-
Postów
23 369 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
No konkretnie to może 15 minut wyglądało dobrze. Po zdobyciu gola Arsenal chyba zaczął myśleć, że te następne 75 minut to już jakoś przemęczy, byle zaliczyć w końcu jakiś optymistyczny wynik. Mdr. Przez te 75 minut nie mieli ani posiadania (40%, przed zdobyciem bramki to oni mieli 60%), ani celnych strzałów (zero celnych strzałów, w ogóle mało mieli wspólnego z okazjami na gola). VAR też wygląda świetnie. Wczoraj Norwich, dzisiaj Wolves. Praktycznie każdego dnia eksperci spędzają czas w studiu rozmawiając o tym, czy warto być aż tak szczegółowym z tym spalonym. Ale ogólnie to nie mogę tego Liverpoolu, Boże jak oni ich cisną. Myślałem, że się kiedyś zmęczą, a oni ostatnio nawet przestali grać wyrównane mecze. Co to ma być. P.S. Okej jak wszedł Adama Traore to wszystko się obróciło. Liverpool ledwo go przeżył i ma szczęście, że Wolves grali z City dwa dni temu. Co za koks.
-
Pamiętam jak wczoraj, gdy po kilku kolejkach West Ham był na topie i wydawało mi się, że to oni mogą powalczyć z czołówką. Ech... od tego czasu Sebastien Haller zagrał bodajże jeden dobry mecz, a West Ham miał najgorsze wyniki lidze. Święta nie były najlepsze: najpierw Michail Antonio w przebraniu bałwana wypadł za barierkę swoim Lambo, potem Młoty dostały od Crystal Palace, a teraz przegrały u siebie z Leicester, który rotował niczym potęga i wymienił DZIEWIĘCIU piłkarzy z podstawowej jedenastki. Ałć. Dziś Manuel Pellegrini wyleciał z pracy, jako szósty trener w tym sezonie. O rolę jego następcy mają walczyć David Moyes i Tony Pullis. Tak się kończą ambicje. W walce o utrzymanie będzie więcej zwrotów, niż w walce o tytuł. Nowa miotła chyba trochę pomogła Watfordowi, a na pewno Evertonowi, który wygląda jakoś bardziej żywo i już wskoczył na środek tabeli... czyli wyprzedził Arsenal. Czy Kanonierzy pokażą coś więcej przeciwko Chelsea? Może ci drudzy ostatnio przegrywają mecze, ale na oko nadal wyglądają o klasę lepiej, niż nędzny Arsenal.
-
Powiem na to pytanie tyle, że gram w łóżeczku więcej, niż się spodziewałem; często nawet w gry, które znacznie lepiej wypadają na TV. Jakoś tak to działa. Ale są granice. Są gry, w które nie wyobrażam sobie grać przenośnie. Stanowią one obecnie mniejszość biblioteki Switcha, ale są, i często są wiele warte. Sens jak najbardziej jest, ta twoja alternatywa "skoro obraz nie wykorzystuje w pełni możliwości mojego 55-calowego 4K, to muszę grać we wszystko na 6 calach" jest dość skrajna. Gry wyglądają dobrze na dobrym TV. Jeśli chodzi o Lite'a, to dochodzi też kilka innych opcji, które znowu mają jakieś znaczenie w wielu grach, a w niektórych - moim zdaniem bardzo duże. Sterowanie czymś, co ma więcej miejsca, sterowanie ruchowe, wibracje... Z różnych powodów, sumarycznie jest pokaźna grupa gier, w które nie widzę sensu grać w trybie handheld. Jeśli wybór z jakiegoś powodu musi być między Switchem Lite a niczym, to Lite nadal prezentuje się atrakcyjnie. Pozostaje handheldem, który w niecałe 3 lata po premierze ma setki świetnych gier na wyciągnięcie ręki. Gdyby Lite był pierwszą wersją konsoli, trudno byłoby nie nazwać go wspaniałą konsolą. Ale czy np. Zelda byłaby powszechnia okrzyknięta najlepszą grą wszech czasów, gdyby ludzie grali w nią tylko w trybie handheld? Bardzo wątpię.
