-
Postów
23 378 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Wygrywanie nie jest kwestią charakterystyki gry, tylko poziomu. Kagawa jest piłkarzem, który jest uważany za jednego z najlepszych w Bundeslidze i jeśli nie wystąpią jakieś nieoczekiwane problemy, będzie też jednym z najlepszych w Anglii. Wszystko wskazuje na to, że będzie dużym wzmocnieniem Manchesteru United. United gra tymi ustawieniami. Ostatni mecz sezonu - grali 4-5-1 (Giggs, Carrick i Scholes w środku). W przedostatnim 4-4-2. Z City grali w sumie chyba 4-3-3: Giggs na lewym skrzydle, na pomocy Carrick, Scholes i Park. To nie jest problem. Kagawa może grać na obu pozycjach, na których wystawiany był Giggs - jako środkowy pomocnik-kreator w Borussii, w kadrze gra zazwyczaj na lewym skrzydle. Nie sądzę, żeby miało coś złego wyniknąć także z tego, gdyby w 4-4-2 partnerował z przodu Rooneyowi. United potrzebuje oczywiście bardziej defensywnego pomocnika, do pomocy Carrickowi, ale żaden piłkarz nie załata obu tych dziur naraz. W Realu i Barcelonie też od tego są osobni piłkarze. Sneijder, Veron czy Nedved też by tego nie zrobili. Valencia był bardzo wysoko ceniony, gdy grał w Wigan. Zresztą gdyby nie był, nie kosztowałby 20 mln euro. Nos menadżera i szlifowanie diamentu to mamy w takiej Borussii, gdzie na cały skład tyle nie wydano. Albo Swansea. Jak na kogoś się wydaje 20 mln euro, to on grając tak jak Valencia po prostu spełnia oczekiwania. Na początku nie spełniał. W każdym razie z mojego punktu widzenia nie uznałbym tego za takie osiągnięcie Fergusona, że Valencia zaczął w końcu grać naprawdę dobrze.
-
W pojedynkę zapewnił sobie pierścień. Dobrze wiedzieć. Ja tam pamiętam, że chyba jeszcze ktoś tam w podobnej koszulce się kręcił po boisku, no ale to chyba przywidzenie było. Pytanie brzmi, czemu Wade teraz nie wygrywa meczów w pojedynkę, przecież to lepsze niż przegrywanie w pięciu. Gra gorzej? Coś nie wygląda. Grałeś kiedyś w ogóle w jakiś sport? Naprawdę po tym, jak lepiej zbudowany zespół ogrywał twój to myślałeś "hm, to kwestia mojej psychiki"? Rozumiem, że ich treningi wyglądały tak, że siedzieli na matach i medytowali ku lepszej mentalności, a wy jak cepy rzucaliście, biegaliście i chodziliście na siłkę, dlatego przegraliście. Naprawdę, nie ma sensownego powodu, by wszędzie dorabiać wielkie znaczenie mentalności. Media muszą to robić, bo takie teksty są atrakcyjniejsze, ja też tak robiłem, nikogo obchodzi ciężka praca. Ale sukces w samym graniu w kosza jakoś zawsze wynika z analizy ścisłej, nie humanistycznej. Heat nie mieli pod koszem nikogo i Kevin Garnett sobie robił co chciał, a Brandon Bass rzucił więcej punktów niż ktokolwiek w Heat spoza duetu LBJ/Wade - proszę, opisz mi głupiemu dokładnie, jak psychika innego gracza miała zmienić tę sytuację. Chętnie się dowiem, jakie to rozwijające doświadczenia trzeba mieć za sobą jako człowiek, żeby kolesie, którym rzucasz na obwód, trafiali czasem trójkę. Czemu raz trafiają, a raz nie? Czyżby LeBron w jednej minucie był dojrzały, a w drugiej znów niedojrzały? I czy nie wynika z tego, że w sumie cała ta liga jest skrajnie rozchwiana emocjonalnie? Nie pamiętam, żeby ktoś wygrał wszystkie mecze w karierze. Paulowi Pierce'owi w momentach trafionych rzutów jaja nagle wyrastają, gdy pudłuje znów ich nie ma? Chcę wiedzieć, jak to działa. Po tej "decydującej trójce" w tym meczu było jeszcze siedem akcji, z których potencjalnie mogło paść 18 pkt. Niektóre z tych akcji się udały, inne nie. Ale przecież one nie miały żadnego wpływu na wynik. Bo nie da się do nich dorobić fajnej historyjki o ludzkim charakterze.
