-
Postów
23 367 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Kurde, jednak nie przeczytałeś tego posta, który jest tuż nad twoim... Ach, a na pewno było tak blisko, pewnie oko ci przeskoczyło. Tak btw to było by miło, gdyby ktoś kiedyś odpowiedział na zdania, które piszę, a nie ignorując argumenty powtarzał, jaki jestem głupi i nadęty, naprawdę już to wiem. Trzeba było dopisać jeszcze w tym poście "woda jest mokra", wtedy bankowo byś wszystkich przekonał, że "Forrest Gump" to najlepszy film wszech czasów, a "Hurt Locker" to upadek i wstyd.
-
Byłoby to sensowne, gdyby nie fakt, że określoność grupy "filmy 1994" czy "filmy wszech czasów" jest tylko pozorna. Tak naprawdę jest to zbiór różny w zależności od głosującego. Jeśli "Forrest Gump" zebrał na Filmwebie 173 370 głosów, to można założyć, że część jego fanów nie widziała, dajmy na to, "Reguły gry" (200 głosów). Ba, całkiem duża część - co najmniej 173 170 osób. Gdy zaś ktoś nazywa jednym z najlepszych filmów "Reguły gry", to prawdopodobnie jest to osoba, która widziała także "Forresta Gumpa". Tak więc padają te same słowa, ale faktycznie znaczą zupełnie co innego. Dlatego taki ranking nie jest porównaniem poziomu obu filmów - nie można oceniać, czy x jest większe od y, mając dane tylko x. Jedyny tytuł, jakim można określić "Forresta Gumpa", to "popularny film", natomiast nie wynika z tego w żaden sposób, żeby był dobry. Po prostu wiele osób go zobaczyło. To właśnie mierzy ranking na Filmwebie, popularność. Używać tego jako podstawy do nazwania filmu "jednym z najlepszych" to tak, jakby stwierdzić, że Seicento jest lepsze od Lexusa, bo więcej osób go kupiło. I mniej sprzedało! Jednak wiele osób powie od razu, że Lexus jest lepszym autem. Dlaczego? Bo osoby, które jeździły i Lexusem, i Seicento, częściej preferują Lexusa. To jest rzetelne kryterium.
-
"Zawrót głowy", "Sokół maltański", "Brudny Harry", "Zodiak", Bullit".
-
W Milanie. Jakby to była polska liga to Mexes najbliższe pół roku spędziłby na urlopie.
-
No ale ty masz prawo obrażać takie filmy jak "Social Network" czy "Hurt Locker", nazywając je "upadkiem kinematografii" i stawiając niżej niż "Forresta Gumpa" oraz "Skazanych na Shawshank", które zresztą usankcjonowane jako "jedne z najlepszych filmów w historii" zostały co najwyżej przez ranking na Filmwebie. Spoczko.
-
Albo ty? Zapewne masz sentyment do "Forresta Gumpa", bo oglądałeś go z mamą jak miałeś 10 lat i wtedy wydawał się dobry, ale zaręczam, że ten film oglądany na trzeźwo naprawdę nie daje wielu racjonalnych powodów do nostalgii, a tym bardziej do sugerowania jakiegokolwiek poziomu artystycznego. Jestem przekonany, że gdyby ci w 1994 r. puścili na jego miejsce "Jak zostać królem", nie byłbyś wobec filmu Hoopera taki sceptyczny.
-
No jak do filmów i neta to nie wiem, jakie konkretnie masz wymagania. Tak, ten nowy Radeon i procesor i3 sobie dadzą z tym radę. Generalnie te wszystkie Vaio mają podobny schemat. Zaletą jest dla mnie klawiatura i design. Wadą jest czas pracy baterii i trochę waga. Przez design mam na myśli nie tylko wygląd i wygodę, ale też jakość wyświetlacza - chyba najlepszy w tej półce cenowej. Co do muzy no to jest standardowo, czyli kupisz dobre słuchawki i jakoś to będzie brzmiało. Natomiast bateria przy dobrych wiatrach potrzyma dwie godziny. Sam sobie odpowiedz, czy to wystarcza. Jeśli chcesz raczej siedzieć z lapem w domu to może warto się zastanowić nad jednym calem przekątnej więcej. Sony ma takie laptopy. Za taką samą cenę będziesz pewnie miał nieco słabszy procesor czy mniejszy dysk, ale jak chcesz głównie filmy i neta to chyba warto to poświęcić. Tyle że 16,4 to już jest średnio mobilna rzecz. Ale do plecaka czy auta się zmieści, tak że jak ma stać w domu, to myślę, że rozważ. To, że za więcej kasy dostaniesz lepszy, no to chyba nie ma co mówić.
-
W dzień Oscarów - 1,20-1,25:1. Wcześniej wyższy.
