Skocz do zawartości

ogqozo

Senior Member
  • Postów

    23 329
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Treść opublikowana przez ogqozo

  1. ogqozo

    Metallica

    Same. Tutaj to nawet trudno specjalnie powiedzieć, co ma być wyróżniającym się momentem, jakimś zaskakującym riffem czy refrenem czy cokolwiek. Myślę, że gdyby tę płytę nagrała anonimowa kapela, to nikt by specjalnie o niej nie mówił. Ale cóż, jestem świadom, że mówię o kapeli, która świetność przeżywała CZTERDZIEŚCI lat temu. Kto nagrał coś lepszego po sześćdziesiątce, może podnieść rękę. Z dzisiejszej perspektywy to fajnie mi się słucha i doceniam takie "St. Anger". Wiadomo, że płytę położyła chora psychicznie produkcja, ale jest ten cover kolesia z 2015 roku, który w pojedynkę w garażu nagrał coś znacznie lepszego, to tego słucham. A piosenki, cóż, są kontrowersyjne, ale w każdej piosence są naprawdę mocne momenty, zaskakujące riffy, zawsze skuteczne Larsowe blasty z dupy, ciekawe połączenia i przejścia, i przynajmniej jeden fajny cytat. A na tej płycie to tylko beka jak mówili "to jedna z naszych najważniejszych płyt, James naprawdę wali bomby prawdy o swoim życiu", a teksty to przecież taki destylat typowej mety jak zawsze. Codnemnation, assasination, massacration, indomination... Antagonize, metabolize, galvanize, and sacrifice... Jak zobaczyłem tytuł "Inamorata" to tak myślę, ciekawe o kogo chodzi. Pewnie MISERY. Wiadomo, że Meta nie ma kawałków o ludziach. Żaden dosłowny temat typu alkoholizm też nie w ich stylu. Death itd. - zbyt patetyczne. Zostaje misery, co nie? Puszczam kawałek, no tak, jego Inamorata to misery. No jak zawsze.
  2. Dokładnie, 20 mln to dużo więcej, a możliwości dużo mniej. Nie ma szans. Elden Ring dopiero co osiągnął 20 mln, z czego mniej niż połowa na konsolach PS4 i PS5 (był też na kilku innych platformach). A gry bez multi zawsze sprzedają się w bardziej ograniczonym zakresie. Ile gier konsolowych bez multi sprzedało 20 mln sztuk? Breath of the Wild, Sonic the Hedgegog, God of War, nie wiem, co jeszcze. Ile w ciągu jednego roku? Chyba żadna jak na razie... Latanie na pewno było w FF XV na premierę... W sensie nie zrobiłem tego wtedy, bo to jest tylko dostępne w post-game, ale nie wierzę kompletnie, że tego nie było na premierę. Ten opcjonalny platformówkowy dungeon dostępny tylko samolotem jest genialny, najlepsza rzecz w FF XV. Tylko Regalia zjeżdżająca z drogi była dodana po premierze (która chyba nie jest do niczego przydatna). Najbardziej odczuwalna zmiana w FF XV po premierze to że można mieć wiele huntów aktywnych naraz i że można przy ognisku przesunąć czas do nocy albo do rana. Gra jest mało dopracowana, a liczba elips w scenariuszu może robzawić (chociaż w świecie gierek video, w pewnym sensie miło jest mieć tę grę która mówiło ZA MAŁO, nie dużo za dużo jak wszystkie pozostałe), ale jak ktoś mówi że musiał mieć dodatkowe scenki czy oglądać ten film żeby cokolwiek w FF XV zrozumieć, to można prychnąć.
  3. I Zelda, i God of War mają ogromny budżet i są bardzo trudne do zrobienia. Gra która statycznie wygląda jak God of War ale ma interaktywność tego wszystkiego jest kompletnie nierealna technologicznie oraz budżetowo.
  4. ogqozo

