-
Postów
23 343 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Aha, no i interakcje przy ogniskach. Te to są może jeszcze lepsze i liczniejsze, niż w podstawce. W sumie więcej robią tła niż reszta scenariusza hehe.
-
Napisy końcowe zobaczyłem po 25 godzinach. Główny wątek jest krótszy, niż myślałem. Oczywiście końcowka jest bardziej epicka, pogmatwana i filmikowa, ale nadal stosunkowo prosta, ot może pół godzinki. Szczerze, widać że był pomysł na grę, która mogła znowu mieć 100 czy 200 czy 300 godzin świetnej zabawy dla mnie. W ramach małej skali, mamy dość niewielkie lokacje, jedną osadę, kilka rozdziałów i kilku bossów, brak jakiegokolwiek bardziej narracyjnego dungeonu, brak zmieniania klas i większej liczby technik, niewiele tak naprawdę odczuwalnie nowej muzyki, gorszą grafikę, mało głosów i animacji w scenkach (nopony tym razem nie mają już naprawdę ani jednego zdania na głos). Ale ładnie dostosowano system, który nadal działa, i stworzono szereg nowych postaci, o których spokojnie można by zrobić dużo większą grę. A tak, to wiadomo - skoro gra jest dość krótka, a postaci w samej ekipie jest 6 albo i więcej, to pozostają pewną tajemnicą. Najwięcej "smaczku" co do postaci jest często w odzywkach gdy walczymy, przeglądamy menusy itd., czasem w pojedynczych zdaniach dialogów w mieście. Mogły one dostać znacznie więcej. Przez następne kilka godzin, wykończyłem jeszcze questy, pozbierałem wszystkie ulepszenia itd. Zostało mi jedynie kilka potworków, których nie mogę znaleźć, no i superbossowie (którzy dają też ostatnie materiały itd.). Tutaj jest tak samo jak w Tornie - ci superbossowie są dla ludzi, którym się nudzi. Ostatni boss w grze ma level 50. Pewien opcjonalny obszar w grze pozwala wskoczyć dość naturalnie na level 60. No i wtedy są schody, wielkie schody, bo jest jeden przeciwnik na lvl 70, jeden na lvl 80, jeden na lvl 90, no i 100. Nie tylko są jedynymi przeciwnikami z którymi można wtedy zdobyć exp, ale też oczywiście te walki trwają dłuuugo, można poświęcić 20 minut na walkę i łatwo zginąć pod koniec. Można oczywiście znowu odjąć sobie level, walczyć z kim innym i potem znowu dodać expa, ale to jeszcze gorsze niż grind, w podstawce te menusy były tak powolne że nie chce mi się nawet zaczynać. Cóż, można sobie odpuścić jak zawsze, i tak nic wielkiego te walki tradycyjnie nie dają. Po prostu wypełniona lista w menusach. Jako że każda postać ma tylko domyślny zestaw technik, nie można zrobić takiej niesamowitej taktyki, jak w podstawce, jedyne co może jakoś bardziej podniecić umysł to chain attacki, które z kolei faktycznie możemy dopićkać znacznie bardziej i pobić nowe rekordy procentów. Ale chain attack to nie cała walka, więc choć walki są fajne, to nie będą jakoś ekscytujące. Wystarczająco na całą grę, bez wątpienia - mówię po prostu o motywacji do klepania tych superbossów. W samej grze, sześć postaci i liczba opcji dla nich, kierowanie drzewkami rozwoju oraz fun z obcowania z legendami będącymi jak znane nam postaci, ale nieco inne, zapewnia odpowiedni fun w walkach. A ja się martwiłem, czy zdążę przed Zeldą mdr. Jak się postaram to może jeszcze ze 3 gry zmieszczę. Moje ulubione odniesienie? To po cichu tekst "jeśli to nie jest ukryty skarb, to ja jestem Gogol Vuaga". Opisywałem tu niegdyś historię tego do dzisiaj niespatchowanego, fantomowego przedmiotu niepozwalającego zrobić pełnej collectapiedii w podstawce... Świetny żart dla fanów, a mrugnij i przegapisz, jest takich trochę. Aha, no i gra na czasie. W końcu wiele osób właśnie teraz się wypowiada, że rozwijanie AI zbyt daleko doprowadzi bez wątpienia do nieodwracalnego poje'baństwa całego świata i ludzkości. Ale w sumie to można powiedzieć o większości anime sci-fi.
