-
Postów
23 386 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
To było oczywiste, że po kontuzji Westbrooka zmieni się opinia ludzi o transferze Hardena. Znowu jest to nie błysk geniuszu, a skąpstwo niszczące szanse na mistrzostwo. Zwłaszcza po tym meczu, w którym Harden znowu był fantastyczny. Fantastyczny. Trafił pierwsze siedem trójek, skończył na rewelacyjnym 7-9. Z kolei Durant ceglił. Myślę, że pomogła też nieobecność Jeremy'ego Lina, od którego lepiej sobie radzi Patrick Beverley (kolejny koleś znikąd - 185 cm w butach, po studiach grał w drugiej lidze ukraińskiej, dopiero od pół sezonu w NBA w wieku 24 lat). Natchnionym posunięciem (nie wiem, czy celowym...) okazało się łapanie fauli przez Asika, który dobił do 21 pkt., co zdarza mu się bardzo rzadko (myślę, że to był 6.-7. raz w tym sezonie). Z kolei Durant ciężko sobie radzi, gdy tak fatalnie gra Kevin Martin. W sezonie trafiał 45% z gry, w tej serii tylko 30%, to robi różnicę. Za to nieźle wypadł niedoceniany Reggie Jackson. A fakt jest taki, że nie wiemy do końca, jak ta ekipa by grała z Hardenem, ale bez Ibaki. Zwłaszcza, że jego nie ma kto zastąpić, i to bez żadnych kontuzji. Ibaka robi w tej serii swoje. Podobnie ceglił też Carmelo, którego dwa ostatnie meczu znowu sprowadzają go z ogłaszanego przez niektórych statusu niemalże-MVP i półboga do kolesia, którego mocne punkty są dość jednowymiarowe. Powinien więcej pograć w Feza. Wypowiedzi Knicks przed meczem ("ubierzcie się na czarno, to będzie pogrzeb Celtics" - J.R. Smith) zabawnie korespondują z sytuacją, gdy przegrali u siebie i już nie ma co udawać, że mają wszystko pod kontrolą. W Rockets nadal trudno uwierzyć, ale Celtowie naprawdę rozbudzili nadzieje. Doprawdy nastał czas obrony, jeśli Knicks rzucają poniżej 40% z gry, a Thunder niewiele wyżej. I tak wszystkich pobiła Indiana, która pozwoliła Hawks na 33% i znowu zdecydowanie wygrała we własnej hali. Być może to przewaga parkietu rozstrzygnie tę serię. Wydaje mi się, że przesądziła robota Hibberta na Horfordzie, chociaż w sumie w Atlancie nie trafiał po prostu nikt. Przyznam się wstydliwie, że podświadomie kibicuję zespołom, które prowadzą, bo tak duża ilość meczów zajmuje mi zbyt dużo czasu... Nie załamię się więc, jeśli dzisiaj wygrają Bulls i Warriors, mają ostatni mecz na swoim terenie. Ale trudno powiedzieć, jakie są na to szanse. Bulls bez Hinricha, a Taj Gibson i Luol Deng są ledwo sprawni...
-
Para Boateng-Van Buyten jest średnia, Barca miała trochę przestrzeni, marnowała. Messi pewnie by coś strzelił w tym meczu. Niestety dla Borussii, w finale zagra Dante. Ogólnie Bayern w najsilniejszym składzie (o Kroosie i Badstuberze już wszyscy zapomnieli...), a BVB bez Bendera i z ledwo sprawnym Goetzem. Na ten moment trudno sobie wyobrazić innego zwycięzcę, niż Bawarczycy. Gadki o "niespodziance", że BVB pokonali City czy Real, są śmieszne, ale gdyby wygrali finał to naprawdę byłaby spora niespodzianka. Nie są aż tak dobrzy. Paradoksalnie, rok temu mieliby większe szanse, ale za dużo błędów w fazie grupowej, no i Lewandowski wtedy był naprawdę marnotrwaczy.
-
Pique pozazdrościł Ramosowi wykończenia pod poprzeczkę. Do tej pory grał dobrze... ogólnie sam w sobie mecz nie był taki zły ze strony Barcy, no ale Bayern na totalnym luziku prowadzi 2-0.
