Skocz do zawartości

ogqozo

Senior Member
  • Postów

    23 369
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Treść opublikowana przez ogqozo

  1. ogqozo

    Dreams

    Nikogo nie obchodzi przy ustalaniu ceny, ile co kosztuje. Cena jest taka, jaka się da. Tak samo jak ty wystawisz gierkę na Allegro i możesz myśleć "hej, nawet za 1 zł lepiej niż nic", tylko myślisz "jeśli ktoś chce dać 179,90 zł, to nie wystawię za 178,80 z miłości". (Przypomnijmy, że tak w ogóle większość gier konsolowych przynosi straty, a ich ceny ogólnie nie rosną mimo zdecydowanie rosnących kosztów produkcji, ale nikt za bardzo nie pyta czemu jednak wychodzą i czemu nie drożej). Gry pudełkowe dotyczą inne reguły handlu, niż cyfrowe. Po części właśnie dlatego, że sklep, że wysyłka, że tłoczenie. Gdy gra już jest na półkach - trzeba się jej pozbyć, bo inaczej cały ten wydatek jest na marne. W przypadku gier cyfrowych nie ma tego ciśnienia, dynamika i reaktywność jest bardzo inna. Inne ceny startowe, okresy i miejsca promocji itd. Wiele ludzi nadal kupuje gry, po prostu wchodząc do przykładowego Gamestopu i patrząc na półki, dlatego posiadanie dobrych kontaktów z przykładowym Gamestopem i dobrych miejsc na półkach jest istotne. Oczywiście sieci nie chcą, żeby gra była tańsza cyfrowo, niż u nich. Jest też brany pod uwagę zakładany harmonogram promocji w różnych sieciach itd.
  2. ogqozo

    Premier League

    Ludzie sporo komentują, że zawodnicy City odejdą. Nie wiem, jakoś nie czuję tego exodusu. Powód, o którym mówimy - Man City ma za dużo kasy - to też powód, dla którego jego gracze mają bajeczne kontrakty, na które stać tylko kilka klubów na świecie. 25-letni gracz nie ma co cisnąć na jeden sezon gdzie indziej, a 30-latków nikt nie kupi. Szczegóły całej sytuacji trochę jeżą włosy na głowie, to inna sprawa. Trochę niesamowite, że cały świat piłki w sumie przymyka oko na to, co jest ujawniane przy tej okazji. Ludzie częściej krytykują sam fakt, że wredne Araby mają bogaty klub i wydają na niego kasę, niż to, ile wskazuje na normalnie kryminalną działalność w celu przykrycia tego jako coś zgodnego z zasadami UEFA. W każdym razie. Tottenham gra. Podoba mi się ten tydzień, w którym wyniki odzwierciedlają w końcu to, jak wygląda ich gra. Spurs po przyjściu Mourinho mieli bardzo dobre wyniki, ale na tle Chelsea wyglądają jak ekipa z innej ligi. Co nie jest dla mnie oczywiście w tym momencie krytyką Mourinho - przed jego przyjściem było jeszcze gorzej. Ale ten klub nigdy przez dłuższy okres meczu nie wygląda jak lepsza ekipa od swojego rywala. A dziś - nie jak równa. Ale to "ja nic nie widziałem" Mourinho po konferencji to klasyk za jaki fani go kochają mdr
  3. ogqozo

    Champions League

    Zastanawiam się, czy ludzie nie przesadzają z tym Lipskiem. Wiadomo, że zespół potrafi niesamowicie się rzucić, ale też naraża to ich na zmęczenie i kontry. W drugiej połowie, to Spurs mieli więcej gry, wygrywali pojedynki, testowali bramkarza rywali. Pewnie wygląda to lepiej, i bardziej zapada w pamięć, od Mourinho-futbolu, ale po tych pierwszych 30 minutach dominacji, zostaje dalej ponad 150 minut dwumeczu. Regularność i umiejętność gry dwa razy w tygodniu zawsze była słabą stroną niemieckich drużyn, rewanże będą ciekawe w tym kontekście. Jak na razie nadal mam obawy o obie niemieckie ekipy. O Atletico nie ma nawet co gadać. Gdyby drużyna grająca normalny futbol robiła połowę tego, co oni, to wszyscy płaczą: "nurki", "kładą się", "uefa-nazwazespołu", "jakim cudem za tyle takich fauli nie było kartki", itd. Ale kiedy zespół grający antyfutbol to robi, to ludzie się cieszą, "trener płacze na sędziego bo nie może znieść porażki z Twardymi Mężczyznami". Rewanż za trzy tygodnie - to będzie większe starcie Dobra ze Złem jak w ostatnich Gwiezdnych Wojnach.
  4. ogqozo

    Champions League

    Na pewno Lewandowski strasznie tą karierą Piątka się przejął mdr. Jeden powinien skończyć karierę jako trzeci pod względem liczby goli w historii Ligi Mistrzów, jedynie za Messim i Cristiano, a drugi najbardziej w swoim życiu europejskie puchary powąchał w eliminacjach Europa League kilka lat temu, kiedy Zagłębie Lubin odpadało z, eee, czymś z Danii, z 4 tysiącami widzów na stadionie. Haaland to "lekko" coś innego, typek w wieku nastoletnim już nawalił więcej, niż większość napastników walnie w swoim życiu. Sam Lewandowski w ostatnich dwóch sezonach zdobył tylko dwie bramki w fazie pucharowej LM, a Norwegowi zajęło to chwilę. Monstrum. Koleś przypomina mi nieco Giannisa, w tym że robi tak duże i tak dziwne susy, boisko jakby było mniejsze dla niego. Koleś zarąbiście łatwo wbiega za plecy obrońców. I tak jak w tej akcji widać, mógł mieć wczoraj więcej goli, gdyby Sancho nie chciał gwiazdorzyć, tylko szukać Haalanda. Jeśli oni pograją ze sobą chwilę dłużej i zaczną wykorzystywać lepiej swoje atuty, to strach się bać. Pomyślcie, jak dobry musi być Joshua King, że jest podstawową "dziewiątką" w reprezentacji Norwegii!
  5. ogqozo

