Pograłem w Transistor.
Gra, jak przystało na dobre gierki ogólnie kojarzone jako indyki, pielęgnuje najlepsze tradycje retrogrania i jest, przy moim spojrzeniu na gry, właściwą kontynuacją tego, co mieliśmy zanim gry dostały technologiczną możliwość udawania słabych Hollywoodzkich filmów. Watch Dogs mogło kosztować 100 mln dolców i mieć 100 mln pikseli, ale tak naprawdę widać, że to nakładka na Assasina, który też nie raził oryginalnością, tymczasem Transistor to po prostu osobne dzieło sztuki, w którym wszystko jest własne.
Ogólnie jeszcze bardziej niż Bastion można pomyśleć, że to gra japońska. Nie ma tu za bardzo scenek filmowych ani w ogóle sekcji nieinteraktywnych, a jeśli już są, to zrobione ciekawie, ze smakiem. Chodzimy gałką no i to w sumie tyle ze schematów, których setki są w każdej "dużej" grze. W porównaniu z Bastionem, gra jest bardzo skomplikowana i nieprzejrzysta, momentami nie do końca wiadomo, o co chodzi w tym cybernetycznym świecie. Zdecydowanie przywodzi to na myśl różne anime, niektóre gry Atlusa i Square Enix, takie jak World Ends with You czy Shin Megami Tensei. Oczywiście gra jest znacznie prostsza - w porównaniu do epickich sci-fi jRPG-ów jest jak opowiadanie przy powieści.
System walki jest angażujący i kręci. Chce się ciągle więcej. W skrócie mówiąc, mamy cztery miejsca na "funkcje", które, powiedzmy, mogą być jednocześnie albo akcją (cięcie krótkie, długie, rozprysk iskier itp.), albo materią (dodanie do tej akcji efektu, np. dodatkowy paraliż, zasięg itp., ale to też zależy od konkretnej akcji). Tak więc przy każdej kolejnej zdobytej funkcji pojawia się mnóstwo kolejnych kombinacji do spróbowania. Jak na razie zmieniałem całe ustawienie co walkę i tylko żałowałem, że nie mogłem ich stoczyć jeszcze raz, bo było jeszcze wiele możliwości do poprawienia, popróbowania. Kręci też na pewno to, że funkcje dodatkowo są dość powiązane z całym światem i fabułą gry, podobnie jak i tytułowy miecz, którego używamy. I to w fajny sposób, nie ma tu męczącego tłumaczenia, skąd co się wzięło, bo niby musimy być "realistyczni" i wszystko tłumaczyć na talerzu, tylko dostajemy samo mięsko.
Stylistycznie, gra jest oszałamiająca, natomiast jej jednowymiarowość pozostawia pewien niedosyt, nawet jeśli jednocześnie gra cały czas przyciąga i fascynuje. Mimo wszystko, na ten moment najlepsza gra roku, poza oczywiście Mario Kart ∞ (nie wiem jak Bravely Default).