-
Postów
23 376 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
No to z jednej strony jest twoja opinia, a z drugiej moja i wszechpotężnych scoutów FM-a. Uważam, że Van Der Wiel jest przereklamowany, prawdopodobnie z okazji dobrej gry na Mundialu, a Eriksen dość niedoceniany. Wczoraj był bez wątpienia najlepszym graczem Ajaksu, tak jak w sumie przez ostatni rok. No może obok pary stoperów.
-
Z oczywistych powodów dość się tym interesuję i nie da się ukryć, że wśród Polaków panuje jednak dość ignorancja. Niby każdy wie, że ziemie odzyskane to takie odzyskane nie były, ale słuchając ludzi często są argumenty oparte na takim niemym założeniu, że jednak Polska jest od wieków jednolitym narodem zamieszkującym ziemie dane mu przez Boga. A jeśli im powiesz, że przed erą ogromnych nacisków politycznych w tym kierunku, ludzie po prostu czuli się mieszkańcami swojego regionu i z nim identyfikowali, to cię ktoś wyzwie od polakożerców, komuchów, satanistów i co tam jeszcze mu się źle kojarzy. "Róża" na pewno może trochę dać do myślenia w tym względzie. To nie jest film mający być tylko historyczny, ale też na pewno nie jest to sam melodramat "na tle". Osobiście jakoś bardziej się wciągnąłem w "Dom zły", bo wydawał mi się jednak bardziej o ludzkiej duszy, mniej o konkretnej historii Polski. Na pewno jest to film dużo ciekawszy od "W ciemności", które powtarza tylko po raz setny wszelkie oczywistości. O kurde, nazizm był zły, no szokujące przesłanie. Może jeśli ktoś nie ogląda tych wszystkich filmów holokaustowych, a tylko parę, to takiego wrażenia nie odniesie, ale dla mnie osobiście - ten gatunek powinien się już skończyć jakiś czas temu. W tej chwili powtarzanie po raz setny tego samego schematu, bez żadnej nowej refleksji, jest po prostu jechaniem na tanich emocjach i tanich dylematach. Niczym więcej, jak kiczem.
-
I rozumiem, że we wczorajszym meczu np. też Eriksen się wcale nie wyróżniał na tle Ajaxu. Nie no, spoko. Faktycznie dziwne, że dłuższe kolejki nie ustawiają się po Van Der Wiela, który chyba w 4 meczach LM był źródłem większości okazji dla rywali. Ech ten Fergie, za dużo FM-a. Eriksen może się jeszcze rozwinąć, wiadomo, ale i tak jest najlepszym graczem Ajaxu, a w lepszym klubie było by mu tylko łatwiej.
-
Wygląda na to, że Radamel Falcao ma szansę powtórnie powalczyć o tytuł króla strzelców EL. W meczu z Lazio (3-1) wbił piłkę do bramki dwukrotnie, miał też balonikowatą asystę główką. Będące na fali Atletico (już tylko punkt straty do miejsca dającego LM) zagrało szybko, w miarę precyzyjnie, dość bezlitośnie. Ogólnie dobry dzień dla Hiszpanów, choć niepowalający. Valencia pokonała Stoke 1-0, Bilbao uległo tylko 1-2 w mroźnej Moskwie. Ligi "drugiego sortu" za to różnie. Trzy ekipy z Belgii zawiodły. Z czterech holenderskich trzy zwyciężyły i są faworytami do awansu. Nie jest nim tylko Ajax, który niestety rozegrał bardzo nudny mecz z United. W swoim typowym usypiającym stylu podopieczni Fergusona zneutralizowali rywali. Wygrał też drugi Manchester, ale bardziej szczęśliwie. Porto znowu to zrobiło: było lepsze na boisku i wydawało się, że City wiele nie ugra, ale wtedy Pereira wbił zupełnie niepotrzebnego samobója i od tego momentu City atakowało coraz mocniej, a Porto defensywnie nie nadążało. 2-1 na wyjeździe oznacza, że raczej i City gładko awansuje do kolejnej rundy. Ciekawostka: średni kurs na zwycięstwo Legii w EL wynosi 250:1. Sportingu CP - tylko 28:1. Faworytem są Manchestery (City ma kurs 3, United 4). Za nimi ekipy hiszpańskie, PSV i Schalke. Po tym, jak Red Bull Salzburg przegrał u siebie 0-4 z Metalistem Charków, ich zwycięstwo jest przez niektórych wyceniane nawet na 5000:1.
