-
Postów
23 343 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ogqozo
-
Nie wiem no co to było.
-
Dawno się spodziewałem, w końcu się stało - Brendan Rodgers zwolniony z Leicester. Łatwo zapomnieć, że jeszcze dwa lata temu o tej porze walczyli o tytuł, będąc w połowie sezonu tylko 3 punkty za liderem. Trzy lata temu też byli drudzy w tabeli na półmetku. Serię kryzysów pod wodzą Rodgersa już opisywałem, teraz klub znowu zdobył 1 punkt w 7 meczach i walczy o utrzymanie. No i to też pokaz, że Dawid z Goliatem może wygrać, ale czy coś to zmienia? Leicester był w drugiej lidze, dwa lata później był mistrzem Anglii, potem był średniakiem, teraz może znowu spaść do drugiej ligi. Trofeów niby więcej niż Tottenham, ale żaden ogólny awans im z tego mistrzostwa nie przyszedł.
-
Moim zdaniem Prey udowodnił, że w 3D i FPP ta formuła jest nadal uzależniająca - chociaż może też obnażył możliwe wady, bo ludzie narzekali na mało angażującą historię, postaci oraz tempo postępów w grze, wszystko to w metroidówce jest trudne do zrobienia naprawdę dobrze. Świat na Xbox Series dzięki krótkim loadingom przemierza się nieco lepiej, w oryginale mocno to zniechęcało. Rozgrywka oparta o masę ekwipunku i ogólne elementy RPG jest dziś bardziej przystępna i wymaga od developera mniej pracy, niż metroidowy bezpośredni gameplay platformówki. Sekcje "akcji" w Prey są zazwyczaj nieudane, te wielkie rury bez grawitacji i sterowanie w nich mnie wykończyło. Jak tak pomyślę, to może nawet śmierć platformówki 3D może być dzisiaj jeszcze trudniejsza do przeskoczenia w stworzeniu nowego Metroida, niż trudność tworzenia metroidówki i tego ile trzeba pracy włożyć w stosunkowo krótką grę.
-
Pogłoski o śmierci Lewandowskiego mogły być przedwczesne. Ciekawsze w sumie co z Fatim. Wyszedł w pierwszej jedenastce, strzelił świetnego gola, poza tym w sumie jak zwykle grał cienko. Trudno mi wiele dodać, nie widzę tu zawodnika do jedenastki Barcelony, nawet jeśli zapomnimy znowu o Ousmane'ie Dembele to jednak nawet Ferran Torres miewa lepsze występy. Zmienił go wychowanek Garrido, czyli środkowy pomocnik. On też nie ma nadal kontraktu i może latem teoretycznie odejść. Bardzo prawdopodobne że odejdzie Barbera, co oznacza, że na razie z supertalentów tego rocznika tylko Alcaron jest zaklepany na następne lata w FCB.
-
20 lat temu nie było specjalnie gier 3D opartych na eksploracji, na pewno nie eksploracji otoczenia które możesz obserwować z bliska z detalami. Metroid Prime praktycznie to stworzył. W strzelankach typu Halo itd., lokacje były głównie tłem, na ich tle Prime wyglądał jak nowa generacja. Gry przed Metroidem były głównie takie, że idziesz do przodu. By wydłużyć grę, często też w tamtym czasie używano wielokrotnie tych samych assetów dla tworzenia niby-nowych, ale jakby starych lokacji, albo po prostu gra była na 5 godzin i się ją przechodziło wiele razy. Powoli się to wszystko rozwijało. Może z racji na mniejszą popularność. Może po prostu to było zbyt trudne - w końcu metroidówki kwitną w świecie 2D indyków. No ale GTA III wyszło rok wcześniej i od razu wszyscy zaczęli próbować czerpać z GTA III. Metroid Prime wyszedł, stał się najwyżej ocenianą grą wszech czasów... ale do dzisiaj niewiele gier idzie w tym kierunku. A ci, co spróbowali, odnieśli sukces, jak np. Dark Souls, Arkham Asylum, God of War, Control. Dlatego też Metroid Prime 4 jest tak ekscytujący, choć cholera wie, co się dzieje z Retro i z projektem. Patrząc na to, o ile wzrosły możliwości przez te ponad 20 lat... a jak dobry był Prime... możliwości są ogromne. Pytanie, czy samo Nintendo ma ochotę skorzystać z tego potencjału, bo przecież od czasów Wii ewidentnie próbują mocno odciąć serię pt. Metroid od gatunku metroidówek, i wypuszczać albo gry akcji, albo coś co jest pomiędzy tym a tym ale bez bardzo skomplikowanej eksploracji. Najlepszy prawdziwy Metroid ostatnich 20 lat to nadal Hollow Knight, a segmencie dużych gier 3D? Sam nie wiem.