-
Byłem w zakładzie bukmacherskim Millenium na Nadodrzu, przejrzałem całą gazetkę dwa razy, powiedziałem że mój e-znajomy gdzie indziej postawił, a koleś: nieee, nieee. STS to samo. W Warszawie można było postawić, we Wrocławiu nie. Fak ju.
-
"W życiu Wojtka będzie niejedna szmata".
-
Dobra, już chyba nie będzie dobrej okazji do wklejenia tego posta.
-
No i co to ma wspólnego? Przecież LM nie jest jakąś wielką zbiorową walką lig, tylko meczami pojedynczych klubów. Bayern nie będzie grał z całą potęgą ligi angielskiej naraz, tylko np. z Manchesterem.
-
Tak się zabawnie składa, że w zeszłym roku Manchester odpadł z Bayernem. Manchester był wtedy na pierwszym miejscu w premiership.
-
W zasadzie jest to bliskie prawdy, ale gdy nadejdą decydujące mecze to Barca może akurat zagrać słabiej. Gdyby to działało tak, że w najważniejszych meczach każdy gra dobrze, to Barca pokona każdego, ale tak nie jest, więc Katalończycy mają po prostu największe szanse (o ile za parę dni nie odpadną z Arsenalem). Myślę, że Bayern, Barca i MU, może Chelsea, to potencjalni zwycięzcy tegorocznej LM, poza nimi to już margines, ułamek procenta szans. O ile oczywiście nie zaskoczy ich... Borussia gra boski sezon i tyle. Kto inny tak przystopował Robbena, nie tylko w Bundeslidze, w ogóle? Mało kto. Plus nie mają już pucharów na głowie, to pomaga (jak myślicie, dlaczego Milan przegrał z Tottenhamem?). Dortmund był bardzo blisko awansu w Europie, zawalili tylko jeden mecz z Sevillą. Tak samo przegrali kilka w lidze, ale generalnie grają boski sezon, a trzon zespołu to gracze mający najwyżej 22 lata. Bójta się chamy.
-
Byłem w Millenium wczoraj, nic takiego jak Oscary nie mają. Hm...
-
Dwumecz Borussia-Bayern zakończony 5-1. No cóż, z tezą, że to drużyna jednosezonowa, nie można dyskutować dopóki nie nastanie kolejny sezon. Ale biorąc pod uwagę wiek zawodników, uważam, że mają widoki na przyszłość. Barrios pewnie w końcu gdzieś odejdzie, jeśli to prawda, że jego zdaniem oglądanie ogonów w Premier League jest bardziej ambitne niż granie w Lidze Mistrzów. Ale reszta raczej zostanie - Hummels, Piszczek, Subotić, Sahin, Goetze, Grosskreutz, Kagawa... Kto wie, może nawet Lewandowski nauczy się strzelać. Są widoki. Schalke zremisowało 1-1, zgadnijcie kto strzelił. Raul jest już na 4. miejscu w tabeli strzelców. Chrystus w jego wieku już nie żył, a on w swoim SZESNASTYM sezonie profesjonalnego futbolu ciągnie zespół na swoich barkach w Lidze Mistrzów i w jednej z najlepszych lig świata. Można wymienić wielu bramkarzy, nawet "biegaczy" jak Zanetti, jednak strzelanie bramek zawsze kojarzyło nam się z czymś, co się zdarza okazjonalnie, przez kilka lat, a później instynkt strzelecki gaśnie albo napastnik łamie sobie kolano. Nie Raul. On miał sezon pełen bramek, gdy kończył 19 lat, i będzie świętował kolejny, gdy niedługo skończy 34. Schalke nie ma już szans, by wejść do przyszłego LM, ale jeśli w tym roku wejdzie do ćwierćfinału, i tak będzie to dla mnie jedna z większych historii tego sezonu.
