-
Postów
23 309 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Knicks kiedy gra OG Anunoby mają bilans 18-2, średnio wygrywając różnicą 15 punktów. Dominacja, jakiej na skalę całego sezonu nigdy nie było... ale to tylko 20 meczów. Pozostałe mecze bez OG - Knicks to średniacy. Dostępność reszty zawodników nie wydaje się wiele zmieniać, o ile byli Brunson i OG to Knicks w praktycznie każdym ustawieniu rozbijali przeciwników w pył, a jak tych dwóch nie było, to... nie rozbijali. Bardzo ciekawe, czy jeśli Anunoby jakimś cudem będzie zdrowy na playoffy, to Knicks mogą to utrzymać. Nikt na nich nie stawia, ale Knicks to przecież tak naprawdę dwie kompletnie inne ekipy. Ta która zagarała te 20 meczów i ta z 60 pozostałych. Fajnie by było, gdyby jednak wyzdrowiał magicznie na playoffy, żeby można było się przekonać a nie gdybać.
-
W nowym patchu m.in. zmieniono wyrażenia przy śmierci ("powtórz od obecnej fazy") na bardziej zrozumiałe, poprawiono błąd który blokował masie osób ukończenie UPA, a także ZMIENIONO PSY. Kto śledzi światy równoległe ten wie, jakie znaczenie ma pies w tej opowieści. W ten sposób rozwiązano wiele niejasności jakie krążyły wśród fanów od premiery. (Jako ciekawostkę patchową warto zwrócić uwagę, że SE nawet tuż przed premierą Rebirth zmieniło jedno zdanie które mówi Aerith na sam koniec Remake'u. Hehe, gdyby tak twórcy "Lost" mogli robić update'y poprzednich odcinków żeby się spajały).
- 1 945 odpowiedzi
-
Warriors w tym sezonie trochę grali tak, jak Wiggins zadzwonił. Nie wiem, co się z nim dzieje, czemu od dłuższego czasu takie pauzy, ale jak jest w formie to po prostu wszystko zmienia. Za dobry gracz, by nic z niego nie mieć (a nawet gorzej niż nic, bo dalej grał dużo tylko cienko). Chris Paul i Podziemski już znowu są dobrzy, jak Wiggins pełni dobrze swoją rolę to Warriors wygrywają mecz. Naprawdę nie mam pojęcia kto jest faworytem na Zachodzie ani trochę. Akurat ekipy 9 i 10, Warriors i Lakers, w ostatnim czasie wygrywały bardzo dużo meczów. W najsłabszej formie na ten moment Kings i Pellies, ale w razie powrotu graczy z kontuzji mogą jeszcze podskoczyć, zbyt często grali dobrze w tym sezonie bym wątpił, nie wiem jak tam z powrotami z kontuzji u nich. Ludzie chcą gwiazd, ja oczywiście wolałbym odwrotnie hehe. Ale trudno powiedzieć. Jeśli zespoły na przestrzeni pół roku, 82 meczów, przy tylu zmiennych, wygrywają praktycznie tyle samo, to w ciągu jednego meczu na pewno przypadek zadecyduje o wszystkim.
-
Nikt mi nie powiedział, ale widzę że będą koncerty muzyki z Rebirth, robione oczywiście przez AWR, w Monachium i Rotterdamie, trochę nie wiem ile z tej muzy można dobrze oddać żywymi instrumentami, a obiekty to żadne NFM, ale chyba się wybiorę, nie jest drogo (w sumie chyba w Polsce takie koncerty kosztują dokładnie tyle samo lol). FFVII Rebirth Orchestra World Tour (ffvii-rebirthconcerts.com)
- 1 945 odpowiedzi
-
No, czy nie mówiłem dawno temu, że nie ma się co na zapas pytać czy pianinko jest potrzebne do platyny hehe. Ja mam obawy że jeszcze co najmniej 200 godzin gry przede mną. Drugie przejście całej gry z większą analizą i docenieniem detali, oraz dopieszczanie buildów i sposobu grania każdą postacią, plus trochę strategizowania na idealnie rozjebanie tych wyzwań. Mój ranking mini-gierek: Pianinko - co tu mówić. Silnik kapitalny, pozwalający grać całe melodie samemu. Piosenki z paroma momentami denerwującymi, gdy melodia nie współgra 1:1 z graną, ale w porównaniu do tego, co w tym robią inne gierki video, to jest i tak duuuużo bliżej prawdziwego grania muzyki. Świetne kawałki, ofkoz. No i przepiękny finał, z jedną z piękniejszych melodii w historii gier użytej w zaskakującym, ale demolującym celu. Loveless - nie wiem, czy można to nazwać minigierką, ale jest trochę interakcji i wyborów i różne efekty. Bardziej jednak podziwiam efekty. Co tu mówić, zajebisty kawał opowieści do oglądania, i imponujące pomysły. Desert Rush - uwielbam tę gierkę (w wersji Clouda, wersja Yuffie z Intermission to mordęga). Jest taka fizyczność w nawalaniu tych skrzyń mieczem, i zaskakująca satysfkacja za każdym razem, gdy pęka wielkie pudło, zwłaszcza gdy