-
Postów
23 369 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Alves czy Pique mają jeszcze lepszą receptę: spróbować urwać rywalowi nogę.
-
Niedługo 1 maja, ale piłkarsko już dziś obchodzimy czerwone święto.
-
Trudno o lepiej pasujący do tego meczu "moment przełomowy" niż danie czerwonej kartki rezerwowemu bramkarzowi. "Ich możliwości ofensywne są ograniczone. Ich nienawiść - nie"
-
To był chyba Albiol, a Arbeloa dostał za inny faul. Już prawdziwy. Który w tym samym momencie miał miejsce w innej części boiska. Wtf. edit o co im chodzi. po co jest ten mecz
-
Pedro (Pedro?) wpadł na nierobiącego nic Arbeloę na chamca, po czym nagle upadł i zaczął umierać. Głupi jest ten mecz.
-
Koledzy z którymi chodziłem na mecze już mnie nie lubią, więc niespodziewanie siedzę sam przed kompem i oglądam ten mecz, który okazuje się niewiarygodnie nudny. Bywały lepsze wieczory.
-
Dexter jest tak zimny jak browar w Kawiarni Grodzkiej.
-
worek się rozwiązał
-
Dobrze, mam ich w Fantasy.
-
Podobno są już po słowie. Bayern z Neuerem, a Fergie z De Geą. Zobaczymy.
-
Manuel Neuer - THIS IS SICK Jeśli jeszcze mieliście wątpliwości na temat tego, kto jest najlepszym bramkarzem świata... ten mecz ich nie pogłębi.
-
Real raczej nie będzie się bunkrował, bo nie bunkrował się nawet przez większość ostatniego meczu z Barceloną, której potencjał i tendencje ofensywne są o wiele większe. Oglądając ostatnie kilka meczów Realu i kilka ostatnich MU trochę trudno sobie wyobrazić coś innego, niż mecz do jednej bramki, różnica umiejętności piłkarzy jest bardzo duża. A przygotowanie taktyczne do meczu... w najlepszym wypadku będzie równe. W najlepszym wypadku, bo jak na razie to Mourinho udowodnił, że potrafi mając słabszych piłkarzy rozpracować przeciwnika (10 finałów w karierze - 9 wygranych), a Ferguson, mimo dużo dłuższej kariery, dość odwrotnie. Świetny trener od motywacji, kształcenia piłkarzy itd., ale oba swoje finały LM wygrał bardziej fuksem, niż taktyką. Oczywiście ani Real, ani MU jeszcze nawet nie zaczęły awansowywać do finału, więc to tylko gdybanie.
-
Bądźmy szczerzy, starcie Schalke-United to walka o srebrny medal. Real Madryt jest chyba już w tym momencie zdecydowanie najlepszą drużyną na świecie. A jeśli nie, to tylko dlatego, że jest nią Barcelona. Nie przypominam sobie finału LM, w którym przy takiej różnicy poziomów faworyt by przegrał. Niespodzianki bywają różnorakie, ale nie w finałach.
-
Już dzisiaj kolejny mecz. Jest 2-2, a więc ten moment, w którym Lakers powinni zacząć grać serio. Wszyscy się martwią o zdrowie Kobe'ego, ale z Hornets są w stanie wygrać nawet przy obecnej formie Bryanta. Kostki Kobe'ego i Rose'a mogą, ale nie muszą, jeszcze w jakiś sposób odmienić obraz tych playoffów. Boston faktycznie zaliczył jedynego sweepa w 1. rundzie, co jednak w ostatnich sezonach jest raczej klątwą, niż dobrym znakiem (od kiedy gra się do czterech zwycięstw, nigdy nie zakończyło się to mistrzostwem). Dzisiaj o życie walczą Magic i Indiana, oba zespoły w sytuacji 1-3. Patrząc na różnicę punktów, są to najbardziej wyrównane pary (Indiana w całej serii jest tylko -10 pkt., Orlando -11 pkt.). W przypadku Indiany to na pewno zaskoczenie, a w przypadku Orlando o tyle zaskoczenie, że Orlando miało wygrywać. Czy ktoś z nich już dzisiaj zostanie wysłany na ryby? Tak przewiduję. Ciekawostka z rejonu "reszta Miami": Heat są -44, gdy do wielkiej trójki dołącza duet Bibby/Ilgauskas. A Chalmers/Joel Anthony? +92. Inna indywidualna niespodzianka w kategorii +/- to... Mike Dunleavy (+29 w serii z Chicago).
