-
Postów
6 558 -
Dołączył
-
Wygrane w rankingu
6
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez nobody
-
@ XM. O właśnie o takich smaczkach mówię. RE4 to może i faktycznie zupełnie inna szkoła co RE1-3, ale stawiać ją obok RE5 & 6 to potwarz. ;]
-
@ Andrzej: Czwórki nie lubią tylko totalne ortodoksy. Co jak co ale dzięki reżyserii Ojca RE ten tytuł wciąż posiadał jeszcze ten "mrok" oraz suspens. Szkoda że zmiękczony przesadną ilością potyczek z zealotami w zamku oraz w ostatnich 2 godzinkach zabawy, ale cóż...
-
Pro tip: graj na hard z wyłączoną asystą celowania i inwestuj w tarczę oraz Devil Kiss na "duchy".
-
Okej Raven, t.j. obiecałem odpowiadam tutaj na Wszystkie zarzuty: Gra zamiast w jakiś sposób zagłębić się w drażliwe tematy, tylko rzuca kilkanaście tematów podsuwając nam kilka obrazków i tyle IMO problem vox populi został przedstawiony wiarygodnie. Znowu dają o sobie znać audiologi oraz nieme filmy szczególnie te szefowej Vox. Pamiętajmy że jest to w zasadzie tylko tło na linii fizyka kwantowa oraz religia. Poruszane są drażliwe tematy w niedrażliwy sposób. Z jednej strony mówią np. o rasiźmie, ale mało co w świecie gry to popiera. Nikt nie używa brzydkich słów typu "nigger", karą za spółkowanie między rasami jest... rzucenie piłką od baseballa, I oczywiście myślisz że skoro pokazali nam jedynie zabawę w rzucanie piłką, ostracyzm społeczny na tym się praktycznie kończył? Znaczy ów kochanków z pewnością później miano poklepać po ramieniu i wypuścić z powrotem do społeczeństwa? Hę? Nie o same prześladowania tu zresztą chodzi, a status Panów i niewolników. Podczas naszej podróży jeden czarny przyłapany na papierosie zaczyna się tłumaczyć obawiając doniesienia, inny podczas szorowania kibla na kolanach w toalecie prosi nas o jej opuszczenie, ponieważ sam zostanie za to najpewniej ukarany. Inni czarni, ale także i Irlandczycy cierpią głód wynikły z bezlitosnej ekonomii Finka. Comstockowi chodziło jedynie o utrzymanie niewolnictwa i nie mieszanie się ras. KIedy LIncolm zniósł niewolnictwo, ten odwrócił się od Stanów. O żadnych Ku Kux Klanach mowy w Columbii nie ma. …nikt nikogo nie bije ani specjalnie nie wykorzystuje. Jak na swoje czasy Columbia jest bardzo poprawna. Specjalnie nie wykorzystuje. A to dobre. A 18h zapier...u w fabryce Finka dla murzynów i Irlandczyków, których i tak popychała tam ciężka sytuacja finansowa to niby sielanka była? Sposób, w jaki niektóre momenty są zrealizowane. Choćby wydarzenia przed sceną, gdzie masz rzucić piłką w czarno-białą parę. To jest cholerny FPS, a oni zrobili z tego... QTE. Nie można było tego zrobić tak, jak już w 2004 zrobił to HL2 z puszką i śmietnikiem? Dlaczego gra traktuje graczy jak kretynów? Znak czasów Twoim zdaniem lepiej by było gdyby ukazano to w formie wstawki filmowej? W zestawieniu z HL 2 to bida, a zestawieniu z KZ, COD-em i czy BF? Po co w ogóle dawać wybory, jeśli oba prowadzą do tego samego wyjścia? Kilka razy później gra daje nam "wybory" z których żaden nie ma wpływu na dalszą rozgrywkę. Ponieważ zawsze pokazuje one nieuchronność losu. Widziałeś tablicę na korpusie Luteca na której zawsze, ale to zawsze wypadała jedna strona monety? Elizabeth... Niby jest w grze, ale na dobrą sprawę jej nie ma. Nikt nie może jej wziąć, nic nie może się jej stać, nikt jej nie widzi. Po co oni ją gonią, ale nie robią nic w tym celu? Umowność. Lepsze to niż irytacje wynikające z przypadkowego jej postrzelenia, czy zabicia przez wrogów, vide; Ashley w RE4 czy Sheva w RE5. Tą samo drogą poszli twórcy Uncharted czy TLOU. Tyle że tam dochodzi do cyrków z których wynika że jedynie gracz ma tam ostrą amunicję. Potęga jej AI została przedstawiona w dziesiątkach skryptów podczas samej eksploracji. Kolejnym przykładem spłaszczenia rozgrywki jest zastępienie hakowania z B1 zwykłym vigorem, który na dodatek jest ograniczony czasowo. Wyjmuje to planowanie z gry i odejmuje nam wiele możliwości. Niezaprzeczalny fakt. Choć ten regres następował juz od czasów Bio 2. Poza tym hakowanie było na dłuższą metę zwyczajnie