-
Postów
23 313 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Girona wygrała na Villarrealu i jest już samodzielnie liderem. Kurs na to, że zdobędą mistrza, spadł poniżej 100. W sobotę grają z Realem, ciekawe jaki będzie po tym. Niby Girona nic wielkiego. Ich najlepszy piłkarz został wypożyczony z grającego w drugiej lidze francuskiej Troyes. Drugi nie grał regularnie nawet w Eibarze. Yangel Herrera był wypożyczany z Man City bodaj 5 razy, zanim w końcu go ostatecznie odpuścili bez nadziei. Dwóch reprezentantów Ukrainy. Futbol grają przyzwoity, nie jakiś defensywny. Trochę szczęścia, jak z Sevillą. Zapewne daleko tak nie zajdą, ale zawsze już będą mogli powiedzieć, że raz byli liderami La Liga.
-
Problem z Victorem Osimhenem. Napoli prowadzi kanał na tiktoku, gdzie wrzuca typowe "śmieszne" video które podobają się nowemu pokoleniu. Przyznam szczerze, że jak to bywa z tiktokiem, kompletnie nie mam pojęcia o co w tym chodzi i czuję się jak dziadek widząc te wszystkie pstrokate dziwadła. Sęk w tym, że ostatnio wrzucono video, na których klub wydaje się naśmiewać z Osimhena po spudłowanym karnym. W ramach "trendu" na "śmieszną" piosenkę że jestem coconut, wychodziło z tego video że Osimhen jest coconut. Na drugim spudłował karnego ze "śmiesznym" głosikiem. Kompletnie tego nie czaję, ale według ekspertów nowego pokolenia, tak się teraz robi i Napoli również wrzuca takie rzeczy o każdym graczu i tiktokowcy to rozumieją i to jest normalna estetyka dzisiaj. Hmm. Osimhen jednak się obraził. Mocno. Pousuwał ze swoich kont materiały pokazujące Napoli. Agent piłkarza ogłosił, że rozważa podanie klubu do sądu. Według nigeryjskich dziennikarzy, piłkarz zamierza odejść z klubu. ...dziś karnego wykonywał Zieliński hehe. Nie ma jednak co, już przed tym video Osimhen wydawał się średnio zadowolony w klubie, było w lecie głośno o pewnych konfliktach (podobno chciał Arabii Saudyjskiej, ale oferta transferowa 120 mln euro wydawała się zbyt niska prezesowi Napoli), no i jego forma w tym sezonie była jak na razie mocno mieszana. Trudno powiedzieć, czy te video to tylko pretekst, czy też faktycznie uraziły Osimhena do żywego i odwróciły sprawę o 180 stopni. (Nota bene, tego samego dnia wychodzi na jaw, że Napoli czeka kontrola legalności transferu Osimhena. Podobno klub przesacował zarobki odchodzących piłkarzy, by móc w ramach reguł pozwolić sobie na ściągniecie napastnika. Guardia Finanza przekazała sprawę prokuraturze. No ale to Serie A, to chyba nie zaskakuje).
-
WTF. Przeglądałem jakoś tam newsy z NBA i były gadki codziennie o nowych wariantach, ale nic o Milwaukee. Kompletnie mnie to zaskakuje. Naprawdę jestem zadziwiony, że Milwaukee pozbywa się Holidaya. Koleś miał ogromny wpływ na zespół, bez niego zawsze było znacznie słabiej, zwłaszcza defensywnie. Jasne, jego mała gwiazdorskość ofensywna w playoffach mogła irytować... Kto wie, to może się udać. Bucks zagrali tylko kilka meczów w podstawowej piątce (z Middletonem), ale często wyglądało to bardzo mocno ofensywnie. Z Lillardem kto wie, może być jeszcze groźniej. Suns niestety sensowny ruch, a byłem zdecydowany być ich anty-kibicem. Jednak oddanie Aytona to znak, że nie zamierzają przesarżować z liczeniem tylko na nazwiska aż tak. Chociaż na razie nie jestem pewien, czy dostali coś sensownego w zamian. Może to tylko oszczędność pieniężna, ale bez wielkiego profitu. Nie żebym cenił Ayton po tym co widziałem ostatnio, ale też myślę że Nurkić też tak wiele może nie pokazać.
-
W "Bildzie" pojawiła się dłuższa relacja z tego, jak go pamiętają w Dortmundzie. Trochę naciągana jak dla mnie, bo co by nie mówić o nim w klubie, w życiu - to na boiskach Bundesligi był kapitalny. (Zresztą na charakter Bellinghama też narzekali, ale trudno zaprzeczyć temu co robił na boisku). Pretekst jest nie tyle związany z problemami w Man United. Głównie interesuje Niemców, bo pojawił się wątek, czy BVB nie powinna ściągnąć Sancho z powrotem. Na pewno władze klubu to rozważają. Pytanie czemu nie - bo nie mają dobrych wrażeń z tego, ile śpi i ile gra w gierki. Sancho grający tuż przed meczem Man United w Fifkę to nie przypadek. Według relacji, Sancho regularnie gra do późna w nocy. W sumie to wiemy, bo niejedna osoba wrzucała zdjęcia, jak koleś gra o 3 w nocy online. A według tekstu, gra często "do rana". Ponadto wątpliwości budziły jego spóźnienia na treningi, oraz fakt, że po meczach często leciał gdzieś tam na parę dni. Konsola to jednak główny problem w oczach władz BVB.