-
Co za rarytas na Święta. Mecz, w którym Manchester City pod wodzą Pepa przez 80 minut się broni. Adama Traore znowu zaorał City. To jest właśnie czar młodych talentów, że można niby tyle razy zmarnować sobie karierę, a nadal mieć 23 lata i potencjał. Gdzieś tak od listopada, Traore naprawdę koksi na maksa, a Wolves nawet w meczach z Tottenhamem (okej...) albo City są lepszym zespołem na boisku. Można powiedzieć, że zero zimnej krwi, solidności, nadal bynajmniej nie zawsze z tych jego rajdów wynikają gole... okej, nikomu nie zawsze wynikają, ale Adama coraz bardziej wygląda jak koleś, za którym obrona rywala po prostu musi biegać cały mecz, bo jest nie do zatrzymania, tę cechę na tym poziomie ma bardzo mało piłkarzy, jak Messi czy do tego roku Hazard. Trener musi tylko myśleć, gdzie mu kazać biec, czy do przodu czy na środek, i formacja rywala się wygina w tym kierunku. Żeby tylko Wolves potrafili wyglądać jak lepszy zespół w meczach przeciw bottom 14 ligi.
-
Liverpool ostatni raz przegrał prawie rok temu, gdy ulegli Man City 3 stycznia. Wygrali też 9 ostatnich meczów sezonu z rzędu, więc ostatnie 27 spotkań to dla nich 26-1-0. Trochę chore. Wolves grają teraz w ciągu dwóch dni z Man City i Liverpoolem, pozazdrościć. Ale w końcu kto jak Wolves umie kraść punkty faworytom. W tym sezonie to aż tak jeszcze nie działa, ale fakt faktem, że już raz pokonali Man City na wyjeździe, zaczynając dość nowe zjawisko o nazwie "Adama Traore raz na miesiąc randomowo staje się bogolem".
-
Zlatan Ibrahimović, według kolejnych donosów, miał dziś zgodzić się na kontrakt z AC Milan. Szczegóły miałyby być jasne na dniach. Moją opinię o Zlatanie pisałem. Niemniej, wiemy tyle: ostatni raz grał w Europie 3 sezony temu, w Manchesterze United, w Premier League. Grał wtedy dobrze. Ale trudno go sobie wyobrazić w obecnym Milanie. Edinson Cavani, według Di Marzio, już ugadał kontrakt z Atletico Madryt. Brzmi to jak idealne połączenie - Diego Costa to obecnie zdecydowanie najgorszy piłkarz w jedenastce Atleti, a Cavani wydaje się takim graczem, który ma szanse wypalić nawet w Atleti i być wartym swojej pensji. Jednocześnie nikt większy go nie weźmie w obecnej sytuacji. To, że Urugwajczyk odejdzie z PSG w roku 2020, wydaje się od dawna pewne, ale być może ktoś jak Atleti powalczy o jakiś tani transfer już zimą. Cavani w tym sezonie jeszcze praktycznie nie zaczął grać, bo kolejne kontuzje przerywane były nielicznymi bezbarwnymi występami. Nie trzeba mówić, że na "9" najlepiej czuje się Mbappe, a także Icardi się rozegrał i jest w bardzo dobrej formie dla PSG, więc klub nawet nie poczuł tej straty.
-
Ale to nie ma co obstawiać, gdy twórcy sami mówią, że jeszcze nawet nie wiedzą, jaki zakres historii będzie w jakiej kolejnej grze. Oczywiście można powiedzieć, że w pewnym sensie druga część "jest w produkcji", bo nad wieloma elementami dla całego tego remake'u pracują jednocześnie od lat (przykładowo, model Clouda do drugiej części pewnie jest mniej więcej gotowy!), ale robienie sobie projekcji, że pewnie Square-Enix tak dla niespodzianki trzyma niemal-gotowe kolejne części swojego megahitu w sekrecie i wypuści je za pół roku, to fantastyka. Jedyne, co powiedziano o terminie następnej części, to że "powinna pójść szybciej". Czyli szybciej niż 5 lat na tę.