nudne i upierdliwe. Ograniczenie do dwóch broni i nieustannie wynikające z tego problemy. Nigdy nie wiadomo co ulepszyć, jeśli nie wiesz, czy broń w ogóle jeszcze Ci będzie potrzebna, czy jednak będziesz musiał wziąć coś innego, bo nie będzie amunicji/spotkasz odporniejszych przeciwników/walka skróci czy zwiększy dystans. Racja. Nie możesz już więcej nosić ze sobą healthpaków, zamiast tego musisz przeszukać każdą szufladę i kosz w poszukiwaniu jabłek i kanapek. Na dodatek każdą jedną czynność musisz potwierdzić przyciskiem patrząc na dane przedmioty, co skutecznie psuje płynność rozgrywki i przeszkadza w walce. To samo odnosi się do amunicji, kiedy tej zabraknie Ci w walce (a brakuje często z powodu tylko dwóch broni przy sobie i złego rozmieszczenia automatów z amunicją). Musisz oderwać się od walki i patrząc w ziemię na trupy przeciwników wciskać ten cholerny kwadrat. Pół prawda wynikła w sumie z dośw. z poprzednikami gdzie tez musieliśmy bawić się często w podobne oblukiwanie ciał. Co do apteczek oczywiście się zgodzam. Brak eksploracji. Lokacje zostały uproszczone do minimum. Nie prawda. Wytrychy pozwalają nam wracać do ukrytych lokacji oraz zamkniętych skrytek. Książki z kodami jak i kody Vox Populi zostały ukryte bardzo zajmująco. Większość z nich sam odryłem dopiero przy pomocy You Tube. Do odnalezienia zostały też dziesiątki audiolo logów i niemych filmów przybliżających i uwiarygadniających uniwersum. Bronie nie są zbyt "zabawne", nie dają radości strzelania. Wszystko też powtarza się dwa razy. Mnie tam shotgun, sztucer, rewolwer czy snajperka sprawiały ogromną satysfakcję. Tak samo jak skakanie ze sky linów na łby przeciwników, czy odwracanie ich uwagi za pomocą tearsów np. poprzez materializację wieżyczek oraz patriotów. Przeciwnicy nie używają wigorów. Dlaczego? Jak nie jak tak. Zakapturzeni Mordercy Kruków noszący na plecach drewniane trumny, czy zakuci w ciężkie zbroje Fire Meni to niby czego uzywali? Ponadto w odróżnieniu od Splicerów z Bio 1 przynajmniej znaczącą odbiegają designem. Durna mechanika respawnowania, która może Cię zapędzić w kozi róg. Ty tracisz zasoby, kiedy przeciwnicy odzyskują życie. Jeśli raz zginąłeś w danym momencie, to osłabienie Ciebie wraz z umocnieniem przeciwników nie poprawi Twojej sytuacji. Racja. Pro tip: NIe giń. Ja tam zazwyczaj wczytywałem ostatni checkpoint. W poprzednich Bioshockach też wolałem brać loada niż korzystać z vita chambers. Walki z duchami są genialnym przykładem, gdzie potrzeba ton amunicji, przeciwnicy się respawnują (!!!) i trzeba na nich dużo za dużo nabojów. W ogóle... skąd do ciężkiej choler DUCHY? Na duchy wystarczy zazwyczaj dosłownie parę strzałów z broni konwencjonalnej + wigor ognia który spala ich ciała na dobre. Pewnie kilka innych wigorów działa podobnie. Skąd duchy? A czemu nie? W uniwersum Columbii ci którzy umarli w jednym świecie są nadal żywi w jego alternatywnej/ nowo powstałej wersji niczym zjawy. Swego rodzaju duchami jest też pewne rodzeństwo. Ślimaki których jad zapewniał ludziom kontrolę na hordą zmutowanych pszczół, lub telekinezę uważasz za bardziej na miejscu? 8) Songbird jest rozczarowujący. Budowany na głównego przeciwnika, który na końcu okazuje się Twoim kumplem, którego używasz jednym przyciskiem. I dlatego właśnie mam dystans do materiąłów promocyjnych. No ale kumplem?? Bardziej to ja bym go nazwał kukiełką która po utracie kontroli próbuje nas ponownie zabić. Pokrywające się wigory: popchnięcie, ogłuszenie, tarcza. Przez popchnięcie masz na myśli atak z bara, który po dopaleniu odnawiał tarczę, zaś przez tarczę wigor umożliwiający zatrzymywanie, a nawet zawracanie pocisków? To jednak zupełnie inne rzeczy. Ja tam i tak bawiłem się głównie innymi. Słaby design. LOL. Wut? Zabranie nam leczenia się i otwierania drzwi, by Elizabeth miała jakiekolwiek użycie. Ale o znajdowaniu nam wytrychów, podrzucaniu kasy oraz pomocy podczas potyczek oczywiście zapominamy? Bezsensowne wykończenia przeciwników, którzy i tak są o jedno uderzenie od śmierci. Krwawe fatalities przy użyciu haka do sky linów było bezsensowne? O.o Weź nie pier.. To było za(pipi)iste. ;] Tylko jedno zakończenie. 