-
Postów
23 371 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
No właśnie nie, dobre gry tak nie wyglądają. Nie wiem, w jakie jRPG-i i shootery grał nasz spec. Może w te słabe, słusznie za tę nudę krytykowane. Dobry shooter nie wygląda tak że "idziesz korytarzem i strzelasz" (nie jeśli strzelanie ma cały czas wyglądać tak samo). W Final Fantasy VI (którego, jak umiejący czytać wiedzą, Octopath jest następcą) nijak po dziesięciu godzinach nie ma uczucia, że do końca gry po prostu doje'biemy jeszcze X razy tę samą rutynę i tyle. Tam się cały czas co ciekawego działo! Nawet jeśli chodzi o walkę. Octopath ma ciekawe podstawy. Ale realia tych walk to powtarzalność, a gra wbrew pozorom trzyma cały czas za rączkę, co jak dla mnie jest kiepskim połączeniem. Niby jest trochę więcej niż w SNES-owych grach możliwych kombinacji składu, ale czym możemy się kierować gdy zaczyna się typowe losowe starcie? I tak gra cały czas sama nam pokazuje, jaką dokładnie bronią/żywiołem mamy zaatakować, a breakowanie jest tak potężne, że nie ma właściwie żadnego sensu robić cokolwiek innego. Efekt jest taki, że gracz tak naprawdę może poczuć, że po prostu wciska A to win. W bardziej ortodyksyjnych jRPG-ach niby system jest mniej unikalny, ale daje bardziej organiczne wrażenie - właściwych może być wiele opcji, kto tam wie, a nie zawsze te, które dosłownie są wielkimi ikonkami dla 5-latka pokazane pod każdym wrogiem. I podobnie jak z Bravely, wszystko kładzie moim zdaniem ten sam "detal". Bo byłoby inaczej, gdyby trudność się tak bardzo nie skalowała przy levelowaniu. Początkowo, przejrzysty design systemu walki obiecuje przyjemnośc rodem z karcianek, planszówek czy jakiegoś Advance Wars. Tylko że skalowanie siły wobec leveli jest tutaj zbyt mocne, by takie emocje były faktycznie w tej grze. Jeśli przeciwnik ma chociaż kilka leveli ponad naszymi postaciami, to po prostu nie da się zrobić, by walka nie trwała bardzo długo (jest często do wygrania, ale bardzo, bardzo, bardzo powoli - Boże, jak się przez przypadek wyzwie na pojedynek Olberikiem kogoś zbyt silnego, no można zasnąć), zaś jeśli ma levele poniżej, to trudno mieć jakiekolwiek problemy. Starali się, bo zrobili skalowanie wrogów względem postępów historii, to jest fajne. Trudno powiedzieć, czego mi brak, może jednak dużo silniejszego efektu break, tak by walka z przeciwnikiem 3 levele wyższym nadal stawiała taktyczne wymagania, ale jednak miała jakąkolwiek matematyczną możliwość skończyć się szybciej, niż za pół godziny. I tu jest klops jeśli chodzi o wszystkie fajne, pomysłowe, taktyczne aspekty tego systemu - mają niewielkie znaczenie. Wszystko ma tu niewielkie znaczenie. Ot, gra twórców Bravely. Które jednak było jeszcze ładniejsze i wymęczyło mnie po bodaj 50, a nie 15 godzinach. Nie będę komentował scenariusza, bo w Bravely w sumie też był głównie głupi. Padłem, jak gra w tych swoich dialogach dodatkowych próbowała poruszyć śmieszny temat dotyczący tej całej historii: z jednej strony w grze dosłownie kradniemy dzieciom cukierki, bijemy mieczem w starą babcię pilnującą swojego domu i nasyłamy dzikiego tygrysa na żebraczkę, a z drugiej całe wątki niektórych postaci są oparte na ukazywaniu ich jako jakiegoś wzoru cnót moralnych. No więc rozmawia złodziej z łowczynią. - Czym się zajmujesz? - Kradnę. Nie pasuje ci to? - No nie. - A to sorry. - Spoko, jesteśmy w jednej drużynie, nie mogę kierować się uprzedzeniami. Genialne! Nie bądźmy uprzedzeni. Co za gra. Tak długo od premiery myślałem, że jakoś jeszcze pogram więcej i doczytam do momentu gdzie robi się FFVI, ale jakoś przestałem w to wierzyć i jednak pora włączyć Allegro. Octopath miał najwięcej postów w tym roku, Ficusie wyliczały go na tych listach "co na ten rok" dwa razy dziennie, ale mam wrażenie, że w sumie w tym roku wyszło co najmniej z 50 gier na Switcha, w które jest bardziej warto zagrać. Opowieści filozoficzne sprzedawcy w Messengerze były bardziej angażujące niż scenariusze w tym RPG-u. Niby się starali, zrobili ładną wodę, ładnie ukazane lokacje, a i tak bardziej ciągnie pograć setny raz w Darkest Dungeon czy Disgaekę, nie wiem, pograć w DLC do Zeldy, niż to męczyć.