-
Barcelona znowu gra, kurde ale to leci. Dzisiaj nawet Lewandowski na ławce. Ale wbrew wyobrażeniom fanów, wcale nie przyniosło to lepszej gry Barcy mdr. Trudny mecz, Lewandowski wszedł z ławki ale też wiele nie wniósł, choć zachowanie przy bramce na 2-2 klasa. To o Xabim Alonso to po prostu powiedział jeden koleś. Nie jakiś znany z tego. Matias Prats, nie kojarzę by jakiekolwiek info z Realu wcześniej zapodawał. No i był w radiu i powiedział "jestem pewien, że nowym trenerem Realu będzie Xabi Alonso". Na pewno wydaje się faworytem, jest cenioną postacią i obecnie odnosi ogromne sukcesy. Ale nikt nie powiedział, że jest jakiś faktyczny kontakt i kontrakt.
-
Gra jest naprawdę ładna. I to ładna w taki sposób jakby nierobiony z myślą o OLED-ach, ale może o ekranie kinowym. Kolory są kluczowe, na swój sposób sprane, bardzo malarskie. Po prostu zieleń roślin i niebieskość nieba to największa atrakcja tej gry. O ile zawsze mamy instynkt patrzeć na naszą postać i na niej skupiać wzrok, to Planet of Lana dużo lepiej wypada, gdy odpuścimy to i patrzymy na cały ekran. A postać będzie jak w filmie do oglądania jej mało interaktywnych animacji. Taka prosta Zeldowa przyjemność patrzenia na niebieskie niebo, zieloną trawę, bez typowego w grach świecenia się wszystkiego. Rzadko widzimy takie obrazy w tak wysokiej rodzielczości. Również kilka ciemniejszych lokacji w jaskini czy w nocy uderza kolorami, i rzadko spotykanym użyciem oświetlenia. Kurde no. Poza tymi pięknymi scenami w sam raz do zwiastunu, nie ma tu jednak wiele ciekawego mdr. 9 od Edge'a jest dla mnie trudne do zrozumienia (nota bene recenzja napisana w bardzo innym stylu niż klasyczny Edge - większość tekstu to jakby tłumaczenie że dana decyzja co do gry była dobra; i jak prawie nigdy się im już nie zdarza, opublikowana nawet w druku szybciej niż jakakolwiek inna na świecie). Ale przecież wiele tych dziewiątek zebrało. Inwazja kosmitów to temat dla mnie oklepany, podobnie jak patent znany z czasów Ico i bardzo popularny w obecnych gierkach, że nie padają żadne słowa poza okrzykami brzmiącymi jak jakiś skandynawski język. Ale właściwie nie ma to specjalnie znaczenia. Gra nie wydaje się mieć wiele związku z żadną konkretną historią. Nie widać wielkiego pomysłu na odzwierciedlenie głównej idei w typie zagadek czy innych aktywności. Właściwie to nie mogę powiedzieć cokolwiek o tym świecie ani postaciach po tych 3 godzinach hehe. Zagadki głównie są po prostu okazją do poruszania się nieco wte i wewte, ot znajdź interaktywny punkt i coś tam zrób, albo przesuń coś po jednej linii po której się da i wróć. Tak w sam raz by się nayzwało, że coś robisz. Trudno się specjalnie w coś wkręcić.
-
Nie nazwałbym obecnie rynku konsol aż "dominującym". Trudno o niepodważalne całe dane, bo firmy ich nie dają, ale wiele głosów jest z branży, że sprzedaż gier na PC jest zbliżona do PlayStation i większa niż na Xboksie (teraz to już w ogóle trudno mówić o sprzedaży na Xboksie, przy GamePassie). Tak więc wielkość rynku PC to już od wielu lat nie tylko typowo pecetowe Simsy, online'y itd. - sprzedaż mocnych komputerów z kartami graficznymi do nowych premier musi być ogromna, bo jest to nawet prawdziwy rynek dla dużych gier, nawet jeśli nadal nikt od wieeeelu lat nie odważył się wydać dużej gry singlowej z myślą o PC. W Polsce to powinno być jasne. Masa osób dorastała z komputerem (i nota bene z Baldurem), i teraz ma 35-40 lat i jest klasą średnią w dużo bogatszym niż poprzednie pokoleniu i ma tyle kasy, że pewnie nawet komputer do grania w Baldura to nie jest dla nich problem. Takich krajów jest więcej, specyfika rynku PC i kiedyś (piraty) i dziś (Steam) temu sprzyjała. W każdym razie, popularność gry na PC to duża popularność, obojętnie jaki to typ gierki to pieniądze od każdego odbiorcy są warte tyle samo. Niejedna darmowa gierka na komórkę zarabia więcej niż konsolowe "hiciory", więc nie ma co mówić że są one jakoś "dominujące" w porównaniu do zupełnie innych grup odbiorców. Trudno to porównać. Ale to jest IMO logiczne, że skoro gry AAA na PC schodzą jak najbardziej, to fenomen na rynku PC będzie miał sprzedaż na poziomie fenomenu konsolowego. Czy wiadomo było, że Baldur 3 będzie fenomenem? Z racji na długi Early Access i bogactwo materiałów, było to tak wiadome przez tak długi czas, jak przy mało której grze. Co będzie dalej? Z grami dziś nigdy nie wiadomo, nie zdziwiłbym się jakby Divinity zbierało się bardzo powoli, a Larian zrobił Baldura 4 opartego na tym co nie zmieściło się w trójce i niczym twórcy Zeldy pyknął dwa razy ze złotego kielicha, za 6 lat. Poprzez datamining z Early Access wiemy już, że było bardzo wiele pomysłów, z których ostatecznie zrezygowano. Przykładowo wydaje się, że była intencja na znacznie większą obecność Uppercity (niektóre questy w grze nawet wydają się wymyślone z intencją, by tam mieć rozwinięcie). Larian mówi, że "wycięty kontent" to nie była kwestia kompromisu ("gra i tak wyszła kilka lat za późno, kierowaliśmy się zrobieniem dobrej gry a nie terminem"), ale po prostu pewne rzeczy nie były wystarczająco dobre i nie czyniły gry lepszą, więc z nich zrezygnowali. Niemniej, na pewno jest tam jakaś podstawa do dojenia. Pewnie było więcej kandydatów na grywalne postaci, itd. Samo D&D ma wiele rzeczy, które nadal można włożyć w grę, ale dodawałyby tyle zmiennych i możliwości, że produkcja znacznie by się wydłużyła. Na przykład Dispel Magic. Hej, w EA były pasy - każdy miłośnik D&D lubi założyć dobry pas.