2deep4me zakończenie. To nie jest proste. Nie po uwzględnieniu wszystkich możliwych algorytmów prowadzących do nieskończonej ;] Patrz obrazek powyżej. Stanie się Comstockiem odbyło się tylko na jeden sposób – Fizyka kwantowa jako synonim magii w tej grze. Latające miasta, jakieś klucze pojawiające się znikąd. "Ten klucz był tutaj od zawsze, tylko go nie widziałam"... WHAT!? Booker widzi znak na ręce. Nie robi z tym nic. Mówi, że nie ma brać numeru 77. Bierze. Gdzie tu logika? Czy Booker wiedział jaki numer wyciąga kiedy nachalnie podłożono mu pod nos koszyk? Dopóki nie obejrzał piłki – nie. I czy to nie aby przypadkiem wyciagnęli jego, a nie on sam się zgłosił? Charakter Elizabeth nie ma ŻADNEGO sensu. Dziewczyna przez całe życie zamknięta w wieży jest szczęśliwa, radosna, mądra i bez problemu się socjalizuje. Nie tak działa psychika człowieka. Wytłumaczyłem ci to w pełni logicznie ostatnio – to dzięki Songbirdowi, podrzucanym jej książkom, oraz przede wszystkim jej „oknom” na świat normalnych ludzi, jej rozmój emocjonalny nie został do końca złamany Bez tych ostatnich faktycznie było by tak jak mówisz. Booker i Elizabeth to kretyni. Dopiero w momencie kiedy widzą całą tą broń, zdają sobie sprawę, że nie są w stanie jej wynieść. No shit. Eee tam, to przecież Amerykanie. Vigory z du,py i bez żadnego praktycznego miejsca w świecie. Och, podejrzano je w innych wszechświatach. To znowu jest bez sensu, ale czekam, jak ktoś to wytłumaczy, by obalić to w pasujący do odpowiedzi sposób. Pisałem, ale wspomnę to tutaj raz jeszcze. Voxophone'y. Przenośne urządzenia odtwarzające dźwięk w 1912 roku. What. The. Fuck. I dlaczego w normalnym mieście to wszystko leży gdzie popadnie? Rapture było ruiną splądrowaną wiele razy, więc tam leżące wszędzie nagrania miały sens. Czepiasz się. Gdyby leżały na chodnikach, to jeszcze bym się zgodził. Ów urządzenia i tak prawie zawsze leżą w pomieszczeniach, na półkach itp. Dlaczego Liz na początku przejmuje się tym, że Booker zabija, a później ma totalnie w du,pie, że wyrzyna setkami wszystkich, niezależnie od przynależności i stopnia wrogości? Widocznie zabrakło czasu i ochoty na dopracowanie kilku(nastu) kolejnych skryptów. Twórcy założyli widocznie że nie będziesz socjopatą zabijającym każdą napotkana osobę. To samo można doświadczyć choćby w takim Deus Ex: Human Revolution. Zdaje sobie sprawę że fabuła Infinite i wynikłe z niej potencjalne błędy (tak mam ich świadomość) istnieją. Jest to jednak zupełnie inny ciężar gatunkowy co w takim np. pseudo realistycznym The Dark Knight Nolana, gdzie super realistyczny Batman wraz z panią jego serca przeżywają bez szwanku upadek ze szczytu wieżowca na blachę auta, a Joker najwyraźniej pozostaje niewidoczny dla korpusu policji paradując z widocznymi przecież na kilometr bliznami twarzy w stroju policjanta. Inne rzeczywistości, czy cofanie się w czasie to s-f totalne, które kupujemy jak oś fabularną Terminatora 1-3, lub wyrzucamy na śmietnik. Podobno wyż. wspomniany Einstein dowiódł kiedyś matematycznie że przynajmniej w teorii podróże w czasie są możliwe, a grupa innych jajogłowych mu w tym nawet przytaknęła. Czy gdyby jednak była to faktycznie prawda i cofając się w czasie zabilibyśmy np. samego siebie zanim zbudujemy ten wehikuł - My też przestalibyśmy istnieć? To jest dopiero Time Paradox... Nie znam drugiego tak absurdalnie skomplikowanego tytułu jak BioShock: Infinite, którego potencjalne błędy mogą tak uchodzić na sucho. A więc twórcom udało się genialnie przysłonić swoje ewentualne błędy rzeczą z natury nie zrozumiałą dla normalnego człowieka ograniczonego ziemskim postrzeganiem czasu i przestrzeni. I właśnie dlatego oceniłem go na 10-/10. Tak jak swego czasu BioShocka 1, który choć wiarygodniejszy fabularnie nie był w stanie dosłownie wgnieść mnie pod koniec w fotel t.j. zrobiło to na samym końcu.
-
Masz rację.... eee ale jak się je robiło? Edit: Ok. Ukryłem te motywy okrężną drogą.