    Redfall

    W ogóle to kilka tygodni temu Harvey Smith powiedział, że gra jednak nie jest na Unreal Engine 5, bo ten pojawił się za późno w trakcie developingu. No to nie wiem czemu tyle lat myślałem, że to będzie pierwsza wypuszczona gra robiona na UE5. Po prostu wiele stronek tak pisało.
  5. No, grałem właśnie w Cyberpunka i sobie zawsze na powrót przypominam, jak wyglądają te duże gierki. Wiadomo, pikseli i efektów jest dużo więcej na ekranie, niż w Zeldzie. Ba, co ważniejsze - dużo więcej, niż w prawdziwym życiu. Niemniej nie każdy chce grać po to żeby liczyć efekty i tyle. A jak się gra w Cyberpunka - jak we wszystkie te gry, idziesz po linii, słuchasz kolejnych konwersacji, NPC się szkaluje jak idziesz za szybko, za wolno, jak przez 1 sekundę nie odpowiadasz na dialog, jak zejdziesz o kilka metrów z linii... Na koniec misji jest walka i musisz porozwalać kilkadziesiąt przeciwników, co generalnie zawsze idzie tak samo (na szczęście bronie się nie niszczą, więc można całą grę wszystkie questy spokojnie zrobić jedną tą samą bronią, uff). Ogólnie "nowa" gra, ale w praktyce robiłem w niej to samo co zawsze, z czasem stało się to bardzo repetytywne - grałem tylko dla zawartości dialogów, bo tylko one były świeżym elementem. Tears, mimo tej samej mapki i ogólnego bycia DLC do poprzednika, może wnieść dużo więcej, niż nie tylko typowe sequele, ale nawet typowe "nowe" gry hehe.
  6. ogqozo

    Serie A

    Mecz z linią ataku Politano-Raspadori-Lozano nigdy nie będzie znakiem niczego. Dzisiaj to była momentami ciekawostka do baru - o, Juan Jesus żyje! Diego Demme żyje! Kiedyś to oni mieli kariery! Napoli mocno jedzie cały sezon na dwóch geniuszach, i brak Osimhena dało się wyczuć przez ten czas kontuzji. Dominacja na boisku nadal była, ofensywny styl był, tylko skuteczność leży. Na ile można mieć kryzys, to ten był w miarę łatwy do zrozumienia. Niestety wszyscy ci zmiennicy grają przez ponad 90% czasu bardzo przeciętnie. Więce niż trzy gole w tym sezonie zdobył tylko środkowy pomocnik Elmas. Zostały dwa dni, na Milan na pewno Kvara i Osimhen wyjdą w pierwszej jedenastce i, cóż, Napoli pewnie będzie cisnąć. Gwarancji wygranej nie ma, ale nikt nie jej nigdy nie miał, nawet Barcelona jak dominowała. Ale ten sukces zawsze się opierał przede wszystkim na nich dwóch.
  7. Gdzie coś takiego konkretnie? Najsłynniejsze wypowiedzi twórców o "jRPG" dotyczyły głównie tego, że w Japonii nikt nie siada i nie myśli "zrobimy jRPG", bo kurde czemu mieliby myśleć o sobie samych "o, robimy JAPOŃSKIE gry", twórcy FF XVI określili to jako dyskryminujące i lekceważące nazewnictwo, które jakby wyklucza ich z "normalnego" nurtu, że niby robią jakieś inne, niszowe gry. Było by nieco dziwne jakby mówiąc to, w innym miejscu jednak specjalnie go używali do wyszydzenia innych gier, nie brzmi to dla mnie prawdopodobnie. "To nie jest jRPG" to był cytat dotyczące tego, że oni siadają i po prostu robią RPG, nikt nie myśli "o, robimy specjalne japońskie RPG". Zresztą od czasów pierwszych Dragon Questa i FF, zachodnie książki, filmy i gry zawsze były dużą inspiracją dla twórców jRPG-ów i na tle całej sztuki popularnej Japonii zawsze był to jeden z bardziej pro-zachodnich gatunków. Seria FF zerwała pierwszy raz z czysto turowymi walkami w 1991 roku, już wtedy miała też filmowe ujęcia, na miarę możliwości. Ta seria nigdy nie miała kultywować jakichś technicznych tradycji, każda część była próbą pokazania na co teraz stać gry video w dziedzinie kinowego opowiadania historii. Gra jest zawsze opisywana w oficjalnych materiałach jako action RPG. trochę cytatów Yoshida&Takai: największą inspiracją do stworzenia tej gry były książki i serial "Gra o tron". Spore inspiracje dla pojedynczych elementów to walki z Ultramana, Godzilli, Evangelliona itp. czy relacja Batmana z Jokerem w "Mrocznym rycerzu" Suzuki: dla mnie największym źródłem były filmy John Wick, Blade "ludzie kochają Clive'a, bo zmienia się tak bardzo w ciągu tej historii. Tutaj widzicie go na początku, gdy nadal jest ogarnięty chęcią zemsty" "zawsze płaczę na scenie, w której pojawia się Byron. To będzie ulubiona postać wielu (...) Jestem też fanem Cauron, sprzedawczyni którą spotykamy później. Jej aktorka była fantastyczna, tak że zmienialiśmy dialogi z myślą o jej głosie"
  8. God of War Collection czy Ratchet & Clank Collection powinny być normalnie do ściągnięcia na PS5? Widziałem je na listach "najlepszych gier na Plusie", ale nawet nie widzę takich pozycji w sklepie, są tylko pojedyncze gry do streamowania.
  9. Na pierwszym miejscu będzie Devil May Cry 2.
  10. Epicka muzyka NAPIERDALA w tych materiałach, postaci na scenkach drą ryja w bardzo desperacki sposób, Clive i Cid to takie sexy husbando, że boisz się grać przy dziewczynie, a walki esperów na silniku gry wyglądają tak, że tylko idzie się spocić każdą częścią ciała, kurva, Bayonetta. Morda się cieszy. To nadal jest japońska gra. Spokojnie szykuje się najbardziej wyje'bana technicznie japońska gra, jaką do tej pory widzieliśmy.
  11. To nie będzie open world, było pisane na chyba każdej stronie tematu. Wśród lokacji będą ze cztery bardziej otwarte, nie cały świat. Piosenka przewodnia to "Tsuki Wo Mitati" czy jakoś tak w wykonaniu Kenshiego Yonezu, dość znanego piosenkarza. Okej, TO nie jest God of War "Tsuki Wo Mite-ita"
  12. Preorder oczywiście złożony, w tym samym sklepie, który mi wysłał FF7 Remake ponad tydzień przed premierą, jest nadzieja że jest jakaś magia hehe. To było fajne, grać w taką oczekiwaną grę nie wiedząc, czy jest dobra, może nawet dostanie wszędzie 6/10 za jakąś niewłaściwą scenkę, niebycie Wiedźminem 3 albo skaczący klatkaż. PEWNIE NAWET nigdy nie zwróciłem uwagi na okropne drzwi. No i gra była już opchnięta tuż po premierze hehe.
  13. To praktycznie dosłowny klon, ale wobec porzucenia serii przez Nintendo (tragicznie, bo myślałem, że przynajmniej sportują co się da na wzór Megamixa), to najlepsze co mamy. Gra tak samo opiera się czysto na rytmie. Jednak plansze są IMO nierówne, niektóre bardzo trudno wyczuć. Np. na początku ta plansza ze skakaniem po telefonach jakoś w ogóle mnie nie przekonała, moment wciskania A nie był dla mnie intuicyjny w kontekście tego jak zaprezentowano sytuację, a sygnały co wciskać były mało wyraziste jak na ich liczbę. W dzisiejszych czasach loadingi na Switchu jednak są zauważalne, biorąc pod uwagę, że taka gra polega głównie na powtarzaniu do perfekcji całego utworu, z tradycyjną dla RH "rozgrzewką". Wolało by się, by zawartość grania w graniu była czystsza. Schematu chyba nie da się zmienić - nie tak, by gra jednocześnie była przystępna i wymagająca - ale te loadingi mogłyby teoretycznie zniknąć.
  14. ogqozo

