-
Postów
23 312 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Płytka już włożona, ale kurde jak czytam na Polygonie długi opis podkreślający, że "gra robi się dobra po 8 godzinach" to nie wiem jak planować życie mdr. W sensie nie mówi że te pierwsze 8 godzin jest jakoś słabe, po prostu że to "ciekawa mieszanka filmu, serialu i gry" i "niezbyt często wymaga trzymania pada". No... ta gra nieustannie brzmi dokładnie jak najbardziej Yakuzowa Yakuza hehe.
-
Jak na tę grę, to Airbuster atakuje dość szybko i bez oficjalnej zapowiedzi i łatwo przeszarżować w atakowaniu go, tym bardziej, że przy tych narzędziach jakie masz w danym momencie, walka będzie pewnie stosunkowo długa zanim padnie. Ale postaci nie powinny się same w nic władowywać poza kontrolą gracza, jak się bronisz aktywną postacią to nikt nie powinien dostawać znaczących obrażeń. Poza tym atakiem obszarowym że wyraźnie zaznacza gdzie będzie pole rażenia.
-
Ogólnie trudno powiedzieć, to nie jest jakaś walka z trickiem, a nie mówisz, co konkretnie jest problemem, mogą to być różne rzeczy. Więc tipsy bym powiedział takie, żeby opanować to, co zawsze: bronienie się przed atakami, zmienianie postaci, sensowne nabijanie i używanie ATB, wykorzystanie staggera.
-
Trenerzy Warriors i niektórzy gracze byli świadkami podczas wspólnej kolacji, jak wielce lubiany asystent Dejan Milojević traci przytomność, której już nie odzyskał, umierając w szpitalu dzień później. W wieku 46 lat, zostawiając młode dzieci. Trudno teraz mówić o tej ekipie, nie myśląc o tym, co przeżyli przez ostatni tydzień. Na stronę sportową i transferową też może to wpłynąć na dłuższy czas.
-
Niedawno pojawił się nowy zwiastun. Najładniejsza gra ever?
- 14 odpowiedzi
-
- 5
-
- macica
- science ficton
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Gry mogą być dobre z bardzo różnych powodów (niektóre gry nawet są dobre dlatego, że GameFreak jest zły!), że trudno odpowiedzieć "czemu gra jest średnia". Poza tym ja to napisałem tuż po ściągnięciu, daleko mi do zrobienia całej gry. Na pewno formuła metroidówki okazuje się zawsze wciągająca, i chce się grać. Podoba mi się wykonanie gry, a masa leveli do wylevelowania i ulepszeń do zdobycia mnie pociąga. Po prostu pytanie jest takie, co ja robię ze swoim życiem mdr. Nie chodzi po prostu o to, że gra jest długa. Jak gra jest dobra, to trudno, człowiek rzuca wszystkie inne gierki i gra nawe 100 albo 200 godzin (nawet taki jak ja, w końcu kilka gier w tym roku mnie tak wciągnęło, i to one będą na liście goty). Chodzi o to, ile jest faktycznie zawartości, a ile tego samego. Przykładowo, wielkość gry oznacza masę siekania stworków, ale jak na razie, nic się z tym siekaniem nie dzieje. Jest kilka broni i technik, ale właściwie nie są do niczego potrzebne jak na razie, bo najlepsza metoda to ciągle "podejdź do przeciwnika, wciśnij kwadrat 2-3 razy i tyle". Gra nie stawia żadnych wymagań z tymi potworkami jak na razie, a jestem bardzo cienkim i nieostrożnym graczem. Ale oni są jeszcze cienccy - mało robią, nie wiem nawet jak działa mechanizm leczenia