-
Teoretycznie: Ludzie Comstocka podpatrując inną rzeczywistość mogli ujrzeć także same ślimaki, które zamieszkiwały głębiny w około Rapture. Tak samo jak odkryli muzykę z przyszłości, czy technologię budowy Big Daddiego która posłużyła im do stworzenia Handymanów oraz przede wszystkim Songbirda. To właśnie dlatego w Columbii ma miejsce taki progres technologiczny. Błagam cię w XIX w. ludzie nadal mieli mentalność rodem ze średniowiecza? Przecież to właśnie na genialnych osiągnięciach i umysłach tamtego okresu (Tesla, Bell) opiera się literatura steam punku, że wspomnę chociażby "20 000 mil podmorskiej żeglugi" Dzięki tej wiedzy ślimaki można było więc śmiało wyciągać z dna morza, t.j. i poznać techniki tam dotarcia - właśnie w oparciu o wiedzę podglądową z kolejnych światów. Nie wiadomo też czy komuś z Columbii faktycznie udało się jakoś przedrzeć do jednego z tych światów - także dzięki obserwacji umiejętności Eliz. Słodką tajemnicą pozostaje skąd wzięły się podróże między wymiarowe fizyków Luteców, choć to samo moglibyśmy powiedzieć o ślimakach z uniwersum Rapture. Technologia obcych? Jeszcze inny wymiar? Co do reszty twoich zarzutów na temat logiki fabularnej w Infinite ustosunkuje się w najbliższym czasie.
-
1. Wszystko jest na miejscu; Skąd się wzieły kompozycje z przyszłości w świecie Infinite (rok 1912) i czym są czerwone teary, gdzie gra muzyka z np. lat 80'? Możesz samemu to odryć (bądź olać) znajdując odpowiedni audio log. Jakim cudem Columbia unosi się nad ziemią? Balony? Wiatraki? Ależ skąd - odpowiedni audio log oraz ewentualne podejrzenie niemego filmu uchylą rąbka tajemnicy. Na tym właśnie polega potęga samodzielnego odkrywania meandrów danego uniwersum. Na nie prowadzeniu za rączkę gracza. Podobną rzecz oferował nam przecież Fallout 3, Deus Ex czy BioShock 1. I co wtedy też Ci było z tym źle? 2. Bo Songbird oraz jej "obserwatorzy" zapewniali jej te rozrywki? Bo cały czas miała częściowy kontakt ze światem zewnętrzym pod postacią tearsów, gdzie widziała jak wygląda radość życia u wolnych ludzi? Wiesz że była cały czas pod obserwacją, prawda? Nauka pisania, czytania jej nie ominęła. To właśnie Songbird, jej umiejętności oraz świat do którego pozwalały jej zajrzeć zaszczepiły w niej chęć do "biegania skakania, śpiewania, tańczenia i bycia duszą towarzystwa". I co to za ignorancki zarzut o disneyowatość?? Słyszę go już zresztą od dawna z wielu ust. Przypomina mi to utyskiwania Bleszyńskiego o zbytnią, przesadzoną brutalność w tak pięknym i sielankowym miejscu jakim jest przecież Columbia. Czy naprawdę nikt nie załapał że o kontrasty tu właśnie chodzi? Sam Levine przyznał że celowo tworzą swoje postacie by wyglądały tak jak wyglądają - kreskówko - zlewając na realizm rodem z dziesiątek innych FPS-ów. W wypadku Beth poszedł nawet krok dalej. Tak. Elizabeth to księżniczka z Disneya, która jednak na skutek zaistniałych wydarzeń traci tą disneyowską niewinność brutalnie, acz w słusznej wierze zabijając sam wiesz kogo. U Disneya pozostała by nadal tą niewinna dziewicą do końca. I co to znaczy że to samo tyczy się Bookera i Comstocka? Też ni z gruchy ni z pietruchy lubieli "biegać, skakać, latać, pływać, w biegu w tańcu wypoczywać"? Rodzeństwo Luteców jest akurat nakreślone jak należy. Wystarczająco enigmatycznie, by wrzucać nam na myśl "WTF?" co uzupełniała nam chociażby charakterystyczna intrygująca nuta rodem z "12 Małp" podczas ich odwiedzin. Audiologów nie jest tylko "kilka" i nie tylko z nich dowiadujemy się o nich coś więcej. 3. Ale ja nie o designie wspominałem, choć fajnie że go odznaczyliśmy na plus. 4. Daisy Fritrzoy oraz Vox Populi nie byli z gruntu źli. Mówiąc to robisz z niej pragmatyka na miarę Stalina w spódnicy. W tym wypadku mamy do czynienia raczej z kimś zdesperowanym i pragnacym jedynie odwetu za doznane niesprawiedliwe krzywdy. Rasizm, nie słuszne posądzenie o winę. Że niby nic odkrywczego że lewaki są złe? Ależ bardzo odrywczego - szczególnie że w wizji Levina nie funkcjonuje sztywny podział na jedyny słuszny pogląd jaki znamy chociażby z publicystyki Rzeczpospolitej czy NIE. Wiara, religia i kapitalizm są tutaj równie podłe, co czerwony ateizm. Ciekawostka; Sam Levine podczas jednego z wywiadów przyznał iż jest ateistą. 