-
Postów
23 378 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
W obecnej formie Dwyane Wade'a, wydaje się, że i sweep jest możliwy. W obronę Celtics wchodził tak samo jak w Pacers, jak w masło. Celtics mają po prostu za mało odpowiedzi - zwłaszcza w momencie, gdy Shane Battier jest w stanie tłamsić Paula Pierce'a i Miami po prostu rządzi pod koszem. LeBron z każdym meczem jako podkoszowy wygląda na czującego się tam coraz lepiej i nie sam wynik wywołał falę dzisiejszych komentarzy typu "Miami sweep", tylko to, na jak dużym luziku tę kilkunastopunktową przewagę osiągnęli. Miało się cały czas wrażenie, że jeśliby Battier czy Mike Miller nawet sobie nie radzili, to LeBron jak w zezłym roku zacznie po prostu trafiać do kosza w każdej akcji, ewentualnie puszczać w uliczkę rączą sarenkę Wade'a. Dziwi mnie, że Spo kazał im grać do końca meczu. Co mogą zrobić Celtics? Kevin Garnett nadal jest jednym z najlepszych graczy tych playoffów. Trzeba po prostu oczekiwać lepszej postawy pozostałych członków Wielkiej Czwórki. Pierce i Allen pokazali w tym sezonie, że stać ich na dużo skuteczniejszą grę... może, czasem. Rondo pewnie też czeka w tej serii na lepszy mecz. Na razie wygląda to wszystko dokładnie tak, jak się przewidywało - Celtowie są za starzy, zbyt poobijani, za słabi.
-
Dla fanów Chelsea dzisiaj dwie wiadomości: Dobra wiadomość - Hazard ogłosił, że przychodzi. Zła - Torres ogłosił, że nie odchodzi. Generalnie Hazard od paru lat jest jednym z moich ulubionych graczy i trochę żal, że dzięki sukcesowi w LM idzie do klubu, który jest prawdopodobnie najgorszym zwycięzca jakiegokolwiek pucharu w nowożytnej historii piłki nożnej. Niedawno pisałem, że to idealny transfer, bo gwarantuje wyzwanie i grę w każdym meczu Hazardowi, a Chelsea bardzo potrzebuje takiego gracza, ale po tych wyczynach w LM nieco niesmak pozostał. No cóż, nowy sezon to nowe możliwości. Sęk w tym, że Abramowicz znowu śmieje się w twarz Financial Fair Play, bo przecież nie wierzę, że nie wyda kolejnych 40 mln na napastnika i jeszcze co najmniej tyle na uzupełnienia obrony.
-
W tej grze jest trudno być niedopakowanym (a także przepakowanym) ze względu na mocne skalowanie zdobywanego doświadczenia. Jeśli jesteś na poziomie rywali, to cię atakują i dają dużo doświadczenia, a jeśli już nie stanowią zagrożenia, to nie atakują cię i ty nie masz po co z nimi walczyć. Jeśli ktoś mówi, że łaził po krainach, dobierał ekwipunek i nadal miał problemy, to ja nie umiem sobie tego wyobrazić. Tak, jedną z możliwych opcji jest to, że pominął jakiś aspekt gry, co jest zrozumiałe, bo jest tego sporo i jednak nie wszystko jest jasno wytłumaczone w tutorialach (śmiejcie się, ale ja chyba dopiero po 30 godzinach gry zacząłem... używać map z menu do teleportacji od razu po całym świecie. Wcześniej łaziłem z krainy do krainy. Wiem, wiem - to duża opcja w menu, wyraźnie zaznaczona. Ale po prostu wydawało mi się zbytnim rozpieszczeniem, by było możliwe tak po całym świecie natychmiast. Jest dużo więcej takich rzeczy). Za co jestem wielce wdzięczny, obowiązkowych walk w tej grze prawie nie ma. Za mną ponad 55 godz. gry i ile ich mam za sobą? Może siedem? Raz mnie zabili wskutek złego podejścia, ale też nic strasznego się nie stało - zacząłem walkę jeszcze raz i było łatwiej. To też nie tak, że te walki trwają pół godziny jak w niektórych jRPG-ach, który tytuły znacie... Aczkolwiek bronię tezy o ogólnym upadku