-
Już były takie żarty, począwszy od tego jak kilka lat temu mieli w miesiącu tylko jednego gola z karnego. W tym roku za Pottera też był miesiąc z jednym golem. Jak Potter odchodził, to były te wszystkie komentarze, jak mogło pójść aż tak źle, co za poracha, oczywiście do takiego klubu nie można zatrudniać człowieka znikąd, bez doświadczenia i sławy, nic dziwnego że mu nie wyszło, klasyczne bla bla. Od czasu zwolnienia Pottera, chyba żaden klub w lidze nie zdobył mniej punktów mdr. A fani Spurs byli załamani, jak ogłoszono, że Pochettino pójdzie do Chelsea! A w Brighton, Potter miał być twórcą niepowtarzalnego sukcesu, a bez niego klub nadal robi postępy i teraz to de Zerbi jest cudotwórcą hehe. Chyba wszyscy już zapomnieli o Potterze. Śmieszny zawód.
-
Trochę z wywiadów. - Rufus będzie pogłębioną postacią w tej grze [co zapewne nie dziwi biorąc jego sporą obecność w wielu spin-offach FF7, w tym powieść czy Ever Crisis] - Synergy istnieje zarówno jako sterowane akcje, jak i komendy. Można go używać do ataków i bronienia, ale też są komendy wymagające paska oparte na synergii - liczba postaci w Rebirth jest podobna do Remake, może większa - postaci w zwiastunie były starannie dobre i twórcy nie mają pozwolenia wymienić żadnej postaci, która nie była na zwiastunie - summony będą nieco bardziej obecne w grze, będzie można je odpalać w większej liczbie walk. Nadal nie będą to klasycznie levelowane materie, ale będą określone questy/znajdźki, które będą dawać summonom swoisty "wyższy level" - nie ma systemu hodowania chocobo [uff...]. Każdy chocobo jest specjalnie stworzony przez twórców, z imieniem i cechami. Każdego można zabrać na wyścigi do Gold Saucer. Istnieją jednak metody, by wpłynąć na ich statsy. - [nota bene, patrząc na video z TGS, to łapanie chocobo można uznać za najlepszy przykład, że Hamaguchi nie ściemniał i faktycznie mocno tworząc tę grę inspirował się Horizonem] - "mieliśmy liczne i gorące dyskusje o tym, jak Red XIII jeździ na chocobo, dziękuję za to świetne pytanie. Nomura-san miał pewną wizję. Myślę, że wyszła dobrze, łącząc aspekt komediowy i poważny" Przejrzałem to wideo i kurde. Gra wygląda niesamowicie. Japońska estetyka w niespotykanej wcześniej szczegółowości (chociaż różnie to znosi w ruchu. Przykładowo biegnąc widzimy jak to się wszystko doczytuje. Animacje gameplayu jak to u Square-Enix są stosunkowo koślawe; mam nadzieję, że oni kiedyś zrobią grę 3D, w której porozmawianie z daną postacią albo podniesienie przedmiotu nie wymaga 10 sekund "celowania" bo na razie im się nadal nie udało). Takie postaci jak Chadley czy Chocobo Bill wyglądają teraz lepiej niż życie. Aż dziwne, że gra nadal na Unrealu 4, bo pachnie bardziej jak "nowa generacja"niż cokolwiek co widziałem. Muzyka kapitalna, aktorstwo nadal świetne, dialogi bardzo zabawne, ale to w sumie było w Remake hehe. Skrzyżowanie budżetu Final Fantasy z nowoczesnym podejściem Xenoblade, to wygląda bardziej niż taka gra, o której zawsze myślałem, niż się spodziewałem.