-
Boże, mogłoby kiedyś Miami coś wygrać i może bym wtedy przestał czytać te opowieści o tym, jak to granie w koszykówkę jest niesamowicie psychicznym zadaniem i jedynym możliwym powodem tego, że rywal dobiega w dobre miejsce i trafia rzuty, są niedostatki psychiczne jednego z graczy. Kiedy Miami wygrywało w "najważniejszych momentach", to jakoś media nie zostały zalane tekstami o tym, jak to Kevin Garnett nie dorósł psychicznie, trzeba było pisać o graniu w kosza. Prawdopodobnie LeBron powinien kontrolować lot piłki telekinezą, wtedy faktycznie jego psychika mogłaby wygrać mecz. Tydzień temu dwie drużyny wydawały się mieć swoje serie zdecydowanie pod kontrolą, a tutaj taki zwrot. Skazane na porażkę OKC i Boston zakontrowały po prostu grając lepiej, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. W przypadku Thunder nie myślałem, że w ciągu paru meczów tylu ich graczy jest w stanie grać tak dobrze. W przypadku Celtics nie myślałem, że Kevin Garnett będzie w stanie utrzymać tempo z poprzednich rund, ale owszem, ciągle jest jednym z najlepszych graczy tych playoffów. Oba zespoły mają niby wąskie składy, ale Celtowie są po prostu lepiej poukładani, a Spo chyba za bardzo się podjarał serią z Indianą i zapomniał, że rok temu 4-1 z Celtami osiągnął dzięki innemu kryciu Rondo i pod koszem. Dzisiaj odpalił też nagle Mickael Pietrus, który ostatnio pięć rzutów w jednym meczu trafił 22 marca. To pewnie wywołane psychiką LeBrona. Trzeba przyznać, że Celtics grają po prostu lepiej w koszykówkę i w sumie byli o włos od wygrania tej serii 4-1 (choć przecież ledwie kilka akcji w drugą stronę i mielibyśmy 4-1 dla Heat). Wydaje się mało prawdopodobne, żeby to wypuścili. Niby podobny moment był w serii z Indianą, ale to było jednak bardziej wrażenie beznadziejności Heat, niż wspaniałości Pacers. Wade przeszedł jakiś tam zabieg i wystarczyło. Teraz Celtics grają naprawdę dobrze. Gdy na boisku nie było Wade'a na koniec trzeciej kwarty, odrobili straty z nawiązką. Heat potrzebują więcej opcji, ale nawet nie udają. Battier, Haslem, Miller, Jones, Cole - co za przepych, tak trudno wybrać najbardziej bezużytecznego ofensywnie zawodnika w tym meczu. Spo nie wpuści jednak tak dobrego rok temu Joela Anthony'ego, bo po co kryć Garnetta. Oczekiwałem, że psychika LeBrona będzie to robić, ale okazało się, że jest niematerialnym bytem, a nie przyzwoitym defensywnie centrem.
-
The Wire: musical http://www.funnyordie.com/videos/414fa4b226/the-wire-the-musical-with-michael-kenneth-williams?playlist=featured_videos zniszczenie ;]
-
Według twojego opisu to on jeszcze bardziej pasuje do obecnego United. Nic specjalnego nie robi, coś tam strzeli, coś tam poda, a po 90 minutach wychodzi, że znowu mieliśmy gola po jego akcji. Kagawa to piłkarz o renomie jednego z najlepszych w Bundeslidze, kupiony za duże pieniądze. Jeśli nawet stanie się czołowym zawodnikiem United, nie będzie to żadne odkrycie i oszlifowanie Fergusona.