-
Mieszasz sprawy, gadając o mistrzostwie. MVP to nagroda dla najlepszego gracza sezonu regularnego, mistrzostwo to nagroda dla najlepszej drużyny playoffów. MVP przyznaje się na koniec sezonu, nie wiedząc, jak będą wyglądały playoffy - za to, co było w sezonie i tylko za to. Nie jest to nagroda dla gracza, który najbardziej przypomina Majkela, tylko dla najlepszego. (Przynajmniej tak powinno być, ale Rose czy w zeszłym roku Durant udowadniają, że nie dla każdego.) No ale oczywiście nie można porozmawiać sucho o tym, co gra w tym sezonie regularnym Rose, bo wtedy nijak nie wyjdzie, że jest najlepszym graczem ligi. Trzeba zacząć gadki o Michaelu Jordanie. LeBron ma robić różnicę? Gdyby grał na poziomie zwykłego zawodnika Heat, mecz byłby masakrą. A tak zabrakło jednej celnej trójki, by walka toczyła się do ostatniej sekundy. Ba, LeBron miał dodatnie +/- w tym meczu, a Rose ujemne. Bulls wygrali, ale ten moment, gdy LeBron walczył z Rose'em, wygrali Heat. To się nazywa robienie różnicy. LeBron ma zdecydowanie najwyższe +/- w całej lidze. Nie robi różnicy? No tak, poza tym, że Heat zdobywają dzięki więcej punktów i mniej tracą, to faktycznie żadną. Inne metody mierzenia wpływu gracza na wynik, jak Value Added, też stawiają LeBrona na szczycie, a Rose'a w drugiej dziesiątce. Tak, wiem, Rose wysyła mentalne prądy, nieuchwytne w statystykach, czyniącego go lepszym graczem, ale hej, jeśli popatrzeć na tak prostacką rzecz jak różnica punktów, to LeBron robi największą różnicę.
-
Nie przedstawiasz jednego konsekwentnego kryterium, tylko rzucasz luźne zdania, które nie składają się na "Rose MVP". Statystyki może nie mówią wszystkiego, ale są JAKIMŚ wyznacznikiem, a wyznacznik dla domniemanej "najlepszości" Rose'a zostaje ciągle tajny. Bo go nie ma. Tak samo jak z Durantem w zeszłym roku. Mówiłem, że Durant to nie MVP, to parę osób pisało "oj bo ty kochasz LeBrona". Znajdźcie mi faktycznie lepszego gracza, a nie kolesia, który za rok będzie grał tak samo, a nikt na niego już nie będzie głosował w MVP. Magia. Skoro gadasz o tym, jaki super jest Larry Bird, no to powinieneś krzyczeć "Ginobili na MVP!", bo to Spurs są najlepszą drużyną ligi. Co więcej, nie miałbym wątów do takiej opinii, ale o dziwo nie widzę nikogo, kto by koronował Argentyńczyka. Nie, argument o "inspirowaniu do zwycięstw" pojawia się tylko wtedy, kiedy akurat drużyna gracza, za którym agitujemy, wygra mecz. Skoro ty nie piszesz "Gino na MVP!", to znaczy, że przyjmujesz do wiadomości, iż wynik drużyny nie jest automatycznie tożsamy z poziomem zawodnika. Brak konsekwencji. Ten cytat z Jordana to w ogóle nie wiem, co ma znaczyć w tym kontekście. LeBron się kumpluje z Wade'em i Boshem od czasów, kiedy jeszcze nie grali w NBA. Magic jak pokonywał Birda w finale to miał Worthy'ego i Kareema, no faktycznie strasznie tam jeszcze Jordana brakowało. Ponadto gdyby Bosh "1-18" grał na poziomie Larry'ego Birda, to w ogóle nie byłoby tej dyskusji, bo Heat rozjechaliby Bulls. Więc nie wiem, na co ten cytat ma wskazywać. Kumple Brona zagrali słabo w tym meczu, Heat przegrali. W innych meczach grają lepiej, Heat wygrywają. W tym meczu LeBron był lepszy od Rose'a, ale Heat gorsi od Bulls. W całym sezonie Heat grają lepiej od Bulls, LeBron lepiej od Rose'a. No nie wychodzi mi z tego Rose na MVP. Nie mówię, że LeBron nim jest, no ale gra lepiej i ma lepszy bilans, więc jakby trudno go mi postawić niżej niż Rose.
-
Nie wiem, co jest takiego romantycznego w tym, że stwierdzę, iż lepszy gracz jest faktycznie lepszy. Nie mówimy o jakimś zaawansowanym problemie, trudnym porównaniu typu Dirk/Gasol/Love, mówimy o graczach, przy których róznica statystyk jest wielka, którzy właśnie zagrali przeciwko sobie i było widać różnicę - bardzo wyraźnie, bo pełnili podbne funkcje i często stali naprzeciw siebie. Wynik też o tej różnicy świadczy, bo jeśli zespół pięcioosobowy wygrywa z LeBronem i nieuważnym w obronie Wade'em tylko o kilka punktów, to matematycznie jest niemożliwe, żeby któryś z tych pięciu był lepszy od LeBrona. Wtedy ten mecz byłby zupełną masakrą na rzecz Bulls. Jak stwierdzę, że LeBron jest także lepszy od Russella Westbrooka czy Steve'a Nasha, to też będzie romantyczne? I proszę nie mówić, że jestem niechętny Rose'owi, bo go bardzo lubię. Ale mówię rzeczowo i prosiłbym o rzeczowe argumenty w odpowiedzi. Rose to świetny gracz, ale zrobienie z niego MVP sezonu to szaleństwo. Za parę lat wszyscy będą się dziwić. Rose to taki tegoroczny Kevin Durant, gracz zasługujący bardziej na nagrodę "za postępy", "za pozytywne zaskoczenie", "za new challenger appears" niż na miano najlepszego gracza ligi. Durant skończył ostatni sezon na drugim miejscu głosowania MVP. Koleś, który był jednym z dwóch równorzędnych liderów zespołu na ósmym miejscu w swojej konferencji, zespołu spoza top 10 ligi. W tym sezonie Durant gra gorzej? Nie. W tym sezonie Oklahoma gra gorzej? Nie. Teoretycznie Kevin powinien więc walczyć w tym sezonie o MVP, prawda? Ale nie walczy, bo wszyscy się kapnęli, że postępy postępami, natomiat Durant wcale nie jest (jeszcze?) najlepszym graczem, że nie jest nawet najlepszym graczem Thunder. To nie jest mój romans z LBJ ani z Westbrookiem. To jest sensowna argumentacja.
