-
Postów
23 383 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Hmmm. Na podstawie "jedynki" powstało anime, nie wiem na ile tożsame scenariuszowo z grą. Z kolei "zero" to podobno normalny sequel "jedynki" - na jego podstawie powstanie dopiero osobna seria anime z tytułem oczywiście "Steins Gate 0". W sumie to może to anime może być lepszą formą od gry. W sumie teraz widzę, że oprócz "Steins Gate'ów" jest też kilka innych gier powiązanych z nimi fabularnie, tworzących razem serię "Science Adventures": Chaos Head, Robotics Notes i Chaos Child. Oczywiście wszystkie ze średnikiem w tytule.
-
Jestem nieco fanem Stein's Gate. Jaczes mi polecał na zlocie. Grałem trochę jak miałem okazję i bardzo fajna. Ale gra jest dość... pasywna, idealna na kieszonkę, na fotelu się denerwuję, że siedzę i "nic nie robię". Jeszcze ją pewnie przejdę, ale granie na kieszonce wydaje się sensowniejsze, jak w Phoenixa Wrighta. Ale ja o czym innym. Udało mi się uruchomić na pececie Silent Hill 2. Poprzez mody można ustawić widescreen, rozdzielczość i żeby działało. Przy każdym włączeniu musiałem też przełączać na obsługę Jednym Rdzeniem, by się nie sypała. Wysoka rozdzielczość jest przyjemna dla oczu, ale czyni grę zdecydowanie mniej nastrojową i... właściwie brzydszą. Nie wiem, skąd to się bierze. Gra nie wydaje się tak mroczna, klimatyczna i realistyczna, jak na PS2. Jednak na niższej rozdzielczości się sypała. Nie tak dawno grałem w Silent Hill 1, i "dwójka" uderza jako gra znacznie łatwiejsza. Podstawowi przeciwnicy w zasadzie nic nie robią - podchodzą blisko i walą, jakikolwiek cios można dostać tylko wtedy, gdy źle wymierzymy odległość na nasz atak. Jeśli używamy broni palnej, trudno w ogóle się żeby coś się wydarzyło. Ale przeciwników na tyle szybkich, by był sens strzelać, jest serio z 5-10 w grze. Najtrudniejsza sytuacja w każdej grze, czyli "więcej niż jeden przeciwnik w ciasnej przestrzeni", zdarza się tylko raz. Bossowie są wręcz nudni, jeśli ma się amunicję. Na normalu "2 strzały i uciekaj na drugi koniec pokoju, powtórz", na hardzie "1 strzał i uciekaj". Oczywiście zagadki są jak zawsze absurdalne. Ale pasują tutaj. Podoba mi się ich... literackość. Czy dzisiaj jakieś duże gry robią coś takiego, żeby wymagać od gracza wiedzy spoza gry? Ogólnie - czułem się bardziej jak kat, niż ofiara. Żal mi ich było. Ale chyba w tej grze właśnie o to chodzi. Im więcej się myśli o tych potworach i postaciach, trudno nie czuć... troski, melancholii? Silent Hill 2 pozostaje wyjątkową grą dla wrażliwych graczy, niebojącą się wywołać prawdziwy żal, jedną z najrzadszych emocji w grach. Gdy grałem teraz, miałem wrażenie, że to głównie opowieść o hipokryzji. Ze swojej perspektywy, każdy jest grzeczny, porządny, nie robi nikomu nic złego. Silni mężczyźni, atrakcyjne kobiety. Tylko dla innych może być potworem przez skutki swoich działań. Nawet jeśli ma "dobre intencje", bo fajnie jest myśleć, że się zawsze ma "dobre intencje". Wszyscy są zawsze dobrzy, a opinie innych łatwo jest ignorować. Sam dźwięk "Laura's Theme" daje mi większe ciary, niż wszystkie bulgoty i charkoty i szepty z głośnika Dual Shocka we współczesnych horrorach, i to chyba mówi coś o fenomenie tej gry - wchodzącej w serce przez wszystkie te elementy... normalności w horrorze. Większość horrorów to sztuczne, gatunkowe cacka - obecność innych gatunków niż horror w Silent Hillu daje to dziwne uczucie, że horror jest częścią zwykłego życia. W tym aspekcie skojarzyło mi się z oglądanym niedawno filmem "Widzę, widzę" (który najlepiej oglądać nie wiedząc, o czym jest). Na naprawdę dobrze zrobiony remaster tej gry pewnie nikt by się nie obraził, ale wiemy, jakie jest Konami.