w tej grze ale widzę że jakoś się leczę, bo mam wysokie HP i ognisk używam tylko do zaliczenia na mapie. Przykładem jest najbardziej hojne okienko parowania strzały łucznika, jakie widziałem w grze, niby fajne, ale tak idziesz, idziesz, siekasz, siekasz, i myślisz, po co aż tyle tego siekania, skoro już to umiem. Levelowanie jako idea pociąga, ale menusy są tak powolne (na ogromnym PS5, nie żadnym Switchu!) i momentami tak kiepsko zaprojektowane, że tak naprawdę nie mam pojęcia, co tymi levelami faktycznie osiągnąłem, i nie chce mi się przesuwać po tej siatce żeby to jakoś liczyć. Skillsy broni nie robią praktycznie różnicy, nie ma raczej sytuacji, w której to coś daje że możesz ich użyć, równie dobrze możesz sieknąć kwadratem za podobny damage. Zbieram jakieś przedmioty, ale w sumie to chuj wie po co, historia opowiedziana jest w tani sposób i mam wrażenie że coś przegapiłem, że to jakiś sequel, bo gra się zachowuje jakby to wszystko co ciągle rzuca miało coś dla mnie znaczyć. Rozległość mapy to też ciągłe uczucie "kurde, będę musiał tu wrócić jeszcze parę razy, raz jak będę miał slide, drugi jak będę miał double jump, trzeci jak będę miał jakąś umiejętność do tych brązowych punktów...". Wszyscy wiemy, jak to leci, a Afterimage jak na razie kompletnie niczym tu nie zaskakuje. Pamiętajmy, że metroidówki nazywano niegdyś w czasach polskojęzyczności labiryntówkami - skomplikowana nawigacja jest celem, bez wątpienia, z tego powodu trudno jest taką grę rozrastać w sensowny sposób, właśnie z powodu wracania się. Odległości pomiędzy "darmowymi" punktami teleportu w Afterimage (po kilku godzinach gry, odkryłem... jeden) trochę przerażają w tym kontekście. Na razie raczej lecę do przodu i trafiam na coś dalej, ale prewencyjnie człowiek już by chciał mieć znaczki na mapie z Guacamelee, gdzie jest jaka bariera, i ogólnie wszystko bardziej podpisane i bliższe teleporty. Bo wracanie się po tej mapie nie wydaje mi się specjalnie ciekawe, tam mało co jest. Jak na razie większość gry polega na ustawianiu się tak, żeby doskoczyć do następnej platformy kombinacją skok+dash, dość szybko poczułem tęsknotę za platformami, które po prostu by litościwie były w zasięgu normalnego skoku, bo to tak naprawdę by szybciej szło, a oba są tak samo banalne. Dla mnie to uczucie jest typowe dla wielu gier, jak zaczynam to myślę "wow, ile rzeczy do wycyckania, wycyckam je wszystkie", ale sam proces jest tak prosty, że mi się odechciewa. Elementy "soulsowe" bez sensu, nic mi one nie dają. Bardzo dobrze, że nie ginę, bo myśl o wracaniu się tak daleko, jak czasami są ogniska, tak prostą ścieżką, wzdryga mnie. Ale raz gra mi się sama zrestartowała bo update konsoli i musiałem. Serio jak na razie nie widzę powodu, żeby nie było po prostu save'a w danym miejscu, tu nic nie ma żeby to uzasadnić. ALE ZOBACZYMY CO DALEJ. Gra i tak jest wciągająca tak ogólnie i wygląda spoko, więc nadal zaskakują mnie dość niskie recenzje, chociaż wersja PC ma prawie 8/10, więc może to kwestia doboru i przy większej liczbie opinii średnia byłaby wysoka tak naprawdę.