    Dreams

    Nasz analityk od "żółta meta nie pomoże tej grze" nadal w tym temacie analizuje, mocna psycha.
  6. Postanowiłem zrobić takie podsumowanko, więc mogę je i zamieścić tutaj. Ominęło mnie mnóstwo ciekawych gier - tak jak każdego tutaj, ale jakaś tam lista podsumowuje te 10 lat grania. Pierwsze zdziwienie, że to jednak było długie 10 lat - sprawdzając daty, aż się zdziwiłem, że na listę mogą trafić Mario Galaxy 2, pierwsze RDR, a prawie załapała się nawet pierwsza Bayonetta. To... faktycznie było dawno w świecie gier. Dlatego też listę ograniczyła nie tylko moja biblioteka, ale też pamięć. Pewnie niektóre gry mnie zachwyciły, ale zniknęły z pamięci, bo są mniej znane, nie mówiło się o nich cały czas, jak o tych poniżej. Takie gry często zapominam. Te tutaj - to jednak solidna kolekcja spośród tych najbardziej znanych i docenionych, która jakoś przedstawia moje gusta i zachwyty. Breath of the Wild Jak zawsze mnie bawi próba szukania jakiegoś konsensusu co do gustu w sztuce, to w tym jednym przypadku moje własne opinie zawsze jakoś kształtują się w ten arogancki sposób. To... po prostu jest dalece najlepsza gra, jaka powstała. O innych grach mam różne specyficzne przemyślenia, a o tej - ogólnie tyle. To po prostu najlepsza gra ever. Można by napisać osobną książkę o wszystkich powodach, dlaczego (niektórych rzadko poruszanych, np. jak niewiarygodnie piękna jest gra, jak urocze postaci, albo jak za(pipi)iste jest to że ściana przestała być w grach barierą, a zaczęła powierzchnią swobodnej eksploracji, i tak dalej ze 100 rzeczami). Od momentu, gdy miałem nieco więcej staminy, by móc zacząć eksplorować ten świat (ot, byle do Meksyku, przeżyć te 10 godzin mieszanych uczuć), właściwie przez każdą z następnych setek godzin nie mogłem nie mieć tego prostackiego zdania pojawiającego się w głowie: wow, ależ dalece to jest lepsze od wszystkiego innego. Z jednej strony gra tak kompletnie inna od Okaryny, a z drugiej – dołącza do niej jako jedyna inna pozycja w historii gier, której kompletnej perfekcji tak trudno jest mi zaprzeczyć. Robi bowiem to, co ogólnie gry w obecnym momencie próbują robić, ale też dużo, dużo lepiej. Po trzech latach, nadal wszystkie inne gry AAA przy Zeldzie wydają się brzydkie, drętwe, płaskie, apatyczne, nieskładne, dziecinne i nudne. Super Mario Galaxy 2 Wygląda na to, że Galaxy 2 przejdzie już na zawsze do historii jako kulminacja gier typu „cały czas akcja do przodu”, bo kolejne za bardzo nie powstają. Albo jest open world, albo online, albo liniowo, ale bez wymagającej czegokolwiek rozgrywki. Być może w epoce HD robienie ciekawej planszy po to, by gracz dosłownie raz przez nią przebiegł, się po prostu nie opłaca. Nawet w porównaniu do następnych, kapitalnych gier z serii Mario, Galaxy wyróżnia się niesamowitym nasączeniem atrakcji w czasie gry oraz wybitnym artystycznie show, z żywszymi kolorami i mniej teletubisiowym nastrojem. O tym, że Mario to synonim genialnego sterowania i zręcznościowych pomysłów, nie trzeba wspominać – ale Galaxy oprócz tego było… wręcz dramatyczne, a to w przypadku Nintendo rzadka gratka. A jakże są w tym dobrzy! Podnieta z tych plansz pozostaje niedościgniona, i teraz w 2020 roku zanosi się na to, że na kolejnej już generacji, mimo powstania maszyn 600 000 razy silniejszych od Wii, gracze dalej będą biegać między zombie po generalnie takich samych płaskich lasach i szopach, jak zawsze, różniących się od siebie głównie wyższą rozdzielczością. Nawet Mario na Switcha nie było ani trochę tak fantazyjne (branża ogólnie zdaje się odrzuciła pomysł, że gry wideo powinny mieć jakąkolwiek fantazję). Cała koncepcja Galaxy-platformowania jest jednym z najlepszych pomysłów w historii i nie mogę uwierzyć, że nie doczekała się praktycznie żadnej kontynuacji (do głowy przychodzą mi głównie pojedyncze plansze, albo wręcz pojedyncze platformy, w licznych niskobudżetowych indie platformówkach). Sterowanie ruchowe mi się podobało – dodawało wiele ciekawych zwrotów do określonych plansz, włącznie ze zdecydowanie najmniej irytującym pływaniem w historii gier 3D, i dokładało sporą cegiełkę do faktu, że żadna gra nie oferowała takiego bogactwa nowych gierkowych atrakcji, takiej różnorodności akcji. Jest po prostu masa pomysłów cieszących japę... Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, jakie to jest dobre. Mario jest synonimem gier wideo i wystąpił w dziesiątkach wybitnych pozycji, a i tak dwie części Galaxy to zdecydowanie najlepsze gry z jego udziałem. Undertale W niemal każdej scenie Undertale (oraz Deltarune) czuję się jak dziecko, komfortowo tulone przez kogoś opowiadającego mi historie, których pomysłowości nie jestem w stanie ogarnąć. Trudno uwierzyć, że w jednej grze spotykają się tak genialne dialogi, postaci, czułość, wyczucie tempa, przesłanie, rozwalający komentarz wobec gier, humor, i wiele innych rzeczy… I to wszystko nawet zanim zaczniemy omawiać wpływ naszego postępowania na historię i absolutnie wstrząsające odkrycia i przemyślenia idące za tym. Fantastyczna muzyka, pomysłowe walki (które właściwie nigdy nie korzystają dwa razy z jednej zagrywki), poziom trudności przechodzący w zależności od tego co robimy od żadnego do „kruwaniemożliwe”… To jest kompletnie nienormalne, że jeden młodszy ode mnie nerd zrobił w piwnicy gierkę, która teraz dla dorosłego faceta jest tym, czym było Final Fantasy VI dla brzdąca. Jedno z arcydzieł historii gamingu. Xenoblade Chronicles Przed Breath of the Wild, to był jedyny dobry open-world w szalejącym już wtedy standardzie (drzewo rodowe gier "open world" które nie ssą jest właściwie jedną linią: FF XII-Xenoblade-Zelda). Xenoblade zrobiło wreszcie dobrze kilka rzeczy, które uważam w takich grach za najważniejsze. Po pierwsze, eksplorowany przez nas przez te setki godzin świat był ŁADNY. Pomysłowość twórców co do prokurowania pięknych widoczków pozostaje niezrównana – mimo wielkości świata, wydaje się on często stworzony z takim przemyśleniem i gustem estetycznym, jak najlepsze malowane tła bitmapowe. To nie były po prostu jakieś pola, jakieś góry, jakieś efekty pogodowe... Nadal unikalne. Po drugie, w Xenoblade przyjemnie jest chodzić po świecie. Japończycy litościwie zostawili na boku „realizm” „filmowych” gier: w tym open worldzie, postaci poruszają się SZYBKO, i nie napotykają cały czas na bariery spowalniające eksplorację, testujące nie wiadomo po co moją cierpliwość (ok, żeby wyglądało "realistycznie", super). W akcie wyjątkowego artystycznego meta-komentarza, samo Monolith postanowiło nam pokazać, o ile