-
Postów
23 304 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Zawsze wiesz, że komuś psycha siadła, jak zaczyna pokazywać na palcach, co to kiedyś wygrał hehe. Bardzo cienki mecz jak na ich standardy. Poprzednio pisałem, że Man City po prostu ma pecha. Ale dzisiaj to już ewidentnie siedli, nie byli konkurencją. W drugiej połowie po prostu... uspokoili mecz, jakby chcieli dowieźć spokojnie to 0-1. To nawet mogła być dobra taktyka żeby jakoś znaleźć gola, no ale ten karny im to zwalił, a po golu już znowu Liverpool mógł nastukać znacznie więcej bramek. Trzeba się cieszyć tym Liverpoolem, jeśli naprawdę Salah i Trent odejdą, a może i Van Dijk - nie wiem, co oni tam robią z tymi kontraktami, ale powinni im rzucać mamonę, przecież to jest kurde w tym momencie najlepsza ekipa na świecie. Jako jedyni zachowali komplet zwycięstw w LM, pewnie pokonali Real, Man City czy Leverkusen. Z Arsenalem czy Chelsea zacięte mecze, więc to nie tak, że nikt nie może ruszyć Liverpoolu, oni też będą mieli okres większego pecha. Ale kurde, zmienili trenera i nadal każdy tam dobrze wygląda. Zeszłoroczne nowe nabytki były liczne - Szoboszlai, Mac Allister, Gravenberch, Gakpo - i wszystkie się bardzo dobrze wpasowały i fani nie wyobrażają sobie ekipy bez nich.
-
To koniec cyklu, zawsze mieli rację ci co mówili że Guardiola to tylko chwilowa moda. Nie tylko Liverpool to wygra ale też nieźle ich gniecie póki co. City nie ma piłki, nie ma ataków, nie ma nic prawie.
-
Nie wiem, czy Everton u siebie to jakikolwiek wyznacznik. Co prawda Everton jest ponad strefą spadkową, ale też trochę dlatego, że jeszcze w tej rundzie nie grał z nikim z grupy Arsenal, Man City, Liverpool, Chelsea. Jak ich widzę, to nastawiam się, że z tymi rywalami może spokojnie dostać po 4-0, tak jak od Tottenhamu i Man United. Dodajmy do tego, że z Brighton 0-3 u siebie, a z Nottingam też jeszcze nie grali, i wyjdzie, że nie ma jeszcze ekipy wyżej niż środka tabeli, która ich nie rozbiła w tym sezonie. Mecz w środę nie jest pucharowy, normalnie Premier League. Zaiste będzie to poważniejszy test, bo od czasu powrotu Odegaarda, Arsenal wygląda wspaniale w ataku. Saka spokojnie może być w rozmowie o najlepszego piłkarza świata na ten moment, Havertz błyszczy jako dziewiątka. Ale też w takiej formie nie można być zawsze, Barcelona potwierdzi, a pomoc nadal trochę podejrzana obronnie.
-
Trochę mnie przeraził ten wątek ze strony 45, mocne teksty tam padały o tej przegrodzie. Mam niedługo mieć operację nosa. Nie tylko przegrody. To, to mi mówią że na drugi dzień normalnie żyjesz, pracujesz itd. Podobno przegrody to nic. Cały nos mi mają rozwalić i naprostować na nowo, to ma prościej w ten sposób niż gdyby robili tylko przegrodę. Kiedyś to by był co najmniej pierwszy tydzień w szpitalu, mówią, ale dziś nie ma na to kasy, więc mam sam sobie robić szpital w domu przez jakieś dwa tygodnie po tej operacji. Będzie coś lecieć z tego nosa, i ogólnie nie wiem na co jeszcze się szykować. Nie mam nikogo co ze mną mieszka i by jakoś doglądał. Będzie źle? Będę jęczał w nocy? Umrę bo się uduszę przez sen? Będę miał krzywo wyglądający z zewnątrz nos i będę wyglądał jak bokser po złej walce? Nie wiem na co się nastawiać.