-
Żadna gra tak nie ekscytuje konsolomaniaków jak liczenie pikseli na pececie.
-
Rozwala mnie to, że 4 ekipy w całej lidze zdobyły mniej goli, niż Chelsea. To się wydaje niemożliwe włożyć tyle kasy w klub i mieć taki efekt końcowy. N'Golo Kante na ataku - koleś, który przez 8 lat w lidze zdobył 11 goli. Druga "dziesiątka" to Connor Gallagher, który też najlepszy jest w obieraniu piłki. Kurde ta Chelsea zaraz zacznie grać dziesięcioma obrońcami jak tak dalej pójdzie. Taki Liverpool jak ma kryzys, to jest to kryzys zrozumiały, popełniają błędy, zagapiają się, coś idzie nie tak, ale nadal grają jak wielka ekipa, zawsze wiesz, że jest szansa że zdobędą zaraz gola, atakują, gole wpadają albo nie. Chelsea po prostu gra jak średnia ekipa, a do tego jest kompletnie nieskuteczna. Jest to jakiś fenomen, bo jakoś nie wyobrażam sobie, że taki Felix czy Mudryk wsadzeni do Arsenalu mieliby taką rozpacz. Newcastle za to gra jak wielka ekipa, atakują, są na połowie rywala, grają piłką. Może spadną w tabeli za Man United, ale wizualnie jest bez porównania. Newcastle to niewiarygodna sensacja tego sezonu. Mógłbym może uwierzyć, że ekipa z Scharem i Botmanem będzie solidna w obronie... ale nie, że ofensywa napędzana przez Kierana Trippiera, Calluma Wilsona, Joe Willocka czy Miguela Almirona będzie tak mocna. Same wrzuteczki Trippiera zrobiły w tym sezonie więcej szumu pod bramką niż wszystkie talenty Chelsea razem wzięte, i to chyba nawet nie jest żart.
-
Za mną niecałe 15 godzin, powiedziałbym, że jestem w połowie gry. Zwłaszcza, że pewnie tradycyjnie opcjonalni superbossowie będą wymagali nieco więcej przygotowania, niż typowi przeciwnicy. Pod względem głównego wątku, raczej wkraczam powoli w ostatnia część gry... powoli. Wiadomo, dużo latam tam i z powrotem, patrząc, co nowego się pojawiło w starych lokacjach (bo się pojawia, zresztą procenty każdej sekcji na mapie dają jasno znać, że jeszcze nie wszystko tu zrobiliśmy, mimo że nic więcej na razie się nie da). Gra jest zaje'bista. Świat jest prosty, estetycznie to nie jest ten geniusz na jaki stać tę serię, ale rozgrywka to nadal Xenoblade 3 - dopićkowanie ekipy, zbieranie kolejnych rzeczy... po prostu wciąga i chciałoby się tylko więcej. Mamy 6 postaci, a sama Glimmer ze swoją kapitalną bronią (i ładnymi piersiami) mogłaby mieć własną grę. Czy grę można przelecieć w 10 godzin? Pewnie tak, ale nawet na normalu, wydaje mi się, że trudno było by nie uderzyć w ścianę bossów FABULARNYCH, w ścianę niedopićkania ekipy. Bossowie, z którymi teraz walczyłem... nawet mając ten sam level, co oni, myślę że byłoby naprawdę trudno ich pokonać bez dość porządnego dopićkania ekipy. "Opcjonalne" questy i eksploracja dają pewną elastyczność, ale nie powiedziałbym, że można je zupełnie olać, tracilibyśmy wtedy naprawdę mnóstwo umiejętności, technik, akcesoriów i wielu innych ulepszeń.
-
Z tego co widziałem, to walka jest najbardziej krytykowana powszechnie. Za to najbardziej chwalony jest nastrój eksploracji i odkrywania tajemnic. W sumie już wspominałem, że konieczność ustawiania się jak w starych grach nie brzmi jak mój ulubiony patent. Oj chciałoby się od razu pograć, ale do premiery Zeldy lista do skończenia i tak długa.
