Jeśli ktoś uważa, że słaby odcinek to taki, w którym nic się nie dzieje, to ten na pewno pobił rekordy w tym względzie. W zasadzie cały odcinek to tylko jedno wydarzenie, bez żadnych innych wątków. Jak dla mnie, to nieco rozciągnięte. Wygląda na to, że czeka nas teraz kilka odcinków dziejących się w tym samym czasie, ale pokazanych z innej perspektywy. Nie pierwszy raz w tym serialu. Ale to nie to samo, co kiedyś.
Początek epizodu to kolejny szok, jeśli chodzi o to, jak daleko w fantastykę (w magię?) zagłębia się ten serial. Totalna jazda bez trzymanki.
Wątek religijny coraz mocniejszy. W wielkim kotle motywów i symboli, którym jest serial, po raz któryś na przód wysuwa się chrześcijaństwo. Po zwiastunie następnego odcinka wiadomo też, że Chrystusowa symbolika wokół Locke'a przypadkowa nie była. Z jednej strony to trochę fajne, że widzisz, że wskazówki twórców do czegoś prowadzą. Z drugiej, cóż, serial robi się bardzo przewidywalny. Ciągle wiesz, co będzie dalej. A jeśli nie wiesz, to za chwilę wskakuje scena z przyszłości i już wiesz.
Niezbyt mi się podoba kierunek, w którym zmierza ten sezon. Ale nadzieja, że teraz, gdy czeka nas "powrót do korzeni" (wszyscy bohaterowie na wyspie, może powrót retrospekcji?), znowu będzie mniej fantastyki, a więcej humanistyki.