-
Postów
23 367 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
-
To był żart. Nie chodzi o język spisywany przez protokolantów sądowych.
-
Te dialogi były niemal dokładnie takie same, zanim Fincher w ogóle dostał ten film. Hm.
-
No jakbym się dzisiaj obudził z hibernacji trwającej 10 lat, to pewnie bym uznał, że ciekawy.
-
O Twojej starej zapomniałem. Arcade Fire to piękna muzyka, wzruszająca, lubię sobie puścić jak gdzieś jadę. "Funeral" to jedna z najpiękniejszych płyt dekady, a "The Subrbs" to zbliżony poziom. To, że ty wolisz słuchać piły motorowej napie'rdalającej po starych rurach, niż pięknych melodii na skrzypcach, nie znaczy, że każdy tak musi. Jak nie widzisz różnicy między Arcade Fire a Kings of Leon, to cóż, może idź do jakiejś wieczorowej szkoły muzycznej, jak dostaniesz stypendium to nawet nie będzie za droga, a zaczniesz patrzeć na świat w zupełnie nowy sposób.
-
Listy z Iwo Jimy
-
No właśnie chciałem ich wyróżnić, bo to zespół znany do tej pory z paru naprawdę koszmarnych płyt, a trzeci album jest... momentami całkiem fajny. Podobnie Jimmy Eat World.
-
Czasami mam wrażenie, że mógłbym w internecie napisać posta o treści "słonie to zwierzęta", a i tak dowiedziałbym się od Milana parę nowych rzeczy o sobie. W sumie fajnie.
-
Ten film jeszcze nie był nigdzie puszczany więc nie wiem, czemu się pytasz ludzi o opinie. Jak go dzisiaj sobie ściągniesz to będziez pewnie pierwszy.
-
Wstęp: Ten rok był spoko, ale nie tak, jak zeszły. Zabrakło mi przede wszystkim muzyki w moim ulubionym stylu, czyli rocka z dobrą perkusją. Z tego powodu w Top 10 sporo albumów popowych, a nawet... Kanye West, który na swojej płycie łączy ok. 20 różnych gatunków, spośród których żadnego nie lubię. Jest to jedyna płyta, która jakoś mnie powaliła w tym roku, stąd pierwsze miejsce. Pozostałe dobierałem głównie pod kątem tego, że słuchałem ich najwięcej. Jakby mi ktoś powiedział miesiąc temu, że mi się spodoba Kanye West, to bym nie uwierzył (zwłaszcza, że najbardziej celebrowany singiel z tej płyty - "Runaway" - to moim zdaniem jedyny słaby utwór na płycie), ale niestety to prawda. Chociaż płyta Kanye'ego to w sumie klasyczny amerykański hip-hop (zapętlamy podkład z jakiejś znanej piosenki i nawijamy rymy częstochowskie o tym, że mamy kasę i dziwki nas je'bią), to jest tutaj innego rodzaju piękno - oparte na składaniu fragmentów w całość, zabawie z definicją muzyki. Kanye jest autorem tej płyty, ale nie jest w sumie jej głównym wykonawcą. Duże fragmenty mają na niej m.in. Bon Iver, Rihanna, Jay-Z, Rick Ross, John England... A mniejsze partie nagrali np. Alicia Keys, Elton John, Beyonce i w ogóle wszyscy, którzy w muzyce pop coś znaczą. A mimo to nie mamy do czynienia z amerykańską wersją "Pokonamy fale", tylko naprawdę oryginalnym, osobistym do granic intymności i generalnie bardzo przyjemnym dziełem dźwiękowym. Nie powiem nic oryginalnego stwierdzając, że trzecia płyta Arcade Fire jest dla tej hipsterskiej kapeli powrotem do poziomu "Funeral" i pozwala dość szybko zapomnieć o nieudanym poprzedniku. Wbrew pozorom jest to muzyka bardzo prosta - zespół ma chyba z piętnastu członków, ale zazwyczaj gra tylko kilku naraz i robią oni podkład do wokali (reszta, jak wnioskuję