-
Trudno to chyba ocenić. Klub miał mocny spadek natychmiast po zdobyciu mistrza, szybko wywalając Ranieriego i kończąc na 12. miejscu. Po śmierci Sriva...da... padha... po śmierci właściciela, z kolei klub się odbił znowu w górę po kilku latach, przez pół sezonu wręcz walczył o mistrza, dwa razy kończył na 5. miejscu, a Brendan Rodgers znowu nazywany był geniuszem. JAKIŚ sens to miało założyć, że ten klub świetnie jest prowadzony i skoro raz jest w czołówce, a raz w środku tabeli, i tak przez 7 lat, no to może pora zacząć myśleć o sobie jako o co najmniej średniaku. Że potrafią zawsze bata ukręcić, mają patent na wygrywanie, świetny "scouting" sprawia że kupują zawodników lepszych niż inni myślą, i sprzedają ich potem jako wielkie gwiazdy, znowu kupując tanio i tak dalej... więc pora nie bać się tak bardzo i założyć wysokie przychody z Premier League i europejskich pucharów. Ostatecznie... jak inaczej rywalizować z czołówką, jeśli ciągle byłby budżet na poziomie jednej trzeciej ich budżetu, bo strach przed relegacją i ostrożność? Jak inaczej zaburzyć tę odwieczną hierarchię? Nie wiem, jaka tu jest metoda i jaki wniosek. Przecież Leicester też jakoś masakrycznie nie szastał, bardziej celował w budżet W ŚRODKU Premier League - te piąte miejsca to i tak był wielki sukces przy tych wydatkach. Być może organizował tę kasę niekompetentnie i tyle, z dziwnymi dealami jak ten który wymieniłem wyżej, a może niestety nawet to było za wiele i powinni dalej mieć budżet tylko na bronienie się przed spadkiem. Spadek z ligi w 2022-23, przy 10. budżecie Premier League, kompletnie położył już sprawę. Jak dla mnie - najbardziej tak ogólnie położył ich chyba ten sam fakt, co wiele klubów w kryzysie finansowym. Ten, że kontrakty z graczami i sponsorami podpisywać trzeba na wiele lat, a w kwestii sukcesów nie wiadomo co będzie nawet za rok. I że trudno rywalizować bez wydawania więcej, a w świetle obecnych zasad, nie można wydawać więcej, niż się ma. No ale tak, wiele osób uważa, że Vichi by tak nie zrobił, że by mniej wydawał, więcej sprzedawał, i był ostrożniejszy, i nie było by kryzysu.
-
Przy tym budżecie i twórcach, 8/10 nie wydaje się wysokim oczekiwaniem. Ale z relacji trochę kurde pachnie grą, która chcąc zadowolić po trochu każdego, nie zadowala do końca nikogo. Reakcje ludzi na typ gry są dość mieszane. Nie wiem, ile osób przekona taka mieszanka, skradanka, FPP, ale też wielka filmowa przygoda z kultowym bohaterem, czasami nagle jest na ekranie, no ale głównie gramy w FPP, do tego niby eksploracja... Krytycy często lubią takie gry bardziej niż szeroka publika, z drugiej strony jednak mamy ogromną markę która przyciąga. Najlepsze na razie są reakcje co do samych detali dla fanów filmów, podobno jest ich masa i świetnie wykonanych. Ale podoba mi się, że z tą marką robią coś nieoczywistego, tyle że mówię - takie podejścia, nawet z dobrymi recenzjami, często zawodziły komercyjnie. Jako że jest jakiś sezon nagród, nie mogę się doczekać kto pierwszy w ramach ŚMIESZNEGO ŻARTU nominuje grę do grona "Best Indie Game".
-
A nie ma napisane? Internal damage to czerwone na pasku HP. No i je odnawia na prawdziwe HP kiedy walisz tym atakiem. Możliwe że najlepszy jadeit w grze, można go połączyć z tymi które używają internal damage do wzmocnienia ataku czy ograniczenia "zielonych" obrażeń itp.
-
W GTA V najgorszy jest niesamowity GRIND wymagany w tej grze (czasem warto jeździć autem, a ja akurat nie lubię jeździć autem, muszę chodzić piechotą i to bez biegania, tylko chodzenie mi się podoba, więc tak sobie uznam że będę non stop nazywał jazdę autem słowem "grind").
-
Nie wiem, jak rzetelnie ocenić tę grę. Zazwyczaj gry mnie wciągają albo nie i od razu lecą. Jednak ostatnio mam jakąś anhedonię i w prawie nic mi się nie chce grać. Na oko, gra jest wręcz cudowna. Bardzo mi się podoba ten styl, przypominający prostą przyjemność GBA. Wielkie elementy, kolorki. Momenty, gdy kamera odjeżdża, są przepiękne, styl świetnie znosi zmianę skali. Naprawdę piękna gra. Formuła ma sens - dodano bardziej współczesne elementy do M&L standardu, mamy jakieś punkciki, crafting, zbieranie, dużo zwiedzania kolejnych wielu wysp. Są też wewnętrzne achievementy, w tym za pokonanie 300 przeciwników nie nosząc ekwipunku, co jakby zachęca do tego, co już dawno fani serii robili jako metodą na zrobienie sobie "trybu hard". Jest masa różnych elementów, które pojawiają się regularnie. Pacing poznawania przeciwników uważam za dobry - walczymy kilka razy, uczymy się wszystkich ich ataków, gdy osiągamy perfekcję, to akurat wyspa się kończy i mamy na następnej kolejnych. Są sidequesty i jakieś tam buildowanie itd. Jednocześnie, nie za bardzo chce mi się grać lol. Jest za mało