    Cyberpunk 2077

    Główna część gry to jednak po prostu Asasyn, trochę rozczarowanko że o to był cały hype hehe. Tyle że ludzie sami do ciebie dzwonią jak w GTA, nawet nie muszą cię poznać hehe. Ot sobie chodzisz i ktoś dzwoni "hej, jestem John Williams, mam dla ciebie pracę" i tak zaczyna się wasza kooperacja że porobisz jakieś queściki dla nich. Tak czy siak mamy dużo chodzenia po linii na mapie na dane miejsce. Nasze walki są zależne po prostu od nabitego poziomu, a ten nabija się powoli. Zbieranie masy lootu, sprzedawanie go masowo by w końcu nabyć podwójny skok albo coś tam przydatnego na dany quest, ogólny brak kasy - wiadomo, jak to idzie. Strzelanka to bowiem jednak w ogóle nie jest, ot RPG napędzane cyframi. Jeszcze śmieszniejsze niż sceny seksu są chyba walki z bossami, generalnie po prostu stoimy naprzeciw nich i w nich walimy statycznie, bo niewiele innego w tych walkach może się dziać. Moja ulubiona walka to było jak zakradłem się do biura nieuzbrojony, a szefu wyciągnął na mnie strzelbę. Spokojnie, byłem w stanie unikać jego strzałów ze strzelby, chowając się po drugiej stronie stołu. No i tak, obracałem się dokoła stołu naprzeciw niego, jak przeładowywał to hyc pięściami, i z powrotem, no i go w końcu zabiłem. Tak że cofam to co mówiłem o Kinowym Doświadczeniu XD. Nie jest to też jednak wcale bogate RPG. Wspomniane dialogi i wybory to kompletne ubóstwo, i są tak widocznie dodane bez pomysłu i związku z samą grą, że musiały nie być chyba w planie twórców w ogóle. Nasz wybór najczęściej sprowadza się do tego, czy wypić kielona czy nie wypić mdr. Walki robią się oczywiście repetytywne. W sumie bym powiedział że nie było głównego pomysłu na tę grę, ale z drugiej strony Wiedźmina 3 można by ogólnie niby podobnie opisać i gra jest największym sukcesem w historii ludzkości, więc im się nie dziwię. Niestety wygląda na to, że FPP i kinowy wygląd MOCNO ograniczyły możliwości CDP co do napisania takiej liczby scenek i ogólnie takiej ilości zawartości. No a wszystkie braki bardziej... rzucają się w oczy.
  15. ogqozo