-
Zaczynam rozumieć, czemu zachodnie gry wyglądają tak jak wyglądają, jeśli tyle osób jak widzi tajemniczego sprzedawcę w Residencie który coś wie, nie myśli "hehehe" tylko "ty czekaj, a skąd on zna jego nazwisko, nie ma w tym logiki, to jest zła historia".
-
Okej, jakoś zapomniałem ale ogólnie to dla niego takie wydarzenie jak randka dla ogóra.
-
Kurde świetny timing miałem z tym chwaleniem Kobela.
-
FF7R był BARDZO japoński i bardzo zabawny i fajnie napisany. Był RPG łączącym trochę akcji z budowaniem ekipy. Był momentami aż za bardzo anime, choć w najlepszych momentach też był za bardzo anime, tylko w pozytywnym sensie. Cały pomysł na grę był wywrotowy i kontrowersyjny - hicior AAA który nie jest tym, czego oczekiwano, to w świecie gierek jak herezja. FF7R... nie był jak God of War. Jeśli liczę na jakieś podobieństwa, to że walki będą dobre (choć zupełnie inne) i scenki dobrze wyreżyserowane. Będzie autowalka, ale w japońskich slasherach to normalne. W Bayonettę też można grać "tylko dla story" jeśli ktoś naprawdę chce to story... Ale i bez podobieństw, ogólnie wierzę w Square-Enix. Zapewnienia że "ten zespół czuje duszę serii" brzmią jak marketingowy optymizm, ale przecież FF XIV to dowód, że można zrobić zupełnie innego Fajnala, który jednak o dziwo też jest Fajnalem. Także o XV można powiedzieć, że nie miała wielu typowych cech serii, a jednak było w niej tyle fajnalowości. Trochę też jednak wątpię w Square-Enix, bo o ile wydają masę ciekawych gier, to ich pomysły na zrobienie hiciora akcji są od czasów PSX-a... nietrafione, delikatnie mówiąc.
- 2 171 odpowiedzi
-
- play station 5
- jrpg
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ile razy Kawhi zagrał mecze back-to-back przez ostatnie 6 lat? O ile dobrze liczę, to na razie raz. Raz przez 6 lat. Chociaż wygląda to absurdalnie, to jest mniejszym load managementem niż odpuszczenie całego meczu, które uprawia cały czas. Nie wiem, czemu akurat teraz, w playoffach nie ma back-to-back, no ale skoro chciał. Dzisiaj może wejść jak będzie chciał i zobaczyć efekty. Gorzej jak dozna kontuzji mdr. Kurde ale będę trzymał kciuki za Kings w playoffach. Ta opowieść o ich cienkości już sięga absurdów.
-
No dobra, bez ciśnienia, ale Tuchel teraz zadebiutuje z Dortmundem i musi wygrać, bo inaczej nie najlepiej to wszystko będzie wyglądać. Historia nie jest najlepsza dla BVB, i szczerze mówiąc myślę że są słabsi w piłkę od Bayernu i mają fuksa że prowadzą, ale kto wie. Gregor Kobel podobno ma dostać ofertę 12 milionów euro za sezon. To chyba mówi wiele o tym, jak idzie ten sezon Dortmundowi. Wow, spora kasa jak na BVB.