- 1 945 odpowiedzi
-
- 1
-
Po całej jeździe na reprezentacji, ja też sobie zacząłem myśleć: hm, Lewandowski to w sumie cienias jest, ale ma 35, to co się dziwić, skończony. Niemniej, to jest środkowy napastnik, wiele zależy od tego, jak ogólnie wygląda mecz. Haaland też jak jest cichy mecz, to łatwo powiedzieć, że nie istniał w meczu, a z kolei gdyby Lewandowski grał w Man City, to dostawałby pewnie takie same gole i nagrody co Haaland. Kurna, Haaland ma czasem w tych meczach z cieniasami w Anglii tyle okazji, że Lewandowski od wielu lat czegoś takiego nie doświadczył ani razu. Wsadź Haalanda do polskiej reprezentacji, nie wiem jaki byłby efekt. Na skończonego nie wygląda. Mało który ofensywny zawodnik gra 90 minut w każdym meczu - Lewandowski tak, po powrocie z kadr wrócił i zagrał trzy świetne mecze po 90 minut. Celta (która nie gra w pucharch) była zmęczona pod koniec meczu, a on nadal ciśnie i wsadził dwa jakże ważne gole. Trochę mi się to kojarzy z Cristiano Ronaldo w tym wieku, też myślałem "trochę leniwie ale strzela" hehe. Czyli może Lewandowski ma jeszcze rok albo dwa przydatności do użycia na najwyższym poziomie.
-
Mnie to akurat zawsze dziwi, jak ludzie mówią o tym, co należy zrobić, by przetrwać. Jasne, MOŻNA się ograniczać, ale to nie problem, dużo bardziej mnie obchodzi w grach, czy TRZEBA czy nie. Tutaj na przykład praktycznie nie używałem przedmiotów ani Cure, no w sumie była opcja, ale dopóki można grać ofensywniej, to wiadomo że człowiek gra właśnie tak jak może, by jak najszybciej rozwalić przeciwników. (Przykładem niedawnej gry, która na to nie pozwala, jest Sea of Stars, które praktycznie tylko karze i niczym nie nagradza za szybsze atakowanie przeciwników). Na Hardzie jest z czasem nieco więcej okazij by w ogóle coś robić ze staggerowanymi przeciwnikami, bo tutaj też jest wspomniany niedosyt - większość potworów w FF7R zdycha bardzo szybko zanim się ich da zestaggerować, a czasem stagger trwa jakąś sekundę. W ogóle to przypomnijmy dla jasności, bo kłótni o FF7, kiedyś dominujących forum, nie ma już od lat. Ja byłem/jestem hejterem FF7 głównie z jednego powodu. Ta gra to jedna wielka mini-gierka. We wspomnieniach łatwo to zapomnieć, i nawet sporo z nich jest niby nieobowiązkowych, ale tak naprawdę jak ktoś chce zrobić mniej więcej wszystko w FF7, to spędzi większość swojego czasu na mini-gierkach i innych pierdołach (np. bieganiu szukając czegoś albo próbując wywołać określone warunki by zdobyć wszystkie Enemy Skill). W przypadku wielu z nich, tempo, sterowanie i stosunek włożonego czasu do nagrody naprawdę zniechęcają do życia. Hodowla chocobo by zdobyć kultową materię Knights of the Round była dla mnie torturą. Zrobienie wszystkich zadań w Fort Condor wymaga bycia naprawdę zdudzonym życiem (dziś wiadomo, że przynajmniej nagrody za Fort Condor są nędzne i lepiej to sobie odpuścić i tyle). Te wszystkie rzeczy nigdy nie pozwalały mi grać w FF7 i czuć to, co ludzie o niej pisali. Za duża część gry nie miała nic wspólnego z dobrą zabawą, przez rozciągnięte mini-gierki co dwa kroki. Włączyłem FF7 by porównać. Po jakichś 3,5 godzinach opuściłem już Midgar zrobiwszy tam wszystko mdr. Dziwne uczucie tak wrócić natychmiast, wszystko wydaje się lecieć tak szybko, postaci po prostu mówią po kolei co się dzieje ogólnie i jadą dalej. Nie rozmawiają, tylko opowiadają nam fabułę. To oczywiście znak czasów, kiedyś gry RPG były bardziej literackie, dziś stawiają na akcję i filmowość. W grze jest wiele zawartości, co oczywiście nie dziwi - łatwo nasrać sto potworów, z których niektórych masz małe szanse kiedykolwiek zobaczyć, gdy ten potwór to jeden model na kilkaset poligonów i dwa kolory, który praktycznie nie ma animacji. Łatwo zrobić dodatkową lokację, gdy lokacja to po prostu narysowany obrazek, i podstawowe współrzędne gdzie jest ściana a gdzie można chodzić. Nie dziwi więc tak bardzo, że część lokacji jest na jeden ekran, można czasem przejść przez nie w minutę i stoczyć jedną walkę i spotkać tylko jednego z 4 pojawiających się tam potworów. W większości jRPG-ów tego czasu, te lokacje się ciągnęły i ciągnęły, walk była masa. Tutaj jest ich niewiele. No i save pointy są bardzo często, jak na tamte czasy. Fajowo? Ale zaoszczędzony czas można spędzić głównie latając szukając rzeczy i na tych wszystkich mini-gierkach. Sęk w tym, że system walk w FF7R jest dopracowany, zbalansowany, kompleksowy, jasny i fajny. To dla mnie dobrze, że ten element "rozciągnięto". Natomiast system tych wszystkich mini-gierek i pobocznych historii z oryginału zazwyczaj jest kiepsko wytłumaczony, do końca nie wiesz co może spowodować co (czy to jedna minigerka "wciśnij Y"... ale kiedy?, czy całe poboczne wątki, które chuj wie skąd masz wiedzieć że są w danym momencie w tym miejscu dostępne). Ponadto muzyka staje się bardzo powtarzalna, gdy klepiemy niektóre z tych czynności. W FF7R poczułem to raz, podczas ostatniego bossa na autostradzie. Nie wiem, czemu, bo z pierwszego przejścia nie kojarzę, bym miał z nim problemy. Teraz miałem ogromne. Musiałem mocno przemyśleć, jak działa kamera i sterowanie w tej mini-gierce, ale miała ona najgorsze możliwe połączenie: unikalne i nieoczywiste sterowanie ORAZ długi czas trwania i spore kary za niewłaściwe wykonanie. Mini-gierki z wyjątkowym podejściem są ciekawe, ale nie powinny wtedy być sztywne co do tego, co trzeba robić i jak długo. Na szczęście pozostałe poboczne bajery w FF7 Remake zdecydowanie tych cech nie mają - robi się je żwawo, wiadomo jak, i nawet jak ktoś ma problem z wyczuciem czasu to może szybko powtórzyć wiele razy aż mu wyjdzie. Nareszcie są naprawdę pobocznym zabawnym urozmaiceniem, a nie ciężką niewdzięczną pracą dla robola.