grania, po pierwsze. Bardzo dużo scenek, które toczą się powoli, trzeba klikać A co zdanie, i naprawdę nie są jakoś strasznie ciekawe. Jakieś randomowe postaci coś tam robią... Serio mało ciekawy jest temat większości tych scenek. Po zwiastunie i tytule liczyłem na ciekawe ukazanie relacji BRACI, ale w ogóle tego nie widzę, co gorsza Luigi nie jest nawet śmieszny jak to czasami bywało, szczerze mówiąc to... po prostu jest, niewiele więcej. Scenariusz wydaje się skupiać na wszystkim innym niż główne postaci, tyle że to "wszystko inne" to też żaden poziom Rebirtha, ani nawet Metaphora. Co chwila coś stoi na drodze, a to loadingi, a to konieczność dojścia w miejsce gdzie już byliśmy, a to pływanko, a to głównie te scenki nudnawe. Jako że w tym roku akurat dostaliśmy remake'i Mario RPG oraz Paper Mario TTYD, które dziś nadal zachwycają, to trudno tego nie odczuć. Zagadki też są strasznie proste i trzeba po prostu iść przez grę. Ogólnie mam uczucie że spędzamy nie za dużą część czasu gry robiąc coś znaczącego. Nawet walki, choć akcji, to czasami bywa że wolno idą, np. w momencie, gdy przez chwilę mamy tylko jednego Mario, ofensywne możliwości znacznie spadają, a trafiają się nam walki z sześcioma przeciwnikami naraz. Nie wiem, ale na razie mnie nie przekonało (acz jak mówię, w nic mi się jakoś nie chce ostatnio). Okładka nadal przepiękna, fajnie mieć, nie wiem czy widziałem lepszą okładkę. Zarówno biały kolor jak i proste rysowane grafiki oraz mało elementów to mocne, a nieużywane rzeczy (ktoś powie, a ile Fajnali w Europie taką miało. Też fajnie, acz, szczerze mówiąc, w żadnym z tych fajnali nie widzę tak naprawdę, co właściwie tam jest narysowane na tym białym tle, a gradientowe kolory średnio mnie imponują). Tyle że, kurde, ta seria nadal ma ewidentnie potencjał na genialną grę - gdyby połączyć to, co najlepsze w kolejnych częściach. Tymczasem Nintendo zawsze już od czasów Wii wydaje się na siłę kazać RPG-owatym Mario robić jeden krok w przód, dwa w tył, jeden w bok. Ponadto, ich gry często są trochę z poprzedniej epoki - jak z tymi dialogami, ani to scenki filmowe, ani też czysto do czytania, bo powoli lecą i nie są jakieś specjalnie dobrze napisane. Relacja tej firmy z narracją w grach jest już od dekad problematyczna, nie wiem o co w tym chodzi, tak jakby nie byli w stanie normalnie do tego podejść. No a te ostatnie remake'i starych RPG-ów pokazują to doskonale.
-
Astro 2 to byłby dziwny tytuł, jako że już wyszły trzy gry z tej serii. Jak na razie to w kolejnych raczej odejmują "trudność" niż dodają, acz ostatecznie raczej to na plus, wyzwania same się nie robią, a jak jest wybór to już lepiej dostać taką zarąbistą jazdę, niż zatrzymywanie się i brnięcie, zwłaszcza że zrobienie wyzwań na wysokim poziomie i faktycznie będących fun to dopiero trudne zadanie, rollercoaster ma mimo wszystko znacznie prostszy proces produkcji, więc można dopieścić zawartość. W pierwszym Astro Bocie było tyle samo wyzwań co normalnych leveli, ale bywało to stosunkowo męczące. Te wyzwania były oparte każdy na swoim jednym mechanizmie, co nie znaczy, że łatwe, prawie wszystkie były równie wymagające, co "najtrudniejsze" planetki w nowym tytule. Apogeum było wyzwanie wymagające jednocześnie celowania i pocierania kciukiem non stop środkowego panelu pada jakbyśmy próbowali rozpalić ogień od pocierania łechtaczki, by rzucać kolejne shurikeny jak karabin maszynowy. Do tego dochodziły wyzwania po bossach... które polegały na totalnie takiej samej walce z bossem, tylko że trzeba było osobno zaliczyć że zrobimy to bez zebrania ciosu - trochę nudne, bo te walki to było dużo oglądania fajowych animacji z kreskówki i tylko kilka rozsianych w czasie momentów że trzeba uskoczyć przed zagrożeniem, więc ewentualne powtarzanie naprawdę mało ekscytowało. Gra na pewno nie była taką prostą jazdą do przodu jak ta nowa część, ale ostatecznie jak dla mnie wcale lepiej na tym nie wychodziła. Wcale nie było tak wiele takiej "głównej" zawartości w grze, był trochę niedosyt, a takie wyzwania że tam pływasz na czas czy coś nie dawały tego uczucia że się coś przeżywa. Konstrukcja i jakość nowego Astro Bota przeniesione w VR raczej dawałaby lepszą grę. Oczywiście teoretycznie można by zrobić grę i z zawrotnym tempem i jakością i potencjalnie wymagającą dla tych co chcą, ale komu się to w dziedzinie AAA udało lol. Twórcy Astro Bota zrobili swoje najlepiej w danej dziedzinie, i chyba też trafili dobrze w target hiciora PlayStation, gdzie nigdy priorytetem nie była jakaś niesamowita głębia rozgrywki, a zwłaszcza tutaj gdzie gra jest raczej dla każdego i jakby dodawać rzeczy w rozgrywce, to nie byłoby tej samej bezpośredniości lecenia do przodu i ciągle nowych wesołych wydarzeń.