-
Tak jak pisałem, większość faktycznego jakościowego postępu odbywa się tutaj przez eskplorację. Niemniej z racji tego radaru, znaczników na mapie i list, jest to wszystko dość oczywiste, po prostu trzeba to robić. Nabijanie leveli ma jeszcze mniej znaczenia, niż kiedykolwiek wcześniej, oczywiście level jest najważniejszy, ale skalowanie jest tak mocne, że dopóki nie będziemy na siłę unikać wszystkich walk po drodze, to będziemy mieć i tak level taki jak przeciwnicy, bo się wyrówna w ciągu minuty. Natomiast affinity itd. to zmiana jakościowa. Nawet cancelowanie skilli trzeba odblokować każdej postaci tymi przedmiotami. Jest więc znaczący wybór, którym postaciom to dawać. Kilka gemów czy akcesoriów też potrafi drastycznie zmienić ich efektywność, ofkoz. Co jest mało jasne w tutorialu, to że są nawet przedmioty pozwalające podbić Unity na "wyższy level". Też pojedyncze, czyli np. rozwalisz jednego pobocznego specjalnego bossa, to dostaniesz przedmiot dający lepsze Unity parze Shulk-Rex, i tak dalej. Powiedzmy przykładowo. A jest to znaczący upgrade, bo pozwala przykładowo mieć unity skill dostępny na początku walki. Ajj, aż za łatwo, co nie.
-
Gra ci to mówi jak po prostu idziesz dalej. No ale to chyba nie spoiler, że są określone przedmioty, które odblokowują jeden poziom jednej postaci. Tak samo jak z odblokowaniem wszystkiego innego. Te do affinity są w większości nagrodami za jakiś poboczny quest albo znajdują się w szkatule w jakimś nieoczywistym do znalezienia miejscu. Nawet to co pisałem tutaj kiedyś, że szkoda że czas się ustawia na rano domyślnie przy szybkiej podróży, poprawili, to jest nice, nie będę tutaj wiele podróżował, ale dobre. Tylko z kolei nawet loadingi przy podróżowaniu wydają się niedorobione. Nie ma takiego ładnego logo rozświetlającego ci OLED-a, jak się spodziewasz w każdej grze, tylko... ekran po prostu jest czarny przez jakiś czas, a ja mam wrażenie, że gra się zawiesiła. No i ta brytyjskość hehe, amerykańscy fani oszaleli na punkcie powiedzenia "I'm feeling full of beans". Chociaż scenki są stosunkowo niskobudżetowe, to sedno gry nadal ma masę polotu jak na jRPG-a, jest dużo cool rzeczy w walkach.
-
Może chodzić o wszystko w sumie, Monolith to teraz praktycznie kawałek Nintendo, z setkami pracowników w kilku biurach. Ludzie Monolithu pracowali dużo nad Zeldami, ale też nad kolejnymi częściami Animal Crossing czy Splatoona, firma ma też w creditsach np. Pikmina 3, Smasha. Oczywiście support bardziej w Kyoto, a w Tokyo głównie Xenoblade i 3D Zeldy, ale na tym etapie mogę się spodziewać po Nintendo wszystkiego, od sprzedania firmy Microsoftowi po ogłoszenie jutro że pracują nad ogromnym open worldowym remake'iem Supermana 64.
-
Czuję, że czegoś nie rozumiem z tymi ich wszystkimi bandlami, szczerze mówiąc. PS5 na stronie Sony - 550 euro God of War Ragnarok w największych sklepach - 55-70 euro Bundle PS5 z kodem na God of War Ragnarok - 620 euro Tu chodzi o to, że dodaną atrakcją jest to, że na pudle z konsolą jest też obrazek z gry? Nintendo jak zrobiło ostatnio bundle z kodem na Mario Odyssey to on jest po 300 euro, tyle samo co oficjalna cena za samą konsolę. Mario Odyssey stara gra, ale nówki nadal chodzą po ponad 50 euro, używki zresztą też nadal niedarmowe. Widzę jakiś tam sens, czemu istnieje taki produkt.
- 2 171 odpowiedzi
-
- play station 5
- jrpg
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
NBA to nie jest sport narodowy w USA. Liga bardzo zyskała na popularności w ostatnich dekadach, wskoczyła na drugie miejsce. Ale nadal, tylko Super Bowl to wydarzenie typu "nie wiem o co chodzi ale oglądam bo każdy ogląda". Futbol jest dużo przed koszykówką w skali kraju, a sport uniwersytecki przed profesjonalnym. Skoki i polska kadra to kiepskie porównanie, bo grają Polacy kontra nie-Polakom. To sprawia, że wiele osób niezainteresowanych dyscypliną jednak ogląda. W przypadku meczów NBA, ogromna większość obywateli nie ma żadnego powodu, by kibicować dowolnej ze stron. Nieporównywalna pozycja kulturowa. Finał Ligi Mistrzów miał w Polsce 2,5 mln widzów, średnio mecze LM miały 1,3 mln widzów w TVP. W kanale płatnym, Ekstraklasa ma w Polsce średnio poniżej 100 tys. widzów. Tak wiele? A też Canal+ płaci stosunkowo ogromną kasę za te prawa.