cykniemy kilka Braverem. Gra wymaga dobrego ruszania się i dobrego myślenia nad całymi zasadami i kolejnością i zarządzaniem ATB, jest fajniejsza niż niejedna osobna nawalanka TPP hehe. Queen's Blood - czy to jeszcze minigierka, czy osobna poboczna gra? Queen's Blood jest ogromne, co jest zaletą i wadą. W samej głównej grze dostajemy mało okazji, by faktycznie wypróbować różne warianty, zmienić jedną kartę i zobaczyć efekty, faktycznie grać systemowo. Dostajemy głównie tylko serię pojedynczych walk co jakiś czas, które nie dają wiele czasu, by popróbować te setki kart. Pozycję winduje wysoko test w Gold Saucer, gdzie z racji dodatkowych zasad, ograniczeń talii i przechodzenia punktów na wiele rund możemy nagle włożyć naprawdę sporo w osiągnięcie najlepszego efektu - maksymalny nagradzany wynik był samą przyjemnością do osiągnięcia. Co tu mówić, nie bez powodu wiele osób chciałoby całą grę Queen's Blood. deflinek - niewielka plansza i krótki przejazd, a jednak wiele radości. Cieszy, że gra zachęca do przyspieszania raczej niż do zwalniania, i nie jest trudno uniknąć większych spowolnień typu dzwony (zmora wyścigowych minigierek), ale nadal, by osiągnąć ostatnią nagrodę, trzeba naprawdę przyspieszyć bardziej niż trochę, więc banalnie nie jest. Chciałoby się całą gierkę z tego, z multi... Nintendo już pewnie nigdy nie wróci do Wave Race'a szczelanka piracka - musiałem wyłączyć oporowy spust, bo nie czaiłem jak to ma pomagać a nie mordować człowieka. Szybkie serie w ostatnim etapie naprawdę wymagają nawalania. Jest sporo myślenia jak na tak krótką gierkę. Wymagany do nagród wynik wymagał intensywnych prób, ale był jak najbardziej w zasięgu. Cactuar Crush - wyjątkowa minigierka, bo powiązana z głównym systemem walki. Ale z pewnymi zmianami. Obie te rzeczy trzeba przyjąć do wiadomości, by ją dobrze przejść - rozumieć system walki i rozumieć specyficzne zasady gierki. Szanuję ogromną różnicę między tym, jak się gra przy pierwszym podejściu, a gdy w pełni zczaimy jak grać i zaliczenie danego wyniku wydaje się superłatwe. Z drugiej strony, to sprawia, że większość czasu spędzonego nad gierką to raczej frustracja niż fun, bo jak umiemy grać to przejście jest szybkie i wręcz powtarzalne, więc uczucia mieszane. Brzuszki - klimat fajnalowych spartakusów jest nadal wspaniały, tak jak i Tifa lubiąca się dobrze spocić i mówiąca o konieczności prysznica (może na następnej generacji graficy skupią się na tym bardziej). Niemniej sama gierka to prosta sprawa, wciskasz podany przycisk. Podobają mi się nowe elementy względem Remake'u, to najlepsze wykorzystanie pada do PS5 w grze - chociaż jest ciężko to robić tymi przyciskami, to człowiek faktycznie czuje pewien wysiłek fizyczny, musząc kontrolować jak mocno wciska a nie tylko nawalając jak powalony. Większość to jednak nawalanie, i gierka polega po prostu na powtórzeniu mniej więcej tego samego kilka razy przez minutę, więc nic wielkiego Rocket League - jest nadal coś zabójczo satysfakcjonującego w idealnym ułożeniu sobie strzału i trafieniu do bramki. No i to w sumie tyle, na tym jednym polega gierka. Świetna zabawa, na krótki czas. Wyścigi chocobów - największa chyba rozmiarem mini-gierka, ale wcale nie najbogatsza w możliwości. Wydaje się, że wybór chocoba i ekwipunku nie jest przydatny, bo do wygranej nie potrzeba dramy - głównie potrzeba jak najszybciej biec, pozostałe umiejętności nie mają szans wyrównać przydatności biegania szybciej niż przeciwnik do wygranej. Trasy są na szczęście 17 miliardów razy ciekawsze niż proste linie w oryginale i faktycznie trzeba coś robić, ale też nic wielkiego, jak na to, ile tych wyścigów jest. Ostatnie są dość ciężkie, ale patrząc na inne gierki, powtarzanie tych samych okrążeń trzy razy zajmuje stosunkowo długie. No i nie ma specjalnie uczucia rozwoju - po prostu tyle razy musimy dobiec do mety, biegnąc szybko, czasami pamiętając o skrótach i o uniknięciu przeszkód, bo w razie walnięcia w bramkę cactuara więcej niż raz, można w sumie wcisnąć Start i zacząć cały ostatni wyścig jeszcze raz. Żabki - wspaniałe wykorzystanie obecnego w serii FF od tak dawna pomysłu, szkoda że w kwestii trudności