japońskich gier, to akurat konieczność powtarzania dużych partii to jest coś, do czego jest mi już trudno wrócić. Szczerze mówiąc, najbardziej irytowały mnie elementy "zręcznościowe", jakich zaliczyłem na razie dwa. Sam w sumie pisałem parę uwag negatywnych o niewielkim wpływie na walki, ale teraz, mając siedem postaci, doprawdy tak nie uważam. Możliwości jest sporo i często rotuję sobie drużynę, każdą postacią gra się nieco inaczej i fajnie. Co do scenariusza (przede wszystkim głównego wątku) to jestem wobec niego krytyczny, ale też nie załamuję się tym. To detal. Jestem kinomanem i jak chcę pooglądać anime to sobie oglądam anime. Duża ilość dialogów jest skuteczniejsza w książkach, ewentualnie niskobudżetowym teatrze. Gry w stylu dziesiątego Fajnala czy Xenosagi wydają mi się marnotrastwem środków. Jak mam mieć zajęte ręce wciskaniem X do przewijania dialogów, to wolę puścić film i sobie zjeść nimi obiad albo poobcinać paznokcie. Od gry oczekuję w dużej mierze właśnie tego, co mi daje Xenoblade - świata, który się nie tylko ogląda, ale w nim żyje i na niego działa. Design i interfejs, technicznie rzecz biorąc. Jest niewiele takich gier. Zelda i Metroid, Earthbound, Terranigma, Skies of Arcadia, Shenmue, później może kolejne części GTA, no i teraz Xenoblade. Natomiast czy fabuła nie jest wielowątkowa... Chyba jest. Nie są to może wątki jakoś ściśle powiązane z głównym, fakt... Ale śledzenie losów tej wielkiej siatki postaci z pięciu "miast" doprawdy wkręca. Główny wątek ciągle jest dla mnie tylko dodatkiem... Powiem więcej: wolę uczestniczyć w takich prostych historiach typu "napraw relacje rodziny przynosząc dwie marchewki" niż oglądać scenki Xenosagi, przepełnionych słowami odnoszącymi się do wszelakiej treści, ale niemających jako swoja historia żadnego ludzkiego znaczenia.
-
Gdyby Lucas był zdrowy, Gerrard by w sumie nie miał miejsca w pierwszym składzie słabego Liverpoolu. No ale wiadomo, ze dwa razy w ostatnim roku zagrał dobrze, tak że pewnie wygra Euro w pojedynkę.
-
Stewart Downing i Ashley Young w obecnej formie to potęga? Dobrze wiedzieć. To znaczy, Young w tych paru meczach w kadrze akurat wypadał nieźle, ale... Jest naprawdę paru piłkarzy angielskich, którzy przez ostatni rok prezentowali poziom np. naszego dortmundzkiego tria. Na pewno Rooney, Carrick i Parker, ale wygląda na to, że żaden z nich w pierwszym meczu nie zagra. Ktoś jeszcze? Może Lampard... Co do Hiszpanii to brak napastnika jest ewidentny. Villa jednak nie przez przypadek był najskuteczniejszym graczem Hiszpanii od czasów Di Stefano i w ostatnim turnieju być może wyciągnął Hiszpanię z totalnej porażki do ostatecznie mistrzostwa. A jednak wybór Del Bosque jest zdecydowanie bardzo dziwny. Torres, jak widać, także w kadrze jest kolesiem, który dostaje szanse z niewiadomego powodu. Przez ostatnie dwa lata strzelił tylko Lichtensteinowi i USA, w meczach wygranych po 4-0. Dokładnie to samo można powiedzieć o Negredo (choć on akurat strzelał w innym meczu z Liechtensteinem). Dostawał mniej szans, ale w ostatnim spotkaniu był co najmniej równie beznadziejny, co Soldado. Najlepiej w sparingu z Serbią wypadł Adrian Lopez i do składu nie wszedł. Hm. No cóż, to może nie mieć znaczenia, jeśli dobrze wypadnie Fernando Llorente... co prawda ostatniego gola w kadrze strzelił w 2010 roku, ale przynajmniej w meczu o punkty. No i może odgrywać Silvie i Macie, którzy powinni też umieć coś wykończyć.