-
Najlepszy na razie mecz dla PSG Tuchela. Zaskakująco jednostronny, w Liverpoolu grał głównie bramkarz. Neymar przypomniał, czemu to tak bekowe, że w tych wszystkich podsumowaniach roku ludzie umieszczają wśród najlepszych piłkarzy Salaha, Modricia, a nie jego. Efektowny i efektywny. Cały Liverpool był oburzony w trakcie i po meczu, że PSG to płaczki. Faktycznie nimi są, ale to nie zmienia faktu, że i tak fauli na Neymarze można było gwizdać więcej. Kloppo oburzony. Internet cały w skowronkach, bo jakaś tancerka na lodzie z Rosji powiedziała, że upada rzadziej, niż Neymar. Tak, kobieto, bo na taflę nie wychodzi 190-centymetrowy paker i cię nie kopie, ale beka. Już to pisałem, ale jakem fanem Mbappe, jego nominacje do tych nagród też są zabawne. Neymar w tym roku był zdecydowanie liderem PSG. Zwłaszcza w LM. Mbappe to wspaniały piłkarz, ale gra PSG jest zbudowana wokół Neymara, tak jak gra Brazylii (która odpadła na Mundialu, ale to nie zmienia nagle faktu, że sam Neymar grał na nim kapitalnie). Z kolei gra Francji jest zbudowana wokół Griezmanna. Oczywiście Liverpool zanotował 0 punktów w trzech meczach wyjazdowych LM. Trochę nędza. W Neapolu i Paryżu mieli bardzo mało okazji, no i ta porażka w Belgradzie. Nadal, nie zdziwię się, jeśli na Anfield pokonają Napoli w wymaganym stosunku. Mecze w tej grupie, i w grupie Barco-Intero-Totko-Eindhovenowej były warte Ligi Mistrzów.
-
Według mediów niemieckich, Niko Kovacz miał przed meczem walnąć długą tyradę, je'biącą zawodników, którą można streścić jako "może niedługo stąd odejdę, ale to nie moja wina, że przegrywamy, tylko wasza". Jeśli jednak faktycznie odchodzi, to po koncertowym meczu, a rozpieszczony tercecik Ribberowski zdemolował słabą Benfikę. Ajax bez żadnych wątpliwości wyprzedził wicemistrzów Portugalii i jest to kolejna radosna wieść dla niderlandzkiej piłki. Oczywiście Benfica jest obecnie słabiutka i jej trener też niedługo wyleci. Takie kluby jak Benfica czy Valencia co roku udowadniają, że są przedsionkiem Europy i wobec gadek o Superlidze - tak naprawdę nikt by nie zauważył, gdyby Ligę Mistrzów ograniczyć do 16 ekip. Frajerzy dnia to jak zawsze Lyon. Po tym, jak DWA razy stracili zwycięstwo w doliczonym czasie, teraz Pep City wyrównało w 86. minucie. To był dobry mecz Lyonu i mieli widoki na skompletowanie 6 pkt. z mistrzami Anglii, a teraz będą musieli walczyć o awans w Doniecku. Lyon, gdy gra dobrze, wygląda właściwie mocniej niż PSG. Problem mają z tym, że nie tak często im się to zdarza. Mimo wszystko, wczoraj tak było, i fajnie ich widzieć w LM walczących z City. A PSG o awans ma trudniej niż Lyon, zwłaszcza że kontuzje leczą Neymar i Mbappe. Jednak nie takie poważne i dziś mają już zagrać. To mecz o wszystko dla Paryża, odpadnięcie z LM już w grupie będzie oczywistym podsumowaniem projektu, który ciągle gnie się pod kosztami tych dwóch ogromnych inwestycji. Podobno z wielkich klubów Europy to właśnie PSG nie chciało Superligi. To ciekawe, bo o ile angielskie kluby rozumiem, to PSG miałoby niby wszystko do zyskania. Ich seria wygranych w Ligue 1 osiągnęła 14, ale nawet jeśli wygrają wszystkie 38 meczów, nie będzie to szerokiego świata obchodzić, jeśli nie zajdą nigdzie w Lidze Mistrzów. Drugi hicior to Tottenham-Inter, czyli raczej ostatnia szansa Spurs na podtrzymanie nadziei na awans kosztem Włochów.