-
W ramach patriotycznego tępienia Belgów warto wspomnieć, że w meczu Hannover-Club Brugge (2-1) bramkę zdobył Artur Sobiech, a druga padła po karnym na faulu na nim. Tak więc polski napastnik może zaczął się rozkręcać.
-
Legia zremisowała 2-2. Gdybyście czasem zamiast pisać sucharskie "cyniczne" komentarze pointeresowali się piłką nożną, to zdalibyście sobie sprawę, że nie jest to równoznaczne z odpadnięciem. Przykładowo w zeszłym sezonie było 9 takich meczów i 3 skończyły się awansem ekipy grającej ten mecz u siebie. Jak wiadomo, nie stawiam, że tak będzie akurat w przypadku Legii, ale jaranie się, że odpadli, gdy osiągnęli zaskakująco korzystny wynik, to robienie z siebie głupka. Trochę jak, wiecie, ci kibice United śmiejący się, że City odpadło z LM.
-
No to ciekaw jestem, na jakim kontynencie twoim zdaniem działają scouci z klubów, które kupiły lub próbują kupić piłkarzy Legii. Rozumiem, że nie oglądają w ogóle ich meczów, tylko otwierają książkę telefoniczną i gdzie im palec trafi, tego sprowadzają do klubu. Rozumiem więc ten zawód - ech, to mogłeś być ty! Dobrze, że tylko dwadzieścia emotek walnąłeś. Kogoś mi to przypomina. Ty też jesteś kibicem Lecha? Wyobraź sobie, że są w Europie ludzie, którzy interesują się nie kibicowaniem, ale piłką nożną. I oni - tak, szokujące - śledzą mecze Europa League.
-
On nie jest mardunikiem, po prostu ma padaczkę na punkcie polskich klubów. Podejrzewam, że siedzi teraz przed TV w koszulce Lecha i rzuca takie "zabawne" komentarze po każdym niecelnym podaniu. Biorąc pod uwagę, że Legia nie grała od paru miesięcy i co nieco się rozpadła (transfery i kontuzje kluczowych graczy, za wzmocnienia biorą się dopiero teraz), wynik trzeba uznać za kolejny zaskakująco dobry. Nikt nie oczekuje awansu, ale Legia pokazała grę, która sugeruje, że stać ich na sprawienie następnej niespodzianki. Bardziej zostanie to w Europie zapamiętane jako słaby mecz Sportingu, ale jako dobry Legii trochę też.
-
Sporting (CP) ostatnio nie radzi sobie najlepiej, fakt. Jest już 8 pkt. za Bragą, więc mimo dodatkowego miejsca w Portugalii, raczej znowu nie awansuje do LM. Standard Liege z kolei gra bardzo dobrze i dziwię się, że u buków to Wisła ma dzisiaj równe szanse, co rywal, a Legia zdecydowanie niższe od Sportingu. Tak czy siak, polskie ekipy grające cokolwiek znaczniejszego to rzadki widok, więc będę pewnie oglądał te mecze jednocześnie z hitami Ajax-MU i Porto-City. Polecam śledzić Cristiana Eriksena, który jeśli zagra tak dobrze, jak zazwyczaj, być może przekona United do transferu. Będzie to na pewno droższe, niż sprowadzenie z emerytury Scholesa, ale chyba bardziej perspektywiczne.
