-
Postów
23 376 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Aż mi się przypomniało, jakie świetne są mugle w tej grze. Ech, gdzie szukać do dziś takiego świata wypełnionego fajoskimi postaciami i detalami, zamieszkanego świata? No pewnie w Xenoblade'zie, ale jak nikt nie pożyczy Wii U to już nie wiem gdzie jeszcze.
-
Na ile rozumiem informatykę, to są stare kody, z którymi nie da się wiele zrobić. Te aplikacje mają swoje nowsze wersje, w przypadku Painta jest to Paint 3D, którego w życiu nie włączyłem, ale podejrzewam, że jest beznadziejny.
-
Edit: ok włączyła mi się karta jeszcze raz i widzę, że ma LIFESTEAL. A więc jakże istotne leczenie. Ogólnie opinii nie zmienia to w sumie, bo nadal ta postać albo będzie za słaba, albo zginie od dowolnej karty jaką się gra w takich sytuacjach, albo zostanie odrzucona, albo będzie wymagać zbyt wielkich poświęceń w większości przypadków - w których lifesteal nic nie daje. Ale to w "handlocku" potencjalnie znacząca zaleta.
-
No bo się nie wyprzedaje, nie można tu wiele dodać, na razie nie odszedł żaden gracz który nie miał odejść w momencie, jak przychodził, jeśli będzie wielka chęć. Jak ja kupię konsolę wiedząc, że przejdę wybrane 5 gierek i odsprzedam ją z zyskiem - a jak nikt nie da więcej, to zachowam i też spoko - to nie znaczy, że w momencie jej odsprzedania stałem się nagle żebrakiem który błaga na ulicy żeby wziąć cokolwiek co mam za kawałek jedzenia. Normalna kolej rzeczy, ani nagle nie byłem bogaty wydając "w jeden dzień" więcej kasy niż zarabiam, ani nagle biedny sprzedając. Napisałem że odejdą Bernardo, Bakayoko i Mendy, póki co dokładnie to się stało i już beka z Jarusia póki gorące poślady. Mbappe akurat to gracz, którego nie chcą oddać. Ale to też widać w tym, że ludziom wydaje się oczywiste, że jeśli by już ktoś skłonił Monaco do oddania go, to za kwotę, która oburzy świat. To nie jest "wyprzedawanie się" oddać gracza za opłatę dwukrotnie wyższą niż rekordowa mdr. Przez Monaco, nie Manchester ani Juventus ani Barcę! Dodajmy, że marketingowo Mbappe to raczej Hazard niż Krysztiano czy Pogba, jeśli nie będzie dosłownie najlepszy na świecie to aż takiej obecności na puszkach Pepsi nie zapewnia w żadnej mierze. No widać że szmacą się jak słowiański eunuch w Bagdadzie w X wieku. Tak samo żadna to wyprzedaż oddać Benjamina Mendy'ego, z całym szacunkiem, ale Benjamina Mendy'ego, za opłatę niemal na poziomie gwiazdorskich, bramkostrzelnych napastników (Lyon miał podobnoż wziąć mniej za Lacazette'a, a zostając na pozycji, Benfica połowę tego za jakże obiecującego Nelsinho). Mendy jest zarąbistym ofensywnym lewym obrońcą (jednym z ciekawszych od czasów Jordana Amaviego!), ale ja poczekam może ze dwa mecze, jak Monaco będzie grać z Toure, aż ocenię, ile straciło, a ile zyskało, czy faktycznie zespół jest taki zdemolowany, że ta cena to ich ostatni grosz. O Lemarze też już od miesiąca tak piszecie że Monaco opchnęło go z pocałowaniem ręki super się ciesząc z zarobku, Rybołowlew codziennie dzwoni do Wengera żeby wziął za sto złotych, za dziesięć, za kilka piłek i Giroud na wymianę... Fabinho też już imponuje w sparingach Manchesteru United. A prawda jest znowu taka sama, czyli JEŚLI, to będzie ich trzeba sporo pomęczyć. Już transfer Mendy'ego pokazuje dosłownie to, co napisałem (powtarzając po prostu wszystkich z Monaco), no ale beka. Najbogatszy klub świata prosił ich miesiącami o to, żeby móc dokonać największej opłaty za bocznego obrońcę co najmniej od czasów Daniego Alvesa, no wyprzedają się jak białoruska tirówka. Byłem ostatnio w Biedrze i obok płatków owsianych byli piłkarze Monaco, weź trzech za 9,99 zł. Mbappe wydaje się skazany na Real, to absolutnie najlepszy zakup jakiego można dokonać, pytanie tylko w którym roku by to się miało stać. Póki co się nie palił. Jak coś będzie grane w temacie to zobaczymy.