-
No tak. I to był wyrównany mecz. Swoją drogą Morata na jego pozycji znowu był najlepszy wśród graczy Realu, więc to nie jest taka wielka strata, jak by się wydawało. Za to Barcelona wygrywała w lidze 3-0 czy 5-0 bez Messiego. Jednak w takich momentach jak te mecze z niemieckimi ekipami widać, w jak wielkim stopniu na codzień polegają na nich w ofensywie.
-
No... raczej ten sezon świadczy o czymś zupełnie przeciwnym. Przypominam sobie dwa wygrane mecze "bez Ronaldo", 3-2 z Valladolid i 2-1 z Barcą, a tak poza tym, no to tak, wygrana dzięki Ronaldo albo niewygrana wskutek zatrzymania Ronaldo.
-
Odpowiedzi można udzielić truizmami: playoffy to czas twardości, fizyczności, obrony, gry na 100%... Duet Gasol-Randolph po prostu wygrywa pod koszami i to sprawia, że w połączeniu z intensywną defensywą Memphis nie pozwalają szaleć Clippers. Skracają się rotacje, LAC brakuje opcji w ataku. Kiedy nie jest w pełni sprawny Blake Griffin, Memphis po prostu wygrywa większość pojedynków. Grizzlies mają lepszy zespół i próbują różnych rzeczy, a ich opcja awaryjna - rzucamy na post-up ze znowu dobrym Z-Bo - jest wystarczająco skuteczna. Nie jestem pewien, ale Zach to chyba całkiem inteligentny gość, bo z meczu na mecz czyta grę coraz lepiej. Trochę podobnie bym powiedział o Hawks. Horford i Smith nagle sobie przypomnieli, ile mają talentu. Prawie cała ekipa ma kończący się kontrakt i może dlatego naprawdę przycisnęli w obronie, która zupełnie sobie nie radziła w pierwszych dwóch meczach. Smith został rzucony na Paula George'a, co znacznie zmniejszyło ilość dobrych rzutów dostępnych Indianie. Grają bardzo intensywnie. Devin Harris w ostatnim meczu przez jakiś czas był nieobecny, bo dostał odwodnienia i brał na szybko jakąś kroplówkę. Pacers wydają się po prostu przegrywać fizycznie, narzekają na urazy. Hawks zagrali te dwa mecze jakby walczyli o życie i to wystarcza. W ataku opierają się głównie na talencie Smitha, on zbiera uwagę obrony i czasem kto inny też coś trafi albo wyciągnie faule, w ostatnim meczu przesądziło świetne rzucanie Kyle'a Korvera. Pacers ogólnie wydają się słabnąć, taka typowa drużyna dobra na sezon regularny... muszą dziś wykrzesać z siebie maksa.
-
Poza łatwymi jazdami Heat i Spurs, doprawdy nikt tu nie ma łatwo. Przegrywające strony się nie poddają, tak jak Nuggets, którzy w meczu pełnym mniejszych i większych kuksańców z obu stron zdołali zatrzymać nieco ofensywę Warriors. Z kolei Memphis są już 3-2 i wydaje się, że powinni zakończyć sprawę w momencie, gdy tak kiepsko sprawuje się kostka Blake'a Griffina. Bez niego, Clippers mogą polegać w ataku tylko na Jamalu Crawfordzie do rzucania i CP3 do... wszystkiego. Dzisiaj znowu o życie walczą Celtics i Rockets, tym razem na terenie wroga - nie są faworytami, delikatnie mówiąc. Pacers po przegraniu dwóch meczów spróbują się otrząsnąć i przywrócić prowadzenie w serii z Hawks. Tutaj trudniej powiedzieć, jak to może wyglądać. Indiana jeszcze spokojnie może awansować, ale wydaje się rozpadać.