-
Myślałem, że Godflesh i Primordial to będą te jedyne gwiazdy, ale po dopełnieniu coraz lepiej to wygląda.
-
Grecja, wojny? Ja tam marzę o powstaniu serii Polska Souls. To by było coś. Oczywiście działoby się to za tysiąc lat, na niszczejących ruinach Polski, w których wszyscy dawno już nie żyją, starając się podtrzymywać skazany na zgaśnięcie płomień polskości (na podstawie L O R E fani mogliby się tylko domyślać, czym konkretnie jest ta polskość i po co ją podtrzymywać). W pierwszej grze lokacje mogłyby być oparte na Łodzi, robiąc dla designu industrialnego to, co seria Dark Souls zrobiła dla włoskich katedr. Centralną lokacją, z której odchodziłoby się na inne, byłaby Ulica Piotrkowska, taki hub, pełen NPC-ów, drzwi do innych wymiarów itp. Ruiny Manufaktury - nieumarli robotnicy z fascynującym designem (tkaczki, farbownicy, apreturerzy, ślusarze, gazownicy...), Izrael Poznański jako boss. Ruiny getta - błąkające się dusze ofiar, z oazą piękna jaką by był Park Ocalałych, przeciwnicy oczywiście wzorowani na SS-manach, połączona z wielkim cmentarzem. Pasaż Róży - w oparciu o motyw luster i roślin można by zrobić kolejną najlepszą w historii gier lokację. Palmiarnia - to byłby las jak w każdych Soulsach. Bossami mogłyby być też postaci wyciągnięte z pomników łódzkich, np. pianista Rubinstein, miś Kolargol, macierzyństwo, dupa Tuwima, oczywiście w wypaczonej, wyolbrzymionej, oszalałej nieumarłej wersji, jak to w Soulsach. To by było GOTY i najlepsza promocja Polski, ale co zrobić. Zamiast tego pójdą dziesiątki milionów na promowanie tweetów że Hitler był Niemcem.
-
Piracenie z powodu biedy to jedno, ale hackowanie Smasha wiąże się też z chyba największym wśród współczesnych gier Nintendo zalewem modów. Już ich kilka wyszło, zmieniających np. muzykę. Przypomnijmy, że mod "Project M" do Wii (który zmieniał prawie wszystko, zdaniem wielu fanów na plus) był właściwie przez kilka lat najpopularniejszą metodą grania w Smasha kompetetywnie. Fani uznali że to najlepszy Smash, grały w niego miliony, był na turniejach. Normalka na pececie, na Nintendo fenomen. Przy czym Wii było tak "otwartą" konsolą, że w wersji USA nawet nie trzeba było żadnych przeróbek, by te mody uruchamiać (w europejskiej jakieś niewielkie). Podejrzewam, że przy obecnym podejściu Nintendo już nawet takie półoficjalne granie będzie mocno utrudnione. Chociaż jak widać, ludzie i tak mają przeróbki. Reakcja Nintendo na ten wyciek jest sroga. Lecą bany dla piracących, dla jutjuberów pokazujących grę i ogólnie każdego kto SPOILERUJE grę. Prawdopodobnie wyciek pochodzi od sklepu z Meksyku, co może oznaczać, że zwłaszcza sklepy będą jeszcze rzadziej dostawać takie gry przed premierą.
-
Przesądzone, w Bloodstained tak nie ma.