-
Ten mecz... utwierdził mnie w pewności, że LeBron jest lepszym graczem niż Rose. To jest ewidentne. Widać jak na dłoni. Jednakże utwierdził mnie też w pewności, że Bulls to lepszy zespół niż Heat. Bulls już teraz, po pół roku pracy trenera Thibbodeau, są najlepszą defensywą w lidze. W pierwszej połowie nie nadążali, ale w drugiej zamrozili Heat, uniemożliwili podawanie, przez bodaj 22 minuty nikt poza LeBronem i Wade'em nie zdobył punktu (Chris Bosh oddał w meczu 18 rzutów, trafił jeden). Dodajmy do tego, że Wade znowu nie za bardzo wyrabiał w defensywie i wyjdzie nam, że Heat to w ważnych meczach one-man team, i to przegrywający one-man team, tak samo jak Cavaliers. Brawo, LeBron, wszystko zmieniłeś swoją decyzją. Czy Bulls na mistrza, to nie wiem. Mimo że grali z dwoma zawodnikami Heat, na swoim parkiecie, i tak walka o zwycięstwo toczyła się do samego końca. W tym roku chyba naprawdę wszystko może się zdarzyć. Moim faworytem byli Celtics, ale oddanie Perkinsa i Erdena to dziwny krok. Albo podpiszą jakiegoś centra, albo nie wiem, co oni sobie myślą. Tutaj dużo będzie zależeć od zdrowia, nikt tego nie przewidzi. Ale ciągle nie powiem, że faworytem są Spurs. No i oczywiście nie Dallas... co nie? Lakers słabi... Bulls? Oni jeszcze nie wygrali jednej serii w playoffach. W serii do 4 zwycięstw jednak stawiałbym na Heat... chyba.
-
W niedzielę Oscary, miło by było usłyszeć jakieś jeszcze teksty w stylu "Żydzi i Facebook rządzą w Hollywood, więc wygra Social Network, bo to film o Facebooku" albo "film propagujący homoseksualizm na pewno wygra, Amerykanie zawsze starają się być politycznie poprawni". Fora Filmwebu nie zawodzą w obu przypadkach, aczkolwiek oczywiście "Social Network" jest dużo lepszym filmem, więc zbiera dużo więcej hejtu.
-
A to mnie kurde zaskoczyłeś teraz.
-
Fassbender dołączy do Garfielda na liście aktorów, którzy skompromitowali się kompletnie, zanim w zasadzie stali się popularni. Nickowi Cage'owi zajęło to jakieś 15 lat, oni to zrobią w dwa. Czekam, aż poszukując nowych twarzy do kolejnych filmów o strzelaniu Hollywood sięgnie po Roberta Bruneikę.
-
haha, jaka ch'ujnia na żywo oni są to przechodzi pojęcie :o Ogór jak zapłacisz 200złoty to zobaczysz tylko czarne koszulki metali, z twoim wzrostem to nawet szanse na to, że ujrzysz telebim bym Ci nie dawał. No wiem, dodatkowo w tym roku są jeszcze bilety "na płytę, ale wpuszczamy wcześniej" za 250, także w ogóle poracha. Ale trochę mi szkoda wydawać kilkaset złotych, żeby zamiast gó'wnianego widoku mieć słaby widok. Z mojej rozmowy z Simonem Neilem wynika też, że możliwe, iż pojawi się Biffy Clyro. Dla mnie Biffy + Mastodon + Motorhead + Killing Joke = Jezus Maria, a Ironów i Volbeat jakoś przeboleję. Wolałbym pojedyncze koncerty tych zespołów, podczas których nie poniósłbym śmierci wskutek stratowania, ale co zrobić, że nie przyjeżdżają.