-
Seria pokemon zmieniła niesamowicie dużo w ostatniej odsłonie mdr. Singlowa kampania to wręcz kompletnie inny gatunek gry, czy dobry to kwestia gustu, ale obiektywnie zmieniono niesamowicie dużo, czysty fakt. W multi to pewien standard, ale niedościgniony w swojej kategorii. Czasami się zastanawiam czy wszyscy ci ludzie w ogóle wiedzą o co chodzi w pokemonach, czy tak na zapas, wszyscy jęczą że złe, to ja też będę jęczał, tak trzeba. Seria obrała bardzo ciekawy kierunek i jest zaje'biście dobra i wciągająca - przy czym naprawdę nie wyobrażam sobie mieć tak smutnego życia, żeby mnie obchodziło, ile osób ma odwrotną opinię na temat giereczki komputerowej. Uważają że gierka dla dzieci jest słaba? No... okej? No niech mają taką opinię, no to niech nie kupują i sobie grają w co innego i nie grają w pokemony, niech sobie mają całe stronki że opisują taktyki i podejścia do swoich ulubionych gierek... no nie wiem, jakoś byłem w stanie to powiedzieć bez absolutnie żadnej kupy lecącej z majt z podekscytowania, że ktoś śmiałby to zrobić, dziwna sprawa. No nie rozumiem co w tym ma być ciekawego. Serio mnie rozwala że pełnoletni ludzie mają taką srakę na punkcie pokemonów. Nie wyobrażam sobie osiągnąć stanu psychicznego, żeby latać po necie i ciągle płakać dokoła, że ludzie nie mają prawa kupować jakiegoś dajmy na to Alana Wake'a, Lastofasa czy innej tam gry z masą pikseli graficznych bo mnie osobiście to nie ciekawi, więc twórcy mają zostać zabici, ich dzieci sprzedane na targu, ich psy rozwałkowane itd. To nie brzmi jak zdrowa psychicznie osoba, takie mam wrażenie osobiście. Powiem wam szokujący fakt, że ludzie na świecie nawet grają w kurva karty, poczekajcie aż usłyszcie niesamowitą historię, ile kasy na świecie idzie na klepanie pokera cały czas, bez żadnych pikseli, żadnej grafiki, zero klatek na sekundę i zero zmian, ciągle te same 4 kolory i średnio estetyczne nadruki na białym papierze, to dopiero wam jelita przez nostrza wylecą z podniety jak to odkryjecie.
-
Tak serio, to mimo wszystko troje ludzi. Jeśli np. nie czują czegoś, albo im się nie chce, albo nie wiedzą jak kurde zrobić X i Y ciekawie ale żeby było inaczej niż w jedynce, albo bardziej mają teraz ochotę pracować nad inną grą (podobno spędzili już dość sporo czasu nad kolejną, inną grą studia), to nie ma nikogo innego, kto by to zrobił za nich. Jeśli George Martin może się zaciąć na amen w pisaniu jednej książki fantasy po napisaniu już milionów książek i opowiadań fantasy, to Team Cherry pewnie może się zaciąć robiąc Hollow Knighta. Ja znam to uczucie, że patrzysz na coś, co robiłeś przez długi czas, i kurde no nagle ci się nie chce, więc nie oczekuję niczego od nikogo. To nie Call of Duty że ma wyjść w okresie świątecznych zakupów i jak będzie trzeba to ściągniemy studentów polonistyki z Chin żeby stukali jakieś tam assety i to zapewnili.
-
Były już przykłady gier, które wydawały się być w development hell i wychodziły nawet dobrze (Doom 4 został ogłoszony bodaj w 2004 roku, Nioh ogłoszono jako tytuł startowy PS3, Last Guardian miał już nawet demo w 2009 roku itd., Half-Life 2 powstawał jak na tamte czasy wiekami, Okaryna zresztą też), ale ta jest chyba najdziwniejsza. No bo kurde... to jednak po prostu Hollow Knight tylko inny, a przecież doskonale wiemy, że ci ludzie już wiedzą jak i są w stanie zrobić Hollow Knighta. Co nie? Tajemnica tego projektu jest niesamowita. Może się okaże, że dodali np. możliwość łączenia wszystkich obiektów z wszystkimi innymi i wszystkie dungeony będą o to oparte i dlatego tyle lat.
-
Znaczy no, zrzyna w modelach jest oczywista, jak parę osób to już opisywało w temacie, z punktu widzenia prawa autorskiego to nawet ma znaczenie, ale tak dla zwykłego gracza no to nie wiem czym się jarać.
-
Liczba bugów na Switchu jest nadal dość imponująca (nie żeby pecety były od nich kompletnie wolne, ale jest różnica). Mój ulubiony nowy bug to że przyciski w minigierce są źle podpisane mdr. Z drugiej strony, sporo osób gra na Switchu i się cieszy i mówi że nie widzi nic złego, nie ma co przesadzać. Inni mówią, że tragedia. W sumie jedyne czego chyba nikt nie uniknie to znacznie dłuższe loadingi niż na dużych sprzętach. Reszta dość randomowa, choć są błędy w wielu aspektach, na czele z najgorszym czyli kompletnym zwalaniem się gry. Bardzo możliwe, że niedawne uaktualnienia zwiększyły liczbę problemów w wersji Switch.