-
Przynajmniej wejście na stronki nie zostawia wątpliwości, że ludzie czekali na te karty mdr
-
Sezon rusza za miesiąc i w sumie... co kogo obchodzi? Messi pierwszy raz od lat stawił się na obóz nie mając za sobą wielkiego turnieju, na którym wypruwa sobie flaki i jest objeżdżany za "rozczarowywanie w reprezentacji" i zdaniem "Sportu" miał pobić wszelkie rekordy badań tymi urządzonkami na klacie: przyspiesza i biegnie szybciej, więcej i bardziej niestrudzenie niż kiedykolwiek wcześniej. Tego potrzeba tej lidze. Żeby Messi był lepszy. https://twitter.com/Halbraum/status/889108511170408449
-
Na pewno platformówki 2D oferują bardziej "pure platforming", no i oczywiście odpowiedzią na to, by gra mimo tego była ciekawa, jest znaczny spadek tolerancji dla tego, co gracz robi, skomplikowanie mu w tym życia. Perspektywa 2D pokazuje wszystko jednoznacznie i można napieprzyć tych platform w ciul. Dlatego nie przepadam za platformówkami 2D. Nie żebym nie lubił pyknąć w Raymana, ale te plansze w porównaniu do 3D Mario muszą siłą rzeczy być znacznie mniej wypełnione akcją i mieć zupełnie inne proporcje postać/otoczenie, co rekompensują wymierzaniem precyzyjnie wszystkich skoków, by zebrać kolejne znajdźki, co nie jest dla mnie takie pasjonujące, jak po prostu ciągle nowe, ciekawe rzeczy (dla odmiany platformówki 2D łatwe - sporo ich robi też Nintendo - potrafią uśpić swoim brakiem zaangażowania od gracza). Ogólnie takie gry jak Meat Boy czy trochę też 2D Mario mnie najbardziej nie kręcą, kojarzą mi się z graniem setkami godzin w Tekkena czy PES-a by poprawić precyzję ciągle tych samych ruchów o 0,1%. A w ostatnich Mario - cały czas biegasz w różnych kierunkach, latasz na różne sposoby, sterujesz tak, siak, do góry nogami... Główne wyzwanie to przyzwyczajenie się do jakiejś nowej reguły w danej misji, może to być sterowanie, perspektywa, jakiś element zmieniający grawitację itd. Zresztą to kontynuacja tego co zawsze w serii było, już w pierwszym Mario był zaskakujący jak na tamte czasy nagły level podwodny itp., (niedługo potem były np. te (pipi)e baloniki, latanie, poziomy auto-scrollujące itd...). Zawsze różnorodność była ceniona w głównej serii Mario. A już zwłaszcza ostatnie trzy Mario to nie są takie "czyste platformówki" i można by te różne sposoby gry potraktować w tym aspekcie jako różne "wcielenia" (czasem też ostetnacyjnie, np. kostiumy na czele z (pipi)ym Mario-sprężyną, Yoshi, pływanie itd.). Patrząc na to, że najwyżej połowa gwiazdek w Mario Galaxy była, że tak powiem, "normalna", to w sumie nie wiem, jak to ma wyglądać, że teraz dopiero piszą o zerwaniu z konwencją. W Mario Galaxy zbierałem fioletowe monety tocząc się przez wychylanie kulką po Rainbow Road! Natomiast mogę sobie wyobrazić, że "uwolnienie" level designu przez użycie praktycznie dowolnej zmiany w sterowaniu postacią w dowolnym momencie (zawsze można np. wymagająco wymierzyć odległości, czas itd.) powinno dać ogromne możliwości. Mogą to być tak samo wyzwania "platformowe", jak zawsze, zależy jak je zrobią, po prostu nie będą zawsze dotyczyć tej samej postaci tak samo skaczącej. Inne pisma wspominają, że gra jest dość wymagająca, ponieważ właśnie wymaga myślenia w nowy sposób, dochodzi nowa nieintuicyjna przy pierwszym podjęciu czynność z czapeczką. Swoją drogą warto też wspomnieć, że gra ma MAPKĘ i na niej OZNACZENIA CELU.
-
Kiepsko żeś ten obrazek wrzucił, ale kurde, na żywo te okładeczki są urzekające. Jak na plakat. Artykuł na 10 stron nie wnosi wiele nowego, co by jakoś zaskakiwało, streściwszy: - "niczym Breath of the Wild, Odyssey jest napędzane pragnieniem zerwania własnych reguł, zagrania na nosie konwencjom. Niczym Breath of the Wild, już teraz wydaje się wyjątkowe". - sandbox? Bardziej jak: japoński ogród miniatur, gra jest "gęsta i złożona", zaprojektowana zręcznie, zachęcająca do patrzenia dokoła na obecną pozycję - Mario zbiera księżyce, które często są nagrodą nie tylko za wyzwania i bossów, ale zaglądanie w zakamarki - ogólnie to podejście nie jest nowe względem Mario 64 i Sunshine, różnica jest bardziej w tym, że bieganie i skakanie już nie jest metodą - każda przejęta postać ma swoje własne cechy: np. Goomba nie ślizga się na lodzie, statua może widzieć ukryte platformy itd. - "cel jest podobny jak w Breath of the Wild: widzisz coś na horyzoncie i kombinujesz, jak się tam dostać. W tym przypadku, odpowiedź zapewne zawiera przejęcie czegoś czapeczką i zrobienie czegoś, czego jeszcze nigdy w Mario nie robiłeś" - gra jest napisana pod ten mechanizm, pojawia się wielu nowych wrogów czy powracają starzy z myślą o przejmowaniu ich i co to da - oprócz zwykłych monet, istnieją specjalne ograniczone monety danej lokacji, po 100 na miejsce. Monety wreszcie coś robią: kupujesz za nie dodatki, gadżety, przebrania - "Mario zakłada garnitur, ubiór pracownika budowy, kombinezon nurka. Na początku wydaje się to świętokradztwem. Potem - śmieszy. A niedługo potem biegasz po levelach olewając wszystko, co nie jest monetkami, żeby tylko kupić nowe ubranko, i jest zarąbiście" - ubrania mają też przynajmniej kosmetyczne funkcje, np. w lodowej krainie ciepło ubrany Mario nie trzęsie się - producentem jest Koizumi, reżyserem Motokura, a więc postaci stosunkowo nowe w N, ale ogólnie to ekipa z ostatnich odsłon Mario i kapitana Toada - "Odyssey zapowiada się jako najbardziej odkrywcze doświadczenie z Mario od czasów Mario 64. Październik wydaje się nagle tak odległy" - 9 dla Nex Machina
-
Rozwalić sobie planszę to trochę bardziej "jakiś minus" niż uleczenie paru hp rywalowi. Grasz kolesia i w następnym ruchu co? Na razie ta karta tyle znaczy, że będzie wiele śmiesznych sytuacji jak trzeba będzie to wziąć na arenie raz na 100 razy (gdy inne do wyboru są karty typu "nie może atakować", bo nie wiem co jeszcze jest gorsze), albo nagle wypadnie z losowej ewolucji. Intrygujące o tyle, że wydaje się, że wiele nowych kart musi mieć jakieś obecnie rzadkie efekty, żeby ta karta w jakiejkolwiek talii mogła mieć jakikolwiek, najmniejszy sens, inaczej by jej nie tworzyli - teraz jest trochę takich kart, że CHCESZ je zabić, ale ogólnie dość mało i trudno nimi grać tak, żeby faktycznie je zabić w odpowiednim momencie, a nie że rywal wcześniej rozwala jajo i waląc w tę abominację od razu rozwala też to, co z jaja wyskoczyło, zdobywając miażdżącą przewagę.