-
Real w zeszłym sezonie skończył prawie 20 punktów za Barceloną, zdobył najmniej punktów od 10 lat i spędził całą środkową część sezonu na czwartym miejscu w tabeli. Mniejsza o stare tematy. Tomasz Vaclik wyrasta na jednego z najbardziej cenionych bramkarzy La Liga. Czech nie zwracał jakoś mojej uwagi i nie spodziewałem się jakiegoś upgrade'u względem Rico, ale takie mecze jak dzisiaj windują jego pozycję bardzo wysoko coraz szybciej. Na powtórkach najwięcej powtarza się jego wyciągnięcie w doliczonym czasie, ale była to tylko jedna kolejna z wielu obron w kolejnych kluczowych momentach. Przy dużym udziale Czecha, Sevilla znów wygrała (jako jedyna w tej kolejce z czołowej szóstki) i powraca na fotel lidera. Jeden z bardziej zaskakujących herosów początku sezonu, w lidze, w której Messi i Suarez są w rankingu strzelców za Cristhianem Stuanim. Barcelona powinna prowadzić w tej lidze, przy takich rywalach. Ale takie mecze jak z Betisem potrafią przegrać tytuły najlepszym drużynom. Męki na stadionie Atletico czy Eibaru to jeszcze dla mnie normalna rzecz, jest antyfutbol, jest ciężko, jeszcze oni ci coś wbiją ze stałego fragmentu, życie. Ale tracenie 4 goli z Betisem to jest to, czego teoretycznie lepsza drużyna powinna umieć uniknąć, zawsze. W tym momencie, Barcelona traci prawie półtora gola na mecz - jak na nich to jest ogromnie dużo; dla kontekstu, przez ostatnie 10 lat tylko raz Barca traciła w sezonie choćby jednego gola na mecz, a półtora to w ogóle rzadko w historii im się zdarzało.
-
Z tamtym planowanym filmem były według wywiadów dwa główne problemy. Jeden był taki, że faktycznie film w wizji jaką miał Cohen im niezbyt pasował, bo to była wizja komedii w której narkotyki, nagość i homoseks osiągałyby absurdalne rozmiary (odzwierciedlające prawdziwe opowieści - Cohen wspominał o karłach noszących na głowach srebrne tace z krechami kokainy - no ale "niepoważne" zdaniem kapeli). Druga to taka, że członkowie kapeli chcieli, by (SPOILER!) śmierć Freddie'ego Mercury'ego następowała gdzieś tak w połowie filmu, a druga połowa pokazywała jak dzielnie pozostali członkowie sobie radzili bez niego. Tutaj się podobno rozeszli, bo Cohena nie interesowała za bardzo kapela Queen. Ogólnie faktycznie przez te 10 lat tamta idea jakoś zakiełkowała i w końcu wyewoluowała w to, co dostaliśmy w postaci "Bohemian Rhapsody" - official band-approved biography.
-
Nie wiem, co od czego zależy, ale gdy Harry Kane gra dobry mecz, to strach się bać. Gdy nie gra... Tottenham jest mało groźny. Dziś był zabójczy, goli dla Spurs mogło paść i więcej. Mocny wskok na podium podopiecznych Pochettino. Manchester United jak zwykle nie rozczarował fanów beki. Zespół męczył się u siebie z Crystal Palace, a Pogba grał słabo. Mourinho go ZDJĄŁ i, niespodzianka, zespół zaczął grać znacznie gorzej. Ale jakoś ten remis dowieźli. Tym samym w "lidze sześciu zespołów" (no co, chyba nadal tak uważam) na 6. miejsce wskoczył Everton. Różni gracze, których transfery je'bano w internecie - Sigurdsson, Richarlison, Michael Keane - obecnie stanowią największą siłę ekipy Marco Silvy. A dziś graczem meczu wybrano po zachwycającym podobno występie... Andre Gomesa. Tak. Andre Gomes. Fani Evertonu nie mają na niego słów zachwytu i często nazywają najlepszym pomocnikiem, jaki był w klubie od czasów Artety. Weźmy to w taki nagłówek: Manchester United spada w tabeli za ekipę, której najlepszym graczem jest Andre Gomes.
-
Leniwie wstaję i współczuję biedakom z Realu Madryt, którzy muszą o tej godzinie już grać w piłkę w takim zimnie... Ok, w Eibar może jest cieplej. Aha, współczuję też graczom Realu tego jak grają. Boże, to jest zasłużone 2-0 z Eibarem. Real... kurna... ofensywnie nic nie gra. Ok, Eibar ma solidną defensywę, to chyba teraz najbardziej antyfutbolowy klub w lidze. Ale kurde. Real Madryt. Zagięty kompletnie. Wieczorem Atletico-Barcelona. Te kluby chyba teraz walczą o mistrzostwo, z Barsą mającą tylko 1 pkt. przewagi po absolutnie absurdalnym meczu z Betisem. Media donosiły wczoraj, że Ousmane Dembele nie spóźnił się na trening, a był 20 MINUT WCZEŚNIEJ. Gracze mogą zacząć trening od 9.30 do 10.30, a on był w ośrodku już o 10.10. Niesamowite. Rozumiem jego problemy, sam mam w tym tygodniu na 7 do pracy i nie wiem jak wydolę z graniem w gierki do 4 w nocy. Mimo wszystko, jeśli Barca chce wystawić kogoś w ataku, to alternatywą pozostaje Malcom. Brazylijczyk w końcu pojawił się na boisku i wypadł beznadziejnie. Przyjemniejszy powrót zaliczył Arturo Vidal, którego wielu fanów bardzo chciałoby obaczyć w podstawowej jedenastce. Może też być 4-4-2. Atletico jak Atletico. Ciężko jest śledzić występy tego klubu. Rodri na razie świetnie się wprowadził w klub, z kolei Lemar to ogólnie kolejne rozczarowanie jeśli chodzi o ofensywnych pomocników pojawiających się w Atleti. A może to tylko ja jest dziwny, oczekując atakowania od pomocników w drużynie Simeone. Chyba nie dziś...