-
Nie no, chyba już wszyscy doszli do tego, że Melo jest egoistyczny i nieefektywny. No ale póki co nie gra i Linmania trwa. Wczoraj w jabłku gościli Kings, tak więc Knicks oczywiście wygralli gładko, ale polecam zobaczyć choćby highlighty. Atmosfera w MSG jest niesamowita, 20 tysięcy ludzi szaleje, gwiazdy się cieszą, gracze się cieszą, dużo dunków. Mecz był rozstrzygnięty w drugiej kwarcie, więc Lin grał tym razem tylko 26 minut, ale zaliczył 13 asyst. Miał też 6 strat. Wiadomo, że Calderonem to on nie jest, ale patrząc na to, że to koleś znikąd, mający być nagle rozgrywającym w dziwnej ekipie, to i tak uznałbym to za niezłą skuteczność. Niby jest lepszy na skrótach niż w całym meczu, ale wyniki mówią za siebie - on zmusza Knicks do gry zespołowej. Ale największą zmianą okresu Linsanity jest to, że liderem w NY wreszcie jest... Tyson Chandler. 70% z gry - w historii NBA tylko Wilt zakończył sezon z wyższą skutecznością. O ile Chandler zachowa obecne statystyki, pobije rekordy NBA w true shooting (średnia ważona) oraz rankingu ofensywnego (ilość danych drużynie punktów na posiadanie). Chandler już w zeszłym sezonie był najefektywniejszym ofensywnie graczem ligi, a teraz jest jeszcze lepszy. Jest też doskonałym obrońcą: to nie zasługa Lina, że w tym sezonie Knicks mają ósmą defensywę ligi (w zeszłym sezonie byli na 23. miejscu). A jednak nigdy nie został wybrany do All-Star i nie słyszałem nawet protestów. Ciekawostka: Lin ma obecnie stosunek asyst do strat na poziomie 1,80. Wśród klasyfikowanych przez NBA.com obrońców zajmuje 47. miejsce (na 58 całkowitych). Niżej są Monta Ellis, Jason Terry, czy Mario Chalmers. Wyłączając pierwszoroczniaków, dwa ostatnie miejsca zajmują Kobe Bryant (1,34) i Russell Westbrook (1,25). Wśród graczy każdej pozycji, ostatnie miejsce z dużą "przewagą" okupuje Kevin Durant (0,87). LeBron podaje w tym sezonie najgorzej w karierze i ma as/to na poziomie Lina. Melo - 1,40.
-
Po wczorajszym meczu cały, hehe, arsenał potencjalnych dissów stał się na dłuższy czas nieaktualny. (pipi)ę, powiedzmy wprost - Milan wygra w tym roku kolejny tytuł, Ibra będzie miał już w biografii zdobycie tylu mistrzostw Serie A, co Paolo Maldini, zapamiętamy go jako geniusza futbolu. Drugie będzie Juve, które ostatecznie wygra 19 meczów i 19 zremisuje, a na trzecim miejscu zasiądą jakieś cieniasy. Chociaż nadzieja na Deportivo z 2004 r. ciągle nie umiera...
-
Oj tam, przecież to Milan ma w szpitalu połowę składu, o czym świadczy nieobecność tak podstawowych graczy jak Zambrotta i Cassano. Generalnie można nieco współczuć fanom Arsenalu, biorąc pod uwagę choćby decyzje sędziego czy stan murawy, ale tak czy siak, Kanonierzy byli dużo słabsi. Mogli mieć fuksa i przegrać jednym golem, ale też gdyby Milan strzelał skutecznie, byłby naprawdę szalony wynik. Ktoś tam słusznie zauważył, że to był może najbardziej zaskakująco jednostronny mecz w historii Ligi Mistrzów. Uznawałem, że niespodzianką będzie, jeśli Milan pierwszy raz od paru lat w ogóle coś pokaże. A tutaj najwyższe zwycięstwo nad kimś mocnym od czasu finału LM z Barceloną, dla której grał wtedy stary Busquetsa. Czyli od dość dawna. Nie ja jeden miałem też wrażenie, że kariera Zlatana Ibrahimovicia raczej powoli opada, a ten zagrał mecz, jakiego na szczeblu klubowym w zasadzie nigdy nie zagrał. Wnioski dla Arsenalu są takie, jak zawsze: mówi się o wywaleniu Wengera, odejściu Van Persiego itd. W grupie wszystkie zwycięstwa odnieśli jedną bramką i w świetle tego meczu, wyjście do fazy pucharowej wygląda nagle bardziej jak dar losu. Ale nie można udawać, że w tym sezonie nie widać pewnego symptomu wśród całej ligi angielskiej. To najbogatsza liga na świecie, a już kolejna ekipa z czołówki nie radzi sobie z rywalami z choćby średniej europejskiej półki. United pokonali tylko Otelul Gałacz, City - tylko strefo-spadkowy Villarreal oraz rezerwy Bayernu. To chyba mówi wszystko, że ich ostatnią nadzieją jest Chelsea, która co prawda wygrała tylko dwa z ostatnich 10 meczów, ale pociesza się, że Napoli jest w równie beznadziejnej formie... wygrywając dwa mecze z ostatnich trzynastu. Starcie gigantów to nie będzie, ale ostatnia możliwość, by uwierzyć, że piłka nożna w Anglii nie stoi może na tak niskim poziomie.