-
No szału nie ma, widać pod różnymi względami ograniczony budżet - na każdym kroku widać, że starano się zrobić jak najmniej skomplikowanych animacji, przez co scenki mają czasami niemal charakter adaptacji komiksu, ponadto miks dźwięku jest mało dopracowany itd. Bez zmiany klas i setek skillów, system walki wydaje się stosunkowo przewidywalny. Scenariusz opiera się na głównym wątku i scenkach z nim związanymi co kilka kroków (w końcu trzeba DUŻO rzeczy i postaci w nim zawrzeć), mało jest wszelkich tesktów pobocznych i detali budujących większą opowieść - przykładowo, powraca collectapedia, ale nie ma tych uroczych i zabawnych opisów, jakie były w Xeno X. Na temat FABUŁY się nie wypowiadam bo jak zwykle nic nie rozumiem z tego l o r e. Jednak to nadal Xenoblade 3 - na luziku najbadziej wciągająca gra, w jaką grałem w tym roku. Szybko dostajemy 6 nowych postaci do ekipy i masę opcji ich dopićkania. Mała lokacja nadal zachęca godzina po godzinie do zebrania wszystkich pierdół, walki i ustawienie ekipy nadal można dopracowywać długo (pytanie czy będzie po co, bo przeciwnicy na naszym levelu padają jak muchy i na razie tylko bossowie dają okazję dożyć do chain attacku - ale w sumie podobnie było w podstawce, i walki na 100 levelu dopiero pokazywały pełnię możliwości). Miejscówka nadal jest ładna jak tylko Xenoblade'owe miejscówki są, jest trochę noponów z różnymi historiami. Po prostu chce się ciągle więcej, nie mam ochoty spać ani przerywać. Dla mnie to nie będzie gra na 10 godzin, bo nie chcę, żeby była. Lekkie zmiany są ciekawe i chciałoby się dużo więcej w tym kierunku. Pomysł na rozwój postaci mi się podoba - zamiast zbierania jednostajnych punktów doświadczenia, musimy zbierać konkretne rzeczy, czyli rozwalić każdy typ potworka po 1-2 razy, zbierać pierdółki itd. To bardziej wciągająca marchewka na kiju niż gdy mamy tylko exp do zebrania i możemy grindować jedną tę samą rzecz, w typowy dla serii Xenoblade, anty-grindowy sposób zachęcające do obczajenia każdego milimetra planszy po raz. Wykorzystywanie surowców by np. zrobić drabinkę dającą dostęp do jakiegoś zakątka to też ciekawszy sposób na standardowy mechanizm RPG-ów. Musimy też zdobywać specjalne przedmioty pozwalające nam dodać postaciom więcej skillów, artów, wszystkiego. To zarówno zachęca/zmusza do eksploracji jako głównego motoru progresu, jak i daje dowolność, bo możemy te przedmioty dawać dowolnej postaci. Wybór znaczący, bo możemy np. szybko zrobić jednego mocno doje'banego atakującego, albo buffującego, co wiele zmienia w podejściu do całej ekipy. To wszystko bardzo pasuje do duszy Xenoblade'a i przywitałbym to i w grze na kolejne 200 godzin. Możliwość rosnącej nagrody za długie walki z wieloma przeciwnikami to nic nowego w gatunku, ale na pewno wydaje się na właściwym miejscu i może zachęcić do utrudnienia sobie nieco walk. Tyle że EXP to w tej grze najmniej znacząca nagroda... Możliwość dostosowania chain attacków to postępowa reakcja na niezadowalający większość fanów element podstawki i urozmaicenie go nieco. Rozczarowanie? W pewnym sensie tak, a co ważniejsze - naprawdę się martwię, czemu tak przyspieszono ten dodatek by go wydać po cichu, zwłaszcza że właśnie skończono prace nad Zeldą, więc Monolith ma niby właśnie od teraz setki "wolnych" pracowników. Ale to nadal Xenoblade, jestem dość pewien, że znowu nie włączę żadnej innej gry, dopóki nie cyknę w tej wszystkiego.