to gierka z mało lubianego przeze mnie segmentu "pierwsze 80% jest banalne, ale musisz je powtarzać by dojść do trudnego momentu". Jednak nie ma co porównywać do siatkóweczki z Mario itd., bo tutaj trwa to minutę. Dzięki temu jest i trochę trudno i nie nudno Star Fox - na wyższych poziomach wymaga nieco taktyki, ale sterowanie nigdy dla mnie nie kliknęło jakoś specjalnie, z nieco mało dającym się uchwycić celowaniem. W zawartości brakuje wielu zwrotów - cele są jasne i estetycznie mało odkrywcze, szczelasz w nie, robisz barrell rolla jak coś leci i tyle Moogle - pomysł jest adekwatnie powalony do tego jak wymyślono całe mugle w tej grze, ze wspaniałym zakończeniem. Sama gierka prosta i oczywista - idziesz do mugla nie wchodząc w ataki, potem stajesz tak by mugiel był pomiędzy tobą i drzewem i po prostu idziesz w tym kierunku. Nadal zaskakująco łatwo zebrać czasem kilka ciosów, dobrze to wyważone by było jakieś wyzwanie. G-Bike - lepiej niż w Remake'u, gdzie naprawdę nienawidziłem tego, jak długa i mało interaktywna była ta sekcja. Tutaj nawet spoko, przynajmniej nie było zbyt trudno, choć ostateczny wynik nie wpadł bez lekkiego przemyślenia taktyki. Musiałem przemyśleć jak tu się steruje, z używaniem hamulca na czele (gierka okazała się z hamulcem bardziej interaktywna, niż myślałem!). Mimo wszystko gierka raczej typu "dobrze że krótka" niż "szkoda że krótka" Latanie chocobem - nie powiem, nawet mi się spodobało, gdy zrozumiałem sterowanie. Jednak tutaj pomógł internet, bo bez niego nie wiem, czy nie uznałbym tej gierki za okropną. Zasady sterowania i fizyki nie są intuicyjne (nie ruszaj prawą gałką! Leć w dół, by polecieć w górę, ale tylko czasem!), i nie są wystarczająco wytłumaczone jak dla mnie. Dopiero gdy zobaczyłem, jak ktoś to robi, powiedziałem "ok" i nawet fajnie było samemu dopracowywaać lot tak, by to wszystko zrobić. Co i tak chwilę zajęło. Robociki - ładne menusy RPG, wybór taktyk gatunku, no i gambity powracające z jednego z najlepszych Fajnali w historii - zapowiadało się kapitalnie. W praktyce jednak nie czułem, że wiele mogę z tym zrobić. Zostałem wrzucony na pewne tory, i pozostawało mi kontrować papier nożycami itd. Do tego zachowania przeciwników były zbyt specyficzne, przez co zamiast ogólnie pracować nad dobrym teamem, raczej myślało się tylko o tym jak odpowiedzieć na poszczególne trudne momenty, i tyle. Ostatecznie nie byłem w stanie poczuć, że jestem dobry w robociki, i przeszedłem z ulgą że się fuksło. 3D Brawler - pomysł jest fajny, modele 3D nieraz zaskaująco wierne polygonom z oryginału, ale gra mnie nieco przerastała. Nie byłem w stanie tak szybko czytać tych ciosów. Nawet jakby to była turówka, to często nie było by mi tak łatwo je czytać hehe. Mistrzostwo mini-gierek tkwi w wygodzie - w innej grze, z poprzednich epok, takie łapanie kurczaka mogło by być irytujące, bo musielibyśmy się czegoś domyślać, ale w Rebirth pojawia się jasna informacja, co zrobić i kiedy, więc jest rozrywkowo, ale bez możliwości frustracji. 3D Brawler, co może pasuje do estetyki, jest jak gra z poprzedniej epoki - mimo że niby trzy ciosy z lewej i trzy z prawej powinny być oczywiste, to w praktyce było mi cały czas trudno się domyślić, który cios jest jaki. Do tego dość brutalny stosunek tego, ile ciosów my możemy zadać, a ile przeciwnik, co potrafi wyczerpać mimo krótkiego czasu gry. Dużo powtarzania i mały udział interaktywnego sterowania w całkowitym czasie gry. Ciężka sprawa. Fort Condor - jedna z większych minigerek pod względem czasu gry, więc lekkie rozczarowanko, że nie byłem w stanie nigdy wiele pojąć z tego fortu condora. Założenia wydają się jasne, ale nigdy nie czułem, że wygrałem, bo "umiem" w to grać, po prostu się udało. Summa sumarum znalazłem ustawienie, które działało, ale i tak mogłem dwa razy próbować tego samego ustawienia z tą samą taktyką i z powodu jednego ciosu powodującego domino upadku mieć kompletnie inny rezultat. Chyba jedyna minigierka, której nie zrobiłem od razu naraz na maksa, bo ostatni etap na hardzie mnie zmęczył. To ostatnie miejsce w rankingu, a jednak gierka jest milion razy lepsza, niż Fort Condor w oryginale hehe.