-
Po tym, jak zrobił to Haneke, już nic mnie nie zdziwi.
-
This is madness. Knicks wygrywają po raz szósty z rzędu. Ogólnie zagrali kiepski mecz, ale dzięki temu Lin miał okazję wygrać końcówkę. Raptors prowadzili przez raczej cały mecz, w tym 87-82 na jakieś 2 minuty przed końcem. Jose Calderon robił co chciał. Ale wtedy... no cóż, przegrali. Bo są Raptors. Najpierw wyprowadzając piłkę na własnej połowie, Calderon dał się okraść Imamowi Shumpertowi, który skończył łatwym dunkiem. Później Lin z łatwością wbiegł pod kosz i sobie rzucił. Wyższy o 15 cm Amir Johnson nie był w stanie nic z tym zrobić poza dodatkowym faulem, który w ogóle nie utrudnił Linowi rzutu. Tak więc był remis. W ostatniej akcji Lin po prostu sobie kozłował za łukiem przez kilkanaście sekund, aż w końcu niemal równo z syreną rzucił nad Calderonem. Ta akcja mówi wszystko. Lin, grając trudne akcje, i tak kończył powodzeniem więcej z nich, niż Amare Stoudemire, który na razie nie poradził sobie z misją kończenia łatwych layupów. Ale w drugiej połowie widać było jakiś tam potencjał współpracy (Amare zaczął od bodaj 1-7 z gry, później był już 7-15). Sklep z pamiątkami Knicks zamówił wczoraj 60 tys. produktów związanych z Linem. Na ESPN eksperci już wieszczą nowojorczykom walkę o finał, zupełnie jak to robili przed sezonem. Ale teraz na serio, bo jest Lin. Szaleństwo.
-
Erm, może nie zdajesz sobie sprawy, ale potwierdzasz to, co napisałem - że nie zależy im aż tak strasznie na wygraniu tej ligi. Jak widać, niektórym łatwo. To bardzo zabawny rewizjonizm. Real za czasów Figo, Ronaldo i Zidane'a nigdy nie wygrał żadnego trofeum choćby dwa razy pod rząd. Załóżmy, że mówimy o latach 2000-2006 (Ronaldo był w składzie jeszcze sezon, ale raczej kontuzjowany). To jest sześć sezonów. W ich trakcie Real... raz zdobył Puchar Mistrzów i dwa razy, w innych latach, mistrzostwo Hiszpanii. To, że i tak jest ten Real pamiętany jako jedna z lepszych ekip za naszej pamięci, jest chyba dowodem dokładnie na to, co próbujesz zanegować. No i nie wiem, czemu mnie traktujesz jak jakiegoś kibica piłkarskiego. Wszystko musi być wartościowaniem, czy Barca jest fajna, czy nie. To, że czasem oglądam mecze nie na Livescorze i jestem w stanie zanegować bullshitną interpretację wydarzeń co niektórych, nie znaczy, że zależy mi na wielbieniu Barcy. Czy dali dupy? To nie mi oceniać. Mi wszystko jedno, kto wygrywa. Jeśli komuś zależy, żeby Barca znowu wszystko wygrała, to może to być dla niego dawanie dupy. Nie wiem. Ale uważam za zabawne, że niektórzy męczą bułę, kiedy tylko Barca przegra choć jeden mecz, a kiedy - olaboga - nie wygra jakiegoś trofeum, to obwieszczają klęskę, kompromitację, nieudolność, amatorszczyznę, Wisłę Kraków itp. Groteskowo małostkowe, niczym fani United śmiejący się, że City odpadło z Ligi Mistrzów.