-
W sensie że jeden Denilson, jeden piłkarz, miał sprawić, że klub spadający z ligi, zmieniający trenerów co dwa miesiące, nie był na podium i nie został wielką potęgą? Ja wiem, że był słaby, tylko walił te swoje triki i łatwo go było zablokować przed czymkolwiek groźnym, ale bez przesady... Betis wiele lat wstecz i wiele lat potem był prywatną zabawą Lopery, który jakby nie patrzeć wniósł sporo funduszy i ostatecznie dał małemu klubowi wiele najlepszych w historii sezonów - ale w zamian robił co chciał, wyciągając pieniądze z klubu na prywatne firmy (całkiem możliwe, że znacznie więcej wyfraudował, niż kosztował Denilson), używając go do walk politycznych, nadając stuletniemu stadionowi swoje imię, odchodząc "ostatecznie" przez jakieś 10 lat, i tak dalej. Typowy człowiek biznesu, no cóż, nie bez powodu w Szwecji nie ma mocnych klubów. Obecnie bez zdziwienia czytamy, że Lopera zostaje w sądzie cywilnym uznanym odpowiedzialnym szkodlliwej niedbałości, a w karnym ma sprawę za malwersacje. Denilson - to w tym wszystkim raczej wisienka na torcie, a nie jakaś wielka kalkulacja klubu, że inwestują ostatnie grosze, bo jeden piłkarz wiele zmieni (no, na pewno jakaś nadzieja była, że ich wniesie na nowy poziom, ale co dokładnie kierowało prezesem, to wie tylko on sam, jak to z prezesami bywa). Jeśli cokolwiek, to można chyba raczej zastanawiać się odwrotnie, czy nie zepsuło jemu kariery trafienie do takiego kociokwiku, jak Betis. Porównywalnie dziś, mógł pójść do Rosji czy Chin. (Fun fact: Lopera ostatecznie sprzedał Betis w 2010 r. za mniejszą kwotę w euro, niż kosztować miała karta Denilsona). Co do Bojana, ten opis naprawdę brzmi potężniej, niż chyba powinien... Bojan strzelił hat-tricka Luksemburgowi (reprezentacji Luksemburga U-17!), potem wbił gola z karnego Węgrom i z akcji Niemcom. Nie mówię, jak grał, ale jak tak to opisać, to może nie takie wyjątkowe osiągnięcie, nawet jeśli grał tylko drugie połowy w większości meczów (jeden zagrał cały, to przegrali). W końcu 5 goli zdobyli też niejacy Tomasz Necid oraz Manuel Fischer, o których więcej nie słyszałem (no wiem, Necid w sumie jak na Czechy był niezły, ale teraz grał w Legii i na tym skończmy, Fischer spędził karierę na poziomie 3. Bundesligi i ligi regionalnej). Nie mówię, że Bojan nie był obiecujący, utalentowany, ekscytujący itp., ale jeśli tak, to te 5 goli na Euro to raczej tylko ciekawostka na tym tle. A nadzieje robił dłużej. Pamiętam, że go wstawiłem do fantasy jak poszedł do Stoke. Myślałem, że na poziomie Stoke to może postrzelać, choćby z racji, że ma technikę to mu będą dawać, żeby strzelał. Heh, nie do końca... Euro U-17 to nawet Polska kiedyś wygrała! Mało się o tym mówi. Był też medal Mistrzostw Świata w tamtym roku. Mariusz Kukiełka, Maciej Terlecki, Piotr Bielak, Andrzej Bledzewski, Artur Andruszczak - wymiatali podobnoż. Ostatecznie największą karierę z nich zrobił Mirosław Szymkowiak, a inne np. Arkadiusz Radomski i Jacek Magiera. Nie wiem, czego ludzie od nich oczekiwali wtedy, co się o tym mówiło, czy że nowy Deyna czy nie. Raczej było to dość ciche. Pamiętam anegdotę, jak drużyna przegrała 10-0 z Danią, bo mecz był dzień po "osiemnastce" Kukiełki i młodzi słabo sobie poradzili z profesjonalnym podejściem.
-
City wydało znacznie więcej! Nie wiem, co ludzie mają w necie z tym dodawaniem opłat klubowych, wiecznie tylko one, jakby to były jakiś inny rodzaj pieniądza od pozostałych, niebieskie monety z Mario. Trzymam oczywiście kciuki za ustawienie All-Hated defensywy świata z Danilo, Mendym, Stonesem i Otamendim. Ederson zresztą też ma potencjał, już w sparingu został obśmiany. Narzekanie, że za dużo pieniędzy poszło bo PANIE PIĘĆDZIESIĄT MILIONÓW JA BYM TYLE NIE DAŁ ZA DURZO i narzekanie na to, że ci gracze nie umieją bronić - wszyscy miłośnicy przytakiwania sobie w internecie bez grama kontekstu mogą się zjednoczyć jak nigdy. Ale co ja wtedy mam zrobić? Mam trzymać kciuki za Manchester City? Ciężka sprawa. Rulli miał dostać ofertę z Napoli. A to by zdrajcy byli, jak naszego Wojtka nie chcieli, a teraz jednak kombinują. Oczywiście w razie dokonania takiego transferu, Pepe Reina ma trafić do Manchesteru City.
-
Lords of the Fallen (2014) Przygodówka jak przygodówka, trochę w stylu Bound by Flame, z tym że w roli oprawców tym razem nie demony, a nieumarli. Przez dłuższy czas ma się wrażenie że gra stoi w miejscu, potem scena wielokrotnej śmierci bohatera (na mnie wrażenia nie zrobiła), chwila zastoju i końcówka. Dla końcówki zdecydowanie warto. 6+/10 To jest w zasadzie remake gry Dark Souls z 2011, ale nie mam ochoty grać, pewnie się mocno zestarzała.