- 1 945 odpowiedzi
-
Leverkusen do tej pory skupiało się na lidze i grało raczej zmiennikó w EL. Dziś wystawiło pierwszą jedenastkę (ile się dało) na West Ham i absolutnie ich zdominowało, to cud że było tylko 2-0. Po części może plan był taki i dla WHU, żeby nie szaleć, przetrwać 0-0 i ewentualnie się otworzyć u siebie, i długo się udawało (kolejny świetny występ Fabiańskiego). Ale kurde, nikt z Anglii ich tak nie zdominował. Potencjał Leverkusen wydaje się nieziemski.
-
Gameplay jest nieporównywalny jakością jak dla mnie. Klimat, jak kto woli, ale gierki są no nie na tym poziomie co w Rebirth. Dodatkowo wymagania do tabelki są czasami chore. Klepanie punktów długo po tym, jak już wszystko wymaksowaliśmy. W wielu grach można spokojnie czuć, że opanowaliśmy wszystko do perfekcji, gdy w tabelce jest nagroda za 2x albo 3x tyle punktów, ile do tej pory zdobyliśmy. No i Majhong, kurwa, po tylu latach myślałby kto, że przynajmniej CZASEM wygram nawalając na pałę, czystym fuksem, ale jakimś cudem nie, nie mogę RAZ wygrać w tym góvnie. Sam UFO Catcher jak zawsze obniża ocenę całej gry o przynajmniej 3 oczka, same fakty. Przy Sega Bass Fishing naprawdę miałem ochotę wypierdolić płytkę z grą przez okno z dużą mocą, co za gówno wkurwiające, nic w Rebirth nie jest 1 % tak słabe. I co najgorsze, trwa zajebiście długo i nie możesz przerwać, bo wtedy nie możesz zacząć od ostatniego etapu (chyba). Gra jest wyjebana, ale kurczę mogliby przestać ją powtarzać hehe. Np. ten mahjong. No mogliby zrobić grę bez niego cnie. Przecież Infinite Wealth to spokojnie są dwie duże gry. Jak się zaczyna wątek japoński, to można spokojnie zapomnieć, że była jakakolwiek gra na Hawajach, klepiąc te nowe tabelki przez kilkadziesiąt godzin. Masa nowych list do wypełnienia, masa, maaaasa. Maaaasa dialogów z masą postaci. To by naprawę spokojnie mogło być osobną grą, i Infinite Wealth dalej by bylo 10/10. Niby fajnie. Z drugiej strony... mam obawy, że spędzę pół roku grając non stop w dwie singlowe, kończące się gry lol.
-
Nie wiem no co tu dodać. Co za absurdalnie efektowny mecz z sypiącymi się golami. PSG dziś gra o wszystko. W lidze mają nieco wyje'bane, zwłaszcza Mbappe. Od czasu ogłoszenia swojej decyzji (chociaż on sam nic nadal nie powiedział publicznie), Mbappe nie zagrał w żadnym meczu ligowym 90 minut. Wchodzi z ławki na 30, albo schodzi po 60 minutach, często wyglądając, jakby nie był zaangażowany albo zainteresowany. W Lidze Mistrzów jednak nadal wydaje się faktycznie zmotywowany, by coś osiągnąć już w tym sezonie. Powiedzmy wprost, jak dla mnie Barca to też nie jest najsilniejszy przeciwnik na świecie obecnie, ale już taki, że porażka PSG wydaje się jak najbardziej możliwa. Mecz, który podsumuje ich cały rok. Yamal to taki nowy Mbappe, taki młody a już ciągnie klub.
-
Nie tylko w Korei, gra ma podany rating w każdym regionie, a widzimy to na sklepie Xboxa (w Europie od PEGI). Uruchomiono też ostatnio stronę gry na innych sklepach, ale ta na Xboksie jest bardziej zaawansowana. Zazwyczaj ie świadczyłoby to o przynajmniej ogłoszeniu bardzo niedalekiej daty w przeciągu tygodni, ale z tym vaporware'em to kto wie. Nic ze strony twórców nie wskazuje, by przestali pracować nad grą, a te ratingi wiekowe były już prawdopodobnie wystawione dwa miesiące temu.
-
Szybkie pierwsze 6 goli ustawiło ciekawe pary.
-
Ludzie tak jadą po tym Bayernie i że niby jak Arsenal zagra minimum normalności to musi wygrać 5-0, że w sumie zacząłem trzymać kciuki za Kopiuszka czyli hehe Bayern. Druge miejsce to dla Bayernu relatywnie nisko, ale ludzie ostro przesadzają z narracją. Oczywiście, z Leverkusen była i bezradność, i porażka 3-0, więc właściwie to i 5-0 nie powinno zaskoczyć... Real-City chyba przedwczesny finał, co tu mówić. Real tak jak się spodziewałem nie przekonał z Lipskie ale awansował, strasznie fuksem, i pytanie czy ktoś jest w stanie zatrzymać Real przed wygrywaniem każdej rundy fuksem. Na oko tutaj też Anglicy powinny luzem być lepsi...