-
Liverpool tak może wyglądać? W Londynie jest teraz taka pogoda?
-
Atelier Ryza nie jest ogółem jakoś bardziej nowoczesne od FF XII. Akurat przy takim porównaniu to bez sensu byłoby się rzucać aż tak daleko, jeśli faktycznie nie znasz tych największych klasyków generacji.
-
Po tym, jak gra znalazła się na szczytach tylu najlepszych list top 10 roku (głównie obok takich gier jak Disco Elysium, Outer Wilds, Baba is You czy Pathologic 2), spodziewałem się czegoś mniej AAA-standardowego pod względem opowiadania historii. Ta nadal opiera się na powolnych, nieinteraktywnych dialogach i scenkach, na postaciach mówiących do siebie z dystansu nie wiadomo jaką magiczną metodą (trudno nie pomyśleć o Hellblade słuchając kolejnego ekspozycyjnego rozedrganego monologu/dialogu bohaterki), no i oczywiście na zalewie znajdowanych wszędzie papierów, nagrań i wideo, które mamy sobie statycznie przeglądać w menu. Otoczenie robi wrażenie architektonicznie, na rzut oka wygląda to super, natomiast często kolejne pomieszczenia nie mają wiele wspólnego z żadną historią. Serie identycznych biur, korytarzy itd. Przeciwnicy, jak na razie, to głównie żołnierze z pistoletami; cóż za miły zbieg okoliczności, że akurat było ich tyle w okolicy. Ogólnie, Soulsy to nie są. Jest to normalna zachodnia popularna produkcja. Zapewne dla większości ludzi to zaleta. Gra nadal wciąga, bo schemat "metroidvanii" ma tak ogromny wkręcający potencjał i nadal rzadko był wykonany z jakością w 3D. Gra jest efektowna i ciągle dynda graczowi przed oczami kolejnymi upgrade'ami i rzeczami do znalezienia, żeby wyskakujące co chwila walki i bieganie w kółko nie wydawały się bez celu. Jako gracz, nie robimy specjalnie nic innego niż rozwalanie rzeczy i potworów dokoła. Eksploracja jest mocno liniowa, czasem jesteśmy zamknięci jakąś mocą czy koniecznością odblokowania karty dostępu danego poziomu... ale często drzwi są po prostu zamknięte "bo tak" i jak dostaniemy daną misję, to nagle będą otwarte (gra tego nie mówi, ani nie oznacza na mapie). W tym paranormalnym, zmieniającym kształt budynku wszystko może się zdarzyć, ale jak na razie głównie tylko to. Bardzo wygodne. Gra nie jest dosłownie trudna (fani wyzwań nie znajdą tu prawie nic), ale trzeba uważać, bo giniemy na dwa strzały, a wtedy kolejne loadingi... Ogólnie, jak na razie, sympatyczna współczesna produkcja. Udana w swojej klasie, nie żebym nie mówił, po prostu znacznie mniej awangardowa, szalona czy dopracowana, niż by można pomyśleć po recenzjach. To jest taki Lynch, jak Last of Us było "Obywatelem Kane'em gier". Tylko w kontekście największych przebojów świata gierek dla dzieci, nie sztuki jako takiej.