5. Silent Hill 2, 12 Małp, Wyspa Temnic, Odyseja Kosmiczna 2001. Te i nie tylko te filmy oraz gry doczekały się kilometrów postów z próbami zrozumienia tego czego świadkami byli ich widzowie. Czy to automatycznie przekreśla ich fabułę? Jeśli już tak bardzo chcesz dowalić fabule Infinite może zapodasz przynajmniej jakies konkrety? A tak zrobiłeś to ponoć wcześniej. Odeślij mnie choć do danej strony, a wtedy będziemy mogli ewnetualnie podjąć ten temat. 1. I nie jedna korytarzowa gra nie ma ich wcale należało by dodac. 2. Wychodzi na jaw twoja ignorancja wobec przedstawionej fabuły. Ich twórca zerżnął jej z wymiaru Rapture, a konkretnie przerobił tamtejsze plazmidy. T.j. Fink muzukę kolejnych dekad. Nikt tego dokładnie nie mówi wprost, ale uważny gracz może wychwycić to samemu. Czy wiesz że nawet kulo odporność rodzeństwa Luteców oraz "wracanie do życia" przez drzwi gabinetu Bookera zostały fabularnie wyjaśnione? 3. A przy tym żyją swoim życiem, a prócz ucieczki łapią tez za broń, bądź kulą się po kątach. Mało? I tak lepiej niż w takim np. BIoShock 1, który wszyscy porównują do Infinite i stawiają na piedestale... gdzie mogli tylko atakować lub uciekać. O zagadywaniu do nich z uwagi na niemowę naszej postaci nawet nie wspominając. "A co powiesz na sytuacje, gdzie w jednej dzielnicy miasta trwa praktycznie wojna z fałszywym pasterzem, a obok wszyscy beztrosko byczą się na plaży? To jest realistyczny świat?" Nie dzielnicę obok a w zupełnie innej częsći miasta do której w zasadzie spadamy przypadkiem. I jeszcze nie wojna a "problem" z sam zauważyłeś tylko jednym człowiekiem. Dopiero rewolta Vox Populi sprawia że Comstock podnosi czerwony alarm. 4. Dobry trolling, acz trafny. Ale znowu - tego typu rzeczy mogły, a jednak nie musiały się znaleźć. Punkt dla mnie czy dla ciebie? 5. Nie istnienie Elizabeth w świecie gry? Czy my graliśmy w te same tytuły? Wejdź do męskiej toalety, a Eliza zostanie na zewnątrz i pospieszy cię z stamtąd po krótszej chwili. Wejdź do damskiej, a wejdzie wraz z tobą zakłopotana ostrzegając o możliwości zaaresztowania przez pruderyjne służby porządkowe miasta. Zbliż się do jednego z ciał ofiar rewolucji, a dziewczyna podsumuje aktualny stan rzeczy oraz złoży ciało nieszczęśnika do wiecznego spoczynku wkładając w jego dłonie różę oraz zamykając jego oczy. Ukróć mękę byłego kompana Bookera, a początkowo roztrzęsiona skwituje to iż prawdopodobnie wyręczyłeś mu tym samym przysługę. (Także dokonując tego dopiero w więzieniu Finka). Autentyczna sytuacja z gameplayu mojego znajomego; tuż po ponownym przyłączeniu się Eli do Bookera próbował otworzyć jedne z drzwi przy pomocy Elizabeth. Gra ukazała mu komunikat "Elizabeth jest teraz zajeta"... by po chwili zobaczyc ją opartą o ścianę z założonymi ramionami i zafukaną twarzą. Tak. AI Elizabeth jest świetne. Nie doskonałe, aczkolwiek na tle AI Ashley, czy Shevy z RE 4 i 5 wprost rewelacyjne. O znajdowaniu i podrzucaniu nam wytrychów, bądź znajdownych pieniędzy nie wspominając. A że jakaś tam Alyx sprzed 9 lat wygladała bardziej naturalnie - really? Jednym, jedynem minusem, który szczerze przyznaję jest jej kompletna nietykalność podczas starć, kiedy to tak naprawdę to ona jest naszym filarem, a nie my jej. Szkoda że twórcy nie pokusili się tutaj przy najmniej o sporadyczne akcje jej odbijania z rąk ludzi Comstocka jak np. uwalnianie Ashley z rąk Ganados w RE4, ale to w sumie jedyna wada. Ja zwróciłem. Jest mi z tego powodu przykro, ale nadal dostrzegam jego rozbudowanie względem chociażby COD-ów, czy kampanii BattleField. Odczekajmy jednak jak audiologi zostaną zastąpione tonami skryptów i wstawek filmowych, ciekawy scenariusz pompatyczną papką o dzielnych marines ratujących świat, a wigory/plazmidy i tearsy wyrzucone na rzecz samego strzelania, a wtedy dopiero spełnią się twoje słowa. A dla mnie MGS2 i MGS4 nie stoją nawet (fabularnie) obok Serious Sama. Ok ironia zamierzona, ale po tym natłoku bzdur jakie zaserwował nam Kojima przy okazji parzystych cześci serii; japoński biszonen, wampir, mech, grubas na rolkach, gadająca ręka, papuga, bekająca małpa, 4 dziewczęta (odział Beauty & Beast) z issues na temat wojny i jeszcze bardziej niewiarygodnymi historyjkami, magical nigger, wiecznie obesrany żołdak, który na koniec Dość! Seria MGS to dla mnie jedynie historia Big Bossa oraz pierwsza wizyta na Shadow Moses Solida. Już bardziej nie na miejscu mogło by byc dla Ciebie zestawianie Infinite z SH2.