-
Doncić gra jak natchniony. Wykluczenie Amena na początku meczu pomogło (gdy Dallas było 20 pkt. do tyłu hehe), ale koleś wyczynia heroizmy na tym parkiecie. Kapitalny wjazd pod kosz, zebranie całej obrony i asysta, a kilka sekund potem zablokowana trójka rywala przy różnicy 6 pkt. przesądzając mecz - to wszystko gdy widocznie zataczał się, a jego ochraniacz na kolanie był czerwony od krwi. Dallas jest w ostatnim czasie jedną z najlepiej wyglądających ekip w lidze, nie ma co. Nowe nabytki sprawiły, że mają zazwyczaj jedną z najsilniejszych defensyw pod koszem - Warriors, OKC, Hawks i pewnie wielu innych męczyło się mocno żeby dostać pod kosz przeciw nim. Z kolei ofensywa z rzucającymi dużo Donciciem i Irvingiem wcale na tym wiele nie straciła. Ekipa jest zaangażowana, Doncić również w obronie wykazuje sporo zaangażowania i dobry poziom teraz. Play-iny na Zachodzie będą bardzo ciekawe, ale Dallas już raczej nie musi o nich myśleć. Jeśli w pierwszej rundzie zagrają z Clippers, to przy obecnej formie obu ekip też to Dallas będzie faworytem.
-
A co ludzie mówili jak 4 lata temu Arteta mówił że trzeba wierzyć w proces? Głównie że ten proces pod wodzą Artety się skończy spadkiem hehe.
-
Chelsea już SIÓDMY mecz z rzędu gdzie OBIE strony strzelają po 2 gole, prawie zawsze ze zmianą wyniku w końcówce, nie wiem jak oni to robią, czasem jest wiele okazji, czasem mniej, ale zawsze musi to tak wyglądać że coś randomowo wpada.
-
Tak jak niedawno pisałem, rozwala mnie, że ŻADEN z ostatnich bodaj TRZYNASTU (?) trenerów Chelsea nie ma obecnie pracy (Tuchel wywalony ale na zapas). Ostatni jest Ancelotti, wydaje mi się. Benitez został ostatnio zwolniony z Celty Vigo po krótkim czasie, Sarri miał nawet niezły okres w Lazio, ale poszło w tym roku gorzej i zwolniony. To oczywiście nie znaczy, że nikt w Europie by ich nigdy nie zatrudnił (choć, w niektórych przypadkach...). Tylko że swoje zarobili i już takiej pracy znacznie zwiększającej ich majątek nie mogą dostać. Bo teraz mają gorszą łatkę. Każdy trener Chelsea idzie tylko w dół. Nawet taki Sarri miał swój "styl" w bodaj 30 klubach wcześniej z sukcesami, a Chelsea zabiła w nim jego styl i następne kluby już nie grały Sarriballu. Ten klub uczy życia hehe. Mourinho, z tego co mówi, zamierza nadal trenować, i nie widzi nic złego w kolejnym kroku w dół. Nie wykluczył Portugalii. Takie Porto mimo ładnej walki w LM gra najsłabszy sezon od dawna, a o odejściu Sergio Conceicao już wcześniej mówiło się dużo z racji niezadowolenia. ALE nie wiem jak u Porto z budżetem, bo na oko to jakoś strasznie odpadli od Benfiki ostatnio, a Mourinho raczej na oko woli kluby które mają masę kasy i muszą tylko "wrócić na swoje miejsce". Ale tak czy siak... w Serie A kluby zwalniają po 20 trenerów rocznie, ktoś na pewno się pokusiłby, jeśli Mourinho faktycznie obniży wymagania finansowe. Płacenie mu najwyższej pensji w Serie A przez Romę, na poziomie Dybali, było trochę absurdalne... nawet jeśli rozumiem, że jego nazwisko przyciąga uwagę kibiców na świecie do klubu i może na dłuższą metę zwiększyć liczbę fanów.
-
Ja miałem ambicję, jak opowiadali o tym że to ma być kurort wolny od śmieci hehe, ale skończyło się na robieniu z tego polskiego miasta z lat 90. hehe. A w pokoju położyłem na podłodze kamienną fontannę i samochód, żeby szybko wypełnić punkty. Jednak jak ktoś chce, to może potem zrobić coś ładnego. Najdziwniejsze, jak w Animal Crossing, że łapanie owadów tak wciąga. Klucz jest taki że się nic nie robi specjalnego hehe, tylko podchodzi lekko i wciska X. Jednak wypełnianie tej listy na maksa okazało się podejrzanie wciągające. Gorzej z kamieniami i drzewami, bo to słabe, że przez całą grę tak niewiele ich jest i trzeba zawsze każdego walnąć trzy razy i nawet nie chwyta wielu naraz. Ryby spoko, ale też idą znacznie wolniej. No i te "trofea" za liczbę interakcji na farmie są absurdalne, nie chcę nawet liczyć ile godzin trzeba by spędzić czekając aż tyle razy się to zrobi. Ostatecznie nie wypełniłem całej totalnie przegiętej tabelki "trofeów" wewnątrz tej gierki, ale spędziłem co najmniej dwa dni od rana do wieczora na tym mając problemy nawet odwrócić wzrok od ekranu m d r. Zintegrowanie tych minigierek z główną grą nadal jest bez sensu. Są praktycznie osobno, nie są ładnie wplecione i rozłożone. Człowiek dostaje masę aktywności pobocznej, i się boi że potem nie zrobi jak nie zacznie bo tak bywało, no a jak zrobi całą aktywność poboczną dostępną w danym momencie, to główny wątek jest 30 leveli do tyłu. Dondoko też praktycznie nie ma powiązania z resztą gry, poza tym że dostajemy kasę za przejście (i niby za inne rzeczy, ale to są drobne kwoty). Jest lekkie powiązanie z sujimonem, ale sujimony mają tę samą przypadłość, co prawie wszystko w kontencie tej gry - osiągamy maksa możliwości dość szybko, więc jedyne co zostaje do robienia z tymi wszystkimi metodami pakowania itd. to po prostu powtarzanie czegoś niewymagającego. Ale tak czy siak, to drugie najlepsze zaimplementowanie mini-gierek w historii (przez miesiąc było pierwsze).