-
W końcu włączyłem Baldura. Wybrałem barbarzyńcę, od początku jest to dziwne uczucie nie mieć w RPG-u postaci nastawionej na inteligencję, ale tutaj podobno właśnie nie jest to jedyna droga do ciekawych wydarzeń. Pierwsza minuta gry i moja pierwsza interakcja to komenda "open" na obiekcie "zwieracz". Chwilę później wybór czy zmiażdżyć czaszkę dla mózgu czy sam mózg. XD No co tu dodać, czasami włączasz grę i od razu wygląda jak z innej półki. Zaskoczył mnie jednak nadal budżet, kinowa prezencja gry. Wiadomo, że takie rzeczy są możliwe, i dużo więcej, ale biorąc pod uwagę rozmiar scenariusza, nie spodziewałem się takiego zadbania o prezencję i reżyserię. Jednak duże RPG-i to zazwyczaj gadające głowy, nawet te GOTY superprodukcje, więc w Baldurze spodziewałem się niewiele więcej jak było w Divinity. Sam nie wiem, czy to dla mnie dobrze, ale no, widać, czemu nad grą pracowało wiele setek osób przez wiele lat. Aż dziwne, że podobno gra miała ograniczone oczekiwania sprzedażowe, bo taki budżet musi być jednak trudno odrobić, a tutaj oczywiście udało się to już praktycznie na premierę. A to nie tylko kwestia wywiadów z twórcami, teraz już wiemy z ostatniego wycieku, jak nawet Microsoft widział Baldur's Gate 3 jako "pobocznego pecetowego RPG-a na Stadię" i zakładał, że byłby w stanie załatwić go na GamePassa za 5 mln dolarów.
-
Mocny kryzys Lyonu. Jeden z największych i najsolidniejszych klubów we Francji został dziś w Breście po prostu zdemolowany. To już nie pech, porażka 1-0 dzisiaj była tylko zasługą bramkarza. Kompletna miazga i nowy trener Fabio Grosso może mieć dzisiaj ciężki wieczór przemyśleń, co z tym zrobić. Lyon od ponad 25 lat nie skończył nigdy w dolnej połowie tabeli, teraz ma już kilka punktów straty do miejsca zapewniającego utrzymanie w lidze mdr. Zresztą tabelę zamykają prawie-mistrzowie z Lens hehe. Tymczasem skromny Brest wskoczył na fotel lidera i pozostaje sensacją, kto by pomyślał że za tydzień mecz Nicea-Brest to będzie spotkanie na szczycie tabeli.
-
Cyknąłem jeszcze raz po zapowiedzi Rebirth. Pisałem o grze sporo - ponowne przejście nadal utwierdza mnie w przekonaniu, że to najlepsza gra na PS4 (przynajmniej teraz, gdy 13 Sentinels jest też na Switcha). I na pewno nie mam tu żadnej nostalgii do oryginału, w który oczywiście grałem, ale też jakoś wyjątkowo mnie nie porwał w porównaniu do wielu innych jRPG-ów. Ba, ta gra jest idealna dla kogoś takiego jak ja, bo bierze to, co było fajne w siódmce, i to powiększa, ożywia nowymi pomysłami. Ale o tym wiele pisałem, więc ogólnie trochę uwag w kontekście czasu. - FF VII Remake... jest zdecydowanie ładniejszy, niż FF XVI. Miejsca, które odwiedzamy, są znacznie ciekawsze, pozwalają na cieszącą oko grę oświetleniem na różnych planach, i tła i ogólna kompozycja kadru są estetyczne. W tle, w bazach, na ulicach, uderzające jest jak porozmieszczano przeróżne źródła światła i jak one wpływają na nastrój tego co oświetlają. Czasami nawet idąc korytarzem czy po drabinie fajnie to wygląda i efekty powierzchni czy światła wyglądają tak, że nadal żadna gra na PS5 nie sprawiła, bym pomyślał: "o, nowa generacja". Postaci oczywiście prezentują się świetnie. Tifa jest absurdalna. "I'd kill for a shower", mówi po walkach - ech, chciało by się... - do tego dochodzi cała reżyseria, FF7R jest znacznie bardziej "filmowy" od dość klasycznego i statecznego 16. Nie chodzi tylko o żwawszą samą treść, ale polot, z jakim wykonano wszystkie sceny, o aktorstwo wirtualnych postaci. W 16 właściwie tylko jedna scena miała jakieś dramatyczne rozwiązanie dialogowe, jak recytują Szekspira. Reszta jest bardzo dosłowna i płaska, po prostu dowiadujemy się, co się dzieje dalej. FF7R na tym tle nadal wypada jak coś znacznie bystrzejszego. W scenach często znaczenie mają krótkie gesty, miny które mówią wszystko, czasami kamera skupia się na tym, co robią postaci np. rękami, a nie tylko na oddaniu sucho dialogu. W 16 próżno szukać takich scen, gdy możemy się nawet rozejrzeć i mieć zabawę z reżyserii