No to ja się wypowiem nt. samej gry
The Last Guardian to produkcja, którą można śmiało nazywać dziełem sztuki. Dziełem niedoskonałym, często problematycznym ale pięknym w sensie przedstawionej wizji. Ueda jest w 100% wierny koncepcją przedstawionym we wcześniejszych grach, a sam TLG wydaje się właśnie taką krzyżówką ICO z Shadow of the Colossus. Produkcja nie jest rozbudowana, myślę iż wiele indyków pod tym względem bije produkcję Japończyków na głowę, ale to nie o to chodzi. The Last Guardian jest genialny w swoim minimalizmie.
Prosta historia została zamieniana w wielką przygodę, gdzie nasz bohater oswaja wydawałoby się nieoswajalną bestię. Ich przyjaźń kwitnie, a emocje jakie temu towarzyszą przypominają budowę relacji z naszymi domowymi zwierzakami, acz w znacznie bardziej monumentalnej skali. Jest etap strachu i agresji, później neutralności a na końcu przyjaźń gdzie jeden za drugiego odda życie i to jest piękne
TLG przypomina nam o najpiękniejszych chwilach z dzieciństwa, kiedy chciało się być częścią przedstawionego w grze świata. W zalewie wszystkich Unchartedów, Gears of Warów czy Battlefieldów, TLG jest wyjątkowy, a klimat kupił nawet moją kobitę, która za grami raczej nie przepada Wczuła się w relacje Giganta z maluchem i bardzo była zainteresowana jak to się dalej potoczy.
Sam gameplay nie jest rozbudowany, ale to nie znaczy, że mamy do czynienia z "samograjem". Rozgrywka jest tylko pretekstem do przedstawienia relacji, ale i tak trzeba się wysilić by popchnąć grę dalej. Sekcje platformowe z czasem są naprawdę rozbudowane i trzeba dobrze się rozejrzeć by skoczyć tam gdzie trzeba. Odpowiednie wykorzystanie Trico też ma niebagatelne znaczenie. Produkcje docenią na pewno wszyscy Ci, którzy dość mają automatyzów. Tutaj trzeba wyliczyć moment skoku i w odpowiednim momencie się złapać, bo inaczej lecimy w dół i koniec. To nie Uncharted...z całym szacunkiem dla niego
To taki skrót - na szybko i w mocnym uproszczeniu Ja polecam gorąco, mimo archaicznej grafiki i dużej ilości problemów. Choć faktycznie kamera doprowadza czasem do szału, a wydajność nakazuje wątpić w dział techniczny, to kiedy jednak zestawimy to z innymi tegorocznymi grami, dojdziemy do bardzo prostego wniosku. The Last Guardian to powiew świeżości i nadzieją na to, że gaming się jeszcze nie skończył. W zalewie podobnych do siebie tytułów, to właśnie TLG wywołuje u mnie radość i przypomina czym jest konsola i dlaczego właśnie tą formę grania wybrałem kilka lat temu.