-
To dość sporne w tym gronie pisać, że Robinho był tylko "utalentowany" - był ważnym graczem w wygrywającym mistrzostwo Realu. Błyszczał też w reprezentacji, seniorskiej. Sporo osiągnął, tyle że po kontuzji nie był już nigdy taki sam. No i potem skoczył za kasą i sławą do mającego podbić lada dzień świat Manchesteru City, którego jak sam przyznał nie znosił. Prawdopodobnie też złą decyzją było przypakowanie - warto wspomnieć, bo fani często to traktują jak oczywistość, tymczasem w przypadku takich graczy czasem pakowanie może wręcz skończyć się gorzej, gdy zatraca się szybkość, zwinność. Sporo musiało się stać, żeby spadł na poziom ledwie średniego grajka z Milanu. Mimo wszystko, nie tylko się zapowiadał, ale był dobry przez jakiś czas, po prostu nie trwało to długo. Ale jest w tym taka zaiste zmarnowana, i wręcz gorzka historia - gdyby agenci Robinho nie wmówili mu tak skutecznie, że musi być najlepszy i dostać Złotą Piłkę, może by ostatecznie się przynajmniej do niej bardziej zbliżył... Robinho przyznał, że z Realu odszedł, gdy klub zaczął starać się o Cristiano Ronaldo, jakby w ogóle się nie przejmując, że mają Robinho (fun fact: Real próbował go nawet wkręcić w ten transfer, ale United na to nie poszło. Ale były wtedy nawet jakieś dyskusje, kogo z tej dwójki lepiej mieć). Diego miał skromność, by spędzić sporo czasu w Werderze i potem Wolfsburgu, gdzie był jak król. Aczkolwiek nigdy nie był podstawowym graczem ekipy, która zdobyła tytuł (w Atletico grał ogrony, w Porto 2006 wypadł ze składu w połowie sezonu). Solidniak. Nadal jakieś tam nagrody dostaje w Brazylii, ściął wreszcie włosy i wygląda jak człowiek. Mało interesując się futbolem od krótkiego czasu, nie miałem nigdy takiego wrażenia (aż do Mbappe), że gracz naprawdę wydaje się skazany na sukces, jak Eden Hazard. Potencjał potencjałem, ale sam zbiór cech, które wydają się wykluczać obniżenie lotów w karierze. Nie tylko dotyczących stylu gry. Poza jakimiś najgorszymi kontuzjami, oczywiście, które każdego mogą złożyć, ot, pech. No ale fakt, w zeszłym sezonie zamiast rąbnąć z dyńki jak Bale to ten pokazał, jaki jest słabiak, gdy cała Chelsea go nie ciągnie za uszy, wtopiony.
-
Jako że interesuję się talentami (czekam niecierpliwe, co za 10 lat będzie w stanie pokazać Moukoko z Dortmundu), to graczy takich codziennie widzę sporo. Byli dobrzy na swój wiek, ale lepsi już nie byli. Obecnych na razie zostawię. 20 lat to nie wiek na porażkę. Niejeden z najlepszych był w tym wieku nigdzie. (Widziałem już na takich listach np. Oblaka czy Dybalę...). Anderson - musi być jednym z królów takiej tematyki. Żaden inny tak nagradzany nastolatek, z tych, którzy mieli być absolutnie najlepsi, nie osiągnął w seniorskiej piłce tak mało - właściwie nigdy nie był na stałe graczem podstawowej jedenastki. W porównaniu z nim, Pato jest niczym Dani Alves. Co nie wypaliło? No cóż, Ferguson chyba wymagał od tego magika za wiele, wystawiając gracza porównywanego do Ronaldinho jako defensywnego pomocnika. Chyba taki był ambitny plan, by przez kilka lat uczył się od Scholesa i zastąpił go, łącząc magiczny skill z walką w defensywie. Ale gracz zdecydowanie tego nie zdzierżył. I najdziwniejsze może w tym wszystkim jest to, że nigdy go choćby nie wypożyczono. Dopiero Moyes to zrobił, po 6,5 latach nieustannego rozczarowania tym epokowym niegdyś talentem. Zazwyczaj kupowanie młodych talentów nie może się nie opłacać, bo w razie czego je sprzedasz - ale United faktycznie wrzuciło dziesiątki milionów w błoto. Adriano - klasyk. Nagroda dla najlepszego gracza Copa America w wieku 22 lat. Wtedy wszyscy się jarali Brazylią, czekano jak na oczywistość na kolejną supergwiazdę z tego kraju. Już kilka lat później ludzie uwielbali go nienawidzić, i nigdy się to nie zmieniło. Adriano wielokrotnie zdobywał Bidone d'Oro - złoty śmietnik, nagrodę dla najgorszego gracza Serie A, dobrze znaną też Quaresmie, starszemu Christianowi Vieriemu czy też Amauriemu. O Adriano każdy wie - potrafił wszystko, w PES-ie był nie do zatrzymania, ale jakoś nie miał dyscypliny, tęsknił za swoją brazylijską fawelą, miał problemy z używkami, przyjemnościami. No, miał za niski poziom dopaminy na takie życie. Podobno obecnie żyje w fawelach, jeździ sportowymi autami wartymi tyle co majątek tysięcy ludzi dokoła razem wzięty, jest królem i ma obstawę swojego gangu 24h. Michael Owen - to nie tak, że nie zrobił nic. A jednak... szczyt osiągnął gdzieś tak w wieku 21 lat (także Złota Piłka, młodszym zdobywcą był tylko Ronaldo), potem już się starzał. Wysoki poziom miał gdzieś tak do 24. roku życia. Potem już tylko liczono na niego, ale zadowolenia nigdy nie było. Bywa też taki typ rozczarowania. Dziś łatwo zapomnieć, że jest tylko 5 lat starszy, niż Cristiano Ronaldo. W jego obecnym wieku -zaczynał ostatni sezon kariery, który spędził na ławce w Stoke. Jeśli można dostać nagrody dla najlepszego gracza na świecie i jednak rozczarować, to Owen jest czołowym kandydatem.