    Cyberpunk 2077

    Miałem scenę seksu, prychłem ze śmiechu. Ale kto wie, może w 2077 roku ludzie tak uprawiają seks, nic innego się nie zmieniło. No jest to pocieszna giereczka dla familii, mimo oprawy noir, ale IMO lepsze to niż silenie się na "mroczność". Tak jak w każdym open worldzie, podstawą cieszenia się grą wydaje mi się nierobienie tych wszystkich znaczków na mapie, bo pewnie nigdy się nie skończą. Fajnie, że nie potrąca mnie co chwila samochód, doceniam to w grach miejskich. Miałem typowy wybór moralny, podać lekarstwo ratujące czy powiedzieć "nie", niestety oba pod tym samym przyciskiem, więc źle wycelowałem i poświęciłem życie, którego nie zamierzałem poświęcić. Typowe doświadczenie cRPG hehe. Trafiłem na NPC bardzo podobnego do Keanu, chciałem zrobić screenshota, oczywiście gra się zcrashowała, bo kto to myślał, robić screena jak jeszcze poprzednia rzecz się nie skończyła dziać, mogłem to już przewidzieć. To w sumie też hehe.
  16. ogqozo

    NBA

    Gobert oficjalnie nie zagra, McDaniels oczywiście też. Zobaczymy co to da. Genialny donos od Wojnarowskiego: "Wolves musieli zawiesić Goberta za intencjonalny cios, chociaż akceptują fakt, że było to uderzenie w klatkę bez zamiaru uszkodzenia cieleśnie Andersona, oraz że Anderson wielokrotnie w ciągu meczu mówił do Goberta "bitch" gdy ten grał z kontuzją" mdr. Zarządzanie przedszkolem czy zespołem NBA, w tym sezonie trudno rozróżnić.
  17. ogqozo

    Cyberpunk 2077

    Keanu Reeves to bohater jak z Last of Us. V: Fuck you you fucking fuck. Keanu: Fuck fuckity fuckerino V: No, you fucking fuck, you fuck off from my fucking mind I fucking fuck the fucks in the fuck Ale sam pomysł na tę relację ciekawy, bohater trochę taki legendarny idealny madafaka, ale trochę głupkowaty, no i zrozumiale sfrustrowany bezradnością, jak w sumie wszyscy w tej grze. Gra ma jedno na pewno wspólnego z typowymi RPG-ami. Gram oczywiście w niemałej mierze napędzany możliwością romansu z Judy hehe.
  18. ogqozo

    Premier League

    Każdy trener mówi, że "potrzebuje czasu" i "dostosować skład", ale gdyby to tak działało, to nie mielibyśmy co roku ze dwudziestu zwolnień w lidze hehe. Chelsea zwłaszcza to eksperci od zatrudnienia znanego trenera na dużym kontrakcie, ściągnięcie mu 5-10 zawodników których chce na dużym kontrakcie, a potem elegancko zwolnienie tego trenera po kilku miesiącach bo wyniki są rozczarowujące. Nie wiem, czy racjonalnie jest "dobry" moment do zostania trenerem Chelsea. Finansowo, opłaca się głównie po prostu zostać zatrudnionym i wylecieć jak wszyscy...
  19. ogqozo