-
Prawie że fascynująca seria Celtics-Sixers dobiegła wreszcie końca, toteż od dzisiaj już tylko finały konferencji. Rajon Rondo to ciągle człowiek triple-double. To było jego dziewiąte w playoffach, co stawia go wśród najlepszych historii (jeszcze dwa sprawią, że zrówna się na drugim miejscu z Jasonem Kiddem - pierwszy Magic miał ich w playoffowej karierze 30). Rondo-LeBron to zawsze było ciekawe starcie, w trakcie którego panowie tradycyjnie wymieniali się uprzejmościami. Ogólnie rywalizacja LeBron-Celtics wyrasta na jedną z największych, jakie mieliśmy w NBA (po tym sezonie LeBron będzie miał za sobą co najmniej 22 playoffowe mecze z Celtami). Ale patrząc na obecny skład obu ekip, wydaje się bardziej prawdopodobne, że James będzie głównie pilnowany przez Kevina Garnetta. Które na pewno nie będzie przyjemne. I to na moje oko największe szanse na niespodziankę w tej serii. W to, że Celtowie będą rzucać dużo punktów, raczej nie wierzę, chyba że Ray Allen dozna magicznego odmłodzenia... Szykuje się kolejna seria oparta na niwelowaniu sił przeciwnika, ale Dwyane Wade w formie z ostatnich spotkań chyba nie znajdzie odpowiedzi. Jakkolwiek Miami jest kiepskie, to nie wierzę, żebyśmy tutaj obejrzeli więcej niż jedno-dwa zwycięstwa Celtics.
-
Rooney nie będzie grał, Anglicy nie mają dobrych piłkarzy, Anglicy nie mają pomysłu na grę, Anglicy od 46 lat zawsze grają słabo i to tylko efekt kampanii medialnych, że ktoś kiedykolwiek daje im jakieś szanse na cokolwiek. Przypominanie o tych faktach to taki stały motyw tego tematu.
-
Na trzy dni przed oddaniem stadionu w ręce UEFA, prace nad wrocławskim obiektem dobiegły końca. Ruszyły światełka. http://www.youtube.com/watch?v=PTlxz8VEeJk&feature=related Wygląda fajnie i daje duże możliwości kreatywne. W każdym razie na pewno nie będzie wyglądać podczas meczów Euro jak "drut owinięty starą szmatą", jak pisali niektórzy forowicze.
-
Shane Battier znowu rzucał 1-7, ale tym razem nieźle trafiał zza linii Mike Miller. Wystarczyło, gdy swój chyba najlepszy mecz od czasu przyjścia LeBrona zagrał Wade. Aż człowiek zaczyna znowu wierzyć w potencjał tej "drużyny". Wade był dynamiczny i perfekcyjny, a LeBron ograniczył się do robienia wszystkiego. Zresztą też na zabójczej skuteczności. Patrząc pod kątem PER, jest on na razie na poziomie trzeciego najlepszego występu w playoffs w historii (drugie miejsce ma też LeBron, pierwsze Hakeem w... 1988 r., kiedy co prawda odpadł w pierwszej rundzie, ale robiąc nieziemskie statystyki). Oczywiście ta cyferka pewnie spadnie, bo czy to Celtics, czy Philly grają defensywnie i raczej nie pozwolą rywalom trzy razy z rzędu rzucić 100 punktów (Boston tylko kilka razy stracił choćby 90). Jeszcze jedna PER ciekawostka: najlepsi pod tym względem (za LBJ) gracze pozostali w playoffach to: Westbrook, Durant i... Tim Duncan. Co najmniej dwóch z nich chyba nie doceniano przed playoffami. Ich bezpośrednie starcia szykują się fascynująco. 36-letni Duncan jest jednym z najlepiej zbierających graczy pozostałych w grze (najlepszym jest rok młodszy Garnett), rzuca 54% z gry i jest najcięższym do przejścia graczem (za Garnettem...). Piąty pierścień byłby dla wielu przypomnieniem, przez jak wiele lat Duncan prezentował czołowy poziom po obu stronach parkietu i że to jeden z tych graczy, którzy faktycznie wznoszą się na wyższy poziom w playoffach, niezależnie od poziomu reszty ekipy.