-
Jednak Jokić nie grał, a Wolves się srogo zesrali, co to było w trzeciej kwarcie to trudno opisać. Pojawiły się newsy odnośnie nowego układu pracy, co oznacza, że gładko nie będzie lockoutu jak niegdyś. Najdziwniejszy news to ten o ograniczeniu "load management". Ma nim być, w tym układzie... to że nie będzie można dostać nagród typu MVP jak się zagra mniej niż 65 meczów w sezonie. KOMPLETNIE nie widzę sensu tego ogłoszenia, z wielu powodów. - jak ktoś przegapia 20 lub więcej meczów w sezonie, to raczej nie dlatego że nie chce mu się grać, tylko ma kontuzje itd., czy NBA chce zachęcać ludzi do ryzykowania zdrowia grając na siłę? - jak ktoś przegapia masę meczów to zazwyczaj i tak jest to "wliczane" przez głosujących na nagrody że nie miał tak dobrego sezonu jak inni - w NBA ten, kto ma dobry sezon regularny, a złe playoffy, jest jeszcze bardziej wyszydzany, niż ten, kto ma oba złe. Po prostu nie opłaca się cisnąć przez pół roku w sezonie regularnym. Ten układ niczego tutaj nie zmienia. Dlatego zespoły priorytetyzują playoffy. Kto będzie specjalnie cisnął zdrowie w sezonie regularnym, jeśli eksperci mu mówią, jak kierować formą by mieć optymalne szanse w playoffach? - na te nagrody ma szansę co najwyżej 10% wszystkich zawodników NBA, oczywiście fani najbardziej chcą oglądać gwiazdy, ale nadal zespoły będą dawać graczom odpoczynek grupami, bo jak już odpuszczasz mecz to równie dobrze możesz wystawić same rezerwy Ogólnie nie widzę żeby to miało cokolwiek zmienić w lidze, a już na pewno nie widzę żadnego zawodnika, który miałby odpuścić "load management" z tego powodu. Moooże jak będzie na granicy tych 65... ale przecież to nie zmienia akurat tego problemu, dopóki będzie zdrowy to nadal może odpuścić wszystkie mecze back-to-back w sezonie. Bez sensu. Serio no... Jedyne co to tak naprawdę zmienia, to że najwyżej kilku barrrdzo dobrych graczy, którzy dostaliby np. trzeci zespół All-NBA po świetnej grze ale przegapieniu 20-30 meczów, nie dostanie All-NBA, więc nie dostanie Supermax kontraktu. Ale takiej liczby meczów się nie traci przez lenistwo, więc nie zmieni to nic na parkiecie, tylko w ich kieszeni (i może sprawi że wybiorą inny zespół). Kurde, load management może być jeszcze częstszy przez ten zapis, jeśli już - jeśli gracze mają bać się opuszczać mecze, to bardziej będą bać się kontuzji! Inny zapis mnie bardziej ciekawi - przedłużenie kontraktu będzie możliwe do kwoty 140% obecnego kontraktu, a nie 120% jak teraz. To brzmi jak duża zmiana, która daje obecnemu zespołowi kolejny handicap i zniechęca najlepszych graczy do zmiany ekip, bo to kolejne stracone liczne miliony. Ponadto kara za wysokie przekroczenie limitu płac będzie wyższa, a zespoły mające bardzo wysoki poziom płac stracą mid-level exception. Tak więc już w tym roku kolejny problem np. dla Warriors, którzy będa coś musieli zrobić z tymi swoimi pięcioma maksymalnymi kontraktami... Moim zdaniem także np. Denver może się zacząć zastanawiać, czy np. Jamal Murray jest wart aż takiej kasy, jaką bierze, na rzecz jakiegoś mniej polotnego gracza który jednak pasowałby do reszty ekipy. Jednak podobno ten "drugi poziom" będzie wprowadzany stopniowo, więc może nie już od tego roku cały. To może wyrównać ligę. topowym zespołom będzie trudniej kompletować skład. Kto zbierze gwiazdy, nie tylko zapłaci słono, ale też będzie supertrudno o jakichkolwiek "średniaków" jako uzupełnienie.
