż z tej dołączanej do Switcha. Jak grasz w cięższą grę podczas ładowania, to poziom baterii będzie wręcz nadal spadał. I jeśli Switch zejdzie do 0%, to nie zdziw się, jak ładowarka z telefonu nie będzie w stanie go nawet obudzić przez dłuuugi czas.
-
Ben White jest już blisko Arsenalu. Dość drogi transfer dobrego młodego stopera. Pierwsza reakcja wielu fanów: klub chyba nie zamierza dać większej szansy Salibie, który chyba pogra we Francji na wypożyczeniu i odejdzie. Zresztą para Gabriel-White nie brzmi źle, ale więcej stoperów w dzisiejszych czasach by nie zaszkodziło. Chyba nikt poza Artetą nie wydaje się preferować Holdinga nad Salibę. Jack Grealish to jeden z celów Manchesteru City, sprawa istnieje. Niemniej tak jak z Kane'em - na razie klub nie chce chyba go oddawać, nawet za 100 milionów. Może coś z tego potem będzie. Kto odejdzie? Po Aguero, na razie najbliżej jest Jesus (mówi się o Juve, nie wiem czy w to wierzyć). Ze względu na obniżoną pozycję w zespole, możliwe jest też odejście Bernardo (wolałby gdzieś na południe), a może nawet Mendy'ego i Laporte'a. Czy kogokolwiek na południu na nich stać? Raczej nie, być może jakąś opcją będzie Real Madryt, jeśli odejdzie Varane. Olivier Giroud oficjalnie w Milanie. W zeszłym sezonie, Zlatan więcej nie grał, niż grał, a Leao kiepsko wypadł na "dziewiątce", więc rola zmiennika nie brzmi źle. Niemniej... koszulka z numerem 9 w Milanie to raczej w ostatnich latach seria rozczarowań. Po 20 latach, Pajgi wraca do Parmy. 43-latek ma w planach zagrać jeszcze jeden sezon w życiu.
-
Były okolice 2-3 godzin w pierwszej wersji, i też mi to przeszkadzało (oficjalnie Nintendo podawało "2,5-6,5 h", ale jak to bywa z tymi zapewnieniami u każdego producenta - nie było tak trudno zejść nawet poniżej tego oficjalnego minimum... grając w najbardziej sztandarową grę). Dzisiaj bym się źle czuł do tego wracać, nawet w łóżeczku nie szło poleżeć w sobotę. Obecnie sprzedawana wersja Switcha pociągnie Zeldę 5 godzin lub więcej, a lżejsze gry dużo dłużej. Lite działa jakoś 40% dłużej od pierwszej wersji, tak naprawdę to zazwyczaj będą 3-4 godziny w Zeldzie. Nie jestem taki pewien tego wniosku, skoro widać, że na Switchu nie wszystko jest znośne mimo że gry i tak SĄ dostosowywane do małego ekranu. Wiele gier pecetowych (od indyków narracyjnych po konsolowe AAA) puszczonych na mały ekran bez żadnej rewizji wydaje mi się niegrywalnych, z różnych względów (czcionka to niejedyna rzecz, którą lubię widzieć). Oczywiście w razie popularności tej machiny, część developerów po prostu może sama zadbać o dodanie "Deck mode". Ekran Switcha OLED będzie podobnej wielkości, a w przypadku części gier nawet de facto większy, bo w dzisiejszych czasach nie wszystkie gry w ogóle obsługują 16:10, więc Deck może mieć czarne paski. (Wiele gier obsługuje 16:10, ale bez wielkiego oddania, i np. interfejs czy pole widoczności jest nieco nieoptymalne). Valve na tym nie zarobi kasy, Gabe nawet za bardzo nie udaje że na to liczy. Bardziej kolejny eksperyment i badanie rynku, nie tylko jeśli chodzi o graczy ale też producentów, developerów, inwestorów itd. W wywiadzie wydawał się większą nadzieję mieć na to, że to tylko otworzy nowy rynek dla innych producentów i ostatecznie nakręci sprzedaż samych gier i wszechobecność Steama.
-
Ludzie serio mają głównie radochę z tych cytatów, no ten cały z Ozilem jest prześmieszny, jak Perez cały czas mówi o nim per "el besugo" mdr. Czyli ta ryba.
-
Ok, byłem chyba w błędzie, te wszystkie wycieki to jest raczej część kampanii pro-Perez niż anty-Perez.
-
Gabe mówi, że postarali się o dobrą wydajność grania z microSD. Tylko mam wątpliwości z jednego powodu - jeśli miałoby to chodzić bardzo dobrze z microSD, jeśli to miałoby nie robić wielkiej różnicy, to po co w ogóle dopłacać 260 euro za tę dodatkową pamięć wewnętrzną? Osobna karta Samsung 500 GB kosztuje już teraz 70 euro. Tysiąc złotych dokłada się chyba za coś.