-
Patrząc na nominacje, Astro Bot wydaje się pewniakiem. Jak ktoś serio uważa, że ze wszystkich gier wydanych w tym roku, Astro Bot ma najlepszą grafikę czy dźwięk, to serio nie wiem co dodać, to znaczy że ludzie naprawdę masakrycznie kochają tę grę. Przecież w tych akurat aspektów to tam tyle elementów jest po prostu neutralnych i ok wykonanych w tej bardzo fajnej grze. No albo ten Wukong, dostał już trochę nagród tego typu (np. Golden Joystick), jeszcze nigdy gra z ocenami 8/10 nie była nawet nominowana, ale Wukong ma i wsparcie patriotycznych Chińczyków, i zacietrzewionych ideologicznie zachodniaków, widzieliśmy to już na premierę. Jeśli na te nagrody jest łatwo klikać każdemu głosy, to też nie zdziwiłyby mnie dalsze nagrody dla Wukonga. Tyle że w sumie co to za różnica. W świecie gier te nagrody chyba dosłownie nic nie znaczą, ludzie i tak cały czas na bieżąco oglądają recenzje i zawsze tak było, wątpię by taka nagroda np. dla It Takes Two miała nawet kilka procent wpływu na budżet ich następnej gry. Dla jakichś małych gierek, nagroda może być zauważalnym podbiciem popularności, ale dla tych to jakoś ciężko mi w to uwierzyć, recenzje tak popularnych gier śledzi dużo więcej ludzi niż potem nagrody.
- 1 945 odpowiedzi
-
Ruud van Nistelrooij miał wiele ofert, ostatecznie zdecydował się na Leicester. Nie ma to jak wygrać z nimi wysoko dwa razy w ciągu dwóch tygodni, mocno przyczynić się do wywalenia trenera, po czym wskoczyć na miejsce hehe. Leicester nadal jest w niekończącym się kryzysie. Stwarza chyba najmniej okazji w lidze, mimo relatywnie przyzwoitego budżetu. Straty mocno przekraczają dopuszczalny limit, szykują się kolejne kary i masa batalii sądowych i kombinowania co dalej z prawnikami przez lata. Dzisiaj magazyn Josimar ogłosił, że według ich dochodzenia, BC GAME - sponsor na koszulkach Leicester - tak naprawdę "prowadzi największą w Europie sieć nielegalnego obstawiania", został uznany za bankruta przez sąd na Karaibach i niedługo utraci licencję. Niestety, kompletnie nic im to mistrzostwo nie dało. Zbudowali budżet wierząc w to, że wskoczyli na półkę wyżej - że nie ma już co myśleć realnie o tym że mogą po prostu spaść z ligi; że co roku będą mieli europejskie puchary i sprzedadzą za grubą kasiorę przynajmniej jedną gwiazdę. Tak sobie ustawili wydatki. No i tak jest w futbolu. Żeby wygrywać trzeba inwestować optymistycznie, ale inwestowanie zbyt optymistycznie może wykończyć twój klub.
-
Zależy czy liczyć fazy wstępne w pierwszych edycjach w latach 90., gdy faza grupowa była dość krótka. Jeśli tak, to zaskakująco po kilka goli mają Dembiński i Podbrożny dla Lecha (oczywiście Dembiński potem dodał bramki w grupie dla Widzewa). Jest też wtedy Trzeciak. Gdyby nie liczyć tych rund jako LM, to lista zawodników z więcej niż jedną bramką byłaby jeszcze krótsza. Cała lista ma potem do 31 nazwisk, w tym kilka polskich klubów, a także gol Rudego dla Ajaxu, Koseckiego dla Nantes, Saganowskiego dla Aalborga i inne takie. Czyli podsumowując, Polacy najebali w historii Ligi Mistrzów łącznie aż 171 goli. Z czego Lewandowski 101.