-
Kurde srogo, naprawdę srogo. Według mediów, Bucks zwolnili trenera po rekordowo krótkim czasie, przy bilansie 30-13, żeby zatrudnić... ...Doca Riversa. Fani są, hm, wstrząśnięci.
-
Chwalone jest praktycznie wszystko: gra jest największą, ale i najciekawszą Yakuzą ever, z najlepszymi pierdółkami pobocznymi, najlepszym systemem walki, najlepszą muzyką itd. Dość sporo recenzji naprawdę daje minusa za płatny New Game+ itd. Ja się nie martwię raczej New Game +... martwię się, kiedy ja mam kurde zacząć w to grać, żeby mieć szanse poświęcić te setki godzin. Przejście ma zajmować typowemu graczowi minimum sto godzin. Krytyka dotyczy głównie właśnie tego: niektórzy sugerują, że rozmiar gry potrafi znużyć, zarówno w kwestii tempa, jak powoli się rozkręca i ile wszystko trwa, jak można stracić orientację w zalewie pobocznej zawartości, jak i np. tego ile rzeczy z historii serii warto wiedzieć, by wszystko "czaić", oraz że gra za bardzo się stara ciągle nawiązywać do przeszłości i boi się jeszcze mocniej zrywać z tradycjami serii. Według opisów, czasami np. pojawia się nowa mini-gierka i nawet jak jej nie chcesz, to spędzisz co najmniej godzinę, zanim wrócisz do "głównej" gry hehe. No brzmi dokładnie tak jak myślałem hehe. Mam nadzieję, że jutro już wyślą, i teraz pytanie, czy miesiąc do premiery Fajnala to wystarczający czas, żebym serio teraz zaczynał.
-
Three Houses bardzo rozwinęło Fire Emblem w wielką grę. Dla mnie to było dużo ciekawsze, niż skupienie się na walkach. Engage to nadal najlepszy system tego typu gry w historii, ale jest bardziej dla fanów samego walczenia. Jeśli w ogóle nie znasz tego typu gier, to większe szanse, że ci się spodoba Three Houses, jedna z ogólnie najlepszych gier generacji bez wątpienia. Tactics Ogre to nadal gra z lat 90. Tu już nie tylko trzeba lubić walczyć, ale i przeliczać cyferki i pola itd. I żyć z dość siermiężnym sposobem opowiadania i nawigowania po tym co robisz w grze. Obecnie gra jest dla specyficznego gracza, fana gatunku. Zrobiono wiele, by grę unowocześnić, także w dziedzinie samych cyferek, zmian jest mnóstwo - nie ma już tak chamskich "właściwych metod" trywializujących wszystko w grze, jeśli wpadniesz na właściwy exploit. ALE... gra nadal trochę taka jest. Z jednej strony wprowadzono dość drastyczne ogracznienie levelowania, z drugiej wprowadzono karty, które są jak manna z nieba w trakcie walki i dość randomowe. Poza tym szkielet prezencji jest taki sam. Triangle Strategy to nowoczesna gra udająca taką z lat 90. Dużo gadania, i to takiego że mało się dzieje na ekranie. Mi było ciężko to przeżyć... gra dla fanów starych jRPG-ów, ale serio takich co dzisiaj lubią w te stare grać. Xenoblade osobiście bym się nie przejmował. Ludzie mówią o powiązaniach, ale łatwo o nich mówić, jak to nie o swoich dwustu godzinach życia się mówi mdr. Dla mnie to jest na 10000% niewarte dwustu godzin życia. Nie mówię że tego nie ma, again, mówię że nie jest samo w sobie warte dwustu godzin życia. Albo gra i tak ci się spodoba, albo i tak nie. Serio mocno się rozwijała z każdą odsłoną. To nie znaczy do końca, że którakolwiek część jest stricte lepsza od jedynki. Niemniej dochodzą nowe elementy, rozwinięcia systemów i unowocześnienia, po których jedynka wydaje się dość... prosta. Z drugiej strony, ta gra jako pierwsza była najbardziej idealna w swojej istocie. Gdy z kolei zagrasz w dwójkę czy trójkę bez poprzedników, niektóre rzeczy mogą być ciężkie do załapania. A gra jest tak naprawdę najlepsza bez wątpienia w takim wypadku, gdy lubisz w nią grać, a wątpię żeby dało się faktycznie lubić w nią grać jeśli się nie czai faktycznie walk. Da się przejść grę bez pełnego rozumienia walk, ale to brzmi znacznie nudniej. Gra jest mocno nastawiona na gameplay. Dzisiaj IMO każda część Xenoblade jest wybitną grą, z zastrzeżeniem, że dwójka rozkręca się niesamowicie powoli (choć i tak po premierze dodano DLC i zmiany, które spooro poprawiły w tym), a X dość dość powoli. Ale nie widzę specjalnie powodu, by zaczynać nie od jedynki. Po prostu trudno powiedzieć, która z nich by ci bardziej przypasowała, każda jest inna w charakterze i ma inne mocniejsze strony.