-
No że każdy ma swój gust, ale jego jest słuszny. Oranssi Cobaltuzu 65 zł. Nie tak dużo. Fajnie pójść, tylko kurde gdzie, co to za zestaw miast. No pewnie Kraków.
-
To jest Nails, niestety Koval w fascynacji Bartezoo naśladuje go również w jakże edgy i hip wrzucaniu samych okładek płyt bez pisania tytułu, och jaki ja, musicie się znać.
-
Jest różnica między tekstem "wolałbym przenośniaka z możliwością podłączenia kablem do TV, nieco mniejszą funkcjonalnością z racji zastosowania tegoż i tyle", a wiedzeniem od dawna, że Switch to co innego i narzekaniem, że to niby mogło kosztować 50 groszy. To znaczy myślałem, że jest, ale ok, nie ma, chęć człowieka do używania przedmiotu definiuje prawa inżynierii, mądrze mówicie, wracam do kościółka się modlić o switcha który mi się zteleportuje do mieszkania bo przecież moim zdaniem to by było lepsze. Magistrze bzdurzysz okrutnie. Ale ok, na pewno będzie wielka obniżka na Święta. Albo, jak zawsze w tym dziale, niemożliwe nie nastąpi, ale spoko, będzie można do końca świata sobie powtarzać, że gdyby tylko Nintendo nie brało 99% marży, to na pewno... Lecę do kościoła, zajrzę może za rok czy ile czasu musi zawsze minąć w tego typu tematach żeby to nie było Console Wars Nintendo vs podstawy zdrowego rozsądku.
-
Jak patrzysz na samochód z opcją motorówki, to możesz sobie uważać, że to jest za drogie, bo dla ciebie to nie jest tyle warte, wolisz mieć sam samochód za pół ceny, wiadomo że klient ma potrzeby. Ale jeśli się dziwisz wielce nagle, że nie jest tańsze, bo niby się da, to po prostu walisz mega aroganckie głupoty, obojętnie z czego masz magisterkę. Tyle. Cena jest niska jak na to, co to za sprzęt. Po prostu jest. A że ktoś nie chce kupić, no pasjonująca opowieść. Ja nie mam ochoty kupować lodówki turystycznej, ale nie wpadłbym, źeby chodzić po forach Lodówka Extreme pisząc, że cena jest absurdalnie wysoka i zdzierają, bo przecież dla mnie to jest warte mniej, więc na pewno technologicznie jest możliwe robić to za połowę tej ceny. Prawa fizyki i ekonomii wynikają z moich chęci. Logika rodem z najlepszych kościołów.
-
Ok, moja podjara była błędna. Temat dalej wygląda tak samo: ludzie uważający, że to wszystko mogło niby być tańsze, załamujący wszelkie prawa fizyki i ekonomii w swoich fantazmatach, i narzekający na rzeczy, które było wiadomo od pół roku. Ta konsola ma działać tak samo na TV i jako przenośniak. Bez przerywania czegokolwiek i zmiany funkcjonalności. Niby proste, jakie to oznacza ograniczenia, ale nadal nie. To i tak jest bardzo niezręczne, że działa po Wi-Fi. Oczywiście działanie w internecie to normalka dla konsol stacjonarnych, no ale oznacza, że tak naprawdę nie wyjdziesz tak jak na wideo do parku grając w dowolną stacjonarną gierkę. Twórcy gier będą musieli pamiętać o tym i dostosowywać różnorakie funkcjonalności. Nieunikniona cena kompromisu.
-
Po co ci alterkonto, _M_? Każdy ma własny gust, napisałem kto moim zdaniem może się zwłaszcza zainteresować gierką. Jak dla mnie to Firewatch był dużo bardziej angażujący, subtelny w opowieści i więcej z niego akurat mi zostało w głowie. Tak naprawdę chyba większy sens jest porównywać Oxenfree do gierek Telltale, zresztą chyba to studio to głównie są byli pracownicy Telltale, współpracują też z nimi.