-
Z Grizzlies przynajmniej nie grał Jrue, po cichu najbardziej niezastąpiony zawodnik Bucks. Teraz było na parkiecie wszystkich trzech faworytów do pierwszej piątki All-Defense, a jednak rzuty wpadały i wpadały jak chciały. Myślę, że ten mecz mógł w jeden dzień znacznie zmienić notowania u buków na playoffy hehe. (Oraz może wręczyć jakąś nagrodę defensywną Jarenowi Jacksonowi Juniorowi). Jokić wraca dzisiaj na mecz z Suns, szkoda że zaczną prawie o piątej... No na pewno wielki hicior do zobaczenia, bo tutaj też wszyscy sobie ustawią od razu opowieść na playoffy hehe. Czy Suns z Durantem będą faworytem, bo jednak Durant - to się właśnie dzisiaj okaże. Nuggets nie mają po co się starać, ale jak przegrają, to będzie że są słabsi od Suns z Durantem, wiem na pewno. Na razie KD w domowym debiucie wyglądał dość zardzewiale, dopiero w drugiej połowie cokolwiek trafił. Suns wygrali raczej pomimo niego, ale może dziś się obudzi, w końcu Jokić to nie defensywa... No i Wolves-Lakers. LAL ciągle robi postępy, przez cały sezon, no i w końcu dobili do 50% wygranych w tabeli. Dzisiaj po raz pierwszy mogą mieć dodatni bilans. Tutaj już po prostu mamy playoffowy mecz, nastawiam się na akcje takie jak wczoraj z Milwaukee, za duża stawka dla obu ekip.
-
Oficjalnie jak God of War, to porównanie jest bardzo mocno ciśnięte w promocji gry przez Square i Sony. Ale to w sumie podobne. Yoshida to mocno podkreśla, że będzie się tylko szło główną ścieżką i nawet nie będzie żadnej dodatkowej lokacji, która nie byłaby po prostu częścią głównego wątku, i po jęczeniu ludzi na questy poboczne w FF7R oczywiście musi też zaznaczać, że tutaj questy będą bardzo poboczne, niezwiązane z niczym i w ogóle w sumie to nie ma co ich robić, lepiej olać marnowanie czasu i roziącaganie gry i przejść tylko główny wątek bo będzie taki bezpośredni i płynny, jak w God of War. "Mapa świata" będzie w praktyce głównie listą kolejnych lokacji, do których można powrócić. Ale nadal będzie kilka całkiem dużych i całkiem otwartych, wybierając je będzie można teleportować się do różnych punktów na mapie danego obszaru. Będzie na pewno więcej eksploracji niż w FF7R, choć wiele to nie mówi.
- 2 171 odpowiedzi
-
- play station 5
- jrpg
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Celtics mieli trochę tych blowoutów już od zeszłego sezonu, ale ok, ten jest chyba najbardziej imponujący. Odskoczenie na 40 punktów głównym faworytom do tytułu, to jednak co innego niż Spurs, Mavs czy Brooklyn bez Duranta. Szacun dla Milwaukee że dopiero przy 40 punktach zdjęło podstawowych zawodników mdr. Swoją drogą, jeszcze parę dni temu Cavaliers mieli najwyższy wynik punktowy w lidze. Jest to jakiś miernik regularności zespołów. No a te kilka ostatnich wyników Celtics ich uczyni mocnym liderem. Kurde, za samo dzisiaj znowu jeden mecz im podwyższy średnią o pół punkta na mecz na cały sezon hehe. A nawet nie mają serii zwycięstw, po przegryźli te blowouty wysoką porażką z Wizards.