-
"Nie można mieć mentalu że się nie wygrywa ligi" mdr. No to takie proste, trzeba mieć mental że się wygrywa ligę a nie zły mental że się nie wygrywa ligi. W Anglii jest jakieś 5 tysięcy zawodowych piłkarzy, mistrzostwo wygra ze dwudziestu. Taki mental że się wygrywa mistrzostwo to, okazuje się, rzadka sprawa, 99,99% nie jest łinerami, inaczej wszyscy by mieli mistrza. Jak słyszę takie teksty to jestem ciekaw osiągnięć autora tego tekstu w karierze, tak żebyśmy dla porównania zanalizowali jaki on sam ma mental, jakoś nigdy nie jest to wspominane. Serio, to nie wiem jak można widzieć jak gra Arsenal od pierwszej do ostatniej minuty i wątpić w ich niezmienne nastawienie na 3 punkty w każdym meczu. No ale może Arteta im powiedział, żeby teraz to nie wygrywać, bo łinerzy to nie my. A może rywal też nie po to wychodzi na boisko, żeby się położyć, i też ma mental, kto to wie. Na pewno powrót do LM pozwoli na lekkie podwyższenie budżetu i podniesienie średniej wieku, ale to też żadna gwarancja lepszej gry. Słynny Dortmund 2011-12 wygrał mistrzostwa w powalającym stylu i miał finał LM jako młody zespół, ale gdy wtedy zaczęli ściągać droższych, uznanych zawodników, to oni rozczarowali i w sumie było już tylko słabiej z klubem.
-
Takie po prostu są liczby w USA. Te mecze są najbardziej oglądaną rzeczą ze wszystkich w TV w danych dniach, a w tabeli za nimi są mecze NHL. Przykładowo, czołówka ostatniego całego tygodniowego Nielsena (początek kwietnia) to kolejno: 13 mln koszykówka NCAA, 12 mln koszykówka NCAA, 7 mln Młody Sheldon, 7 mln 60 minutes, 7 mln Chicago Fire, i tak dalej... na dziesiątym miejscu jest Survivor z nieco ponad 5 mln - taki wynik to jest typowo co najmniej dziesiąte miejsce całego tygodnia. Tak że mecz Warriors-Kings z 10 mln to jest doprawdy hicior. Czemu USA nie wygląda pod tym względem jak Polska? Jak dla mnie wystarczy popatrzeć na historię. Kiedyś topowe seriale miały 20-30 milionów widzów. Od czasu gdy wszyscy zaczęli mieć kablówkę z masą kanałów, a seriale zaczęto nawalać z każdego kierunku, już tak nie było. Oczywiście potem internet i streaming też mocno obcięły notowania tych topowych programów. Sporty stosunkowo tylko zyskały. Może dlatego, że seriali jest dziś bardzo dużo, a tych czołowych meczów nadal tylko trochę. No i seriale ogląda się na różne sposoby, a mecze jednak prawie wszyscy oglądają tylko na żywo. Kiedy 70 lat temu najpopularniejszym programe w TV było "I Love Lucy", populacja USA była o połowę mniejsza - a widzów mieli kilkukrotnie więcej, niż jakikolwiek serial dzisiaj. Ale dzisiaj to playoffowe mecze mają większą oglądalność, niż seriale. Za to seriale na pewno mają dużo więcej widzów totalnie niż tylko w czasie pierwszej emisji odcinka w TV. Ogólnie to nie jest tak jak Polska, że większość ludzi ogląda ze dwa kanały na zmianę i skoki obowiązkowo do rosołu w każdym domu. Tak to chyba tylko Super Bowl, które ma te 100 mln widzów. Ale sporty są najbardziej oglądane w TV w USA, dalece. Popatrzcie na listę najbardziej oglądanych transmisji w roku 2022. Na pierwszych 31 miejsc, 30 to transmisje sportowe. Jedyny wyjątek w tym gronie to Oscary z liczbą 17 mln widzów. Dopiero przy poziomie 12-13 mln na liście zaczynają pojawiać się jakiekolwiek odcinki regularnych programów - i na tym poziomie są też najbardziej oglądane mecze NBA. Oczywiście średnia NFL to 10 mln, słabiutko... no nie słabiutko, bo to więcej niż dowolna inna rzecz w TV, a meczów NFL jest w sezonie jakoś 300, a dopiero potem playoffy.