nudniejsza jest gra tego typu, gdy postaci ruszają się powoli, tworząc poźniej Xenoblade Żółwikles na Switcha. No i po trzecie – Xenoblade nie jest nudny. Elementy, które nie są interesujące, zostały zminimalizowane. Niewiele dialogów, żadnego jeżdżenia konno, mini-gierek karcianych, łowienia ryb, side-questów z powtarzaniem jakichś treningowych walk w dojo. Skupiono się na eksploracji własnymi nogami i na walce, która ma wystarczająco przyjemną głębię, by bawić ok. miliard razy dłużej niż we Wiedźminie, i przebiega żwawo. Niemal całą dekadę "lat dziesiątych" spędziłem krzycząc do ekranu: "Boże, czemu muszę znowu robić ten repetytywny element, czemu słabsi przeciwnicy, którzy i tak nie mają szans mnie skrzywdzić i już udowodniłem tyle razy że mogę ich pokonać, się na mnie pchają, zamiast uciekać jak w Xenoblade'zie". Po prostu... po prostu eksploruj. Pierwszy Xenoblade ma wszelkie zalety, jakie miały zawsze mieć open-worldy – ale do tego jest zabawą, a nie pracą. Fez Odkrycie nowego wymiaru w Fezie to jeden z momentów w historii grania, które rozdziawiły mi japę. Za wyjątkowym pomysłem idzie niewiarygodnie dopracowana gra, która cały czas zachwyca pomysłami na eksplorację i przesłanie, wynikającymi z kształtu tego świata. Z jednej strony jest to czysta gra, pozbawiona scenek i nudy, z nintendowskim poziomem sympatii do życia oraz gameplayowej czystej frajdy – z drugiej, to głęboka gra eksploracyjna, przy której można nabawić się szaleństwa, próbując zgłębić sekrety tetrominowskich monolitów, ukrytych zakamarków czy obcego języka. Grając w Feza, czuję się, jakbym oglądał kod genetyczny gamingu, rozłożony na podstawowe piksele i obracający dokoła to, co stanowi podstawę naszego hobby. Ori and the Blind Forest Nie najbardziej oryginalna gra, ale jedna z najlepszych. Ori złamało mi serce w jednej otwierającej grę scenie, a potem zadbało, żebym przez resztę gry już sam sobie gwarantował emocje, zwiedzając świat z rosnącą sprawnością, podjarany jego pięknem i żwawymi wyzwaniami akcji. Ori jest na tej liście głównie dzięki jednemu momentowi: podczas pierwszego „bossa”, myślałem, że oszaleję, a jednocześnie płakałem z zachwytu. To chyba najbardziej ekscytująca sekwencja akcji, w jaką grałem. Połączenie dość wysokiego poziomu trudności samej akcji oraz wolności od powtarzania nudnych sekwencji w imię „trudności” (nareszcie wymagająca gra, w której powtarzam tylko ten trudny moment, bez godzin loadingów po zgonie i wracania tą samą nudną ścieżką!) to duet idealny, niczym dżem i masło orzechowe - pozostaje mi żałować, że nadal tak rzadko używane. Kląłem, ale sekundę później już znowu uciekałem, tętno nie miało szansy opaść. Oczywiście, nie dawałoby to wiele, gdyby Ori nie było tak kapitalnie wykonane w każdym aspekcie. Czucie postaci jest przednie, wszystko wygląda i brzmi pięknie – jest bardzo niewiele gier, które mogę nadal włączyć w dowolnym momencie i nie będę chciał przestać po prostu biegać dokoła. Dark Souls II Kultowa już "trudność" gier From to akurat najmniej ciekawy aspekt tych gier (i wykonany niezbyt dobrze, zwłaszcza we wcześniejszych pozycjach). Grunt to zupełnie co innego – to stosunkowo niewielkie studio potrafiło zrobić gry, które wydają się ewidentnie mieć dużo większy budżet, niż cokolwiek innego na danych konsolach. Każde pomieszczenie po coś jest. Postaci je wypełniające, choć trupy, pełnią rolę w opowiadaniu historii miejsca. Są tam z jakiegoś powodu, a nie że sobie latają losowo, bo musisz mieć co siekać godzinami i tyle. Nic nie jest kopiowane z szablonu, każdy pokój jest tylko raz, różnorodność przeciwników oraz ich jakość jest niezrównana. To aż śmieszne, jak repetytywne i ubogie w modele są inne hiciory AAA w porównaniu. Historia dzięki temu jest po wielokroć ciekawsza, niż w innych dużych produkcjach (masz kontrolę nad postacią przez 99% czasu, żadnych scenek, partnera napie'rdalającego ci do ucha co robić i co czuć w danym momencie, żadnego "rozkręcania się" do nieinteraktywnej/samouczkowej ekspozycji przez 10 godzin, po prostu (pipi)a grasz i widzisz co się dzieje/działo – jednak da się zrobić grę, która... jest grą!). Zapytaj dowolne zachodnie studio o zrobienie czegoś takiego i powiedzą, że bez czterech tysięcy ludzi i 17 lat developingu to niemożliwe. From Software udało się oddać na wielką skalę uczucie, które mamy, oglądając pewne bardzo specyficzne obrazy czy szkice, odzwierciedlające wyjątkowy charakter autora. To tak niesamowite przedsięwzięcie, jakby wziąć obrazy Beksińskiego i zaadaptować je na mosty. Sterowanie Dark Souls (podczas walki – pomińmy milczeniem aspekt fizycznej eksploracji) zmieniło świat, stanowiąc niedościgły wzór – kolejny dowód na to, że podejście zachodnich developerów typu „najlepsza gra to taka, która najbardziej wygląda jak film” bardzo ogranicza frajdę dla gracza. Souls wygląda może dla kogoś z boku śmiesznie (obczajcie reakcje forumowiczów całego świata po zwiastunie pierwszej części), ale wiecznie fascynuje gracza połączeniem taktycznego myślenia, wyczucia tempa i zdecydowania ruchów, jakie wchodzą w grę podczas walki. W każdym chyba klasycznym RPG-u, nasz bohater, "normalny człowiek", stawał naprzeciw niejednego ogromnego giganta czy smoka, który ewidentnie wyglądał, jakby mógł zrobić z nas jajecznicę jednym palcem - jako pierwsi, From dali nam możliwość tak bardzo poczuć, że naprawdę stoimy u jego stóp. (Okej, właściwie to kręcimy fikołki wokół jego stóp). Zagrożenie jest tak realne, a oczekiwania wobec gracza tak ambitne... czasami zaczynałem po prostu sapać przed ekranem. W przypadku każdej części Soulsów, dochodziłem do momentu, w którym przez cały dzień nie myślałem o niczym innym, jak o grze. Pierwsze Dark Soulsy były przełomem dla serii, ale następne gry From mają znacznie mniej wad, są znacznie ładniejsze i znacznie bardziej dopracowane, będąc dopiero tak naprawdę… a (pipi), jeśli tu już jestem, powiem to… Residentem 4 tej dekady. Hotline Miami Jeśli jakąkolwiek scenę z gier pamiętam lepiej po latach, niż pierwszego bossa z Ori, to oczywiście pierwszego bossa z Hotline Miami. Gra od początku rzuca na kolana – wyglądem, muzyką, dosadnością wszystkiego, niesamowitą intensywnością, otrzeźwiającymi spacerami po trupach z powrotem do auta. Ale motocyklista wnosi to wszystko na nowy poziom. Typ udziela nowej lekcji na temat kruchości życia, rozwalając nieprzygotowanego do jego ruchów gracza w ciągu dosłownie sekundy od wkroczenia do pokoju. Żeby go ukończyć (wykończyć), wystarczy może tych sekund trzydzieści, ale w każdej z nich trzeba być absurdalnie