z koncertów, w tym czasie pije herbatę albo bije się stolnicą po kasku). Cały bajer polega na pięknych melodiach - refren tytułowego utworu "The Suburbs" chodził mi po głowie przez całe lato i do dzisiaj zawsze się wzruszam, jak go słyszę. Czy smyczki, czy gitarki, czy jakieś ine pierdoły - muzyka zawsze ma na celu wytworzenie specyficznego, rozczulającego nastroju. I udaje się. Płyta zbiera różne opinie wśród fanów starego Dillinger Escape Plan, ale to dobrze - dowodzi faktu, że kapela się rozwija. "Option Paralysis" to takie "Crack the Skye" tego zespołu - łączy agresywną siłę starych nagrań z dużo większym porządkiem i wyraźniejszymi melodiami. Nadal jest to mocna płyta, a jako że za chaosem za bardzo nie przepadam, to "Opcji" słucha mi się doskonale. Na hasło "muzyka z wokalami po norwesku" zawsze reagowałem alergicznie, ale debiutancka płyta zespołu Kvelertak nieco podważa stereotyp. Okładka przywodzi na myśl takie zespoły jak Baroness i nie jest to najgorsze skojarzenie. Oczywiście mamy do czynienia z muzyką dużo prostszą: Kvelertak to tyleż metal, co punk, z zerowymi zaś ilościami progresywności. Natomiast co przywodzi na myśl Baronową, to brzmienie. Jest to zdecydowanie najlepiej nagrana płyta tego roku. Producent, basista Converge, zadbał o niezwykle agresywny i wyrazisty, coraz więc rzadszy w dzisiejszych czasach, werbel, a brzmienie gitar jest mocno skompresowane i wali prosto w czachę. Kompozycjnie płycie brakuje czegoś cięższego, piosenki lecą sobie po prostu jedna po drugiej i nawet nie każda z nich jest jakoś szczególnie przebojowa. Mimo to płyta uzależnia. Electrix Six zawsze uważałem za zespół grający comedy-rock i "Zodiac" nie zaskakuje tutaj niczym nowym, natomiast i melodie, i teksty wydają się jakby zaje'bistsze. To jest płyta na imprezę - jest kurevsko zabawna i skoczna, niemal każda piosenka ma refren wysyłający do szyszynki sygnał, by kończyny zaczęły podrygiwać. Teksty to jakość sama w sobie. Kto inny rymuje "time killer" do "Ben Stiller" albo śpiewa w przebojowym refreniku "yeah... it was a clusterfuck!/yeah... it really fucked us up!"? Cała zawartość liryczna jest absurdalna i doskonała. Jak dla mnie zdecydowanie najlepsza płyta zespołu znanego już od czasów hitu "Gay Bar". Najlepszy punk roku, w stylu Cancer Bats czy The Bronx. Kanadyjczycy są na tym albumie bezlitośni dla praw fizyki - obojętnie, jak wysoko ustawią sobie tempo, każdy muzyk nadal daje sobie radę z pefekcyjnym wykonywaniem kolejnych riffów, a wokale błyskawicznie podrywają do walki. Nie jest to jakaś megaagresywna płyta, widać, że chłopaki mają radochę z robienia hałasu. Punkowe wartości są jednak zachowane. Mary Jane Kelly to dość mało znana kapela, ale nie wyobrażam sobie, żeby po przesłuchaniu "Like There's No Tomorrow" po prostu odłożyć album w kąt. Brzmienie jest kapitalne, a muzyka zręcznie zasiada na półce gdzieś pomiędzy punkiem a metalcore, mając w sobie zarówno surową żywiołowość, jak i szaloną spontaniczność oraz częste zmiany tempa. Same wokale to też coś pomiędzy tradycyjnym darciem ryja a screamo. Płyta nieco jednostajna, ale jeśli polega to na jednostajnym dawaniu słuchaczowi kopa w ryja, to jestem za. Metal z Izraela. Nie znam drugiej osoby, której