-
Postów
23 376 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
The Shield oglądałem no już 10 lat temu, jak jeszcze nie było tak źle. Mogłem nawet na kompie puścić i oglądałem tylko serial. Teraz jest ciężko, no. Człowiek ma wrażenie, że marnuje czas, jak "tylko" ogląda film. Nie mam go w kinie, co jest przydatniejszą jego funkcją niż obraz i dźwięk. Dlatego wspomniałem o tym, że nawet ten sam film oglądany kolejny raz w kinie może okazać się znacznie lepszy, niż myślałem - najlepszy dowód, że nawet dla fana różnego typu filmów różnica jest duża. Tak z 10 lat temu to w ogóle jeszcze w takim serialu jak Mad Men, The Wire, Deadwood musiałem czasem zatrzymywać i myśleć, co dokładnie mieli na myśli, bo angielski ze szkoły nie dopuszczał niektórych poziomów poetyki, nie w tym tempie mdr. Czas oglądania powyżej 100%. Także dlatego te seriale się mi lepiej ogląda za kolejnym razem, niestety w dobie Netflixa nikt nie ma czasu na oglądanie kolejny raz, ja też, backlog na 40 000 godzin czeka.
-
Pierwsze raczej na pewno 40 ojraków. Czasy się zmieniają, bo dziś pewnie ludzie by oczekiwali 10-15, jak niektóre kolejne edycje Lumines na PS3... Na Vitę wyszła jeszcze potem za 40 i ludzie już trooochę narzekali, że trochę sporo, a przecież tu się klocki układa nie strzela to nawet nie jest grafika...
-
Ok w sumie skończyłem Little Nightmares, gra jest krótka. Serio można pożyczyć konsolę i przejść w 3 godziny, a więc znów podobnie jak Inside. Gra jest bardzo ciekawa, głównie przez te wizje, które toczy (z czego oczywiście większość podstawowo pokazano na zwiastunie - ciekawe, na ile inaczej by mi się grało, jakbym go zobaczył przed). Rozgrywka to trochę nic, ot, byle wywołać określone emocje, gra to głównie skradanka i wspinanka. Myślę, że niektórzy jak w nią pograją - zostawi na nich wrażenie. Limbo czy Inside? Mimo wszystko podobał mi się minimalizm Limbo. To była naprawdę prosta gierka, bez tak spektakularnej historii dotykającej tylu tematów jak w następcy, ale proporcje interaktywności były bardziej w mój gust. Z Limbo w niektórych momentach serio się można było pomęczyć. Inside - oraz Little Nightmares - mają rozgrywkę po to, by wykonywać określone ruchy palcami. Oraz: im bardziej standardowa grafika, tym mniejsze robi wrażenie, choć w obu przypadkach są ciekawe aspekty (w przypadku Little Nightmares mniej, ale po cichu efekty, np. oświetlenia, to naprawdę dopasiona rzecz).
-
W sumie to tak, ten serial to jest wulkan akcji i emocji. Z różnych powodów niektórzy tak nie uważają.Tak samo jak niektórzy oglądają Hitchcocka czy Billy'ego Wildera i mówią "no nie czuję wulkanu, coś tam sobie leci". Ale prawie na pewno ma to związek z tym, że nie oglądają, ot, spoglądają. A dlaczego - no bo niektóre rzeczy ich nie obchodzą, bywa, no może faktycznie jak ktoś pracuje w normalnym zawodzie to kapa, nie może być ciekawe co się z nim dzieje. Dla mnie to tam w praktycznie każdej scenie się dzieje więcej, niż w większości serialów przez cały sezon. I właśnie o to chodzi, że w każdej, to nie jest serial na zasadzie budowania napięcia na to co będzie, jak wywieszanie koniowi marchewki. To nie jest serial-teaser. Albo się to ogląda dla każdej sceny albo raczej nie ma po co. Rozkoszować się jak postaci reagują, jak grają wobec różnych ludzi, co sobie planują i jak to się objawia, słownictwem dialogów, wypisywać sobie co odcinek 30 trafiających w sedno cytatów itp. Może nie trzeba, ale dla mnie osobiście to jest jedyne co ma sens w tym serialu. Powiedziałbym, że jeśli pierwsza (lub dowolna inna) scena cię nie jara, to następne (z może paroma wyjątkami, głównie w 4-5 sezonie) też nie mają na to szans. Najbardziej (jako jedyne?) mnie irytowały właśnie momenty, gdzie próbowali ww. robić, na czele z zawsze dennymi retrospekcjami Dona. To było jak inny serial, znacznie bardziej powolny i chamsko dosłowny, zły, bez sensu dla mnie.