-
Zelda: Skyward Sword Ktoś mógły spytać, po co grać w Skyward Sword w 2017 roku? Przechodziłem Zeldy po kolei, podjarany Breath of the Wild, i dziś skończyłem. Dziedzictwo Skyward Sword jest skomplikowane: nagle stała się to "najstarsza" Zelda 3D, bo inne dostały remastery. Sword być może nigdy nie dostanie, bo sterowanie - acz sterowanie ruchowe Switcha ponoć jest podobne, a SS to też w sumie jedyny przykład przypomnienia sobie, jak działa Motion Plus. Do tego: Nintendo zapowiedziało, iż kolejne Zeldy będą w stylu jakże innego Breath of the Wild. Nie tylko z racji sterowania, ale i treści, Sword ma BARDZO mieszaną opinię wśród fanów serii. Chciałem się przekonać, jaka jest moja. Ogólnie raczej pozostaję zdania, że to jedna z najlepszych gier generacji. Granie w SS to 50 godzin nieustannego robienia czegoś, czego nie robi się nigdzie indziej. Uwielbiam takie gry. To jeden z prawdziwych białych kruków epoki: duża produkcja o unikalnym charakterze. Nieraz gra kojarzyła mi się z Dark Souls: jeszcze bardziej, każdy element gry wymaga na początku męczącego zerwania z przyzwyczajeniami, by po uzyskaniu wprawy być czystą przyjemnością. Najlepsze walki z bossami - wymagające fechtunku - są podobnie ekscytujące, choć prostsze, bo i bardziej sprawiedliwe - trzeba "tylko" właściwie machać mieczykiem. Jest nawet finałowy boss z wielkim mieczem, którego rozwalenie jest po stokroć łatwiejsze, jeśli się umie kontrować z parowania tarczą. Ale przede wszystkim, po 6 latach - nadal wszystko w tej grze jest unikalnie "ze Skyward Sword". Zagadki, walki, lokacje i ich zwiedzanie - nie są nawet w stylu poprzednich Zeld. I sterowanie ma w tym duży udział. Siekanie szkieletorów w odsłonięty punkt, dźganie beamosów w oko, rozpłatanie roślinek, turlanie bomb, wykręcanie piruetów bączkiem, szybkie i... celne celowanie łukiem, kontrolowane spadanie w przestworza, "machanie skrzydłami", i tak dalej... to sama frajda, jest po prostu zarąbiście. W połączeniu z "atletyczną" rozgrywką (sprinty, podskoki itp.), ta Zelda jest tak angażująca, że nie wyobrażam sobie już chyba wracać do poprzednich, gdzie, ziew, idziesz... Gra jest zbudowana mocno wokół tego sterowania i rozumiem, że dla niektórych zbyt mocno. Czasami można poczuć, że to jakaś adaptacja gry Zack & Wiki, bo rozwiązujemy po prostu serię ruchowych łamigłówek. W tej Zeldzie właściwie cały czas idzie się do przodu i staje przed wyzwaniem kolejnego "pokoju" - niemaly cały SS to na tle innych Zeld po prostu kilka wielkich dungeonów. Ale dla mnie to nie wada. Brak tu niemal całkowicie eksploracji świata i wracać nigdy ani nie ma gdzie, ani po co. Wszystko po to, by gra nieustannie tylko podnosiła stawkę. Nie rozumiem za to w ogóle narzekań na backtracking w grze, gdzie nawet powrót do lokacji oznacza, poprzez odblokowane skróty, że na starych śmieciach spędzimy najwyżej 20 sekund. Wyjątkiem jest może latanie, zawsze to samo, ale... z racji tylko kilku wysp i wspomnianego braku eksploracji nie ma żadnego powodu latać tyle, by się to znudziło. Bo jest fajne i jest go mało. Nie ma porównania z pływaniem w Wind Wakerze (zwłaszcza gackowym). Wiele osób narzeka na sterowanie. Do dziś ludzie często w necie powtarzają, że SS ma świetnie pomyślane sterowanie, ale zawiódł sprzęt. Przemyślawszy ich opinie, ja uważam dokładnie odwrotnie. SS działa idealnie, tyle że bardzo słabo tłumaczy ludziom, co dokładnie mają robić. Po części to wina unikalności i braku sztywnych reguł (np. skąd mam wiedzieć, czy ruch jest za duży, za mały, co w ogóle konsola rejestruje gdy macham?), a po części przyzwyczajeń z innych gier na Wii, które działają zupełnie inaczej. Więc ile razy podchodzi się na nowo, łatwo męczyć się z dosłownie każdą czynnością - ale po "załapaniu" zawsze okazuje się, że jest ona łatwa i finezyjnie zrobiona, i nie zawodzi nigdy. I wtedy się można poczuć jak miszcz. To wszystko jest super, aż chciałoby się, by gra była jeszcze 5 razy dłuższa, by było więcej wyzwań strzelania łukiem, latania bączkiem... Kluczem problemów ludzi jest chyba zapominanie, że gra wykorzystuje prawie do wszystkiego wychylanie wiilota i ruchy JEGO względem - więc jeśli trzymam go np. pod kątem 45 stopni, to by ruszyć w górę mam ruszyć w JEGO górę. I to zawsze działa. Podobnie z celowaniem, które odbywa się względem miejsca, w którym mam rękę, nie ekranu. Ma to zalety i wady. Mi ogólnie bardziej pasuje - nie muszę trzymać ręki w żadnej pozycji, mogę nawet ją spuścić do ziemi i dalej celować, machać. Fakt, że przy niektórych pozycjach... jest wtedy mało miejsca manerwu, jeśli nie chcę skręcić nadgarstka. Ale ogółem - nie miałem 1% tych problemów, co niektórzy. Przez całą grę nie "centrowałem" ani razu, co niektórzy mieli robić co 15 sekund. Nie, gra działa doskonale, jeśli się umie. Bardziej przeszkadzały mi już "zwykłe" elementy sterowania, jak brak kontroli nad kamerą (serio, tak by bolało wrzucić choćby toporne ruszanie kamerą na krzyżak?), niezręczne czasem walki z dużymi przeciwnikami itd. Skyward Sword ma równie unikalny styl graficzny. Znów - aż szkoda go na tylko jedną grę. Miyamoto inspirował się impresjonizmem, oczywiście, i efekt w wielu miejscach jest przepiękny. Kolory Skyloft na odpowiednim TV zniewalają, a rozdzielczość początkowo kłuje, ale po przyzwyczajeniu ujdzie (widziałem na YouTube jakieś przeróbki, że