-
Bardzo mi się podobała historia w Skyward Sword, miała wyjątkowy klimat i podejście i była dobrze napisana. Miała coś takiego odwrotnego od gier Sony - że nie spodziewałem się takiego podejścia w grze wideo, ciągle się uśmiechałem jak zaplanowali kolejne sceny i co się teraz dzieje i jak, bo to nie było oczywiste podejście. I klimat jakiś taki... miły. Ogólnie to zazwyczaj byłem zadowolony ze scenariuszy Zeld, a zwłaszcza z tego. Dlatego nadal lekki szok, jak beznadziejnie słabe i irytujące były dialogi w głównym wątku Breath... Breath to jedyna gra, w której zmieniłem język, bo nie dało się wyłączyć mówionych dialogów, więc chciałem przynajmniej nie rozumieć, jak głupkowate rzeczy ciągle słyszę, i znacznie polepszyło to moją przyjemność z gry. Niestety przez te 10 lat Nintendo ogólnie się stoczyło pod względem tekstów w grach. Wspominam czasy Wii, DS-a, GBA czy poprzednich konsol z tęsknotą, jak o tym pomyślę. Chyba tylko Fire Emblem: Three Houses jeszcze nie przeszedł w tryb kompletnej dziecinady (szczerze to jeden z najlepiej napisanych Fire Emblemów). Sterowanie to oczywiście wóz albo przewóz tej gry. Mogę tylko powiedzieć to samo, co zawsze, czyli że warto ogarnąć jak to działa, bo to główna atrakcja gry. Teraz chyba jest to bardziej oczywiste, bo sterowanie ruchowe na Switchu działa podobnie do Motion Plus, a nie do wiilota na podczerwień. Czyli: liczą się ruchy jocyona względem jego samego. Jak trzymasz rękę pod kątem, to ruch góra-dół oznacza ruch w górę względem pozycji joycona. Nigdy bym nie pokochał Skyward Sword, gdybym trzymał cały czas wiilota wycelowanego w TV, a najwięcej ludzie z tym się właśnie męczyli. Dużo lepiej było olać kompletnie podczerwień, trzymać wiilota jak się chce, nawet do góry nogami, i cały czas wciskać przycisk do centrowania (tutaj Y). Ogólnia gra nie do końca potrafi wytłumaczyć, jak działa sterowanie, i trochę osób na tym padło, ale dla mnie to jest rzecz którą najbardziej warto wyczaić. Zero zainteresowania sterowaniem gałką.
-
Gry Nintendo są bardzo drogie przez lata. Oraz niektóre gry, które wydano na Switcha później niż na inne platformy, też są w danym momencie droższe. Natomiast indyki na eShopie kosztują tyle samo, co na Steamie. Kiedyś mi się nudziło to przeleciałem z 50 popularnych gier, szukając tego legendarnego "Switch tax", i więcej z nich było droższych na Steamie, niż na Switchu, ale ogólnie nie było ani jednej, gdzie różnica ceny była wielka. Przeceny nie zawsze były w tym samym momencie na obu platformach, ale prawie zawsze były podobne. Według relacji IGN, podobno się nie grzeje (oraz podobno nie jest tak niewygodny w sterowaniu, jak się wydaje z wyglądu - ale moje pytanie nie dotyczy samej możliwości trzymania go, tylko jak to robić siedząc gdzieś wygodnie, zresztą już Switch ma ten problem). W sumie w to chyba wierzę, to jest dość spora i mocna machina, która wydaje się dobrze zoptymalizowana do grania, a 1280x800 to jednak jest o połowę mniej pikseli, niż standardowe obecnie dla laptopów 1920x1080. Tak jak Switch, będzie się grzał w doku, gdzie będzie można grać nawet w 8k. Ale przenośnie - to tylko 1280x800 i detale na medium. Bardziej się zastanawiam, czy gry będą czytelne na małym ekranie. Natomiast mały ekran jednak daje duży handicap wymaganej mocy w porównaniu do laptopa. Sprzęt ma raczej inne zastosowanie. Jest nadal tańszy od laptopa. No i można na nim mieć Windowsa i robić, co się chce. Może np. znajdzie on zastosowanie wśród majsterkowiczów, jako kontroler do robotów, do aplikacji VR, i kto tam wie, co jeszcze. Możliwości jest sporo i Valve nie ukrywa, że chce sprawdzić jak to pójdzie. Ciekawe też, jaka będzie podaż, a co za tym idzie, jaka będzie prawdziwa cena. PlayStation 5 niby kosztuje 500 euro, ale nadal chodzi po ok. 700 euro, a minęło już osiem miesięcy. Natomiast rynek graczy PC jest pełen ludzi z całego świata, którzy wydadzą mnóstwo kasy na nowy i mocny sprzęt, choćby po to żeby grać w piraty.