-
Obaj bracia pożądani są przez całą Europę, choć nie da się ukryć, że władze Realu mówiły o "szanowaniu" Atletico i że niby nie będą im podkradać piłkarzy. A tutaj jeden z ich najbardziej cenionych wychowanków, to by było trochę mało "szanujące". Heh... Theo zaiste ma wiele cech młodego Ramosa. Byłby kolejnym graczem, który pasowałby do efektownego, pełnego polotu z każdej pozycji stylu Realu. Jest przebojowy, niestyrany, lubi rajdy przez całe boisko prosto w zbiorowisko rywali i, tak, wrzutki w pole karne! Wydaje się, że na pewno ktoś na lewą obronę przyjdzie, bo była to najmniej bogata pozycja w tym sezonie. Co prawda Coentrao właśnie zagrał 90 minut w meczu pierwszy raz od, hm... lutego 2016!, ale nawet dobrze wypadł. Niemniej Real, wydaje się, spisał go na straty - mówi się, że odejdzie latem do Portugalii. On i Marcos Llorente to byłby od razu prawdziwy skalp z Alaves - obaj na pozycje, gdzie było najmniej głębi teraz, i jakże młodzi. Real, mając jakże dopasiony skład, próbuje już "rezerwować" sobie następne pokolenie. Wiadomo, że w klubie do dziś plują sobie w brodę zwłaszcza za to, że nie ruszyli wcześniej i bardziej po Neymara. Ogólnie nie lubię tego, że wielkie kluby zawsze kupują tego masowo i potem mają 60 graczy na wypożyczeniach (tak, dosłownie tyle ma teraz Juventus), ale w przypadku rotacji Zidane'a - można uwierzyć, że oni będą mogli regularnie grać (Winicjusz ma przyjść za rok). Z tego samego powodu muszą się zastanawiać, jak bardzo zaszarżować na Mbappe już teraz. Taki napastnik trafia się raz na tryliard lat. Nie za bardzo chce opuszczać Monaco, ale w sumie i tak rodzinę ma w Paryżu, a do Madrytu jest prawie równie daleko. No i już jest gotów grać o wszystko, a jest okazją. Tak, to by było dziwne, gdyby Real w tym momencie nie mordował się, żeby przekonać Mbappe do siebie. KTOŚ weźmie Moratę...
-
Blade Runner: Skyfall
-
Narzekasz, że serial meh się nada do prasowania, ale właściwie to może właśnie byś zobaczył to, co jego fani często widzą, jakbyś właśnie go oglądał uważnie, że patrzysz co się dzieje i myślisz nad tym właśnie. Tak po prostu jest, niektóre seriale są robione bardziej do prasowania, a inne bardziej jak filmy w kinie, że widz myśli w danym momencie głównie o tym, co się dzieje, i zupełnie inaczej wtedy odbierasz różne sytuacje. Jest dużo seriali do prasowania, właściwie to większość popularnych jest w tym lepsza od "Mad Men", nie wiem, Bonesy Dextery Star Treki... (Swoją drogą to nawet oglądając w kinie film, który już widziałem w domu, zawsze zwracam uwagę na więcej rzeczy i często dużo bardziej mi się podoba. W domu oczywiście zawsze jest komóreczka pod ręką, komputer itp. Rozproszenie widza to mocny, a jakże powszechny element warunkujący odbiór sztuki. W TV oczywiście kwestia stała od zawsze, ale "Mad Men" był pisany po premierze HBO i do stacji bez reklam, co jest na jakimś skraju całego świata TV). Wczoraj oglądałem Mad Maxa na komórce, grając jednocześnie w Hearthstone'a na kompie i w Mario na Wii U, nie wiem czym podjara z tym filmem, coś tam jadą, strzelają się, jakieś nawalanki? Nawet nie było powiedziane, po co gdzie jadą, no nie robi...