-
To wręcz główny powód, by kupić Switcha zamiast po prostu Zeldę na Wii U! Bardzo mi się podoba ten motyw podłużnego monolitycznego kształtu z lekko tylko zaokrąglonymi w jednym wymiarze kantami, to też a propos pudełek. Piękne niczym Xperia seria Z :banderola:
-
> narzekaj, że konsola ma mało gier i nie będzie okazji od razu na start wydać 2000 zł na nowe gierki, a później kolejne wiele stów każdego miesiąca > uważaj za bardzo ważne i zmieniające sprawę, czy konsola sama w sobie będzie kosztować 1300, czy 1400 zł
-
Ba, i Battle Arena Toshinden. To była gierka. Jak plejak wyszedł, to ludzie się bardziej jarali Toshindenem, niż Tekkenem, Virtuą, Soul Blade'em, jakie tam jeszcze były bijatyki. Po paru latach dopiero wszyscy się kapnęli, że BAT w ogóle nie jest dobrą grą.
-
Na szczęście na Wii, DS-a, 3DS-a, PlayStation 2, PlayStation 3, PlayStation 4, Xboxa One... wszystkie najlepsze gry wyszły od razu na premierę i od pierwszego dnia było średnio po 54 doskonałe hardkorowe gry do grania. A tutaj nagle taki klops!
-
Zazwyczaj tak nie piszę o gierkach video, a zwłaszcza o zwiastunach, ale ten zwiastun tej gierki mnie bardzo podniecił. Był... szokująco podniecający. Na szczęście będzie też na Wii U.
-
No z tych zapowiedzi Switch kształtuje się pod względem biblioteki raczej jak następny DS niż następne Wii, sporo japońskich ciekawych gierek się szykuje. To był ten optymistyczny wariant dla mnie.
-
Niesamowite, widzę że fantazjowanie bez powodu działa nawet na żywo. <pokazują dziki Zachód> forumek: Red Dead Redemption Trilogy na Switcha zapowiedziane! Nintendo: patrzcie w oczy swoich przeciwników smyrając joycony
-
Kolesie po prostu walą faktami, o które ludzie zawsze się pytali. Bardzo ładnie. Niespodzianek nie ma, powiedzmy że blokada regionalna nie była oczywistością. Jak będą jakieś gry to dobrze. 300 dolarów to niska cena jak na to, ile tam wepchali stuffu. Aż trochę dziwne, że im to się opłaca. Nie wiem, czy ludziom się spodoba, ale jest nieco lepiej, niż z Wii U, które też miało masę stuffu, niekoniecznie przydatnego. Jeśli to będzie wygodne do używania, to bardzo sprytne urządzenie. Ale i tak czekam, aż za rok pokażą stokrotnie ładniejszą i wygodniejszą wersję, a la DS Lite.
-
Oxenfree Gra mi trochę średnio przypasiła, ale pomyślałem, że o niej wspomnę, bo jest tu wielu fanów "Stranger Things". A Oxenfree bardzo mi się z tym serialem skojarzyło - nastolatki, eksklamacyjne dialogi, muzyka na syntezatorach i niepokojący (zwłaszcza bohaterów), choć mało skomplikowany horror. Oprócz tego klimatem nieco kojarzy mi się to z Life is Strange, ot, normalne życie i pogaduszki lasek i kolesi z liceum. Gra wyróżnia się zdecydowanie systemem dialogów, który jest bardzo płynny i żywy, postaci w dużym stopniu reagują na to, co mówimy albo nie mówimy, mamy wyjątkowo duży wpływ na treść. Inaczej niż zazwyczaj w tego typu "gadanych" grach, nie ma tu prawie w ogóle rozgrywki poza tym, ot, idziemy cały czas albo nawet stoimy, czasem ruszymy prawą gałką w prawo albo w lewo. Ale nie jest nudno... zazwyczaj - słuchamy dialogów i wykonujemy je. Dialogi dość pomysłowe i dobrze się ich słucha, giereczka jest ładna. Jeśli kogoś to kręci to może obczaić, ale jeśli nie chce inwestować w to nowe studio i robienie przez nich kolejnych większych gierek tego typu, to może też poczekać, gierka jest krótka i dość droga, przynajmniej jak na mój gust.