-
Powinieneś jednak ogłosić pierwszą jedenastkę Milanu, bo ciągle się zmienia w zależności od tego, kto ma kontuzję. Ale nawet według twojej metody, wymieniłeś czterech graczy z podstawowej jedenastki. Trzech powinno zagrać z Arsenalem (Abbiati, Boateng, może Nesta). Plus oczywiście Zlatan. No to razem osiem graczy podstawowej jedenastki zagra. Rozumiem, że na co dzień w Milanie jest jakiś lepszy lewy obrońca, a Pato i Cassano na pewno graliby z przodu ze Zlatanem i z tego wychodzi trzech pozostałych. Tak czy siak, fani Barcelony jakoś nie płaczą, chociaż stracili nie lidera asyst włoskiej ligi, lecz trzech graczy, którzy w ostatnich latach w znaczącej mierze przyczyniali się do zdobywania klubowych i narodowych mistrzostw świata i Europy. Zamiast, y'know, przegrywać. No ale w sumie co to za różnica, jak nie kontuzje to sędzia będzie winny. Oczywiście (uwaga, piszę serio!) nie wykluczam na 100% niespodzianki, ale niestety pech trafił, że Arsenal będzie w miarę zdrowy, a to akurat naprawdę jest klub, który bez plagi kontuzji należy do europejskiej czołówki. Na pewno bardziej niż Tottenham sprzed roku...
-
Nie no, skoro podtrzymujesz, że United jest piłkarsko na poziomie Barcelony, to chyba nie można tu już nic dodać. To w końcu gadamy o żartach czy o pojęciu o jakiejś lidze? Bo ty, jak widać wyżej, dalej brniesz w zapewnienia o potędze United (którzy wiecznie akurat mają zły dzień, jak trzeba coś zagrać) i mam wrażenie, że to tak serio. No ale w sumie racja, mniejsza o intencje, grunt, że jest zabawnie. Przed tym sezonem pisałem, wbrew chyba wszystkim tu na forum (nawet fanom Juve), że o mistrza będą walczyć Milan i Juve (wiesz, w tych postach, w których nie znaznaczam jak dziecku, że to takie żarty z Obso). Już teraz wiadomo, że właśnie tak będzie. Nie pamiętam, co ty konkretnie o tym pisałeś, bo moim zdaniem żartobliwe posty są od tego, żeby docenić żart i pójść dalej, a nie zapamiętywać i powtarzać sto razy. No to teraz z wyraźnym zaznaczeniem: uwaga, piszę serio! Mecze Barca-United w ostatnich latach należały do najbardziej jednostronnych finałów w historii - i obie te ekipy grały na swoim standardowym, średnim dla sezonu poziomie. Meczów Real-Barca było w ostatnim roku bodaj 10 i żaden nie był jednostronny.
-
No wiadomo, Milan tak generalnie jest królem Polski, ale sezon w sezon gra jak średniak, bo wiecznie sędziowie i kontuzje. Ciekaw jestem, kto tym razem się składa na połowę składu Milanu, bo ostatnio jak patrzyłem, to z graczy podstawowej jedenastki w szpitalu leżą MOŻE Nesta (w sumie już zdrowy) i ewentualnie jeden napastnik (Pato albo Cassano, ale przy formie sprzed kontuzji raczej i tak by jutro zasiedli na ławie). Powtórzmy więc całą listę: Pato, Cassano, Yepes, Flamini. Dla porówniana, FCB: Xavi, Villa, Pique, Pedro, Afellay. No żadna strata w sumie. Leverkusen: Adler, Barnetta, Ballack, Sam, Derdiyok. Można by się upierać, że to pięciu z sześciu ich najlepszych piłkarzy. No ale sędziowie wyrównają.