-
Hamaguchi dla Daily Star o drobnych żalach, które ma z grą i co uważa za warte poprawy. Taki humblebrag, bo postawił na rzeczy tak drobne, że śmieszne. "Myślę, że struktura, balans, wszystko zostało dobrze przyjęte. Jedno, na co może trzeba spojrzeć - trochę osób powiedziało, że jest za dużo mini-gierek. I właściwie ich rozumiem. Myślę, że podjęliśmy dobrą decyzję, co do liczby i rozmiaru minigierek. Oczywiście, im więcej różnych rzeczy wstawisz do gry, tym większa szansa, że komuś tam nie przypasuje to i tamto. Kwestia gustu, zależy od gracza, które jemu przypaszą, a które nie. Więc nie uważam, byśmy zawalili samą decyzją, by mieć sporo rzeczy. Tak musiało być w Rebirth. Ale jeśli mnie spytacie, czy powtórzę tę ilość minigierek w trzeciej części, to powiem, że nie". "I druga rzecz w sumie, którą bym określił pomyłką, i już wcześniej przeprosiłem - i na pewno jej nie powtórzę. To, jak trudno jest zdobyć trofeum platynowe. Tak że bądźcie pewni, że przyjąłem lekcję i już nie będę czynił platyny tak trudną". Inne cytaty: - "Final Fantasy zawsze ewoluowało ze sprzętem, i adaptowało nowe możliwości techniki na to, jak opowiada historię, adekwatnie do generacji. Myślę, że wraz z Rebirth postanowiliśmy wbić w ziemię pewien wyznacznik dla serii na przyszłość - idea mapy świata, swobodnej eksploracji świata. (...) Decyzja była jasna, bo po Remake'u, wiedzieliśmy, że nie da się kontyunować tej opowieści w ten sposób. Więc naturalnie uznaliśmy: musimy się skupić na otwartym świecie, eksploracji itp. Ale też widzieliśmy, że już przed premierą Remake'u ludzie jęczeli, że chcieliby zwiedzać całe miasto, mieć bardziej otwartą przestrzeń i wolność w czasie, i w sumie rozumieliśmy to" - "Było znacznie ciężej, niż przy jedynce. Ale skoro uznaliśmy, że robimy trylogię, to rola dwójki stała się niezwykle kluczowa. Gdybyśmy zrobili ją tak samo jak jedynkę, ludzie by mówili: okej, jedynka to liniowe, filmowe doświadczenie, dwójka też taka, więc trójka na pewno też taka będzie". - "Na razie nie mamy żadnych spinoffów w planach. Chcę tylko, żeby trójka wyszła tak szybko, jak to możliwe. Potem pomyślimy o innych historiach, zagłębimy się bardziej w możliwości. Na pewno ludzie chcą zobaczyć w akcji inne części tego uniwersum, inne postaci, więc chciałbym, by była okazja spojrzeć na nie w inny sposób, po tym, jak wyjdzie trzecia część".
- 1 945 odpowiedzi
-
Inter mnie kompletnie rozwala. Są na pierwszym miejscu w tabeli, bez straconego gola... grając rezerwową jedenastką lol. Co za poniżenie dla reszty Europy. Inzaghi prawie w ogóle nie wystawia w LM zdecydowanie najlepszego piłkarza Interu w tym sezonie, Marcusa Thurama. Ponadto raczej nie grają też inni podstawowi zawodnicy, jak Mchitarjan, Dimarco, Bastoni, Acerbi, Lautaro Martinez, Barella i tak dalej. Zamiast tego w LM grają zawodnicy tacy jak Zieliński, Taremi, Dumfries, De Vrij, Bisseck. W takim biedaskładzie, Inter próbuje po prostu wybronic 1-0... i ciągle mu się to udaje. Arsenal, Man City, Lipsk, nic nie mogą strzelić, mecz pod kontrolą. Niesamowita sprawa. Tymczasem podstawowa jedenastka, wypoczęta, w Serie A ma nadal tylko trzecie miejsce hehe.
-
Haaland to robot, on zawsze strzela. Jak pisałem w lidze angielskiej, mam coraz większe wątpliwości, czy to DOBRZE... bo kurde, Man City coraz mniej ma jakiś normalny plan na strzelanie goli poza tym że Haaland i tak strzeli. Ale laga na Haalandzika na pewno działa doskonale w dawaniu goli Haalandzikowi. Jego regularność strzelania ok. 1 gola na mecz całą karierę jest wręcz fascynująca. Koleś już w trzecim klubie ZARÓWNO w lidze jak i w LM ma cały czas około 1 gola na mecz (a także w Pucharze Niemiec i Pucharze Anglii). Obecnie jest jedynym piłkarzem, który ma więcej goli niż meczów. Dodając do tego, że gra cały czas gdy jest zdrowy, oraz to że Man City powinno zachodzić daleko, wydaje się jasne, że będzie nawalać i nawalać. Niemniej taka kariera jak Lewandowskiego jest rzadka. Koleś zaczął dość późno, może to pomaga, że jest mniej "zużyty". Ale i tak, już ponad dekadę naprawdę regularnie nawala wszystkie mecze i nadal rzadko ma słabe momenty. Taki Luis Suarez urodził się w 1987 roku, jest tylko o rok starszy - a kto pamięta Luisa Suareza? Koleś miał niebotyczny sezon 2013-14, grał świetnie potem wiele lat, ale już dawno nieco spuścił z tonu i uznano, że fizycznie nie jest na poziomie by grać w topowym klubie. Benzema jest młodszy od Lewandowskiego. Thomas Mueller również. Sergio Aguero jest niemal równo w wieku Lewandowskiego. Cavani tylko rok starszy, Rooney tylko 3 lata starszy - a kiedy ostatnio ktoś o nich myślał. Lewandowski tymczasem, jeśli jakimś cudem utrzyma ten poziom przez cały sezon, to będzie miał jeden z najlepszych w karierze. Na pewno idzie za tym wiele ambicji i zaangażowania, by utrzymywać ciało w topowej dyspozycji, chociaż już się dorobił i mógłby dać sobie spokój. Na ten moment Barcelona jest nadal liderem La Liga, wygrywa w LM, Lewandowski strzela masę goli - koleś może sobie spokojnie wyobrażać, że może nadal mieć tytuł najlepszego na świecie. MAŁO KTO miał w historii takie prawo po 18 latach profesjonalnej gry.