-
Nie będzie goli jak Ronaldinho, uu . Co jak co, ale Kagawa zdecydowanie jest kolesiem, który potrafi przedryblować dwóch obrońców na dużej prędkości. Potrafi też strzelać z dystansu. Zdarzało mu się robić jedno i drugie w jednym momencie (mecz z Schalke przychodzi do głowy). Może i rzadko kładzie bramkarzy (piszesz o tym, jakby to był taki standard w Premier League...), ale często uderza obok nich, a w bramkę - wystarczy. Moim zdaniem Kagawa umie więcej, niż Scholes. Jest szybki, waleczny, potrafi znaleźć się przy piłce w tłoku. Dodajmy do tego niezły i oparty na bieganiu drybling i myślę, że w warunkach angielskiej piłki zamieni się w czołowego generatora rzutów karnych w Premier League. Mogę postawić dzisiaj pół litra na to, że w przyszłym sezonie zobaczymy co najmniej pięć wapien po faulach na nim. Jego dośrodkowania są niezłe, a podania na małą odległość - czołowe. Ilość okazji, jakie stwarzał napastnikom czy skrzydłowym jest przez ciebie zdecydowanie niedoceniana. Kagawa łapie piłkę, mija pół sekundy, ona jest na stopie Grosskreutza czy Lewandowskiego. To finiszer i kreator w jednym, pracowity i szybko myślący - moim zdaniem ktoś, kto do United pasuje jak ulał, transfer lepszy niż Sneijder czy ktokolwiek inny z dostępnych. Gra dobrze tylko ze słabeuszami? Obrońcy Bayernu mogą mieć inne zdanie. Bayern grał w tym sezonie z ekipami angielskimi, z którymi United będzie walczyć o mistrzostwo, i jakoś nie widziałem tam chętnych, żeby robili to, co Kagawa. Oczywiście ciągle zastanawiam się, jak piłkarze Borussii mogą wypaść, nie mając pod opieką Kloppa. To on dla mnie jest największą gwiazdą w Dortmundzie. Ale wydaje mi się, że Kagawa jest najbardziej "gotowy", by w Premier League prezentować równie wiele albo więcej, niż w perfekcyjnie poskładanej Borussii. To dobry transfer - na ten moment wydaje się, że może się okazać nietrafiony, ale raczej będzie trafiony, a być może rewelacyjny. Kwota jest uzasadniona, piłkarz ma cechy, których najbardziej brakowało, gratulacje dla Fergusona. Strata dla Dortmundu. Kagawa w rundzie wiosennej strzelał lub asystował w 12 meczach (na 17), jego regularność w zagrażaniu bramce była bardzo ważna dla odrobienia strat i uzyskania rekordowej ilości punktów. W tym momencie bardzo dużo będzie się opierać na tym, czy Goetze spełni nadzieje, jakie budził przed kontuzją. Ale fakt, że Dortmund był w stanie zagrać taką rundę bez dwóch kluczowych wcześniej w środku graczy, jakimi byli Sahin i Goetze, mówi wiele o możliwościach Kagawy.