-
Faworytem są chyba Niemcy. Niemcy praktycznie zawsze grają dobrze, a przez ostatnie dwa lata dojrzeli. Nadal ich kluczowi gracze są albo w kwiecie wieku, albo bardzo młodzi. Hiszpanie z kolei okazują oznaki zmęczenia. Xavi już nie jest najlepszym piłkarzem świata, Puyol gra w kratkę, Villa nie zagra. Ale to Euro. Jeden mecz to niewiele. Nie wiadomo. Patrząc na finał LM odnoszę wrażenie, że Niemcy też mogą nie być w idealnej kondycji.
-
Zwiastun podtrzymuje moje podejrzenie, że Luhrmann upokorzy literaturę.
-
Po ostatniej obijance, dzisiaj zapowiada się prawdziwy "mecz walki". Kiedy już LeBron postanowił grać jako rozgrywający center i jakoś tam Heat załatali dziury, Udonis Haslem uznał, że trafienie paru rzutów dwa mecze z rzędu jest zbyt piękne i z impetem zablokował szyję Tylera Hansbourough. Dzisiaj nie zagra. Indiana na pewno tanio skóry nie sprzeda. Tymczasem Sixers ciągle nie chcą dać się zarżnąć. W sobotę mogą stać się drugą ekipą w historii, która przeszła dwie rundy startując z ósmego miejsca.
-
Fergie zawsze ma sporo opcji, a później nieraz kupieni drogo gracze lądują na ławce "bo nie mają charakteru". Przed tym sezonem miałem wrażenie, że Nani i Young to będzie świetny duet skrzydłowych, a po jakimś czasie wyszło na to, że w sumie to tylko Valencia regularnie gra dobrze. Myślę, że mogliby np. grać ofensywnym kwartetem, jak Real. Hazard, Kagawa, Valencia (Nani?), Rooney. Kagawa i Hazard potrafią wejść w rolę napastnika, Rooney potrafi grać z tyłu, Hazard potrafi grać na środku i na prawej - prawdopodobnie taki kwartet dałby nam United, jakiego nie oglądaliśmy od lat, o ile kiedykolwiek. Fergie ma też jednak to do siebie, że co roku słuchamy plotki o setce graczy, których już praktycznie zakupił, a kończy się na pięciu z tej listy. Więc nie przesądzajmy. Hazard podobno zaczął się zastanawiać nad Chelsea, gdy ci wygrali LM. Tam nie byłoby bata, żeby nie był z miejsca niezastępowalnym liderem. Afera Hazardowa trochę już trwa, według oświadczenia jego agenta ciągle w grze są cztery kluby. Nie ma co dzielić skóry.
-
Najlepsze momenty Bonda: http://www.youtube.com/watch?v=-1lu-Q_c0kQ
-
Nie co dzień mistrzostwo zdobywa klub, którego szanse przed sezonem wyceniano na 80:1. Heh... Chciałbym rzucić jakieś fajne wytłumaczenie, czemu zaczęli grać tak dobrze, ale nie przychodzi mi nic do głowy. Grali bardzo dobrze. Piłkarze przysięgli, że nie opuszczą klubu, ale kto wie... Gratsy dla właścicieli PSG, którzy postanowili zwolnić Antoine'a Kombuare. Nie wierzyłem w sens tego posunięcia i faktycznie, PSG po wejściu Ancelottiego zaczęło grać nieco gorzej, mimo braku gry w pucharach. W przyszłym sezonie okaże się, czy europejskie doświadczenie Włocha przyniesie zyski. Z "polskiej" perspektywy można zwrócić uwagę na świetny finisz Bordeaux, które zajęło piąte miejsce, wygrywając ostatnich sześć spotkań. Ludovic Obraniak był chyba najlepszym ich graczem w rundzie wiosennej. Dobrym znakiem dla kadry także to, że w nowym klubie ostatecznie zszedł z prawej flanki i zadomowił się na środku, mając przed sobą co najmniej dwóch lub trzech graczy, i okazał się w tym bardzo dobry. W świetnych ostatnich meczach, jak z Rennes czy Auxerre, łączył strzały i asysty z odbieraniem piłki rywalowi i przytrzymywaniem jej. Nadal groźnie uderzał z daleka i stwarzał okazje. Wydaje mi się, że to mogą być bardzo przydatne umiejętności na Euro.
