Oblivion na żywo. Słucham tego, bo jakość lepsza niż w wyciękniętym materiale. Wykonanie nie jest perfekcyjne, zwłaszcza wokale (cała trójka nie potrafi jednocześnie śpiewać i grać), ale po przesłuchaniu 40 razy można to uznać za urocze. Trochę brakuje też niskich tonów, wiadomo - YouTube.
Z drugiej strony, wreszcie słychać tutaj wyraźnie perkusję i mogę powiedzieć, że Brann daje radę. Jego gra jest mniej improwizowana, niż na Blood Mountain, ale nadal doskonale dynamiczna i rytmiczna, budująca klimat, a dowody jego nieziemskich umiejętności trafiają się co chwila.
Minutowy wstęp to kolejne nawiązanie do Neurosis. Błyskawiczne przejście z niego na piosenkę właściwą, czyli popowe melodie, to zabawa formą, która mnie cieszy, ale dla fanów muzyki cięższej może być niestrawna.
Solówka trzyma poziom. Przypomina utwory z "Blood Moutain" - perkusja na pierwszym planie, gitary robią taki klimacik niemal ambientowy.
Ogółem to bardzo podoba mi się ta piosenka i dobrze wróży całemu albumowi.