-
Kazub mówił ostatnio, jaki to pstrąg tani i dobry, więc ostatnio próbuję pewnych rzeczy, np. pstrąga z makaronem w sosie śmietanowym. Jeśli ktoś czuje potrzebę zjeść dużo mięsa na obiad, jak ja, to obiad ten jest nadal sporo droższy, niż ziemniaki z chlebem, ale mimo wszystko znacznie tańszy, niż burżułosoś. To ja, wię efekt nie był estetyczny. Ale smaczny owszem. Przepis jest w zasadzie podobny do tego z ciekawego dla mnie, choć już nieprowadzonego chyba blogaska neapolitańskiego, Kuchnia Pod Wulkanem. Cieszmy się kochać blogaski, tak szybko odchodzą. http://kuchniapodwulkanem-anthony.blogspot.com/2010/08/penne-con-panna-e-trota-salmonata-czyli.html Ryba jak widać się schowała, kawałki z fileta były mniejsze, niż z całej ryby jak ktoś ma. Poza tym w sumie wyszło to co w linku, też mi tu nie pasował w ogóle koncentrat pomidorowy ani nic ninego. Z tym że ja zawsze gdzie śmietana i czosnek, tam dodam nieco sosu sojowego zamiast soli, jarmuż bo większy, odżywczy i w Biedronce sprzedają od razu umyty i pokrojony, wino bo było (strona Ricette della Nonna poleca koniak), różne tego typu rzeczy. No i, cóż, dałem ser - pasował mi idealnie. Ja użyłem tego, co miałem - był to pre-grated z Biedry za 2 zł, ale i tak wystarczył, by już naprawdę rozniecić nienasyconą bestię w brzuszku. Pstrong approved.
-
Czyli napisałeś pytanie, ale i tak postanowiłeś zrobić od razu z surowym. Niestety czy stety, mięso jest bardzo lokalne, potrawy włoskie oczywiście są robione z tego, co tam było zawsze pod ręką (w różnych regionach do carbonary dodaje się niemal każdą część zwierzęcia, a i wszelkie możliwe składniki). W Polsce nie wiem, gdzie się sprzedaje guanciale czy pancettę, a zwłaszcza taką dużą. Te mięsa z tego co wiem są we Włoszech peklowane, niewędzone. Dobrze to pasuje do ich sera, zwłaszcza wyładowanego na maksa glutaminianem parmezanu. Do tego ci włoscy kucharze zawsze mają takie wielkie kawały tego, z którego mogą pokroić ładne kostki, które puszczą tłuszcz na patelnię i osiągną przyjemny chrup. Tak że - chyba najlepiej wziąć mięso, które też tak zrobi. Najbliższy temu z polskich sklepów jest chyba i tak boczek parzony, wędzony? Aczkolwiek mi najbardziej spodobało się, gdy użyłem czegoś, co w sklepie miało nazwę "boczek rolowany", może jest peklowany ale w sumie nie wiem, nie znam się, pokroiłem to trochę jak szynkę, podłużnie, ale pasowało jak dla mnie najlepiej (dopiero później odkryłem, że podobnie robiła Elizabeth David, której książka jest chyba najbardziej kultowym wydanym po angielsku zbiorem przepisów włoskich - czyli chyba można). Mniej intensywnie "mięsny" smak pomaga uniknąć lekkiej "przymuły", na którą cierpi wiele carbonar w Polsce. Ale to tylko przykład od kogoś, kto nie umie gotować. Co kto woli.
-
Już niedługo koniec gadek na forumku o cenie 1000 zł za konsolę, dodatkowym RAM-ie magicznie strumieniowanym z docka bez restartu aplikacji, podłączaniu dysków USB, większej ilości gier "bo studia z Wii i DS-a się połączą", nowych multiplatformach, i tak dalej, i tak dalej. Bardziej się tym jaram, niż nową konsolą. Tak jak mówiłem niedawno - spodziewam się, że pokażą nową platformówkę z Mario. Minęło już ponad 3 lata, ponad 2 lata od Toada, a to mniej więcej tyle, ile developerzy chcą maksymalnie pracować nad grą. Premiera obok Zeldy chyba byłaby overkillem, ale wydaje się sensowne, żeby nowy Mario pojawił się w tym roku. Ogólnie to Nintendo robi co najmniej kilka gier na dość późnym etapie, jeśli nie skończonych, więc jak rozumiem właśnie dziś powinni w końcu je pokazać - spodziewam się ze 2-3 wyjątkowo pociągających pozycji, a ile gier ogółem może zostać zapowiedzianych to cholera wie.
