The Evil Within 2 (XSX)
Jedynkę pokochałem i swego czasu traktowałem ją jako prawdziwego spadkobiercę Resident Evil mając porównanie z RE5 czy RE6. Nie wiem dlaczego z zagraniem w dwójkę czekałem tyle lat? Pewnie brak czasu i chęci do grania, albo jedno i drugie. Mamy październik, więc czas, w którym gram i oglądam w większości horrory, to odpaliłem w końcu dwójkę w najlepszej dostępnej jakości. Pierwsze wrażenie, jak to wygląda! Skok jakościowy jest olbrzymi, kilka tygodni wcześniej chciałem odświeżyć sobie część pierwszą, ale po kilku godzinach odstawiłem, więc różnice w oprawie są jeszcze bardziej widoczne w bezpośrednim porównaniu (mam na uwadze, że poprzednik był tytułem międzygeneracyjnym).
Formuła quasi-otwartego świata i mało strasznie wyglądające lokacje w materiałach, które oglądałem w okolicach premiery nastawiały mnie do dwójki sceptycznie. Myliłem się. Po liniowym wstępie trafiamy do miasteczka Union, gdzie zaczynamy już właściwą rozgrywkę i eksploracja miasta pochłonęła mnie na tyle, że ukończenie etapu zajęło mi kilka dobrych godzin. Miasto jest swego rodzaju hubem, z którego docieramy do poszczególnych etapów, wypełniając przy okazji misje poboczne zlecane przez napotkane w mieście postaci.
Inspiracje The Last of Us są tutaj wyraźne. Wzbogacenie mechaniki skradania o bardziej rozbudowane zabójstwa z ukrycia, eksploracja w poszukiwaniu materiałów, które służą nam do wytworzenia amunicji oraz przedmiotów leczących, a także ulepszenia arsenału, który jest ogromny.
Co nie do końca zagrało? The Evil Within 2 jest bardziej przystępne i zamerykanizowane od swojej poprzedniczki, a Shinji Mikami nie jest już jej reżyserem co da się zauważyć. Klimat nie jest tak niepokojący jak był w jedynce, ale momenty, w których można się wzdrygnąć nadal istnieją.
Warto zagrać, tytuł pokazuje, że w tym gatunku nadal jest potencjał i mam nadzieję, że doczekamy się kolejnej możliwości wcielenia w Sebastiana i wyruszenia w głąb koszmaru.
12 Minutes (XSX)
Zachęcony dobrymi opiniami oraz obsadą odpaliliśmy ją z narzeczoną. Koncepcja i historia początkowo wciągnęła nas na dwa wieczory. Kombinowaliśmy jak ruszyć dalej i każdy odkryty dialog sprawiał satysfakcję, jednak później wkradło się trochę irytacji przez głupie rozwiązania i nieprzystosowany do pada UI. W trzeci wieczór dobrnęliśmy do końca i to, w jakim kierunku poszła fabuła sprawiło lekki uśmiech zażenowania. Zakończeń jest kilka, być może kiedyś do niej wrócę, ale na tą chwilę są inne gry do ogrania.
Jeśli ktoś lubi gry indie i przygodówki to śmiało może sprawdzić, szczególnie, że gra jest krótka i dostępna w gamepassie, ale oceny rzędu 8/10 uważam za naciągane.