-
Wczoraj mieliśmy kolejny już pokaz tego, że ekipa, która prowadzi wyraźnie po pierwszym meczu, często ma spore problemy z ogarnięciem się na drugi. Motywacja przy świadomości prowadzenia 4-0 musi być niezwykle trudna. Barcelona powinna chyba pójść w ślady Realu, czyli uśpić czujność w trakcie meczu, po czym zacząć atakować na kwadrans przed końcem, gdy rywale już nie będą w stanie się przełączyć na wyższy bieg. Potem wystarczy pięć razy podać Messiemu i jest awans... hm... no nie, tak naprawdę nie da się nic powiedzieć o tym meczu.
-
Z pierwszych doniesień wynika, że kontuzja Goetze wyłącza z gry na... mniej więcej tyle, ile zostało do finału. Jeszcze mniejsze szanse na pełną sprawność ma Sven Bender. O Bawarczyków się nie ma co martwić, ponieważ po tych niewiarygodnych ostatnich miesiącach wydaje się, że będą dominować w absolutnie każdym składzie, chyba że wystawią całą drugą jedenastkę, wtedy będą się trochę męczyć, ale i tak wygrają. Tak to wygląda. Rok temu bolał brak Alaby w finale, ale tam musieli się spinać w pófinale. Teraz chyba nie powinni. Jeśli nie wygrają, na pewno przecież nie przegrają 0-4. Nawet z Messim. Barcelona ostatnimi czasy (już przed odejściem Pepa) poszła w kierunku Cleveland Cavaliers z czasów LeBrona. Oni mieli taktykę, którą analizowałem przy wielu akcjach i wyglądało to tak: LeBron do LeBrona i LeBron wykańcza. Barca jest jak tamci Cavaliers, a Bayern jest jak San Antonio Spurs. Nota bene, wtedy wynik też był 4-0 na korzyść Spurs. Bayern to zespół wielu osi, ale gdzieś tak od lutego ich liderem jest bez wątpienia Schweini, który gra kosmos. Jego brak mógłby dać jakieś realne szanse BVB. Dlatego na miejscu Heynckesa bym go nie wystawiał w momencie, gdy jest prowadzenie czterami bramkami.
-
Po pierwszej bramce zupełnie się posypali z jakiegoś powodu. Grali dobry mecz i nagle bach, mają ustawienie 6-3-2-0 i nikt nie wie, co robić. Real przez ostatnie 20 minut meczu oddał chyba więcej strzałów na bramkę, niż Arsenal w całym swoim sezonie Ligi Mistrzów. Niezły show.
-
Więcej niż Casillas. (o 3,5 mln euro) Entuzjasta: Lewandowski strzelił cztery gole w dwumeczu z Realem! Sceptyk: Lewandowski mógł strzelić z osiem goli w dwumeczu z Realem! Gdyby Lewy trafiał większość swoich wybornych okazji, pobiłby jakiś chory rekord goli w tej edycji LM, skoro i tak ma ich 10. Ale nikt nie trafia większości, Messi okolice 45%. Taka jest piłka. Wiadomo było, że w Realu z łatwością trafia tylko Cristiano, no i Dortmund znowu nie dał mu poszaleć, a to rzadko się zdarza.
-
Ale co, czy ci piłkarze zazwyczaj kończą takie okazje? Nie przypominam sobie widoku Oezila jako snajpera zbyt często w swoim życiu. Real miał świetne 20 minut, ale w piłce nożnej to czasami za mało. Koncertową okazję (dobry kąt, miejsce) zmarnował w 49. minucie Robert Lewandowski, by minutę później jego strzał trafił w poprzeczkę i linię bramkową. Dla Realu sporo zrobiły zmiany personalne, Modrić "z tyłu" radzi sobie bardzo dobrze, tak samo jak Ramos na środku. Guendogan i Bender nie nadążają za akcją, co jest największą różnicą wobec pierwszego spotkania. Po stronie Borussii w sumie tylko Piszczek i Hummels robią, co należy, z przodu najwięcej miejsca znajduje oczywiście Reus. Szkoda, że nie wszedł Sahin, bo Grosskreutz tak średnio istnieje w tym meczu.
-
Mecz jak na razie dużo lepszy, niż poprzedni, od razu wystartowali na najwyższym tempie. Real trochę zaskoczył intensywnością, ale zmarnował okazje, Dortmund też się odgryza. Schmelzer jest krojony okrutnie, Goetze zszedł z kontuzją. Walka ostra, ciągle ktoś czegoś chce od sędziego. Nieźle.
