-
Postów
23 369 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Ależ oczywiście zamilknę w bezmiarze swej głupoty, ale błagam: oświeć mnie, znawco, i wytłumacz, gdzie konkretnie "nie mam wiedzy". Chodzi o to, że Lech nie był na początku kadencji Bakero w strefie spadkowej, czy to, że obecnie nie jest, mimo porażki, 4 pkt. od podium? Bezmyślnie łyknąłem te dane z zakłamanych mediów i nie wiem, jaka jest prawda.
-
Ci "kibice" to jednak faktycznie są megakulturalni i w ogóle fajni. Jak nazywamy człowieka, który bierze zespół w strefie spadkowej i robi z niego zespół będący o jeden mecz od podium? Pedałem. Jak tu nie sympatyzować z tą rozsądną grupą społeczną.
-
Jaki new look Dirka? Mówimy o jednym z czterech najlepszych graczy ostatniej dekady. To nie tak, że Dallas kiedykolwiek miało braki w tym miejscu.
-
Zmieszaliście chyba dwie różne sytuacje, no ale łotewa.
-
Box score mówi, że nie zostały. Aczkolwiek nie wiem, jak można było zapamiętać akurat taką sytuację z całego meczu. Było parę spornych gwizdków, raczej na korzyść Bostonu, na co na czacie parę osób zwracało uwagę, ale bez przesady, nie skojarzyłbym tego meczu z jakąś decyzją sędziowską...
-
Ja tam nie słucham, czekam na lepszą jakość ripa.
-
Oglądałem tylko pierwszą połowę, gdyż spać trzeba czasem. Ech, konferencja zachodnia. Mecz w Bostonie potwierdził stary fakt: LeBron i Wade są w playoffach tak dobrzy, że wystarczy tylko jeden dobry występ "reszty Miami", by Heat wygrywali. Był James Jones, Mario Chalmers - tym razem Chris Bosh, który nie tylko rzucił dawno niewidziane 20 pkt., ale i zdecydowanie wygrał matchup z Garnettem (KG miał 1-10 z gry i dwie zbiórki mniej). Pozostali zawodnicy "reszty Miami" nie zdobyli (ŻADEN) więcej niż 4 pkt., a i tak dostajemy zwycięstwo na wyjeździe i serię, zdaję się, już na zakończeniu. Kapitalna końcówka LeBrona, aczkolwiek nieperfekcyjna. Był moment, gdy wydawało się, że Boston już tego nie odda. Wtedy (2 min. do końca) LeBron rzucił mocarną trójkę. 48 sek. do końca: James zachował zimną krew pod koszem i, mimo intensywnej obrony Pierce'a i Garnetta, zwiódł ich obu i zmieścił layupa. Chwilę później mógł to wszystko zrujnować, bo wypuścił piłkę z rąk, ale zaraz sam mistrzowsko przykrył Pierce'a, który próbował game winnera. W dogrywce James trafił jeszcze niewiarygodnego fadeawaya, a chwilę później jego niecelny rzut dobił Bosh i mecz był przesądzony. Nie był to jakiś strasznie dobry mecz LeBrona, ale wart zauważenia jako kolejny przykład fałszywości popularnej w necie tezy, by oddawanie piłki Wade'owi w końcówce było dla Heat konieczne, nawet, gdy moment układa się inaczej.
-
Sezon ma mieć 10 odcinków. Cóż, budżet to duży problem. 12 na pewno byłoby lepszą liczbą, mniej skracania. A i tak pierwszy tom to tak naprawdę taniocha w porównaniu z następnymi, tak więc pomimo zamówienia drugiego sezonu, trudno nie podtrzymać przekonania, które utrzymywało się wśród fanów książki przez ostatnie parę lat - HBO albo tego nie zrobi do końca, albo zrobi to źle. Na razie źle nie jest, ale raczej ciężko powiedzieć, że wytrzymuje porównania z oryginałem.
-
Serial to taka przycięta książka. Podstawowa fabuła zachowana, ale... na szybciora. Myślę, że sprzedaż książek, zwłaszcza kolejnych tomów, mocno podskoczy po zakończeniu emisji pierwszego sezonu. Cóż, to nie była jakaś tajemnica, że to świetna proza i prawdopodobnie najlepsze fantasy, jakie powstało, ale nic cię tak nie wypromuje, jak TV... Nawet HBO.