tego, jak np. gdy skradamy się do szczura w kanale czy gdy idziemy po belce wysoko na wieży, z miastem wokoło i pod nami. - czasami jest głupkowato, ale sceny takie jak skaczą na spadochronie, wszystkie dialogi Clouda z laskami, taniec, gest zwycięstwa po wygraniu w rzutki czy komentarze pakerów przy kucaniu są tego warte potysiąckroć - FF16 może ma pierwszy "fuck" w historii serii, ale Remake ma pierwszy "scum-sucking piece of shit festering asshole" w historii serii i się tym nie jara - to efekt tego, że gra nie jest taka "wielka" jak FF16. Skupia się w większych detalach na postaciach, scenach i miejscach, bo jest ich mniej. Ktoś może powiedzieć, że tylko trochę lokacji, że historia opowiadana jest tak naprawdę dość krótka, "niekompletna"... jakoś kompletnie mnie to nadal nie obchodzi, wolę lepsze mniej niż słabsze więcej. - ale nadal nie powiedziałbym, że to jest gra na 30 godzin, bez przesady. Drugi raz grając, szedłem po prostu do przodu, wiedziałem gdzie, walczyłem z każdym po drodze, ale tylko raz, zbierałem też szkatuły, ale one są niemal po drodze. Niemniej przecież samo zakończenie gry to jest, na starą dobrą japońską modłę, jakieś 10 godzin, wypełnione prawie w całości scenkami i walkami z kolejnymi formami bossów - nadal uwielbiam te walki. Są niesamowite, są najlepsze, co za połączenie spektaklu i RPG-a. To, co można wyprawiać na ekranie pod koniec, nadal imponuje. Jednocześnie konstruowanie ekipy, choć dalekie od skomplikowania rodem z komputerowych klikaczy, jest nieustannie wciągające. Po poznaniu gry lepiej, zdumiało mnie, że właściwie każda materia w grze wydaje się przydatna, używanie każdej z nich wydaje się pociągające w danych okolicznościach. Także dobór ekwipunku ma znaczenie. Wystarczy zobaczyć, jak przejrzymy fora i internet, szukając "jaki jest najlepszy build na harda?" - odpowiedzi jest mnóstwo, niemal każdy gracz zrobił coś innego, i nie wyłoniły się żadne oczywiste, banalne i ewidentnie lepsze od innych metody. Jest wiele podejść do tego, jak unikać obrażeń, leczyć się, to wszystko wymaga ATB ale jest wiele metod zarządzania ATB, od oszczędnych po takie oparte na superszybkiej generacji, każdy członek ekipy zależy tu od innych itp. Przez całą grę wiecznie napędzał mnie znowu ten pęd do spróbowania jeszcze tego, i tamtego, do dopićkania mojej ekipy... - jest tu też pewna jakby wada, bo jak wiele gier, FF7R cierpi nieco na syndrom, nazwę to, wiecznego tutoriala. A pierwszy powód jest nieco podobny jak w oryginale FF7 - rozwój materii... Tutaj jest to jeszcze bardziej zauważalne. Jak widzę coś do levelowania, to chcę to wylevelować, zresztą może się to przydać. Ale cały czas trwania gry, wygrywając każdą walkę w grze, na pewno nie wystarcza do wymaksowania wszystkiego. Jeśli chodzi nawet o poziom 50, to dużo szybciej pójdzie niż materie, ale grę kończymy pewnie najwyżej na levelu 35, tocząc każdą walkę w grze po jednym razie (i te pięćdziesiąt bossó pod koniec dobije nam do lvl 40). Więc cały czas jest wrażenie, że jestem dopiero na dorobku. Tak samo podczas walki, chciałoby się nazbierać ATB i limity i ciągle jest czekanie. Ma to pewne zalety, przecież jakby wszystko było zawsze dostępne, to by się znudziło. Ale jest zauważalne w kontekście wydanych ostatnio "gier action RPG". - podobnie jest z samym składem, bo dosłownie nigdy nie mamy nawet wyboru postaci. Ciągle kogoś tracimy i zyskujemy, tak że nawet przy 4 postaciach w całej grze jest ciągła wymuszona różnorodność - czasami chciałbym jednak w końcu się ustatkować z jakąś ekipą i ją dopracować... - ogólnie ciągle niedosyt, bo chciałem jeszcze więcej walk, miejsc, przeciwników. Żeby mi dali ten system i te postaci i mógłbym sobie jeszcze o coś powalczyć, tutaj nie ma takiej opcji, można co najwyżej grindować w symulatorze jedną czy dwie walki w kółko, więcej czasu spędzając w menusach, niż walcząc. Ciągle rozwijamy i rozwijamy, a nigdy nie idzie się tym "w pełni" nacieszyć. Tutaj możliwości sequela są wielkie, tak jak i wyzwanie, wszak