-
Jeśłi Infinite jest bezmózgim shooterem, to co mamy powiedzieć o: - serii Call Of Duty - Battlefield - Killzone - Medal Of Honor - Far Cry itd. itp. Co wg ciebie definiuje Infinite jako bezmózgiego FPS-a? 1. Samodzielne odkrywanie fabuły i meandrów przedstawionego świata za pomocą znajdywanych, opcjonalnych audio logów zamiast tony skryptów i wstawek filmowych? 2. Wiarygodne i intrygujące postacie postacie jak Booker, Comstock, Lady Comstock, Elizabeth, czy rodzeństwo Lutece? 3. Liczne nawiązania do postaw ekonomicznych przełomu XIX i XX w. i wynikłych z ich podzialów, którego symbolami stali się m.in. bezwględny kapitalista Fink i pałająca rządzą odwetu komunistka Fritzroy? 4. Brak biało czarnego podziału na złych, białych i religijnych kapitalistów i dobrotliwych, uciskanych komunistów rodem z lewackiej propagandy? 5. Oryginalny scenariusz dotykający zagadnień związanych z fizyką kwantową oraz istnieniem wpływających na siebie równoległych światów? 5. Zakończenie które na setkach forów doczekało się dziesiątek różnego rodzaju prób wyjaśnień oraz interpretacji - a co najistotniejsze wgniotło w fotel t.j. swego czasu mind fuck z BioShock 1 czy z dodatku Minerva Den do części drugiej? 6. Brak typowego happy endu? Nazywanie Infinite korytarzówką to mocny argument, szczególnie jeśli ignoruje się takie smaczki jak; 1. Ukryte pomieszczenia których eksploracja nie jest wymuszona, lecz przybliża nam np. realia danego uniwersum 2. Stosowanie wigorów, tearów i sky linów oraz wykorzystywanie ich wszystkich do odblokowywania ukrytych pomieszczeń, czy urozmaicania walki 3. Sekcje które możemy przebyć bez otwierania do nikogo ognia (np. fabryka Finka) 4. Sporadyczne wybory moralne i wynikłe z nich konsekwencje (np. darowanie życia byłemu kompanowi z odziału Bookera w Hall Of Heroes, które owocowało znalezieniem go uwięzionego w stanie wegetacji) 5. Świetne AI naszej towarzyszki Elizabeth, która nie tylko komentuje aktualne wydarzenia, czy reaguje na innych mieszkańców Columbii, ale w zależności od wydarzeń na ekranie przyjmuje inną mimikę, dialogi, reakcję na Bookera - i co najistotniejsze; rzadko plączę się pod naszymi nogami szukając przede wszystkim schronienia podczas ostrzału. BioShocK Infinite to jedna z najlepszych gier obecnej generacji i jeden z najbardziej oryginalnych FPS-ów ever. Prywatnie znajdujący się w mojej ścisłej czołówce obok takich tytułów jak The Journey, Bioshock 1, Deus Ex: Human Revoltion, czy MGS 1 & 3 i Silent Hill 2 Pewnie, zestawiając go np. z BioShock 1 gdzie nasze wybory moralne miały istotny wpływ na przebieg fabuły, a strzelaniny nie były aż tak nachalne i przede wszystkim urozmaicane lepszą eksploracją otoczenia Infinite wypada biednie. Przy Deus Ex: Human Revolution wręcz żenująco słabo. Ale na Odyna, po zestawieniu go z 90% FPS-ów na rynku, ja chcę więcej takich bezmózgich FPS-ow. Deal with facts marny naśladowco doktora Housa. 8)
-
Świętoje*bliwym Amerykańcom wystarczyłby kawałek cycka, a już tytuł spotkał by się z ostrym ostracyzmem (ile to już było afer z taką np. serię GTA, czy Saint Rows?) Gra 18+, a jednak z obostrzeniami... dla Europejczyków. Rzeczywiście "smart move". Nie wiem, może jestem zwyrodniały, ale dopóki ND oficjalnie nie oświadczy że u nas nie wyjdzie wersja bez cenzury, to olewam zakup. (Tak wiem to tylko w multi, ale to tam spedze wiekszosc czasu z grą, t.j. w przypadku multi Uncharted 2 & 3). No ja pier... :confused:
-
Hah. No ja chciałem zakozaczyć, a obniżka poziomu była by dla mnie potwarzem. ;]
-
No ja właśnie ją ratowałem. 2-óch opancerzononych kolesi z minigunami, mech, 2 snajperzy i pół tuzina pomniejszych gnoi porozmieszczanych po 3 stronach, to chyba nie jest spacerek, jak nie ma się... nie wiem. Nie używałem dopalonego rewolweru, a zwykly karabin szturmowy i strzelbę. Gdyby nie 2 "Snickersy" po prawej, to mógłbym zapomnieć o jakiejkolwiek wygranej. Ochronę Smoczej Królowej też pewnie mogłem zwyczajnie wyminąć ale chciałem zdobyć nieco exp'a. Gratuluję hardkoru, bo ja tam sobie nie wyobrażam całej gry na Rambo, gdzie szło czasem ginąć poniżej 2 sekund.