-
Shantae: Half-Genie Hero Wiem, że na forum jest nadal trochę osób, które grają w różne ciekawe gierki, dlatego zawsze się nieco dziwiłem, że nie było tu chyba, jeśli dobrze pamiętam, ani jednej dyskusji o Shantae. No ale tutejsza młodzież chyba dopiero w roku 2016 nadrobiła Super Metroida, więc może trzeba poczekać jeszcze 10 lat. Ogólnie seria ta zawsze łączyła elementy Metroida, Zeldy, Mega-Mana czy Castlevanii z wyjątkowym klimatem, który łączy komedię, piękne żywe kolory i animacje oraz setting w Persji. Nasza bohaterka (zazwyczaj) przemienia się w różne zwierzątka w mgnieniu sekundy, i wtedy odkrywamy, że na planszach są korytarze i miejsca, do których możemy zajrzeć - i to jest w tej serii najlepsze... Ogólnie jest to platformówka 2D eksploracji. No i teraz wyszła część na duże konsole. Tym razem jest nieco więcej platformówki, nieco mniej metroidowania. W grze trzeba i nieco poskakać, i wracać wielokrotnie na kilka poziomów, by szukać sekretów, które popchną nas do przodu. Fani serii w szoku nie będą, za to nowi mogą równie dobrze zacząć od tej części. Gra przez bodaj pierwsze 2 godziny wygląda jak niemal zwykła platformówka "idź w prawo" i moim zdaniem robi to trochę średnio (to nie Mario ani nawet Rayman) - zwłaszcza, że całość jest do przejścia w może 6 godzin. Jak zwykle, wkręciło mnie za to niemożebnie łażenie po poziomach i wykorzystywanie wszystkich nowych mocy, które pojawiają się w błyskawicznym tempie. Wow, mogę wejść tu, mogę tam, mogę rozwalić to i tamto, zaraz kurde mogę latać... Nagle jestem panem tego świata. Wykonanie gry jest bardzo staranne w każdym detalu, animacje są bardzo szybkie i powiem tyle, że Shantae wygląda piękniej, niż się wydaje na pierwszy rzut oka, jeśli ma to sens. Postaci są te same, co zawsze, ale to nadal jeden z lepszych światów w platformówkach, i nie tylko, nawet jeśli jest stosunkowo prosty. Ogółem warto, a może i trzeba, jeśli ktoś lubi tego klimatu gry. Ocena: wysooka.
-
Miałem okazję niedawno pograć w Layers of Fear. W sumie jestem zdziwiony, że gierka dostała tylko kilka opinii. Bluber w końcu zrobił coś sensownego ze swoim życiem - ta gierka jest naprawdę udana. Zwłaszcza zwróciło moją uwagę, jakie to jest "płynne", gra na bieżąco manipuluje całym otoczeniem, opowiadając historię z pokoju na pokój, a czasem nawet w jednym pokoju. Nie my idziemy do następnej lokacji, tylko ona "przychodzi" do nas. Daje to grze świetne tempo. Dodajmy do tego, że gra jest bardzo ładna - i gra się naprawdę przyjemnie. Przy czym jest to przyjemność raczej typu "zwiedzanie muzeum" niż "oszukać przeznaczenie". Bardzo fajnie też zrobiono odkrywaną historię bohatera, którą można jedynie samemu sobie ułożyć ze znajdowanych tekstów, i nie jest to tak, że nagle ktoś mówi dosłownie, co się stało, większości rzeczy możemy się tylko domyślać. Niektórym to na pewno nie przypasuje - tak jak pisałem na blogasku, to raczej ma konstrukcję spaceru po domu strachów na Wąskim Dunaju, niż typową wziętą z popularnego filmu. Treść - to taki trochę zlepek znanych motywów z horrorów. Nie wiem do końca, jak skomentować te "jump scare'y". No są, ale właściwie gra w niewielkim stopniu się na nich opiera. Bardziej je traktowałem jako lekkie robienie klimaciku nawiedzonego domu, niż clou zabawy. To nie jest tego typu gra, że potwory wyskakują ci dziesiątki razy przed twarz, ktoś cię atakuje, goni z nożem. Dla mnie ta gierka jest głównie gotycka. Szybko się przyzwyczaiłem i przestałem czuć jakikolwiek niepokój, ale w sumie tak mam ze wszystkimi horrorami, włącznie z Silent Hillem, którego zazwyczaj zaczynam schowany za fotelem, a kończę z mniejszymi emocjami niż kanapkę. Dla mnie ta gra jest odpowiednikiem Hollywoodzkiego filmu, może nie odkrywa wiele oryginalnych rzeczy, ale jest świetnie wykonana i dopracowana, żeby ładnie i fajnie spędzić kilka godzin. Jeśli jest okazja, warto ją wcisnąć w jakiś wieczór, choćby dla obczajenia tej technologii.