w sednie system pozostanie taki sam. Chciałbym tego Remake'a na 100 godzin, na więcej, te 40 godzin, a nawet powtórka, to nadal jakby tylko początek - hard jest fajnie rozwiązany, bo zmusza do grania w inny sposób. Oczywiście, nawet na normalu można od początku gry samemu decydować, jak ofensywnie się gra, i nie trzeba np. używać przedmiotów, ale niektórzy będą płakać, że za łatwo, bo opcja jest. Na hardzie tej opcji nie ma, więc gra zaczyna bardziej polegać na zarządzaniu HP i MP w trakcie jednego całego rozdziału. Uważam, że RPG-i typu "samowystarczalny skład" są ciekawsze od tych, w których dungeon trzeba tylko przeżyć, bo się nam wszystko kończy z walki na walkę. Tutaj są różne opcje, można zrezygnować z czarów, postawić na leczenie Prey, Chakrą albo poprzez HP Absorb, jest też opcja MP Absorb itd. Tak więc nie musi to być tylko zabawa w oszczędzanie. Natomiast konieczność rozgrywania całych rozdziałów w ten sposób jest trochę zbyt sztywna. Niektóre rozdziały są naprawdę długie. Mimo wszystko, tryb hard w RPG-u to zawsze trudna sprawa (bo jeśli gra mało wymaga od gracza, to czym może się różnić hard? Częsta odpowiedź: tym że grindujesz wyższy level i robisz to samo), a tutaj wyszła jedna z lepszych realizacji w gatunku - FF16 miało być bardziej "dojrzałe" dla zachodniego widza. Czy tak jest - sam nie wiem... Jasne, w FF7R jest trochę przesłodkich scenek, gdzie każdy dostaje swoją szansę uratować sytuację poprzez siłę swojego czystego serca i przybić sobie piątkę, scenki czysto Marvelowe w tekście i obrazie, i niezbyt mi się one podobają. Ale (pomijając to zakończenie z Kingdom Hearts) jest tego bardzo mało tak naprawdę; znacznie mniej, niż zapamiętałem. Ale "przesłodzenie" to taka sama pułapka, jak "przemrocznienie", i wolę by gry po prostu unikały obu. Humor, głębia, amplituda temperatur, tempo, tematyka, pokazane żwawo ale naprawdę sensowne konflikty między postaciami i ich podejściem do życia - to wszystko sprawia, że FF7R jest bez wątpienia grą tak naprawdę dużo mniej dziecinną, niż wszystkie te zachodnie "mhroczne" hiciory AAA. A nawet niż znacznie bardziej zbalansowany, ale widocznie inspirpowany nimi FF XVI. - w dwójce też tak będzie, co nie? Zakończenie w Temple of the Ancients będzie za mało fajowe, więc trafimy do jeszcze fajowszego miejsca wyglądającego jak Rainbow Road, z jakimś bardziej abstrakcyjnym przeciwnikiem, można go nazwać Ultima albo Przeznaczenie albo coś innego równie oryginalnego. Sephiroth z villana zmieni się w tylko zmyłę i pośrednika, villaina-taknaprawdędobrana typu Magus z Chrono Triggera, co nie? To nie żaden spoiler, po prostu tak to wygląda na ten moment. I właściwie nie rusza mnie to bardzo, zresztą nadal uwielbiam pomysł zmienienia jednej z kultowych historii grania i to jak już w pierwszej części się z tego śmieją... tyle że taki abstrakcyjny villain zazwyczaj jest po prostu mniej ciekawy niż taki tajemniczy, prawdziwy, powoli odkrywany Sephiroth - ale się z tym zakończeniem pogodziłem. Po tak dobrej grze, to zakończenie to było rozczarowanie spore dla mnie, ale na sucho - ono też jest bardzo efektowne i w sumie w swojej kategorii spoko. Hej, w Marvelu nie ma takiej muzyki. Jak się ma takie kawałki jak "se-fi-ro!", to można je rozciągać, proszę, rozciągajcie. Ba, nawet się trochę podjarałem tym razem je przeżywając. - ta jakość, reżyseria, muzyka, wszystko jest tu ładne i dopracowane... Chcę więcej! I wiecie, wiele gier mi się podoba, ale nie wiem, kiedy poprzednio gra AAA z grafiką zostawiła z mnie z myślą, że "chcę więcej".
-
Niesamowity początek ma Stuttgart, z 17 golami, a 10 z nich ma już Serhou Guirassy. W sumie trudno coś dodać do tej liczby, która mówi za siebie. Nikt chyba do końca nie rozumie, czemu 27-latek nagle zaczął tak odpalać w Stuttgarcie. Do momentu tego transferu, 10 goli to był jego rekord w całym sezonie. Oba gole zdobyte dzisiaj przez reprezentanta Gwinei (bo do kadry Francji przecież nie miał szans) były powalające. Czy pora zacząć brać to serio? Hm.