-
Ten człowiek jest na skraju zdrowia psychicznego, a może już przekroczył granicę
-
O fak Feyenoord wyrównał lol, to już koniec Pepa i jego kariery i w ogóle państwa Emiratów, skończą się wycieczki do Zakopanego hehe.
-
No wiadomo, że różne by można i nie ma jakiegoś jednego wyboru. Z bossami myślałem np. nad tą Marią, jakoś bardzo mi odświeżyła grę ta walka, bardzo ładna miejscówka i lubię takie proste 1 vs 1 starcia, i nie była za trudna ani za łatwa, długo się męczyłem, ale nie za długo. Mimo wszystko, z gier From to raczej musiałbym wskazać finałowego bossa z Sekiro, nie tylko walka była świetna, ciężka ale zawsze wiedziałem że w końcu wygram, ale i do dzisiaj pamiętam jej przebieg, gdy spadłem do dziury gdy obaj mieliśmy malutki skrawek HP, i jak mnie odrodziło na skraju to były sekundy niesamowitej paniki żeby się skapować gdzie on jest, i udało się jednak obronić i zadać ostatni cios i wygrać uffff. Chociaż pewnie powinienem, szczerze mówiąc, wpisać ucieczkę z drzewa w Ori - jedyny "boss", który do dzisiaj definiuje dla mnie całą grę i nie mogę o tym momencie nie myśleć zawsze. Z Bayonettą było ciężko, bo trudno wskazać mi jedną wyjątkową walkę, już nie pamiętam hehe, ogólnie walki z przeciwnikami "ludzkimi" (szybkimi) są wyjebane i tyle. No i Fajnale Rimejki i Chrono Trigger itd., ale nie chciałem powtarzać tych samych gier. Kurde co to za boss wyżej, kojarzę wizualia, ale nie mogę sobie przypomnieć lol.
-
Gier na Switcha często brakuje w pierwszych dniach, pewnie by zeszło więcej, ale pewnie nikt nie zrezygnuje tylko niedługo kupi, albo cyfrówkę, więc pomstowanie gejmerów w sieci na to uważam za dość zabawne. Lepiej zarobić tydzień później niż wtopić w produkcję co nie zejdzie, nie wierzę że ktoś w Japonii powie "o kurde, nie ma Dragon Questa 3 w sklepie, no to koniec, nigdy już nie zagram, niech się walą".
-
Teraz jak przegrywają mecze (w których, przypominam, mają zazwyczaj po 20 dobrych okazji), to się mówi łatwo hehe. Alvarez chciał odejść, bo chce grać na "dziewiątce", więc Man City to był dla niego najgorszy klub na świecie w tym momencie. Jak na razie gra straszną kaszanę w Atletico i to oni głównie mogą się martwić tym transferem. Transfery zawsze są ciężkie dla klubu w sytuacji City, to samo mówiono przecież co roku o Liverpoolu lol. Bajer jest taki, że jak gracze dobrze się sprawdzają, wygrywają, to trzeba im dawać długie i duże kontrakty, a nie się ich pozbywać. To oczywiście ogranicza możliwości kupowania nowych. Lista płac Man City pozostaje na wysokim poziomie ok. 200 mln funtów rocznie. Tutaj, jak na boisku - nie może priorytetyzować Haalanda bez poświęcenia czegoś innego. Jeśli zejdą kontrakty De Bruyne, Stonesa, Bernardo, Gundogana, Walkera (przy obecnej formie raczej mogą liczyć na sporą obniżkę, jeśli w ogóle zostaną), to City będzie miało na pewno lepsze transfery przychodzące. Taki cykl jest dość typowy. Na Real Madryt też są płacze wylewane, ile razy przegrają mecz - bardzo szybko czytam na przemian, że cały ich plan na klub, budowanie składu i strategia 10-letnia są albo genialne albo fatalne.