-
Te zielone tiki że jak rozumiem "sukces" to mocno na siłę w pewnych miejscach mdr. Ogólnie trenerzy piłkarscy rzadko odchodzą z klubu na tarczy, taka natura pracy, robisz tak długo aż się nie zrobi źle i dopiero wtedy odchodzisz. Conte i Mourinho próbowali to przeskoczyć, szybko zaczynając się obrażać na wszystkich i odchodząc z klubów po najwyżej paru latach (brzmi dużo lepiej w CV niż odejście za złe wyniki), ale też nie zawsze im się udawało nawet w tym zakresie zmieścić. Patrząc na inne branże w życiu, w sumie teraz jak widzę że klub zatrudnia takiego Tuchela to nawet ich rozumiem, dla wielu korpo to jest najlepsza decyzja tak zatrudniać, wiesz że koleś i tak się obrazi na wszystkich i odejdzie za niedługo więc nie ma się co przejmować, CEO niczego tak nie kochają jak odsuwać te same problemy na później. Roma też ma 4. największy budżet w lidze i 5. miejsce w lidze (dzięki odebraniu punktów Juve), no wielki sukces Mourinho, inny trener by nigdy nie wyciągnął.
-
Na konsolach "późna wiosna". Kurde odważny ruch w dzisiejszych czasach mieć prawie skończoną grę i wydać ją na początku tylko na peceta, bardzo to obniża poziom promocji na premierę.
-
No Jazz mieli cały sezon tankować, ale długi czas jednak coś wygrywali. Zresztą jak OKC, które przecież mimo porażek z ekipami z LA dalej może spokojnie wskoczyć nawet na 6. miejsce. Na tym etapie tak wiele to nie zmienia. Na ponad 90% przegrywanie na tym etapie nie zmieni wiele w ich pozycji w drafcie. Nawet Portland już chyba jest nie do złapania. Suns chyba wybronili jednak playoffy tymi dwoma ważnymi wygranymi, a jutro ma zagrać Kevin Durant, po raz pierwszy przed publicznością w Phoenix. Clippers w dobrej formie, Kawhi i PG grają, a szyderstwa z Westbrooka coś przycichły ostatnio bo koleś nawet nieźle sobie radzi, wiadomo że rzuca chyba najgorzej w lidze, serio no nikt nie marnuje tylu cegieł co on, ale przynajmniej jest zauważalnie mocniejszym fizycznie obrońcą niż dotychczasowi rozgrywający w Clippers, rozdaje podania, no i zespół wygrywa dając Westbrookowi duże minuty, Chyba Clippers też sobie zapewnią playoffy przed resztą. Warriors może pogrzebać brak Wigginsa, już nikogo innego im nie brakuje, Poole wrócił na ławkę, jest Payton, a nadal słabo to wygląda. Nie wiem, co się dzieje u Wigginsa. Ale mało kto w życiu może wziąć z powodów prywatnych przerwę w pracy na pół roku.