-
Kolejny bardzo ciekawy dzień. Nets, podobnie jak ostatnio, mieli mecz w garści, ale tym razem w Nate'a Robinsona nie wstąpiły wielkie siły w końcówce. Zdecydowane zwycięstwo i kto wie, co będzie dalej. Wszystko zależy nawet nie od Derona, otrzymującego sporo opieki, ale od Geralda Wallace'a, który gdy gra na swoim dawnym poziomie, przesądza szalę, ale zazwyczaj gra naprawdę dobijająco po obu stronach boiska. Tym razem wypadł dobrze, czekamy na Game 6. Hawks z kolei kontynuują swój renenesans, nawet jeśli są zbyt nudni, by ktoś szukał jego powodów. Pacers ewidentnie słabną, a Atlanta przyciska w defensywie. Po pierwszej połowie, w której szalał Josh Smith, w trzeciej kwarcie Pacers zaczęli go faulować co chwila i wygrali tę kwartę 22-12... ale nie było ich stać na więcej, a ich obwód nadal nie potrafi znaleźć skuteczności. Niespodziewanie, 2-2 z inicjatywą po stronie Jastrzębi. Rockets spełnili oczekiwania na maksimum, wygrywając jeden mecz. Kolejny świetny występ Chandlera Parsonsa, który po dwóch sezonach w NBA jest ciągle coraz lepszy. Harden chyba mu pozazdrościł, bo zaczął zgrywać Kobe'ego bardziej niż zazwyczaj, zaliczając 10 strat i 5 przechwytów, ogólnie trochę za bardzo szalejąc... Kolejny wyrównany mecz i doprawdy, poprawienie paru drobiazgów przez Rockets mogło nam tu dać wielką niespodziankę. Thunder na pewno jednak tej serii nie wypuszczą. Dzisiaj Warriors z niesamowitym Curry'm (najlepszy na razie gracz tych playoffów?) mają już okazję wykończyć Nuggets, powinny lecieć iskry. Golden State jako trzecia ekipa w półfinale konferencji? To by było coś. Ostro też powinno być w LA, gdzie Clippers i (jeszcze nieuważany za losera) Chris Paul spróbują odzyskać inicjatywę, uciekającą im w serii. Playoffy na Zachodzie nie zawodzą, za wyjątkiem oczywiście serii Spurs-Lakers, ale może ta byłaby ciekawsza gdyby nie kontuzje. Przy okazji: nie będzie Seattle Kings. Komisja NBA zadecydowała przeciwko przeniesieniu zespołu.
-
Bardziej jestem sobie w stanie wyobrazić, że sfrustrowany Real dostaje szybką czerwoną kartkę ("absurdalną", do końca życia powtarza Mourinho) i kolejne 4-1, niż żeby miał jakoś... wygrać. Co miałoby się zmienić? Borussia gra tak samo jak w październiku (poza tym, że lepiej). Mieli już sporo czasu na obmyślenie taktyki, teraz tylko tydzień. Pewnie dzisiaj zatrzymają Lewego, ale jest też Goetze, Reus, Kuba. Po raz pierwszy Klopp wystawił w lidze kompletnie rezerwową jedenastkę, więc mecz powinien stać na wysokim poziomie, bez dożynek korzystnego wyniku. Piszczek według ostatnich doniesień ma zagrać. Myślę, że zagra dziś, a potem tylko 25 maja w finale. W lidze jest nieregularny, problemy z biodrem dają znać, ale w LM zawsze daje z siebie wszystko i powinien znaleźć się w każdej jedenastce tych rozgrywek (aczkolwiek pewnie tak nie będzie). Klopp bardzo chwalił po ostatnim meczu Nuriego Sahina i ciekaw jestem, czy on nie mógłby odegrać większej roli. Guendogan jest zdolny do gry, ale miał problemy. Byłoby zabawnie, gdyby to Sahin tym razem zmiażdżył Alonso, ale Guendogan zagrał w Dortmundzie chyba zbyt dobrze, by ryzykować. W Realu, zdaniem hiszpańskich mediów, mają zostać zmienieni Pepe i Khedira. Być może Mourinho jest takim samym idiotą jak ja, uważając, że to najsłabsze punkty jedenastki.