-
Nie wiem, czego ludzie oczekiwali od Nintendo. Przecen jest sporo, w tym o 1/3 spadły ceny na Switchowe świętości - Zeldę, Mario, Xenoblade, Donkey Konga, a także Skyrima i FIFA. Black Friday to głównie święto handlu detalicznego, fizycznego, i nie widzę sensu żeby wydawcy indyków akurat teraz rywalizowali z Mario i Zeldą o uwagę tymi przecenami. Choć i tak jest trochę ciekawych. Czytając te jęki na brak Celeste aż się zalogowałem na USA zobaczyć, ile jest tej obniżki. 20%. Ojej, te 4 dolary to faktycznie bariera żeby nie zagrać w tę grę. Na szczycie list sprzedaży w USA jest gra "Bouncy Bob". Średnia ocen to 4/10, ale kosztuje 14 centów mdr. Ale obniżki do 30 dolarów za Dooma, Wolfensteina 2 czy Valkyrię 4 nawet zwróciły moją uwagę. W Europie są zupełnie inne "duże" gry przecenione, jeśli kogoś to interesuje.
-
Lepiej od czego? Praktycznie każda część jest najlepiej sprzedającą się grą danego roku w Japonii, ostatnia edycja Sun/Moon w roku premiery sprzedała trzykrotnie więcej sztuk niż nowe Final Fantasy, nawet sequele wyprzedziły np. Dragon Questa; ogólnie gdyby wziąć 15 gier z największą sprzedażą w Japonii w tym stuleciu, to połowa listy to będą różne części Pokemonów. I don't know what you expected. Na pewno wiele osób kupi Switcha po premierze Pokemonów. Ta gra to "system-seller" jak mało która gra faktycznie jest. Nawet w Polsce znam sporo osób, które nie interesują się Nintendo, albo i w ogóle konsolami, ale 3DS-a kupiły, dla Pokemonów. Nie wiem, czy to o czymś specjalnie świadczy, choć niektórzy się jarają - tacy klienci często kupują po prostu tę jedną grę, a po jakimś czasie konsolę sprzedają. No ale tak będzie i tutaj za rok. Jednak podejrzewam, że znacznie mniej, niż w przypadku GameBoya i DS-a. Switch jednak jest dość drogi. GameBoye kosztowały pieniądze, które przy inflacji można dziś porównać do ok. 100 dolarów. Trochę to ułatwiało rozprzestrzenianie się fenomenu. Nie mówiąc o tym, że Switcha z racji samej budowy strach dziecku dać do ręki, itd. Sam zaczynam mieć powoli srakę że muszę w to grać. Pokemony bez losowych walk naprawdę zaczynają mnie jarać. Jest też pewna nostalgia do czasów sprzed balansu i uwygodnień: ile wtedy znaczyło mieć Alakazama, Doduo, Laprasa, Jynxa, Digletta, mieć jeden dobry atak bo połowa pokemonów nie miała żadnego przed 30-40 levelem, a silne TM-y były taką rzadkością. Sklecenie czegokolwiek dobrego pozwalało czuć się jak wymiatacz. Cholerny Clefable był supermocny bo uczył się wielu TM-ów. Nie wiem czy wytrzymam do momentu aż będę miał czas grać, aż kupię Let's Go. Takiego mam bonera na kolejne Pokemony. Mimo że spodziewam się zawodu nawet za rok, bo w sumie to każda PIERWSZA generacja na nowym sprzęcie mnie trochę rozczarowywała. Za mało czasu na tak dopracowanie tak dużej gry.