-
No jest to jednak dziwne uczucie, teraz widzę na stronkach muzycznych, jak uśmiechnięta wokalistka trzyma kolejną nagrodę za nr 1 w jakimś tam kraju i celebruje szampańsko. Ale, no, bądźmy szczerzy, to są numery 1 dla których nadal najwięcej zrobiły Numby i In The Endy, a nie nic z nią związanego. Cała kapela wydaje się po prostu szampańsko bawić tym całym powrotem, co ogólnie ma sens, no ale dziwnie współgra z nastrojem tych wszystkich przebojów, dla których większość osób tak naprawdę się nimi interesuje. Jakby Trujillo odbierał nagrody dla Metalliki lol. Wiem że wokalista zawsze jest twarzą kapeli i tak już jest i tyle, ale jakby po prostu Shinoda był twarzą to by jednak jakoś inaczej wyglądało, mimo wszystko to on zawsze głównie tworzył te piosenki, więc ma znacznie większe powody do szpanowania że to jego kapela. Oczywiście, nie ma się co czepiać, bo jedyną osobą, która sprawiła, że nie ma już Linkin Park z Chesterem, jest Chester Bennington. Wokalistka śpiewa dobrze technicznie. Ale TAKA ilość atencji, jaką dostają w mediach, mnie nieco zaskakuje. Mam wrażenie, że kapela NIGDY nie była tak omawiana w mainstreamie jak teraz. To zresztą taki paradoks kapel rockowych, że zazwyczaj tylko zyskują fanów z czasem, nawet jeśli te albumy dla których się ich naprawdę słucha mają już 10, 20 czy 30 lat... Z jednej strony wydaje się, że kapele na topie to np. takie jak Architects, Ghost, Sleep Token, nadal Bring me the Horizon, Bad Omens, Gojira, Spiritbox itd. Ale tak technicznie, najwięcej osób totalnie słucha obecnie... Linkin Park, Metalliki, System of a Down, Limp Bizkita i Black Sabbath (i Distrubed hehe, ale to głównie dlatego, że remix ich covera leci teraz na każdej remizie na pętli). No a na przykład w muzyce pop to tak nie działa, Britney Spears nie jest już na samym topie, ani Christina Aguilera ani Madonna, tylko osoby które wydały topowe albumy w ostatnich paru latach. CHOCIAŻ okazjonalnie wracają, zwłaszcza Elvis co kilka lat ma randomową fazę na numer 1... W każdym razie, dawno nie widziałem tyle gadania o ciężkiej kapeli. A przecież nie dlatego, że ten album odstawia wszystko inne co było w ostatniej dekadzie, wszyscy wiedzą, że nie.
-
Kładzenie Realu do grobu było mocno przedwczesne. Barcelona o dziwo po prostu nie będzie wymiatać w każdym meczu. Ten akurat można chyba na razie zrozumieć, może piłkarze byli zmęczeni kadrami, albo nie wiem czym (Man City też dzisiaj wyglądało jak ekipa starych ludzi hehe). Liczyli, że jak strzelili 2-0, to już utrzymają wynik i jakoś wymęczą do 90. minuty, ale zejście Gaviego (kurde no, Frenkie de Jong jednak cienki jest chyba), potem czerwona kartka mocno zaczęły już utrudniać. Yamalodependencia? 11 meczów z nim i 11 wygranych, zazwyczaj bardzo efektownych. 3 mecze bez niego i wszystkie bardzo słabe, z jednym ledwo utrzymanym punktem. Ten chłopak ma tylko 17 lat... Nie żeby w Realu fani cokolwiek ostatnio świętowali, bo i w LM porażki, i w lidze nadal nie ta pozycja. Braki w obronie i pomocy będą budziły wątpliwości zawsze, gdy Real nie wygra meczu. Z jednej strony, w ataku nie gra Arda Guler (który więcej gra w reprezentacji Turcji niż w klubie), kapitalny Brahim Diaz, prawie nie gra obiecujący supertalent Endrick, no i Rodrygo cierpi zepchnięty na prawą, gdy - jak wszyscy - wolałby być na lewej i schodzić do środka i szczelać. Tymczasem w obronie, po masakrze Carvajala na jakiś czas wypadł też pseudo-prawy-obrońca, i to niezbyt dobry, Vazquez, i ogólnie na środku i na prawej obronie będą często w tym sezonie grać pomocnicy. Dziś w jedenastce ma wyjść niejaki Raul Asencio, 21-letni wychowanek z drużyny rezerw. Głównie znany jak na razie z bycia w grupie młodziaków Realu, którzy rozpowszechniali wideo nieletniej, a co lepsze nagrywali jak o tym rozmawiają. W Barcelonie to by była codzienność (no, ten fragment że jest randomowym wychowankiem...), w Realu taki zawodnik w pierwszej jedenastce wygląda dość dziwnie. Ale może to bez znaczenia, właśnie mieli najlepszy sezon ever nie mając żadnego domyślnego napastnika, może takie rzeczy nie są potrzebne.