-
Pojebało mnie, od kilku dni nic nie robię tylko Wyspę Dondoku. Już nawet zapomniałem, że jest jakaś inna gra do tego dodana lol. Bardzo mnie wciągają takie rzeczy, a tutaj jest klepanie cyferek i wypełnianie tabelek OSTRO. Patrząc na zadania typu "rozwal 80 miliardów kamieni", podejrzewam, że nigdy tego faktycznie nie wymaksuję, ale pozostałe listy wciągają mocno, a się praktycznie nie kończą. Co prawda tutaj gameplay tak nie do końca zawsze pasuje do opowieści, bo gra zachęca mocno punktami "rozwoju", by na tej pięknej wyspie po prostu nasrać jak najwięcej budynków do zarabiania kasy i ogromnych samochodów, i szczerze to moja wyspa wygląda jak śmietnik bo chodziło mi tylko o wypełnianie tabelek hehe, ale ogólnie masakra że coś takiego włożyli do gry która i tak jest długa.
-
Och, to akurat że oni nigdy nie wygrali mistrzostwa jest zawsze BARDZO często powtarzane lol. Zwłaszcza po legendarnym sezonie 2002, kiedy stali się jedną z nielicznych ekip w historii sięgających po potrójną koronę srebrnych medali, i od kiedy są już na amen nazywani nieustannie (naprawdę naprawdę nieustannie...) "NEVERkusen hehehehe". Większość osób w Niemczech pamięta też, że wtedy właśnie ich seria dwóch porażek zabierająca im mistrza zaczęła się od przegranej u siebie z Werderem, dlatego ten mecz za tydzień będzie dla wielu fanów jedną z najlepszych możliwych okoliczności, by postawić kropkę nad "i".
-
Bardzo bezpieczny środek tabeli dla Heidenheim to jest dopiero szaleństwo. Klub ten nie miał nigdy 1% bazy jaką ma Leverkusen. Czyli co, za tydzień pewnie koranacja oficjalnie? Ale już nieraz widziałem, jak właśnie w takim meczu trzeba było odkładać fiestę na własnym boisku. Teraz walka o drugie miejsce się zaostrza tylko hehe, ciekawe czy BVB pójdzie za ciosem i postawi się też Stuttgartowi, który pod wodzą Hoenessa też jest jakąś rewelacją. Tak czy siak Bayern w tej formie jeszcze nie będzie bezpieczny. Zresztą, pewnie skupiają się na Lidze Mistrzów...
-
Widziałem wiele komentów w tym roku, gdzie ludzie uważali to za oczywiste, że Lakers wezmą juniora w drafcie. Wiele osób z jakiegoś powodu czuje, że takiej "okazji" nie mogą zmarnować. Bardzo ciekawa sytuacja, bo LeBron powiedział, że było by fajnie zagrać z synem. Niemniej jakoś wątpię, że jeśli wybierze go np. Orlando, to LeBron zaraz zostawi LA i poleci do Orlando... Zwłaszcza że Bronny może nie być wcale graczem, który będzie się pojawiał na parkiecie. Ale... kto wie? Jeśli to będzie jakiś dobry klub? LeBron nadal gra świetnie, każdy klub chciałby dla samej koszykówki go mieć, a co dopiero mówić o popularności. LeBron nie wybrał opcji przedłużenia kontaktu i pewnie będzie miał wolną rękę latem, by podpisać nowy kilkuletni kontrakt z Lakers LUB wymusić dowolny ruch. Zawodnicy w drugiej rundzie draftu i tak rzadko kiedy są przydatni... czemu by nie spróbować? Wielka niewiadoma dla nas, co się stanie. Lakers oddali swoje wybory w drafcie (w pierwszej rundzie za Anthony'ego Davisa, w drugiej żeby pozbyć się pensji Marca Gasola), więc mają tylko wybór w drugiej rundzie od Clippers, czyli piąty od końca. Wiele z tym pickiem zazwyczaj ugrać nie można... A zapas popularności w mediach i przekonanie LeBrona do dalszego zaangażowania w Lakers, ogólna marka, to chyba niemała wartość dla klubu jako takiego...