-
Za rok wyjdzie ósma część serii gier zbierano-RPG Pokemon, której kolejne części wychodzą co 3-4 lata (zawsze w kilku edycjach, ale ogólnie to te same gry, np. Black, White, Black 2 itp. to ogólnie jedna część bez większych zmian). To jest remake pierwszej części Pokemonów z 1996 roku, który zachowuje wiele podstawowych elementów serii, ale też ma inny styl pod wieloma względami, oficjalnie mając na celu uderzenie bardziej w młodą publikę i tych, którzy do tej pory nie grali w te gry, w porównaniu do dość kompleksowej pod wieloma względami głównej serii. Stąd np. chęć odwzorowania wielu znanych elementów kreskówki (w głównej serii tego nie ma; postaci w każdej grze są inne, a Pikachu to generalnie tylko jeden z tysiąca Pokemonów itd.).
-
Pogłębia się dramat Ousmane'a Dembele w Barcelonie. Jego brak dyscypliny, spóźnienia i nietraktowanie serio grania w Barcelonie było szeroko komentowane. Ale jak donoszą hiszpańskie media, klub uznał, że piłkarz cierpi na jedną z najgorszych chorób, która od tego roku znajduje się na listach WHO - uzależnienie od gierek video. https://en.as.com/en/2018/11/16/football/1542373463_644859.html Przypadłość Dembele polega na graniu w gierki, które pochłaniają go i stają się ważniejsze od obowiązków w prawdziwym życiu. Piłkarz spóźnia się na treningi po tym, jak całą noc siedział i grał w gierki. Jest wyizolowany od zespołu i ma problemy z relacjami z ludźmi - za wyjątkiem wąskiego grona "kolegów", z którymi wspólnie oddaje się szponom nałogu. Media nie podają, które konkretnie gierki niszczą życie tego młodego człowieka i czy jest to Fortnite. Latem francuska prasa informowała, że Dembele spędza czas na zgrupowaniu maniakalnie oddając się "rozgrywce" w Football Managera.
-
Praktycznie wszystkie Pokemony miały kapitalną muzykę. Włącznie z remake'ami i sequelami. Ta, nawet XY dość niedoceniany w tym względzie, nudziłem się, ale muzyczka to dzieło sztuki. Oczywiście płakał będę tylko do tej z GameBoya. Siła prostoty prosto w serce.
-
Awansuje jedna ekipa, i awansowała Anglia. Kapitalna drama. W ciągu 15 minut na górze była Hiszpania, Chorwacja, znowu Hiszpania, i na koniec Anglia. Takiego meczu na Wembley, takiego triumfu Anglików, nie było od dawna. Ta kadra przeżywa najlepsze momenty od 20 lat. Nie ukrywam, że sympatyzuję z tą najbardziej wyśmiewaną na świecie ekipą, i każda skwaszona mina dziennikarzy od "Islandia jest lepsza od Anglii!!!" mnie cieszy. Wtopiła Hiszpania. Dwie porażki, których nie musiało być. Hiszpania, Niemcy - chyba nie będą często wygrywać, jeśli nie będą przekładać posiadania i atakowania na zdobywanie goli. Teraz turniej Final Four będzie chyba... trochę bez gwiazd. Anglia (kto jest ich drugą największą gwiazdą? Marcus Rashford???), Portugalia (całe zawody bez Cristiano), chyba Belgia, chyba Holandia. A przecież trudno powiedzieć, żeby któraś z tych ekip nie zasłużyła. Najwyżej mecze były 50-50, jak to w futbolu... Przecież nawet Polska nie była tak daleko od znacznie bardziej pozytywnych rezultatów. W Lucernie też srogo. Oczywiście, że już w pierwszej połowie ktoś zdąży zrobić z 0-2 wynik 3-2, a gwiazdami meczu będą Thorgan Hazard i Haris Seferović. W pierwszym meczu było 2-1, więc ten wynik nadal nie daje wygranej Szwajcarii, muszą jeszcze cisnąć. 5-2! Co za mecz. Szwajcaria zagra w Final Four, które nikogo nie obejdzie. Belgia przegrywa. Przy zaledwie czterech meczach, żadna drużyna nie pozostała bez porażki w tych rozgrywkach. Poza Portugalią, do wtorku...