-
Patrząc na jego dzisiejsze wypowiedzi, Embiid jest dokładnie tak samo dotknięty obsesją MVP jak jego wyznawcy w sieci, więc w sumie mogę uwierzyć, że to nawet celowe mdr. Jeszcze by przegrali nie daj Boże i by nie mógł mówić, jak to dominuje. Koleś serio rzuca w wywiadach dokładnie takie same teksty słowo w słowo, jak wyznawcy MVP w internecie. Że "kryteria się zmieniają", bo raz zdobył najwięcej punktów i nie dostał, innym razem nie i też nie dostał, więc jak widać MVP nie ma żadnych kryteriów tak naprawdę... Że media go "nienawidzą", bo jak zostaniesz nazwany drugim najlepszym zawodnikiem sezonu to praktycznie jakby spalić cię na stosie, wiadomo... Embiid powiedział też, że "na oko Jokić jest słabym obrońcą, liczby kłamią", ale zaraz potem dodał, że "najważniejsze jest tylko wygrywanie", więc już nie wiadomo, które, bo przecież wynik meczu to właśnie liczby i wynik Denver jest niezły, więc nie wiemy, czy liczy się oko czy wygrywanie. Aha, no i oczywiście wspomniał jak zawsze tysiąc razy, że jego tak naprawdę to w ogóle nie obchodzi mdr. Zawsze musi to podkreślić jak bardzo ma gdzieś, że go tak nienawidzą czystą nienawiścią za to że jest zbyt dobry. Ale hej, Michael Jordan też sobie wymyślał konflikty, żeby mieć motywację do pracy. Ludzie do dzisiaj powtarzają, że trener w liceum jakoś tępił Jordana i go "wykreślił z ekipy", bo tak nieustannie powtarzał MJ, podczas gdy jedyne co ten trener zrobił - ewidentnie go wspierając jak wiemy z każdego źródła - to że nie przesunął go do wyższej kategorii wiekowej od razu tylko chciał go chronić fizycznie przez jeden rok więcej. Leroy Smith był wyżej, ale on był dużo wyższy, a dla MJ-a to już był powód, żeby przez całe życie mieć obsesję na punkcie Leroya Smitha, nawet po zakończeniu kariery ciągle robił do niego przytyki mdr. Ogólnie opowieści o tym jak MJ był zaje'bisty w chowaniu urazy to jest niesamowita sprawa, to było jego paliwo. W sumie po Last Dance to trochę wiadomo. Szczerze to myślę że żaden z nich nie chce tego MVP, bo ludzie będą tylko bardziej cisnąć wygranego za porażki w playoffach hehe. Nie wiem czemu ludzie tyle gadają o tym MVP, gdy w tej lidze playoffy są uważane za jedyny ważny element sezonu. Ponadto obie ekipy mają stosunkowo jasną sytuację. Nuggets i tak będą nr 1 na Zachodzie, a Sixers też nie zmienią swojej pozycji. Mecz trochę o nic. Dużo ciekawiej w peletonie, dzisiaj mecz Suns-Jazz, Wolves-Kings i Pelicans-Blazers będzie wiele znaczył. Ponadto Clippers mogą nawet przegrać z Bulls, kto wie, ostatnio Bulls wyglądają nieźle... Zwłaszcza Jazz mają może ostatnią szansę, ostatnio słabo im idzie, ale oni ciągle mają wszystko w swoich rękach, bo mają mecze z Suns, dwa z Lakers, OKC, z Nuggets (pewnie rezerwami), SAS i Brooklynem, więc awans o wiele miejsc jest jeszcze bardzo możliwy.
-
No nie da się nie widzieć tego jako kontynuacji. Gra jest momentami tak podobna do FF IX czy X. Jedyny aspekt "akcji" w walkach to "triggerowanie" broni jak z FF8 (ale wykonane dość dziwnie, jak zazwyczaj nie mam problemów z takimi rzeczami to tutaj nie do końca czuję kiedy to robić mimo że niby bardzo proste). Muzyka też, kilka motywów typu "moment akcji w ruszającej się lokacji" czy "wielkie mroczne miasto sci-fi, miasto wielkich klasowych podziałów..." są niemal jak remixy kawałków z FF. No i jest brodaty weteran dołączający dość późno do ekipy o imieniu... Sed. Jestem po połowie gry, w sumie gra się spoko. Gra jest IMO bardzo łatwa, ale