-
No już jakiś czas temu cała seria FF zmigrowała z subskrypcji Xboxa na Plejstejszyn. Kiedyś to GamePass był takim miejscem, żeby sobie pyknąć całą serię po kolei, teraz Plus. Także poza serią FF, Square-Enix zrobił w ostatnich latach trochę dealów z Sony na stare i nowe gry, w tym podobno te które dopiero będą ogłoszone.
-
Ok, pierwsze wrażenie: - to nie jest Torna, to jest dodatek do Xenoblade 3 - gra się podobnie, gra zakłada że pamiętam jak się gra w Xeno 3, i tłumaczy tylko różnice - levele faktycznie lecą superszybko, lista skilli i ukończenia list wypełnia się szybko, nie wygląda to na długą grę - Xenoblade 3 teraz jest kompletnie wypełniony listami rzeczy do skompletowania, ale i tak jest grą perfekcyjną - strach mówić o grafice na tym forum, ale wydaje się nie mieć porównania do podstawki. Mimo że lokacja dość kameralna, to wszystko ma mniej detali i bardziej toporne wykończenie, widoczki nawet z niewielkiego dystansu wyglądają często znacznie bardziej prymitywnie, ogólnie masa elementów nie wygląda na poziomie XC3 - nie mogę włączyć minusem mapy??? Ani niczym? Wtf? Zamiast tego mogę sobie włączyć albo wyłączyć jakąś pierdółkę, nie wiem co mi daje jej wyłączenie. No ale kto sprawdza mapę w Xenoblejdzie
-
Przecież wychodzą ciągle od mistrza nowe rzeczy do Voice of Cards hehe, ponadto właśnie dzisiaj wyszła w Japonii gra pt. 404 Game Reset, free-to-play na komórki gdzie walczysz z różnymi lolitami z których każda jest loli-adaptacją jakiejś serii Segi, czego chcieć więcej.
-
Lewandowski: odchodzę z Bayernu, i tak co roku wygrywamy ligę, potrzebuję nowego wyzwania Idziesz do klubu który praktycznie nie traci goli, a jego arcyrywal dostaje 4 bramki od niejakiego Valentina Castellanosa; liga sama się wygrywa, grasz cienko od kilku miesięcy a i tak jesteś spokojnie liderem strzelców i jednym z najlepszych graczy sezonu
-
Jak słyszę "17 dni to Zeldy" to myślę głównie "uff, aż 17 dni, powinno dać się wpierdolić cały dodatek do Xenoblade w tym czasie". Potem napie'rdalać Zeldę bo w czerwcu Street Fighter i FF, to będą ciężkie miesiące, mój HC rok zaczyna się jutro, a ofiarą jest mój cały czas...
-
Ok, przejrzałem jak to działa u Nintendo i zapewne gra będzie dostępna wieczorem 25 kwietnia w USA, czyli u nas dopiero jutro o 3 w nocy. Materiały na Europę czy Australię nawet mówią "26 kwietnia". Meh. Ten ostatni dzień będzie ciężki. Nintendo, ja pierdolę, czy wy serio nie wiecie że wasza największa japońska erpegowata gra nad którą pracowaliście siedem lat wychodzi za półtora tygodnia...