-
Jak na razie to ten Haaland coraz mniej podbija świat jak dla mnie. Oczywiście jak ktoś ma 20 lat, to wydaje się oczywiste, że jeszcze znacznie lepszy się stanie. Ale jak na razie, Haaland gra najsłabszy sezon w karierze. Liczba meczów, albo przynajmniej połów, w których prawie go nie widać, jest naprawdę niespotykana wcześniej od czasów debiutu w BVB. Może bez sensu to mówić o kolesiu, który pobił już teraz masę rekordów i pewnie pobije wszystkie inne. Kto inny mógłby wbić PIĘĆ GOLI w meczu i w sumie mało kto by jakoś strasznie to mu wspominał, bo to wydaje się w miarę normalne. Ale... no, nie sądzę, by nawet którykolwiek fan Man City powiedział, że Haaland to obecnie najlepszy piłkarz Man City. Może Foden, może Rodri... w sumie chyba tych dwóch obecnie to jedyni kandydaci. I to od dawna, a w ostatnim czasie ma tylko więcej takich "meh" meczów, nawet czasami takich gdzie jeden gol mu wpadnie. Nie wiem no, nie czuję tego klimatu najlepszego piłkarza na świecie, jak to ludzie w internecie mówią. Wiadomo, że tak się gra na szpicy, że zagrażasz, zagrażasz, czasem nic z tego się nie dzieje. Zaraz Haaland może wbić hat-tricka zanim skończę pisać posta. ALE... czy w takim razie ktoś taki zależny na szpicy może być "najlepszym piłkarzem świata"?
-
Co za wspaniała gra. W jednym momencie przeżywam bardziej wzruszający sidequest niż cokolwiek z Wiedźmina z udziałem kraba, po chwili cykam fotki zboczeńcom, a zaraz spradzam do egzaminu, który owoc najlepiej regeneruje mięśnie i prowadząc dochodzenie rozmawiam o tym, jak ludzir radzą sobie z rosnącymi cenami mieszkań na Hawajach. Zbieram przyjaciół do tabelki, i nawet pomagam im, gdy non stop ich napadają jakieś karki... No chyba że już jestem z nimi na poziomie Best Buddy, to wtedy ich zostawiam karkom, bo już nie mam nic do zyskania hehe. Arucha! To aż dziwne, że ktoś jeszcze nie zrobił tak naprawdę RPG w codziennym świecie, te rzeczy wydają się jakby zawsze idealnie pasowały do tego, co twórcy Yakuzy chcieli zrobić. Pokemony, przyzwania, czary, poboczne aktywności, człowiek jest cały czas olśniony co oni tu wymyślili. Po cichu, świetnym dodatkiem są zdjęcia. Niby banał, ale jak człowiek zaczyna szukać tych miejsc do zdjęć, to zdaje sobie sprawę, jak zadbano o detale w tym świecie i ile ich jest, i czuje jakoś jeszcze bardziej niż kiedykolwiek prawdziwość tego miejsca. Nawet jedna sekcja, że jest w jednym centrum handlowmy małym - wydaje się banalne, a potem patrzysz i kurde trudno znaleźć. I inaczej zaczynam patrzeć na wszystko dokoła, jak to urządzono. To właśnie jest droga serii Yakuza, growo robią coraz więcej, by człowiek miał to CZUCIE tego miejsca, społeczności. (Mam tylko nadzieję, że teraz nie dostaniemy kolejnych 5-10 gier z dokładnie tymi samymi ulicami w Honolulu hehe). Twórcy niedawno powiedzieli, że nie lubią porównania do GTA, "u nas bohater nie bije kobiet, bije tylko osoby, które same go napadły". Swoją drogą, to z tego wywiadu pierwszy raz usłyszałem, skąd zmiana angielskiego tytułu - że chodziło im tylko o to, by nie bulwersować Japończyków, bo z tym mieli rosnące problemy. Gra oddala się od tematyki czysto zbrodniczej i staje się znacznie szerszą opowieścią o życiu, co mi zaje'biście pasuje, i jest dużo bardziej wyjątkowe w świecie gier. Niby nic, ale to zawsze odświeżające, jak naiwna i pokorna jest opowieść Ichibana, koleś nawet jak rekrutuje żuli żeby walczyli dla niego w podziemnym kręgu (i później agencja ich zabiera za punkty, nie pytaj co się z nimi dzieje) to padnie na kolana z prezentem. Z drugiej strony sidequest z amerykańskim otaku był świetnie w punkt. Zresztą, zajebiste sceny w tej grze można by wymieniać bez końca. A naprawdę najgorsze są automaty i mahjong. Kurde, czy jest jakiś poradnik, który nie opowiada całej historii narodów do tego mahjonga, bo ja nie rozumiem żadnego słowa z tych poradników, tylko coś co mi pomoże wygrać na pałę przynajmniej niektóre partie, typu "zawsze wybieraj numer X", bo po 10 odsłonach serii ja nadal kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć NIC z mahjonga.
-
Były zawsze inne gry South Park niż RPG-i od Obsidianu, pierwsza wyszła na N64 rok po rozpoczęciu serialu. Nawet wydawca inny, tę grę wydał Nordic nie Ubisoft.