-
Obrazków z bloga Arrested Westeros nie wklejam, bo bym chyba musiał wszystkie. W drugim sezonie odnaleźli równie wielką dawkę rodzynków.
-
Spurs jadą dalej. Wiecie, kiedy ostatnio przegrail mecz, grając pierwszym składem? Kurde dawno. Dawno. Nie mieli litości nawet dla synka Chrisa Paula. LeBron pokonał Indianę. To już drugi raz w tej serii, kiedy LeBron musiał zagrać najlepszy indywidualny mecz całych tych playoffów (40/18/9 nie zanotował nikt w historii), żeby Heat wygrali. Pamiętacie, jak pisałem, że poza LeBronem ledwie dwóch graczy zaliczyło najwięcej playoffowych pkt./zb./as. w ekipie "choćby" 10 razy w karierze? Od tego czasu LeBron zrobił to już trzy razy w tej serii. Nie wróży to za dobrze Heat. Tym razem Udonis Haslem ożył, rzucił 14 pkt. (co przez cały sezon udało mu się trzykrotnie), tzw. reszta Heat dodała 17 i jakoś starczyło.Wygląda na to, że dwa dni odpoczynku to dla Heat za mało, co w playoffach jest nie najlepszą sprawą. Thunder mogą awansować już dziś i zaraz będzie finał Zachodu, a Wschodziaki będą się wyżynać.
-
Oglądając rundę wiosenną generalnie trudno określić postawę Robbena delikatniej, niż wielki zawód. Niby strzelił sporo goli, ale w większości - rywalom rozbijanym sześcioma czy siedmioma bramkami. Raz za razem okazywało się, że nie jest już w stanie stanowić czy stwarzać zagrożenia przeciwko porządnym defensywom. Jest zbyt ograniczony. Umie grać tylko lewą nogą, tylko na prawym skrzydle, tylko wewnętrznym podbiciem. Z tego powodu stłamszenie go jest dziecinnie łatwe, gdy rywal wskutek defensywnego podejścia albo dobrej organizacji go podwoi. Dobrzy obrońcy, jak Ashley Cole, w sumie nie lękają się go nawet w pojedynkę. Taki ograniczony styl gry wymaga prawdziwej perfekcji zagrań i dobrej szybkości, ale widzimy, że 28-letni, doświadczony kontuzjami Robben już nie jest perfekcyjny w tym, co robi. Może ze dwa podania niepolegające na pyknięciu na 5 metrów mu wyszły tak, jak powinny: szybko, celnie. Przez 120 minut. Niewiele. Parę razy wybuchałem śmiechem po jego kornerach, które leciały jak balonik wskroś boiska, aż lądowały na przeciwległym aucie, 20 metrów od linii końcowej. Xherdan Shaqiri może z miejsca wejść do pierwszego składu. Ma dość podobną specyfikę, ale wystarczy zobaczyć mecz z Manchesterem United, by zauważyć, że potrafi zmienić flankę i nią też popędzić i podryblować, a nawet pociągnąć coś środkiem. Prawą nogą nie odpali tych bomb czy asyst na 40 metrów, ale też nie musi zawsze sobie ustawiać pod lewą. Jest też graczem bardzo zdeterminowanym, nieodpuszczającym do końca meczu. Spodziewałem się w meczu bramek (takich normalnych), bo obie ekipy były pozbawione najlepszych swoich obrońców. Bayern nie miał problemów z tyłu, delikatnie mówiąc. Ale widać było brak Alaby, który w meczach z Realem czy Borussią był chyba najlepszym piłkarzem z pola Bawarczyków. Obecność na lewym skrzydle była bardzo pomocna. Gdy Contento zaczął to robić - w dogrywce - od razu zaczęło coś tam się dziać pod bramką. Nie za wiele, ale coś. To nieco pech z tymi dyskwalifikacjami, a nieco efekt konieczności grania ostro z Realem. Ale też Bawarczycy nie mogą narzekać, bo prawdopodobnie zawdzięczają ten finał terminarzowi Realu. W sumie każdy miał pecha. Wszystko, co można by ująć w jakąś sensowną strukturę, w tym sezonie przegrało. Wszystko ułożyło się na korzyść Chelsea, najsłabszej w epoce Romana, która przez całą edycję LM miała fuksa. "Piękno futbolu".