    Cyberpunk 2077

    Postanowiłem w końcu zagrać na poważnie w Cyberpunka. Wydaje mi się, że wiele się w grze już nie zmieni... Do końca nie wiedziałem nigdy, jakim typem gry ma być ten Cyberpunk. Szybko prawa staje się dość jasna - to generalnie GTA. Większość gry polega na słuchaniu, jak ludzie gadają - albo idziemy z kimś powoli, albo jedziemy z kimś powoli, albo rozmawiamy przez telefon idąc gdzieś powoli, albo stoimy i gadamy, i tak dalej. Rozgrywka przez większość czasu wymaga głównie tego, by nie iść szybciej ani wolniej niż nasz kompan, jak w Rockstarach. Aż dochodzi do sekwencji akcji (rzadziej niż w Rockstarach), gdy od czasu do czasu musimy wymordować masę przeciwników i zakończyć misję. Mocne deja vu z gier Rockstara, gdy np. przez jedną sekundę nie odpowiemy na dialog, i od razu postać nam mówi coś w stylu "halo, jesteś tam?" głośniej niż normalne dialogi. Generalnie główny wątek to bardzo podobna gra na szynach, Współczesne Kinowe Doświadczenie. Aha, no i L O R E podawane nam tam, że nawet i w trakcie strzelaniny podnosimy niekończące się liczby książek (sorry, to nie książki tylko cyber-cośtam) i sobie spokojnie czytamy, i czytamy... Jednak całkiem mi się podoba, bo Współczesne Kinowe Doświadczenie może też być ciekawe, jeśli jest ciekawie napisane. Gra jest nieco bardziej dla dorosłego odbiorcy, niż produkcje Sony czy Rockstara. Owszem, cały czas dwie postaci gadają, ale nie ma tych samych żartów jak zawsze ani patosu, bardziej przypomina to typowe dialogi. Oczywiście, to nadal gra która miała sprzedać 50 milionów sztuk, więc nie mówimy o jakimś arcydziele literackim. Przykładowo, Night City ma uderzać tym ile jest przemocy i pornografii... ale w sumie to nie uderza, bo jesteśmy przed tym najgorszym syfem ciągle osłaniani, jest on tylko wspominany, wszystkie Dobre postaci nie zostawiają nam wątpliwości, że to jest bardzo obrzydliwe i fe, a oni reprezentują właściwą dobrą moralność rodem z 2020 roku. Gra jest ostatecznie raczej pocieszna, niż jakoś wstrząsająca, ale myślę, że fani Wiedźmina 3 powinni być zadowoleni. Poziom jest już po kilkunastu godzinach bardzo nierówny. Przykładowo, V czasem zachowuje się jak typowy Wiedźmin, kompletny cynizm i totalny chad, a potem nagle robi się bardzo przejęta i dramatyzuje jakąś sprawę w sposób, który nie wydaje się pasować do poprzednich scen. Gracz nie ma też na V praktycznie żadnego wpływu. "Rozgałęzienia dialogowe" są zauważalnie często strasznie słabe, jakby mieli godzinę na zrobienie ich i powiedzieli praktykantowi "ok, koleś, mamy mieć różne dialogi dla różnych buildów, znajdź szybko jakiekolwiek momenty gdzie można wstawić fragmenty o tym że bohater pochodzi z nomadów/korpo i powstawiaj nagle jak o tym opowiada że niby to ma związek z tematem danej rozmowy". Wymieniać można by długo. Aktorstwo też jest dość nierówne, jak i reżyseria, choć i tak jest spory skok po Wiedźminie 3, gdzie jednak gra polegała na oglądaniu naprzemian kolejnych postaci deklamujących swoje kwestie. Tutaj jest bardzo filmowo, jedna z bardziej udanie filmowych gier. Czasami są zagrywki kamery i zwroty akcji wręcz rodem z horrorów, albo z Metal Gear Solid. Ale jak to wygląda! Gra uderza wyje'banym budżetem na każdym kroku, jest tak wiele efektów i postaci na ekranie, jeśli to jest film, to bardzo wypełniony przepychem film, pod wieloma względami nie było jeszcze tak wyglądającej gry. Bardzo intensywna wizualnie. Przejażdżki po mieście robią wrażenie. Liczba detali we wnętrzach aut, wykonanie różnych powierzchni, detale wykonania spluw... To też jest niby trochę jak w Rockstarach, ale GTA V teraz wygląda niemal jak Animal Crossing w porównaniu. Aż można zrozumieć, czemu się ma w domu konsolę nowej generacji w ogóle. Jasne, miasto jest chyba tylko tłem do głównych i pobocznych questów. Ale tak jest właściwie w każdej tego typu grze. Liczba questów jest dość duża. Mam spory dylemat, czy wybrać quality czy performance. Zazwyczaj nie mam. Wiem, że niektórzy parskną, ale 60 klatek wygląda tu aż... dziwnie? Nie mam wrażenia, że animacje w grze były pisane z myślą o 60 FPS. Dialogi czy strzelanie wyglądają jakoś mało naturalnie, jak przyspieszone, gra wydaje się mieć bardziej konsekwentny look w quality. Dziwna sprawa ogólnie. Niestety gra nadal nie jest dopracowana pod wieloma względami, nie tylko pikseli i klatek. Mnie to nawet nie obchodzi, że coś tam się pojawi na ekranie, dla mnie to nic. Gorsze są powtarzające się bugi niepozwalające zapisać gry. Po to zapisuję grę, żeby się uratować przed skutkami tych wszystkich bugów! Masz taki szantaż - czekasz czy jednak się samo naprawi, czy w którymś momencie uznasz, że trudno, trzeba ograniczyć straty i zresetować grę od poprzedniego save'a. Już momentami naprawdę mam dość... Po prostu tym rzygam, niesamowite że gra z takim budżetem i po tylu latach łatania przez setki roboli na Pradze nadal ma gorsze NIEPOZWALAJĄCE DALEJ GRAĆ błędy niż dosłownie COKOLWIEK w co grałem przez ostatnie wiele lat. Druga sprawa to questy, czasami nie są nawet zbugowane na amen tylko kiepsko jest opisane kiedy gra uzna, że dany etap questa dobiegł końca, bo tylko łazimy dokoła, wskaźnik pokazuje na jakieś puste miejsce, jednak z czasem ruszają naprzód - trudno jednak nadal powiedzieć, jak to "miało" działać w założeniu. Walka nie jest specjalnie ciekawa, ale nie ma jej dużo. Hackowanie mi się raczej podoba, system rozwoju na razie też wciągający, bo za wszystko dostajemy jakieś stopniowe doświadczenie, tutaj dostajemy i za bieganie, i za każdy atak itd. Wszystko to jest na tyle bogate, by gra miała jakiś RPG-owy posmak i uczucie że coś budujemy, bez odwracania uwagi od tego, co bez wątpienia ma przyciągać graczy w 95%, czyli odgrywania kolejnych questów. Ogólnie... gra na razie jest fajna? Czuję, że może mnie wciągnąć na długi czas, o ile oczywiście nie pojawi się jakiś mordujący grę bug.
  20. ogqozo