-
Dowalili srogo z tymi promocjami. Naprawdę dziesiątki fajnych gier są przecenione po raz pierwszy. Patrzę na watchlistę i jestem przerażony, jaki ogrom ciekawych gierek wyszedł na Switcha. Heave Ho - absolutny przebój do co-opa, jak na tę cenę. Bardzo zabawna gierka w gronie. For the King - to jest ciekawy co-op, który przypomina wręcz granie w klasyczne RPG. Ponieważ ma formułę turowej rozgrywki roguelite w grupie, czyli zaczynamy przygodę i pewnie nie zobaczymy zakończenia, ale ciągle jest jakiś cel do organizowania. Można grać nawet na jednym kontrolerze, podając go sobie przy ruchu kolejnej postaci. Momentami toporne, ale ma wdzięk, i grupę fanów RPG-ów może wciągnąć na zawsze. Swords of Ditto - obrosła już pewnym kultem mini-zeldunia jest w obecnej wersji znacznie lepsza, niż na premierę na PC. Lekka rozrywka za 30 zł. Skullgirls - jedna z najlepszych bijatyk na Switchu za 60 zł. Eliza - pewien przełom jeśli chodzi o łamanie bariery między interaktywnym filmem/komiksem a grą, Eliza wykonana jest jak film z niespotykaną wcześniej liczbą wariantów pod względem reakcji na sterowanie. Interesująca historia z wieloma zakończeniami za 35 zł. Agent A - wydaje mi się, że to gra dla fanów np. Laytona. Nie jest bardzo trudna, ale stanowi zestaw intrygujących zagadek w przyjemnym, lekkim, stylowym sosie. 18 zł. Blazing Chrome - być może najlepsza zrzyna z Contry, jaka wyszła w ostatnich latach. Gra jest dość krótka i ograniczona, ale ma pewne dodatkowe tryby, dla fanów tego typu rozgrywki raczej must-have. 34 zł. Collection of Mana - za 85 zł pierwszy raz warto rozważyć tę kolekcję zawierającą dwie spośród najlepszych gier RPG lat 90. Fajnale - jak często przeceniane, można tylko zauważyć że pierwszy raz obniżka obejmuje również FF8. Ori - pierwsza przecena na Switchu. Trochę kusi kupić, bo jak włączyłem demko to prawie nie mogłem przestać mimo ogromnego zalewu gier których jeszcze nie przeszedłem w kolejce. VA-11 Hall-A - jedna z najbardziej cenionych przygodówek tekstowych teraz za 36 zł. Jest to kolejna ostatnio gra w klimacie "cyberpunk" (i nawet nie jedyna klikanka na Switchu polegająca na byciu barmanem), ale to jest japońskie Visual Novel, więc ma zupełnie inny klimat, gra jest bardzo relaksująca i anime. Hidden Folks - przebój iPadów za 25 zł jest też wart posiadania na małym ekranie Switcha. "Gdzie jest Wally" w uroczym wykonaniu. Torchlight II - na ile pamiętam, pierwsza większa przecena na tę klasyczną zrzynę z Diablo. Ta gra nie ma co-opa na jednej konsoli, tylko online. 56 zł. FAR: Lone Sails - jedna z tych gier, że idziesz (jedziesz) przed siebie na pustyni przez kilka godzin, nie padają żadne słowa, ale klimat, emocje i uczucie samotności zapadają ci w pamięć na zawsze. Cena wreszcie nieco bardziej przyjazna jak na grę na jeden wieczór.
-
Co do co-opa. Oprócz tego, co polecam teraz na przecenie w temacie "e-Shop", mam w tej chwili na konsoli m.in. Lovers in Dangerous Spacetime, Broforce, Full Metal Furies, oczywiście Overcooked, Streets of Red, Duck Game, Keep Talking and Nobody Explodes (w sumie gra party, która wymaga wydrukowania instrukcji), a także na przecenie obecnie (choć nadal dość kosztowne) jest River City Girls. Fajne rzeczy. No i Killer Queen Black! Do tego to lepiej mieć ekipę.