-
Aha. No tak. No bo to są inne rzeczy, czy się coś podobało (jak pisał Khadgar), a czy to jest dla jakiegoś bohatera złe. Ja tam nigdy nie lubiłem specjalnie Dona, więc nie szkoda mi go jakoś strasznie. Biedaczek nie radzi sobie ze swoimi takimi strasznymi problemami i myśli, że tak je naprawi, no cóż, powodzenia. To znaczy "szkoda chłopa", ale przecież... to nic nowego. To jest serial o tym. "Nie wyszło tak jak chciałem" to motto życiowe praktycznie każdego bohatera. Cały serial jest o budowaniu kłamstw tam, gdzie życie sprawia zawód. Tak więc jako sposób na wprowadzenie do historii elementu i intrygującego, i znaczącego, i boleśnie realistycznego, mającego więc cechy, za które lubi się "Mad Men" - wątek mi się podoba. O wielkości serialu świadczy dla mnie fakt, że widzowie "Mad Men", których znam, reagują na to tak samo, jak znajomi Dona. "Wiemy, że to się źle skończy...". Nie ocenia się Dona w kategoriach postaci z amerykańskiego serialu (z oczywistymi schematami), tylko w zasadzie niemal jak znajomego człowieka. To, że Don, taki niby bystry, mógł uwierzyć w wizję łatwego i prostego szczęścia, wydaje się śmieszne. Doskonały przykład, że Don nie jest typowym protagonistą serialowym i nie ma wpisanej wszechwiedzy, by widz zawsze mógł się ekscytować, co to Don nie zrobi, bo przecież scenarzyści wiedzieli od początku i pod to układają historię. Nie, patrząc z zewnątrz, Don jest, jak my w sprawach swojego życia, głupi. Tak samo jak Joan, Sterling, Campbell. Wieczna krótkowzroczność, życie złudzeniami, kierowanie się podstawowymi emocjami, które działają tylko na krótką metę.
-
Nie jestem fanem Wengera, ale uważam, że to dobry trener. Czy trzecie miejsce w Premiership to zły wynik? Jak na zespół, który co roku wydaje jakieś 10 mln euro na transfery, wychodząc zazwyczaj na plus na sprzedanych? Chelsea wydaje co roku tyle, ile był wart cały skład Arsenalu. Owszem, Kanonierzy stracili ostatnio dystans do angielskiej "wielkiej dwójki", ale czy sukcesy to jedyne, co przyciąga kibiców? Klub przynosi profity, jest stabilny, jest angielski (a nie jakiś Glazer/Abramowicz/Mubarak), gra ładnie. Zwalnienie Wengera przy zajęciu miejsca na podium byłoby moim zdaniem przesadzonym krokiem. Nie wiem, kto miałby gwarantować polepszenie wyników przy zachowaniu budżetu. Rafa Benitez, Maciek Skorża? Może Mourinho, ale on, wygląda na to, jeszcze trochę zostanie w Realu... chyba.
-
Kurde, ale czego ci szkoda? Z jakiego to powodu jest to wydarzenie, którego wpływ oceniasz jako negatywny?
-
Napisałeś "Jakby rozumiem o co poszlo no, ale szkoda". Odpowiedziałem pytaniem, poprzez które chciałem się dowiedzieć, czego jest Ci szkoda.
-
Mavs zagrali fantastyczną serię, ale to chyba za mało, by oceniać ich jako faworyta. Zależy od przeciwnika. Jakby nie patrzeć, Lakers zagrali jednak jak ser szwajcarski. A i tak gdyby nie słaba forma Gasola (spowodowana prawdopodobnie problemami osobistymi) wynik byłby inny, być może znacząco. Liderzy żadnego z faworytów nie są z kamienia. Stosunkowo najmniej problemów zdrowotnych mają Grizzlies, pomijając oczywiście Rudy'ego Gaya, bez którego grają lepiej. No i Thunder, ale to chyba łatwiejszy rywal dla Mavericks (z Grizzlies są 1-3 w sezonie). Rose ma problemy z kostką (wczoraj, po świetnym Game 3, wrócił do bycia Rose'em - 12-32 z gry). Miami niby zdrowe, ale Wade miał jakąś tam zapaść w 1. rundzie. O Bostonie nie mówię, bo tam trudno znaleźć kogoś, kogo można by nazwać zdrowym człowiekiem. Najtrudniejszym rywalem wydaje mi się obecny faworyt do wygrania Wschodu, czyli Miami - Wade może mieć problemy z zasłonami i kontrami, ale na obwodzie jest świetnym obrońcą i 9-10 zza linii nie da sobie rzucić. Przewaga, jaką zrobili Chandler i Haywood, nie miałaby takiego znaczenia, bo Miami nie potrzebuje stać pod koszem, by wygrywać. Lakers opierają na tym dużą część akcji, z kolei za Miami trzeba biegać. Zupełnie inny rywal. Gdybym miał stawiać na kogoś, że wygra mistrzostwo, to na ten moment Miami, aczkolwiek przed nimi trzy bardzo trudne serie, z rywalami, z którymi przegrywali w sezonie zasadniczym. Jest to faworyt na dość glinanych nogach.