-
Nigdy nie opóźniałem ewolucji w życiu (tych z levelowania). To zawsze był detal. W ogóle to przejrzałem jakie ataki "specjalne" mają nasze maskotki (w sensie ich przydatności w walce) i jakby ktoś się zastanawiał nad wyborem wersji, to widzę, że tak: Pikachu ma ataki: elektryczny - 102 siły, zawsze trafia; elektryczny - 100 siły, zawsze uderza pierwszy; wodny - 90, może sparaliżować; latający - 95, możliwy flinch Eevee ma ataki po 90 siły w różnych typach, każdy ze specjalnym efektem: mroczny (dodaje efekt Reflect), wodny (wysysa połowę HP), elektryczny (paraliżuje), lodowy (efekt Haze), psychiczny (efekt Light Screen), trawiasty (efekt Leech Seed), ognisty (podpala), fairy (leczy statusy). Jak widać, te ataki są supermocne i na pewno oba pokemony mimo swojej bezdennej słabości nie wydają się bezużyteczne do składu. Nadal, wiadomo że tylko #teampikachu. Eevee... ja pierniczę... grać Eevee...
-
Tak. Wybór nie jest do końca bezpowrotny... pod praktycznie sam koniec gry (w tej edycji) istnieje możliwość przypomnienia "zapomnianego" ataku. Czekam na to, czy rozwinie się scena, żeby w ogóle takie rzeczy miały jakiekolwiek znaczenie. Kurde niby bez sensu tracić czas na granie 50. raz w pierwsze Pokemony, a jednak lekkie FOMO się włącza jak czytam to wszystko. Najgorsze jest to chwalenie Pokeballa - 360 zł... ble.
-
Ależ zemsta Chorwacji na Hiszpanii. Co za mecz. Wbili na 3-2 w doliczonym czasie i pozbawili Hiszpanię pewności awansu. Teraz może zdarzyć się wszystko: kto jutro po południu wygra mecz Anglia-Chorwacja, ten awansuje do "Final Four", a przegrany spadnie. Chyba że będzie remis... wtedy awansuje nadal Hiszpania. Holandia pokonała Francję, a graczem meczu znowu był Mephis Depay. W meczu z mistrzami świata, to on błyszczał zdecydowanie najmocniej, a goli dla Holandii mogło wpaść znacznie więcej, niż 2. To wygląda na przełomowy sezon napastnika, w klubie i w kadrze. Błyszczy tak często. Do tego Frenkie de Jong stłamsił Kante i resztę pomocy Francuzów. Ten mecz to prawdziwa pokazówka, jak dobry może być 21-latek. Jeśli teraz Holandia pokona jeszcze skompromitowane Niemcy, to dość sensacyjnie wygra tę grupę. Jedyni, którzy nie mają żadnych problemów, to Belgia. Cóż to jest za ekipa. Wizualnie, regularnie, grają nadal najlepszą piłkę w Europie. Jutro Szwajcaria będzie musiała grać z nimi o wygraną. Najlepsze to widzieć Islandię zrelegowaną, z kompletem porażek i bilansem goli 1-13. Wiemy już, że Polskę, Niemcy i Islandię zastąpią w czołowej lidze Dania, Bośnia i Hercegowina oraz Ukraina. Czwarta prawie na pewno będzie Rosja. Trochę dziwnie to nadal wygląda. No, z tymi Niemcami...
-
Ponieważ wiele osób używa Switcha tylko przenośnie/przez pro controller, praktycznie żadna gra nie ma tego obowiązkowo i ogólnie mało kto się w to bawi przy robieniu gier. Najlepsze wykorzystanie faktycznie jest w grach, gdzie niby jest to tylko opcjonalnym dodatkiem - Arms, Mario Odyssey, Splatoon, Zelda, Doom, Okami, RE Revelations (te dwie ostatnie są oczywiście znacznie tańsze, ale i tak - żadna pokazówka, ot gry z innych konsol z dodanym "celowaniem"). No i podobno 1-2-Switch, ale jest nadal drogi jak na pokazówkę właśnie tego. Tylko w Arms sterowanie ruchowe jest dużym elementem, w Mario Odyssey jest... średnim, w pozostałych sprowadza się do korekty celowania albo do poruszania "kursorem" na ekranie (co IMO potrafi znacząco uprzyjemniać grę, no ale to dodatek). Bardzo tanie jest World of Goo (świetna gra swoją drogą), gdzie jest opcja "celowania" przez ruchy joy-cona. Ale nie ma w tym nic specjalnie zaskakującego, ot kursorem można ruszać przez ruchy nadgarstka. Uznasz, że jest wygodniejsze albo nie. Dla mnie jest, dla mnie to ma zalety celowania myszką tylko że rękę można mieć jak się chce.