-
Różnica klas. Jedna strona grała w piłkę. Trudno było momentami uwierzyć, że po 18 kolejkach to ta druga jest wyżej w tabeli. Oczywiście, te kilka kontr, które im prawie wpadły, przypominały, że różnie w futbolu bywa (duet Otamendi-Fernandinho na środku obrony? Ciareczki). Jedno Leicester pokazał na pewno, w starciu z Liverpoolem i Man City wyglądają nadal jak biedaki. Nie mają nikogo z takim skillem jak Mahrez czy De Bruyne. To jak Mahrez się uwziął na swój były klub, to wręcz okrutne, koleś co kilka minut schodził na lewą nogę gdzieś w polu karnym albo tuż przed... i ładował. Wynik 3-1 mógł być dla City spokojnie wyższy. A jutro kolejny hicior, bo starcie Mourinho z Chelsea musi nim być. Zwłaszcza, że Spurs w razie wygranej wyprzedzą Chelsea i zajmą kluczowe 4. miejsce. W ciągu 10 dni mamy 4 kolejki Premier League, słynny okres próby. Nagle wiele się może zmienić w tabeli, a niektóre kluby już teraz wydają się mieć zadyszkę. Zwłaszcza Chelsea. Chyba nikt nie ma na ten moment tyle do stracenia, co Blues. Test dla Lamparda, jak pokieruje dalej tym sezonem, gdy przestało iść dobrze.
-
Kto jest ekspertem? Ja widzę z jednej strony to, co dosłownie oficjalna strona Evertonu napisała o tych piłkarzach dla całego świata na temat ich sytuacji wczoraj, oraz fakt że nie grali, który też kurna kwestią "eksperctwa" nie jest tylko normalnie ktoś nie gra czy nie trenuje w danym dniu, ma uraz albo nie ma i tyle. Trener albo mówi, jak o większości piłkarzy, że są zdrowi, albo mówi że "zobaczymy w dzień meczu rano czy będą w stanie", to są proste słowa i dość jednoznaczne. Z drugiej strony jakiś pieniacz pisze coś na forum konsol i jedyny argument na poparcie brzmi "żeby było jasne", czyli rozumiem, że jego ekspertyza jest niesamowita i mam brać jego słowo jak objawione, tylko ja tam nie wiem, kim on jest, że lepiej wie, co się dzieje w klubie Everton, niż sam klub Everton. Naprawdę trzeba mieć pasję do przypierdalania się do ogóra, żeby wyciągać jakieś ekspertyzy z tego że ktoś napisał o problemach z kontuzjami w składzie w którym jest wiele problemów z kontuzjami. Specyficzne hobby ale ok. I ta wasza jazda że wszystko musi być jakieś "eksperckie", nawet napisanie że piłkarze mają kontuzje i ich występ jest niepewny, co pisze milion ludzi o dziesiątkach piłkarzy w każdym tygodniu... bo tak jest. Leci ignor bo widzę, że intencji napisania czegokolwiek normalnego jest tu zero. Mecz wygląda po prostu strasznie, ale chyba o Evertonie prędzej można powiedzieć, że próbuje. Ciekawe, czy jest jeszcze szansa, żeby Duncan skończył jak Ole. Dał jakąś małą werwę temu klubowi w tych kilku meczach. Arsenal osiągnął taki poziom, że to jest dla mnie aż wydarzenie. No ja nie mogę. Osobom postronnym polecam zobaczyć ten mecz czy kawałki i spojrzeć na to, jak wyglądali piłkarze, np. Digne czy Richarlison. Możecie się dowiedzieć, jak według naszego Eksperta futbolu wyglądają piłkarze z kondycją 110%. Żeby było jasne. Oświecająca sprawa.
-
Jeszcze taki śmieszek z tą waszą obsesją że wszystko co można napisać o piłce polega na jakimś "wieszczeniu". Pisałem o kontuzjach piłkarzy... bo mieli kontuzje, a nie że jest jakaś walka z anonimem z forum kto Przewidzi Przyszłość. Ci piłkarze pierwszy raz po swoich pauzach trenowali, na obniżonej intensywności, wczoraj, i nawet wczoraj nie było jeszcze decyzji, czy są w stanie wystąpić. Nie jest to optymalna sytuacja dla Evertonu i chyba każdy kto spędza czas inaczej niż myśląc do czego się przypierdalać rozumie tę wypowiedź. Zatrudnianie debiutanta w dużym klubie nie jest nowe. Choćby Guardiola w Barsie 10 lat temu. Nie napisałem, że jest. Napisałem to, co napisałem, nawet to cytujesz dla klarowności. Akurat ten scenariusz jaki mamy w tych dwóch klubach brzmiałby dwa lata temu przedziwacznie. Każdy klub i moment to inny scenariusz. Przykładowo, Ole nie był zatrudniany jako wielka nadzieja na reformę, tylko jako trener przejściowy, nawet wśród "ludzi United" większość się spodziewała, że prędzej Giggs czy Carrick mogą zostać "prawdziwym" menedżerem. Oczywiście po tym, jak United wygrało bodaj 10 na 11 meczów po jego przyjściu, to już był moment, kiedy to nie było dziwne, że został.