-
Niezły wieczór. Najpierw weterani z Bostonu osiągnęli heroiczne zwycięstwo. Uwolniony brakiem Melo Jeff Green coś zadziałał, ale głównie Pierce, Garnett (świetne było, jak trafił na wyrównanie jumpera i na reklamy poleciała piosenka "I'm still alive" czy coś takiego...), no i Jason Terry, najlepszy gracz finałów 2011, który tak kiepsko wyglądał przez większość sezonu, ale w ostatnim momencie był cudowny. Celtics jeszcze żyją. Ale w następnym meczu chyba naprawdę umrą na boisku. Heat wygrali na luziku. Sweepik dokończony z Mike'iem Millerem na miejsce Wade'a (słowa nie opiszą, jak beznadziejny potrafi być duet Miller-Chalmers... taki dziś był). W czwartej kwarcie Bucks doszli na dwa punkty. Co się wtedy stało? LeBron miał serię, w której miał udział w kolejnych 19 punktach Heat, rzucając lub asystując przy trójkach. W ciągu paru minut mecz już nie był wyrównany. Nie, to nie był najwyższy bieg Miami, tylko wykonanie egzekucji najmniejszym kosztem, pozwalając sobie na tydzień urlopu po średnio wymagających meczach. Czy Bulls też na to pozwolą? Po serii kontuzji nie było też nic dziwnego w sweepie Lakers. To było też upokorzenie, po dobrej grze Red Mamby Pop chyba poczuł, że ma za mało białego drewna, i zaczął mecz Aronem Baynesem, który dopiero parę miesięcy temu wylądował w NBA, w wieku 26 lat. I cóż... Baynes też dominował. Too easy. No i Warriors, którzy grają kapitalne mecze, ale nie mogę ich oglądać na żywo, bo za późno. No tak bywa. Dziś chyba zapadnie wyrok na Nets i Rockets (choć za wyrównane mecze Rakiety nie zasługują na sweepa...). Trochę ciekawie zrobiło się z Hawks, którzy zdemolowali ofensywę Pacers zupełnie, czego się nie spodziewałem. Przypadek czy nagle Hawks stali się dobrzy? W miarę ekscytujące. A strony sportowe i tak żyją tym, że Jason Collins wyszedł z szafy, jako pierwszy aktywny sportowiec w amerykańskich sportach zawodowych (chociaż możliwe, że już rozegrał ostatni mecz na tym szczeblu). Sam napisał tekst do "Sports Illustrated": http://sportsillustrated.cnn.com/magazine/news/20130429/jason-collins-gay-nba-player/
-
Zostawiłem Fantasy Premier League, bo kilka tygodni z rzędu nie miałem czasu, ale po takiej kolejce jak dziś, przypomniałem sobie. Trzech napastników zdobyło mi łącznie 63 punkty, łącznie 88, czyli jedna z lepszych kolejek, chociaż od bodaj siedmiu nic nie zmieniałem. No i taka jest ta gra, czasami mam wrażenie, że małpa waląca w klawisze mogłaby być lepsza ode mnie.
-
Kolejny wieczór otwiera się elektryzująco. Celtics powstrzymują wreszcie Knicks, wydaje mi się, że głównie dzięki rzuceniu Brandona Bassa na Melo, który zupełnie nie trafia. Po pierwszej połowie, 54-35. W drugiej, Knicks rzucają wszystko na Raya Feltona, ten zdobywa 16 pkt. w kwarcie i jest prawie remis. (5 sekund później) No i remis. Celtics, podobnie jak Lakers, wyglądają momentami naprawdę na starych i zmęczonych. To chyba dwie najsmutniejsze ekipy...
-
W tzw. "launch window" miały wyjść dwie gry zapowiadające się na hiciory, Pikmin 3 oraz Wonderful 101. Jednak ich premiera jest ciągle przesuwana, więc logicznie rzecz biorąc wychodzi na to, że okienko startowe jeszcze trochę potrwa. Ale to nie pierwsza konsola, którą czeka po debiucie dłuższy czas posuchy. Drugi rok (od jesieni 2013 do 2014) zapowiada się srogo.
