O, RE4. Nie było tu jeszcze dyskusji o tym niesamowitym tytule, ale do rzeczy.
Ocenianie jej głównie przez pryzmat formuły RE1-3 mija się z celem. Żaden inny resident nie ma zaimplementowanych tylu dobrych pomysłów, na zróżnicowany gameplay, przeciwników i bossów. Całkowite odcięcie się od tematyki Racoon City, Umbrelii i zombiaków, na rzecz świeżutkiego mixu The Thing, Lovecrofta, Commando i Texas Chainsaw, którym można by odzielić 3 najstępne gry, to był strzał w 10-tkę.
Czwórka otworzyła furtkę, (pipi)nie zwanej RE5 i 6, ale w odróżnieniu od tych gier wiedziała czym jest. Lepszego wytłumaczenia fenomenu tej odsłony niż poniżej nie znajdziesz i szczerze polecam je każdemu, kto dotąd go nie zrozumiał.