jak na gierkę wideo bezlitosnym (być może żadna singlowa gra video nie wymagała tak robotycznego zdecydowania ruchów, nie dyktowała przez design plansz i tempo wyzwań tak wyrazistego rytmu działań gracza, który opisałbym jako... okrutny). „Nie wierzę… To nie może się kończyć w ten sposób...”, skomli czołgający się motocyklista, zanim rozwalam mu czachę kijem golfowym. Jestem przerażony samym sobą, ale gra nie pyta mnie o zdanie. Klik, bach. Muzyka nie zmienia swojego transowego rytmu, słyszę tylko suchy odgłos kija, rozplask ludzkiego ciała, a potem ciszę. Cały dom pokryty jest zwłokami i juchą, ale wszechświat nie wystawił poza tym żadnego komentarza na temat zakończenia tylu ludzkich żyć. W ten właśnie sposób to się kończy. Trend do robienia gier w stylu "to tylko brutalna sieka mająca podniecić niewyżytych, ale czekaj, tak naprawdę to my robimy m e t a k o m e n t a r z na temat tego, jak to ludzie lubią brutalne sieki mające podniecić niewyżytych!" był w tej dekadzie naprawdę niesamowicie męczący (byłbym bogaty, gdybym miał złotówkę za każdą grę, której przekaz brzmi mniej więcej tak: "okej, cała gra polega na tym że zabijasz, ale co jeśli nagle powiem, że tak ogólnie... zabijanie... jest... złe??? Że jesteśmy tak naprawdę...... krytyczni wobec wojny i przemocy???? Ha???"), ale w tym jednym przypadku faktycznie zadziałał tak jak miał, dzięki ironii jakości i związanymi z tym, że Hotline Miami pozostaje bardzo wyraźnie tylko gierką video nieodbiegającą znacząco od Tetrisa, a nie udaje jakiejś "opowieści" o "ludziach". Hearthstone Zdecydowanie najbardziej żenujący dla mnie wybór na liście, ale jeśli zgodzimy się, że Hearthstone jest grą video, to musi na niej być. Tak, grałem w niego tylko dlatego, że mogłem jednocześnie robić coś innego podczas tury przeciwnika… Często dosłownie było to granie w inną gierkę. Co z tego? Nadal faktem jest, że gra była przez długi czas elementem mojego życia praktycznie na co dzień. Z cyklu „darmowe gierki na komórki”, żadna nie zbliżyła się nawet na kilometr do Hearthstone’a pod względem połączenia wysokiej jakości produkcji oraz czytelności i grywalności na małym dotykowym ekranie. Albo na pececie podczas alt-tabowania z pracą. To także zdecydowanie najciekawsza gra spośród tych wszystkich wielkich hitów, w które gra 50 milionów wściekłych dzieci, oraz streamerów zachowujących się jak wściekłe dzieci. Hollow Knight Nie bez powodu słowo na „m” było jednym z najgorętszych hasełek nadużywanych wobec dosłownie wszystkiego, co się da, w trakcie tej dekady – boom zaczął się niedługo po wydanym w lecie 2009 Shadow Complex, i dał nam przez następne lata wiele wspaniałych pozycji. W przypadku Hollow Knight, znaleźć można wiele elementów wspólnych z innymi grami na tej liście. Ale jest to brawurowy pokaz, jak możliwie najlepiej na świecie można wykonać wszystkie elementy metroidvanii. Hollow Knight wygrywa z powalającą wrażliwością wszystkie etapy poznawania tego świata: od intymnego początku, po uczucie przerażenia głębią i niekończącą się nigdy, zdaje się, liczbą ciemnych komnat i robaczków chcących nas zabić na nowe sposoby, aż po nadchodzące po długim czasie uczucie prawdziwego wymiatania i posiadania wszystkiego pod kontrolą, kiedy podróż przebiega gładko, a celem staje się „czyszczenie” mapy w celu osiągnięcia 100% (oraz pokonywanie kolejnych dodatkowych bossów, którzy nadal potrafią zaskoczyć, zaorać i zachwycić, zapraszając do szalonego tańca). Artystycznie to jedna z najbardziej imponujących gier, jakie powstały: zachwyca kreską praktycznie każde źdźbło trawy, a wygląd i ruchy postaci to niesamowite połączenie klasy, humoru i mroku. W skrócie mówiąc, to zarówno jeden z bardziej unikalnych, jak i najpiękniejszych interaktywnych światów – jedna z najlepiej skonstruowanych gier, która jednocześnie mogłaby być jednym z najpiękniejszych filmów animowanych. Można odnieść wrażenie, że twórcy zostali pobłogosławieni i z ich ręki nie mogło wyjść po prostu nic słabego, ani jeden element. Na analogicznej liście lat 90. i lat "zerowych" miałem oczywiście odpowiednie Metroidy, ale jest mocna podstawa powiedzieć, że najlepszy Metroid, jaki powstał, już nie ma tego słowa w tytule. Kentucky Route Zero Gra, która zdaje się zaprzeczać definicjom tej dziedziny sztuki – scena po scenie wywracająca do góry nogami to, jak wyobrażałem sobie znaczenie kontroli gracza w opowiadaniu historii. Doprawdy... wszystko może się tu zdarzyć. Bynajmniej nie chodzi o to, żeby coś działo się „randomowo”, a dokładnie przeciwnie – to jedna z najbardziej literacko przemyślanych, skupionych w przesłaniu i wyciskających maksimum frajdy z każdej sekundy gierek, jakie widziałem. Niemniej, Route odkrywa jako pierwsza gra tak mocno, że we śnie sens może mieć sporo naprawdę fascynujących rzeczy. Trudno byłoby je streścić niczym FABUŁĘ Marvela, ale one nie tylko następują po sobie: rezonują ze sobą, plotą się i nachodzą, nabierając nowych znaczeń z każdym odcinkiem. Być może jedna najważniejsza rzecz dotycząca geniuszu Route jest taka: można by powiedzieć, że w tej „gierce” nasza interakcja nie ma na nic wpływu, bo raczej nie zmienia specjalnie FABUŁY w jakoś wyraźnie zaznaczony sposób, często interakcja ze strony gracza jest w ogóle niemożliwa. Ale to byłoby kompletne zapomnienie sensu tej gry, i przyjemności ze sztuki ogółem: to, co wybieramy (a w sumie też te kwestie, których nie wybieramy!) ma wpływ na jedyne, co jest ważne, czyli naszą przyjemność z poznawania tej absolutnie wybitnie napisanej i wykonanej gierki. Wszystko jest opowieścią - i to, co widzimy, i to, jak to dostajemy. Nie możemy może zmienić przyszłości, ale możemy znacząco zmienić przeszłość i teraźniejszość, wcielając się niemalże w rolę pisarza opowiadającego tę historię. W kontekście trendu "gier narracyjnych" tej dekady, to szalenie uderzający kontrast wobec np. gierek Telltale i ich rozumienia "wyborów", albo też klasycznych "klikanek", gdzie z kolei nie mamy za bardzo żadnej interakcji. Przeżywamy to jak odjechany, niesamowicie multimedialny sen, który jednocześnie jest tak naprawdę ciekawszym i bardziej realnym komentarzem na temat współczesnej Ameryki, niż jakakolwiek inna gra. Umieszczam tę grę jako jedenastą, dodatkową, ostatnią - bo myślę, że może ona być bardziej znacząca nie tyle dla minionej dekady (na tle której stoi nadal jako dość samotny byt), co tej nadchodzącej. Już takie Disco Elysium służy jako przykład, że wykorzystanie faktycznie dobrej, bardziej psychologicznej prozy jako narracyjnej osi gry ma w sobie niesamowity potencjał na wiele gier, które nie tylko będą kapitalne, ale jeszcze nas zaskoczą. Route Zero zainspiruje masę twórców, ale to jak z Zeldą - chwila jeszcze zejdzie, zanim ktoś będzie w stanie osiągnąć zbliżony poziom. Inne gry, które przyszły mi na myśl: Pokemon Sun/Moon/Black/White, Slay the Spire, Night in the Woods, Butterfly Soup, Cuphead, Bayonetta 2, Stanley Parable, Gone Home, The Witness, The Talos Prin(nene)le, Gorogoa, Fire Emblem: Three Houses, Gris, FTL, Hellblade, Persona 5, Spelunky.