-
No to jak piszę - cała Europa powinna się uczyć od polskiej Ekstraklasy. Nikt nie dominuje, walka.
-
To nie była defensywna piłka, to była żadna piłka. "Walka" toczyła się głównie o to, żeby wybić piłkę na aut, ewentualnie zasłonić swoim ciałem wszelki możliwy kąt zagrania piłki... żeby piłka wyszła na aut. Bayern "walczył" o cokolwiek gdy piłka była na ich połowie, czyli przez jakiś 1% meczu. Na połowie rywala nie walczył, bo pykania środek-prawe skrzydło-środek-... aż do zablokowania któregoś zagrania nie nazwę walką o cokolwiek, sorry. A że zwycięstwo było niepewne do końca? Tak jak w meczu ŁKS-GKS. Kwestia gustu. Ja wolę oglądać jednostronną Barcelonę niż wyrównany mecz ŁKS-GKS. Patrząc na właściwszy "mecz sezonu" w Europie, czyli ostatnie starcie Barca-Real, widzimy jednak, że zdarzają się mecze mające ogólnie różne zalety, czyli szybkie, z dobrymi technicznymi zagraniami, z walką i dość wyrównane.
-
Jako że nigdy wcześniej w playoffach nie wygrała drużyna majaca 24 punkty straty, a wczoraj zdarzyło się to po raz drugi w tym sezonie, tym razem z Clippersami po drugiej stronie topora, można uznać playoffy za całkiem ciekawe. Ciekawsze? Że Spurs wygrali ten mecz na luziku. W trzeciej kwarcie rzucili 24 punkty z rzędu, wyszli na dwucyfrowe prowadzenie i tyle było z emocji. Czy trafienie na trzypunktową przewagę przy 13 sekundach do końca to game-winner? Na pewno ważny rzut, ale nie mniej imponujące było to, jak do remisu doprowadził Russell Westbrook. Niedługo ogłoszenie składów All-NBA i możliwe, że Kobe będzie w pierwszej piątce kosztem Russella - co będzie absurdem. Media zaczęły dzisiaj pisać, że Durant to najlepszy gracz tych playoffów, ale patrząc na całość meczów, chyba ciągle nie jest najlepszym graczem OKC. Nawet jeśli ubranka, jakie zakłada Westbrook na konferencje prasowe, sprawiają, że czuję się stary. Tak czy siak, Oklahoma ma po prostu różne opcje, których Lakers ciągle brakuje. Niby rzucili 100 punktów, ale brakuje nieco obecności pod koszem. Jednak niezła robota Perkinsa w tej serii. Gdy Westbrook źle stanął, już oczami wyobraźni widziałem koniec Thunder w tej serii i generalnie koniec zastanawiania się, kto może zdobyć mistrzostwo, ale wygląda na to, że Russell jednak jest z żelaza. Przez cztery sezony nie opuścił jeszcze żadnego meczu wskutek kontuzji i robi regularne postępy. Już w tym sezonie wyprzedził Rose'a (wyraźnie lepszego, gdy obaj grali pierwszy sezon), a po tej przykrej kontuzji prawdopodobnie Dytko już go nigdy nie dogoni. PG czy SG? Bez znaczenia, pora zacząć o nim myśleć jako czołowej postaci wśród wszystkich obrońców NBA. Cieszmy się LeBronem Jamesem - tak szybko odchodzi. Zaskoczyło mnie tylko to, że Heat posypali się tak szybko. Oddajmy sprawiedliwości, że Indiana zagrała naprawdę wspaniały mecz i w sumie jak się gra wspaniały mecz, no to powinno się wygrywać. Na wspaniały mecz raczej nie stać Heat, którzy po kontuzji Bosha grają dwiema opcjami ofensywnymi, a gdy jeszcze Wade gra coś takiego... to można tylko smutnie skonstatować, że nawet tak fatalnego i obrażonego Wade'a nie da się posadzić na ławce, bo James Jones rzuca w tej serii 20% z gry, a Shane Battier... 