ludzie grają w HD - gra jak mało która na to zasługuje). Jednakże częściowo styl ten nie pasuje do treści gry, bo... impresjonizm nie bez powodu miał zupełnie inną tematykę, niż latanie z mieczykami na roboty i potwory - czasami ten piękny filtr tła tylko irytuje, bo chciałoby się lepiej ocenić, gdzie co jest, a czasem wypada nijako. Ale potem znowu patrzysz na te całe drzewa, wodę, budynki w oddali, i kurde się jarasz. Bo jest pięknie. I jak wszystkiego w tej grze, aż by się chciało więcej tylko. Odnośnie głębokiego L O R E stojącego za każdą miejscówką polecam teksty ze strony Architecture of Zelda - pokazują one ogólnikowo, jak wiele głęboko znaczących detali jest wszędzie w tej grze. Miejscówki w tej Zeldzie opowiadają wyjątkowo urzekającą historię. Sporo się w nich działo i są ślady, zarówno w ogóle, jak i w wielu rozkosznie dopieszczonych detalach, jak pozostałości schodów, napisy w obcych językach, wiele elementów pojawiających się tylko raz, a ciekawych i zmieniających obraz historii miejsca... i całej serii (SS to jedyna gra, która rozbudza moją ciekawość do czegoś takiego jak historia całej Zeldy). Także samo Skyloft jest "wiarygodne" i żywe jak mało która miejscówka z gier. Niby nie dzieje się tam zbyt wiele, ale te postaci i ich zajęcia pachną prawdziwym życiem. Gdzie w takim Skyrimie wszystko jest dla mnie śmiesznie sztuczne. To wszystko do kupy tworzy jeden z najlepiej zaprojektowanych światów w grach w XXI wieku. Fi w ogóle mi nie przeszkadzała. Przez całą grę pojawiała się może raz na godzinę, często powiedziała dwa zdania i tyle. Szybkość tekstu okropna, ale nie ma go wiele. To i tak szybsze, niż scenki filmowe, których tu jest mało. Sławetne już tłumaczenia gry, co masz robić, są nie do ominięcia tylko w kilku miejscach. Gorzej - opisy robaków i skarbów. Metoda na nie jest tylko jedna, nigdy nie wyłączać gry. Urgh. Albo omijać ich zbieranie, bo w sumie po co. W tej Zeldzie da się przeżyć bez ulepszeń sprzętu i kolejnych potionów. Ogólnie widać, że SS to ostatnia Zelda sprzed epoki patchy i gra mogła być jeszcze lepsza dzięki kilku rzeczom, ale bez jaj, to rzadkie sprawy. Tak naprawdę Skyward Sword przebiega zupełnie inaczej, niż ludzie wspominają - te 50 godzin gry to okazyjne ww. problemy, ale to tylko sporadyczne przerwy w często wielu godzinach zwiedzania jednej spójnej lokacji, rozwiązywania kolejnych wyzwań... niezakłóconego niczym, żadnymi poradami, gadanymi scenkami, gdzie wszystkiego możesz domyślać się sam, na podstawie subtelnych dość wskazówek graficznych. Tutaj już widać kierunek, który podjęto w następnej Zeldzie. I to jest cudowne w tej serii, że naprawdę głównie po prostu sobie chodzisz i robisz ciągle nowe rzeczy. A jak już masz interakcje gadane, to zazwyczaj dość znaczące. W SS nie ma takich momentów, że np. idziesz korytarzem i nic, ot korytarzy nawalili. Powtarzalnych scen jest wyjątkowo mało (bo kilka, przyznam, jest, raczej fajnych, ale ok, są). Ciągle coś nowego. Ilość contentu w tej zajmującej jedno DVD grze jest powalająca. I jest on wykonany z rzadko spotykanym kunsztem. W napiętym okresie poświęciłem sporo czasu, żeby przejść tę grę pewnie ostatni raz w życiu, i powiem wam, że było warto. Mam nadzieję, że nie zostanie zapomniana.
-
Piszę co tam w gierce, pewne rzeczy ułatwiają, inne utrudniają. To pierwsze to np. obsypywanie złotem w ramach "festiwali" wobec czego gold się nie kończy, a to drugie to fakt skupienia się na klasowych legendach. Wydatki to inna kwestia, której nie poruszam. Ale można ofkoz zauważyć, jakie są. Za cenę Zeldy: Breath of the Wild jest 50 paczek, tak? Czyli ze dwie legendy, no i pyłu na może zrobienie jednej czy dwu kolejnych. To ile trzeba wydać, by od razu mieć większość legend na dany dodatek i przez kilka miesięcy grać jak się chce? No cóż... wydatki jak prawdziwa karcianka.
-
Poważne osłabienie AC Milan - coraz bliżej, że odejdzie Carlos Bacca, jak wiemy od ekspertów najlepszy napastnik Włoch. Miał nie grać w sparingach, a Montella mówi, że to z racji ruchów transferowych (nota bene 19-letni Patrick Cutrone na szpicy wypadł całkiem nieźle i rozochocił już fanów). Już rok temu AC Milan próbował go opchnąć za większą kasę, ale chyba nikt nie czytał mądrych analiz magistrów i nie znał prawdziwej wartości Kolumbijczyka. Teraz też nie udało się z West Hamem - Bacca ma więc pójść do Marsylii. Nowobogaccy Francuzi mieli chyba inne plany, ale czas mija, a nie mieli nadal "dziewiątki" na zastąpienie Gomisa. W tym tygodniu gracz ma przejść testy. Milan ma zaś dostać 15 mln euro. Inne źródła podają, że Marsylia nie chce tej - drobnej jak na wirtuoza przecie - kasy wykładać i kto wie, może nic z tego nie budzie. W każdym razie MIlan szuka i szuka chętnych na najlepszego napastnika Włoch. I nadal nie kryjąc stara się o kolejnych napastników, w liczbie mnogiej - głównie Kalinicia, Belottiego i Aubameyanga. ("I może jeszcze skrzydłowego i pomocnika, ale bez ciśnienia" - Montella). Prezes Barcelony Gerard Pique wrzucił zdjęcie z ewidentnie popierającym i zadowolonym Neymarem, podpisując "zostaje". Meh, a miało być ciekawie.
-
Mapę mdr. No tak ściśle mówiąc to jest jakaś, bardzo ogólna, mapa w grze, pojawia się gdy znajdziesz i wykorzystujesz środek transportu (a więc w kilku miejscach na wyspie). Można zrobić zrzut, druknąć i robić notatki.