    NBA

    Gobert o wydarzeniu: "widząc, jak fanatycznych fanów w polskim internecie mają Warriors, uznałem, że dobrze będzie. jeśli ja również walnę plombę koledze z drużyny. Wsparcie forum Plejstejszyn będzie dla nas kluczowe w walce o playoffy i o mistrzostwo NBA w nadchodzących tygodniach". Sprzedawca butów z Memphis opowiedział o tym, jak wygrażał mu Ja Morant w zeszłym roku, co opisał Washington Post kilka dni temu. Matka Moranta miała przyjść do sklepu, ale nie mogła pogodzić się z informacją, że nie ma danego buta w jej rozmiarze, zaczęła więc chodzić za sprzedawcą i krzyczeć na niego, że ją olewa. Po jakimś czasie do sklepu wpadł Ja z 8-9 kolegami i zaczęli mu wygrażać. Sprzedawca miał schować się z kanciapie, gdy przez ok. godzinę Ja z kolegami wygrażali mu zza drzwi. "Byłem naprawdę przestraszony", powiedział sprzedawca. Stwierdził, że zgłosił sprawę na policję, jednakże policja orzekła, że sprawca jest niezidentyfikowany i nie wszczęła niczego. Możliwe, że Gobert pozostanie poza zespołem na jakiś czas. Jeszcze nie jest zadecydowane, czy poleci z ekipą do LA na mecz. Jednakże Gobert i Kyle Anderson obaj powiedzieli, że nie są obrażeni, więc myślę, że Gobert zagra.
  21. ogqozo