-
Nie znamy daty, ani nawet platform tej małej giereczki (może nawet początkowo tylko PC). A jednak mało która zapowiedź ostatnio tak przyciągnęła moją uwagę. Helder Pinto był czołowym grafikiem Blizzarda, kiedy w 2017 roku zaczął robić tę grę po godzinach, "od 23 do 3 w nocy". Co ciekawe, w tamtym momencie nie widział jeszcze nigdy żadnego filmu Ghibli. Ale jak widzimy po obecnym stanie gry... Pinto zobaczył ich już wiele. Bardzo szczegółowo. - inspirowały go Abzu, Journey, Gris - gry które dają "uczucie zen". "Ludzie rzadko robią te gry, nie widziałem, czemu. Wydawały się stosunkowo łatwe - nie ma walk, bossów. Po kilku latach próbowania zrozumiałem, że te gry są TRUDNE do zrobienia. Różnica między relaksującą a nudną grą jest bardzo trudna do uchwycenia". Gra ma wywoływać takie uczucie, jakie miał sam Pinto - że siadasz sobie w nocy, jest cisza, spokój, kojący relaks - gra stała się bardziej zaangażowana w rozgrywce - oprócz zróżnicowanych planszy, raz korytarzowych, raz bardziej otwartych, mamy też elementy platformowania, latania (ograniczone swoistą staminą), trochę zagadek i czasem unikania przeciwników (podobno przypominających guardianów z Breath of the Wild) - będzie to jednak ogólnie prosta gra na kilka godzin - "analizowałem każdy detal w filmach Ghibli. Jeśli w Europie podejdziesz blisko TV, zobaczysz swoistą fakturę papieru, tak jak w filmach Ghibli widzisz wręcz pociągnięcia pędzla na ekranie" - akcja dzieje się na tytułowym księżycu Jowisza, długo po akcji terraformowania i po wojnie robotów z ludźmi, która chyba była apokaliptyczna. Nasz bohater to swoisty Pinokio, stworzony jako jedyny chłopiec na tym świecie, szukający własnej definicji człowieczeństwa - na ostatnim etapie prac nad grą, Pinto zatrudnił trochę osób do zespołu, nie jest to już projekt jednoosobowy - na razie ciągle tylko niejasne "2023"
- 6 odpowiedzi
-
- 3
-
- ghibli
- relaksejszyn
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Coś się znowu zaciągnęło, ale po włączeniu nadal tylko komunikat o 1.3.0. Czy o północy już będzie można grać w finalny epizod sagi Xenoblade Chronicles Pierwsza Trylogia? Jutro muszę wstać o piątej, BĘDZIE ŚMIESZNIE jak zamiast spać to będę grał od północy w Xenoblade Chronicles 3: Future Redeemed, na pewno taka akcja wpłynie równie leciutko na mój stan jak kiedy byłem o połowę młodszy.
-
Najlepszy chyba mecz w Bundeslidze zagrał Jakub Kamiński. 20-latek kończy powoli sezon cienkiej - ale regularnej! - gry dla Wolfsburga, a w wygranej 5-1 z Bochum miał sporo okazji, wyróżniał się, zdobył też bramkę. W "Kickerze" dostał notę 2, jak na niego rewelacyjną. Niko Kovac zrobił sobie reputację w tym meczu. W przerwie wpuścił Omara Marmousha, było 4-0. Po zaledwie 20 minutach, Kovac zdjął Marmousha - podobno był niezadowolony z jego braku zaangażowania w defensywie. No cóż, w przypadku Kovaca, nikt nigdy nie był zaskoczony, czemu nie przetrwał długo w Bayernie... Po serii zwycięstw na początku kadencji, Wolfsburg mocno jednak opadł i kończy sezon raczej w połowie tabeli.
-
Zacięta walka, ale po niesamowitych akcjach w końcówce udało się wycisnąć słodkie 1-0 na terenie Juventusu. Jeśli za tydzień Napoli pokona Salernitanę, a Lazio nie wygra z Interem, to będzie oficjalnie mistrzostwo. Po rozczarowaniu w LM, ma to nieco smak niedosytu, ale nie przesadzajmy. To nadal wygrana tytułu w ogromnym stylu, trzecia w historii, po dwóch tytułach Maradony ponad 30 lat temu. Znakomita sprawa. Jeśli Napoli "dokuśtyka do zapewnienia sobie mistrza tylko 6 kolejek przed końcem", to tylko świadczy o tym, jaki to był niesamowity sezon, że taki można dać komentarz.
-
Dortmund nie ma nic do stracenia. Jeśli nawet nie dociągną przewagi, to będzie po prostu normalne. To Bayern tracący prowadzenie na 5 kolejek przed końcem można nazwać frajerstwem. Tuchel na razie wielki sukces ogólnie mdr. Kiedy ostatnio Bayern miał bilans 1-2-3 na przestrzeni sześciu meczów? Dzisiaj nawet trudno mówić o jakiejś nawałnicy zmarnowanych okazji, oczywiście Bayern miał piłkę ale to nie znaczy, że atakował. Super sprawa. BVB zaś potrafiło nawet ożywić w końcu Doneylla Malena. Od czasu gdy obudził Dortmund w laniu z Bayernem, przez ostatni miesiąc Malen to nagle najlepszy piłkarz BVB, nie najgorszy. Nie no, realistycznie rzecz biorąc - to jest bardzo imponujący sezon Dortmundu.