- 154 odpowiedzi
-
- ps4
- przygodowa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przecież 15-16 to jedyny sezon w jego karierze właśnie, gdy Hazard nie grał jak Hazard (przez pierwsze pół, 2/3 sezonu), mając kontuzje - i widać było, jak grała ta "cała świetna", niewzięta na barki w ogóle nigdy Chelsea. Ależ to trzeba naciągać, żeby z tego zrobić niby dowód, że Hazard sobie tam wesoło biega wokół świetnego zespołu, będąc uzupełnieniem składu, no przy okazji jakimś członkiem tej dawno już zwycięskiej ekipy, podaje bidony i trzyma atmosferę w szatni. I jeszcze niby dowód, że Bale "zrobiłby" więcej, gdy mamy realny świat, Bale ma słabsze okresy czy kontuzje, i wtedy po prostu nie gra pół sezonu i ekipa sobie radzi. Cheslea zdobyła już dwa mistrzostwa dzięki temu, że w danych sezonach Hazard cały czas był zdrowy, grając wszystkie mecze na 100%. Bo widać, jak ten zespół gra poza nim. No, nieśmiale. Solidnie. Solidne 0-0 by było, z jakimś Sunderlandem czy Stoke może 1-0. I dobrze dla nich, to świetny sposób gry, gdy się ma Hazarda. Po to on jest, żeby z tego robić wygrane. Tottenham zaś po odejściu Bale'a wręcz rozkwitł, taki był niesiony na barkach jednego piłkarza, gdy drużynie nie szło. To wspaniały piłkarz, mało kto kiedykolwiek grał tak dobrze jak on, ale bez jaj. Co to za logika w ogóle. Co można powiedzieć o Hazardzie, to nie to. Belg to wycofany typek, który robi swoją robotę. Może w innych czasach by mu się trafiło zbierać splendory, ale jakoś wyszło, że nie. Jestem pewien, że zostanie w Chelsea, gdzie cała ekipa jest już ukształtowana wokół niego. Najwyżej jeśli kiedyś wygrają coś w Europie, będą lepsi od Realu itd., to N'Golo Kante dostanie Złotą Piłkę, albo Morata jak nastrzela 50 goli.
-
Nowy festiwal to znowu więcej kasiory, bo dodatkowa wygrana na Arenie za darmo. Nie gram w ogóle w rankingu, bo złota tylko więcej i więcej. Jeszcze jak dzisiaj sporo osób zagrało na Arenie "świeżych" z racji darmowego startu, to bez zdziwienia, że po wybraniu łotra wskoczyło 12-0. Masa złota, ale nadal codziennie zbierając paczkę z Areny brak mi 90% legend. A teraz patrzę na ten nowy dodatek i znowu to samo, mocne wyjątkowe legendy, które będą raczej definiować styl gry, i to po dwie legendy klasowe. Jak ktoś lubi grać więcej niż może jedną klasą, to znowu bez płacenia nie ma szans mieć takich talii, jakie będzie widział w rankingu, nawet po miesiącach.
-
Na szczęście nie mamy za sobą faktycznego sezonu, w którym Eden Hazard zdobył ze swoją często... nieśmiałą ofensywnie ekipą mistrzostwo, regularnie biorąc na barki grę, gdy zespołowi nie szło. Nawet strzelając 16 goli, przy czym oddawał mniej niż połowę tylu strzałów, co wtedy Bale rozwalający ligę w pył, biorąc na barki piąte miejsce. Jego już nic nie uratuje, przy czym nie wiem, czemu. Może za nudny ma styl, jeśli nawet w tym sezonie nagrodzono Kante. Może jest za skromny i ludzie serio analizują jego grę po kurtuazyjnych wypowiedziach w wywiadach. Może gdyby się zachowywał jak Cristiano Ronaldo i miał cały sztab ludzi odpowiedzialnych za reputację w mediach... W każdym razie, w Barcelonie raczej nic z tego by się nie zmieniło. Neymar to w sumie dość podobny gracz w tym względzie - tak mało goli strzelonych, mniej niż Jermain Defoe, czyli jak widać Neymar to gorszy piłkarz. Ale jeśli PSG się postara, to może strzelić z 50 w sezonie, jeśil się na tym skupią. Myślę, że aż tak nie będą szaleć, ale ze 30 może wbić, jeśli dostosują taktykę. Widzimy w reprezentacji Brazylii, że Neymar umie być napastnikiem, i to nie gorszym ale może i jeszcze lepszym. Czy to wystarczy na Złotą Piłkę? Wiadomo, że to tylko możliwe, jeśli PSG wygra Ligę Mistrzów. Inaczej konserwatyzm będzie za duży. Ale za rok jest Mundial w Rosji, więc w tym kontekście sytuacja wymarzona. Neymar będzie miał na nim 26 lat, na następnym już 30. Największa szansa.
-
Brzmi sensownie w świecie, w którym ludzie mówią, że "ssie", bo mało goli strzela. Nie wiem. Wyobrażam sobie, jak Corgi ogląda kolejny raz jak Hazard dostaje piłkę 40 metrów od bramki i wjeżdża w pole karne i mówi "heh cienias, ma taką słabę nogę że nie mógł od razu strzelać". No nie, nie można nic napisać. (Nota bene słabo szukałeś, Hazard strzelił trochę goli zza pola karnego, chociaż jak wiadomo woli raczej przekroczyć linię i wtedy działać. W ostatnich trzech sezonach były to trzy takie gole, czyli swoją drogą tyle samo, ile w tym czasie zdobył w La Liga Bale). A propos Alexisa Sancheza, to coraz więcej się mówi o wspomnianym temacie i dogadaniu się dziś w Paryżu. Jak wiadomo jest kwestia, że Arsenal wolałby nie sprzedawać, ale za rok koniec kontraktu. Nie wygląda to wcale na załatwione, ale jest spodziewane. Van Dijk - Pellegrino potwierdził, że gracz protestuje i z tej racji nie trenuje z drużyną. Trochę niezręczna sytuacja, bo jak wiadomo Liverpool ogłosił, że "nie będzie nic robił", a gracz wydaje się chcieć tylko tam grać. Zapewne mu się uda, jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach. Kolejna saga, która będzie prawie przesądzona przez półtora miesiąca. Swoją drogą, kluby ostatnio często się denerwują i odwiedzają niezależne sądy. Monaco wydało oficjalne oświadczenie, że WIE o nielegalnych praktykach m.in. PSG i Man City w sprawie przekonywania Mbappe. A Sevilla ogłosiła dziś na stronie, że poda do sądu Vitolo, Atletico, agenta, Las Palmas i pewnie jeszcze waszą matkę do kompletu. Klub podpisał na razie Andrew Robertsona. Czy to ma być... nowy lewy obrońca Liverpoolu? Hull oddało sporo graczy. Po transferze Jakupovicia oficjalne konto TURBOGROSIK napisało komentarz: "Who is next?". Była oferta z Niemiec to nie chciał, Poland only into England. Dość konkretne też wieści o wzmożonych staraniach Barcy o Coutinho. Wiadomo że zawsze go lubili, ale nie było "miejsca" na niego. To też brzmi wręcz jak oświadczenie. Ale Coutinho przedłużył niedawno kontrakt, więc...