    Lost Odyssey

    Mniej więcej o tym głównie pisałem. Grałem też dzisiaj m.in. w nowe Soul Hackers 2 i uważam, że SH2 jest jeszcze bardziej "staromodne" niż Lost Odyssey. Pomaga fakt, że w Lost Odyssey prawie ani razu nie zginąłem przez 100 godzin (i nie musiałem powtarzać...), a w klasycznych SMT zawsze jest coś, co cię wyjątkowo chce zaje'bać (chociaż w SH2 prawie nie ma szans żeby zwykły przeciwnik sprawiał problemy, gorzej tylko ze specjalnymi, przed którymi teoretycznie mamy uciekać...). Na pewno wspomniane questy - które prawie wszystkie pojawiają się pod sam koniec gry, gdy mamy wreszcie wolność - są dziś przestarzałe przez brak trackingu. Nawet w SH2 mamy już opisane wszystkie setki zadań pobocznych w menu dostępnym cały czas, czyli pełna współczesna wygody. W Lost Odyssey nie ma prawie nic, a trochę tych zadań jest (np. masz takie pieczęcie do rozpieczęciowania, dostajesz tę umiejętność pod koniec gry, czy pamiętasz gdzie dokładnie jest wszystkie 8 pieczęci w grze, tak z głowy?). Internet tutaj mi pomógł żeby to zneutralizować. Główny wątek w obu grach polega na tym, że idziesz do przodu korytarzem, i nie da się zaciąć. Ogólnie jednak grało mi się o dziwo lepiej, niż np. w nowe Persony czy Dragon Questa XI. Nie ma też trudnych minigierek jak w FFX hehe. W tym aspekcie akurat prostota pomaga hehe. Większość jRPG-ów jest bardzo prosta, walki są zawsze takie same i nie czujemy, że możemy coś zmienić ani że walki nam cokolwiek dają, a powtarzalne rytuały nie są aż tak ładne, żeby znosić to sto razy. Lost Odyssey jest bardziej jak Final Fantasy, jakość animacji i dźwięku jest stosunkowo wysoka. Robi różnicę system SP, który sprawia, że zawsze coś nabijamy (nie ma co pakować cieniasów, bo skalowanie jest mocne i np. wracając do starej lokacji nie dostaniemy nic EXP - ale dostaniemy nadal SP, a umiejętności na SP jest spoooro...). Walki są też trochę bardziej głębokie niż "klikasz A i HP leci w dół" - niby tylko troszkę, a jakoś wystarcza, bo po prostu grało mi się spoko cały czas i lepiej niż w ww. gry. Trochę dziś śmieszne, pomyśleć, że Microsoft chciał tą grą sprzedawać konsole. Oczywiście, jak na Japonię, kilka załatwionych jRPG-ów uczyniło X360 stosunkowo popularną konsolą... Ale to w sumie znaczy tyle, że zamiast być 10x mniej popularny od Plejtejszyn, był 7 razy mniej popularny. Patrząc na te 15 lat rynku gier, trudno się dziwić, że Square-Enix próbuje zawsze promować nowe Final Fantasy jako kinową grę akcji...
  22. ogqozo

    Primera Division

    Po kapitalnym meczu, teraz Hiszpania żyje uderzeniem Baeny przez Valverdego. Podobno Baena miał rzucić tekst, który niegdyś rzuciliby o Tymku tylko Obsolete czy Grzechu. Jednakże Baena napisał, że wcale nic takiego nie powiedział. Czemu więc Valverde specjalnie po meczu do niego poszedł i dał mu w ryj? Intryga będzie gęsta, a policja już została zaangażowana w sprawę... Każdy może sam odpowiedzieć sobie na pytanie: czy dałby w ryj w tej sytuacji? Czy nie dałby?
  23. ogqozo

    NBA

    Luka Doncić zagrał tylko jedną kwartę, by pokazać się licznie przybyłym rodakom podczas Dnia Słowenii na hali. Oddanie meczu, gdy ekipa NADAL MIAŁA SZANSE na playoffy, było jednak ważniejsze od Słoweńców. To idealne podsumowanie sezonu. Bucks to najsłabszy lider sezonu od ponad 40 lat - mniejszy procent wygranych mieli może tylko Spurs 2001 (58 wygranych), nikt nie miał mniejszej różnicy punktowej. Denver Nuggets od miesięcy grają tak, że już trudno powiedzieć, czy oszczędzają się na playoffy, czy po prostu faktycznie stali się znacznie słabszą ekipą, która nie jest w stanie się skupić na meczu. Jak nigdy, większość ligi jest w okolicach podobnego poziomu przez cały sezon, przynajmniej na Zachodzie. 20 lat temu, większość gwiazd ligi grała grubo ponad 3000 minut w sezonie, niektórzy jak Iverson podchodzili pod 3,5 tysiąca. Teraz, większość zagrała poniżej 2,5 tysiąca minut (nawet Embiid czy Jokić, którzy uniknęli poważnych kontuzji), a sporo gwiazd i mniej niż 2 tys. Nawet Mikal Bridges, który rekordowo może zagrać 83 mecze, nie dobije do 3 tysięcy minut. Sezon regularny stał się czasem oszczędzania sił na to, co naprawdę się liczy. Zawodnicy grają jak nigdy - trafiają, podają i rotują jak szaleni, byle zawodnik z ławki ma umiejętności, które jeszcze nie tak dawno by zachwycały. Ale dozują nam ten show i min-maxują na potęgę. Trudno mieć wątpliwości, że nikt nie bierze ostatniego pół roku zbyt poważnie. Prawdziwe NBA zacznie się w sobotę...
  24. ogqozo