-
Strasznie dużo widzę w necie o tym zrzynaniu z pokemonów, czego za bardzo nie czaję, jakby to była pierwsza gra zrzynająca z pokemonów mdr. Jasne, wiele stworków wygląda praktycznie tak samo, ale to nic nowego, a ogólnie gra wygląda na kolejną grę na pecety, w której chodzisz i uderzasz w drzewo aż wypadnie drewno do craftingu. W stworki też chyba głównie walisz pałką. No kurde, to trochę jakby mówić że jakaś gra z postaciami ludzkimi jest zrzyną z Tekkena bo w Tekkenie masz ludzkie postaci. No ale nie ma całej reszty. Dla porównania, ich poprzednia gra wyglądała tak mdr. No lubią się chłopaki zainspirować wizualnie.
-
Czytając te niestworzone rzeczy o Wembym (który jak na pierwszoroczniaka jest naprawdę, naprawdę sporo wart w obronie, ale... niektórzy tak o nim piszą, jakby już był tak dobry jak najlepsi weterani), zabawnie jest patrzeć, jak Embiid go kompletnie zdemolował. To było całkiem zabawne, jak koleś kompletnie nic sobie nie robił z tej ich obrony, po prostu sobie rzucał albo wchodził pod kosz, jak dorosły grający z dziećmi. Wpadało wszystko z półdystansu. Embiid tak dużo rzuca wolnych, że już dla niego to bez różnicy lol. Już w drugiej kwarcie był taki zajebisty moment, że Embiid rzucił prawie dokładnie z linii rzutów wolnych, i Wembanyama... od razu pognał jak sarenka do przodu. Tyle że tym razem Embiid o dziwo spudłował, piłka odbiła się do niego, poszła do kogoś tam w rogu, rzut za trzy, pudło, Embiid wchodzi pod kosz, zbiera, robi zwody, kręci się pod koszem, rzuca coś jakby rzut ale nie w kosz, znowu łapie piłkę, w końcu trafia... Przez cały ten czas, Wembanyamy nie było na ekranie mdr. 70 pkt. brzmi jak kosmos, a w praktyce to wyglądało tak normalnie. 8 rzutów prawie dokładnie z linii trumny, 8 spod kosza, tylko jedna trójka (to wiele mówi, że można nadal zdobyć 70 pkt. w meczu bez trójek).... no i oczywiście masa, masa wolnych. Nie wyglądało to jak jakiś niesamowity pokaz rzutowy - ujmijmy to tak, wliczając faule, Embiid oddał bodaj prawie 50 rzutów za dwa. Trafił z nich 23, spudłował 16 (często potem sam zbierając i dobijając), resztę trafił jako wolne - nic rekordowego samego w sobie, gdy to tak ująć. Tyle że, no, oddał 50 rzutów za dwa w jednym meczu mdr. Nie miało znaczenia kto go broni, albo ilu ich jest, bo byli tłem. Nieważne, jak długie ręce ma Wembanyama, jakoś nigdy nie były na drodze piłki.