-
Bułka bogol obronił dwa karne, a Nicea w tydzień pokonała we wstrząsającym stylu dwóch głównych faworytów do tytułu i jest liderem. Nieźle. Wielkie chwila Polaka dziś i zachwyt fanów. Monaco widać że jest groźne, ale dziś zabrakło skuteczności i Nicea znowu punktuje rywala niewiadomojak. PSG w niedzielę podejdzie do "Klasyku" w wątpliwościach - 2 wygrane mecze na pierwszych 5 to doprawdy najsłabszy start w erze katarskiej. Niby wszyscy wierzą w nowy projekt, na razie ciągle skupiają się na potencjale i pozytywach, ale tak naprawdę to wyniki i gra są jak na razie cienkie. Mbappe strzelił 7 goli, a reszta ekipy 3, mimo że Mbappe przegapił półtora meczu z powodu konfliktu - to właściwie jest tak, jak się fani spodziewali, widząc jak niemrawa poza Mbappem jest ofensywa paryżan. Dodajmy, że 2 z tych pozostałych trzech zdobył Asensio, który straci pewnie miesiąc przez kontuzję... mdr. Marsylia nadal wygląda dobrze i może być kolejnym trudnym rywalem dla PSG.
-
- 1 945 odpowiedzi
-
- 5
-
Brzmi przyjemniej niż prowadzenie tej reprezentacji.
-
Co tu się kurna dzieje xD Nie wierzę że już niedługo styczeń, kolejna wielka gra na którą trzeba będzie odłożyć czas ech
-
Lewandowski ma 92 gole w Champions League, setka to może w europejskich pucharach. Lewandowski długo będzie trzeci w tabeli wszech czasów. W sumie to jest jakiś pokoleniowy przeskok, nikt z aktywnych graczy nie ma nawet połowy tego co Lewandowski. Benzema odszedł, a Thomas Mueller wydaje się że nastuka najwyżej kilka tych bramek w obecnym tempie. Griezmann ma tych goli w LM 30, reszta jeszcze mniej. Na pewno gonić będą tylko Mbappe i Haaland, ale póki co są bardzo daleko. Haaland dzisiaj marnował na potęgę, ale to jest urok grania dla Man City, że zmarnujesz 40 okazji i i tak wygrasz. Ech, gdyby Robercik tam poszedł grać, ciekawe ile by miał... Co tu dodawać, oni miażdżą. Serio można odnieść wrażenie, że Kevinowi de Bruynemu - jednemu z najlepszych piłkarzy świata - może być ciężko wrócić do jedenastki. Julian Alvarez jest coraz bardziej niesamowity, a Doku to czysty show z jego dryblinami. Bernardo i Foden to jednak też piłkarze nie w kij dmuchał. Jeśli ktokolwiek bardziej rozjechał niż Alvarez, to chyba tylko Joao Felix. Oj, bardzo szybko ten koleś przypomniał, czemu miał być jednym z największych talentów świata. Cóż to on gra. A fani Barcy nie wiedzą, czy się cieszyć czy martwić, bo nie będą mieć nigdy kasy, żeby go sprowadzić na stałe hehe.
-
Na urlopie od czego? On ma pracę?
-
W sumie trudno coś powiedzieć o Level-5. Są aktywni, ale ich gry nie wychodzą poza Japonię. Próby wyjścia na zachód z Yokaiem czy Musashim się nie udały. Chyba nadal ostatnie jest Ni No Kuni 2, które miało wielu fanów. Layton też. Na logikę można więc oczekiwać dobrej gry, choć też może być dość niszowa. Brak promocji, wisząca od lutego data "2023" - te nowe trailery nadal i mało mówią o grze, i nie wprowadzają daty, a mamy połowę września - nie brzmią jakby wydawca miał wielkie oczekiwania. I, po historii developera, spodziewam się czegoś ładnego, ale zbyt prostego i powolnego na mój gust.
-
Trener Ajaxu też był uważany za dobrą opcję mdr. Trenera zawsze można wziąć z klubu któremu dobrze idzie, niedawno Bielsa był cudotwórcą w Leeds, Ranieri w Leicester (potem Rodgers w Leicester hehe), Lopetegui w Sevilli, Nuno w Wolves (kto to pamięta i się przyzna hehe). Pochettino nieraz był nazywany najlepszym, coś cicho o nim teraz. Tuchel, Sarri, Conte. Niedawno Maro Rose, Jesse Marsch. A w Man United to w ogóle miał wpaść Van Gaal i wprowadzić wreszcie normalność, Van Gaal+ten budżet to miała być gwarancja sukcesu. A potem Mourinho to samo. Flick jest może do wzięcia! Zanim wziął pracę dla kadry Niemiec to był dobry. Teraz jakoś nie słychać o kolejce chętnych. Flicka nie wyje'bano z Bayernu mdr. Nie wiem, kto tak powiedział. Były konflikty, jakby go inaczej traktowali to może by nie postanowił odejść, ale nie ma żadnych sugestii że klub chciał wywalać trenera który właśnie zdobył komplet sześciu trofeów zdobywają 100 goli w lidze mdr.
-
26 października premiera na konsoli, preorder już złożony hehe.
-
Niesamowity gol Cancelo wieńczy świetny debiut Portugalczyka. Także Joao Felix wypadł bardzo obiecująco. Cancelo, Felix, Yamal, jak przeciwnik nie uprawia jakiegoś rekordowego antyfutbolu to Barca może być w stanie robić prawdziwy skill show i joga bonito. Lewandowski pokazał dziś, że w dominującym zespole to i Haaland może z powodzeniem grać na szpicy. Gol i dwie asysty, wydajny mecz ale też trochę pokazów skillu i sprytu w starym stylu, trudno przyczepić się dzisiaj do Lewandowskiego, któremu w ostatnim tygodniu wiele osób napisało już nekrolog. Może dwóch Żołałów jeszcze go ożywi.