-
Zależy, kogo masz w składzie, zależy, kogo i ile trenowałeś... Ale po zmianach Exp. Share poziomy lecą tak szybko, że to najwyżej kwestia minut być za mocnym, by przegrać. Dla mnie Sun/Moon miało chyba idealny balans o nazwie "jest tak trudno jak chcesz", dzięki wreszcie dobrze rozwiązanemu skalowaniu doświadczenia i Exp. Share - jak ktoś chciał się bawić w łapanie wszystkich Pokemonów, to i tak dosłownie w ciągu kilku walk mógł nadrobić nawet dziesiątki leveli, żeby bawić się całym składem i kombinacjami. A jak ktoś chciał tylko przeć do przodu i używać 2-3 Pokemony, to powinny one być tak przepakowane, żeby też dać radę z walkami. Nie ma co mówić, pierwsze Pokemony są też absolutnie najgorzej zabalansowane w historii serii. Nie bez powodu w drugiej edycji dodano i zmieniono tak wiele pod tym względem, a Pokemony z Johto zawsze przechodzą najwięcej zmian (jak megaewolucje czy drastyczne zmiany w formach Alola). Tutaj tego nie ma, nie ma przedmiotów do trzymania, abilities, wielu nowszych ataków itd. Nie da się tego zrobić tak jak w edycjach na 3DS-a. Pewnie fani mogą narzekać, że wystarczyło dać tryb "hard", który by był domyślnym dla osób obeznanych z każdą poprzednią generacją. Ale nie było co tego oczekiwać po Nintendo.
-
Mario Galaxy 2 wyszło tylko 2,5 roku po "jedynce", a było niesamowicie wypełnione jarającym i dopracowanym kontentem. Było może najlepszą grą, jaka wyszła w ogóle. Ale to był trochę przypadek, nie było początkowo planu robienia SMG2, ot, pracowali nad jakimiś dodatkowymi planszami i nagle wyszło im, że mają pomysłów na całą grę. Z Mario Odyssey czuję największy potencjał na następną część, jaki był w historii tej serii. Lepsza gra czy gorsza... na pewno w żadnym Mario nie było tyle do dodania i poprawienia. Tej grze naprawdę brakuje trochę bardziej indywidualnych, odważniejszych pomysłów, w takim konwencjonalnym znaczeniu słowa, po prostu tego co się pojawia przy dłuższym okresie developingu. Aż się prosi chociażby o więcej ciekawych transformacji i mniej oklepane oraz zwyczajnie ładniejsze motywy lokacji. Prosi się też o poważniejsze faktyczne platformowanie, co też było zauważalne w SMG2 względem "jedynki". Teraz, mając opracowany silnik, bez takiego ciśnienia czasu, można by zrobić grę naprawdę jeszcze dużo lepszą od pierwszego Odyssey.
-
Ficek, Boże, weź sobie włącz pierwsze Pokemony na GameBoya i pograj 3 godziny, będziesz wiedział na resztę życia o co mniej więcej chodzi w najsłynniejszej serii gier na świecie. Recenzje wypadają lepiej, niż się nastawiałem. Gra ma pewną głębię i nie jest tylko zabawką - z opisów wynika, że to nie jest jakaś przystępna uproszczona jazda dla początkujących jak Go, tylko nadal normalne, kompleksowe RPG, z charakterystycznym dla serii żyjącym, uroczym, mającym wiele fajnych detali światem. Jest trochę naprawdę fajnych ulepszeń, które chętnie bym zobaczył w każdej grze z serii. Zobaczymy jak rozwinie się online, to przecież duży element Pokemonów. W singlu nie przegrywa się? Od kilku edycji w Pokemonach przegrywają tylko ci, którzy chcą. Jeśli to miał być kompromis między "nowym początkiem" serii dla nowych osób a czymś, co zadowoli fanów, to wygląda na to, że chyba im się udało. Nie ma nadal odpowiedzi, czy ta gra jest na mały ekran, czy duży. "Z wyglądu" raczej jest na mały ekran, perspektywa i efekty są tak zrobione, że na dużym TV to będzie trochę bez sensu. Z drugiej strony, podobno łapanie Pokemonów przez sterowanie ruchowe - chociaż nieprecyzyjne i irytujące - ma być podobno po prostu znacznie ciekawsze, niż w wersji handheld. Ot, dylematy Switcha. Na premierę nadal mnie nie kusi (co, mam chodzić z Pikachu, Bulbasaurem i Laprasem, znowu tępić Zubaty i Geodude'y, przejść te same lokacje... po co?), ale coś czuję, że się kupi fizyczną wersję której będzie sporo na rynku, pobawi i odsprzeda z zyskiem.
-
Sarriball wyznacza nowe horyzonty w każdej dziedzinie futbolu mdr