-
No ale wtedy nie masz wyboru, musisz każdą grę sprowadzać z US, a to czasami wychodzi jednak dość drogo. No i gwarancja chyba odpada? Ech, beznadziejna sytuacja z tą blokadą regionalną. Zwłaszcza, że żadnego Freeloadera sobie nie zainstalujesz, bo ci nagle Nintendo przez internet zrobi cegiełkę z konsolki.
-
stawiam dzisiaj na szalke
-
Kolejny dzień pod hasłem "whoa". Sixers mieli wielką przewagę nad Heat, później ją stracili. Później na prowadzenie wyszli Heat, ale w końcówce Sixers udało się uratować życie. I dobrze, zasłużyli na jednego wina, choćby za to, co na jedynce wyprawia młodzian Jrue Holiday. Magic też przegrywali kilkunastoma punktami, by odrobić, ale ostatecznie przegrać różnicą trzech. Jest 1-3, czyli niezbyt różowo. Atlanta, na którą nie stawiał nikt, jedną nogą w kolejnej rundzie. A Hornets wygrali jednak kolejny mecz z Lakers. Nie chcę być monotematyczny, ale przecież trudno oglądając te mecze tego nie pomyśleć: CP3 udowadnia, że jest ciągle najlepszym PG w lidze. Nie tylko sępi wolne w końcówkach (z umiarkowaniem), ale i trafia z gry (7-14), zbiera (13), podaje (15). Aha, no i jeszcze jedno: jest najlepszym obrońcą w swoim zespole, a nie najgorszym. Lakers wybitnie sobie z Paulem nie radzą - ani Fisher, ani Kobe, ani (gulp) Andrew Bynum. Mecz był bardzo blisko, zabrakło nieco skuteczniejszego Kobe'ego.
-
"M" musi pójść do Media Marktu kupić DVD z "Social Network", żeby napisać coś w stylu "w połowie filmu Garfield daje lasce szalik", w ten sposób przekonując ludzi, że jednak wypowiada się o filmie, który widział. Niestety dzisiaj Media Markt jest zamknięty.
-
Myślę, że wyniki Sixers nie są tak ważne dla losów D'Antoniego... Sweep w pierwszej rundzie wygląda kiepsko, ale patrząc na postawę - Knicks... w pewnym sensie zaskoczyli pozytywnie. Nawet bez Billupsa i Amar'e byli cholernie blisko zwycięstwa na wyjeździe. Game 3 był zupełnie inny, bardziej taki, jakiego można się spodziewać po słabszym teamie, który dodatkowo ma kontuzjowanych dwóch kluczowych graczy, czyli wyraźna przegrana. Tak czy siak to nadal team tuż po dużych transferach, niepoukładany. W NBA nie zwalnia się trenerów w takim momencie...
-
Manchester planuje zakupić Wesleya Sneijdera.