-
Little Nightmares W sumie nie ukończyłem, ale chciałem zwrócić uwagę na tę gierkę, choć akurat mi średnio podpasowała. Z tej racji też nie napiszę raczej o niej na blogasku. Ale chciałem zobaczyć, co to za gierka. Inside - ta gra nie może się nie skojarzyć z pierwszą samodzielną produkcją szwedzkiego studia znanego z pomocy przy seriach Little Big Planet czy Tearaway. W grze cały czas gdzieś idziemy, głównie w prawo, podejmując na ledwie kilka sposobów interakcję z przedmiotami dokoła, i same wydarzenia oraz otoczenie opowiadają nam nastrojową, wieloznaczną, działającą na emocje raczej niż na FABUŁĘ historię. Gra to horror, który nie sięga po gore, zamiast tego używa stylistyki wręcz z Little Big Planet, dość bajkowej, ale bezceremonialnie - ot tak sobie, się pojawiają rzeczy - sięga po sporo naprawdę okrutnej symboliki. W skrócie mówiąc, gramy padającym z głodu dzieckiem i uciekamy z jakiegoś totalnego obozu... Z racji spoilerofobów nie będę mówił dużo więcej. Na pewno na niektórych to zadziała, a na innych średnio. Ja - sam nie wiem. W porównaniu do "normalnego" horroru, gdzie obowiązują pewne zasady decorum, ta gra wydała mi się dość... bezduszna, okrutna w swojej oschłości, co można uznać za plus lub minus. Na swój sposób to bardzo... realistyczny horror, odnoszący się w stosunkowo bezpośredni sposób do koszmarów prawdziwego świata. Gra to jeden z najlepiej przyjętych indyków w tym roku, ale nie podpasowała mi w mój obecny smak: za mało tu dla mnie grania. Ok, niby cały czas gramy, scenek przerywnikowych przecież nie ma, ale jednak brakowało mi konieczności robienia czegoś bardziej zaawansowanego paluchami, żebym się wciągnął. Podobnie jak Inside i wiele innych indyków, gra nie ma właściwie głębi pod względem rozgrywki, co być może równoważy oczywiście cena. Za to ma nieco zapadających w pamięć scen. Jest to bardzo ciekawy, unikający gadania i rozproszeń horror (wywołujący raczej wzdrygnięcia, niż okrzyki strachu), którego wykonanie graficzne określiłbym jako standardowe... za to minimalistyczny dźwięk jest zrobiony dobrze, bez efekciarstwa i specjalnych zagrywek, ale budujący klimat.
-
Ludziom już się rozpaliły apetyty, żeby Liverpool jeszcze potracił punkty w ostatnich 2 meczach, wypadł z top 4 i było śmiesznie. Arsenal przez te swoje pucharki będzie teraz grał co 3 dni, Liverpool jedzie to West Hamu i na koniec Middlesbrough u siebie - niby bardzo łatwo, no ale...
-
No Corgi te porady generalnie są celne, a kto jak chce grać to jego sprawa. Ogólnie mechanizm gry jest opisany przez wszystkich: masz ograniczoną liczbę dni w całej historii, i niemal wszystko, co robisz, zajmuje czas - ale niektóre rzeczy mogą być bardziej owocne (głównie te social linki) albo częściej dostępne. Z tej racji mówi się, by właśnie nie zużywać czasu w lochach (poza dniem, w którym musisz, nie masz wtedy ograniczeń) albo coś tam robić tylko jak pada deszcz, gdy nie możesz spotykać danych ludzi itp. Social Linki nie są jakoś bardzo "potrzebne", person jest naprawdę sporo i grę na normalu można przejść wykorzystując bardzo niewielką część wszystkiego, co jest dostępne. Więc jeśli będziesz mieć w grze np. ze 3 "przyjaźnie" to nic ogólnie się nie dzieje, no poza tym że nie zobaczysz dalszych historii danych postaci. Do walk to przydatne jest wiedzieć, jak działa system, zwłaszcza fuzji person i ich umiejętności. To nie jest zbyt mocno tłumaczone w grze, jak np. można dojść do tego, żeby mieć personę rzucającą X, Y i Z, z odpornością na Ź i Ż, i generalnie pozwoli ci szatkować przeciwnika. No ale jak się na jakieś walce zatniesz to możesz ewentualnie wtedy myśleć, czego brakuje. Social linki są bardzo przydatne, żeby wzmacniać persony - może się wydawać, że dają tylko kilka poziomów personie, ale te kilka poziomów