  7. Fire Emblem i Mario Maker pierwszy raz za 166,50 zł. Obu gierek nie trzeba przedstawiać. Sporo grania. Także wiele innych hitów na przecenie 33%, ale już niepierwszy raz. Agent A - teraz za 12 zł. Naprawdę niska cena za sympatyczną gierkę, o której pisałem więcej przy poprzedniej przecenie. Forgotton Anne - nadal wspominam tę grę z rozrzewnieniem. Dla fanów anime klasyki to powinna być gierka znacznie bardziej wartościowa, niż sugerują recenzje. Jak dla mnie, piękna historia. Teraz tylko 34 zł. Moonlighter - muszę przyznać, że wciągnąłem się w tę gierkę na jakiś czas, i za obecną cenę 36 zł raczej tym bardziej polecę, chociaż nic wielkiego się w niej nie dzieje. Także Children of Morta na przecenie 33%, ale nie grałem w to jeszcze. Niektórzy na forumie się jarają. Swords & Soldiers II - za 30 zł na Switchu, to nowa najlepsza okazja, by zapoznać się z tą serią nieco zamordowaną przez tragedię bycia wydanym na Wii U. RTS w wygładzonej, mini formie.
  8. Każdy problem Switcha dotyka dwóch osób w tym kraju, ale w porównaniu do większości opisywanych z histerycznym oburzeniem w tym dziale, ten może być niemal bezpodstawnie kosztowny i bolesny i losowo nieunikniony. Dla mnie zepsucie Switcha oznaczało skasowanie całego Pokedexu, rozwoju pokemonów itd., dziesiątki godzin budowania unikalnego składu zniknęło, no lekko chamskie uczucie delikatnie mówiąc. Switch sam w sobie jest wart, dajmy na to, 300 euro, ale ile jest warte, powiedzmy, 100 godzin życia? Trochę więcej. W Animal Crossing kolekcja też ma pewną wartość społeczną. Ludzie porównują np. swoje mieszkania, i jedni pracują latami na coś, a tutaj odwiedzają czyjąś wyspę online i widzą że inni by mieli wszystko odwalone w kosmos, bo powyciskali jakieś manipulacje... W Pokemonach i tak ludzie wyciągają jakieś chore rzeczy. Można teraz np. przez losową wymianę otrzymać shackowanego pokemona, który w ogóle nie istnieje w oryginalnej grze. I ten shackowany pokemon niektórym ludziom zawiesza ich grę czy też banuje ich w online za oszustwo (któremu nie mogli zapobiec i nawet o nim nie wiedzieli). W której to grze oni sami nic nie majstrowali. Sęk odnośnie tej dyskusji jest taki - to ludzie sami handlują np. shiny pokemonami z 6IV. W przypadku Pokemonów nie są to wielkie kwoty, bo hodowla i hackowanie pozwalają na stosunkowo masową produkcję choćby i shiny 6IV Ditto, więc jeśli nawet ktoś to kupuje, to za kilka dolarów - ot, mikrotransakcja. Ale to prędzej ludzie sami sobie je robią. Nintendo od graczy konsolowych głównie jednak nadal wymaga klasycznie po prostu włożonego czasu, żeby powiększać swoją unikalną kolekcję. Jedni na coś "pracują" setki godzin, zgodnie z arkanami zasad czegoś tam w Pokemonach czy AC, a inni chcą to sobie zrobić przez maszynkę automatycznie. No nie, jak na ten moment nie jest taka kwestia, że Nintendo chce ograniczać "cheatowanie" w grze bo samo sprzedaje jakieś skiny po kilka euro. Na razie nie ma za bardzo na to przykładów. Firma zaczęła, lata po wszystkich innych, przekonywać się do DLC, ale do mikrotransakcji jak na razie nie. W grach, w których można spędzić setki godzin starając się o coś - kolekcję w AC, idealnego pokemona - ma to ogromne znaczenie. Rozwiązanie mogliby zrobić inne, dość nierzadkie przecież (Nintendo samo to wie ze swoich gierek na telefony) - żeby granie w te gry było tylko online, albo przynajmniej żeby online i offline były bardziej oddzielne. Ale to nie jest realne na Switchu, konsoli przenośnej bez karty SIM, co samo w sobie mnie bardzo cieszy.
  9. Death Squared za 6 zł - godna propozycja do co-opa, wspólne rozwiązywanie zagadek jest dość ciekawe. W sumie za tę cenę można nawet do singla kupić. Steins Gate Elite - w końcu mniej niż 100 zł za tę, moim zdaniem dość mocno wycenioną na starcie, gierkę. Jeśli ktoś się zastanawiał nad poznaniem fenomenu Steins Gate, to edycja Elite w przenośnej wersji w tej cenie powinna być najlepszą jak na razie okazją. Elite to ta sama kultowa historia sci-fi z trudnymi wyborami, ale pierwszy raz wykonana filmowo: no, z tego co rozumiem, większość scenek jest po prostu wzięta z równie popularnego anime, jakie zrobiono na podstawie gry. Killer Queen Black - 40 zł za grę, którą można chyba już opisać jako klasyk Switchowego multi. Yooka-Laylee 2D - nadal nie grałem, ale cena 80 zł jest najniższą do tej pory, a widzę, że gra zebrała bardzo dobre opinie i podobno chodzi na Switchu doskonale, z płynnymi 60 klatkami cały czas. Pewnie jeszcze będzie miała niższą cenę w przyszłości. Velocity 2X - 15 zł to już jakiś żart za Velocity.
  10. To, jak to jest napisane, sugerowałoby, że nie. Ta część jest tak zrobiona, że ogólnie "własność" wyspy, gry, profilu jest dość skomplikowana. Na każdym Switchu ma być możliwa do utrzymania tylko jedna wyspa, ale korzystać z niej, i dodawać do save'a, może wiele profili. Co w takim razie należy do wszystkich profili, a co do jednego? Transfer profilu zakłada, że kompletnie wszystko ze starego jest skasowane, i przeniesione tylko pod tym warunkiem na nową konsolę. Wydaje mi się możliwe, że twórcy po prostu nie znaleźli sposobu, żeby to faktycznie na koniec rozwiązać, zwłaszcza bez otwierania furtki do oszustw, z którymi co część toczą coraz intensywniejszą walkę. Ale nie jest to nowa walka. Już pierwsze AC wyróżniało się pod tym względem: nie można było po prostu skopiować save'a jak w innych grach, pewnym zastępstwem było jedynie zrobienie nowego miasta i odwiedzenie starego i przenoszenie wszystkiego do nowego mdr. Różnica taka, że GameCube raczej był jeden na dom na lata, a Switch szykuje się na konsolę, która będzie miała nowe modele niczym 3DS, gdzie fani często zmieniali konsolę kilka razy, rozwijając swoje Animal Crossing latami. Mój Switch działał ok, dopóki nie pękła mi butelka wody w plecaku. W sekundę straciłem masę kasy, ale też dziesiątki godzin w Pokemonach i tak dalej. Takie rzeczy bolą, a AC to gra, na której punkcie fani miewają kompletną obsesję, jak im konsola padnie po roku bez save'a to co najmniej jakby kochany pies zmarł.
  11. ogqozo