-
To nie jest tak, że Neymar pytał "jaką chcecie kwotę za zerwanie kontraktu", a Barca "a wiesz 200 mln, spoko więcej nie trzeba zero problemu". To jest element negocjacji, o który się ludzie kłócą, piłkarz chce jak najmniej, klub jak najwięcej, no jak wszystko. Barca znała sytuację, bo rok temu PSG też próbowało kupić Neymara w ten sposób (wtedy klauzula wynosiła początkowo jakże odmienną kwotę ponad 190 mln euro). Obie strony wiedziały, że 200 mln to ma np. Busquets, czy też Casemiro w Realu. Na pewno wiedzieli, że zapłacenie tyle przez PSG (i bodaj Manchester czy z kim tam jeszcze flirtował wtedy Neymar) jest możliwe. Z tego co widziałem, fani widząc tę kwotę chyba głównie uważali, że to bez znaczenia bo Neymar kocha klub i nie odejdzie. Zobaczymy. Barca chyba też liczyła jak mówił teraz prezes, że takiej kwoty i tak się nie da wpłacić naraz i spełnić wymagań FFP. Normalny transfer się amortyzuje, taki wykup trochę inaczej działa. Rok temu parę osób z mediów barcelońskich mówiło, że to miało stanąć na drodze, by wtedy dokonał się taki transfer. Ale podobno mają jakieś metody, żeby to rozłożyć na lata, np. pożyczyć tę kasę przez bank Neymarowi żeby sam dał niby bez angażowania budżetu klubu (w sumie w pewnym sensie robiąc transfer za 0 zł, tylko z ogromną roczną wypłatą dla Neymara). P.S. Aha, Alexis Sanchez został dostrzeżony w Paryżu. No, ładne miasto na wakacje. Właściwie sama chęć przejścia nikogo nie dziwi, pytanie jak zawsze co zrobi Arsenal. PSG nie rzuca im jakoś strasznie dużo kasy.
-
Barca wtedy miała budżet tak co najmniej 6 razy mniejszy, niż dziś, a dawali w przeliczeniu np. ponad 20 mln euro za Gerarda Lopeza, ponad 35 za Javiera Saviolę. Też nic dziwnego, to nie tak że włoskie kluby by za nich wtedy dały jakoś mniej. Wyobrażam sobie dzisiaj opłatę dla klubu 210 mln euro za 19-latka z Argentyny mdr, prezes kupującego klubu by nie uszedł żywy przed kibicami. Obaj zresztą coś tam grali, może nawet dobrze, nie wiem, nie oglądałem. Ale wiadomo, ludzi interesuje kasa, zwłaszcza opłaty dla innych klubów. No ale później kupili z PSG pewnego niezadowolonego tam brazylijskiego magika, i się skończyła copacabana. Klub, o którym mówiono, że nic już nie znaczy w Europie, nigdy nic nie wygra... zaczął wygrywać.
-
Ach ta jedyna Barca, jedyny zespół który wie, jak to jest żyć z ciężarem, że chcą, byś wygrywał, i drugie miejsce to za mało. So edgy. W PSG jest zupełnie inaczej. Barcę ludzie biorą poważnie. W sumie tyle na razie starczy powiedzieć. Ruch do PSG to by było na pewno wielkie wyzwanie. W sumie może nie ma tyle przykładów, by piłkarze specjalnie kierowali się specjalnie wyzwaniem. Ale już więcej na to, że ludzie lubią więcej zarabiać, być rozpieszczani i być ważni. Konsekwencje są bardzo duże i różne, ale w sumie to ciekawostka dopóki deal nie dojdzie do skutku (ale PSG działa, żeby jakoś obejść FFP. Zobaczymy. Jeśli tak, sympatyzuję z Barcą. To musi być smutne, jak ktoś odchodzi, na kogo liczyłeś). Po zawodzie Patrika Schicka, Juve załatwia sprawę Bernardeschiego. Podobno już załatwiona sprawa. Fani Fiorentiny już nawet grozili piłkarzowi, więc wszelkie typowe formalności wydają się przygotowane. Podobnie jak Belotti, Bernardeschi w ostatnich dwóch latach zaliczył ogromny skok, czego w sumie oczekuje się w tym wieku. Ale to jest dopiero "niesprawdzony" piłkarz... właściwie nie wiem, co ma z niego być. W systemie Juve zapewne może grać na prawym skrzydle, wymieniając się z Douglasem Costą. W pomocy Juve ma starać się o Emre Cana. Liverpool raczej ściągnie kogoś do pomocy, raczej niczym jak fantazją jest Keita - gdyby faktycznie miał klauzulę, już by ją wiele klubów skonsumowało, może będzie ją mieć za rok. Realnym kandydatem ma być Mex Meyer, acz nie byłem w sumie jakoś pod jego wrażeniem. Jednak Klopp to jego znany fan, i pewnie się lepiej zna. Jak zbokom na widok konsoli do gier, Kloppowi zapalają się oczęta, gdy mówi o Meyerze. Chłopak jest w stanie grać w tempie, którego Klopp wymaga. No i nie przedłużył nadal kontraktu, który kończy się za rok. To byłoby aż dziwne, gdyby nie przeszedł. Tyle że to przecież kolejny gracz ofensywny...