-
No to nie najlepszą masz pamięć, bo z ilością gdzieś bodaj dwudziestu LeBron ma być może najwięcej gamewinnerów spośród obecnie grających w NBA zawodników (zależy co uznać za game winnera - przy niektórych sposbach liczenia ma ich dwukrotnie mniej). Poza tym, "I always miss" znaczy po angielsku "zawsze pudłuję", a nie "nie rzucam". Jakby ktoś nie oglądał meczu to po twoich postach by pomyślał, że LeBron mógł wygrać mecz ostatnim rzutem i spudłował "jak zawsze". Przyznasz, że dość to daleko od rzeczywistości. Takie ścisłe game winnery, że ostatnia akcja i rzut wygrywa mecz, generalnie są bardzo rzadkim i losowym zjawiskiem, zwłaszcza w playoffach. Jeśli w meczu o taką stawkę ktoś je trafia, to zazwyczaj jest to zadaniowiec. Nikt normalny nie pozwoli pierwszej opcji rywala żeby rzucała. Taki koleś jak Michael Jordan w epoce mistrzowskiej Bulls zaliczył całe dwa game winnery. Chyba nie tak wiele jak na tyle meczów... W latach 80. miał ich więcej, ale Bulls mieli gorsze wyniki, bo mieli za mało zespołu, a za dużo Jordana. Nie zmienia to faktu, że mecz się wygrywa przez setkę kolejnych akcji, a nie w ostatniej. No ale to już wszystko sto razy napisano. Seria okazuje się jednak fajna i zacięta, aczkolwiek jak na finały konferencji, nie mogę nie być nieco zawiedziony. Niby LeBron i Rondo grają na poziomie legendarnym, ale zespołowy kosz z tego średni wychodzi. Heat potrzebują tak naprawdę dwóch graczy, żeby wygrywać. Dopóki Wade się nie zaciął, mieli to wszystko raczej pod kontrolą. Teraz Celtowie ledwo wygrali, mimo że ostatecznie nie grał LeBron, nie grał Bosh, a Wade grał beznadziejnie. Podtrzymuję opinię, że na zachodzie oglądamy przedwczesny finał i może nie ma tam game winnerów, ale jest masa fantastycznej koszykówki i co chwila nowy gracz pokazuje coś ciekawego. To jest koszykówka. Granie z kalekami z Miami lub Bostonu będzie dla zwycięzcy tej najlepszej od dawna serii spacerkiem. Tak się wydaje patrząc na kolejne mecze...
-
Ale tak generalnie to wiesz, że to jest szef firmy, która wprowadziła w zasadzie wszystko jeśli chodzi o używane dzisiaj kontrolery do gier?
-
OMG Chelsea jest taka ważna, klękamy.
-
Jak pisałem, nie ma żadnego powodu, żeby obecnie Ferdinand grał w kadrze. Rozumiem, że powoływanie kogoś za zasługi to by nie było kolesiostwo. Natomiast na pewno nazwisko Kelly'ego jest zaskakujące. Koleś zagrał po ostatniej kontuzji ile, dwa mecze zanim skończyła się liga? Trudno nawet powiedzieć, że jest w podstawowym składzie Liverpoolu. Taki Micah Richards wydaje się być zdecydowanie lepszym typem na prawą obronę. Podejrzewam, że zadecydowało to, iż w Liverpoolu był próbowany także na lewej flance (gdy po drugiej stronie był Glen Johnson). Przy takim tempie kontuzji może to się jeszcze okazać przydatne... To jest dziwny wybór, ale ktokolwiek by nie został powołany w takiej sytuacji, pewnie i tak nie powąchałby murawy, więc wiele to nie zmieni. Pierwszym wyborem na stoperze nadal są Terry i Lescott, a na prawej stronie - Phil Jones albo Johnson.
-
No Grecja jednak więcej strzelała. Samo porównanie próbki Hiszpania-Portugalia-Rosja do Słowenia-Algieria-USA jest przekomiczne, ale już mniejsza z tym. Brakuje jeszcze argumentu, że przecież Anglia strzeliła Bułgarii cztery gole, więc atak mają potężny. Nie wiem, co to ma do rzeczy. Czy ja się gdzieś wypowiadałem, co "trzeba"? Każdy gra jak umie. Nie każdemu pisane bycie potęgą piłkarską. Twierdzę tylko, że widzenie w Anglii przepotężnego wyboru geniuszy piłkarskich, którzy tylko przez sędziego nie wygrają Euro, jest śmieszne. Gdyby ktoś tak pisał o Grecji, to też by było śmieszne. Oczywiście mistrzostwa to mistrzostwa i kto wie, raz na jakiś czas się trafi kurze ziarno. Grecja albo Anglia mogą i wygrać Euro, ale jeśli ktoś teraz pisze, że widzi jakiekolwiek podstawy, by to uznać za coś innego niż sensację, to jest zwykły absurd. Taki urok kibicowania, że to nieco absurdalne. No ale bez wątpienia jest absurdalne.