-
Arteta daje nadzieję na kawał trenera, jak nikt inny kogo Arsenal mógł wziąć. Ale to wcale nie wystarczy do osiągnięcia tego, co fani Arsenalu by chcieli. Obecnie klub jest w dołku kompletnie nieadekwatnym do swojego składu. Nie zagrali chyba jednego naprawdę przekonującego meczu w tym sezonie. Nie byli lepszą drużyną na boisku nawet w meczach z Watfordem czy Norwich. Potencjał do poprawy jest spory, ale zrobienie z tego dobrego poziomu może zająć sporo czasu. Skład też wymaga raczej sporo zmian, a sprzedawać będzie ciężko, bo prawie nikt w Arsenalu nie jest atrakcyjny rynkowo. Kto chciałby płacić obecnie pensje Ozila, Mchitarjana, Pepe, Xhaki i tak dalej? Nie wiadomo. Zaraz Everton-Arsenal, czyli ostatni mecz Duncana Fergusona i ostatni mecz Freddiego Ljungbergego. Oba kluby po przejściach i w złej sytuacji. W Evertonie w końcu urazy dotyczą takich piłkarzy jak: Andre Gomes, Lucas Digne, Djibril Sidibe, Gylfi Sigurdsson, Fabian Delph, Theo Walcott, Morgan Schneiderlin... Już się pogubiłem, kto dla nich w ogóle gra. W Arsenalu nie zagrają Sokratis, Tierney, Bellerin, Ceballos, Holding, Kolasinac, może też i Xhaka i Oezil... Ciężko jest zmieniać skład, gdy połowa składu, jaki masz na kontraktach, ma ciągle mniejsze lub większe urazy. Everton pod wodzą zastępczego trenera zaczął grać trochę bardziej topornie... a może to tylko tak wyglądało na tle Chelsea i Man United. Ale dało im wreszcie jakieś dobre wyniki. Jak by to brzmiało parę lat temu: Everton na 16. miejscu zatrudnia (za kilkanaście milionów euro rocznie) Carlo Ancelottiego, a Arsenal na 10. miejscu wiąże nadzieje na swój pierwszy dobry mecz z przyjściem debiutanta. No a wieczorem hicior Man City-Leicester. Mecz o drugie miejsce. Pozycja Leicesteru jest nadal nieco ponad ich stan, ale pokazali w tym sezonie jedno na pewno, jest ich coś strasznie ciężko pokonać. Ogólnie grają teraz piłką, ale w meczu z Liverpoolem byli niemal bezradni, nie potrafili zrobić żadnych okazji. Ciekawe, czy dzisiaj też tak będzie.
-
Tylko z krajów, gdzie taki oficjalny ranking pudełkowej sprzedaży jest dla wszystkich gier. Ale patrząc, ile zeszło w różnych krajach Europy, i że gra utrzymuje w kolejnych tygodniach zainteresowanie, i że będzie przez długi czas mocno eksponowana na półkach jak to bywa z wszystkimi promowanymi przez Nintendo tytułami, to wydaje mi się mocno pi razy oko, że może na dłuższą metę nawet sprzedać 10 milionów sztuk.