-
Kmiot kiedyś pisał o "metroidówkach mózgu" czy jakoś tak, grach gdzie twoja wiedza otwiera kolejne drzwi, jak Obra Dinn. Powiedziano tam w temacie, że Curse of the Golden Idol - mimo że założenie niby to samo co w Obra Dinnie - nie jest jednak taką grą, bo to seria mniejszych, niepowiązanych spraw, gdzie nie cała gra jest połączonym światem, a każda sprawa to tylko taka rozbudowana zagadka. I tak oto pojawia się sequel do jednej z najlepszych gier 2022, który ambitnie ma to zmienić. Pora wziąć notatnik do ręki. Sprawy w Rise of the Golden Idol są połączone. Dedukcja musi dotyczyć całego przedstawionego świata. Ogólne założenie jest podobne - gra czysto detektywistyczna. Czas zatrzymuje się magicznie w momencie zbrodni (już nie tylko morderstwa, są różne afery w grze), i musimy się domyśleć i powstawiać brakujące słowa, co się stało. Zawartość jest szokująca, uderzająca, mroczna w chuj, na swój mroczny sposób zabawna - jak w poprzedniku. Co chwila odkrywamy, zaskoczeni: "łaaa, TO się stało? Łaa, TO się stało?". Niestety nie da się o tym rozmawiać według zasad o spoilerach, ponieważ praktycznie wszystko w tej grze opiera się na spoilerach. Nawet obrazki jak ktoś gra będą siłą rzeczy zawierały spoilery, bo nic innego w grze nie ma poza narracyjną treścią i pchaniem rozwiązania do przodu. Do tego powraca styl, który w mojej głowie zawsze widzę jako "estoński" styl, jako że znam dwie estońskie gry i obie są... takie. Ba, tym razem gra nie toczy się w w XIX wieku, a w latach 70., więc tym bardziej lekko przywodzi na myśl Disco Elysium. Styl ten zadziwijąco dobrze pasuje do podobnego... nie wiem, pijackiego nihilizmu i naturalistycznego, bezwzględnego spojrzenia na ludzkość, które jest rzadkie w grach. Golden Idol jest po prostu zimny - zero morałów, dialogów, fajnych postaci, ludzie to bardzo praktyczne i żałosne zwierzątka w ich wizji. Gra nadal ma ogromny potencjał i nie wiem, czy ten sequel do końca go spełnia. Wydaje się, że czeka nas w przyszłości masa Idol-like'ów, bo ten pomysł na rozgrywkę można wykorzystać do wszystkiego, nie mając prawie żadnego budżetu na produkcję gry. Zresztą są już gry Idol-Like, jak np. zapowiedziane na Steamie Little Problems: A Cozy Detective Game. Druga część nieco poprawia sterowanie na konsolach, acz nadal nie zachęcam do grania w ten sposób. To jednak klikanka. Jest sterowanie dotykowe na Switchu, które nadaje się tak jak granie myszką, natomiast sterowanie padami jest dość męczące, bo cała gra to klikanie i przeciąganie itd. Niemniej, jak ktoś jest przyzwyczajony, to pewnie przeżyje. Ktoś gra, są jacyś fani? Która część lepsza? Mimo doskonałych recenzji, gra wydaje się dość zlana przez szerszą publikę, czemó?
-
- sequel
- druga część
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Słowo "wymagane" oznacza, że każdy musi coś robić. Sam fakt, że masa osób tego nie robi i przechodzi grę na luzie, jest logicznym dowodem na to, że nie jest "wymagane". Możesz co najwyżej powiedzieć, że ty grindowałeś, w co jakoś tam wierzę że może, ale stwierdzenie że jest to "wymagane" jest obiektywnie nieprawdziwe. Questy, UM-y i odkrywanie lokacji dają bardzo dużo doświadczenia na całą grę. Samo walczenie z potworami po drodze w głównych dungeonach dość standardowo dobija ekipę do 75 levelu, na którym spokojnie można przejść grę, ale dla większości graczy co najmniej kilka poziomów wyżej. Na wyższych poziomach są potwory w Satorl Marsh, Eryth Sea, Tephra Cave i jakichś tam górach które nadal dają masę expa. Masa osób zrobiła wszystko w Xenoblade (poza ostatnim opcjonalnym superbossem) nigdy niczego nie powtarzając, więc na 100% nie jest to "wymagane". Rozmawiałem w necie z masą osób które grały w XC i przeciwnie, większość osób po prostu grając dla przyjemności miała na koniec gry dużo "zbyt wysoki" level i częściej na forach były narzekania na to, że główny scenariusz to już wtedy żadne "wyzwanie". Wyobrażam sobie, że grindowanie czegoś tam może być, być może, zajmującą mniej czasu metodą zobaczenia zakończenia gry gdy to jest czyjś jedyny cel (tak jak w Dragon Queście łażenie po jednym pokoju gdzie jest metal slime i grindowanie metal slime'ów, by potem olać wszystkie inne walki, jest najszybszą metodą przejścia gry), ale obiektywnie na 100% nie jest "wymagany grind" w tej grze, skoro można bez niego. Na podstawie własnego przypadku, ja nie mogę powiedzieć że "nie da się grindować" i tak nie mówię, widocznie się da skoro są przypadki, ty nie możesz zaś powiedzieć że "trzeba grindować" bo każdy przypadek wbrew temu zaprzecza. A jest ich nie jeden, a masa. Wystarczy mieć internet i wejść na dowolne stronki, w 2011 już były stronki o grach, a ponadto wydanie na Switcha odnowiło zainteresowanie, to nie jest kwestia opinii, masa osób grając w Xeno nie robiła żadnego broń Boże grindu.