    Dreams

    Aph klasycznie daje się poznać jako twórca jednych z najgorszych, raczej prowokacyjnie słabych take'ów na każdy temat. Dreams już teraz jest bardzo popularne jak na taką rzecz i bez sensu jest mówić, że niby po premierze nie będzie popularne. Na razie każdy recenzent, którego pytałem, raczej szykuje 9 lub 10 dla tej (?) gry - pewnie będą też recenzje osób, które nie czują dziedziny i dadzą ocenę niższą, ale teksty że to będzie 69 jak Sea of Thieves wydają mi się absurdalnie nieodpowiadające niczemu co jest pisane o Dreams. Like, to nie jest coś o czym warto byłoby gadać, praktycznie każda wstępna recenzja w większym medium jest pełna podjary i mówią już rok temu że jest bardzo dobrze lub rewelacyjnie. To że wielu graczy kupi i powie "ech nie chce mi się być kreatywnym, produkt nie dla mnie, 2/10" jest wliczone w założenie, ale recenzje mediów nie będą słabe mdr. Nie będzie jechania za mało contentu, bo już teraz go wcale nie jest mało. Recenzenci inaczej niż nasi genialni forumowicze wiedzą, że w 2020 roku istnieje internet mdr. Każdy pisze, że spędził cały dzień grając i oglądając różne rzeczy zrobione przez innych... i zazwyczaj każda osoba mówi o zupełnie innym zestawie. Mario Maker dostał oceny 90 od mediów i 85 od graczy, także ja go kupiłem nie mając w ogóle ochoty robić własnych leveli, a jako całokształt Dreams rozje'buje Mario Makera.
  12. ogqozo

    Jaką grę wybrać?

    To raczej ludzi z PSX-ami w tym gatunku coś ominęło, dlatego grali w Spyro i Crasha. Nie wiem, czy jakiekolwiek gry więcej zyskały na byciu w odpowiednim czasie i miejscu, niż one. Oczywiście to kwestia gustu, ale osobiście gdy próbowałem zmęczyć Crasha po raz kolejny z okazji remake'u, to nadal uznałem, że bardziej beznadziejnego sterowania w platformówce nie widziałem nigdy w życiu, a zwłaszcza obecnie. W obu seriach brak jest specjalnie efektownych momentów, dla których warto by było się z tym męczyć, a rozgrywka jest bardzo powtarzalna i prymitywna w porównaniu do klasyków Nintendo i Rare (a i te ostatnie przecież zestarzały się pod tym względem dość okrutnie. Przynajmniej były faktycznie dobre na tamte czasy). Na dziś, na Switchu czy PC są setki lepszych platformówek. Jedyny plus, że gry, które wychodzą na karcie, mogłem szybko po zakupie odsprzedać z niewielką stratą pieniężną. Taka moja opinia. Ogólnie zalecam ostrożność. Patrząc z dystansu na przyjęcie tych gier, można też powiedzieć obiektywnie tyle, że Crash jest mniej więcej jak pierwsze Mario na Pegaza (idziesz do przodu po linii i musisz tylko wymierzyć timing skoku), a Crash jak collectathony Rare (chodzisz dokoła po świecie i musisz zebrać mnóstwo znajdziek, żeby otworzyć jakieś tam drzwi i iść dalej, z podstawowymi elementami historii, walki, skakania i zagadek).
  13. Różne oficjalne opisy gry sugerują, że gra będzie miała iście drakoński system save'ów, nawet jak na Nintendo. Tylko jedna wyspa na Switcha - na całą konsolę, bez względu na to, czy kupisz osobne kartridże (działało na 3DS-ie), czy założysz różnych użytkowników. Brak opcji przeniesienia save'a na inną konsolę. Brak obsługi cloud save'a. Nintendo "rozważa" wprowadzenie jakiejś osobnej usługi cloud save'a specjalnie dla tej gry. Wspominam głównie o tym dlatego, że Nintendo oficjalnie właśnie ogłosiło, iż nadal 30% osób kupujących Switcha Lite miała już wcześniej Switcha. Jak widać, nie jest to tylko konsola dla osób, dla których Switch był do tej pory za drogi, sporo osób wydaje się mieć dwa. Niestety, nawet dla osób, które chcą tak szastać kasą, użytkowanie dwóch konsol "na zmianę" jest bardzo niewygodne. Wiadomo, że zawsze by to było jakoś problematyczne (bo używając handhelda można czasami nie mieć online), ale Nintendo w ogóle nie wydaje się nawet przejmować ludźmi, którzy chcieliby tak robić. A Animal Crossing to na pewno druga obok Pokemonów gra, dla której najwięcej osób kupi Lite'a - i gra, w którą fani będą grać przez następne 7 lat, po drodze kilka razy psując konsolę.
  14. ogqozo