-
Znowu męki Oklahomy, która chyba sama nie wie, jak wygrała mecz rzucając ponad 100 punktów, jednocześnie rzucając tak źle. Nie pierwszy raz, pomogły im wolne, z których zdobyli 28 pkt. na 30 rzutów. Zawsze te 10 pkt. do przodu. Tak czy siak, Rockets mogą sobie pluć w brodę (jak i sam Broda), bo kilka rozsądniejszych decyzji w końcówce sprawiłoby, że wygraliby nawet pomimo tego... Podsumowując, Thunder wygrali na terenie rywala, ale jakoś mnie nie przekonali, że są w stanie wygrać Zachód bez Russella. Demonstrowane w trakcie meczu i zwłaszcza po nim przywiązanie do przyjaciela, jakie demonstrował Durant, nadało meczowi charakter jakiejś stypy. Ciekaw jestem, czy jakiś dobry trener mógłby zrobić coś naprawdę sensownego z Rockets... poza stałym (w swych zaletach i wadach) Hardenem, cała reszta to wielka niewiadoma. Jeremy Lin to chyba najbardziej bezradny zawodnik tych playoffów (tak, stawiam go przed Darriusem Morrisem i Jeffem Greenem), z kolei Omer Asik ma sens tylko wtedy, gdy zbiera, tym razem zbierał średnio. Za to świetną zmianę dał Francisco Garcia, dobrą - Terrence Jones. Każdy ich gracz wydaje mi się dziwny i nieprzewidywalny... Ciekaw jestem, czy faktycznie mają szanse zdobyć Dwighta Howarda, który po wzięciu pod uwagę wieku Kobe'ego i Nasha, na pewno czasem myśli o serii ze Spurs jako projekcji swoich najbliższych sezonów w LA... Bulls powoli na pewno zaczynają myśleć o starciu z Heat, gdzie moim zdaniem mają spore szanse na okazanie się trudnym rywalem, może nawet najtrudniejszym z wszystkich ekip Wschodu. Wszyscy spodziewają się od nich świetnej organizacji defensywnej i wyczerpującego podwajania, ale kiedy Nate Robinson włączy w sobie Jordana, dostajemy nie tylko najbardziej eskcytujące, ale też najbardziej absurdalne zwycięstwo, jakie widziałem w NBA od dawna. Grizzlies są lepsi z meczu na mecz. Teraz wygrana w LA i 4-2? Zach Randolph w dwóch meczach rozbudził nadzieję, że znowu będzie gwiazdą playoffów na Zachodzie.
-
Od dawna jedyną ciekawą walką była ta o miejsce w Lidze Mistrzów i cóż, nadal wygląda na to, że żadna z walczących ekip do końca na to nie zasługuje. Tottenham nadal ma problemy ze skutecznością, nie mając poza Bale'em nikogo, na kogo da się liczyć. Po remisie z Wigan, Spurs są faworytem do odpadnięcia, kolejny raz. Arsenal, po serii udanych wyników, ma na razie jeden punkt przewagi, dlatego będzie dla nich kluczowe, by pokonać dziś United i Van Persie'ego. Jak zagra United, trudno powiedzieć, ale w sumie nie mają już nic lepszego do roboty niż się postarać, więc powinno być ciekawie.
-
No dobra, uwierzyłem "Bildowi" bo z Goetzem mieli rację, ale bez jaj, teraz widać na dłoni, że to wszystko zaplanowane... raczej nie tylko przez manadżera Lewandowskiego. Nie ma co wierzyć w żadne doniesienia. Christian Eriksen stwierdził, że chętnie poszedłby do Dortmundu, ale na razie "Bild" (tytuł nieoficjalny - "Nasz Bayern") donosi o ustaleniu warunków kontraktu z Kevinem De Bruyne. Obiecujący transfer, to na pewno najlepszy młody piłkarz w Bundeslidze, który jest do kupienia przez Dortmund (Carvajal, Schuerrle czy gracze Bayernu nie są). Jakoś tylko średnio wierzę, że Chelsea tak po prostu puści taki talent. Według pisma, Dortmund ma wydać latem ok. 100 mln euro na załatanie dziur i po De Bruyne w kolejce są Song Heung-Min oraz Mattias Ginter i Fallou Diagne. Najbardziej podoba mi się jednak doniesienie, że interesują się... Mario Gomezem.