-
Nie no, wiadomo, że to wszystko wina sędziego. Sędziego, kontuzji i trenera ch'uja - tych samych powodów, co odpadnięcie każdego zawsze. Może jeszcze dojdzie "brak motywacji i zlekceważenie przeciwnika", no ale to pośrednio będzie wina trenera ch'uja, który wybrał takich złych graczy. Wychodzenie z grup na Mundialu to trochę co innego, niż na Euro. Na Euro prawdopodobnie nie będzie drużyn typu Algieria. Przypominam, że w megatrudnej grupie USA-Algieria-Słowenia potężni Anglicy strzelili łącznie dwa gole - a wtedy grali Lampard, Rooney i Barry.
-
Rozumiem, że np. w 2008 roku wyszli z grupy?
-
No faktycznie - jak ja mogłem napisać, że Anglia nie ma obecnie żadnego dobrego piłkarza, skoro takie nazwiska jak Alan Shearer. Świetne. Patrząc na postawę w ostatnich miesiącach, Hart niekoniecznie jest lepszy od takiego Cecha. Czyli co, Czechy są faworytem do mistrzostwa? Hiszpania, Niemcy, Holandia czy Włochy też mają dobrych golkiperów, ale przy okazji coś z przodu. Bardziej wierzę w bramki Davida Silvy albo Iniesty czy nawet tego Balotellego, obsługiwanego podania Pirlo, niż, hm... Shearera i Owena. Oczywiście to jest krótki turniej i wszystko się może zdarzyć. Już nie takie ekipy ugrywały coś na mistrzostwach. Ale tak na co dzień, to jest słaba ekipa.
-
Ferdinand jest na dzień obecny już tylko średnim obrońcą, w klubie gorszym od Evansa. Anglia przez ostatnie lata miała trochę udanych defensywnie meczów - zwycięstwa do zera z Bułgarią, jeden gol stracony ze Szwajcarią po "randomowej" bombie Shaqiriego - i Ferdinanda nie było wtedy w składzie. W poprzednim roku zagrał w kadrze raz - u siebie ze Szwajcarią - i był najgorszy na boisku, przyczyniając się do utraty dwóch goli i dwóch punktów. W tym roku chyba w ogóle już nie zagrał. Od dłuższego czasu Ferdinand nie miał miejsca w kadrze i nie ma żadnego racjonalnego powodu, by w niej był. No ale wiadomo, kiedy ten niemający żadnego dobrego zawodnika poza bramkarzem zespół znowu "zaskakująco" nie wyjdzie z grupy, to będzie bez wątpienia wina braku Rio Ferdinanda.
-
Chelsea dostała prezent od losu, wygrywając tak fuksiarsko LM. Zostawienie Torresa i wywalenie Sturridge'a byłoby pokazaniem, że niczego się nie nauczyli. Sturridge już gra zdecydowanie lepiej i skuteczniej, a ma dopiero 22 lata. Torres nikogo nigdzie nie wywinduje.
-
Efekt wrogich mediów. Gdy kontrowersyjne gwizdki szły niedawno na korzyść Celtics czy Indiany, nikt tutaj jakoś nie zwracał uwagi. Po reakcji niektórych można by pomyśleć, że przez ten faul Wade'a Miami dostało 20 punktów.