-
Zacnie. Haha. Ja akurat nie miałem tego przy sobie. Kombo: Niewidzialność + Tajfun pośrodku 8 chłopa sprawdził się doskonale. Z Malik to już w ogóle był komedio-dramat, bo startowałem tylko z 1 baterią.
-
Głównie korzystałem z rewolweru. Oczywiście czasem gdy nadarzała się okazja to podbiegałem do dwóch typów wrzucając podwójnego finishera. Tajfun to również dobra opcja by wpaść w taki kocioł. Jensen w trakcie animacji jest nieśmiertelny, a ta broń ma całkiem niezły zasięg. Po wykupieniu wszystkich wszczepów niszczy nawet mechy. Wiem Zwyrol. Skończyłem go i nawet popełniłem krótką recenzję w tym dziale. Szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie przejścia niektórych momentów na hard bez dopakowanego Tajfunu (ratowanie tyłka Malik, rozprawienie się z ochroniarzami Smoczej Królewny po zamknięciu się w Panic Room'ie:)
-
Grałeś na harda? No własnie z bronią z pre-orderu. Bez niej chyba nie było by tak latwo? ^_-
-
Mnie koncentracja na skradance pozwoliła wykupić więcej ulepszeń na sianie pożogi w dalszych lokacjach. 8) Pod koniec gry miałem: - wszczep hakerski 5 poziomu - implant społecznościowy - 5 baterii - maximum prędkości ich odnawiania - ulepszony Tajfun - maksymalną niewidzialność - zero odrzutu z broni palnej - niewrażliwość na gaz - dłuższe skoki - dłuższy sprint A i tak wolałem czasem brać loada w razie wykrycia. Dodam że ze względu na bossów i roboty nosiłem całą masę żelaztwa, które przydało się także na całe tabuny "opętanych". Tym niemniej rozumiem narzekania. Nie dość że otwarta walka była znacznie bardziej ryzykowniejsza (1-3 sekundy i jesteś martwy), to jeszcze wychodziło się na niej gorzej.
-
^ Zgadza się.
-
Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią mi że MGS1 będzie co najwyżej klasykiem z 98' (będzie dobrze jeśli choć na płycie, w co zresztą też wątpię). Z drugiej strony oryginał to oryginał. Najlepiej widać to choćby a tym zestawieniu: Magic. Niby ładnie, "ale"... :confused: http://www.youtube.com/watch?v=gc6m4322PtI Brak tego "mrocznego" klimatu wymuszonego ograniczeniami ps1, nieco zmienione audio, które jak wiemy tak naprawdę stworzyło tę grę, debilizmy a'la Matrix w co drugiej scence akcji. Może jestem staroświecki, ale Taka wersja jaka swego czasu ukazała się na pc w pełni by mi wystarczyła: http://www.youtube.com/watch?v=vHwBlZc5g0U
-
No i ukończyłem w końcu ten tytuł. Tydzień grania! I to po średnio 7h dziennie. Poziom hard. 55% trofeów. Zwiedziłem chyba każdy zakamarek. Pominąłem zaledwie 2-3 zadania poboczne (nieświadomie). Przyznam że czegoś takiego naprawdę się nie spodziewałem. Bywało ciężko, w paru momentach nawet ekstremalnie ciężko (np. ratowanie tyłka Malik). Dziesiątki jeśli nie setki wgrywania stanu gry. Męczarnia z przechodzeniem danych poziomów bez żadnych zgonów, lub alarmów. Od końcówki w Montrealu ocena z czysto subiektywnego 9+/10 skoczyła na 10- i wiedziałem że pozostanie tam do końca. Gra tym samym strąciła z mego prywatnego Top 3 obecnej generacji Uncharted 2, czego akurat nie spodziewałem się po tytule z grafiką na "7" Ten tytuł naprawdę nie ma wad poza oprawą. Czego tu nie ma: 1. Akcje a'la MGS; snajperka na strzałki usypiające i paralizator jako najbardziej przydatne pukawki, szyby wentylacyjne, umykanie przed monitoringiem 2. Zabawa w hackera (długo się nie nudzi) 3. Plądrowanie ciał oraz mieszkań. 4. Solidna porcja rozwałki (moje faworyty: shotgun, karabin bojowy z tłumikiem i celownikiem optycznym, gatling gun) 5. Naprawdę szerokie rozwijanie naszej postaci (seria BioShock zdeklasowana) 6. Prowadzenie śledztw w postaci szukania dowodów, świadków itp. 7. Handel i ulepszanie broni Do tego wszystkiego naprawdę świetny klimat (choć imo serii BioShock nie przebił), świetnie rozpisane i emocjonalnie poprowadzone interaktywne dialogi, bardzo dobre udźwiękowienie i voice acting czołowych postaci oraz design i kolorystyka za którą należy się oczko w górę dla pracy grafików. Wady? Jak dla mnie w większości bez znaczenia: słabo poprowadzone walki z bossami - poza niezłą walką z "manekinem" praktycznie żadna nie dała rady, żmudne błądzenie w poszukiwaniu wolnych ścieżek na ulicach Chinatown (zapomniałem nazwy), odrobinę krztusząca się animacja na ulicach miast. Podsumowując; nie sądziłem że obecna generacja konsol zdominowana przez bezmózgie fpsy (COD, BF, MOH, KZ3, Crysis2) dostarczy mi także 3 najlepsze gry w tym samym ujęciu (Bioshock 1, BioShock Infinite, Deus Ex). 58 stron komentarzy w pełni uzasadnione. Mój czysto subiektywny werdykt: 10-/10
-
@ Square Obczaj Top 10 leaderboardu.