-
Kiedy cały świat wrze głównie na temat Haalanda, trochę dziwne, że akurat ten piłkarz Salzburga przechodzi jako pierwszy do wielkiego klubu. Oczywiście, Minamino był fantasyczny na Anfield, ale w rewanżu, jak w sumie cały Salzburg, już tak wiele nie pokazał. Przy tej klauzuli odstępnego, Liverpool złapał okazję, bo nawet jeśli nie wypali, to będzie pewnie w najgorszym razie sprzedany z zyskiem. Myślę, że przy taktyce Liverpoolu, może grać w roli Firmino na środku, choć i Liverpool czasami gra ze słabszymi rywalami 4-2-3-1, gdzie pasowałby za plecy napastnika... okej, w sumie to też robi zazwyczaj Firmino. Możliwe, że Salzburg od razu po dobrym pokazie w LM straci całą linię ataku, bo i Haaland, i Hee-chan Hwang są dość rozchwytywani. Przy czym Koreańczyk pewnie będzie do kupienia za 20-30 mln euro, ale Haaland za wielokrotnie większą sumę. Być może oni przetrwają w Austrii do lata. Haaland ma podobno oczekiwać wielu minut gry i bardzo wysokiej pensji.
-
Dzisiaj chyba największy update gierki od czasów premiery. Pojawiła się m.in. dodatkowa kampania, w której wcielamy się w Octavo (wymaga przejścia gry podstawową postacią), a także Dungeon Mode, który pozwala pograć bardziej w stylu pierwszego NecroDancera.
-
W menu gry pojawił się przycisk "DLC". Można złożyć pre-order za 40 zł na dwa zestawy nowych gierek i strojów do multi, które wyjdą stopniowo do lipca 2020. Gra swoją drogą sprzedaje się jak poje'bana. Ciekaw jestem, jakie będzie podsumowanie, gdy Nintendo się pochwali; porównując na oko, Luigi's Mansion wydaje się na dłuższą metę mieć szanse nawet puścić więcej sztuk, niż Splatoon 2 czy Pokemon Let's Go. Dafuq.
-
Wtorkowy hicior w Dortmundzie. Lipsk, po kiepskim starcie, wyglądający obecnie jak najlepsza ekipa w Bundeslidze, tuż po awansie na fotel lidera, wygraniu grupy w Lidze Mistrzów i wylosowaniu Tottenhamu, teraz zagra z BVB w środku tygodnia. Najpoważniejszy test dla ekipy Nagelsmanna od kilku miesięcy. Trochę w tym czasie urośli, ale zobaczymy, jak bardzo.
-
Według dzisiejszych donosów ze źródeł, Arsenal nadal rozmawia z Artetą, ale też np. z Patrickiem Vieirą. Arteta to na ten moment faworyt, ale Arsenal może nie być chętny zapłacić należytej ceny Manchesterowi City. A trenerem Evertonu ma zostać Carlo Ancelotti. Wow ale szybko ta kariera poszła.
-
Jakoś udało się Arsenalowi nie być najsmutniejszym tematem dnia, bo cała Anglia mówi o okrucieństwie Duncana Fergusona. W pewnym sensie może rozumiem jego decyzję o zdjęciu Keana - skoro chciał tylko coś pozmieniać żeby grać na czas, to równie dobrze może zdjąć gorszego gracza, niż lepszego. Ale rzucił w ten sposób mnóstwo negatywnego światła na chłopaka, czego nie musiał robić. Dziś chyba wszyscy w angielskiej TV nazwali go katem i niszczycielem kariery. Ciekawe co z Keanem dalej.