to lepiej. Niestety to jest to, co cechuje te turowe jRPG-i - albo są banalnie łatwe, albo chamskie. Mamy po prostu zbyt mały wpływ na walkę, by było inaczej. Dopiero pod koniec gry nasze dobrane umiejętności mogą naprawdę znacząco wpłynąć na siłę postaci. Przez większość gry, dodają tak naprawdę raczej tylko procenty, które nie zmieniają ogólnej sytuacji. Jeśli zginiemy - to dlatego, że przeciwnik walił nas atakami, których przy żadnym skonfigurowaniu ekipy nie mielibyśmy szans przeżyć. No i tutaj wiadomo, co jest kluczowe - jeśli zginiemy, to BOLI, bo po prostu wracamy do ostatniego save pointa, tracimy wszystkie levele, musimy znowu sobie przypominać, jakie skille kto miał nauczone a już nie ma, które skarby gdzie były, i tak dalej, za każdym razem. Dlatego cieszy mnie, że zginąłem tylko w jednym miejscu, bo jakbym ginął często... to, oj, pewnie już nigdy bym tej gry nie skończył. Ale to trochę kwestia szczęścia, bo jak widzę trzech przeciwników, którzy jednym atakiem rąbią mi 40% HP, to wiem, że w tej turze mogłem zginąć, jakbym miał pecha. Jest jednak lepiej niż np. w Personie, bo: - przynajmniej nie ma krytyków, mocnych słabości, dodatkowych ruchów itd., najgorsze co nas spotka to najsilniejszy atak przeciwnika - Lost Odyssey w ogóle nie gra na wyczerpanie. Dość szybko zyskujemy łatwe metody odzyskiwania MP, którym trzeba zarządzać, ale nie ma elementu że kończy nam się powoli w trakcie długiego dungeonu a my powoli brniemy w bagno bez wyjścia. Postaci wracają ze śmierci po walce, statusy też mijają. Tak więc, nowocześnie, chodzi tylko o to, by przetrwać daną walkę, to jednak dużo daje. Jako statyczna turówka, Lost Odyssey jest tak naprawdę bardziej konserwatywne niż nawet SNES-owe Fajnale. I jest niemal jak coś pomiędzy Fajnalami a standardowymi jRPG-ami. Ma swoje własne małe kroki naprzód, które sprawiają, że nie jest tak źle. Przykładowo, tylko postaci w naszej ekipie zyskują levele, klasyczny ból gatunku, ale bardzo mocne skalowanie sprawia, że możemy wsadzić nowego członka i on bardzo szybko nadrobi. To skalowanie też sprawia, że nigdy nie myślałem o toczeniu dodatkowych walk do "grindowania" (to jest tylko po to, by zebrać dodatkowe składniki do pierścieni), ale też czułem ciągle, że mam odpowiedni level jak na danych przeciwników... no, może trochę za wysoki, ale tu już nic nie poradzę. Gorzej, że również scenariuszowo, brakuje trochę tego poziomu, co w Fajnalach. To nie jest kwestia technologii, bo kto ma pewne wyczucie sceny, to widzi jak zarąbiście kinowe są sceny nawet z "szóstki" mimo prezencji technicznej. W Lost Odyssey nie ma specjalnie takich scen rodem z "szóstki". Czasami jest naprawdę dużo scenek, co dla mnie jest ok, wolę już naprawdę filmowo zrobione scenki filmowe, gdzie każda sekunda po coś jest, niż współczesne "idziesz bardzo powoli do przodu żeby postaci porozmawiały ze sobą". Tylko że czasami już przestawało mnie obchodzić, co w tych scenkach się w ogóle dzieje. Tematyka ze Snów nie jest specjalnie rozwinięta w scenariuszu gry, ten dużo bardziej skupia się na politycznej sensacji niż na ludzkich historiach czy bólu bycia nieśmiertelnym. Takie rzeczy nie muszą być w centrum, są gry w których NPC mają po jednym zdaniu ale to jedno zdanie buduje świat, w którym oni faktycznie mają swoje historie - tutaj, NPC głównie gadają o głównym wątku, a wątki poboczne są zazwyczaj bardzo banalne i krótkie. Np. król umiera, prawie każda postać w mieście po prostu mówi "ojej, król umarł" nieco innymi słowami. Gra ogólnie jest bardziej ograniczona, niż zawsze marzyłem po nowej grze twórców Fajnali. W sumie cały czas idziemy do przodu, pomieszczenie po pomieszczeniu. Nie ma specjalnie co robić poza odgrywaniem głównego wątku scena po scenie. Czasami postać w dawnej lokacji ma coś nowego do powiedzenia, ale jest to tak rzadkie, że nie chce się sprawdzać. Postaci z naszej ekipy trochę jest, ale nie mają jakiegoś dodatkowego tła, jak to jest w Fajnalach od czasów piątki, a zwłaszcza szóstki. Znaczą tyle co znaczą dla głównego wątku. Summa summarum... gra jest bardzo sympatyczna? O dziwo dzisiaj takie mam wrażenie, fajnej giereczki klasycznej przyjemniutkiej, takiej z czasów PS2. Fajnie, że idzie cały czas do przodu i nie ma słabych momentów i jest ładnie zrobiona. Ale też nie powiem nikomu, że traci znaczącą część sensu życia, jak nie zagra... a wiecie, że mówię tak o wielu grach. Język Snów przypomina mi teraz grę The House in Fata Morgana. Wydana jakiś czas temu na Switcha "powieść wizualna" ma podobną formę i czasami podobne tematy. Nie bez powodu jest to powieść kultowa i wiele osób określa ją jako najbardziej wzruszającą grę, o ile można to nazwać grą. Oczywiście, to zupełnie inna skala. W Lost Odyssey jest bodaj 30 snów, które czyta się po kilka minut. Przeczytanie całej Fata Morgany zajmie prawie tyle czasu, co przejście całego Lost Odyssey. Tam naprawdę można poczuć, jak to jest, żyć przez tysiąc lat i tyle innych żyć...
-
Gdyby nie Bayern to by nie łapali Nagelsmanna, który wydaje się oczywistym kandydatem. Ale jest też przecież ktoś jeszcze młodszy, Ryan Mason, i chociaż nie jest trenerem tego poziomu, to może się rozwijać jako asystent Stelliniego. Nie jest jeszcze pewne, czy Tottenham kogokolwiek zatrudni w najbliższym czasie.
-
No 4 wygrali, a poprzednie 4 mieli 1-3. A niedawno 4 z rzędu przegrali. Wydaje się, że każdego stać na każdy wynik.
-
Ten Vanderbilt to nie zawsze taki zbawca, dzisiaj ucieka w switche z DeRozana z byle okazji, a DeRozan robi ich jak chce. No a w ataku, wiadomo, podasz piłkę Vanderbiltowi tuż pod koszem to pewnie nie opanuje żeby ją złapać. Chociaż wysoka porażka z Bulls brzmi kiepsko, to nadal myślę, że Lakers z LeBronem mogą być jedną z lepszych ekip w tym peletonie. Grają solidną obronę, a że Bulls dzisiaj trafiają trójki to rzadki przypadek.
-
Wrócił i wszystko trafia, Dallas traci już tylko kilka punktów do potężnych Hornets, ależ to będzie druga połowa, jedni muszą się postarać o playoffy, drudzy o Wembanyamę. Portland podobno rozważa "dla bezpieczeństwa" pozostawienie Lillarda poza grą do końca sezonu, by w spokoju wyleczył kontuzję. Nadzieja na Wemby'ego może się obudzić. Bez Lillarda, Portland zazwyczaj przegrywa mecz wysoko, ale dla ścisłości można oddać, że z Lillardem zazwyczaj również. Jeśli jednak wszystko do końca przegrają, kto wie, może wskoczą na to piąte miejsce od dołu. To jest magia Portland, że kto by nie grał, gwiazda Simons, prawie gwiazda Jerami Grant, Jusuf Nurkić, (wrócił! Kompletnie sobie nie radzi!), All-Defense Thybulle... to i tak zawsze defensywa jest beznadziejna, ofensywa w sumie też.
-
Doncić chyba ma jakiś problem w domu, albo poważny w klubie, koleś w ogóle jakby zdechł, nie rusza się jak powinien, jakby nie miał sił się nawet oglądać kto do niego mówi czy odpowiedzieć. Może jest kontuzjowany i gra na siłę, nie wiem. Może to w ogóle nie ma związku z wymianami dokonywanymi przez Dallas.