to akurat te, na których się uczą nowych zdolności, często znacznie silniejszych. Podobnie jak w Pokemonach, tutaj wiedza o tym, która persona kiedy się uczy jakiej zdolności, pozwala znacznie sobie ułatwić grę, zamiast próbować każdej z nich i levelować godzinami. Ponadto: fuzje kosztują, nie bardzo dużo, ale jak za dużo zaczniesz kombinować, to kasa ci się skończy - moim zdaniem poradnik w tym pomaga bardziej, niż w czymkolwiek innym, bo samemu próbować wszystkich person to jest dosłownie zabawa nie na 100, a 400 godzin... No i żeby mieć co fuzjować do pożądanego efektu, trzeba dodawać persony do listy, oczywiście na kolejnych piętrach wyskakują ci coraz mocniejsze, ale do fuzji bywają przydatne też takie na najniższych levelach. Ogółem to nie, nie da się zaciąć w tej grze, te wszystkie poradniki są głównie nakierowane na ludzi, którzy nie chcą nic przegapić, albo po prostu zastanawiają się, jak co dokładnie działa. No i... tak, jak są mądre to opisują właśnie to, co można przegapić. No normalnie jak z grami RPG bywa, tyle że czasami nie mają one ograniczeń, że coś mija z czasem - tutaj tak jest, niestety, stąd tyle się o tym mówi. Ale grać można na czuja i jakoś bardzo wiele się nie zmienia. To głównie casualowa gra. W Japonii w to grają gospodynie domowe, jak u nas oglądają "Turecką modę na sukces" czy jaki to ma tytuł. Chodzi tu o to, żeby wybierać, co się chce robić dla frajdy, czy chcesz więcej walczyć czy wyrywać laseczki... ja się nie zastanawiałem za dużo.
-
Nie grałem w Golden, ale ogólnie piękne w P4 jest to, że naprawdę da się wygrać przed walką, a nie w trakcie... Wadą jest to, że nie tylko, bo w niektórych momentach znaczenie losowości jest OGROMNE. Ta sama walka może być albo nie do przegrania, albo niemal nie do wygrania, w zależności od tego, jakimi atakami kogo walną (zwłaszcza w dość długim pierwszym etapie gry, gdy po prostu musisz używać person ze słabościami - pamiętam to uczucie przykrości, że w niektórych walkach niektóre postaci po prostu zginą, jeśli grze się zechce). Jednakże pomijając to, możliwość dostosowania ekipy jest przyjemnie duża, a z opcjami z Goldena podobno łatwiejsza. To było naprawdę miłe, zwłaszcza w tamtych czasach, jak w jRPG jak mnie ktoś rozwalał to nie musiałem nigdy toczyć dodatkowych walk, tylko wystarczyło zejść, porobić sobie odpowiednie persony z umiejętnościami na daną walkę i bez jednej walki "grindu" nagle ekipa zamiast męczenia się rozwalała potworki w pył. Z czasem, gdy jest więcej umiejętności person, przygotować można się właściwie na wszystko, na milion różnych sposobów.
-
Sezon się trochę skończył, to co tu dużo mówić. Na początku sezonu mecz taki jak Arsenal-Man United wywoływałby emocje, ale teraz wydaje się niemal meczem o pietruszkę. Zwlaszcza od kiedy Mourinho przestał w ogóle udawać, że woli awansować do LM poprzez rozgrywki, w których wystarczy grać na remis, czyli Europa League. Oczywiście, sezon skończył się tylko na górze. Bo Swansea pokonując Everton zrobiła ładny zwrot akcji w sekcji utrzymania. W sumie przy kasie z praw TV, utrzymanie się w Premier League to chyba najbardziej znaczące trofeum w światowym futbolu. Arsenal bez LM tyle nie traci, co mniejszy klubik bez pierwszej ligi. No i tak, Hull przegrało. Z SUNDERLANDEM. Sunderland wygrał mecz. Jednak gorzkie przewidywania z momentu transferu Grosickiego zaczynają się sprawdzać. Jednak mimo dobrego początku Silvy... zespół właśnie przegrał u siebie z Sunderlandem. Fakt, że Pickford sporo wybronił. Ale mecz, zdaje się, wyglądał na raczej wyrównany i tak. Wyrównany mecz z Sunderlandem. U siebie. Tak się spada z ligi. Oczywiście to nie koniec, bo przecież jeszcze 3 mecze, a rywale Swansea i Hull nie będą raczej się mordować na boisku! Za tydzień Swansea gra z Sunderlandem.