-
Z tym że zarzuty jakie użyłeś równie dobrze mógłbyś odnieść do poprzedników. Gdyby U3 byłby twoim pierwszym, za pewne podobnie bzdury zaczęły by ci doskwierać przy odpalaniu U1 lub U2. To po prostu taka konwencja, tak jak styl over the top w Batmanach od T. Burtona, czy Kill Billach Tarantino. Indiana Jones też nigdy nawet nie udawał bycia realnym. Może jako gówniarze zwyczajnie nie zwracaliśmy tam tylko uwagi na tego typu akcje. DS to akurat IMO słabe porównanie, bo ta seria z części na część ustępowała straszeniu na rzecz COD z potworami w kosmosie. Uncharted jest natomiast konsekwentny i stąd dziwi mnie wypominanie takich popierdółek jak skoki i wspinaczka z berettą w łapie.
-
Borze jaki bul dópy. Tommi obcykaj sobie choćby klasyczną trylogię Indiany Jonesa, a pierdół takich znajdziesz tam pie*dylion i jeszcze trochę. No, ale muszę przyznać ci rację, bo poprzedniki były realne że chooy. To samo mieliśmy w Uncharted 1. To samo mieliśmy w Uncharted 2. I nikt, kto wie na kim wzorowano postać Drake'a nie robi z tego rabanu:
-
Widzisz mnie scenariusz oraz fabuła Infinity wciągnęły bez reszty, że ani razu nawet nie pomyślałem o czymś takim. Zupełnie inaczej niż w Bio 1 i 2 gdzie co 5 minut robiłem save i load w razie niepowodzenia (choćby jeśli włączyłem niechybnie alarm podczas hakowania sejfu) Doszło do tego że przez ciągłą utratę $ bardzo późno zacząłem rozbudowę broni oraz wigorów, a i tak stykło mi chyba tylko na 2 max 3 ulepszenia samych wigorów. Również ograniczenie noszonej broni do 2 sztuk robiła swoje. Każde spotkanie z Handymanem = co najmniej jednemu zgonowi - nieporównywalnie (z Big Daddim) mobilna mapła, zaś chaos jaki miejscami miał miejsce, sky-liny, wrogowie walący ze wszystkich stron jednocześnie błyskawicznie ukrócał mi pasek życia. (mój błąd że zamiast tarczy inwestowałem głównie w długość pasku życia) Ograłem poprzedniki na hard, survival i bez vita chamber i nie pamiętam, abym tyle się tam namęczył. Może swoje zrobiło też wyłączenie asysty celowania, która w przypadku Infinite była standardowo włączona, a może zwyczajnie skill mi opadł. W Bio1 i 2 przed każdym starciem z tatuśkami mamy czas na zmianę amunicji, przygotowanie 6 giwer pod pazuchą, rozmieszczenie tuzina pułapek, zhackowanie kilku botów i przeprowadzanie go przez "ścieżkę zdrowia". Tutaj burdel z Handymanem i pół tuzinem pomniejszych kolesi atakujących z 3 stron równocześnie naprawdę mógł dawać czasem w kość. Ps Powyższy tekst dotyczy harda. Ps 2 Po zaliczeniu HC w DS2 każdy tytuł wydaje się spacerkiem
-
Brak jaj dla Survival w Bio1? Ejże przecie w razie każdego niepowodzenia można dowolnie brać load i save, load i save. Zupełnie inaczej niż w przypadku Infinite, gdzie nie zależnie od poziomu (no kończyłem na hard) tracimy przy każdym zgonie kasę i nie możemy mieć żadnych przenośnych medykamentów. Że o trybie 1999 nie wspomnę; 100$ przy zgonie, wywalenie do main menu w razie spłukania. Kiedyś byłem za możliwością zapisu w każdym momencie, ale dopiero przy okazji Infinite widzę jak psuło to kiedyś immersję.
-
Właśnie. Ten jeden patch jest akurat bardzo ważny. Bez niego próbując robić okręgi celownikiem wychodzą kwadraty. Widać że psiaki robiły ten tytuł w pośpiechu, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło im się wcześniej przesuwać terminu premiery. Stąd ostatni poziom może budzić niedosyt. Przy The Last Of Ass dali sobie więcej czasu i słusznie. @ YETI No to ja już nie wiem, może przybyło trochę nowych graczy dzięki F2P. Ja najwyraźniej mam za słabe łącze, bo znajomi z USA, których czynię liderami mapy DLC znajdują zwykle szybciej. Tym nie mniej nawet oni mieli czasem problem z DLC w trybie Klasyczny.