-
Mecz sezonu w San Fran, przynajmniej z tych playoffowych (ogólnie to może np. Boston-Miami w pamiętnej serii?). Starcie Lawsona z Currym elektryzujące. Nuggets znowu minimalnie przegrywają i zdecydowany faworyt jest w trudnej sytuacji. Czy z Gallinarim mieliby te kilka punktów więcej i 3-0 w serii? Nie dowiemy się. Spurs piorą Lakersów srogo, ale hej, są bez trzech podstawowych obrońców, startując Dariusem Morrisem i Andrew Goudelockiem. Jak się na nich patrzę, to okej, cofam słowa o tym, że to Kobe fatalnie bronił w tym sezonie... W każdym razie wychodzi na to, że kontuzje Gallo i Westbrooka mogą uprościć Spursom drogę do powrotu na szczyt. Duncan czynił dziś rzeź, trafiał wszystko i to w większości rzuty spoza trumny.
-
Z-Bo nareszcie powrócił, dzięki czemu tym razem to Memphis dominowało w trumnie, a obrona ulepsza swoją wydajność z meczu na mecz. Spory zastrzyk nadziei dla Grizzlies. CP3 nie zdobył punktu w ostatniej kwarcie, ponadto miał 4 asysty i 5 strat... Bucks, no nie, nie wygrają meczu. Jeśli nie mieli szans tak bardzo, chociaż prowadzili po połowie, a Dwyane Wade rzucał najgorzej w playoffowej karierze (1-12), to... jest, jak wszyscy przewidywali. LeBron, który przez całe ostatnie playoffy zawsze rzucał co najmniej 25 pkt., na razie jeszcze nie zaczyna się wysilać. Ray Allen wyprzedził Reggie'ego Millera w ilości trójek w playoffach. A niezauważany ciągle jest Chris Andersen, w niezwykłej formie jak na swój wiek. Od czasu jego przybycia Heat są 40-2 i oczywiście nie było w historii NBA ekipy, która miałaby ciąg 42 meczów z tylko dwiema porażkami. Bulls wydają się mieć mecz pod kontrolą. Był taki moment, że Nets mieli jakieś 25% skuteczności z gry... w pewnym momencie trafili JEDEN rzut na 26 kolejnych. Bulls również rzucali nędznie, a i tak mieli wyraźną przewagę. Brooklyn odrabiał w końcówce, ale to już była desperacja.
-
Mit, że Lewandowski marnuje wyjątkowo wiele okazji, nie jest skuteczny, to kolejna polska bzdurka. Moim zdaniem wywołana także tym, że ludzie nie oglądają w ogóle meczów innych drużyn, ale lubią sobie wyobrażać. W rzeczywistości żaden napastnik nie wykorzystuje każdej ani chociaż połowy sytuacji. W czołowych ligach koleś, który ma dwie sytuacje w meczu i strzela... ktoś taki nie istnieje i tyle. Jeśli wykorzystuje co czwartą, to jest to wynik bardzo dobry, na poziomie Van Persiego i Michu, liderów Premier League. Oczywiście o wiele gorszy od Messiego, z którym tak naprawdę nikogo nie powinno się porównywać, ale wyraźnie lepszy od Cristiano. Każdy, kto sobie czasem puści Real zamiast wyobrażać, wie, że regularność "zawsze gol a czasem trzy" Cristiano bierze się nie tylko z doskonale wybitnie perfekcyjnej gry, ale pomaga też fakt, że koleś oddaje w meczu z 10 strzałów i generalnie co chwila bez względu na sytuację próbuje gola. W tych eliminacjach Portugalia ma dużo łatwiejszą grupę od Polski, a Cristiano miażdży Roberta wynikiem jednego gola, strzelonego w triumfie 2-1 nad Luksemburgiem...