-
Wielu forumowiczów ma tę funkcję zawsze włączoną w życiu.
-
Masz 4 mecze do końca by zdobyć pierwsze od dawna mistrzostwo, musisz wszystkie wygrać. Kogo wystawiasz? Trio VMA w ataku... za nimi James... Danilo... Coentrao... Kiko Casilla... Z ławki Mariano... Wynik oczywiście 4-0 #OnlyZidaneThings Vazquez zwłaszcza zagrał w tym sezonie sporo meczów, i Real prawie wszystkie z nich wygrał (poza 1-1 z Barceloną) i w sumie to jest taki przykład cichego chłopka, którego nikt nie nazywa gwiazdą, no ale gra w Realu i to jak dobrze. Nacho to niby "zawód: rezerwowy", ale w sumie był jednym z najczęściej grających piłkarzy w jakże potężnym sezonie w skali światowej i historycznej. I tak dalej. To nadal nieco mnie zadziwia. Bo w tym czasie kadry niektórych innych zespołów pewnych kultowych trenerów... Zawsze brakuje.
-
Wiadomo, że taka lista nikomu się nie spodoba, i każdy będzie się rzucał o inne gierki, no ale oddaje pewne przekonania wśród społeczności i może być punktem odniesienia. Nawet ja nie ograłem kilku pozycji z tego. Głównie pececiarskich gierek, co do których nie spodziewam się niczego, co mnie zaciekawi, jak Ultima 7, Vampire Masquerade czy Pool of Radiance. Czy te gierki są waszym zdaniem warte obczajania w dzisiejszych czasach? To znaczy pewnie można gdzieś ściągnąć np. Pool of Radiance, ale mam mocną wątpliwość, czy wytrzymam 5 minut. No ale zobaczymy. Wiedźmin 3 zdaje się padł "ofiarą" podejścia, że jednak jest mocny balans RPG-ów japońskich i nie (nie zawsze tak jest na takich listach) oraz historyczność ma pewne znaczenie, większość to już stare kultowe gierki. He dopiero zauważyłem, jak nisko FF7, zgredy by były oburzone
-
To znaczy wiecie, tak szczerze to w sumie mi też się podoba głównie stylówa Evil Within, a właściwie to nie sama czynność grania, która mnie średnio wciągnęła. Po części to wynika z faktu, że w grach wolę rozgrywkę, która stoi trochę na bakier z istotą horroru. Gram z tej racji w te gierki raczej rzadko i mało.
-
Wielkie kluby tak robią z każdym talentem, Real, United, itd. Nie wiem, czemu ludzie się tak uwzięli na Arsenal. No dobra, wiem, ale mądrzejsze się to nie robi. Mniejsza z tym. Otóż Tottenham chyba podzielał moje zdanie, że mistrzostwo już przesądzone. I postanowił zakończyć długą passę zwycięstw przegrywając na Bole... na London Stadium. Lanzini tradycyjnie już wręcz, gra w lokalnych derbach często świetnie. Pochettino nie wystawił Dembele to ma. Zawsze mu mówię... Gdyby zsumować punkty za ostatnie dwa sezony, Tottenham ma ogromną przewagę nad kolejnym miejscem. Ale tak się utarło, że trofea są za jeden rok, i podczas gdy Ranieri, Conte czy Kante są geniuszami, to Spurs tak jakby nic nie osiągnęli.
-
Nie wnikam na ile to znów ironia / sarkazm, ale co do "innego zachodniego plastiku" to nie, Dead Space'y stawiam dużo wyżej niż Evil Within. E no trudno meh.
-
Ziom, wszyscy wiemy, ja naprawdę nie napisałem, że to jest powód, dla którego nie można kopiować save'ów. Tylko że swoją drogą byłoby to nieco mniej uciążliwe na stacjonarce, jak inne rzeczy. Że to jeden z problemów, które będą. Wśród nich ogólnie jest też kopiowanie save'ów. Dosłownie tyle napisałem. W skrócie mówiąc konsola ma wady, a bez zmiany koncepcji (która nie wiem na ile jest możliwa) nie będą one zbyt proste do znacznego poprawienia. Są różne części tej koncepcji. To jeden przykład. Serio.