    Bundesliga

    BVB kiedy Haaland jest na boisku: 11-0 w ciągu 140 minut gry. 19-latek wydaje się solidnym nabytkiem na starcie swojej nowej przygody. Jest już na 10. miejscu w tabeli strzelców sezonu.
  15. Ciężko komentować te Blantmany itd. w tym temacie. Gdyby The Last of Us wydano jako taką samą grę, tylko z tytułem The Last of Us: Part I, to na forum pewnie nikt by nie zagrał bo k o m p l e t n o ś ć FABUŁY to najważniejsza rzecz w grach. Zwiastun bardzo ekscytujący. Ciągle wydaje się, że Square idealnie wyważyło dramatyzm, powagę i przesadzoną anime emocjonalność w wyjątkowo wywołujący ciary show. No ale to nie jest największy problem z grami Square-Enix w tym stuleciu, czyż nie. Struktura gry jako całości pozostaje nadal obiektem niewiadomych i wątpień. Powiem tak - Nier Automata też jest najlepszą grą wszech czasów, jeśli zrobić filmik z jego najlepszych momentów, ale jako gra rozłożona na dziesiątki godzin nie był jak dla mnie aż tak perfekcyjny.
  16. Przeczytałem cały ten reveal w "Edge'u". Zabawna sprawa - 12 stron na reveal nowej gry twórców, których koronnym osiągnięciem jest Deponia... i nawet nie mogą wiele powiedzieć o detalach gry, ani pokazać samej głównej postaci (podobno w ogóle nie wygląda jak w filmie!) ani żadnego obrazka z samej gry. Mam wrażenie, że na razie Gollum liczy na atencję w oparciu o jedną rzecz, czyli to, że ma być wśród pierwszych gier na PS5, na którą pewnie nie będzie w tym momencie wiele wychodzić. Poza tym, trudno wierzyć w jakiegoś hiciora. Ogólnie gra miała wygrać zaufanie posiadaczy praw do sagi (kontrakt na wiele lat, zrobią pewnie 3-4 gry w świecie LOTR) swoim dość unikalnym podejściem. "To nie jest gra tylko o mordowaniu orków". Ale w opisie pierwszej sekcji gry (ucieczka z Barad Dur) wcale nie słychać wiele detali co do jakiegoś oryginalnego wyboru bardzo ciekawych detali spoza filmowego i growego standardu pokazywania świata Tolkiena. Elfy podobno są wyjątkowe... zobaczymy, na szkicach wyglądają jak elfy. Orki też wyjątkowe - "żyją w wulkanie, nigdy nie widziały słońca, więc są blade", no niesamowite. Grę raczej ma napędzać główna postać - z pewną elastycznością dla gracza której z dwóch osobowości (Smeagol/Gollum) słuchać, co ma mieć wpływ na grę, a także bardzo dopracowaną animacją bohatera/bohaterów, w której ma być czuć wagę 300 lat udręki. Najciekawsze w sumie jest to, co twórcy powiedzieli im o samym rynku gier: "Jeśli chodzi o klasyczne przygodówki, ludzie nadal są nimi zainteresowani - ale tylko oglądaniem. Wielu ludziom podobała się Deponia czy State of Mind, ale na Twitchu czy YouTube'ie. Kupujących za wiele nie ma. Nie mamy pomysłu, jak zarobić na tym, że ludzie oglądają nasze gry. Dlatego zmieniamy gatunek. Gollum opowiada historię, ale głównie jest to gra akcji. (...) Często nazywa się nas "europejskim Telltale". (...) Oni też mieli naprawdę mocne marki, Batman itd., ale kiedy zobaczysz sprzedaż tych gierek, rozumiesz, czemu to się tak skończyło" "Słyszałem tylko plotki o specyfikacji Xboxa Series X. Brzmi potężnie - bardzo szybka pamięć flash. To ekscytujące, choć dla nas teraz wiele nie znaczy, bo i tak robimy grę z myślą również o rynku PC. Ale na przykład dla twórców leveli, to jest spełnienie marzeń - wreszcie nie musimy się przejmować korytarzami do strumieniowania. Czasami to bardzo bolesne - ściskać te piękne, zachwycające środowiska, bo w tym i tym miejscu potrzebny jest korytarz, w którym właduje się następny obszar"
  17. ogqozo

    Premier League

    Niedawno rozmawiałem z jakimś fanem Barcelony i wspominałem, że grać tak, jak Klopp (przynajmniej ogólnikowo), to wielu próbuje, ale tak proste to nie jest, bo tylko Klopp tym faktycznie wygrywa - od tego czasu jednak zdarzyło się niesamowite i Southampton zaczęło dobrze grać. Ich PRESSING terroryzuje wysokością znaną do tej pory tylko z meczów Bundesligi. Od zdziwienia, że Ralph Hassenhuettl nie został jeszcze zwolniony, przeszliśmy do zdziwienia, że nie dostał nagrody za trenera miesiąca. Pod koniec grudnia Saints byli w strefie spadkowej - pod koniec stycznia są nad Arsenalem, na 9. miejscu. Pokonali Tottenham, Chelsea i Leicester. To wszystko opierając się na takich graczach, jak Stuart Armstrong, Danny Ings i James Ward-Prowse. Dzisiaj obu mistrzów przerywania akcji rywala naprzeciw siebie na Anfield. Do tego mecze Leicester-Chelsea i Man United-Wolves - ekscytujący dzień powrotu do Premier League.
  18. ogqozo

    TRANSFERY

    Piątek oficjalnie. Zdobycie takiej kasy - to chyba dobry deal dla Milanu. Nasz pistoleiro w tym sezonie zdobył, poza rzutami karnymi, jedną bramkę - i nie słyszałem, żeby zagrał choć jeden dobry mecz. Zlatan jakoś z marszu nie wymiata i nie odmienił może całej ekipy, ale za to umiejętności kreacji ma kompletnie nieporównywalne i jego współpraca z Leao oraz Rebiciem już teraz kwitnie, przez co Piątek nie wstaje już z ławki. Dla Piątka to też świetny ruch, że po zaledwie pół roku tej tragedii zwiał szukać nowej szansy - po kolejnym pół roku na ławie mógłby naprawdę nie znaleźć w ogóle żadnego klubu, a w Berlinie podobno ma nawet dostać wyższą pensję, niż w Milanie. Dla Herthy? Ich to nie rozumiem. Ich problemem jest na razie brak jakiejkolwiek ofensywy, nie wykończenia. Ale oni chcą przebudować cały skład myśląc już o następnym sezonie, kiedy dołączy więcej "wielkich nazwisk". Paco Alcacer - oficjalnie w Villarrealu. Ten to też szybko przeszedł z mesjasza na ławkowicza. Jeszcze na początku tego sezonu fani wymieniliby go jako postać, którą jako ostatnią chcieliby sprzedać. Tutaj czuć potencjał na hit, bo Villarreal nieźle gra w piłkę, ale Moreno skutecznością nie powalał. Bramkostrzelny napastnik może im dać szanse na awans do Ligi Mistrzów. Jeśli wróci do formy. Sander Berge - w Sheffield United. Dla klubu, który nadal imponuje czołową defensywą w Premier League, to chyba normalne, że pobili rekord kwoty transferowej (blisko 30 mln euro) na drwala z Norwegii. 21-latek może jakoś nie zachwycał w Lidze Mistrzów, ale zaprezentował się jako intrygujący czołg z niezłym podaniem; widzę jakieś szanse, że kiedyś będą z niego ludzie w Anglii. Ogólnie kluby z Anglii czy Francji muszą teraz wydać okolice 20 mln euro na transfer jakiegoś solidnego gracza, który nie zbliża się nawet do poziomu reprezentacyjnego i może nawet nie będzie w jedenastce (Jarrod Bowen? Daniel Podence?), dlatego kwoty, które BVB dostała za Paco czy Milan za Piątka, też w tym kontekście informują nas, że byli to gracze na wyprzedaży.
  19. Od 13 marca do kupienia będzie specjalna edycja Switcha oraz pokrowiec. W załączonym tweecie zdjęcia. Można odnieść wrażenie, że po reakcjach na Switcha Lite, Nintendo uznało nagle, że ludzie lubią... ładne kolory?
  20. ogqozo