by się podobało "Underwatermoon", ale ja po prostu ją lubię. Łączy standardowe, monotonne czarne łojenie z melodiami wyjętymi jakby ze starych żydowskich pieśni. Kompozytorsko jest to płyta świetna, choć mało porywające brzmienie może nieco ten fakt kamuflować. Nie chodzę w skórach i od dawna mam krótkie włosy, ale gdy wokalista Winterhorde wyje "agaaaaainst the deeestinyyy", podnoszę majestatycznie swoją pięść i krzyczę: "napierdalać!". Nie spodziewałem się dobrej płyty po KORNIE, ale, cholera, tego czegoś nawet da się słuchać. Bawią mnie Kornowe teksty - każda piosenka to nieustanne zawodzenie o tym, jakie to straszne dzieciństwo miał wokalista i jacy ludzie są źli; koleś zapewne wytarł już w swoim słowniku synonimów całą stronę z hasłem "ból". Tym razem cała ta grafomańska nienawiść do okrutnego życia wyśpiewana jest we wpadający w ucho sposób. Jeśli jesteś smutny i masz doła, to zignoruj kretyński tytuł i koniecznie posłuchaj "Korn III: Remember Who You Are". Powinna dać ci natchnienie, by wreszcie ze sobą skończyć. Czasami brzmi niemal jak Buzzcocks, czasami jak wykształcone na Pitchforku plażowe indie, ale generalnie jest to bardzo wesoła i przyjemna muzyczka. Najlepsze piosenki: Shining - The Madness and the Damage Done Hot Hot Heat - JFK's LSD Fair - Disappearing World These New Puritans - We Want War Titus Andronicus - No Future Part III: Escape from No Future Deftones - Diamond Eyes Bring me the Horizon - Crucify Me Ozzy Osbourne - Let Me Hear You Scream
-
Co?
-
Ty jesteś tym kolesiem, który kupił na DVD "Transformers 2"?
-
Co sądzicie o nowej płycie Linkin Park?
-
Celtics, co rzadkie, przegrali mecz, i to z Detroit Pistons. Kontuzji doznał na początku Kevin Garnett, co wywołało oczywiste skojarzenia. Ale podobno tym razem kontuzja nie jest poważna. Zdrowieją Lakers. Andrew Bynum wyszedł w pierwszym składzie obok Pau Gasola i Lakers zdecydowanie wygrali z Hornets. Phil Jackson chyba powiedział parę słów w szatni, bo Jeziorowcy wyszli ze zdecydowanie innym podejściem, niż prezentowali w ostatnich tygodniach. Kobe oddał tym razem tylko 14 rzutów i większość trafił, a przewaga siłowa pod koszem wygrała dla Lakers ten mecz. Moim zdaniem Chris Paul to nadal jeden z najlepszych graczy ligi, niestety pozostali Hornets opadają z sił i drużyna leci w dół tabeli, ku przeklętemu dziewiątemu miejscu. Dalecy od myśli o playoffs są na razie gracze Phoenix Suns. Kolejna porażka, tym razem u siebie z 76ers, nie nastraja optymizmem. Gortat grał 35 minut i powinien zrobić więcej, niż 13 pkt. i 6 zbiórek, jednak nie wziął winy na siebie. Po meczu Gortat udzielił bardzo gorzkiego wywiadu, w którym narzekał, że Suns w ogóle nie grają twardo, nie walczą o piłkę i w ogóle strasznie jest. "Pozytywnym aspektem tej sprawy jest to, że gorzej być nie może" - poprzestańmy na tym cytacie. Paru komentatorów na fanowskich stronkach Suns zgodziło się z Gortatem, ale mimo wszystko taki newcomer narzekający publicznie na organizację taktyczną tuż po przybyciu może nie wpłynąć dobrze na atmosferę w zespole. Heat znowu wygrało (jeśli dobrze pamiętam - 15. zwycięstwo w ostatnich 16. meczach), a Wade po ostatnim spotkaniu (40 pkt.) tym razem rzucił 45 na doskonałej skuteczności 17-24.