8%. Na szczęście Heat mogą szukać punktów pod koszem, gdzie zmieniający się obok LeBrona Joel Anthony oraz Ronny Turiaf są pewnym źródłem 3-4 celnych rzutów co mecz. A przecież może jeszcze wejść Dexter Pittman! To nie jest pierwszy ani drugi moment przez te dwa lata, gdy Heat nagle się kapują, że nigdy nie mieli żadnego pomysłu na grę i zaczynają wyglądać jak bardziej chaotyczna wersja Cavaliers. Trener Spoelstra generalnie nie sprawia wrażenia osoby radzącej sobie z kryzysami, a tu jest kryzys - co się działo na meczu, widzieliśmy, a dzień po meczu odwołano trening. Taktyka "niech LeBron coś wymyśli" może się nie sprawdzić przeciwko ekipie mającej sześciokrotnie więcej kompetentnych koszykarzy.
-
Oglądanie tego meczu, najgorszego finału LM w historii, było chyba wystarczającą karą dla każdego, kto cieszył się z braku Gran Derbi w finale, bo to takie fajne, że faworyci przegrali. No niestety, faworyci byli faworytami i idolami sezonowców, bo generalnie, tak na codzień, grali lepiej i ładniej w piłkę. Ten mecz zaś zaprezentował nam sztukę wybijania lagi do przodu (zazwyczaj na aut) i, w przypadku Bayernu, także okazjonalnego pykania sobie ze środka prawe skrzydło, by tam puścić skazane na blok dośrodkowanie. Ach, prawdziwy futbol dla mężczyzn. No ale wiadomo, takie "piękno futbolu", że zespół, który w sumie nie grał lepiej od rywala w 1/8, 1/4, 1/2 ORAZ w finale, dostaje najważniejsze trofeum sezonu. Nie wygrał żaden z tych głupich modnych klubów, które grają jakieś tam podania i akcje i ataki i takimi prostackimi metodami podbijają serca nastolatków, tak że koneserzy się radują.
-
Lol. Gadałeś, że Borussia sprzeda Lewandowskiego, bo dostanie za niego dużo pieniędzy, a przecież to biznes jak każdy inny, więc jak można zarobić dobry procent na piłkarzu, to się zarabia. A później nagle gadki o tym, że jaki ja straszny nie czytam cię, bo przecież piłkarze zarabiają masę pieniędzy. "Tylko o tym mówię". Co to ma wspólnego? W jaki sposób zarobki Messiego mają świadczyć za tym, że Borussia ma ochotę zarabiać na transferach? Według tej logiki biznesowej Messi powinien zostać sprzedany za paczkę fajek, w końcu Barcelona nie wydała na niego za wiele, no a to biznes jak każdy inny. Czemu głupki nie chcą zarobić jak mogą? Wracając do transferów. Granit Xhaka podpisał kontrakt z... Borussią Moenchengladbach. Dość zaskakujące dla mnie.
-
Skończyła się wiele lat temu? No to może wymień mi piłkarzy, których takie City, United, Real, PSG czy choćby Śląsk Wrocław ostatnio sprzedał, bo to się im po prostu kalkulowało na plus.
-
Tak, są dla kosmologicznej idei, idei grania w piłkę. Kibice płacą składki dla Borussii czy innego Realu, bo chcą, żeby to były ekipy dobrze grające w piłkę. Wydają pieniądze na własną przyjemność - jeśli jest to dla ciebie obcy koncept, no to współczuję. Watzke powiedział ostatnio, że nie ma zamiaru nikogo sprzedawać, bo Borussia nie rywalizuje z bankami o to, kto zbierze więcej pieniędzy. W zeszłym sezonie odszedli tylko ci, którzy chcieli odejść i nie ma sensownego powodu, by teraz spodziewać się innej sytuacji.