-
Rzucanie iluśtam punktów w meczu to dla fanów NBA świętość, ale chyba jeszcze nie było tak zabawnego zdania jak "rzucił 62 punkty w porażce u siebie z Charlotte Hornets" mdr. Ekipą która chyba przegrała w tym sezonie tyle samo meczów różnicą 20+ punktów, co wygrała.
-
Po 20 minutach miałem mocne "wow, bardzo wciągająca gra, czemu to miało tak słabe recenzje?". Po dłuższym czasie trochę znam odpowiedź mdr.
-
Co roku dla pryncypium gram przed wyborem we wszystkie gry na każdej liście. Zawsze coś jednak jest mnie w stanie zaskoczyć "TO też?". No i w tym roku jest to... Afterimage. Tego to się nie spodziewałem.
-
Praktycznie od premiery Switcha w tym temacie czytam co miesiąc że to jest pewne, że nowy mocniejszy Switch wyjdzie lada dzień, ktoś tam w internecie potwierdził na 100%. Od 2018 to już pełną parą.
-
OKC mogłoby nawet przegrywać jak Spurs, a ludzie i tak by mówili, że mają świetalną przyszłość. Tak absurdalnie dobra jest ich sytuacja. Że ponad to wszystko, również mają teraz zaje'biste wyniki. Ich lista płac wygląda od góry tak: Shai - normalny maks, ale bardzo tego warty, zwłaszcza że to max rookie extension, dziesiątki graczy w lidze zarabia więcej, a z racji na rosnący cap, niedługo będzie ich na pewno ponad 50. Jego następny kontrakt, przy rosnących wpływach ligi, może już być na ponad 400 mln dolarów - ale to dopiero w 2027 roku Bertans - nie gra, spada za rok, jeśli weźmie opcję (większość jego kontraktu jest niegwarantowana jeśli nie będzie grać, ale kilka milionów to nadal niezły ochłap za niegranie) Porter - wzięty po to żeby nie grać, spada w tym roku (teoretycznie ma kontrakt na 2024/25, ale tylko milion gwarantowany) Dort - gra Holmgren - przegapił cały zeszły rok, nadal dopiero zaczął rookie deal a już jest dobry Micić - troszeczkę gra, 7,5 miliona Giddey - gra Gay - zwolniony, jest tylko na liście płac, spada w tym roku Do tego nieco niżej na liście płac jest też Pokuszewski, który też praktycznie nie gra. TLDR - na sezon 2025/26, OKC będzie płacić MASĘ mniej kasy, niż teraz... a nie straci nikogo, kto obecnie dla nich gra! Jedyni zawodnicy z rotacji bez dłuugiego kontraktu to wypadający w 2025 Wiggins i Joe, obecnie dostający po bodaj milionie rocznie, niemniej OKC mając wtedy listę płac na poziomie 63 mln (!), a cap w 2025 ma wynieść ponad 170 mln, spokojnie może i ich podpisać, jeśli tak będzie chcieć hehe. Mogą zrobić wszystko. Mogą do obecnej ekipy dodać dwie "supergwiazdy" typu Durant i Harden BEZ STRAT, jeśli znajdą taki deal. Mogą zrobić tak wiele, że głowa mała. Do tego dochodzi MNÓSTWO wyborów w drafcie od innych ekip. W tym roku cztery, w tym trzy w pierwszej rundzie; za rok potencjalnie siedem, każdego następnego roku też kilka, np. w 2029 może to być aż osiem. To oznacza, że mogą być może po prostu kontynuować zbieranie zaje'bistych graczy "znikąd" jak ostatnio im się ciągle udaje przez jeszcze MASĘ lat, albo wymienić tę masę wyborów na jakąś wielką gwiazdę niezadowoloną w swoim klubie.