-
Quadrilateral Cowboy Kolejna wspaniała gra od Blendo. Tym razem bardziej "normalna", już nie tylko "symulator chodzenia" - rozwiązuje się zagadki, powiedzmy, są wyzwania i zadania - więc może zdobędzie większą popularność. Jak wyjdzie za 2 euro w jakimś humble bundle'u. Może. Ta. W grze robimy to, jak wyobrażano sobie hacking w latach 80. - podłączamy się do systemów i otwieramy przez komputer drzwi, sterujemy paroma prostymi urządzeniami, jest w tym element przygodówki, gry logicznej. Zagadki nie są bardzo trudne, ale rozwiązuje się je z wyjątkową frajdą, że samemu hakierujemy. Wszystko wykonane w błyskotliwym stylu, który posiada niewiele pecetowych indyków (nie mówiąc o dużych produkcjach). Nie wiem nawet, jak to opisać. Sposób opowiadania Blendo to samo mięsko. Pokazują jeden obrazek, który mówi więcej, niż niektórzy przez wiele godzin. Grając w te gierki czuję się jak osoba, która oglądała pierwsze filmy używające montażu. W sumie oczekiwałem nawet więcej, ale i tak nie ma niczego innego, jak ta gra. Za 8 lat jak przejdę wszystkie gierki z tego roku i zrobię top 10 roku, ta gierka pewnie gdzieś tam będzie. Ocena: bardzo wysoka.
-
ogorek dlaczego nie prowadzisz juz swojego bloga o indie? No chyba, ze juz go nie reklamujesz odnosnikiem na naszym forum a ja nie znam adresu... Nie mam czasu za bardzo. W sumie mógłbym po każdej skończonej gierce pisać kilka zdań jak tutaj, ale uważam to za trochę niewarte bloga. Na blogu każdy tekst powinien być choć minimalnie mądry. W rezultacie w roku 2016 były tylko trzy notki, jak widzę, a gier podchodzących pod indie przeszedłem wielokrotnie więcej. Może w następnym roku będę spędzał mniej czasu na forumku rozmawiając z magistrami o milionach Owsiaka i zbiórkach Wigginsa i się uda, żeby było częściej. W sumie przez długi weekend mam mało pracy, niestety, więc może nawet napiszę coś o np. Quadrilateral Cowboy.
-
PONY ISLAND Nie będę wiele pisał o tej gierce, jako że - podobnie jak z Undertale - im mniej się o niej wie, tym większe robi wrażenie. Jest nastawiona na zaskakujące pomysły i zwroty akcji. Powiem tylko, że jeśli ktoś lubi takie bystre i zaskakujące gierki, jak Frog Factions, Beginner's Guide, Eternal Darkness itp., to i w tę grę musi zagrać... a pewnie i zagrał, bo w sumie wyszła już rok temu. No ale ja zaliczyłem teraz. Podobnie jak Undertale, tyle że w większym jeszcze stopniu, jest to metagra - zaglądamy wręcz "do środka" gry i jej różnych mechanizmów, rozwalamy ją na kawałki i babramy się w jej bebechach. Tutaj ta warstwa jest bardziej "czysta", z dodatkiem jedynie zagadek logicznych i ogólnego kombinowania. Tytułowe Pony Island to gierka zręcznościowa, gdzie trzeba tylko co jakiś czas podskoczyć i nieco poruszać myszką. "Fabuła" porusza wątki słodkich kucyków, satanizmu, programowania itp. Jednak podobny jest klimat, horrorowaty przez zabranie nam ładnych rzeczy, pozwalający poczuć poprzez zaburzenie normalnych reguł, że dotykamy prawdziwego Zła. Kolejne podobieństwo w pewnym stopniu: gra jest znacznie "dłuższa", niż czas jej "zaliczenia", jako że w jej trakcie można odkryć kilka rzeczy, które mogą znacząco zmienić zakończenie. Więc większość graczy, jeśli macie czas, wróci do niej kilka razy. I podobnie jak tam, wydaje mi się, że zrobienie "platyny" - wszystkiego co się da - jest niemal niemożliwie trudne, ale tutaj mogę się mylić. Samo przejście na podstawowe zakończenie długie nie jest i zajmuje może ze 2 godziny. Zawiera podstawowe dość wyzwania zręcznościowe i w miarę trudne wyzwania łamigłówkowe. Ocena: wysoka.