-
5, 3, 3, 2 - różnice punktowe ciągle są niewielkie. Wczoraj widzieliśmy cztery wspaniałe comebacki, ale tylko jeden zakończony zwycięstwem. Portland przegrywało 44-67, by wygrać 84-82. Warto jednak zauważyć, że ostatnie punkty rzucili w akcji, w której mogli (moim zdaniem - chyba powinni) w ogóle nie dostać piłki. Naprawdę trudno stwierdzić, czy piłkę na aut wybił Tyson Chandler, czy Gerald Wallace. W sumie dobrze, że Indiana wygrała - nie zasłużyli na czapę, grając w każdym meczu praktycznie na tym samym poziomie, co rywal, przegrywając maksymalnie różnicą sześciu punktów. We wczorajszym meczu nauczyli się nie faulować Rose'a. Do tej pory średnio MVP zdobywał 15 pkt. z wolnych, wczoraj - tylko 2 pkt. To była różnica. 4-1 też nie oddaje do końca poziomu rywalizacji, ale zapewne tak się skończy. Dzisiaj na swoim parkiecie będą walczyć o życie Sixers i Knicks. Zwłaszcza w przypadku Knicks chciało by się, żeby jeszcze ta seria potrwała... Ale problemy zdrowotne Amar'e i Billupsa się pogarszają. Szanse na przeżycie ma jeszcze Orlando, bo Howard po ostatniej bijatyce nie został zawieszony. Tylko Jason Richardson i Zaza Pachulia. Nadal jest to osłabienie Magic, które dziś może polecieć do domu przegrywając 1-3, a to nigdy nie jest miłe. Na koniec dnia Hornets powalczą zaś o to samo z Lakers, tyle że na własnym parkiecie.
-
Renesans Bayernu nie potrwał długo, bo zremisowali 1-1 ze słabym Eintrachtem, a i do tego potrzebowali karnego w ostatniej minucie. Na trzy kolejki przed końcem są znowu za Hannoverem w walce o ostatnie miejsce w Lidze Mistrzów. Transfer Neuera jest podobno już w zasadzie przeprowadzony, ale brakuje więcej, niż bramkarza. Przede wszystkim zespołu. Tymczasem Dortmund ciągle nie jest pewny mistrzostwa, bo dostał baty w Moenchengladbach i ma tylko 5 pkt. przewagi nad Bayerem. Runda wiosenna jest wyraźnie słabsza dla Borussi, nie tylko za sprawą kontuzji Kagawy. Ogólnie jakoś tego błysku coraz częściej nie ma. W niedawnym wywiadzie Juergen Klopp stwierdził, że jeśli kogoś sprzeda po tym sezonie, to do Realu albo Barcelony, z innymi klubami podobno nawet nie rozmawiają. Zobaczymy...
-
No tak, to jest prawdziwa komedia: ludzie, którzy wchodzą na forum internetowe i tam krzyczą, w ogóle o to niepytani, że nie mają konta na jakimś portalu. Ciekawe, czy jest odwrotnie i np. na Facebooku ktoś pisze "nie mam konta na forum PSX Extreme! To bardzo ważne, żebyście to wiedzieli!". Film "Social Network" niby daje okazję, żeby pisać o tym, ale naprawdę tylko niby. To nie jest film o Facebooku. Nie wiem, czemu sporo osób traktuje go jak jakiś biopic w stylu "Raya" czy innego "Chaplina". Prawdopodobnie dlatego, że są to osoby, które innego kina po prostu nie znają - widzą, że film hollywoodzki, to od razu go wpasowują w pewien schemat i się dziwią, że nie spełnia wymogów. Przemawia za takim uzasadnieniem to, że fani kina artystycznego bardzo rzadko objeżdżają ten film. Z drugiej strony jest może jeszcze jakiś element poza samą hollywoodzką produkcją, coś związanego z samym Facebookiem. W końcu nie widziałem nigdy opinii w stylu "Nie należę do włoskiej mafii, same losery tam są" mających służyć za całą recenzję "Chłopców z ferajny", ani "Boks to głupi sport, dla prostaków, film o boksie nie może dostać Oscara - Akademia się stacza" w komentarzach pod "Wściekłym bykiem". Cóż, może wynika to tylko z tego, że wtedy nie było dzieci Neostrady, a po 20 latach to łatwo być mądrym.
-
To jest fascynujące: kinomani mają wątpliwości, a większość osób nie ma. Tyle że jedni nie mają wątpliwości, że film jest krytyczny wobec Zuckerberga, a inni nie mają wątpliwości, że go gloryfikuje. To może jednak miejsce na wątpliwości jest, co? No to powiedz, który konkretnie film z odpowiednią wrażliwością ten mechanizm opisał, bo takie teksty widzę w necie non stop, ale jakoś nikt zapytany o konkret nie może sobie przypomnieć choć jednego tytułu.
-
No cóż, to było przewidywalne, ale niespodziewanie nie udało się.