-
Podziemski w słabszej formie, Warriors po "zmianie reguł" (sędziowie od czasu przerwy na ASW ewidentnie są mniej skorzy do gwizdania fauli...) dostają dużo mniej wolnych, ale i przeciwnicy dostają mniej. Do piątki wrócił Klay, rzucił 7-11 za trzy, Warriors pokonali pewnie Rockets i zakończyli bajkę - nie ma już comebacku dla Houston. Znamy więc skład play-offów, do czasu rozpoczęcia play-in za 10 dni, kiedy dostaniemy konkretnie ostatnie dwie ekipy. Teraz, jak zwykle - kwestia kontuzji. Czy OG Anunoby kiedyś wróci do Knicks? Czy Lillard kiedyś będzie w pełni zdrowy? Obie ekipy są sto razy gorsze bez tych zawodników. Pelicans się posypali, czy to koniec? Cavs od czasu kontuzji Mitchella jakoś w ogóle nie grają, nie widać tej energii, dominacji, defensywy, zbiórek co w styczniu... a bez tego są średniaccy i tyle. W Clippers bez formy jest Harden, uraz czy starość? W obecnej formie Hardena, Clips wyglądają kiepsko, zwłaszcza w obronie nie wyrabiają. Jak z Embiidem? Wrócił, trochę zardzewiały ale i tak wiele wnosi. Sixers mają jeszcze szanse wskoczyć na 6. miejsce i uniknąć play-in. Tak czy siak, mają widoki, by nie trafić na Boston w pierwszej rundzie, co byłoby... pewnie straszne. Sixers w pełnym składzie mogą być drugą najlepszą ekipą na Wschodzie, pewnie. Dallas wygrywa, a wielu fanów pomstuje, że Luka Doncić powinien dostać MVP. To nadal za mało i za późno na MVP raczej, ale Doncić włączy się do grona zawodników zbierających głosy. Jeszcze niedawno Doncić był raczej najwyżej piąty, teraz dziennikarze mają ciśnienie tłumaczyć, czemu nie pierwszy. Nadal jestem pewien, że nagrodę dostanie Jokić, ale przewaga ta zaskakująco spadła w 2 miesiące, za sprawą lepszej formy Dallas i znacznie lepszej, lepiej współpracującej z Donciciem rotacji podkoszowych na czele z Gaffordem.
-
Świat Starcrafta w czasach premiery niezwykle mnie pociągał. Był świetnie narysowany, wyjątkowy, cool, wyrafinowany, ale i przystępny zarazem - rzadko coś takiego trafia się w grach. Ponadto to była gra pecetowa, więc można było gadać z kolegami o niej, praktycznie nie było gier pecetowych z takim poziomem designu grafiki wszystkich detali, takim ładnym wykonaniem, czytelnością wszystkiego na ekranie, włożeniem opowieści w każdy detal, łatwych do zrozumienia a trudnych do wymasterowania, z interfejsem który po prostu działa i ma masę wygodnych rozwiązań, pozbawionych błędów, bugów i żmudy. Ale Blizzard ewidentnie jest firmą, która chce zarabiać pieniądze. Myślę, że próbowali, ale nie byli w stanie wymyślić metody, żeby zmonetyzować Starcrafta i tyle. Przecież nawet dwójka, wydana po kilkunastu latach (po rewolucji 3D i HD!), naprawdę mało się różni od jedynki. W singlu zrobili z tego bardziej herosowe misje RPG niż samego RTS-a - ot, Warcraftizacja, w multi jednak nie doszło do jakiejś ogromnej zmiany podstaw. Fantasy jest imo nudnym standardem, ale za tą nudą idzie niesamowita liczba stworzonych przez ludzkość schematów, które generują nieskończony wręcz kontent znany doskonale z wszystkich innych dzieł fantasy. Karcianka? Jasne, aż się prosi. Rąbanie drzewa? Oczywiście toporkiem. Gotowanie? No bierzesz gar i trochę dziczyzny i zbierasz jarzyny, potencjał oczywisty. Łowienie ryb? No a jak być w lesie i nie łowić ryb. Community? Wiadomo jak i co mogą razem robić online. Potworki? Mniej więcej te same, co w 8900 znanych książkach, grach fizycznych i komputerowych w światach fantasy. Scenariusze? O kurde, na świecie jest mniej wody niż scenariuszy opowieści fantasy. Wystarczy to zrobić po swojemu w osobnej grze. Z RTS-ami nikt nie wymyślił, co zrobić. A Blizzard to dopracowywacze cudzych pomysłów, nie innowatorzy. MMO sci-fi istnieją, trzeba dopisać do świata Starcrafta prawie wszystko żeby z tego zrobić ciekawe MMO, a w obecnej sytuacji finansowej firmy, wydaje się niemożliwe, by podjęli takie ryzyko, jak uruchomienie MMO, zwłaszcza że ich pierwszym oczywistym klientem byliby ludzie, którzy zostawiliby w zamian WOW-a. Jeden z developerów powiedział niedawno: "Stacraft 2 zarobił mniej kasy niż koń. Jeden pierwszy świecący kucyk w WOW-ie. Mikro za 15 dolarów przyniosło więcej kasy, niż Starcraft 2".