    Premier League

    Tak obsrany to Arsenal chyba nigdy nie był, cały okres po golu na 2-0 to była rosnąca panika i szczęśliwie wybroniony remis. Było więcej straconych punktów, ale nie w ten sposób, najsłabszy moment sezonu.
  25. ogqozo

    Lost Odyssey

    Gra za mną po dłuższym czasie. Czwarta płytka jest DUŻA. W sensie nie wnosi wiele nowych lokacji, ale oto otwiera się przed nami ten świat i możemy praktycznie zwiedzać wszystko od początku i na każdym rogu czai się jakis subquest. Jest wiele pobocznych dungeonów większych i mniejszych, jest szukanie skarbów na dnie morza (bardzo nudne, bo nie ma nie tylko walk, ale nawet muzyki, a łódź podwodna sunie powoli), są questy gdzie dana postać z ekipy ma jakąś własną historię i dostaje w zamian najlepszy ekwipunek (każdy jRPG powinien mieć questy postaci, za które dostają najlepszą broń!), jest też coś w stylu koloseum, którego ostatnie walki są dużo trudniejsze, niż finałowy boss gry. Zajęło mi to pewnie więcej, niż reszta gry razem wzięta... Nie wiem, myślę, że to dobiło do 100 godzin. Bez poradnika na premierę na pewno bym tego wszystkiego nie zrobił. Czasami coś się pojawia na końcu dungeonu po tym jak go przejdziemy, czasem w środku, czasem po każdym wydarzeniu głównego wątku coś się pojawia na nowo w jakimś mieście. Chodzenie dokoła i sprawdzanie to byłoby szaleństwo rodem sprzed 15 lat, mimo że znacznie krótsze loadingi niż na X360 oczywiście cieszą. Losowe walki są bardzo rzadko jak na jRPG-a, ale to nadal losowe walki. Gdy chcesz podpakować, to są zbyt rzadko, jeśli chcesz po prostu gdzieś dojść - niepotrzebne. Poradnik pozwala sprawdzić zawczasu czy coś tam jest i oszczędza wiele godzin na takie pierdoły. Prawdziwy sens całej FABUŁY oczywiście jest nam podany w postaci jakiegoś archiwum które łatwo ominąć, w piwnicy pewnej posiadłości. Podoba mi się, że ekipa do walki odzwierciedla znaczenie postaci w opowieści. Śmiertelnicy uczą się nowych technik, ale są pod koniec gry bardzo ciency, bo nieśmiertelni mogą po prostu dodawać i dodawać i dodawać wszystkie ich skille... Aż do 30. Pod koniec gry możemy mieć ekipę, która umie zrobić wszystko, a ponadto rzadko w ogóle dostaje hita, bo albo przeciwnik pudłuje, albo jest 0 obrażeń albo wchłonięte, za sprawą nagromadzonych umiejętności pasywnych. Z kolei śmiertelnicy celowo są żałośni, jeden z nich zwłaszcza jest słabiutki, ale wynagradza to paroma technikami i ekwipunkiem, które mają związek ze scenariuszem. Walki pozostają dość wciągające. System "chronienia tylnego rzędu" w praktyce wiele nie zmienia - ot, trzeba nie dostawać ciosów i leczyć zranione postaci, kilka razy ma tylko znaczenie u przeciwników, gdy groźny wróg jest w tylnym rzędzie. Więcej zmienia fakt, że zaklęcia zajmują czas - nie jest więc aż tak oczywiste, jak rozwalić przeciwnika. Ponadto miłe jest, że przeciwnicy zazwyczaj nie są gąbkami na ciosy i nawet bossowie padają szybko, gdy odpowiednio do nich podejdziemy. Wiele jRPG-ów nawet wydanych w zeszłym roku niestety nie ma tyle litości i walki są w nich dużo nudniejsze. Ostatecznie sympatyczna giereczka, która ma mniej ciekawą opowieść od Fajnali z PSX-a, ale wynagradza to postępem w dziedzinie walki i budowania ekipy. Po zrobieniu wszystkiego, nie powiem, że jest nawet jedna rzecz, którą naprawdę trzeba koniecznie znać z tej gry. Nie dziwię się, że odpuściłem, ale skoro ostatecznie spędziłem te pewnie koło 100 godzin, to widać, że gra jest fajna.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...