-
To ma piernik do wiatraka, co dosłownie napisałem. Obie rzeczy będą zawsze oznaczać kompromisy obniżające nieco ilość opcji dla użytkownika. To do siebie mają. Nie napisałem, że obie są powodem, dla którego nie można kopiować save'ów. Napisałem, że obie, razem... jak wyżej. Na konsoli stacjonarnej można by to rozwiązać na mniej uwierające w praktyce sposoby. Tak, też by nie było kopiowania save'ów, nie napisałem że nie. Ale nie byłoby tak ciasno, więcej rzeczy być może mogłoby działać przy założeniu konieczności online itd. W każdym razie Switch (w obecnej wersji?) ma tyle pamięci, co ma, do tego internet obsługuje tylko lokalnie, więc wprowadzając jakąś funkcję faktycznie wymagającą internetu trochę by się pozbawiało ludzi możliwości pogrania w przysłowiowe NBA w parku (chociaż nie zdziwię się, jeśli by tak się stało w pewnej mierze. Tak, wiem, że w sumie równie dobrze można włączyć hotspot w telefonie). No i oczywiście kompromis dla twórców gier. Ile teraz zajmują najbardziej "aktywne" hiciory na konsolach Sony i Microsoftu ze wszelkim uaktualnieniami, ze 100 GB? Nie wiem. W każdym razie dużo, ale na stacjonarce to inny wydźwięk ma ta liczba.
-
Czasami człowiek może mieć dość jakiegoś forum, a później sobie wejdzie i przypomni, że tutaj przeczyta zaplusowaną wypowiedź, że Evil Within lepsze od Last of Us i innego zachodniego plastiku
-
To oraz fakt, że Switch ma z założenia oferować w każdej grze niezmienne warunki przy błyskawicznym przechodzeniu z trybu konsolowego do przenośnego (żadnych kabli) będzie zawsze oznaczać szereg obniżających komfort kompromisów. Po prostu to jest cena, że Nintendo zrobiło taką (jak ludzie mówią, taką fajną) konsolę. Jest opcja chmury? Nawet nie wiedziałem. E to znacznie lepiej. Oczywiście jest to nieco krępujące, że trzeba jeszcze więcej płacić Nintendo za to, żeby cię jako gracza posiadało, no ale mamy 2017 rok, to jest model biznesowy każdego w masowej elektronice. Ktoś dzisiaj może drukuje zdjęcia i pokazuje znajomym tylko wywołane jak ich osobiście spotyka?
-
Ankieta na stronie Sky zawierała 6 graczy, wybranych przez kogoś tam w tej stacji kto o tym decyduje: Hazard, Eriksen, Alli, Firmino, Benteke i Grosicki. Nie, nie wiem czemu. Fani Hull też byli zdziwieni.
-
Ogram za rok, jak wyjdzie Definitive Edition. Póki co może pora zająć się Dark Souls III, chyba już spatchowane co większe problemy...
-
Monaco miało sporo okazji, tak wyszło że nie wpadło. To nic nie mówi o kolejnym meczu. Poza tym, że odpadli, no trudno. No najgorszy dzień futbolu od czasu jak Borussia Dortmund przegrała z Marsylią 3-0 i musiałem znosić tę całą szyderę. Rok później Lewy wbił czworaka, gdzie nie mieli szans. Sezon właściwie się skończył, mistrzowie w każdej mocnej lidze już pewni, w LM finał dwóch drużyn które sobie mogą. Pociesza mnie, że wygrana LM powinna oczywiście oznaczać Złotą Piłkę dla ich najlepszego piłkarza, czyli Daniego Alvesa. Na pewno tak będzie. Mdr nie, Alves dostanie 0 głosów, a na liście będą ci sami, co zawsze. Cristiano Ronaldo to świetny piłkarz, a w Lidze Mistrzów w tym sezonie był po prostu rewelacyjny, i takimi meczami jak wczoraj się wygrywa tę nagrodę, która jest tylko czyimś zdaniem, ale już widzę, jak za 30 lat ludzie będą patrzeć na te Złote Piłki i mówić "no tak, Cristiano i Messi, nie było zdecydowania który jest lepszym piłkarzem".