-
Nie no, najlepsze żarty były w zeszłym sezonie przed finałem, jak się zapierałeś, że United piłkarsko stoi na poziomie Barcelony, a poprzedni jednostronny finał to był jakiś wyjątkowo słaby dzień. W tym sezonie przed meczem z Basel też niezła beka była. No ale Real i Barca by na pewno w takiej grupie nawet punktu nie uciułały, tak że hiszpańska liga wcale nie jest najtrudniejsza do wygrana.
-
Xavi tym razem nawet nie na ławie. Coś cięższego. Ogólnie wszystkie cztery ekipy dziś grające dość wybrakowane. Mam wrażenie, że - o ironio - w tym tygodniu nagrodę za najbardziej kompletny skład może zgarnąć Arsenal, w którym może brakować tylko 1-2 podstawowych graczy.
-
Rozumiem, że jeśli np. Rafał Stec je masło, to jedząc masło, kopiuję Rafała Steca. Cool.
-
No hej, wraca Liga Mistrzów, macie jakieś przemyślenia? Moje typy spisałem na blogu http://ballman.blox.pl/2012/02/Zapowiedz-116-finalu-Champions-League-2011-12.html to nie będę się powtarzał. Dzisiaj Bayer-Barcelona i patrząc na historię, można dzisiaj widzieć szanse na dobry wynik dla Niemców. Mecz Lyonu z Apoelem będzie z kolei pewnie okazją do pierwszego (i przedostatniego) zobaczenia Apoelu w akcji przez większość ludzi. Pomijając Derby Europy z Wisłą ofkoz.
-
To musi zabawnie wyglądać, jak domorosły tłumacz seriali się zabierze za to. Lektura napisów do "Deadwood" to była beka prima sort, po sezonie na pewno obadam i te.
-
No niektórzy to mają metodę "a ty to jesteś kibicem Borussi/Realu/Barcy" itd. i ona pozwala im negować wszystkie fakty. Bo to jest fakt. Zażartować sobie można, ale proszę raz, a nie sto. Zaś mówiąc serio - przecież nikt, kto widział na oczy grę tak wielce doświadczonych i renomowanych grajków jak Tello, Cuenca, Sergi Roberto, Thiago Alcantara czy Martin Montoya, nie powie mi: oni grają, bo to najlepsze, co ma Barcelona. Xavi, Iniesta i Fabregas są wyraźnie gorsi i to świadczy o niewiarygodnie wysokim parciu na zwycięstwo, że siedzieli oni na ławie. Kurde jak ta Barca ciśnie, żeby coś wygrać. No zaraz im pękną portki z napięcia. Widziałem po tej porażce łzy. Leo Messi - w wieku 24 lat jeden z najbardziej utytułowanych graczy w historii - popełnił następnego dnia samobójstwo, nie mogąc sobie poradzić z tym, że wygra najtrudniejszą do wygrania ligę piłkarską tylko trzy razy z rzędu, a nie cztery. Wiem, że to dziwne dla (już prawdziwych) kibiców United - klubu, który szczyci się tym, że w całej historii zdobył tyle, co Barcelona przez ostatnie trzy lata - ale czasem i czekoladą można się przejeść. Zwłaszcza, że nie mówimy o jakiejś tragedii. Z taką grą Barcelona - nawet w faktycznie słabej (jak na nich) formie i grając połowicznie juniorami - w każdej innej lidze byłaby pierwsza. Akurat tak wyszło, że obecny Real też ma aspiracje do drużyny historycznie mocnej (zabierzcie im Barcę Guardioli i to oni biliby ogrom rekordów w lidze, dominując też nad każdym poza FCB w Lidze Mistrzów) - no faktycznie to jest niesamowicie dziwne, że spinają się na mecze z nimi, a na mecze z Osasuną nie.