-
W czasach GameCube'a, w PE dużo się pisało, że niby Nintendo stawia na "pure gameplay" (w sumie do dziś nie wiem, skąd to się wzięło), ale Luigi's Mansion było zawsze może najlepszym przykładem na coś zupełnie odwrotnego. Gra, która ładnie wygląda i ma wiele fajnych bibelotów, dla fanów zbierania rodem z XX wieku ma też nieskończoną liczbę monetek do wpieprzenia do odkurzacza z każdej szczeliny, ale gameplay to w tym wszystkim najmniej ciekawa sprawa. Mimo że tyle lat minęło, trzecia część, tak jak druga, dość podąża tym tropem. Zadziwiające dla mnie jest np. sterowanie, jak na grę, którą wydaje i promuje Nintendo, niby twórcy Mario Odyssey i Breath of the Wild. Niektóre "drobne" rzeczy wydają się oczywiste do poprawienia, wystarczyłoby zmienić przyciski, albo lepiej zaprezentować ich możliwości. Sterowanie latarką nadal jest dziwne, a gra z jakiegoś powodu w samouczku instruuje zapalać ją A, a nie R, którego identyczne (i oczywiście sensowniejsze - jak mam wciskać A kręcąc gałką?) działanie trzeba odkryć samemu. Przerażony chód Luigiego to jeden z wielu majstersztyków animacji w tej grze, natomiast pod względem sterowania, przechodzenie z chodu w bieg to kompletne drewno i gra ogólnie jest po prostu strasznie powolna. Zmiana formuły na swobodną eksplorację to ogromny postęp względem "dwójki", ale progres jest w większości momentów nadal bardzo płytki, a jeśli nie pójdziemy w wyznaczone miejsce w odpowiednich sekwencjach, Profesor Doniu zacznie nawijać swoje "suki suki!" co pół minuty. Ogólnie nie jest źle, gra ma naprawdę sporo mechanizmów i interakcji, które trzeba odkryć samemu, ale widać, że główny wątek musiał być do przejścia dla osób w każdym wieku i o każdym stopniu zaawansowania. Nie wiem, czy naprawdę nie można tego było zrobić jakimś oznaczeniem, zamiast ciągłym "suki suki!", ale ogólnie jest ono znacznie mniej inwazyjne niż "hey! listen!", nie powiem. Mapa jest wykonana z rzadko spotykanym stylem, ale włącza się strasznie długo, a w sumie niewiele z niej wynika. I tak dalej... różne detale techniczne, które sumarycznie potęgują wrażenie, że Luigi's Mansion 3 to nadal bardziej radość z opakowania, niż zawartości. Opakowanie jednak jest całkiem rozkoszne. Może gra nie jest estetycznie aż tak ładna, jak były poprzednie części (kolory dotknęła typowa współczesna pasteloza), ale efekty i fizyka niemal wszystkiego dokoła dają uczucie prawdziwej zabawy. Kurna no... naprawdę odpicowali te pokoje. To wyjątkowy produkt, będący gdzieś pomiędzy oldskulowymi grami video a oglądaniem komedii Charlie'ego Chaplina w wersji Pixarowej. Niby nic aż tak wyjątkowego, bo Nintendo od co najmniej połowy lat 90. często wykorzystuje ten rodzaj skeczów dla obu braci, ale tutaj praktycznie składają się one na całą grę. I ich fani powinni być zachwyceni. Z jednej strony, Luigi jest niemal jak interaktywna kreskówka, a z drugiej - spełnia życzenie, które w większości gier jest tak dalekie, żeby przedmioty dokoła nas naprawdę coś robiły, i żebym ja z nimi coś mógł robić, a nie tylko stanowiły narysowane tło. Po zaliczeniu serii pięter, gra nie zanosi się na żadne arcydzieło, ale ciągle przynosi fajne momenty i wydaje się idealna do grania z mniej zaangażowanymi znajomymi czy rodziną. Do tego - dla mnie intrygujący przykład, że można zrobić serię gier, w której po 15 latach wyjdzie pierwsza udana część.
-
Milik dziś gra, pogłoski o miesiącu pauzy były przesadzone. Pierwszy mecz Gattuso oczywiście na razie 0-1 w tyłek. Chyba największa nowa gwiazda we Włoszech w tym sezonie, Dejan Kulusevski, dość ośmieszył Koulibaly'ego i tak oto Parma prowadzi mimo ciągłego natarcia Napoli. Koulibaly przy tej bramce się połamał i zszedł z boiska, ogólnie na razie promyczek nadziei nie zaświecił w Neapolu. Obrona, ale też skrzydła... wielki kryzys, Milik to nagle jeden z nielicznych, na których może liczyć Napoli. VAR jak zwykle wspaniale wpływa na oglądanie meczów, nie ma lepszej rozrywki niż oglądanie bez dźwięku jak faceci się kłócą przez 7 minut stojąc na trawie.