-
dla niego to nie pierwszyzna. zdążył się już chłopak przyzwyczaić. Jego poprzednie finały ze Spurs to było jednak co innego. Miał 22 lata i jeszcze czuć było pewną wyrozumiałość. No wiadomo, na własnych barkach wyciągnąć ekipę do finału NBA w takim wieku, no można uznać, że jeszcze tak kompletnie nie zawiódł. Z kolei rok temu Dallas nie byli aż tacy silni. Zresztą zabrakło dwóch udanych akcji, by Heat ich wysweepowali. To był jednak dość dogodny moment na wygranie mistrzostwa, gdyby LeBron grał na najwyższym poziomie, jak to robi prawie zawsze. Urazy czy nie urazy, nie grał na najwyższym poziomie. Przez całe playoffy zanotował PER na poziomie poniżej 24, czyli bynajmniej nie legendarnym, gorszym od paru innych graczy. Teraz zaś Spurs są dużo lepsi, niż pięć lat temu. Są naprawdę mocni i to w taki sposób, że talent jednego zawodnika w sumie wiele nie poradzi. I ciągle mają luzy. Czasami ma się wrażenie, że gdyby musieli grać na maksa, rzucaliby 150 punktów na mecz. Oczywiście muszą gdzieś mieć sufit, ale Thunder na razie go nie sprawdzili. Nie sprawdzili go meczem, który był jedną z najlepszych porażek, jakie widziałem w ostatnich latach. Meczem, w którym Kevin Durant w zasadzie trafiał co chciał, a Westbrook i Harden grali w ofensywie doskonale. Widzę jakiś potencjał w tym, że Kendrick Perkins ewidentnie sobie nie radzi. Jak już każdy napisał, podkoszowi Spurs radzą sobie świetnie daleko od kosza i Perkins jest nieprzydatny. A to oznacza, że zmienienie go może dać dobre rezultaty. Piątka z Ibaką i Durantem pod koszem odrabiała straty i od dziś może zobaczymy jej więcej. Jeśli Spo nie jest taki, jak myślę, to też się czegoś nauczy z tej serii i na finały wyjdzie piątką z Boshem na C i LeBronem jako PF. I to jest pięciu ruszających się kolesi, którzy mogą coś zdziałać w obronie, jakkolwiek paru z nich ma swoje wady (Battier rzuca ostatnio koszmarnie, a Wade i Chalmers łatwo się gubią w obronie). LeBron to lepszy obrońca na... no, pozycji obrońcy, ale Spurs to taki pomieszany funkcjami zespół, że może i tak byłoby lepiej. No i to jest być może tym bardziej przykre - że Heat, o ile Bosh będzie na siłach, to w sumie całkiem solidna grupa, dość gotowa na ten typ rywala, z jednym z najlepszych graczy po obu stronach parkietu i innym też wspaniałym. A jednak tak trudno nie odnosić wrażenia, że to będzie dla Spurs gładka jazda. Heat jak zwykle w trudnych momentach podejmą taktykę "no weź LeBron coś tam zrób", ale choćby utrzymał obecne tempo i zagrał jedne z najlepszych (najlepsze?) indywidualnie playoffów w historii, na ten moment nie wygląda, by to miało wystarczyć. Spurs będą sobie podawać i podawać, Heat zaczną latać dokoła, wszyscy zaczną się wnerwiać. There will be bezradność.
-
No tak, selekcjoner pominął przecież tak sprawdzonych i będących w świetnej formie piłkarzy jak... hm... no, tego... Peter Crouch? No jak można tak źle selekcjonować.
-
Stern najpierw sprzedał loterię w zamian za wykupienie Hornets, a później zapłacił sędziom za nieuznanie ledwo widocznego faulu Wade'a. Tak czy siak, to duże wydarzenie, bo Anthony Davis szykuje się na największy talent w NBA od czasów co najmniej Kevina Duranta. Tak twierdzą niektórzy. Inni nie. Ale wydaje się, że to jeden z tych kolesi, którzy w ciągu paru lat robią z ekipy pretendenta do tytułu. Jakkolwiek śmiesznie to by nie brzmiało w kontekście Hornets. Spurs wygrywają w tych playoffach średnio różnicą 12,5 pkt. To trzecia najwyższa różnica w historii, za Bucks '71 i Lakers '01. LeBrona czekają w finałach przykre momenty życia.