-
Nie ma co zapomnieć. To było 9 lat temu, a Curry zaraz skończy 36 lat. Więc ogólnie miał 27 lat w momencie zdobycia pierwszego mistrzostwa. Co do rządzenia ligą przez OKC, to w NBA zawsze problemem jest kompletna dominacja playoffów w tym, jak wszyscy fani widzą wszystko. Niejedna już ekipa w historii wyglądała zaje'biście cały rok, albo i kilka lat, ale przegrała w playoffach i była nagle opisywana jako kompletne przegrywy, udawany zespół, który "tak naprawdę" jest cienki, to nie ma sensu i trzeba wszystko zmienić itd. Już słyszałem o takich różnych ekipach, że "będą rządzić", że sam nigdy tego nie powiem serio o nikim. Wielu ekipom szło świetnie, a pół roku później były już kompletnie rozmontowane. Po prostu nie wiadomo, co się zdarzy. Ale to jak cholernie dobre jest OKC i w jak dobrej sytuacji, płacowo, wiekowo, ile jeszcze mają wyborów w drafcie z wymian - no brzmi to przerażająco.
-
Praktycznie cały okres po tej bramce Werderu to był jeden wielki assault, ale właśnie, jak Leverkusen zawsze ostatecznie cudownie wpada, to Bayern tym razem się zesrał. Nawet Choupo-Moting wszedł na ratunek. No i gol Weisera, 10 lat temu sporej nadziei Bayernu. Piękna sprawa. Dwie porażki w sezonie to może być za dużo tym razem.
-
Ktoś kiedyś powiedział, że krycie Shaia jest jak chwytanie ryby w ręce, i to było dla mnie dużo celniejsze, niż ogólne "jest atletyczny". Koleś rusza się w pewnym sensie tak naprawdę powoli, ale ma ogromny dar improwizacji kinetycznej - skręcenia, zatrzymywania się, przyspieszania, zwalniania w bardzo nieprzewidywalny sposób. Jest w tym sporo sztuki. Gdy już przyspiesza, nabiera niby pędu, ale koleś pochyla się tak bardzo by go uzyskać, że czasem niemal szoruje głową po parkiecie mdr. Żeby wcisnąć się między obrońców, wykręca się czasem naprawdę jak ryba, robiąc z siebie wersję 2D, chude nogi i ręce kompletnie bokiem. Być może żaden gracz w NBA nie rzuca o tyle LEPIEJ tych "trudnych" trójek, że kozłujesz i robisz sam sobie miejsce zwodząc obrońcę i sam z siebie rzucasz wyciągając się, niż catch-n-shoot - ale Shai ma tyle tego ww. talentu i na tyle powolny wymach, że faktycznie łatwiej mu trafiać te pierwsze. Atletyka - chyba dosłownie każdy w NBA jest niesamowicie atletyczny, tylko w innych aspektach, na swój sposób. Curry jest niesamowicie atletyczny i Shai też. To jedyny kluczowy zawodnik w OKC. Ich system jest perfekcyjny, ekipa jest perfekcyjna, ale nie byliby w stanie dużo punktować bez takiej machiny generującej rzuty sama z siebie, jak Shai. Giddey nie jest dobry w zdobywaniu punktów, a Jaylen Williams nadal dużo bardziej opiera się na kończeniu akcji zespołowych, niż kreowaniu samemu. Ale ktokolwiek jest na parkiecie z Shaiem, to zawsze jest supermocny lineup, w którym prawie każdy z pięciu zawodników i doskonale broni, i doskonale podaje, i doskonale rzuca z dystansu. 29-13, dalece najlepszy bilans punktowy w konferencji, topowa ofensywa, defensywa, a to wszystko przy średniej wieku pierwszej piątki poniżej 23 lat i niskiej liście płac - ten sezon OKC to fenomen.
-
Spośród masy niesamowicie ciekawych "gier na myślenie", jakie wyszły w ostatnim czasie, na większość jestem po prostu za głupi, ale Chants of Sennaar jest w sam raz - żebym się poczuł jak geniusz wyjątkowego sortu, ale jednak nie sfajczyło mi mózgu. No i przekaz, choć prosty, jest całkiem sympatyczny, no i gra jest narysowana przepięknie. Myślę jeszcze ostatecznie nad top 3 roku do ankiety, Chants pewnie nie wejdzie do niego, ale było blisko.