    TRANSFERY

    To pewnie najlepszy ruch, jaki mogło wykonać United marząc o 4. miejscu w lidze. A jednak - to też kolejny ruch, który potwierdza, że do United nie trafiają najbardziej rozchwytywani piłkarze. Owszem, Bruno Fernandes to zdecydowanie Król Portugalii, który mimo kryzysu w Sportingu, pewnie dostałby w tym roku trzeci raz z rzędu nagrodę dla gracza sezonu. W ciągu 2,5 pół roku, pomocnik zapisał się w historii klubu i ligi. Ale - Portugalia jako liga ma teraz kiepską renomę jeśli chodzi o promowanie gwiazd do większych lig, po tym jak nie wypalała większość jej czołowych graczy: William Carvalho, Joao Felix, Renato Sanches, Jackson Martinez, Joao Mario, Adrien Silva, Eliaquim Mangala, i tak dalej... Sam Fernandes grał przecież do 23. roku życia w "dużych ligach", we Włoszech. Nie wyróżniał się tam w ogóle. Za to w Sportingu - dominator, stał się natychmiast liderem. Walcząc w pomocy, jednocześnie bombarduje bramki rywali. Podsumowaniem jego kariery w Sportingu był mecz z PSV Eindehoven w Europa League, decydujący o awansie. Sporting wygrał 4-0 przy dwóch golach i dwóch asystach Fernandesa. Wszystko tam było: piękna odegrania, bomba z dystansu, potężnie wykonany rzut rożny i karny. Ale też bardzo nierówny piłkarz, który często traci piłkę. Kupując go, Man United potwierdza, że chce trzymać kierunek na grę z kontry. Ogólnie ryzykowny transfer, ale chyba dobrze dobrany do potrzeb. Zamienić w ostatnim meczu Pereirę na takiego Fernandesa - to brzmi jak różnica między niestrzelaniem goli a strzelaniem goli. Wydaje mi się, że United nie grało źle przeciw Arsenalowi czy Burnely, ale jakość wykończenia była denna. Temu klubowi udało się sprawić, że Pereira, Rashford ORAZ Mata w ciągu jednego sezonu wszyscy zgłosili kandydaturę do miana najgorszej "dziesiątki" w lidze (nagrody im. Mesuta Oezila).
  21. ogqozo

    TRANSFERY

    Erisken oficjalnie w Interze. Steven Bergwijn chyba przejdzie jednak do Spurs. Zdaniem "Telegraafu", kluby miały się wczoraj dogadać. Bergwijn nie grał w ten weekend - bez pozwolenia klubu zwiał do Londynu na własną rękę, na co klub publicznie odpowiedział, że po takiej akcji to już na pewno go nigdzie nie puści. Trener PSV stwierdził, że mu pozwolił, a piłkarz widocznie nie uznał za stosowne w ogóle się spytać władz klubu o zdanie przed wskoczeniem do samolotu do Londynu na testy medyczne. Bergwijn wrzucił na Insta video, w którym mówi, że media go szkalują i on nigdy nie zdradził PSV. Spurs mieli zaoferować dość śmieszne 30 mln euro za jednego z najważniejszych graczy PSV, które ma też trudny moment w sezonie, spadło na 5. miejsce w tabeli (co naprawdę jest już kryzysem w "lidze trzech klubów"). PSV oczywiście się na taką kwotę transferu nie zgodziło. Bergwijn ledwo co latem przedłużył kontrakt do 2023, ale wiadomo jak to z piłkarzami bywa. Klub być może ulegnie i sprzeda.
  22. W sumie to imponujące, że można było przeżyć całą ostatnią dekadę i nawet nie usłyszeć, jakiego ogólnie rodzaju gry robi Telltale.
  23. Filmu? Nie... Po upadku Telltale dość szybko dogadano się z finansowaniem na dwa ostatnie odcinki, które już wcześniej zaplanowano jako dość solidne zakończenie historii Klementyny. Final Season to Final Season.
  24. ogqozo

    Primera Division

    Fani Barcelony w necie wykonują dzisiaj chyba rekordowo szybki tradycyjny zwrot kibiców od "nareszcie, pod wodzą Setiena Barcelona będzie wreszcie wolała zawsze wygrać 5-4, niż 1-0, koniec z graniem nudnego góvna i rozczarowujących wyników, gorzej niż za Valverde być nie może z jakimkolwiek Normalnym Trenerem zamiast niego" do "Quique Setien, co za debil, wystawia X zamiast Y, co on osiągnął, niezły ale tylko niezły jeden sezon z Las Palmas, bezproduktywne posiadanie piłki, klepanie tiki taki, żałosna obrona opierająca się na cudach ter Stegena i atak w którym poza Messim nic nie idzie dobrze". Myślałem, że po tym wymęczeniu 1-0 u siebie z Granadą jednak pociągną to dłużej.
  25. ogqozo

    TRANSFERY

    Dani Olmo oficjalnie w Lipsku. Jestem trochę w szoku. Oczywiście, jeśli Olmo wypadnie w Lipsku tak, jak się spodziewam po jego występach, to zawsze może później i tak pójść do Barsy czy gdzieś. Ale Lipsk to przedziwny kierunek dla tego piłkarza. Czy on w ogóle będzie grał, kiedy Lipsk ma ustalony sposób gry i walczy w tym momencie o niemożliwe, czyli pokonanie Bayernu? Ja bym prędzej się spodziewał, że to Bawarczycy sięgną po Olmo. Być może Olmo zostanie nawet środkowym napastnikiem na miejsce Timo Wernera, którym tradycyjnie interesują się wszyscy najwięksi. Niezły steal, tak czy siak. Klub emeryta, assemble: Ashley Young oraz Victor Moses już oficjalnie w Interze. Raczej na pewno w tym tygodniu zostanie sfinalizowany Christian Eriksen, a także jakiś napastnik (Giroud lub Llorente, najprawdopodobniej).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...