-
10 mln euro za gracza sezonu w trzeciej lidze Europy to tyle, co nic. Trzeba brać. Podobno sam gracz bardzo pragnął Realu i to przesądziło. Na pewno trener Klopp w niedawnym wywiadzie mówił, że jak kogoś ma sprzedać, to tylko do Realu lub Barcelony. Nie boi się, że wpadnie na nich w LM? A gdzie będzie grał? Ciężko mi sobie go wyobrazić na miejsce Khediry w tym Realu, bo on i Alonso to już dwóch graczy o niepowalających warunkach fizycznych w środku pola. Na przeciwników z Primera Division czy inne AC Milany wystarczy, ale na Barcę? Jeśliby grali Alonso-Sahin, to na pewno kosztem kogoś z przodu. Benzema, Higuain, Di Maria, Ozil - tylko dwóch z nich można by wystawić w jedenastce. Oczywiście, o ile Mourinho będzie na stanowisku. Ale zmiennik dla Alonso, kończącego niedługo 30 lat, to też dobra opcja. Warto zauważyć, że Real w tym sezonie przegrał 5 meczów - dwa z Barceloną (z którą i tak grał 4-3-3 właśnie), a trzy wtedy, gdy nie grał Alonso. To kluczowa pozycja dla gry Realu i jeśli zmiennik dla Alonso byłby lepszy, kto wie, może by te mecze z Osasuną, Gijon i Saragossą wygrali. Co dałoby im mistrzostwo.
-
No właśnie o to chodzi. Szkoda czego?
-
nie rozumiem czemu mowisz takie rzeczy
-
Oglądasz inny serial. W "Mad Men" Matthew Weinera emitowanym na AMC jest dużo akcji, wątków i fabuł.
-
Miałem na myśli, że pierścienie zdobywają generalnie zespoły... W przeciwieństwie do niektórych zawodników, Phil zniósł to z wielką pogodą ducha. Koleś, który zadał wyżej wspomniane pytanie, to taki znany, hm... dziennikarz, często się pojawia przy różnych konferencjach:
-
Bez przesady, DFD jest spoczko, muzyka całkiem wyrafinowana i nieco kreatywna nawet, da się słuchać. Transformers to, nie wiem, Katy Perry.
-
Bynum żenujący, nie przypominam sobie tak chamskiego bezensownego faulu w NBA. Nie miał czemu być wkurzony, poza tym, że jego team dostał sweepa od lepszych. Kobe zdobył 4 pkt. przez trzy ostatnie kwarty... 7 celnych rzutów, 1 asysta, 5 strat. To się nazywa lider. Oczywiście przegrana seria to nie jego wina, ale ci, którzy tak lubią przypisywać mu wyłączną odpowiedzialnośc za sukcesy ("zdobył 5 pierścieni, a ten i ten ani jednego"), pewnie to jemu przypiszą całą odpowiedzialność za 0-4.
-
Ja tam kradnę radio. To i tak głównie wina Żydów i Michnika.
-
Skuteczność Manchesteru jest imponująca. Mogą grać niby wcale nie lepiej niż rywal, ale jak trzeba to i tak strzelą. Może nie powinienem jednak ich skreślać w pojedynku z Barceloną.
-
Bosh przeszedł obok tego meczu. Nie był ruchliwy, nie wychodził do wszelakich zagrywek. Jeden celny rzut? Pięć zbiórek? Po pierwszej połowie wydawało się, że nawet to nie przeszkodzi Heat wygrać - po zmianie Bibby/Litwin na Chalmers/Joel zaczęli tradycyjnie grać dużo lepiej i wyszli na prowadzenie. Niestety dla Heat, na trzecią kwartę powrócił ten pierwszy, dużo gorszy duet (w tych playoffach Joel jest +97, Litwin... -67. Chalmers +62, Bibby: -23). I trzecia kwarta była jedyną naprawdę wspaniałą w wykonaniu Celtów. Przegrywając na początku, wyszli na prowadzenie 14 pkt. Boston rzucał w tym okresie prawie 60% (Garnettowi i Pierce'owi wpadało wszystko), z kolei Miami poniżej 30%. Wspaniały mecz Garnetta w połączeniu z wymizerniałym Boshem sprawił jeszcze jedną rzecz: otóż przez pewien czas LeBron grał na PF. Tyle że wtedy krył go Garnett, który robił to doskonale. Ogólnie druga połowa to pierwszy od dawna, dawna (od transferu Perkinsa?) pokaz tak szczelnej, "duszącej" rywala, zaangażowanej defensywy, którą Celtowie zachwycali nas przez ostatnie lata. BTW jedynym graczem, który nie miał problemu w ataku, był Joel Anthony (6-7 z gry, 11 zbiórek, Heat +5 w trakcie jego pobytu na boisku). No a drugim był Mario Chalmers (+2). To oni tak naprawdę robią większą różnicę, gdy siadają na ławie, niż trio gwiazdorów. Ta dwójka może stać się kluczowymi postaciami, jeśli Boston będzie kontynuował doskonałą obronę na Big 3. W co do końca nie wierzę: wczoraj było widać, że Boston był zdesperowany. Mimo wszystko pokazał, że wygranie serii jest w zasięgu.