-
* post jest sponsorowany przez właściciela telewizji POLSAT
-
To chyba nie za dobrą masz pamięć. Dla Kobe'ego i 35 rzutów to nic specjalnego. Czasem mu wszystko wchodzi, a czasem (w tym sezonie - bardzo często) mało mu wchodzi. On nigdy w karierze nie miał skuteczności z gry 47%, a np. LeBron w każdym sezonie poza debiutanckim miał więcej. W zeszłym sezonie LeBron rzucał lepiej nawet za 3 (w bieżącym różnica jest jeszcze większa). Nie widziałem tego meczu, ale podobno na żywo występ Kobe'ego wyglądał dużo gorzej, niż na papierze. Jednak nawet jeśli tak, to nie jest to nic nowego. Problem Lakers jest po prostu taki, że Pau Gasol nie ma formy. Nie pierwszy raz. W zeszłym sezonie było tak samo, jak Gasol wymiatał to Lakers wygrywali, a jak miał kryzys formy, to Lakers przegrywali i mówiło się, że nie mają szans na powtórzenie mistrzostwa. Póki co Lakers mają taką samą odległość w tabeli do pierwszego miejsca, jak i do dziewiątego, więc po paru kolejnych porażkach może się zacznie robić gorąco. Myślę, że spadek siły tej drużyny jest po prostu widoczny i nie ma gadania, że w playoffs zaczną grać 100 razy lepiej. W zeszłym sezonie siły wystarczyło im, by minimalnie wygrać mistrzostwo, więc jeśli poziom gry kluczowych graczy spada, to trzeba założyć, że w tym już mistrzami nie zostaną. Jednak poczekajmy. Celtics, Heat i Spurs mogą wymiatać teraz, ale wydaje się pewne, że niedługo opadną z sił. Spurs już od paru meczów bronią naprawdę niefrasobliwie i bilans jest lepszy niż rzeczywistość. Co chyba świadczy o beznadziejności Lakers, jeśli Pau Gasol trafia 3 rzuty na DeJuanie Blairze, a Kobe cegli na potęgę.
-
Ale to było z powodu usterek techicznych, które niektórym uniemożliwiły przez pewien czas używanie ILP. Co do stylu gry z Gortatem, to też czytałem ten artykuł na tym blogu. Ale nie wiem, czy się z nim zgadzam. IMO za wcześnie na takie mądre analizy. Gortat musi przede wszystkim zacząć zbierać. Jeśli Gortat zbiera 5 piłek, a DeAndre Jordan 11, to dla mnie nie trzeba żadnych analiz. Jordan to obiecujący gracz, ale tak łatwo to mu się chyba w tym sezonie z nikim nie grało. Jak się jest centrem w Phoenix Suns i się ma 5 zbiórek, to jest to słaby mecz, niezależnie od stylu gry drużyny. Jeśli Polak chce być uważany za dobrego zawodnika, to musi walczyć na boisku. Ani jego siła, ani technika nie są w czołówce ligi, więc musi walczyć o te piłki. I teraz: albo to (oraz skuteczność w ataku) przyjdzie wraz z ograniem się, albo nie i wtedy Gortat będzie miał ksywkę The Polish Wood.
-
Jaka "moc"?
-
Fanom sitcomów polecam "Parks and Recreation". Jest to serial o bliźniaczej formule do "The Office". Podczas gdy "Biuro" zeszło na naprawdę niski poziom, nowy serial się rozkręca i drugi sezon jest naprawdę śmieszny i fajny. Amy Poehler to postać na miarę Carrella (ikona "Saturday Night Live", jakby ktoś nie znał) i generalnie jest to spoczko kameralny sitcomik, chyba najlepszy z obecnie emitowanych w amerykańskiej TV.
-
Jest to różnica punktów zdobytych przez zespół i tych zdobytych przez rywala.
-
Tak jak myślałem, Gortat znalazł się dzisiaj parę razy w Top 10 akcji dnia, także na pierwszym miejscu. Niestety celebrowną ksywkę The Polish Hammer należałoby zmienić na The Polish Anvil.
-
Bez Gortata na parkiecie: +14 Z Gortatem: -19 Nasz rodak podbija NBA.
-
Gortat ma szanse trafić dzięki temu meczowi na plakaty. Niestety będą to plakaty z napisem "Blake Griffin".