-
Tak krótkie rozgrywki to będzie totalny random, ale można się pobawić. Na ten moment jestem w miarę pewien paru piłkarzy: Piszczek - żaden obrońca w Europie nie zaliczył tylu asyst i goli. Rywale z grupy nie strzelają wielu goli. Tani. Alba - po dziwnych powołaniach Del Bosque nie ma wyboru, musi grać nim na lewej obronie. Hiszpania traci zazwyczaj mało goli. Najlepszy asystent Valencii, potrafi strzelić. Barzagli i Pirlo - Włosi pachną nietraceniem goli. Pirlo to maszyna do asyst, ekipa powinna być ustawiona pod niego. Krohn-Dehli - Eriksen jest głównym generatorem akcji w Danii, ale Krohn-Dehli częściej strzela. Trudny wybór. Dżagojew - Rosja jest faworytem do wygrania grupy, a Dżagojew jest najlepszym strzelcem i twórcą okazji w zespole. Sebastian Larsson - nie bez powodu wybrany przez 10% wszystkich grających. Od jakiegoś czasu najgroźniejszy ofensywnie zawodnik Szwecji, mającej w grupie dwie "droższe" ekipy, które jednakże od wielu lat grają zawsze słabo. Llorente - w ataku największy problem. Wydaje się, że największe szanse na gole są w gurpie B, ale każda drużyna ma wiele opcji w ataku (Huntelaar od jakiegoś czasu nie zawodzi, ale na ostatnim turnieju strzelał głównie Sneijder i trochę Robben). Być może największym pewniakiem do udziału w bramkach swojej ekipy jest Nani (z wyjątkiem meczu z Holandią, gdzie powinien szaleć Ronaldo). Z Hiszpanią jest ten problem, że nadal nie wiadomo, kto zagra na szpicy. W eliminacjach najlepszym strzelcem (poza Villą) był Silva, ale ma za sobą długi i męczący sezon. Być może trzeba będzie rozważyć strzelaniny w meczach grupy B (Bendtner wygląda jak typ kolesia, który strzela gole po błędach Matsa Hummelsa) bądź A (poza Grecją, bo nie wierzę, żeby w meczach Grecji padł więcej niż jeden gol).
-
Podobnie jak Gareth Barry. Anglia ma oficjalnie zero dobrych piłkarzy.
-
To był sparing. Przypominam, że dwa lata temu tuż przed Mundialem sparing ze Szwajcarią przegrała Hiszpania. Żeby zobaczyć, jak szalenie istotny był dla Niemców ten wynik, wystarczy popatrzeć na ich skład. Brak graczy z Bayernu, którzy są kluczowi. Ale tak czy siak, mecz faktycznie przypomniał o pewnych brakach, jakie mają Niemcy. Obrona? Wydaje się, że spokojnym można być tylko o prawą stronę. Hummels ciągle jest w kadrze niewiadomą (żeby nie powiedzieć wprost, że zazwyczaj zawodzi), więc pewnie na Euro zagrają Badstuber i Mertesacker. Ale ten drugi też zagrał ze Szwajcarią koszmarnie. W ataku zaś klęska urodzaju może szybko przejść w klęskę nieurodzaju. Miroslav Klose może pobić wiele rekordów na tym turnieju, ale też, kto wie, może jego czas dobiegł końca. Miał za sobą wymagający sezon zakończony kontuzją i po powrocie z niej nie jest na razie tak błyskotliwy. Możliwe, że Low go posadzi i grać będzie Gomez. A jaką specyfikę ma Gomez, wszyscy wiemy. Może być różnie. To co, finał Dania-Polska?
-
Na razie poczekajmy, aż Spurs faktycznie przegrają mecz. Jak to ktoś wyliczył, po All-Star Weekendzie Spurs - gdy grają pierwszym składem - mają bilans 48-4, więc długą serię trzeba ciągle rozważać w kategoriach dużej niespodzianki. Do tej pory tylko trzykrotnie ekipy zaczynały playoffy od dziewięciu zwycięstw i zawsze byli to Lakers. Przy czym w 1989 r. ich trzy kolejne sweepy skończyły się... sweepem od Detroit w finale. Później zaczęli od dziewięciu zwycięstw jeszcze w 2001 r., gdzie przegrali w finale jeden mecz (wcześniej w 1982 r., mistrz). A jednak w pierwszym meczu było czuć, że Thunder chyba stać na wygranie czegoś. Wydaje się, że ich wielką trójkę (ech, kto teraz nie ma swojej?) stać na zagranie wyraźnie lepiej w ofensywie, podczas gdy cały zespół świetnie "kleił się" do Spurs, zostawiając im na całej szerokości mało miejsca. No, przez trzy kwarty. Bo czwarta to był jakiś kosmos w wykonaniu Spurs. Oglądam to sobie kolejny raz i brwi same się unoszą. Podkręcili tempo i temperaturę i ich rozjechali.